Między 5 a 7 sierpnia 1944 roku na Woli zabito i spalono około 60 000 ludzi.

avatar użytkownika Maryla

Między 5 a 7 sierpnia 1944 roku na Woli zabito i spalono około 60 000 ludzi. W oparciu o szereg wywiadów ze świadkami wydarzeń na Woli, więźniami Obozu Przejściowego w Pruszkowie oraz unikalne materiały archiwalne film opowiada o tych bezimiennych bohaterach powstania. W 1945 roku zebrano z ulic popioły ludzi zamordowanych i spalonych w akcji na Woli. Było ich 12 ton. [TVP]

12 TON. ONI TAM WSZYSCY SĄ

 

http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/4222733

12 Ton

To było jak sen, sierpień rósł w kalendarzu
Pierwszy dzień i ostatni oddech
Takich miejsc nie zapomina się wcale, niebo piękne, było ładnie
Historyczna jest to chwila,
gdy tylu ludzi nie zatrzymało swego życia

ref.: 12 jak sen, ciężkich ton zdarzeń
Każda tam śmierć to 50 000 marzeń
One tam rosną w wielkiej Warszawie,
Zamordowane, zamordowane, zamordowane, zamordowane

2.Bez pytań z karabinem u skroni, kończąc życie
Rzadkie powietrze, gęsta atmosfera
Zginąć w walce honor bohatera
Lecz czasu nie będzie więcej,
Gdy Ciebie nie będzie, gdy Ciebie nie będzie więcej

ref.: 12 jak sen, ciężkich ton zdarzeń
Każda tam śmierć to 50 000 marzeń
One tam rosną w wielkiej Warszawie,
Zamordowane, zamordowane, zamordowane, zamordowane

Etykietowanie:

12 komentarzy

avatar użytkownika nurni

1. Tak sie Marylu zastanawiam

czy nie ogłosić szerzej tego co będzie w niedziele 24-tego. Bo na pewno wstęp wolny...
avatar użytkownika Maryla

2. Wstęp wolny, tylko mało warszawiaków

można bezpiecznie ogłosić, ale tłumu nie będzie. Przynajmniej z anonsu na BM.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Salamandra

3. Mordercy: Brygada Bronisława Władysławowicza Kamińskiego

Mieszkańców Woli mordowali i rabowali: - Rosjanie brygady RONA (Russkaya Osvoboditelnaya Narodnaya Armiya) Brigadekommandeur'a Bronisława Władysławowicza Kamińskiego. Ich postępowanie oburzyło nawet Niemców, za co Kamiński został rozstrzelany, rozkazem Obergruppenführer SS Von dem Bach Zalewski, między 15 a 20 sierpnia 1944 r. Ilustracja: Wola, Sierpień 4, 1944, SS-Gruppenführer Heinz Reinefarth w czapce kubance (pierwszy od lewej) i 3 pułk Kuban Kozaków RONA dowodzonych przez Jakuba Bondarenko (czwarty od lewej). To że szef Kampfgruppe Reinfarth ma czapkę kozaków wskazuje kozacy byli w pozycji odpowiedzialnej. - Przestępcy SS-Sonderkommando Dirlewanger pod dowództwem SS-Brigadeführerr Dr. Oskar Dirlewanger. Pierwszy po lewej Dr. Oskar Dirlewanger. Wielu żołnierzy karnego SS-Sonderkommando Dirlewanger byli z Białorusi i Ukrainy. Kilka dni po zakończeniu wojny Francuzi złapali Doktora i wydali Polskim żołnierzom którym zajęło kilka dni aby tego łotra zakatować. Reszta: http://www.ioh.pl/pelne.php?Art=1032&Strona=1
Ostatnio zmieniony przez Salamandra o pt., 22/01/2010 - 11:15.
"Jeśli znajdziesz głodnego psa i zrobisz go sytym, nie ugryzie cię. To jest główna różnica między psem a człowiekiem". Mark Twain
avatar użytkownika Maryla

