Walka o GISZ

avatar użytkownika godziemba
Po śmierci Marszałka Piłsudskiego, należało rozstrzygnąć, kto zostanie jego następcą w wyposażonym w ogromne prerogatywy urzędzie Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych.
 
Komendant nie zostawił w tej sprawie żadnej jednoznacznej wskazówki, choć w rozmowie z wicemistrzem spraw zagranicznych Janem Szembekiem w styczniu 1934 roku miał powiedzieć: „I komu, jak umrę, mam pozostawić tę armię polską. Ja nie widzę komu. Wśród moich generałów nie widzę nikogo. Np. jeden, którego bardzo cenię, on myśli, że wszystko można wyrachować, że wszystko że na wszystko są cyfry. On myśli, że jest ścisły. On chce być ścisły, za ścisły. A przecież tak nie można. W matematyce jest rachunek prawdopodobieństwa. To trzeba brać pod uwagę”. Wspomnianym generałem był zapewne gen. Sosnkowski, znany ze swego analitycznego, matematycznego umysłu.
 
W grę wchodziło jedynie dwóch kandydatów. Starszeństwo wojskowe należało do gen. dyw. Kazimierza Sosnkowskiego, twórcy Związku Walki Czynnej , szefa sztabu I Brygady, dowódcy Armii Rezerwowej w czerwcu 1920 roku, wieloletniego ministra spraw wojskowych, który w maju 1926 roku, postawiony przed dylematem – wierność przysiędze czy wierność Piłsudskiemu, podjął – nieudaną na szczęście – próbę samobójczą. Czyn ten doprowadził do pewnego ochłodzenia stosunków Generała z Marszałkiem, nad czym usilnie pracowało otoczenie Piłsudskiego, obawiając się niekwestionowanej pozycji i autorytetu „Szefa”. Tym niemniej Sosnkowski pełnił następnie funkcję inspektora armii, kilkakrotnie zastępując Marszałka w GISZ podczas jego dłuższych urlopów zagranicznych na Maderze i w Egipcie.  Sam Komendant wystawił mu jeszcze w 1922 roku bardzo pochlebną opinię, podkreślając szereg jego nietuzinkowych zalet: „umysł bardzo rozległy, zdolności duże, niezmierne zdolności do pracy, olbrzymią umiejętność obcowania z ludźmi”, duża samodzielność – „nawet ulegając wpływom nie zatraca siebie”, mając mu za złe jedynie – „charakter niezbyt silny”, co przejawiało się „w utracie wiary przy niepowodzeniach i nieszczęściach”. Podkreślając, iż „dotychczasowa jego praca (kilkuletni minister spraw wojskowych) przyzwyczaiła go do mierzenia sił państwa w najrozmaitszych wysiłkach i do oceniania zjawisk o charakterze nie ściśle militarnym; pod tym względem rzadki wyjątek wśród generałów polskich. Wobec ważności tego czynnika dla Naczelnego Wodza przy innym Naczelnym Wodzu, jak niżej podpisany, jedyny dotąd kandydat na stanowisko szefa sztabu Naczelnego Wodza. Po bardzo wielkiej poprzedniej pracy pod względem operacyjnym jeden z moich kandydatów na Naczelnego Wodza”.
 
 
Z kolei gen. dyw. Edward Rydz-Śmigły, był dowódcą 1 pp. I Brygady, szefem  Polskiej Organizacji Wojskowej w latach 1917-1918 , w wojnie polsko-bolszewickiej dowódcą armii, po 1921 roku inspektorem armii. Marszałek charakteryzując Śmigłego brał pod uwagę „moc charakteru i woli”, stawiając go „najwyżej pośród generałów polskich”, ale też niepokoił się „jego zdolnościami operacyjnymi w zakresie prac Naczelnego Wodza i umiejętnościami mierzenia sił nie czysto wojskowych, lecz całego państwa”. Wątpliwości budziło również, że bywał co „otoczenia własnego (…) kapryśny i wygodny, szukający ludzi, z którymi by nie potrzebował walczyć, lub mieć jakiekolwiek spory” . Pilnie obserwujący sytuację w Polsce francuscy sojusznicy oceniali Rydza jako „pozbawionego błyskotliwości”, mało inteligentnego, drobiazgowego, ale upartego i energicznego.
 
