Uniwersytet Jagielloński promuje szkalujących Polskę (1) (Deżawi)

avatar użytkownika Redakcja BM24

Marian Marzyński, bardzo znany reżyser filmów dokumentalnych, w niezwykle szkodliwy sposób oczerniający Polskę i Polaków, jest promowany na pierwszej stronie internetowej Centrum Badania Holokaustu Uniwersytetu Jagiellońskiego (zresztą obok innego, podobnego sobie paszkwilanta Jana Tomasza Grossa). Oprócz tego, we Wrocławiu, dopiero co zakończył się przegląd filmów Mariana Marzyńskiego. Kto lansuje i za czyje pieniądze człowieka, który powinien być w Polsce "persona non grata"?   Poniższy artykuł idealnie wpisuje się w poprzedni: "Czeski film, czyli..." o tegorocznej, przemilczanej w mass-mediach międzyrządowej konferencji w Pradze "Mienie ery holokaustu".


Eliza Sarnacka-Mahoney, "Prywatna historia holokaustu", "Życie Warszawy", 24 czerwca 2000:


"W USA słowo "Polska" coraz częściej występuje w kontekstach faszystowskich, a Polaków coraz głośniej oskarża się o przyłożenie ręki do holokaustu. Wysiłki Polonii, która próbuje bronić dobrego imienia ojczyzny, są często po prostu lekceważone. Przykładem tocząca się od czterech lat wojna o szkalujacy nas film "Sztetl".

"Sztetl" to dokument nakręcony przez Mariana Marzyńskiego, żydowskiego reżysera, który urodził się w Polsce i jako dziecko przetrwał wojnę, ukrywany przez polską rodzinę. Od ponad 20 lat mieszka on i pracuje w USA i uważany jest za jednego z czołowych dokumentalistów współpracujących z telewizją publiczną. Na początku lat 90. Marzyński postanowił zrealizować projekt swego życia i nakręcić prywatną historię holokaustu - taką, jaka rozegrała się w jego rodzinnym mieście Brańsku. Do pomocy zatrudnił młodego historyka z Brańska Zbigniewa Romaniuka, dla którego zamyślił w filmie rolę pośrednika między przeszłością a teraźniejszością. Romaniuk został wybrany również dlatego, że od lat na własną rękę zajmuje się badaniem żydowskiej przeszłości Brańska, i chociaż jego pasja nie zawsze spotykała się ze zrozumieniem u mieszkańców miasta, wyrobił sobie sławę "nieugiętego w dochodzeniu prawdy". W trakcie projekcji ponad 3-godzinnego obrazu dość szybko daje się zauważyć, że marzenia Romaniuka, by dojść prawdy, raczej się nie spełnią. Podczas spotkań z byłymi mieszkańcami Brańska żydowskiego pochodzenia, obecnie rozrzuconymi po świecie, pozwala przypisać sobie rolę "worka do bicia", na który spadają antypolonizmy i oskarżenia o nasz współudział w zagładzie. Niektórzy z rozmówców wręcz odmawiają z nim rozmowy, twierdząc, że żaden Polak nigdy nie przedstawi prawdy należycie, gdyż cały nasz naród to żądni krwi antysemici. Na spotkaniu Romaniuka z młodzieżą w Izraelu przed kamerą wywiązuje się wręcz kłótnia, bo historyk nie zgadza się, by Polskę określano mianem: "kraj faszystowski", zaś Oświęcim mianem "polskiego obozu koncentracyjnego". Młodych Izraelczykow nie interesuje jednak liczba ich rodaków, którzy przeżyli wojnę dzięki pomocy Polakow. Nie wierzą, że Polska była jedynym krajem, w którym za ukrywanie Żydów groziła kara śmierci. Prawda historyczna ma w ich opinii odzwierciedlać się w pytaniach "dlaczego ocalało tak niewielu?" oraz "dlaczego Polska do dziś nie chce przyznać, że plan Hitlera był i jej planem?".