4. Salamandra

Witam, dziękuję za uzupełnienie. W niedzielę nagrywamy wspomnienia jednej z ofiar ocalonych z rzezi Woli. Materiał będzie dostępny na Blogmedia. Pozdrawiam serdecznie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika nurni

5. bardzo sie ciesze ze powstał kanał telewizyjny na bm24

a jeszcze bardziej ciesze sie z tego ze wlasciciele bm24, wlasciwie nie pytani nawet o zgode, natychmiast przyjeli ze bedą nasze amatorskie projekcje udostepniac. Podziekowania - prosze sie nie zasłaniac statutem:) Dziekuje za dobra wole.
avatar użytkownika Maryla

6. Doktor Potwór i jego brygada

Jakub Czarniak

/

Polska Zbrojna


Na zdjęciu pierwszy z lewej to Oskar Dirlewanger, fot. Polska Zbrojna
Na zdjęciu pierwszy z lewej to Oskar Dirlewanger, fot. Polska Zbrojna


Okrucieństwo oddziału Oskara Dirlewangera robiło wrażenie nawet na największych zbrodniarzach wojennych.

Inteligentny i odważny do szaleństwa. Doktor politologii. Odznaczony
Krzyżem Żelaznym w czasie I wojny światowej. Te informacje nie mówią
jednak całej prawdy o Oskarze Dirlewangerze, jednym z największych
ludobójców, jakich znał świat. Był on bowiem także wyjątkowym sadystą,
dla którego okrucieństwo nie miało granic. Zanim w 1940 roku trafił do
SS, został skazany na dwa lata więzienia za gwałt na 13-letniej
dziewczynce. Kryminalna przeszłość nie przeszkodziła jednak
Dirlewangerowi w późniejszej karierze. Wręcz przeciwnie  –
psychopatyczna osobowość pomogła mu w szybkim awansie. Dowodzona przez
niego jednostka wszędzie pozostawiała po sobie niezliczone ofiary
gwałtów, mordów i rabunków.

PRAWDZIWE BYDLAKI

Nawet jak na obyczaje SS, według których zbrodnia była normą,
Dirlewanger i jego ludzie wyróżniali się szczególnymi "osiągnięciami".
Wielokrotnie różni dowódcy niemieccy interweniowali u szefa SS
Heinricha  Himmlera, by odwołał jednostkę z ich terenu z uwagi na jej
nieporównywalną z niczym brutalność. Okrucieństwo dirlewangerowców
robiło wrażenie nawet na innych zbrodniarzach wojennych. Na przykład
obergruppenführer SS Hermann Fegelein (ożenił się z siostrą partnerki
Adolfa Hitlera, Evy Braun) tak opisywał swemu wodzowi ludzi
Dirlewangera: "Mein Führer, to prawdziwe bydlaki". "Doktor Potwor" miał
jednak potężnych protektorów, cieszył się sympatią samego Himmlera, a
także generalnego gubernatora okupowanej Polski Hansa Franka. Według
nich znakomicie wywiązywał się ze swojego zdania, którym była
"eliminacja bandytów", czyli wrogów III Rzeszy.

W 1940 roku powierzono Dirlewangerowi sformowanie karnej jednostki
złożonej z niemieckich kryminalistów. Na początku byli to sami
kłusownicy, potem jednak, w miarę jak rosły straty oddziału, wcielano do
niego kogo popadnie – głównie przebywających w obozach koncentracyjnych
niemieckich przestępców. Dawano im wybór: wstąpić do oddziału albo
zginąć w obozie. Kadra jednostki była całkowicie pozbawiona morale i
dyscypliny, ale Dirlewanger poradził sobie i z tym. Aby utrzymać
porządek, był dla swoich ludzi równie bezwzględny jak dla wrogów.
Podczas natarcia jechał w czołgu i strzelał w plecy tym, którzy jego
zdaniem poruszali się zbyt opieszale. Co czwartek urządzał pokazowe
egzekucje – kazał wieszać jeńców i swoich podkomendnych, którzy akurat
czymś mu się narazili. Dla ludzi Dirlewangera sprawa była jasna: idziesz
do ataku, być może przeżyjesz, nie chcesz iść, zginiesz na pewno.