Sosnkowski był bardziej samodzielny, o wieloletnim doświadczeniu na najwyższych stanowiskach państwowych, o wiele bieglejszym politykiem i administratorem, a także szerzej myślącym strategiem. Śmigły miał zaś dużo większe doświadczenie frontowe, bliższy kontakt z wojskiem i – co mogło być decydujące – brak sprecyzowanych poglądów politycznych. „Po Piłsudskim – wspominał Miedziński – miał objąć schedę Sosnkowski, lecz był on niewygodny pewnym sferom legionowym, otoczenie należycie to zaurzedowało”. Faktem jest, iż osoba gen. Sosnkowskiego obrosła „czarną legendą” niełaski Komendanta, wykreowaną przez jego przeciwników politycznych wewnątrz obozu piłsudczykowskiego. Zarzucano mu także bliskie stosunki z ziemiaństwem Wielkopolskim, pozostającym pod wpływami endecji. Z kolei gen. Marian Kukiel twierdził, ze „Śmigły Sosnkowskiemu nie dorastał. To był mój dowódca pułku w Legionach, miły i przyjemny pułkownik. Był on opiekunem malarzy i poetów, ale nie umiał poważnie pracować nad sobą i pułkiem w sensie wojskowym”.
 
Stanisław Babiński uważał, iż Piłsudski nie pozostawił żadnych wytycznych w sprawie następstwa w wojsku, gdyż było to zbędne. „Od samego początku, aż do śmierci Piłsudskiego, Sosnkowski był faktycznym jego zastępców a tej dziedzinie i starszeństwem w hierarchii wojskowej wyprzedzał Śmigłego. Gdyby ten stan rzeczy miał być zmieniony, Piłsudski musiałby za życia hierarchię tę zmienić i w jakiejś formie podporządkować Sosnkowskiego Śmigłemu”. Nic na to nie wskazywało, a wręcz odwrotnie – w 1928 roku Sosnkowski został Przewodniczącym Sadu Honorowego dla Generałów, w 1932 roku został przewodniczącym Komitetu Wyższej Szkoły Wojennej, gdy Rydz był jego jedynie zwykłym członkiem. Adiutant Marszałka kpt. Lepecki zanotował słowa Piłsudskiego z listopada 1934 roku: „o ile będzie deszcz albo silny wiatr, albo mróz, to na pewno nie będę przyjmował defilady. Wtedy niech ją przyjmie Śmigły”. Z tej informacji nie wynika jednak, by decyzja Marszałka miała jakieś głębsze podłoże i stawiła wskazówkę co do kwestii następstwa w wojsku. Gdyby Piłsudski pragnął, aby jego następcą został Rydz, dlaczego nie mianował go generałem broni, przecinając raz wszelkie dyskusje.
 
