CIESIELCZYK - UPIERDLIWY "LUSTRATOR" POLONII AMERYKANSKIEJ

avatar użytkownika Miroslawa Kruszewska
Miniony tydzień upłynął w Chicago pod znakiem agentów. Prawdę powiedziawszy cała historia, która swoje zwieńczenie znalazła w niedzielę 18 października zaczęła się w momencie kiedy do sądu w Warszawie wpłynął pozew Andrzeja Jarmakowskiego przeciwko ministrowi sprawiedliwości Andrzejowi Czumie. Oczywistym było, że wydarzeniu temu towarzyszyć będą rozmaite wydarzenia poboczne. Tak się też stało. Już kilka miesięcy temu Marek Ciesielczyk rozesłał po Stanach Zjednoczonych sensacyjną wiadomość. W liście informował, że znalazł sensacyjne materiały dotyczące agenturalnej działalności Jarmakowskiego. Wielu z adresatów przesłało te listy do naszej redakcji, odmawiając zorganizowania odczytu. W końcu doszło do spotkań w Nowym Jorku, gdzie Ciesielczyk koncentrował się na przypadku Piotra Mroczyka, wspominał także o Jarmakowskim. Rzecz jasna w jak najgorszym świetle. Po przybyciu do Chicago temperatura rosła. Zapowiadano liczne sensacje. Ciesielczyk, niczym w prawdziwym horrorze, dozował informacje. Mówić miał także o innych osobach, więc zastanawiano się na kogo padnie. Wojciech Białasiewicz, nieżyjący już Józef Migała i wielu innych ludzi mogło spodziewać się, że usłyszy oskarżenia o popełnienie zbrodni najcięższej czyli zdradzenia ideałów i swoich najbliższych przyjaciół. W wywiadzie dla pisma „Kurier” szeroko dywagowano o Jarmakowskim, że dokumenty tajne, że pewnie przewerbowano go przez UOP. Choć pewnie gdyby tak było miałby kilka firm na tak zwanym „Polonowie”. Ciesielczyk wystąpił także z nowatorską teorią „agentów wpływu”. Chodziło – jak wyjaśniał – o ludzi, którzy co prawda nie podpisywali zobowiązań współpracy, nie pobierali wynagrodzenia, ale stanowili pas transmisyjny między komunistycznym konsulatem a Polonią. Jednym słowem chodziło o przysłowiowych „siewców burz”. Wtajemniczeni z tajemniczego Komitetu Komitetu Pamięci, organizatorzy spotkania wysyłali nawet list do prezydenta Rzeczpospolitej protestujący przeciwko przyznaniu Andrzejowi Jarmakowskiemu odznaczenia państwowego. Chicagowska paniusia, porażona dokumentami, które zobaczyła wyrażała swoje oburzenie. O liście krajową opinię publiczną poinformował tygodnik „Wprost”, gdzie pracuje córka ministra Andrzeja Czumy. Prezydent odznaczył współpracownika SB? – zapytywały krajowe media. Błoto zostało rzucone. Nawet jak je zrzucisz brud pozostanie. W wywiadzie z Zofią Boris, prowadzącą program radiowy z chicagowskiej stacji 1490 AM, która już najwyraźniej dawno straciła kontakt z rzeczywistością oskarżenia powtórzono. Jarmakowski donosił. Może nie jako płatny agent, ale tacy „agenci wpływów” byli często gorsi od tych płatnych szpionów. Temperatura rosła. List pani z domku, gdzie normalnie zajmuje się ścieraniem kurzów świadczył, że materiał jest porażający. Do Chicago przyjechał sam prezes Instytutu Pamięci Narodowej Janusz Kurtyka. Miał wziąć udział w zebraniu Rady Dyrektorów Kongresu Polonii Amerykańskiej. Jednocześnie w spotkaniu na Northeastern University zorganizowanym przez umierający Związek Narodowy Polski pojawiło się wielu innych przyjaciół Andrzeja Czumy, jak Grzegorz Popielarz, obecny skarbnik Towarzystwa Wspólnota Polska. Miłosnicy spiskowych teorii mieli używanie. Janusz Kurtyka rozczarował swoich gospodarzy z KPA, liczących na to, że może historycy z IPN lub inne uznane autorytety zajmą się lustracją Polonii. W publicznych wypowiedziach Kurtyka pokreślał kompetencje Marka Ciesielczyka. Powszechnie uznano je jako wystawenie czegoś w rodzaju świadectwa moralności dla doktora – jak podkreślał Kuryka - Ciesielczyka. Po Chicago rozeszły się plotki, że Kurtyka