Manipulacja sympatiami

Niestety i dla Romaniuka, i dla Polski, Marzyński jest nader dobrym filmowcem. Wręcz doskonale udała mu się manipulacja sympatiami widza. Ani razu sympatie te nie przechodzą na stronę tych, którym zawdzięcza życie on sam i większość tych, których zapoznaje ze swoim polskim pomocnikiem. Kulminacyjnym momentem jest scena, w której Marzyński, już bez Romaniuka, usiłuje "dotrzeć" w Brańsku do swoich przedwojennych polskich znajomych. Na miejsce rozmów wybiera koński targ, a na rozmówców - starych, prostych ludzi, którzy mają problemy ze złożeniem poprawnego zdania. Spacer ulicami Brańska to z kolei wędrówka między ubogimi, wiejskimi zagrodami, które nie zmieniły się od czasów wojny. W pewnym momencie Marzyński obdarowuje polskiego chłopa 20-dolarowym banknotem i jest za to niemalże całowany po rękach. Nie wiadomo tylko czy reżyserowi chodziło o rozśmieszenie, czy o rozczulenie widzów. Zanim bowiem wyciągnął z kieszeni pieniądze, ten sam chłop pokornie przytakiwał, że Żydzi byli w przedwojennym Brańsku obiektem nieustannych ataków. O bardziej wieloznaczną i upokarzającą dla polskiego widza scenę trudno w całej powojennej kinematografii.

Mówią: dokument.

Marian Marzyński miał prawo nakręcić film, jak mu się podobało, i z tego nikt nie czyni mu zarzutu, to jest jeden z przywilejów demokracji. Problem w tym, że jeszcze przed ostatnim klapsem film uznano za obiektywny dokument historyczny. I właśnie tak, z naciskiem na słowo "dokument" jest prezentowany do dziś. Wśród Amerykanów wywołał przy tym takie poruszenie, że przepowiadano, iż zostanie nominowany do Oscara, zaś na konferencji inspektorów szkolnych w Toledo w miesiąc po pierwszej emisji rozważano możliwość wpisania filmu na listę materiałów obowiązkowych, pokazywanych w szkołach w ramach lekcji historii. W amerykańskiej prasie ciurkiem sypały sie pochwały. Dramatyczny i napięty, "Sztetl" zachowuje przejrzystość, jakiej brak dzisiejszej sztuce. Obnaża historyczną prawdę, ale jednocześnie nie podejmuje się wyjaśnienia zagadki zła. Podróż, którą podejmuje, to podróż z przeszłości do "namacalnej teraźniejszości - pisał recenzent "Boston Globe". "Chicago Tribune" nazwała "Sztetl" wiarygodną kroniką holokaustu: Kręcony przez ponad cztery lata na trzech kontynentach, jest niezaprzeczalnie wielkim osiągnięciem w historiografii zagłady. Prywatny i intymny, nawet wówczas, gdy poszukuje ogólnych prawd, przemawia, gdyż przede wszystkim wsłuchuje się w echo, jakim nieludzkość odbija się pośród wieków i generacji ludzkich. Amerykańska Polonia natychmiast zareagowała na emisję filmu. Do emitującej "Sztetl" telewizji publicznej PBS posypały się listy protestacyjne od wszystkich najważniejszych polskich organizacji i konsultantów. Historycy, m.in. z Polskiego Stowarzyszenia Historycznego, zadali sobie trud, by zweryfikować wszystkie fakty i opowieści, na które powołał się Marzyński, a przy tym wykazali, które z tych relacji i w jaki sposób zostały zmienione, by odpowiadały reżyserskiej wizji. Ogromne archiwa zawierające fragmenty polemiki toczonej na polonijnych internetowych stronach dyskusyjnych do dziś są dostępne pod adresem: http//www.logtv.com/shtetl.articles.html i tam odsyłam wszystkich zainteresowanych szczegółami. Frank Milewski prezes Komitetu ds. Dokumentacji i Holokaustu przy Kongresie Polonii Amerykańskiej, udostepnił nam kopie korespondencji, jaką Kongres wysyłał do PBS w roku 1996. Ich autorem był Michael Preisler, były więzień Oświęcimia. Wszystkie pozostały bez odpowiedzi. Podobnie, jak listy Polonii wysłane do redaktorów największych amerykańskich dzienników i interwencje naszych placówek dyplomatycznych w USA. Ani Marzyński, ani PBS do dziś nie ustosunkowały się do tych protestów. Milczeniem zbywana jest również propozycja, by przed kolejnymi emisjami "Sztetl" z czołówek i zapowiedzi telewizyjnych zdjęto określenie "film dokumentalny". Im więcej jednak upływa czasu i cichną głosy Polonii, tym bardziej prawdopodobne, że do filmu na dobre przylgnie etykietka "dokument historyczny", zaś do Polski w nim przedstawionej - opinia kraju, który na równi z Niemcami jest odpowiedzialny za zagładę.

