Mick Jagger mówi do nas (część 3)
Deżawi, sob., 10/07/2010 - 18:59
Post opublikowany pierwotnie na Salonie 24 [13-07-2009]:
Zacznę od kina. Czym jest kino? Posłużę się kilkoma zwięzłymi definicjami i wypowiedziami.
Początków kina dzisiejszego musimy szukać w kinie niemym. Wówczas kino nazywało się "iluzjon". Dlaczego tę nazwę porzucono na rzecz "cinema" (kinematograf, kino)? Nie wiadomo.
Iluzjon - nazwa kina używana w początkowym okresie filmu niemego (z łac.)
Iluzja - doznawanie wrażenia, że się widzi coś, czego w rzeczywistości nie ma, zniekształcone widzenie lub błędna interpretacja czegoś, subiektywna ocena sytuacji lub mających nastąpić wydarzeń; złudzenie, złuda, urojenie.
[Słownik języka polskiego]
Może twórcom nowej dziedziny sztuki zaczęło przeszkadzać takie bezpośrednie kojarzenie iluzjon - iluzja? Nieważne. Przytoczę teraz cztery myśli odnoszące się do kina:
-- "Ze wszystkich sztuk najważniejszy jest dla nas film" (Włodzimierz Iljicz Lenin)
-- "Kino nie jest sztuką filmowania życia. Kino jest tym, co jest między sztuką i życiem" (Jean-Luc Godard)
-- "Każdy montaż jest kłamstwem" (Jean-Luc Godard)
-- "Robię filmy dla zabicia czasu" (Jean-Luc Godard)
Jean-Luc Godard
Jean-Luc Godard (ur. 1930 r.) - reżyser i krytyk filmowy, współtwórca francuskiej "nowej fali". Zadeklarowany anarchista, nihilista, maoista, radykalny komunista; wydaje się być taki do dziś (o tym dalej). Autor wielu kontrowersyjnych filmów, pracował z takimi aktorami jak: Brigitte Bardotte, Jean-Paul Belmondo, Michel Piccoli, Ives Montandes. W swych filmach wyrażał filozofie egzystencjalizmu i marksizmu. Publikuje artykuł w nr. 52/1972 awangardowego pisma literackiego "Tel Quel" ("jakie jest"). Magazyn był wydawany w latach 1960-82, opierał się o następujących myślicieli: Immanuela Kanta, Fryderyka Nitzsche, Jean-Jacquesa Rousseau, George Hegla, Karola Marksa, Zygmunta Freuda, Włodzimierza I. Lenina, Franza Kafki, Jamesa Joyce'a. Z pismem "Tel Quel" współpracowali m.in. Bernard-Henri Lévy i Umberto Eco.
"Socjalizm" (film)
Jean-Luc Godard na wiosnę 2010 ukończył film pt. "Socjalizm". Film o rozwoju i wpływach socjalizmu na dzieje w Europie. "...Akcja opowieści rozgrywa się podczas rejsu po Morzu Śródziemnym na statku pasażerskim, zawijającym do portów w Egipcie, Izraelu, Odessy, Grecji, Neapolu i Barcelony. Na pokładzie wycieczkowca spotykają się ludzie z różnych miejsc świata: moskiewski policjant, zbrodniarz wojenny nieznanego pochodzenia, francuski filozof, amerykańska piosenkarka (w tej roli Patti Smith), palestyński ambasador i były podwójny agent. Druga wersja scenariusza jest o rodzinie z dwójką dzieci. Film zaprezentowano na specjalnym premierowym pokazie w Cannes, a Godard po raz pierwszy w historii przygotował specjalny materiał promujący swój najnowszy film. Mimo tak dobrze przygotowanej kampanii reklamowej i szumnych zapowiedzi, "Socjalizm" poniósł totalną klęskę - był największym rozczarowaniem festiwalu."
[www.stopklatka.pl; en.wikipedia.org].
Dystrybucją filmu ma się zająć filozof Alain Badiou i piosenkarka Patti Smith.