Przed wybuchem powstania warszawskiego banda Dirlewangera zwalczała
partyzantkę sowiecką na Białorusi, dała też o sobie znać na terenie
Generalnego Gubernatorstwa. Działania te polegały głównie na tym, że
dirlewangerowcy otaczali wioskę, spędzali wszystkich mieszkańców do
stodoły, którą następnie podpalali. Są relacje świadków mówiące o tym,
że Dirlewanger osobiście wyrwał kobiecie niemowlę i rzucił je w ogień.

W sierpniu 1944 roku, po wybuchu powstania,
wzmocniony dodatkowymi kilkuset kryminalistami oddział skierowano na
Wolę. Członkom formacji, którzy w walce z Polakami zasłużą na Krzyż
Żelazny II klasy, obiecano po zakończeniu wojny wolność. W składzie
brygady znaleźli się też tak zwani hiwisi, czyli sowieccy jeńcy, którzy w
zamian za darowanie życia przeszli na stronę Niemców. Inna sprawa, że
jednostka była wyjątkowo źle zaopatrzona. Nie miała nowoczesnej broni i
amunicji, nie brakowało jej tylko alkoholu. Zamroczeni wódką, słabo
wyszkoleni i wyekwipowani degeneraci, gnani przez swojego dowódcę do
nieskoordynowanych ataków na polskie barykady, ponosili kolosalne
straty, które szybko uzupełniano kolejnymi skazańcami. Jeśli odnosili
jakiekolwiek sukcesy, to tylko w sytuacjach, gdy pędzili przed sobą
ludność cywilną z okolicznych domów, w charakterze żywych tarcz. W ten
sposób opanowali wiele barykad, gdyż polscy żołnierze w takich
sytuacjach wycofywali się bez walki.

ŚWIADECTWO ZBRODNI

Ogrom zbrodni Dirlewangera i jego hord znany jest między innymi dzięki
relacji Mathiasa Schencka, z pochodzenia Belga, przymusowo wcielonego do
Wehrmachtu. Był on saperem szturmowym, który torował zwyrodnialcom
drogę podczas ich ataków, wysadzając drzwi, bramy i inne przeszkody. Pod
koniec wojny życie uratowała mu polska rodzina, która przygarnęła go po
tym, jak złamał nogę, uciekając przez czerwonoarmistami. Gdy
szczęśliwie wrócił do domu, postanowił dać świadectwo zbrodni
popełnionych przez esesmanów w czasie powstania. "Za każdym razem, kiedy
szturmowaliśmy piwnicę, a były w niej kobiety, dirlewangerowcy je
gwałcili, często nie wypuszczając broni z rąk", wspominał.

Opisy Schencka są tak drastyczne, że mogą wydawać się nieprawdopodobne.
Zostały one jednak w większości potwierdzone przez historyków. Choćby
relacja o zbrodni dokonanej na Woli w ochronce dla prawosławnych dzieci,
gdzie Niemcy zatłukli kolbami około pięciuset maluchów. W trakcie
pacyfikacji polowego szpitala na Starym Mieście, gdzie Polacy opiekowali
się również rannymi Niemcami, dirlewangerowcy wymordowali wszystkich
polskich pacjentów. Ranni Niemcy błagali rodaków, by darowali życie
Polakom, niestety – bez skutku. Oszczędzono tylko pielęgniarki i
lekarza, których jednak później spotkał znacznie gorszy los. Oto inna
relacja Schencka: "Wdrapaliśmy się z kolegą po gruzach, żeby zobaczyć,
co się dzieje. Żołnierze wszystkich formacji: Wehrmacht, SS, kozacy od
Kamińskiego, chłopcy z Hitlerjugend; gwizdy, nawoływania. Dirlewanger
stał ze swoimi ludźmi i śmiał się. Przez plac pędzili pielęgniarki z
tego lazaretu, nagie, z rękami na głowie. Po nogach ciekła im krew. Za
nimi ciągnęli lekarza z pętlą na szyi. Miał na sobie kawałek szmaty,
czerwonej, może od krwi, i kolczastą koronę na głowie. Szli pod
szubienicę, na której kołysało się już kilka ciał. Kiedy wieszali jedną z
sióstr, Dirlewanger kopnął cegły spod jej nóg. Nie mogłem na to
patrzeć. Pobiegliśmy z kolegą do kwatery, ale na ulicach kozacy
Kamińskiego pędzili cywilów. [...] Obok upadła Polka w ciąży. Jeden z
kozaków zawrócił i zdzielił ją pejczem. Próbowała uciekać na czworakach.
Stratowali ją końmi".