Nie tylko "Sztetl".

Niestety, przykłady bardziej lub mniej zamierzonych antypolonizmów można mnożyć. Jak bardzo w umysłach Amerykanów Polska już teraz kojarzy się z faszyzmem i antysemityzmem, świadczy choćby fakt, że jej imię dość swobodnie wykorzystują amerykańscy dziennikarze, kiedy uważają za stosowne odwołać się do niesprawiedliwości względem żydowskiej społeczności. Gdy w końcu ubiegłego roku dziennik "New York Times" podjął temat krytycznej sytuacji kobiet w Afganistanie, w artykule pojawiło się uzasadnienie, że należałoby zorganizować natychmiastową pomoc, gdyż ich położenie jest porównywalne z sytuacją Żydów w Polsce przed II wojną światową: kamienowanie, podpalanie i bezprawne rabowanie mienia itp. Kilka dni później poprzez internet do milionów Amerykanów trafił apel, w którym cytowany był właśnie ten fragment artykułu z "NYT".

Rzeczpospolita biało-czarna.

Inną, niewyjaśnioną sprawą są kolory polskiej flagi w "Almanachu 2000" opublikowanym przez wydawnictwo "Time". Na kolorowej wkładce, na której wizerunki flag mienią się wszystkimi barwami tęczy, nasza ma barwę... biało-czarną. Na interwencję Polonii, by sprostować pomyłkę i dodrukować erratę, wydawnictwo odpowiada milczeniem. Chciałoby się wierzyć, że jako Polonia jesteśmy przewraźliwieni na punkcie Ojczyzny i szukamy dziury w całym, ale fakty pozostają faktami, milczenie milczeniem, a poczucie upokorzenia i narastającej bezradności nie chce się rozpłynąć we mgle. Nie trzeba być historykiem, by rozumieć, że historie tworzą ludzie i ich pamięć. Im jednak mniej liczebne są szeregi naocznych świadków historii, tym trudniej o obiektywizm, łatwiej zaś o przekłamania, czy to przypadkowe, czy celowe. Za kilkanaście lat zniknie możliwość rozmowy i weryfikacji historycznych przekazów z tymi, ktorych II wojna dotknęła osobiście. Pozostaną po nich jedynie wspomnienia, dokumenty, zdjęcia, książki i filmy. Nie będzie można niczego zmienić ani dopowiedzieć. Już dzisiaj, po drugiej stronie Atlantyku rośnie pokolenie, które historii uczy się z takich filmow jak "Sztetl", a co widzi - przyjmuje za prawdę, chociażby dlatego, że nie ma alternatywy. Alternatywą byłby protest na tyle silny, że wreszcie słyszalny poza kręgami polonijnymi, docierający do milionów przeciętnych Amerykanów, tak jak dociera "Sztetl". Inaczej ryzykujemy sytuację, że wkrótce Polska zostanie zepchnięta na pozycję, jaką w podręcznikach zajmuje hitlerowska III Rzesza i tak jak ją, będzie się nas oskarżało o współudział w zagładzie, budowę obozu w Oświęcimiu, zaś opowieści o stratach poniesionych w czasie wojny (zwłaszcza w obozach koncentracyjnych) zostaną uznane za wymysł propagandy. Do stracenia lub zyskania jest wszystko.