"Zagubieni. W poszukiwaniu sześciorga spośród sześciu milionów" (film)
Jeszcze w tym roku, 2009 Jean-Luc Godard ma rozpocząć zdjęcia do kolejnego filmu, tym razem opartego na bestsellerze Daniela Mendelsohna pt. "Zagubieni. W poszukiwaniu sześciorga spośród sześciu milionów". Jest to historia amerykańskiego, żydowskiego pochodzenia dziennikarza "New York Timesa" (ur. 1960 r.), opisującego długoletnie poszukiwania informacji o swoich najbliższych - Żydach z polskiej wsi Bolechów (obecnie Białoruś). Książka o winie i zbiorowej odpowiedzialności, przetłumaczona na 12 języków, nagrodzona w 2007, we Francji prestiżowym wyróżnieniem "Prix Medicis". W Polsce wydana rok temu, w 2008, przez wydawnictwo "Czarna", 664 ss. "...Daniel Mendelsohn, filolog klasyczny, autor cenionych książek, podejmuje misję niemal niemożliwą do zrealizowania: postanawia odkryć, co stało się z jego rodziną podczas drugiej wojny światowej, jaki był los Szmila, najstarszego brata dziadka, jego żony i czterech córek - sześciu Żydów z sześciu miliona zamordowanych podczas Zagłady. Sześć milionów - to tylko przerażająca liczba, która nie pozwala uzmysłowić sobie ogromu całej tragedii. Inaczej jest z sześcioma konkretnymi osobami, mają one imiona i nazwiska, można ujrzeć je na fotografii..."
["Rzeczpospolita", 1 lipca 2009]
Książka jest stosunkowo nowa, więc brak jakichkolwiek recenzji nie dziwi. Cała otoczka wokół niej i na jak tak głośny bestseller na Zachodzie, panuje dziwna, złowroga cisza. Ciekawe też, co wyjdzie Jean-Luc Godardowi? Równanie z dwoma niewiadomymi. Nazwiska twórców nie wróżą wcale pochwał "Sprawiedliwym wśród Narodów Świata". Będzie kolejna nagonka na Polskę?
Jean-Luc Godard wypowiedział się kiedyś o powojennej francuskiej młodzieży: "dzieci Marksa i coca-coli"
[Jerzy Płażewski, Historia filmu dla każdego (1895-1980), Warszawa 1986, str. 202]
Rewolucja 1968
Jesteśmy teraz w 1968 roku: "Im więcej się kocham, tym bardziej chcę robić rewolucję, im bardziej robię rewolucję, tym więcej chcę się kochać. To jedno z tysięcy haseł wypisywanych na murach Sorbony i innych gmachów Paryża w maju 1968 r. Tak się dotąd ani o rewolucji, ani o miłości nie mówiło. Nie łączyło się polityki z seksem. A już na pewno nie w salach szacownych świątyń wiedzy. Tylko że to jest rok światowej rewolty studentów i nagle wszystko jest możliwe. Wszak „zabrania się zabraniać”, a „wyobraźnia bierze władzę”, jak krzyczą z murów slogany powtarzane w Berlinie Zachodnim, Mediolanie, Zurychu, Londynie, Amsterdamie, Kordobie, San Francisco, Buenos Aires.
Argentyński pisarz Julio Cortazar pisze wiersz-migawkę z majowej paryskiej ulicy:
„Słuchaj, jedyna, słuchaj hałasu ulicy/
To jest dzisiejszy wiersz, to jest dzisiejsza miłość. Raz jeszcze rytm jest jedynym przejściem: Rodin, Ucello, Cohn-Bendit, Nanterre/
pierwsza barykada na Boul’Mich o świcie, filiżaneczka kawy pośród manifestantów, czasami czułość/
Rytm nocy w głosie Marcuse’a, hałas uliczny, Levi-Strauss, Jewtuszenko, nazwy miłości zmieniają się jak dni, dziś to Jean-Luc Godard, a jutro Polański/
studenci atakują czas pod pałkami bestii w skórach”
(przeł. Zofia Chądzyńska).
