Przed chwilą słuchałem w radio Stefana Bratkowskiego, który bez najmniejszego zażenowania, z pełnym przekonaniem porównał PiS do hitlerowskiego SA. I teraz zastanawiam się, czy są w Polsce jakieś granice, za które ci którzy nienawidzą braci Kaczyńskich nie są zdolni się już posunąć? I odpowiadam sobie: chyba już nie ma żadnych.

Oto przed momentem „nestor polskiego dziennikarstwa”, bez najmniejszej wątpliwości w głosie ogłosił, że projekt państwa według Jarosława Kaczyńskiego to dążenie do autorytaryzmu, podszyte niechęcią do demokracji. Na uwagę prowadzącego program, że przecież Jarosław Kaczyński nigdy dotychczas nie powiedział, iż odrzuca system demokratyczny, Bratkowski odrzekł iż „przypomina mu partię z przeszłości,  która uważała iż należy zachować pozory demokracji aż do przejęcia władzy”.
Honorowy szef Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich bez najmniejszego zająknięcia stwierdził iż celem Kaczyńskiego jest „silne państwo, którego obywatele będą się bać”, system w którym nastąpi likwidacja samorządności, podeptanie idei państwa obywatelskiego (która rzekomo szefowi PiS wadzi najbardziej).
Tak sobie myślę, co kieruje ludźmi którzy wypowiadają przytoczoną i podobne bzdury. Czy są oni aż tak oderwani od rzeczywistości? 
Już nawet mi się nie chce pisać o tym, ze gdyby porównać projekt konstytucji autorstwa PiS z podobnymi dokumentami w Europie i na świecie, to okazałoby się, że to raczej tam obowiązują rządy autorytarne, a w USA panuje wręcz niczym nie skrępowana dyktatura. Bratkowski powiedział że „boi się silnego państwa”, zatem powinien się chyba lękać wizyt we Francji (gdzie wymyślono na przykład słynne sądy 24-godzinne), czy np. Szwecji, gdzie władze są bardzo silne, nieporównanie silniejsze i mniej skrępowane niż w Polsce.
Odnoszę wrażenie, że wielu wpływowym grupom zależy na tym aby Polacy naprawdę myśleli, iż na Zachodzie funkcjonuje jakieś bardziej „wolne, obywatelskie prawo”, a tylko wsteczny, moherowy ciemnogród z Kaczyńskimi na czele hamuje nasze ucywilizowanie się. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. To właśnie na Zachodzie wymyślono choćby coś takiego jak godzinę policyjną dla nastolatków, nie mówiąc już o dekretach czy silnym zgrupowaniu całej władzy w jednym ośrodku decyzyjnym. Obywatelskość państw zachodnich przejawia się tym, czemu w 100% procentach zaprzeczyła krajowa afera hazardowa: równością szans wobec prawa. Tymczasem w Polsce wmawia się obywatelom, że wolność i demokracja to prawo do załatwiania lewych interesów pod stołem, prawo do nepotyzmu i prywaty, prawo do rozpasanego działania klik i grup interesów, których nikt nie powinien kontrolować.
Nigdy nie uważałem Stefana Bratkowskiego za mój autorytet. Ale dziś, stracił nawet tę odrobinę szacunku jaką dla niego miałem.