na pojawić się na spotkaniu Ciesielczyka i potwierdzić prawdziwość przedstawianych dokumentów. To już koniec. Kurtyka namaści Ciesielczyka autorytetem państwa, Jarmakowski może zwijać manatki i jechać na bezludną wyspę. W ,końcu nastała długo oczekiwana niedziela 18 października. Przed salą Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej, gdzie miało odbyć się spotkanie ludzie pocałowali klamkę. Właściciel budynku wymówił salę, zaś w okolicy policyjne radiowozy z włączonymi kogutami jakby przypominały, że warto zachowywać się spokojnie. Polonijny dziennikarz i dawny rzecznik prasowy Edwarda Mazura Andrzej Wąsewicz rozmawiał ze zdenerwowanymi ludźmi. Pojawiła się kamera telewizyjna.Podchodzący pod budynek przeczytali bowiem rozwieszone kartki na drzwiach, iż po „utrąceniu spotkania” w sali SWAP wszyscy proszeni są do podziemi Kościoła św. Pankracego daleko na południu Chicago. Wielu zrejterowało, rezugnując z wysłuchania rewelacji. Najbardziej wytrwali wsiedli do samochodów i ruszyli w drogę. Sporo wygrażało agentom i ich długim łapskom. W końcu nieco konspiracyjnie, w podziemiu kościoła, prelegent rozpoczął. Mówił nudnie, ale w końcu doszedł do Jarmakowskiego. Niestety szybko okazało sie, że w kościele dach jest solidny i oberwania chmury nie będzie. Prelegent przedstawił dokument z września 1989 roku, a więc już z czasów wolnej Polski. Wynikało z niego, że Andrzej Stypuła i Andrzej Jarmakowski spotkali się z groźnym agentem o pseudonimie „Rush” jeżeli dobrze usłyszałem. Zainteresowany potwierdził – już później w rozmowie ze mną - że takie spotkanie miało miejsce, zaś groźnym agentem był konsul z Wydzialu Handlowego Konsulatu RP Marek Jachna. Jak wynikało z zaprezentowanego dokumentu Jarmakowski wyraził w trakcie spotkania negatywną opinię o tworzeniu jakiegoś banku z udziałem działaczy Solidarności, zaś miał pozytywną opinię na temat personalnej obsady konsulatu. Zresztą zaintersowany powiedział – już później, że podtrzymuje tę opinię i dzisiaj. Doszło do innych przestępstw. Wyżej wymienieni Stypuła i Jarmakowski spotkali się z polską delegacją, która wracała ze spotkania Banku Światowego i Miedzynarodowego Funduszu Walutowego w Waszyngtonie, gdzie załatwiano środki mające wspomóc realizację planu Balcerowicza. Od Jarmakowskiego dowiedziałem się, że uczestnicy spotkania zjedli lunch, a ponadto przeprowadzono wywiad z członkami delegacji. Rozmawiano o możliwościach inwestowania w nowej Polsce i szansach dla polonijnego biznesu w wolnym kraju. Sala, która spodziewała się większych rewelacji nieco kręciła głową. Ciesielczyk jednak rozpoczął tyradę. Zwrócił uwagę, że bezpieka istniała do 1990 roku. Wezwał Polonię do zjednoczenia i skutecznej walki z Jarmakowskim. Potem prelegent przeszedł do innych nazwisk aganetów, ale było to wszystko dokładnie tak samo wiarygodne, jak opisany powyżej przypadek. Zresztą czy warto faceta dalej słuchać? Chyba w dziejach polskiej lustracji po raz pierwszy za dowód współpracy z komunistycznymi służbami specjalnymi uznano dokument sporządzony już w czasie wolnej Polski, opisujący spotkanie z oficjalnymi przedstawicielami niepodległego państwa. Jedyne w tym miejscu co przychodzi mi do głowy to zapytać o stan zdrowia psychicznego prelegenta. Na tym sprawę można zakończyć, gdyby nie błoto, które zostało rzucone po obu stronach Atlantyku. Błoto bowiem pozostanie. Ciesielczyk skompromitował nie tylko siebie, ale i prezesa IPN Janusza Kurtykę, który z takim zapałem bronił Ciesielczyka w Chicago. Czemu to wszystko miało służyć, skompromitowaniu lustracji? Z wielkiego chicagowskiego tygodnia agentów wyszła kupa śmiechu. Autor: Julian Traczykowski (źródło: www.ProgressForPoland.com)