Bestie w skórach to francuskie ZOMO, wyprowadzone na ulice Paryża przeciwko studenckim radykałom. Daniel Cohn-Bendit to idol młodej kontestacji. „Wszyscy jesteśmy niemieckimi Żydami” – skandują paryscy studenci, gdy tuba francuskiej stalinowskiej partii komunistycznej dziennik „L’Humanité” składa donos na Cohn-Bendita, że jest niemieckim Żydem, który robi zamieszanie w nie swoim domu. Bo młoda kontestacja, choć maszerowała pod czerwonymi sztandarami i portretami Marksa, Lenina i Mao, budziła w Europie i USA niechęć establishmentu tak samo jak ortodoksyjnej, starej lewicy. Establishment obawiał się, że bunt młodych zburzy ład społeczny, stara lewica – że ośmieszy rewolucję społeczną. Oni nie są ani komunistami, ani socjalistami – grzmiał guru amerykańskich liberałów (czyli politycznej lewicy) Walter Lippmann – oni są nihilistami. Fakt, że rewolta często przybierała formę karnawału, wielkiego odlotu, teatru ulicznego, ale to właśnie na tym polegała jej nowość i atrakcyjność. Była jak groch z kapustą, mieszała wszystko ze wszystkim, rzeczy poważne z wygłupami. Młodzi odrzucili tradycyjną hierarchię i autorytety i zastąpili je swoimi. Chrystus, proszę bardzo, ale w dżinsach i pod ramię z Buddą. Marks – OK, ale razem z anarchistą Bakuninem i wiecznym rewolucjonistą Trockim. Klasycy literatury – jak najbardziej, ale czytamy też „Wilka stepowego” i „Grę szklanych paciorków” Hermana Hessego, „Nauki Don Juana” Carlosa Castanedy, „Zieleni się Ameryka” Charlesa Reicha, poezje Allena Ginsberga i innych beatników. No i naturalnie słuchamy rocka, palimy marihuanę, zażywamy LSD. Muzyka i narkotyki były sakramentami: otwierały wrota świadomości, czyli uwalniały od uwarunkowań zakrywających przed nami pełną prawdę o tym, kim jesteśmy..."
[Adam Szostkiewicz, Bunt młodych, "Polityka", 13 stycznia 2008]
Frakcja Czerwonej Armii wspierana przez Stasi
Słowo o naszych zachodnich sąsiadach. Na buncie ideologii 1968 r. powstał terroryzm RAF (Frakcja Czerwonej Armii), wielu z nas pamięta zamachy grupy Baader -Meinhof . Jest taki ciekawy artykuł o filmie dokumentalnym, nawiązującym do tych wszystkich wydarzeń. Więc jest rok 1968, bunt młodzieży, RAF, Komuna I, anarchia, hedonizm, seks "każdy z każdym" i niemal non stop LSD, a w tle rewolucja i Karol Marks. Przewijają się tam także ciekawe nazwiska: oprócz wiodących niemieckich działaczy terrorystycznych, muzycy Jimi Hendrix, Mick Jagger, Keith Richards i późniejszy polityk partii Zielonych i minister Joschka Fischer. Trzeba dodać, że bandyci z RAF, ścigani przez zachodnioniemiecką policję znajdywali schronienie we wschodnich Niemczech, pod parasolem Stasi. Dramaturg Nicolas Stemann w sztuce "German Roots" ("Niemieckie korzenie"), przedstawił pokolenia pewnej rodziny. Pierwsze było nazistami, drugie terrorystami RAF, obecne, trzecie jest zobojętniałe na wszystko. Całość w korespondencji z Berlina.
[Piotr Jendroszczyk, Plus minus, "Rzeczpospolita", 17 lutego 2007]
W Niemczech kompleks już drugiego pokolenia.
Prof. Grzegorz Kucharczyk, "Dwie rewolucje - 1789 i 1969", Nasz Dziennik, 7-8 listopada 2009
Mniej więcej w takim oto klimacie buntów i rewolucji spotykają się i zapoznają Mick Jagger z Jean-Luc Godardem. W 1968 r. dochodzi do nakręcenia dokumentalnego filmu "Sympathy for the Devil" ("One plus One") ["Współczucie dla diabła" ("Jeden plus jeden")]. Główny wątek filmu to "podglądanie" prób i sesji nagraniowych The Rolling Stones, którzy pracowali wówczas nad utworem "Sympathy for the Devil". W 1967. Mick Jagger, Keith Richards i Brian Jones kilkakrotnie trafiali na krótko do więzienia za posiadanie narkotyków. Na szczęście w następnym roku zebrali się w sobie i wrócili do formy, czego dowodem był przebojowy singel "Jumping Jack Flash" i album "Beggars Banquet", z którego pochodzi utwór "Sympathy for the Devil". Ten niezwykle interesujący film dokumentuje pracę muzyków w Olympic Studios, kiedy nadawali "Sympathy" ostateczny kształt. Niestety film jest również dokumentem powolnego upadku Briana Jonesa, który zmarł w lipcu 1969. Koledzy z zespołu zdawali się nie dostrzegać jego coraz większych problemów z koncentracją i oddalania się od zespołu, który wraz z nimi zakładał sześć lat wcześniej. Warstwa muzyczna filmu inkrustowana jest scenami dokumentalnymi, a w tle słychać głos narratora opowiadającego o rewolucji i marksizmie, które to tematy były szczególnie bliskie sercu Godarda. Należy też pamiętać, że rok 1968 był rokiem szczególnie burzliwym w odstępie kilku tygodni zostali zamordowani Martin Luther King i Robert Kennedy, a w Londynie i Paryżu doszło do zamieszek, choć z zupełnie innych powodów. Czas: 110 min.
