W lakierkach i w klapkach na Giewont

avatar użytkownika Anonim

Metorolodzy twierdzą, że mamy za sobą ostatni taki ciepły weekend tegorocznego lata.           

          Wprawdzie w górach jesień bywa równie urocza, ale szczyt urlopowego sezonu przypada w Polsce na lipiec i sierpień. Nic więc dziwnego,że turyści oblegają Tatry. W ogonku do kolejki linowej na Kasprowy Wierch trzeba odstać w Kuźnicach nawet cztery godziny, ale mało kto decyduje się na pieszą wędrówkę.
          Ludzie są nie tylko wygodni, ale także beztroscy i nieodpowiedzialni.Jak zauważył zakopiański reporter Radia RMF FM, popularny dziś strój na tatrzańskich szlakach to lakierki, klapki i sandały na nogach. Przed wejściem na szczyt Giewontu ustawiają się spore kolejki tak "świetnie" wyposażonych amatorów gór.
          - Ciężko, ale jakoś damy radę - powiedział dziennikarzowi turysta w lakierkach.
          A ci, którzy wybrali się na zakończoną ostrym podejściem wycieczkę w klapkach dodali:
          - Bardzo wygodnie, lekko. Choć czasem wpadają kamyczki. Jesteśmy prawdziwymi bohaterami - dodają miłośnicy gór, którzy na szlak wybrali się w klapkach.
         To jednak wcale nie bohaterstwo, ale totalna głupota.

1 komentarz

avatar użytkownika Krzysztofjaw

1. @Sowińcu

Witam

Tak było zawsze odkąd pamiętam. Może teraz po prostu tylko większa ilość bezmózgowych turystów.

Na szczęście jeszcze w Polsce nie doprowadzono do absurdu i nie podjeżdża sie pod sam szczyt samochodami (jak Czesi na Śnieżkę).

Swego czasu wchodziłem na Kościelec w Tatrach (teraz nie wiem, ale wtedy był to szczyt "bezszlakowy", czyli bez zabezpieczeń i bardzo niebezpieczny - koniec lat 80-tych). W czasie zejścia napotkałem wchodzących ojca z dzieckim w... "pepegach, czyli cos na kształt trampek). Zwróciłem uwagę na niebezpieczeństwo, ale ojciec mnie ofukał. Nie wiem dlaczego, ale wstrzymałem swoje zejście i powtrórnie za nimi zacząłem wchodzic na szczyt... no i w sumie chyba dziewczynkę uratowałem, bo obsunęła się na skałce, zatrzymała i dostała "paraliżu ruchu" (czyli "ani do przodu, ani do tyłu" - częste zjawisko u niedoświadczonych "górołazów"). Sprowadziłęm ja bezpiecznie na dół a tatuś mnie przeprazał i dziękował... Bezmyślnośc w górach nieraz mnie przeraża. Mam wiele jeszcze wspomnień... bo przechodzłem polskie, słowackie i czaskie wszystkie... a później wspinałem się z uprzężą... Przez ostatnie lata troche zaniechałem, ale jakoś tęsknię i chyba znów zacznę chodzic po górach....
Pozdrawiam

Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)