Jednym z najbardziej skutecznych narzędzi wspomagających władzę Platformy jest sojusz rządowo-medialny, który pozwala skutecznie unikać otwartej debaty rządu z autentyczną opinią publiczną. Dzięki temu premier Tusk może sobie ustawiać konferencje prasowe i być pewnym, że nie usłyszy dociekliwego pytania o żaden konkret. Ba, może udawać, że nie czyta gazet ani nie ogląda telewizji, ani nie słucha radia i nie używa internetu. Po prostu ma bogate życie wewnętrzne i nie potrzebuje mediów, żeby wiedzieć, co narodowi na sercu leży.

Właśnie przeczytałem odpowiedź rządu na zarzuty Jarosława Kaczyńskiego, że zakwestionowano prawo wyjazdu prezydenta z rodzinami katyńskimi na uroczystości. Odpowiedź brzmi tak:  Na obchody 70. rocznicy mordu katyńskiego premiera Tuska 3 lutego zaprosił premier Putin. Wizyta przygotowana była na szczeblu rządowym, nie przewidywała obecności prezydenta. 

Krótko i węzłowato, Putin zaprosił Tuska, a Kaczyńskiego nie zaprosił, więc o czym tu gadać ? Równie dobrze rząd mógł odpowiedzieć, że Moskwa locuta causa finita,  byłoby jeszcze zwięźlej. I to jest właśnie klasyczny przykład pozorowanej odpowiedzi w wykonaniu Donalda Tuska, czyli wykręcania kota ogonem.

Przypomnę, że corocznie, właśnie 10 kwietnia każdego roku, a nie jak premier 7 kwietnia, organizowano wyjazd prezydenta na cmentarz katyński.  Tymczasem po telefonie Władimira Putina do Donalda Tuska członkowie jego gabinetu zaczęli ogłaszać wprost, że do Katynia nikt prezydenta nie zaprasza –mówił Kaczyński w wywiadzie dla Gazety Polskiej.

Nie ma tu potrzeby dywagować, czym jest dla Polaków mord katyński, jeden z tragicznych elementów tożsamości narodowej, którego wpływu na życie społeczne w Polsce po 1945 roku nie da się przecenić - podobnie fundamentalny jak sławny sierpień w latach 1944 i 1980. To są monumentalne kwestie narodowe i obecność głowy państwa na jubileuszowych uroczystościach narzuca się sama i dla każdego. Takie obchody mają status zbliżony do 11 listopada, Dnia Niepodległości.Tutaj nie mogło być żadnych wątpliwości, że uczestnictwo Lecha Kaczyńskiego było nie tylko tradycją, ale nadawało właściwą rangę wydarzeniu. Tak, chodzi o rangę pamięci narodowej w Polsce i tutaj żaden Putin nie powinien mieć nic do powiedzenia.

Nie ma możliwości, żeby premier Tusk nie był świadomy tego oczywistego faktu. Przecież każde rozwiązanie eliminujące z tych obchodów prezydenta Kaczyńskiego budziło podejrzenie o grę polityczną, to każdy głupi wiedział. Jak sobie Tusk wyobrażał pojednanie z Rosją za plecami urzędującej głowy państwa ? Dlatego zadaję to pytanie w tytule postu – dlaczego premier Tusk nie nalegał na jednoczesny udział prezydenta ?

Jeśli zaś protokół dyplomatyczny faktycznie stał na przeszkodzie, to trzeba było zwyczajnie odmówić albo ustalić inną formułę z udziałem głowy państwa polskiego. Ot, choćby zaprosić Putina na obchody 10 kwietnia razem z prezydentem. Śmiałości naszemu premierowi przecież nie brakuje, nie tak dawno ostro potraktował Amerykanów przy okazji tarczy antyrakietowej: Albo Amerykanie uwzględnią nasze warunki i postulaty, albo nie będzie tarczy.  I jakoś jego wierny Graś nie zamamrotał wtedy po swojemu, że to może być źle odebrane przez sojusznika.

Nie sądzę, żeby zabrakło odwagi polskiemu premierowi w takim postawieniu sprawy wobec rosyjskiego premiera, żeby nie ucierpiała polska racja stanu i polski prestiż. Zatem nadal nie rozumiem, dlaczego premier Donald Tusk nie powiedział premierowi Władimirowi Putinowi, że pamięć ofiar katyńskich ma tak doniosłą wagę dla tożsamości narodowej Polaków, że obecność głowy państwa jest niezbędna.

Dlaczego polski premier zgodził się na żądanie rosyjskiego premiera, żeby zignorować polskiego prezydenta ? Czy naprawdę żyjemy już w takim kraju, w którym rosyjskiemu premierowi się nie odmawia ?

http://wyborcza.pl/1,75478,8139644,Kaczynski_o_katastrofie__rzad_o_katastrofie.html#ixzz0tqCq3NOq

http://wyborcza.pl/dziennikarze/1,84009,4963342.html#ixzz0tq55RkJr