[www.rockserwis.pl].
W następnym roku, 6 grudnia 1969, słynny tragiczny festiwal w Altamont. Festiwal uznawany jest dziś zgodnie przez większość znawców za "pogrzeb" epoki "flower power". Należy pamiętać, że przed samym festiwalem nic tego nie zapowiadało. Kilka miesięcy wcześniej odbył się legendarny Woodstock. Do Altamont, Mick Jagger jako ochroniarzy zatrudnił... gangsterów z Hells Angels (szczegóły w poprzedniej części). Nie wiedział kim są? Raczej wątpliwe. Gang Hells Angels istniał już ponad 20 lat, został założony w 1948 r. Poza tym proszę sobie wyobrazić agecję ochrony o nazwie "Anioły Piekieł". Czy ktokolwiek takiej agencji powierzyłby swoje mienie...? Po wielu latach wyszła na jaw jeszcze jedna sprawa. Na krótko po Altamont, Hells Angels zaplanowali zamach na życie swego byłego pracodawcy, Micka Jaggera, mieszkającego na wyspie Long Island. Zamach ponoć udaremnił sztorm, niszcząc łódź. Gangsterzy podobno nie mogli darować M. Jaggerowi, że obarczył ich odpowiedzialnością za zamieszki i morderstwo na festiwalu. [Paulina Wilk, "Rzeczpospolita", 4 marca 2008]. "Gimme Shelter" to tytuł dokumentalnego filmu o festiwalu w Altamont. Reżyserzy Albert i David Maysles oraz Charlotte Zwerin oddali pełną dramaturgię tego pamiętnego festiwalu. Premiera filmu miała miejsce 6 grudnia 1970, dokładnie w rok po wydarzeniach. Czas: 91 min.
Na koniec tego rozważania o wypadkach w Altamont o symbolice daty. 6 grudnia nie przypadkowo został wybrany na festiwal. Dla większości ludzi wiadomo powszechnie, co oznacza dzień Św. Mikołaja (radość dawania najbliższym podarków, okazywanie miłości). Jak podaje wikipedia w haśle "Ruch hippisowski": "Św. Mikołaj" krążył pośród tłumu i rozdawał LSD i marihuanę. Nic już tu nie wymaga komentarza, co symbolizował Św. Mikołaj w ruchu "flower-power" (dzieci-kwiaty). Przy okazji dodam jeszcze, że jedyny koncert Madonny w Polsce, również został dobrany z wyjątkową perfidią. Jest to jedyne polskie święto, skupiające w takim wymiarze tradycje religijne i patriotyczno-niepodległościowe.
Co to jest film dokumentalny? Bolesław Michałek w książce "Notes filmowy", na str. 147, pisze: "...te filmy powstają ze spotkania kamery z rzeczywistością, to w sztuce dokumentalnej pojawia się ktoś trzeci: autor, jego indywidualność, jego własna interpretacja tematu i zebranego materiału, jego własna wrażliwość, jego pogląd na świat. Jean Vigo, kiedy realizował jeden z największych i najważniejszych dla historii kina film "A propos Nicei", zaopatrzył go podtytułem "Point de vue documente" ("udokumentowany punkt widzenia"). Vigo uchwycił istotę tej trudnej sztuki: nie tylko dokument, nie tylko bezosobowa rejestracja jakiejś rzeczywistości, nie tylko podporządkowanie się obiektywistycznej logice - lecz punkt widzenia autora, udokumentowany punkt widzenia..." Pamiętajmy o tym ogladając każdy film dokumentalny.
Studio filmowe "Jagged Film"
W 1995 r. Mick Jagger wraz z Victorią Pearman utworzył studio filmowe "Jagged Film".Jednym z pierwszych i ważniejszych przedsięwzięć nowego studia był film "Enigma" (2001).