 
Wkrótce po śmierci Marszałka, w nocy 12 maja 1935, doszło do rozmowy Prezydenta z Walerym Sławkiem, w czasie której premier pragnął, aby następca Piłsudskiego w wojsku trzymał się najściślej swych kompetencji i dlatego dość nieoczekiwanie wysunął kandydaturę gen. dyw. Gustawa Orlicz-Dreszera, wybitnie uzdolnionego oficera młodszego pokolenia legionowego, dowódcy wojsk piłsudczykowskich w czasie zamachu majowego, który nie posiadał jednak autorytetu dwóch wspomnianych konkurentów. Najprawdopodobniej Sławek wysuwając tę kandydaturę, chciał zablokować drogę doświadczonemu gen. Sosnkowskiemu, który mógł stać się ważnym konkurentem do władzy w obozie sanacyjnym. Mościcki dążący do wzmocnienia swojej pozycji, również obawiał się autorytetu Sosnkowskiego. Obstając przy Rydzu i porównując go z Dreszerem, stwierdził bez ogródek, że „jest bardziej zrównoważonym, choć może mniej energicznym i inteligentnym”. Zgoła inne świadectwo podaje ówczesny dyrektor gabinetu ministra spraw wojskowych Adam Sokołowski, który w trakcie rozmowy ze Sławkiem odniósł wrażenie, że premier „stawiał raczej na kandydaturę Sosnkowskiego”.
W trakcie zwołanej jeszcze tej nocy Rady Gabinetowej, kilka głosów za kandydaturą Szefa zostało stłumionych fałszywym stwierdzeniem, iż Sosnkowski był „ w niełasce u Komendanta”. Ponadto doskonale wiedziano, iż Sosnkowski jest gorącym zwolennikiem „pojednania narodowego”, w konsekwencji którego miało dość do „utworzenia rządu koalicyjnego”. „Byłem też zdania – wspominał Generał – że w tych warunkach podzielenie się odpowiedzialnością z opozycją, obejmującą prawie całkowity wachlarz stronnictw politycznych, stanowi abc politycznego rozsądku”. Przekonanie to podzielał sam Piłsudski twierdząc, że  „Polską nie może rządzić jeden człowiek. Tom już się skończyło. (….) Ja przez pewien czas potrafiłem to robić. Niech nikt nie próbuje mnie naśladować. Rządy jednostki się skończyły. Polską może rządzić jedynie prawo ustalone przez Polaków”. 
Ostatecznie sprawę rozstrzygnął osobiście Mościcki, podpisując nominację Śmigłego. Prezydent jako najwyższy zwierzchnik sił zbrojnych miał prawo wyboru, jednak powoływanie się potem przez Prezydenta na rzekomą sugestię Piłsudskiego było nieuczciwe i obrażało pamięć Marszałka, który „wysoko ceniąc honor wojskowy, nie mógł sugerować <w cztery oczy> obalania hierarchii, przez niego w dodatku stworzonej”.
 
Wśród od elity obozu, w większości podzielającej opinie co do nienadzwyczajnych walorów umysłowych nominata, jego awans nie wzbudził nadmiernego entuzjazmu.  Grupa legionistów w skierowanym do Śmigłego liście otwartym z maja 1937 roku stwierdzała: „Mamy wątpliwości, my żołnierze zmarłego Marszałka, czy kiedykolwiek dowiemy się pełnej prawdy o tym, jak to naprawdę było z jego następcą”.
 
Pomimo tej decyzji Sosnkowski pozostał lojalnym w stosunku do Rydza. „Postanowiłem wówczas – wspominał – szczerze wesprzeć Śmigłego całym mym doświadczeniem. Początkowo wydawało mi się, że ma to pewne szanse powodzenia. Nie będę jednak ukrywał, że Śmigły korzystał z tego w stopniu niedostatecznym, a często zgoła nie rozumiał moich założeń i rad. Po maju [1935 r.] , a szczególnie po listopadzie 1936 r.            [ wręczenie Rydzowi buławy marszałkowskiej , co było jawnym pogwałceniem woli zmarłego Marszałka, który zastrzegł, że po nim stopień ten będzie mógł otrzymać tylko zwycięski Naczelny Wódz – przyp. Godziemba] , Śmigły zaczął mnie wyraźnie unikać i nie z mojej winy, kontakty prawie się urwały”.
 
Należy zgodzić się z Jerzym Kirszakiem, że „zebrana tragicznej nocy z 12 na 13 maja 1935 r. Rada Gabinetowa dokonała fatalnego w skutkach wyboru. (..) Wyrządzono przy tym krzywdę samemu gen. Śmigłemu, powierzając mu misję do której się nie nadawał”.
Rację miał także Władysław Stadnicki, który tuż przed wojną napisał: „Polaka jest uboga w wybitne talenty i przy tym, gdy ma ludzi z takim niepospolitym talentem organizacyjnym, wojskowym i państwowym jak Sosnkowski, częstokroć nie wyzyskuje go odpowiednio”.
 