JAK RYBA W WODZIE

W czasie powstania Dirlewanger czuł się jak ryba w wodzie. Z dumą
meldował Himmlerowi o swoich kolejnych "sukcesach". Widocznie na
przełożonych jego raporty zrobiły duże wrażenie, gdyż 30 września
otrzymał Krzyż Rycerski, a w październiku Hans Frank wydał na cześć
"bohatera" uroczysty obiad na Wawelu. Po stłumieniu powstania oddział
Dirlewangera skierowano do pacyfikacji zrywu niepodległościowego na
Słowacji.

W lutym 1945 roku brygada rozrosła się do rozmiarów dywizji (36 Dywizja
Grenadierów SS "Dirlewanger"), ale sam jej patron nie zdążył nacieszyć
się dowództwem, gdyż został, po raz dwunasty, ranny i odesłany na tyły.
Jego następca nie potrafił utrzymać dyscypliny i został przez swoich
podkomendnych zlinczowany.

Wkrótce po zakończeniu wojny, na początku czerwca 1945 roku,
Dirlewangera zatrzymano we francuskiej strefie okupacyjnej i osadzono w
areszcie. 7 czerwca znaleziono w celi jego zmasakrowane zwłoki.
Prawdopodobnie został pobity na śmierć przez pilnujących go polskich
żołnierzy, służących w armii francuskiej, choć oficjalnie nigdy nie
potwierdzono tej informacji.

Szacuje się, że oddział Oskara Dirlewangera zamordował około stu tysięcy
ludzi, głównie w Polsce i na Białorusi. Była to formacja, którą trudno
nazywać wojskiem. Jej członkowie nie nosili dystynkcji, mieli jedynie
naszywki z godłem formacji (dwa skrzyżowane karabiny i granat) oraz dwie
błyskawice na kołnierzach. Oprócz niesłychanej brutalności ich cechą
rozpoznawczą był niechlujny wygląd, wieczny stan upojenia alkoholowego
oraz bardzo niski poziom wyszkolenia (ogółem w czasie powstania
warszawskiego jednostka straciła 2733 ludzi, co stanowiło 315 procent
stanu wyjściowego z 1 sierpnia).

Żaden z członków zbrodniczej brygady nie odpowiedział przed polskim
sądem za swoje czyny, gdyż władze PRL nie zabiegały o ich wydanie.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kozak

7. Nie mylić RONA z Kozakami i Rosją!!!!!

W brygadzie RONA Kamieńskiego nie było ani jednego Kozaka. Sama nazwa jednostki również wprawadza czytelników w błąd gdyż faktycznie była to formacja białoruskiej milicji składająca się z ciemnego białoruskiego chłopstwa. Kozacy służyli głównie w XV Kozackim Korpusie Kawalerii (pod koniec wojny do nazwy dodano SS, ale Kozacy nigdy nie przyszyli tych oznaczeń) i nigdy nie brali udziału w policyjnych akcjach pacyfikacyjnych podobnie jak ROA. Kozacy walczyli tylko z armią czerwoną i komunistyczną partyzantką Tito. ROA biła się tylko z bolszewikami. Natomiast brygada Kamieńskiego to banda renegatów, którymi gardzili nawet Niemcy.

Związek Kozaków w Polsce

http://kazaczestwo.npx.pl

avatar użytkownika Joanna K.