Film w reżyserii Michaela Apteda, znanego ze "Świata to za mało" ("James Bond" z 1999, w rolach głównych Pierce Brosnan i Sophie Marceau, budżet filmu 135 mln. dol.). W "Enigmie" jedną z głównych ról zagrała Kate Winslet. Oto początek recenzji Łukasza Figielskiego o filmie "Enigma": "Kryminalne romansidło z czasów II wojny światowej z wątkiem psychologicznym i retrospektywiczną chwilami narracją. Rzecz jest ciekawa, lecz w tej, mającej kilka nieoczekiwanych zwrotów akcji, historii, historii zadano niestety kłam. I to w perfidny dla nas sposób. Nie tylko zdemitologizowano postać Polaka-bohatera, czyniąc go praktycznie jedynym zdrajcą aliantów w filmie (do wybaczenia - ktoś nim musiał być), ale na dodatek Anogolm przypisano nasze zasługi w rozpracowaniu tytułowego urządzenia. Toć to już w 1932 roku w swojskich Pyrach matematycy: Różycki, Rajewski i Zygalski zreplikowali niemiecką maszynę szyfrującą, którą siedem lat później przekazali Wyspiarzom. Potem nasza grupa dekryptażowa działała na emigracji we Francji, pomagając mniej zdolnym kolegom przedstawionym w obrazie Michaela Apteda..."
Anglikom jak widać, zakłamywanie historii nie przeszkadza, bo jak stwierdza "This is London Magazine": "Film Michaela Apteda jest rzetelną i celną odpowiedzią na hollywoodzkie produkcje w rodzaju "U-571", które fałszują prawdę historyczną, przedstawiając ją z amerykańskiego punktu widzenia"
[www.sfpol.com/enigma.html]
"U-571"
To może sprawdźmy (przypomnijmy sobie) film "U-571" (USA, 2000, budżet: 62 mln. dol.). Film wyreżyserował Jonathan Mostow, autor m.in. thrillera "Incydent" ("Breakdown" 1997, budżet 36 mln. dol.) z Kurtem Russellem w roli głównej oraz "Terminatora 3: Bunt maszyn" z Arnoldem Schwarzeneggerem (budżet 200 mln. dol.). "U-571" wyprodukował Dino De Laurentiis, a rolach głównych wystąpili: Matthew Mc Conaughey, Bill Paxton, Harvey Keitel, Jon Bon Jovi. Film opowiada o amerykańskiej łodzi podwodnej wysłanej na Atlantyk w celu zdobycia egzemplarza Enigmy z uszkodzonego niemieckiego U-boota. Po licznych perypetiach załodze oczywiście udaje się przechwycić maszynę i to tak sprytnie, że Niemcy niczego się nie domyślają.
Prawda, że bardzo "ciekawie" prezentują się oba filmy, opierające się (?) o historię drugiej wojny światowej? Kilka zdań historyków:
"Tak jednak wersja amerykańska, jak i brytyjska – obie są fałszywe. Nie byłoby bowiem sukcesów w rozszyfrowywaniu niemieckich depesz kodowanych przy pomocy Enigmy, gdyby nie praca polskich matematyków. Tymczasem ani w jednym, ani w drugim filmie nie ma o tym nawet słowa. Niezwykle oburzenie z tego powodu wyraził prof. Norman Davies (kierownik katedry Europy Wschodniej na uniwersytecie w Oxfordzie). W liście do londyńskiego dziennika „Daily Telegraph” napisał, ze reżyser i autor scenariusza „Enigmy”, podobnie jak twórcy „U-571”, czy „Szeregowca Ryana”, nazbyt dowolnie interpretują historyczną prawdę i dopuszczają się zbyt wielu nadużyć. Daviesa oburzyło zwłaszcza to, że w filmie zdrajcą i czarnym charakterem jest Polak. Profesor przypomina, że żaden Polak nigdy nie pracował w Bletchley Park w czasie wojny, nigdy też w Wielkiej Brytanii nie zdemaskowano żadnego Polaka-zdrajcy. „O wiele bardziej mrożący krew w żyłach i zarazem bardziej wiarygodny film można by oprzeć na scenariuszu, którego głównymi bohaterami są rodzimi brytyjscy zdrajcy. Było ich aż nadto: Kim Philby, czy John Amery” – napisał w swym liście Norman Davies. W podobnym tonie film oprotestowaly również Zjednoczenie Polskie – największa organizacja polonijna w Wielkiej Brytanii oraz polsko-brytyjski komitet historyczny, który bada m.in. wkład polskiego wywiadu w zwycięstwo nad Niemcami. „Ten film to bzdura wyssana z palca i potwarz dla Polski” – komentuje członek komitetu, profesor Jan Ciechanowski. Prawda o Enigmie jest zupełnie inna."