 
Wybrana literatura:
 
Kazimierz Sosnkowski, żołnierz, humanista, mąż stanu w 120 rocznicę urodzin
M. Lepecki – Pamiętnik adiutanta Marszałka Piłsudskiego
Kazimierz Sosnkowski – Myśl-praca-walka
M. Pestkowska – Kazimierz Sosnkowski
P. Wieczorkiewicz – Historia polityczna Polski 1935-1945
M. Romeyko – Przed i po maju
P. Stawecki – Następcy Komendanta
Diariusz i teki Jana Szembeka 1934-1939

1 komentarz

avatar użytkownika michael

1. Tak, wbrew pozorom nie jest to polski problem, a cywilizacyjny

i odnosi się do samej idei sprawowania władzy. Przez ten błąd, czasem myślimy, że

„Polska jest uboga w wybitne talenty i przy tym, gdy ma ludzi z takim niepospolitym talentem organizacyjnym, wojskowym i państwowym jak Sosnkowski, częstokroć nie wyzyskuje go odpowiednio”.

A to jest nieprawda. Polska aż kipi od wybitnych talentów.

Jest to problem cywilizacyjny i odnosi się do samego intelektualnego i ustrojowego pomysłu komunikacji społecznej i zrodzonej z tego pomysłu idei sprawowania władzy.

Czy rzeczywiście nie jest to tyko polski problem?
A, przyjrzyjmy się więc kto został mianowany na podobno najważniesze stanowiska Prezydenta i Ministra spraw zagranicznych Unii Europejskiej. Wystarczy zacytować Nigela Farage. A o dlaczego sam Jerzy Buzek, drugoplanowa i bezbarwna postać AWS, staje się przewodniczącym Parlamentu Europejskiego? A prezydent Barack Obama, marionetka przerastających Go manipulacji politycznych?

Stawiam ogólniejsza tezę:
- Wiek XX był stuleciem totalitaryzmów, które pozostawiło na całej światowej demokracji krogulcze piętno systemów totalitarnych. Pamiętajmy, naturalna historia polityczna Europy jest nierozerwalnie związana z tradycją monarchii absolutnych, zaplątanych w sieć intryg przeróżnych dworskich kamaryli, dla których źródłem myśli politycznej jest wspaniałe dzieło Niccolo Machiawellego "Książę" oraz "Psychologia tłumu" Gustava Le Bona. Jest to tradycja i filozofia dworskich matactw i absolutnej pogardy dla obywateli, którzy mają być przedmiotem, a nie podmiotem władzy. Obywatele mają być tłuszczą, sterowaną policyjnymi gwizdkami. To jest prawdziwy obraz tak zwanej tradycji europejskiej.

W takich systemach działa wyłącznie selekcja negatywna, w której systemowo wycinani są najlepsi. Posłużę się cytatem:
"Najprawdopodobniej Sławek wysuwając tę kandydaturę, chciał zablokować drogę doświadczonemu gen. Sosnkowskiemu, który mógł stać się ważnym konkurentem do władzy w obozie sanacyjnym. Mościcki dążący do wzmocnienia swojej pozycji, również obawiał się autorytetu Sosnkowskiego."
Tak to działa. Dlatego władzę w III Rzeszy objął nawiedzony szaleniec polityczny Adolf Hitler, który z przerażającą konsekwencją mordował wszystkich, których uznawał albo za lepszych od siebie albo za niezależnych intelektualnie. Identycznie było ze Stalinem, który czynił to jeszcze gwałtowniej i brutalniej, nie odpuszczając nawet własnej rodzinie.
Wszyscy lepsi i mądrzejsi - do piachu...
Wszyscy mierni ale wierni - do kariery...

Ostatnio zmieniony przez michael o śr., 12/05/2010 - 09:42.