Monopol władzy jest OK

avatar użytkownika igorczajka

Naprawdę serdecznie i szczerze mam dość oglądania, czytania i słuchania wszelkich przejawów toczącej się wojny polsko-polskiej. Jak widz horrorów zerkam jednak nieustannie przez szpary między palcami, powodowany ciekawością biorącą górę nad obrzydzeniem. Gdy jednak przychodzi przerwa na reklamy i zamiast w telewizor zerkam na drzewa, chwilowe wyciszenie produkuje nieco refleksji.Bo przecież nie o wojnę żadną tu chodzi. Nie o zdobycie elektoratu. Nie o polityczne wpływy. Gra toczy się o coś znacznie poważniejszego. Można by zwalać wszystko na kwestię osobistych ułomności poszczególnych polityków czy dziennikarzy, na brak ich wyczucia, nieporadność czy złą wolę. Jednak problem nie dotyczy tylko polityków i ich niewłaściwych odzywek. Cel jaki jawi się na horyzoncie tych pozornie chaotycznych działań, cel, który nie jest przez większość aktorów publicznej sceny rozpoznany i zdefiniowany, tym celem jest zamknięcie jak największej liczby ludzi w gettach.

Dawno temu zastanawiałem się po co program pierwszy polskiego radia nadaje co godzinę komunikaty o liczbie wypadków drogowych, rabunków i innych nieszczęść. Zrozumiałem, gdy dotarło do mnie jak często moja Babcia przestrzega mnie przed nocnymi spacerami, jazdą samochodem i innymi nieodpowiedzialnymi zachowaniami. Otóż komunikaty programu pierwszego były i są częścią zakrojonej na dużo szerszą skalę akcji zatrzymywania emerytów w domu. Wiadomo wszakże, że gdy problemu nie widać to go nie ma, a skoro na ulicach pogłowie staruszek jest niskie, to pozwala trwać młodzieży rozpędzonej w produkcyjnym wieku, w fałszywym przekonaniu, że społeczeństwo wcale się nie starzeje, a bycie emerytem zdarza się mało komu. „Żyj szybko, kochaj mocno, umieraj młodo”.

Cała ta tak zwana palikotyzacja polityki ma podobne i pokrewne cele. Po pierwsze im więcej osób przecież zniechęcimy nie tylko do polityki jako takiej, ale do jakiejkolwiek aktywności społecznej, im więcej osób będzie przekonanych, że polityka to szambo i nic poza tym, tym łatwiej będzie korporacyjnie zamknąć środowiska władzy dla określonych synekur.

Po drugie, budując atmosferę absurdu, niszcząc jakiekolwiek resztki płaszczyzn dialogu, rozmontowując wspólnoty pojęć budowane latami pracowicie przez filozofów, pozbawiamy sensu dialog i dyskusję jako taką. Jeśli bowiem zwykłe ordynarne pospolite chamstwo nazywamy odwagą mówienia niewygodnej prawdy, jeśli jawne kłamstwo i manipulację nazywamy dziennikarską rzetelnością i poszukiwaniem obiektywnej prawdy, zaś w drugą stronę jeśli zwracanie uwagi na logiczne sprzeczności w jakiejś wypowiedzi nazywamy ksenofobicznym przegięciem i paranoją spiskową – to przecież jasne jest że dyskutować się w takich warunkach nie da.

Dawniej oszczercę, kłamcę albo pomawiacza wyzwałoby się na ubitą ziemię i albo go skarciło, albo zastrzeliło, jeśliby okazywał się niereformowalny. Dzisiaj jest to zabronione i dlatego można każdego zmieszać z błotem. Okazuje się że nawet milczeć można agresywnie. Jak na taką sytuację reagują rozsądni ludzie? „Nie będę przecież się zniżał do jego poziomu, macham ręka i zajmuję się swoimi sprawami. Nie ma sensu zmieniać świata, bo to porywanie się z motyką na słońce”. I o to właśnie chodzi w tym doprowadzaniu spraw do absurdu.

Obedrzeć każdy rodzaj publicznej aktywności z godności, szacunku i intelektualnej uczciwości. W tym kierunku działała michnikowszczyzna, ale w te cele wpisują się również wszelkie tańce z gwiazdami, big brothery i wizyty u Wojewódzkiego, w których nie ma żadnej treści, bo treść jest przecież niepożądana. Doprowadzić do sytuacji, gdy na samą myśl, że można by coś zrobić dla innych, co nie daj Boże dojdzie do prasy – w rozsądnych ludziach wywoła taką gęsią skórkę, że wrócą szybciutko do swoich czterech ścian lub czterech rogów warzywnego ogródka. W te cele wpisują się gadające głowy powielające w nieskończoność dyrdymały, by przekonać nas, że jesteśmy mądrzejsi od pana profesora z telewizji, a widocznie nawet profesor, gdy wchodzi do studia zamienia się w kretyna, więc od telewizji należy trzymać się z daleka.

Z prezydentem Kwaśniewskim rzadko się zgadzam, ale ostatnio ostudził zapędy jakiegoś krewkiego dziennikarza słowami, które od dłuższego czasu kołaczą mi się po głowie: to nie monopolizacja władzy przez Platformę Obywatelską jest zagrożeniem. Monopol władzy jest narzędziem, które pozwala skutecznie rządzić. Rząd jednopartyjny uniemożliwia zwalanie winy na koalicjanta. Prezydent z tej samej formacji w naturalny sposób lepiej z rządem współpracuje. To jest dobra dla demokracji sytuacja i wcale nie niebezpieczna.

Problem naszej demokracji i naszego niemałego wcale kraju polega na zupełnie czymś innym. Oprócz opisywanej już długo i równie jałowo fasadowości podstawowych instytucji trójpodziału władzy, oprócz fikcji funkcjonowania systemu społecznej kontroli, czyli tzw. czwartej władzy, jest jeszcze problem najbardziej podstawowy. A ponieważ jest to problem najtrudniejszy do rozwiazania, ludzie starają się nauczyć z nim jakoś żyć i funkcjonować w tych warunkach braku podstawowych zasad, zaczynając traktować ten stan jako naturalny.

Problemem tym jest wspomniana dekonstrukcja podstawowych pojęć porządkujących sferę publicznego dyskursu. Absolutnie wszyscy zaczynają się łapać w te sidła twierdząc np. że Kaczyński naraża się na ataki, bo coś niewłaściwie powiedział, albo inteligentni ludzie przekonują mnie, że Palikot jest potrzebny bo mówi rzeczy, których inni boją się powiedzieć. Dużo można zarzucić zarówno PiS-owi jak i PO, każdy czasem chlapnie coś głupiego. Jednak żeby dyskusja była konstruktywna i skuteczna, musi mieć choć luźny związek z faktami, z rzeczywistością. Proporcje muszą być zachowane. Przecież wystarczy z uwagą wczytać się w napisane słowa, przeczytać prosty tekst ze zrozumieniem, by zauważyć, jaka jest prawda. Ja coraz częściej mam ochotę odpowiadać, że Kopernik była kobietą!!! Bo jeśli Kaczyński w swoich wypowiedziach jest agresywny, a Palikot tylko głośno mówi to, co myślą prości ludzie - to żyjemy w bunkrach z Seksmisji. Ja wychodzę. (I o to właśnie IM chodzi) ;-)

1 komentarz

avatar użytkownika amarietta

1. no tak,

i coraz częściej mam wrażenie, że żyję w czasach prawie identycznych do tych, z czasów dzieciństwa: w domu i okolicy prywatnie ludzie mówią to, co i ja myślę, zaś w tv i in.mediach "leci" jedynie słuszna "prawda"