[www.sfpol.com/enigma.html]
Anglicy (w osobie Micka Jaggera) postanowili "odkłamać" brednie amerykańskie ("U-571") swoimi bredniami. Tak wygląda szerzenie i przyzwolenie społeczne na RELATYWIZM (każdy ma "swoją" prawdę). Ktoś z boku mógłby rzec, dajmy spokój, to tylko rozrywka, zabawa, historie z przymróżeniem oka... Otóż nie. Są już następstwa tych "zabaw":
Brytyjczycy zawłaszczają chwałę Polaków
Około 5 tysięcy pracowników supertajnego brytyjskiego ośrodka Bletchley Park, gdzie w czasie wojny pracowano nad złamaniem szyfrów Enigmy, zostanie uhonorowanych medalami za służbę - informuje brytyjski tygodnik "Sunday Telegraph". Pisząc, iż swoim odkryciem przechylili oni szalę zwycięstwa na stronę aliantów, tradycyjnie pomija fakt, że to polskim kryptologom z ośrodka w podwarszawskich Pyrach udało się złamać szyfr i to oni podzielili się swoim odkryciem z sojusznikami. Według brytyjskiego tygodnika, to zespół Alana Turinga złamał szyfr Enigmy, "umożliwiając skuteczniejszą walkę z niemieckimi U-Bootami". Tymczasem w rzeczywistości, co notorycznie jest ignorowane przez brytyjskich historyków i publicystów, to grupa kryptologów z biura szyfrów w podwarszawskich Pyrach: Marian Rejewski, Henryk Zygalski i Jerzy Różycki, w 1932 r. złamała kod niemieckiej maszyny szyfrującej. W lipcu 1939 r. - o czym autor artykułu także milczy - komórka deszyfrująca polskiego wywiadu przekazała brytyjskiemu wywiadowi polską rekonstrukcję Enigmy - urządzenie do odczytywania szyfrów zwane "bombą kryptologiczną" oraz inne pomoce, w oparciu o które Brytyjczycy tworzyli bardziej skomplikowane wersje Enigmy, w tym urządzenie zwane "bombą Turinga". Ceremonia wręczenia medali brytyjskim kryptologom odbędzie się najprawdopodobniej na Downing Street. Udział w niej wezmą królowa Elżbieta II oraz książę Edynburga Filip. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie poinformowało jeszcze, czy złoży protest w sprawie fałszującego historię artykułu. To nie pierwsza próba wykreślenia roli Polaków z prac nad Enigmą. Kilka lat temu na ekrany polskich kin wszedł film "Enigma", w którym również pominięto fakt dokonania tego odkrycia przez polskich kryptologów.
[Anna Wiejak, "Nasz Dziennik", 15 czerwca 2009]
Jako Polska wypadamy coraz bardziej poza nawias kultury Europy. Także dzięki Mickowi Jaggerowi. Warto o tym pamiętać, kupując jego płyty i bilety na koncerty.
Mick Jagger ma rozległe zainteresowania. Kilka lat temu zdradził, że jednym z jego marzeń jest realizacja filmu o Che Guevarze. Jednak do dziś nie wiadomo, na jakim etapie realizuje pomysł o swoim idolu.
Majątek Micka Jaggera szacowany jest na około 200 mln. funtów.
- Bob... dostałeś tę koszulkę na koncercie Stonsów?
- Przed koncertem... Kiedy dali mi rachunek za bilet... To jest mina, jaką wtedy zrobiłem.
Na koniec litera z "Alfabetu The Rolling Stones" Bartka Chacińskiego
("Przekrój", 18 lipca 2007):
J jak język
Ten z najbardziej znanego znaku firmowego w historii rock and rolla – czerwonych ust z prowokacyjnie wysuniętym językiem. Zaprojektowanego 36 lat temu w duchu pop artu, choć nie przez Andy'ego Warhola – jak sądzi wielu fanów – lecz przez brytyjskiego plastyka Johna Paschego. Warhol zaprojektował za to dokładnie w tym samym okresie okładkę albumu "Sticky Fingers".
Komu Mick Jagger tak naprawdę pokazuje język? Czy przypadkiem nie nam, swoim fanom?[karykatura: Tonio 2003]
- Deżawi - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
9 komentarzy
1. Z przytoczonych cytatów czym jest kino...
...do mnie najbardziej przemawia wypowiedź"
2. "Kino nie jest sztuką filmowania życia. Kino jest tym, co jest między sztuką i
życiem /Jean-Luc Godard/.