Polskie placówki dyplomatyczne w USA starają się odpowiadać na każdy incydent uwłaczania dobremu imieniu Polski i Polaków. Niestety, bywa, że nawet listy opatrzone pieczęcią ambasady pozostają bez odpowiedzi. Często z góry można przewidzieć, od kogo odpowiedź nadejdzie, a kto pozostanie na interwencje głuchy. PBS ma w tym kontekście opinię głuchoniemego. Na listy i interwencje nie odpowiada rownież "New York Times". Raz ambasada podjęła nawet akcję zarzucenia redakcji NYT lawiną listów protestacyjnych. Kopia listu dostępna była w internecie, wystarczyło wstawić własne imię i nazwisko, podpisać się i wysłać list do redakcji. Ale i to nie odniosło skutku. Są media, z którymi współpraca układa się jak najlepiej i do takich należy na przykład "Washington Post". Za każdym razem, gdy zdarzyło się, że w jakiejś publikacji dopuszczono się zafałszowania historii lub dziennikarzowi wymknęło się wyrażenie "polish concentration camp", redakcja przepraszała i naprawiała błąd. Dwa lata temu udało się także dobrze nagłośnić skandaliczne zachowanie Teda Turnera, który w jednym ze swoich publicznych wystąpień obraził papieża i pozwolił sobie na szyderstwo z polskiego wojska. Polska zagroziła wówczas zerwaniem poważnego kontraktu z "Timem", w którym Turner jest udziałowcem, a potem sprawę nagłośniły amerykańskie media. Że zazwyczaj media te wyrażają nikłe zainteresowanie tego typu incydentami, to już jednak inna sprawa."

Eliza Sarnacka-Mahoney, USA, 24 czerwca 2000.

sfpol.com/prywhishol.html

 

c.d.n.

http://zbigniew-sz-n.salon24.pl/
Etykietowanie:

5 komentarzy

avatar użytkownika niezalezny2006

1. Wdziecznosc

za uratowanie zycia moze przybrac taka forme?

kat.

avatar użytkownika Maryla

2. Uniwersytet Jagielloński promuje szkalujących Polskę (2)

Uniwersytet Jagielloński poprzez Centrum Badań Holokaustu promuje polakożercę, znanego reżysera Mariana  Marzyńskiego i nie widzi w tym nic zdrożnego. W swym kolejnym artykule (2) chciałbym wskazać na przewrotność Mariana Marzyńskiego i niezwykłą umiejętność manipulowania faktami. W jakim celu? Czy tylko w dążeniu za nagrodami, sławą i międzynarodowym uznaniem?

O filmie "Sztetl"

"Marzyński postanowił zrealizować projekt swego życia i nakręcić prywatną historię holokaustu - taką, jaka rozegrała się w jego rodzinnym mieście Brańsku. Do pomocy zatrudnił młodego historyka z Brańska Zbigniewa Romaniuka, dla którego zamyślił w filmie rolę pośrednika między przeszłością a teraźniejszością. Romaniuk został wybrany również dlatego, że od lat na własną rękę zajmuje się badaniem żydowskiej przeszłości Brańska, i chociaż jego pasja nie zawsze spotykała się ze zrozumieniem u mieszkańców miasta, wyrobił sobie sławę "nieugiętego w dochodzeniu prawdy". W trakcie projekcji ponad 3-godzinnego obrazu dość szybko daje się zauważyć, że marzenia Romaniuka, by dojść prawdy, raczej się nie spełnią. Podczas spotkań z byłymi mieszkańcami Brańska żydowskiego pochodzenia, obecnie rozrzuconymi po świecie, pozwala przypisać sobie rolę worka do bicia, na który spadają antypolonizmy i oskarżenia o nasz współudział w zagładzie. Niektórzy z rozmówców wręcz odmawiają z nim rozmowy, twierdząc, że żaden Polak nigdy nie przedstawi prawdy należycie, gdyż cały nasz naród to żądni krwi antysemici. Na spotkaniu Romaniuka z młodzieżą w Izraelu przed kamerą wywiązuje się wręcz kłótnia, bo historyk nie zgadza się, by Polskę określano mianem: "kraj faszystowski", zaś Oświęcim mianem "polskiego obozu koncentracyjnego". Młodych Izraelczyków nie interesuje jednak liczba ich rodaków, którzy przeżyli wojnę dzięki pomocy Polaków. Nie wierzą, że Polska była jedynym krajem, w którym za ukrywanie Żydów groziła kara śmierci. Marzyński jest nader dobrym filmowcem. Wręcz doskonale udała mu się manipulacja sympatiami widza. Ani razu sympatie te nie przechodzą na stronę tych, którym zawdzięcza on życie.”