9 komentarzy

avatar użytkownika Miroslawa Kruszewska

1. Pani Sylwia Kawa, Ciesielczyk i list do Prezydenta Kaczyńskiego

Małe uzupełnienie do tekstu pana Traczykowskiego: ________________________________________________________ Pani Sylwia Kawa z Chicago, emigrantka, napisała list do Pana Prezydenta Kaczyńskiego, w sprawie skorygowania decyzji Pana Prezydenta w przyznawaniu odznaczeń państwowych. Chodzi m.in. o Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, którym uhonorowany został znany dziennikarz emigracyjny, współzałożyciel Ruchu Młodej Polski, działacz gdańskiej „Solidarności” i Ruchu Społecznego POMOST – Andrzej Jarmakowski. List pani Sylwii Kawy, wystosowany do Prezydenta RP, to swego rodzaju ważny vox populi, który z pewnością będzie rozważony w Kancelarii Pana Prezydenta z najwyższą uwagą, jako że pani Sylwia Kawa jest osobą wpływową na Polonii i na uprzejmą odpowiedź Pana Prezydenta w najwyższym stopniu zasługuje. Tym bardziej, że pani Kawa występuje tutaj w imieniu CAŁEJ emigracji polskiej i poniekąd jako przedłużone ramię jeszcze bardziej wpływowej osoby, pana doktora filozofii marksistowskiej, Ciesielczyka Marka, bojownika o czystość rasową szeregów emigracji oraz niestrudzonego tropiciela SB-ecji. Dodajmy, że pan Ciesielczyk Marek, doktor, jest totumfackim Andrzeja Czumy, byłego ministra sprawiedliwości, niedawno z wielkim trudem odspawanego od stołka w rządzie Rzeczpospolitej. Wystąpienia pana Ciesielczyka są prawdopodobnie, a niektórzy twierdzą, że na pewno(!), finansowane przez koła zbliżone do pana Czumy. Chodzi tutaj przede wszystkim o wodzenie emigracji polskiej za nos, w czym były pan minister Czuma jest mistrzem nad mistrzami z wieloletnim stażem (patrz: rozbicie POMOST-u) . Kim jest pani Sylwia Kawa – rzecznik prasowy pana Ciesielczyka? Służby specjalne udostępniły nam właśnie garść informacji, a więc możemy uchylić rąbka tajemnicy. Zacznijmy ab ovo, czyli od drzewa genealogicznego. Otóż, pani Sylwia Kawa pochodzi z Tarnowa. Mamusia pani Sylwii, zawodowa wróżka i uzdrowicielka na Jackowie, potrafi wyleczyć najcieższy reumatyzm przez telefon. O tatusiu pani Sylwii bliższych danych nie ma. Pani Sylwia Kawa, obecna działaczka w stajni pana Ciesielczyka, doktora, posiada wykształcenie podstawowe czy też zawodowe, prawdopodobnie niepełne. Pracuje ona i pomieszkuje na tzw. „domkach”, jako pomoc domowa. Stałego adresu zamieszkania nie posiada. Ostatnio, aby podnieść kwalifikacje, próbowała zrobić kurs prawa jazdy na amerykańskich ciężarówkach, tzw. truckach. Niestety, bez powodzenia. Złośliwi powiadają też, dyskretnym szeptem, że Pani Sylwia przygotowuje się właśnie do następnego małżeństwa z kolejnym turystą z Polski w ramach pełnopłatnych usług imigracyjnych... Nawiasem mówiąc, zadziwiająca jest elokwencja stylistyczna wypowiedzi pani Kawy w liście do Prezydenta RP. Pani ta bowiem, jak wszyscy doskonale wiemy, ma poważne trudności ze skonstruowaniem na piśmie prostego zdania w języku polskim. Istnieje przekonanie, że list do Prezydenta został w istocie napisany przez pana Ciesielczyka, który zaimponował swoją pozycją biednej, mało piśmiennej dziewczynie „na domku” i ją wykorzystał. Tacy to ludzie otaczają znanego bojownika w walce o oczyszczenie Polonii z SB-ecji, pana Ciesielczyka Marka, doktora filozofii marksistowskiej, i pisują dla niego listy do Prezydentów. Jak mawiają Rosjanie: i śmieszno, i straszno! ./.