Dlatego też bardzej odpowiada mi dawna nazwa "Iluzjon". Dlaczego?
Uważam, że oko kamery, będące narzędziem filmowca, jest tym samym, co pędzel dla malarza, pióro dla pisarza. Za wszystkim stoi człowiek i jego spojrzenie na otaczający nas świat. Intencje autora - artysty + sposób jego postrzegania świata daje nam, widzom, obraz jaki chce nam przekazać.
To, jakich środków użyje, ma znaczący wpływ na nasz odbiór.
To same zjawisko przedstawione przez dwoje różnych autorów może być skrajne, w zależności od punktu widzenia nadawcy końcowego dzieła.
Dlatego też skłaniam się do pierwotnego nazywnictwa "Iluzjon".
Każdy produkt zanim jest przekazany, najpierw jest odbierany. Dalej "przetwarzany" przez autora własnym udziałem i dopiero trafia do nas.
Natomiast to, w jaki sposó my go odbierzemy, zależy od nas samych.
Od naszego punktu widzenia, od naszej świadomości i wrażliwości.
Lubiłam / co niektórym może wydać się śmieszne/ kino nieme.
Uważam, że w pewnym sensie rozwijało naszą wyobraźnię i zdolność myślenia.
W jaki celu człowiek stworzył kino ?
Czy tylko miało być formą rozrywki?
Być może... Nie jestem o tym przekonana...
Pozwolę sobie zakończyć
Dziękuję.
Serd.Pzdr.
2. bedetta2010: "iluzjon"
Mnie też ta nazwa (iluzjon) bardzo się podoba, wiele sobą wyraża, ale najwidoczniej w świecie komuś przeszkadzała. Bo jakże to by było, gdyby poważny pan, jeden z drugim, poświęcił swoje życie... "iluzji"... Znaczy się: "iluzjonista"? A tych "poważnych" panów mamy całe nieprzebrane zastępy: Charlie Chaplin, Ingemar Bergman, Jean-Luc Godard, Pedro Almodovar, Oliver Stone, Steven Spielberg, Jane Campion, Andrzej Wajda...
Można tak porównać sztukę filmową do malarstwa, ja też tak niekiedy mam, z tym że "drobne" ale. Kino to wyjątkowa dziedzina sztuki, która wymaga "specjalnych" farb, pędzli, płócien, ba, pracowni. Kino to nie jest "zabawa" dla maluczkich i wymaga ogromnych pieniędzy na każdym etapie tworzenia. Każdy "malarz", kiedy z jakiegoś powodu dzieło mu nie wyjdzie, tłumaczy się, że miał stanowczo za mały budżet, który mu nie pozwolił, a to na lepszy materiał filmowy, a to na lepszych specjalistów technicznych, lepszą obsadę aktorską, wreszcie lepszą dystrybucję. Czyli... mecenat. James Bond z 1999 r. miał budżet $135 mln., a z 2000 r. "U-571" $65 mln. Te zainwestowane pieniądze oczywiście zwracają się, a nawet pomnażają... Ale nie zawsze. Są też filmy wysokobudżetowe, które przyniosły klapę. Mecenas pieniądze łoży, ale i... wymaga. A czego wymaga, to możemy się tylko domyślać (właśnie po filmach).
Malarz, by zaistnieć "dla świata" też wymaga mecenasa, zresztą jak każda sztuka, ale nie aż tak olbrzymich środków. I wreszcie na koniec: skoro jest to rzeczywiście sztuka z przesłaniem pokazania piękna... to dlaczego pozmieniano definicje...?
Dziękuję za poświęcenie czasu. Pozdrawiam serdecznie.
"Moje posty od IV 2010"
3. @Deżawi
:-{ Witam.
Zgadzam się z Tobą w pełni w całej Twojej wypowiedzi.
Nie poruszyłam tematu finansów ponieważ to temat rzeka. Do Twoich słów o inwestycjach w "wielkie dzieła" pozwolę sobie dodać coś nad czym wiele razy się zastanawiałam. Tam gdzie w grę wchodzą duże pieniądze od czasu do czasu potrzebne są "pralnie". Kino m.inn. jest świetnym miejscem. Więc dlaczego nie ?
Realizuje się więc "wielkie dzieła" z góry skazane na klapę. Czasami pierze się bubel, ale czasami bubel wypierze...