8. Kozaku - nie mylimy, niestety przypatrz się poniższemu zesta-

wieniu, o udziale obcokrajowców w SS:
Azja:
11 batalionów ormiańskich - 110 000
14 „ azerskich - 140 000
14 „ gruzińskich- 140 000
11 „ tatarów nadwołżańskich - 110 000
98 „ dawnych obywateli sowieckich tj. łącznie około 1 000 000 obywateli sowieckich walczyło po stronie III Rzeszy
1 000 000
Razem Azjaci - 1 500 000
Ogółem w Waffen SS obcokrajowcy - 1 850 550;
Nazwę RONA nie sformułowaliśmy teraz ...ona istniała, nie jest zatem do zamiany ani podmiany. W podmianach lubują się obecnie Rosjanie, my to nazywamy wrzutą. Przyjrzyj się temu co dzieje się z zamachem Smoleńskim.
Nie stosuj wrzut, proszę. Jesteśmy odporni na sowieckie łgarstwa.

Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.

                              /-/ J.Piłsudski

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

9. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Oskar Dirlewanger, doktor politologii,członek NSDAP, Freikorpsów,gwałciciel, pedofil, Zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach, złapany we francuskiej strefie okupacyjnej. Być może tak jak Pani pisze, zamordowany przez, zołnierzy, Polaków, którzy go pilnowali

W dniu 19 czerwca 1945 r. w miejscowości Altshausen porucznik francuski z Sűreté, Hoffmann, przekazał grabarzowi Hundowi zwłoki do pochowania na lokalnym cmentarzu. Burmistrz Riegel zaś dokonał w miejscowej księdze wpisu: „Oskar Dirlewanger, pułkownik SS, zmarł śmiercią naturalną w miejscowym areszcie o godzinie 19.30”. Odnotowano, że pochówek odbył się „pośpiesznie i bez żadnej ceremonii”.

W Nadolicach rada pamięci stworzyła nekropolie dla zbrodniarzy niemieckich.W Nadolicach spoczęli także żołnierze niemieckiej brygady SS Dirlewanger.

"W październiku 2002 r. nadolicki cmentarz zamieniono w mauzoleum, do którego ściągają wycieczki szkolne oraz turyści. Pochylają się nad grobami oprawców. Stało się tak wskutek łatwowierności Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Wiedza o tym, kto zginął w walkach na Dolnym Śląsku, jest powszechnie dostępna. Zanim otwarto mauzoleum, poświęcone przez metropolitę wrocławskiego, kardynała Henryka Gulbinowicza, rada miała obowiązek weryfikacji tożsamości żołnierzy pochowanych w Parku Pokoju. Gdyby ich identyfikacja okazała się niemożliwa, należało zrezygnować z oddawania im hołdu, a nie ryzykować uhonorowania członków zbrodniczej formacji.

Plany budowy na Śląsku jednego cmentarza dla poległych na tym terenie Niemców powstały po podpisaniu w 1991 r. traktatu między RP a RFN o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy. Siedem lat później do Nadolic zaczęto zwozić szczątki z całego Śląska. Prace ekshumacyjne nadzorował Narodowy Niemiecki Związek Opieki nad Grobami Wojennymi, odpowiednik polskiej Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (ROPWiM). Biorący udział w ekshumacjach pracownicy niemieckiego Związku Opieki nad Grobami Wojennymi, tak jak ich polscy koledzy, wiedzieli, że wśród odkrywanych szczątków są też prochy i kości esesmanów. Przy szczątkach znajdowano bowiem na przykład trupie czaszki z nierdzewnego metalu, które esesmani nosili na czapkach. Andrzej Przewoźnik, sekretarz ROPWiM, który brał udział w uroczystościach na cmentarzu mauzoleum, w odpowiedzi na nasze wątpliwości odpisał, że rada dostawała nazwiska ekshumowanych osób od niemieckiej Fundacji Pamięć, która w Polsce jest przedstawicielem Niemieckiego Związku Opieki nad Grobami Wojennymi. Jednak dane te rada weryfikowała jedynie pod kątem "nazwisk osób skazanych wyrokami sądowymi za popełnienie zbrodni wojennych. Osób takich nie odnaleziono". Oczywiście, że takich osób nie mogło być, bo esesmanów na początku 1945 r., zwłaszcza tych martwych, nikt nie sądził. Idąc tym tropem, Adolfa Hitlera też można pochować w Nadolicach z honorami, bo choć jest on zbrodniarzem wojennym, to przecież żaden sąd go za to nie skazał. Dalej Przewoźnik tłumaczy, że trzeba było pochować te szczątki, bo tak nakazuje konwencja genewska. Owszem, ale ta konwencja nie narzuca, aby na cmentarzu osób z formacji uznanych za zbrodnicze powiewała flaga państwowa, a podczas uroczystości grano hymn narodowy.