Miroslawa Kruszewska, USA

avatar użytkownika Maryla

2. Pani Mirosławo

zastanawia atak na osobę szukającą prawdy . Cos podobnego mamy obecnie w Polsce - sciga sie tych, co ścigają przestępców. A przoduje w szczuciu na M.Kamińskiego Gazeta Wyborcza. Czytam ten tekst i czuje ten sama woń, jak z łamów Michnika. Dr Ciesielczyk robi swoją robotę i niech dalej to czyni. A atak personalny na Panią Sylwię Kawę jest.... Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Unicorn

3. Szanuję Pana Ciesielczyka.

Szanuję Pana Ciesielczyka.

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika Lancelot

4. Czegoś tu nie rozumiem..

Mnie tu pachnie gnidą o nazwisku Czuma a nie gównianą. Można prosić o parę słów wyjaśnienia bo pani Kruszewska dość logicznie wywiodła swoje racje, ale może ja się mylę? Pzdr PS Rzeczywiście zaczyna być i śmieszno i straszno.

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/

avatar użytkownika Egon

5. Unicorn

Może zbyt szybko zaufałeś mu ? Mylić się,to rzecz ludzka. Pozdr.
avatar użytkownika Unicorn

6. Z zaufaniem u mnie jest

Z zaufaniem u mnie jest ostrożnie ;)

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika Komitet Pamięci Polonijnej