Wracając do obrazów. Też się zgadzam z Tobą. Użyłam "...intencje autota +..."
Stąd niejednokrotnie jesteśmy karmieni trującą pożywką...i znów kłania się "manipulacja mózgami", gdzie celem jest "bezmózgowie". I o to chodzi.
Serd.Pzdr.
P.S. Czytanie Twoich notek to duża przyjemność. To nie jest "poświęcenie"...:-}
4. @bedetta
Masowa popkultura jest wredna, bo pod płaszczykiem mody, list przebojów, festiwali przemyca ideologie. To oczywiście znaczne uproszczenie, ale wybrane przykłady są w powyższym poście. Gdyby tak przyjrzeć się bliżej wielu innym "dziełom", byłoby podobnie. O wiele trudniej jest znaleźć coś interesującego i dobrego. Chyba większość z nas wyczuwa to podświadomie, tym niemniej warto zagłębić się w mechanizmy funkcjonowania mass mediów i pop kultury. Ma Pani zupełną rację, że tam gdzie są duże pieniądze, jest też zawsze szara strefa. Pokusa jak najłatwiejszych zarobków istnieje od zarania dziejów. Pozdrawiam serdecznie.
"Moje posty od IV 2010"
5. @Deżawi
Przyznam, że miałam już nie pisać, ale zobaczyłam, że w innej notce przywrócono sprawę filmu "Tajemnice Westerplatte"
To, wydaje się być świetnym przykładem naszej dyskusji, tym bardziej, że polskim.
Pozwoliłam sobie na poruszenie tego tematu ponieważ potwierdza nasz wsześniej omawiany problem iluzji i intencji autora. Finansów też.
Osobiście jestem zbulwersowana, że ten film nadal powstaje.
Nawet jeśli sceny przedstawiające beszczeszczenie pomnika Rydza Śmigłego zostały usunięte.
Czego można oczekiwać od reżysera, w całości obrazu, jaki chce nam przedstawić,
jeśli wycięta scena była w ogóle realizowana wcześniej.
My wiemy o wielkim bohaterstwie, heroiźmie walczących o Westerplatte. Nas nie będzie a film pozostanie. Jeśli POlska też POzostanie, to czego będą się uczyć nasze wnuki.
Według mnie to typowy przykład złych intencji przekazania widzowi fałszywego obrazu rzeczywistości z tamtych lat, manipulacji ludzkimi umysłami /ktoś nie znający historii i nie myślący przyjmie film jak aksjomat/.
Moim zdaniem takie działanie winno być zniszczone, zakazane u podstaw.
Gdyby Chochlew był lekarzem wniosłabym o odebranie prawa wykonywania zawodu.
Serd.Pzdr.
6. @bedetta2010
Byłoby dobrze, gdyby zechciała Pani napisać o tym choć kilka zdań. Zachęcam.
Natomiast i mnie się coś przypomniało. Od przyszłego roku Jerzy Hoffman rozpoczyna zdjęcia do najnowszego swojego filmu, tym razem o Bitwie Warszawskiej 1920 r. Biorąc pod uwagę, że reżyser w 2005 r. był członkiem komitetu wyborczego kandydata na prezydenta Włodzimierza Cimoszewicza... kroi się skandal na miarę "Katynia 1943" Andrzeja Wajdy.
Ukłony.
"Moje posty od IV 2010"
7. @Deżawi
Witam.
Pozwoliłam sobie wejść do Pana na słowo.
Bardzo dziękuję za słowo :
..."Byłoby dobrze, gdyby zechciała Pani napisać o tym choć kilka zdań. Zachęcam...."
W ten sposób stał się Pan współtwórcą nowej notki / za dużo zdań /, która powstała w obronie Bohaterów Września.
Jeszcze raz bardzo dziękuję, jak również za rozmowę.
Nie miałam złych intencji wobec Pana wpisu w temacie. Przeciwnie.
Powyższa Pana notka jest godna polecenia i warto jej poświęcić więcej uwagi.
Będę oczekiwać następnych.
Serd.Pzdr
8. @bedetta2010
To miło. Nie sądziłem, że aż tak szybko Pani zareaguje. Zaraz zajrzę. Pozdrawiam.
"Moje posty od IV 2010"
9. @Deżawi
:-} Staram się...
Nigdy nie byłam POwolna... A Pana zachęta była dla mnie wyzwaniem...
Dziękuję...:-}
Serd. Pzdr.