Dziw bierze, że większość mediów i komentatorów zajęła się hydrologicznymi "występami" Bronisława Komorowskiego, a mimo uszu puściła fantastyczny dialog premiera z mieszkańcami zalanych miejscowości.

Wiadomości TVP, 18.05.2010, czas - 07:25

to ja tu przyjeżdżam i do pana mam pretensje

Tusk - "Jeśli rozmawiamy o wójcie, to ja tu przyjeżdżam i do pana mam pretensje..."

Głos spoza kadru - "za co ?"

Tusk - "... za wójta, a nie pan do mnie" (ma pretensje przyp. mój)

Dialog ten odbył się przed kamerami i mikrofonami wielu stacji jednak na próżno szukać dzisiaj echa słów, które padły. Słowa te padły w tonie co najmniej irytacji jeśli nie lekkiej agresji na wszechobecne w dniu 18 maja pretensje co do działania lokalnych władz w godzinach poprzedzających apogeum powodzi.

Działania te w wielu miejscach nosiły znamiona potiomkinowszczyzny - w dniu wizyty premiera lokalna władza się spina, a jak premiera nie ma, władza "wrzuca na luz".

Taki przynajmniej wydaje się być całościowy kontekst przytoczonej na wstępie wymiany zdań. Niestety wiele trzeba się domyślać, a i nazwa miejscowości gdzie to się odbyło jest na chwilę obecną nieznana choć prawdopodobne, że chodzi tu o Proszówki w powiecie bocheńskim w Małopolsce.

Dlaczego w tytule ubrałem premiera Tuska w kalosze premiera Cimoszewicza ? Aby to wyjaśnić należy cofnąć się do 1997 roku.

Przypomnijmy za Wikipedią:

"Z czasu tzw. powodzi tysiąclecia z lipca 1997 zapamiętano wypowiedź premiera na temat braku ubezpieczeń u poszkodowanych. Premier uznał ją później za niefortunną i publicznie przeprosił ofiary powodzi urażone jego sformułowaniem: to jest kolejny przypadek, kiedy potwierdza się, że trzeba być przezornym i trzeba się ubezpieczać, a ta prawda jest ciągle mało powszechna."

Za Przekrojem:

- Ta kwestia wraca do mnie do dziś - mówi Włodzimierz Cimoszewicz o swojej słynnej wypowiedzi z czasów powodzi 1997 roku, kiedy na pytanie o ewentualne odszkodowania od rządu odparł: "Trzeba było się ubezpieczyć". - Zaraz potem dodałem, że rząd oczywiście pomocy udzieli, ale tę część wypowiedzi już ucięto - mówi były premier.

Niefrasobliwe zdanie wypowiedziane przez Cimoszewicza w 1997 roku zaważyło na jego wizerunku. Właściwie po dzień dzisiejszy, po trzynastu latach temat ten wraca i jest przytaczany jako przykład arogancji i braku współczucia władzy wobec ofiar żywiołu.

Czym zatem jest wczorajsza publiczna wypowiedź premiera Donalda Tuska ?

Czego oczekują ze strony najwyższego przedstawiciela Rządu RP ludzie tracący swój dobytek w klęsce żywiołowej ?

Połajanek za wybór takiego czy innego składu lokalnych władz ?

Czy człowiek, który traci właśnie dobytek swojego życia oczekuje od przywiezionego helikopterem z Warszawy polityka pouczania na temat obywatelskiej świadomości ? Pouczania wspartego ofensywnym tonem i oskarżycielsko wymachującym palcem ?

Nigdy nie byłem w podobnej sytuacji ale wydaje mi się, że nie tego oczekują ludzie w potrzebie.

W tej chwili nie jest istotne kto i dlaczego rządzi w powiecie X ale jak rządzi, oraz to w jaki sposób Państwo Polskie będzie likwidować skutki katastrofy.

Na rozliczenia przyjdzie czas.


Pytania, na które odpowiedź właściwie znam, mógłbym w sumie nie zadawać. Ale co mi szkodzi ?

Czy premier przeprosi za swoje słowa ?