7. Jarmakowski i agent RUSH

Odznaczony przez Prezydenta Jarmakowski współpracował z rezydentem SB w Chicago Kilkanaście dni temu polonijny dziennikarz (wcześniej internowany działacz "Solidarności") Andrzej Jarmakowski otrzymał od Prezydenta Kaczyńskiego jedno z najwyższych odznaczeń państwowych. Przeciwko tej decyzji Prezydenta zaprotestowało polonijne środodowisko niepodległościowe w Chicago, gdyż Jarmakowski współpracował w 1989 roku z rezydentem SB w Konsulacie PRL o pseudonimie "RUSH". Dwa lata temu Prezydent Kaczyński odznaczył Piotra Mroczyka, ostatniego dyrektora sekcji polskiej Radia Wolna Europa, który wczesniej był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie "69". Jak pamiętamy Andrzej Czuma wprost oskarżył Andrzeja Jarmakowskiego o agenturalność. Co więcej sugerował, że nie można znaleźć dokumentów nt. Jarmakowskiego w archiwum IPN, gdyż został on przekazany przez SB - jako agent - UOP, co wymusiło objęcie teczki Jarmakowskiego klauzulą tajności. Zapewne sąd rozstrzygnie już wkrótce spór obydwu dżentelmenów. Niedawno ktoś mi powiedział, nieważne, czy Jarmakowski był czy nie był agentem, istotne jest to, że jego działania są tak szkodliwe jakby nim był. Często SB odnosiła znacznie więcej korzyści z działań ludzi, którzy formalnie nie byli TW SB, niż z aktywności zarejestrowanych agentów. W podręcznikach szkoleniowych KGB zawsze podkreślano, że najcenniejsze usługi oddają tzw. „agenci wpływu”, byli oni dla Sowietów cenniejsi niż klasyczni szpiedzy czy formalni tajni współpracownicy. Od kilku lat Jarmakowski obnosi się po Chicago z materiałami z IPN, które miałyby przekonać czytelnika, że jest czysty jak łza. Ostatnio zlokalizowany został przeze mnie w IPN zbiór dokumentów pod sygnaturą IPN BU 2203 / 146, który zawiera materiały sprawy SMW-8/830/89 założonej w 1989 roku przez Wydz. VIII Departamentu I. MSW, w której występuje wpis „Karta personalno-operacyjna Jarmakowski Andrzej”. 30 zdjęcie Jarmak 1 Z dokumentów tych dowiadujemy się, że Andrzej Jarmakowski, ur. 24 listopada 1953 roku w Gdańsku, spotykał się z rezydentem SB funkcjonującym w konsulacie PRL w Chicago, a rozmowę z nim chciał za wszelką cenę zachować w tajemnicy. Przekazywał przy tym różne informacje funkcjonariuszowi zatrudnionemu oficjalnie w placówce dyplomatycznej PRL w Chicago. Rezydent SB, podpisujący się pod raportem (z dnia 19 września 1989 roku) ze spotkania z Jarmakowskim pseudonimem „RUSH” tak pisze do centrali : „Z inicjatywy Andrzeja Szypuły (...) oraz Andrzeja Jarmakowskiego (...) odbyłem rozmowę ‘prywatną’ w dniu 19 września br. (…) Rozmówcy pragnęli przedyskutować następujące tematy: (…) Przygotowanie oceny Konsulatu generalnego PRL w Chicago”. W zdumienie może wprawić taka tematyka spotkania dwóch działaczy polonijnych z pracownikiem komunistycznej placówki dyplomatycznej. Dlaczego chcieli rozmawiać o przygotowaniu oceny komunistycznych urzędników w konsulacie? Na to pytanie znajdziemy odpowiedź na końcu raportu rezydenta SB. Omawiając z „Rushem” sprawę utworzenia „Banku Rzeczypospolitej”, Jarmakowski i Stypuła sugerowali komunistycznemu dyplomacie, że „praktycznie fundusze te (przeznaczone dla w/w banku, przyp. MC) znalazłyby się w rękach ‘Solidarności’, która nie gwarantuje ich właściwego wykorzystania. Mają w tym względzie już pewne doświadczenie, że znaczna część przekazywanych wcześniej funduszy ginęła w prywatnych rękach poszczególnych działaczy ‘Solidarności’.” Były aktywny działacz „Solidarności”, Jarmakowski, nie wystawia więc zbyt pochlebnego świadectwa związkowi i to w rozmowie z komunistycznym urzędnikiem, a w praktyce rezydentem SB w konsulacie PRL w Chicago. 31 zdjęcie - Jarmak 2 Jarmakowski i Stypuła obiecali w czasie rozmowy z „Rushem” dostarczyć do konsulatu PRL w Chicago dokumenty dotyczące utworzenia na terenie USA „banku inwestycyjnego” wraz ze swymi uwagami na ten temat. „Rush” w swoim raporcie z tego spotkania pyta przełożonych: „Jeżeli są sugestie Centrali co do tej inicjatywy, proszę o instrukcje”. Dlaczego Jarmakowski i Stypuła tak ochoczo chcieli współpracować z konsulatem RPL, a dokładniej mówiąc z „Centralą” „Rusha”? 32 zdjęcie – Jarmak 3 Najbardziej jednak kuriozalną częścią rozmowy Jarmakowskiego i Stypuły z rezydentem SB w Chicago jest wspomniane już wyżej przygotowanie oceny pracowników PRL-owskiego konsulatu. „Rush” raportuje do swej warszawskiej centrali: „Po dłuższym owijaniu w bawełnę, po dokonaniu ‘wewnętrznej narady’, przyznali się, że zostali poproszeni przez wysoko postawione osoby w Warszawie z kręgu ‘Solidarności’ o dokonanie oceny działalności Konsulatu Generalnego PRL w Chicago (…) ocena ta może być … wykorzystana do sugerowania ew. zmian kadrowych”. By uspokoić swoją warszawską centralę, „Rush” dodaje jednak zaraz: „Dla uspokojenia Pana, ocena ta nie jest negatywna i taka zostanie przekazana do Polski kanałem ‘LOT-owskim’.” 