.Cóż, należymy do takiego narodu, który musi z diamentów strzelać do wroga”.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

10. Witam,przeczytałam uważnie dwa świetne eseje

Pani Maryli i Pana Michała,przyznam,że nie nie rozumię Cię Kozaku,eseje opowiadają o okrucieństwach o ktorych i ja słyszałam
więc
???
zajrzałam również na stronę,którą nam zalinkowałeś i jeszcze mniej rozumiem
Co cie wzburzyło?
fakty są faktami i trudno z cyframi dyskutować
Często jeżdziliśmy z męzem na Ukrainę i tam wiele nasłuchałam sie o Okrucienstwie
okrucienstwie, o ktorym do dzisiaj opowiada się tylko szeptem i tylko przyjaciołom

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

11. Doktor potwór o jego straszliwych zbrodniach

pisali w swoich wspomnieniach,Ci którzy przeżyli powstanie ,kiedyś w sieci spotkałam bardzo bolesne i wierzę,ze prawdziwe wspomnienia o mordach popełnionych szczególnie w szpitalu warszawskim,gdzie udzielano pomocy nawet i Niemcom
opisywał te straszliwe zdarzenia ktoś,kto wtedy był dzieckiem i cudem przeżył,nie pamietam w którym miejscu w necie, były te straszne wspomnienia,ale pokrywaja się z
tym co przeczytałam na Tej Stronie
ba było więcej dramatycznych szczegółów niż w podanym TU tekscie

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

12. Panie Michale,zgadzam się należymy do narodu

który musi z diamentów strzelać do wroga
mogę tylko
pod tym sie podpisać
na essesmanów w Polsce nigdy nie wydano wyroków
jak to brzmi,gdy porównamy z Bohaterami zamęczonymi w podziemiach ubeckich więzień
jak brzmi,gdy do dzisiaj nie znamy miejsca ich pochówku ?
Dawno temu jakiś starszy człowiek opowiadał,ze Bohaterów,których zakatowano lub zastrzelono
z wyroku sądów i sędziów przywiezionych w teczkach z Rosji
wrzucano na chłopski wóz i w nocy wywożono gdzieś na peryferia Warszawy,na tereny śmietnisk

tak się obchodzono z Prawdziwymi Bohaterami a nie oprawcami,mordercami,gwałcicielami
jesteśmy dziwnym jednak narodem,więcej mamy dbałości o Moredrców niż o swoich
nie wiem jak dzisiaj wygladaja Polskie Groby we Lwowie,ale pamietam jak przed laty wyglądały
i pamietam strach w oczach staruszki i trzesące sie jej ręce,gdy zapalała świeczki na zarosniętym Polskim Grobie
Gdy podeszłam do Niej i ucałowałam te rece,rozpłakała sie w Głos i zniknęła ,bo właśnie nadbiegło babsko niczym ss w spodnicy z groznym okrzykiem Kamerować nie wolno a my za KAMEROWANIE zapłaciliśmy sutą "daninę "
Polskie Groby zapadajace się ,zdewastowane,zarośnięte
i bez hymnu i sztandarów
Groby Polskich Obrońców na Cmentarzu ,we Lwowie

gość z drogi