[Życie Warszawy, 22 czerwca 1996]

 

Zbigniew Romaniuk, historyk z Brańska, występujący w filmie "Sztetl", napisał list do reżysera Mariana Marzyńskiego [14 lutego 1996]:
 

"Marian,
Dziękuję za przesłany film. Obejrzałem go trzy razy. Oto moje uwagi (nie uwzględniają całości komentarza):

1/ W pierwszej części jest zbyt duża porcja - Polaków morderców. Brakuje wyraźnie przynajmniej jednej osoby (wypowiedzi Polaka, której nie ma w filmie), która ratowała Żydów. Śmiało taką scenę (np. z Gołębieckim lub aptekarką Woińską) można wstawić kosztem zbyt długiej sceny z Yaffa Eliah.

2/ Stara kobieta (handlarka wódką) zupełny fałsz, niewiarygodna. Jej syn zamordował w 1945 r. w Brańsku księdza dla pieniędzy, a matka potem pomagała mu w przewożeniu pistoletu służącego do rozbojów koło Olsztyna. Niska moralność tej osoby.

3/ Dalej lansujesz hasło "5 Niemców a 6 tys. Polaków" - to nie jest fair. Z Twego rozumowania wynika, że problem leżał tylko w tych 5 Niemcach. Dlaczego więc Żydzi ich nie zabili. Czy wówczas byłby spokój? Dokładnie sam wiesz jak działała ta machina i odpowiedzialność zbiorowa. Za zabicie niemieckiego komendanta obozu pracy w Brańsku, w 1943 r. w Białymstoku zabito 118 osób. W Brańsku w 1942 r. zabito człowieka za posiadanie radia. Ostatnio dotarłem do akt z których wynika, iż w lipcu 1943 r. Niemcy zabili księdza wikarego z Brańska, Henryka Opiatowskiego (kapelana AK) - za pomoc Żydom i zbiegłym jeńcom sowieckim. Ja mówiłem o 5 żandarmach niemieckich, bo Niemców było więcej w Brańsku. Amtskomisarz i jego zastępca, komendant obozu i zastepca, 2 pracowników poczty, technik budowlany i może jeszcze inni: łącznie kilkanaście osób.

4/ Brak w filmie elementu faktograficznego z lat 1939-41, kiedy Żydzi przyjęli postawę antypolska i kolaborowali z Sowietami. Usunięto Polaków ze stanowisk obsadzając je Białorusinami i Żydami. Przykładowo polską aptekę powierzono żydowskiemu sklepikarzowi drogeryjnemu. Połowa milicji była żydowska. Wielu Polaków pojechało na Syberię za sprawą odgrywania się za wystąpienia z lat 1936-38. Przykładowo za "narodówke" zesłano jednego z moich kuzynów. Fakty te miały kolosalne znaczenie dla późniejszej postawy części Polaków.

5/ Dla ukazania dyskusyjnej obojętności i podłości Polaków, Brańsk jest złym przykładem. Na ponad 300 zbiegłych z getta Żydów, przeżyło 76. Nie licząc Białegostoku, nie uratowało się tyle osób z pozostałych miast województwa razem wziętych. Ratując życie Żydom z Brańska 3 Polaków straciło życie, 2 znalazło się w obozach, spalono zabudowania 2 rodzin. Czy te ofiary i wyróżnienia medalem świadczą o obojętności? Oczywiście trudno tutaj mówić o masowości. Problem pomocy Polaków sprowadzasz do "dobrej woli," co jest jest zbyt dalekim uproszczeniem i nie odpowiada realiom okupacji i wojny.

6/ Żydzi w Brańsku to właściwie historia 60 lat (od ok. 1880 do 1942), kiedy stanowili większość. Z filmu można odnieść wrażenie, że dominowali przez 500 lat. Czasami zapędzasz się z procentami, między 1897 a 1921 było tutaj ok. 58% Żydów (największy odsetek 58, 1%). W latach późniejszych zmniejszał się i w 1938 r. wynosił 50% Żydów i 50% Polaków. W końcu filmu, kiedy rozmawiamy w sali konferencyjnej po zebraniu, mówisz nawet o 65%!!!

7/ Moja wypowiedź przy pomniku "katolicki i polski," nie była w kontekście żydowskim, chodziło tu o inne sprawy.