33 zdjęcie – Jarmak 5 Jarmakowski i Stypuła mieli więc dokonać oceny komunistycznej załogi konsulatu PRL i w rozmowie z rezydentem SB w tego konsulatu zapewnili go – jak sam to relacjonuje - że ocena ta będzie pozytywna (z jednym tylko wyjątkiem). Co więcej, zostanie czym prędzej przekazana LOT-owskim samolotem do Warszawy. PRL-owska załoga konsulatu nie ma więc powodów, by obawiać się utraty pracy, gdy przyjdzie czas zmian personalnych. Kontekst całej sprawy uprawnia do twierdzenia, że Jarmakowski i Stypuła chcieli w ten sposób przypodobać się komunistycznemu urzędnikowi z PRL-owskiej placówki dyplomatycznej. Sami w czasie rozmowy stwarzali wrażenie, że oczekują pomocy ze strony „Rusha” w kilku sprawach. Ktoś mógłby w tym miejscu spróbować bronić Jarmakowskiego i Stypuły – np. że nie zdawali sobie sprawy z kim rozmawiają etc. Następna część raportu „Rusha” pokazuje jednak, że obydwaj doskonale wiedzieli, co robią. Rezydent SB pisze: „ Obaj rozmówcy wielokrotnie podkreślali, a wręcz prosili, abym żadnych szczegółów naszej rozmowy nikomu dalej nie przekazywał. Prosili o zrozumienie, że w przypadku ujawnienia tego faktu mogą być zaatakowani przez swoich kolegów z ‘Solidarności’ jak również przez tut. wściekłych pismaków (rozmowa z przedstawicielem reżimu)…” 34 zdjęcie - Jarmak 6 Z dalszej relacji „Rusha” dowiadujemy się, że spotkanie to nie było bynajmniej pierwszym kontaktem Jarmakowskiego i Stypuły z rezydentem SB z konsulatu generalnego PRL w Chicago i że wszystkie dotychczasowe ich konsultacje z PRL-owską placówką utrzymywane były w tajemnicy. „Rush” raportuje: „…. dotychczas mogli liczyć na moją dyskrecję”. Z raportu „Rusha” wynika także jednoznacznie, że Jarmakowski i Stypuła cieszyli się zaufaniem komunistycznego konsulatu: „Na podstawie dotychczasowych kontaktów – datujących się od pobytu Min. Kłosa (? MC) w Chicago – uważam, że przekazywane przez nich informacje były prawdziwe i znajdowały późniejsze potwierdzenie.” 35 zdjęcie – Jarmak 7 Pod podpisem „Rusha”, w swego rodzaju PS-ie, inny rezydent o pseudonimie „Stak”, który przewija się w wielu dokumentach i w różnych spraw dotyczących rezydentury SB w Chicago, dopisał uwagę: „Proszę o zapoznanie się z całością pkt 5 ….’STAK’ „. Punkt ten dotyczył oceny pracowników konsulatu w Chicago. Jak widać ocena ta (pozytywna, jak zapewniali Jarmakowski i Stypuła ) leżała na sercu rezydentom SB. Można oczywiście próbować usprawiedliwiać kontakty Jarmakowskiego i Stypuły z Konsulatem PRL w Chicago, gdyż był to już wrzesień 1989 roku. Nie zapominajmy jednak, że np. dopiero trzy miesiące po tej rozmowie nazwisko Krzysztofa Raca zostało usunięte z listy osób niepożądanych w Polsce, że był to nadal konsulat PRL, a nie RP i że nie tylko do końca 1989, ale także w ciągu następnego 1990 roku komunistyczna Służba Bezpieczeństwa działała bez żadnych przeszkód i była w tym czasie realną siłą zagrażającą w dalszym ciągu Polakom. Z dokumentów zgromadzonych w IPN wynika jednoznacznie, że SB gromadziła także w 1990 roku donosy TW na współobywateli, prowadziła analizy i przygotowywała plany w niezmienionym, PRL-owskim stylu. Na podstawie zaprezentowanych dokumentów czytelnicy mogą sami ocenić, czy kontakty Jarmakowskiego i Stypuły z „Rushem” mogły być szkodliwe dla Polonii i Polski. Marek Ciesielczyk P.S. Dokumenty z IPN dotyczące m.in. Jarmakowskiego, Mroczyka przedstawiłem w październiku w serii wykładów w Nowym Jorku, New Jersey, Connecticut i Chicago. Mój wykład w Chicago musiał zostać przeniesiony do innego lokalu, gdyż tajemniczy "ktoś" zdołał nakłonić właściciela sali, by na dwa dni przed prelekcją wypowiedział umowę najmu, łamiąc przy tym prawo. Kilka dni wcześniej jeden ze znajomych Jarmakowskiego Józef Broniszewski w obecności kilku świadków w restauracji ZAKOPANE w Chicago stwierdził , że wykład odbędzie się na chodniku, gdyż nie zostaniemy wpuszczeni do sali. Gdy przeniesiono już prelekcję do sali przy kościele św. Pankracego, tajemniczy "ktoś" dzwonił wielokrotnie na policję, informując, ze w kościele "komunista organizuje demonstrację". Kin był ten "ktoś", wie już całe Chicago.
Komitet Pamięci Polonijnej
avatar użytkownika Komitet Pamięci Polonijnej

8. zdjęcia dokumentów patrz

http://www.gover.pl/publikacje/index/guid/odznaczony-przez-prezydenta-jarmakowski-wspolpracowal-z-rezydentem-sb-w-chicago
Komitet Pamięci Polonijnej
avatar użytkownika Maryla

9. Witamy na Blogmedia

dziękuję za linka. Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl