Trudno nie odnieść wrażenia, że dotychczasowe działania sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego były, by ująć rzecz delikatnie, mało skuteczne. Platforma, zaskoczona nową taktyką premiera Kaczyńskiego, próbuje używać przeciw niemu oręża, który okazał się być skuteczny w roku 2007: czepia się najdrobniejszych szczegółów w jego wypowiedziach, wieszczy "powrót IV RP", straszy zalewem pisowskich fanatyków - a wszystko po to, by przedstawić Kaczyńskiego jako najgorszego demona, zagrażającego samym podstawom ustrojowym Rzeczypospolitej Polskiej. Do tej pory taktyka była skuteczna, lecz obecnie Platforma, skonfundowana spokojnym zachowaniem i wyważonymi wypowiedziami Kaczyńskiego, na gwałt szuka nowej formuły kampanii.

Czy to jednak ktoś komuś nie powiedział w porę, że wytyczne z centrali się zmieniły, czy jeden Autorytet z drugim zgubił kartkę z tekstem do wygłoszenia - dość, że szeroko komentowana i wyszydzana prezentacja komitetu honorowego Bronisława Komorowskiego w Warszawskich łazienkach okazała się być spektakularną klapą. Liczne komentarze na temat tejceremonii każdy zainteresowany znajdzie bez trudu, skupię się więc na czym innym.Donald Tusk podczas prezentacji komitetu w Łazienkach przebywał, mało tego - nawet przemawiał i wręczał "drogiemu Bronkowi" swoiste insygnium władzy platformerskiej, biało-czerwony kibicowski szalik. Jak zwykle premier odegrał tu rolę "dobrego ojca", mówiąc o kandydacie PO wiele ciepłych słów, chwaląc go nie tylko jako dobrego przyszłego prezydenta, ale i po prostu "dobrego człowieka". Tusk było chyba jedyną z przemawiających tam znanych postaci życia publicznego, która swoim wystąpieniem nie palnęła koszmarnej gafy; poczynając od samego kandydata, który z charakterystycznym wdziękiem i talentem do bon motów odebrał sobie w ciągu chwili tysiące głosów ("widać, że nie jesteś z Krakowa ani z Poznania, ani tym bardziej ze Szkocji, skoro dajesz taki cenny dar"), przez Wielkiego Reżysera ("to jest wojna domowa, walka o wszystko!"), Mądrego Profesora (cytat nic nie da, jeżeli Państwo są ciekawi - proszę obejrzeć na YT wystąpienie. Warstwa wizualna również odgrywa tu niebagatelną rolę!), przez Zabawnego Komika ("charyzmę często mają psychopaci"). Nie mówiąc już o "płotkach", jak aktor Chyra, który zachęcał do głosowania na "Władysława Komorowskiego". Bóg jeden wie, ile jeszcze dowcipów opowiedziano w Łazienkowskim kabarecie, a których litościwe oko kamery zdecydowało się nie rejestrować lub nie pokazywać wyborcom.

Jak czytamy w dzisiejszej Rzeczpospolitej, Tusk określa prezentację Komitetu Central... Tfu, to jest: komitetu honorowego Bronisława Komorowskiego jako "katastrofę". Cytat za "Rzeczpospolitą":

"Wg"Polski the Times", niektórzy członkowie Platformy Obywatelskiej nie dziwią się oburzeniu Donalda Tuska. - To kompletnie wbrew naszemu pomysłowi na kampanię - twierdzą."

Zatrzymajmy się na chwilę nad tym stwierdzeniem: wynika z niego, że kandydat Platformy jakiś pomysł na kampanię posiada! W takim razie, dlaczego go nie realizuje? Czy dlatego, że istnieje on jedynie w sferze projektów i gorączkowo dopracowywanych planów? Obecne zachowanie Komorowskiego przypomina mi próbę dość beztroskiego żonglowania zbyt wieloma piłeczkami, na których to podrzucanie Komorowski nie ma żadnej dobrej metody - po prostu te, które spadają, łapie, a te, które trzyma - podrzuca. Pytanie, ile tak jeszcze wytrzyma?

Jednak najciekawsza jest chyba wypowiedź głównego aktora tej tragifarsy, czyli Bronka Bez Charyzmy Za To Normalnego. Znowu cytat za "Rzeczpospolitą":

Sam kandydat nie przywiązuje do zdarzenia większej wagi, wystąpienia swoich popleczników tłumaczył "zranieniem wcześniejszymi wystąpieniami PiS".

Powyższe stwierdzenie plasuje się wysoko na liście żałosnych żartów i stwierdzeń Komorowskiego, według mnie gdzieś w okolicy słynnego "mowy powinny być krótkie, a kiełbasy długie". Rozumieją Państwo, nie dość było nikczemnym pisiorom, że wstrzymały leczenie Wielkiego Reżysera (choć jego słów nie sposób zweryfikować) i że zaprzeczają posiadaniu przez Bartoszewskiego tytułu profesora (fakt, że ten w świetle wszystkich przepisów rzeczywiście go nie posiada, nie ma tu nic do rzeczy)! Jarosław Kaczyński samą swoją obecnością, a co dopiero nienawistnym słowem (innych, według PO, nie zna), potrafi zadać tak głęboką ranę i wywołać taki wstrząs, że "ludzie na pewnym poziomie" sami nie wiedzą, co mówią. Absurd dokładnie wpisujący się w konwencję obowiązującą na polskiej scenie politycznej, przykre jest jednak to, że większość Polaków nie widzi w używaniu przez polityków takich sformułowań niczego dziwnego. W USA polityk (bo czy Bartoszewski chce, czy nie, za takiego jest uważany) atakujący konkurenta jako "hodowcę zwierząt futerkowych" wzbudziłby powszechny śmiech społeczeństwa i został delikatnie przeprowadzony za rączkę z Kongresu do cyrku.

I fakt, że taki, a nie inny język debaty publicznej, "język miłości", którego dają nam popróbować ludzie z PO, przyjął się jako rzecz naturalna w Polsce, jeży mi włosy na głowie, bo wiele niewesołych rzeczy mówi o kondycji nie tylko naszej klasy politycznej, ale i całego społeczeństwa.