8/ Stanowczo za mało jest o bohaterskim ratowaniu, a za dużo o mordowaniu. Ostatnio podliczyłem i okazuje się, że pomagających było więcej od tych którzy wydawali Żydów Niemcom. Poza J. Rubinem, są tylko drobne odpryski i kilkunastosekundowa scena z Yad Vashem. Wymieniasz nazwiska ludzi podłych, a bohaterow przemilczasz.

9/ Dlaczego w filmie nie pada pytanie do Żydów z Brańska, czy w odwrotnej sytuacji pomogli by Polakom. Ja zadawałem takie pytanie i nikt nie odpowiedział zdecydowanie - tak. Mówiono - raczej nie.
Film jest Twoją wizją, z którą w pełni nie mogę się zgodzić. Przepraszam za te uwagi. Po prostu chciałem, aby film jak najbardziej odpowiadał nowoczesnemu spojrzeniu na tę sprawę. W sumie szkoda, iż problem "Sztetl" sprowadzony głównie został do holocaustu w wykonaniu Polaków. Obraz nabrał ekspresji w porównaniu z poprzednim, jest jednak zbyt "krwawy". Zdaję sobie sprawę, że nie dokonasz przeróbek, zresztą jest na to zbyt późno.

Nowa muzyka poprawiła całość. Juz kilka razy prosiłem Ciebie o komentarze talmudyczne. Podobnie o kopie materiałów związków brańszczan w USA i innych, które udało Ci się zgromadzić. Liczę, że w końcu mi je prześlesz. W moich opracowaniach zamieszczę informację, iż otrzymałem je od Ciebie. Mają one dla mnie duże znaczenie. Podobnie przypominam prośbę o wszelkie plakaty, ulotki, recenzje itp. dotyczące filmu. Czy w Brańsku będę mógł pokazać film publicznie? Czy może zechcesz przyjechać do Brańska na pokaz i sam zobaczyć reakcje ludzi? Napisała do mnie Eva Hoffman. Najprawdopodobniej niedługo spotkamy sie w Brańsku. Ma przyjechać na kilka dni. Dziękuję za bardzo miłe i ciepłe słowa o mnie w liscie, ale nie mam przekonania, czy wszyscy po obejrzeniu tego filmu będą to tak odbierać. Liczę na dalszy kontakt i informacje o losach filmu, nie tylko po projekcji w telewizji, ale i po festiwalach. Dziekuję za wszystko, co do tej pory dla mnie zrobiłeś. Pozdrawiam serdecznie.

-Zbyszek"

 

Wybrane wypowiedzi Polaków, mieszkających w USA www.logtv.com/films/shtetl/polish.html:

Andrzej T. Domagała, 17-04-1996: "W swym filmie Marzyński fałszywie ukazuje Polaków jako fanatyków, kłamców, półgłówków, chciwców oraz skorumpowanych i nieczułych antysemitów. Gorzej jeszcze, prezentuje nas jako notorycznych zdrajców i morderców Żydów, którzy pośrednio i bezpośrednio przyczynili się do wyniszczenia 2500 Żydów - mieszkańców Brańska.(...) Marzyński zataił, że kilka kilometrów od Brańska stał silny garnizon niemieckich wojsk. W Polsce Niemcy za pomoc i ukrywanie Żydów stracili ok. 2000 Polaków. Tych męczenników nie wspomina się jednak w "Sztetl". Nawet pojedyncza sekwencja filmu nie ukazuje Niemców jako zbrodniarzy. W roli tej występują za to prymitywni i prostaccy Polacy.(...) Nie wspomina się także, że nawet pojedynczy Żyd nie zginął w obronie Polaków w latach 1944-48, kiedy to Żydzi byli najbardziej uprzywilejowaną i najsilniejszą grupą etniczną w sowieckim imperium.(...) Przykro powiedzieć, ale w tym czasie Żydzi, zamiast ukrywać Polaków, ochotniczo wstępowali w szeregi sowieckiego aparatu terroru i byli jego egzekutorami. Polacy tysiącami byli mordowani albo deportowani do gułagów jako "klasowi wrogowie". W "Sztetlu" nie wspomina się o tych sprawach, a przecież przyczyniły się one do wytwarzania u Polaków atmosfery strachu przed Żydami i negatywnego stereotypu Żyda, który to (stereotyp) przetrwał nawet do dziś wśród starszego pokolenia. Pominięcie tych spraw jest zafałszowaniem historycznych faktow." Nic dodać, nic ująć. Zastanawia mnie dlaczego Żydzi tak uparcie chcą przenieść odpowiedzialność za holocaust z Niemców na Polaków fałszując historie."

 

Piotr Wnukowski, 17-04-1996:"Nie wiem, czy się nie wylewa dziecka z kąpielą tym protestem. Przeczytałem scenariusz do filmu "Sztetl". Nie uważam, że jest on tendencyjnie 'antypolski'. Autor po prostu umiejscowił swoją lojalność po stronie narodu żydowskiego i z tej pozycji prześwietla polską prowincjonalną rzeczywistość. W koncepcji swojej przypomina "Sztetl" bardzo "Shoah" Lanzmana."

 

Jan Labanowski, 17-04-1996:"A ja też przeczytałem, i uważam że jest tendencyjnie antypolski. Tylko głupia propaganda używa kłamstw. Subtelniejsza propaganda przebiera w faktach lub powołuje się na świadków. Nie mam czasu się rozpisywać więc krótko:

1) To Polacy mówią, że NIEMCY zabijali, nie Żydzi.

2) Okazuje się, że to POLACY zabijali, a nie NIEMCY, bo jakiś starszy człowiek pieczołowicie spisał nazwiska złych Polaków. Fakty się liczą...

3) Nawet z biednego Romaniuka zrobili na koniec antysemitę, bo nie chciał zrobić pomnika pomordowanym Żydom.

4) Proszę porównać, ile czasu jest w scenariuszu (ilościowo), o tym jak Polacy zabijali, o tym jak Niemcy zabijali, i o tym jak Polacy ratowali.

5) O polskiej partyzantce, jej celach, i stosunku do Żydów dowiadujemy się od studentów liceum: "There was anti-semitism in the guerilla forcles like there was in the German leadership, it was not different. They just killed any Jew that came near them". Zauważcie - Geraman leadership, a więc garstka Nazis... Normalny Niemiec Żydom pomagał można się domyślać... Dla nieznających w większości tematyki (bo niby skąd...) Amerykanów, sprawa jest jasna: Polacy oskarżają niesłusznie Niemców o mordowanie Żydów, podczas gdy to oni sami ich mordowali. Najbardziej mi była wzruszająca historia o tym jak zabili matke Yaffy i jego ciekawe wyznanie, że Żydzi się ukrywali pod opieką NKWD. I ten syna aptekarza antysemity. Jestem ciekaw jaka była historia aptekarza. Kończę bo muszę..."

 

♦                                 ♦                                        ♦

"Sztetl" wydarzeniem w Kazimierzu Dolnym (dyrektor programowy Roman Gutek)

Z programu (wydarzenia) 6. Festiwalu Filmowego i Artystycznego Lato Filmów w Kazimierzu Dolnym (4-13 sierpnia 2000): "...Pokaz specjalny filmu Sztetl, 6.08.2000, godz.12.30, kino Plus GSM
"Sztetl" to trzygodzinny wybitny dokument traktujący o stosunkach polsko-żydowskich dawniej i dziś. Reżyser filmu, Marian Marzyński, jest Żydem polskiego pochodzenia, który przeżył holcaust, lecz został zmuszony do emigracji z kraju w 1968 r. Film zebrał liczne nagrody na wielu międzynarodowych festiwalach filmowych..."
www.stopklatka.pl/imprezy/impreza.asp
http://zbigniew-sz-n.salon24.pl/

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

3. Michnik: Polacy są jak Kościół, a on uczy obłudy

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika benenota

4. A MIchnik

jest jak modlitwa "Kol Nidre",ktora zwalnia Zydow od wszelkiej odpowiedzialnosci za popelnione przestepstwa,oszustwa,grabierze itd.wzgledem gojow-awansem...na rok do przodu. Pzdr.
Tak mi tu dobrze...ze dobrze mi tak.
avatar użytkownika Maryla

5. @benenota

Witam, guru "zagubionych" - prowadzi ślepców do jasności, czyli w maliny. Obrońca wolności wszelakiej - głównie od myślenia. Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl