Tusk jak socjalizm

avatar użytkownika tu.rybak
Premier z mapą Europy w tle ogłosił sukces. To było kilka dni temu. Rzecz została przykryta przez obchody rocznicy wybuchu wojny. Ale wizyta Putina dobiegła końca i można wrócić do spraw przyziemnych - rząd przymierza się do budżetu na rok przyszły.

Sukces ogłoszony to wzrost PKB o 1,1 proc. A gdzie indziej - same spadki. Co prawda innym de facto rośnie, ale per saldo są jeszcze na minusie. Więc gdyby mapę tła inaczej przedstawić - Polska nie byłaby rodzynkiem.

A co właściwie nam rośnie i czy rzeczywiście odtrąbiony koniec kryzysu ma miejsce?

Rośnie nam (oprócz deklarowanego zadowolenia rządzących) PKB.

Obliczenia PKB i jego elementów opierają się w znacznym stopniu na tzw. szacunkach eksperckich, a nie wyłącznie na podstawowych danych statystycznych zbieranych od jednostek sprawozdawczych. Jest to zgodne z zaleceniami Eurostatu i standardami postępowania we wszystkich krajach OECD (rachunki narodowe są specjalną dziedziną statystyki). Szacunki kwartalne są przy tym obarczone większym marginesem błędu od szacunków rocznych. [L. Zienkowski, "Gazeta Wyborcza", 9 VI 2005 r.]

Abstrahując od jakości zbieranych danych (tu powinna być dłuższa dygresja nt. zbierania danych od firm zatrudniających poniżej 50 osób - tylko dwa razy do roku, jak firmy owe same klasyfikują koszty i inwestycje, wielkość szarej strefy, ile jest produkowane "na magazyn" itp) mamy do czynienia również z szacunkami. A te maja to do siebie, że zależą od tego kto i w jakim celu szacuje. Czytamy dalej:

Oceny ekspertów są różne, ale można sądzić, że co najmniej około jednej trzeciej wartości PKB jest wynikiem, jak się to określa, ryzykownych szacunków. Szacunki te - co warto podkreślić - w większości przypadków nie są prowadzone na podstawie standardowych procedur, ale opinii ekspertów, którzy biorą pod uwagę różne rozproszone informacje oraz doświadczenia z lat ubiegłych.[źródło j.w.]

Co jeszcze moglibyśmy wyczytać na tle mapy? Spadają inwestycje, rośnie bezrobocie, maleje produkcja. Ratuje nas konsumpcja wewnętrzna i kurs złotówki.

Ale gdy bezrobocie wzrośnie (a wzrośnie, bo wskaźnik bezrobocia ma kilkumiesięczne opóźnienie do stanu gospodarki), to spadnie konsumpcja (a już jej dynamika maleje), gdy złotówka zmieni kurs na niekorzystny dla eksporterów - spadnie wzrost eksportu netto.

Co jeszcze mamy na widoku:
osłabienie kursu złotego, rosnącą inflację, rosnące zadłużenie i bezrobocie. To ostatnie jest ważne, gdyż liczba zatrudnionych ma wpływ na przychody budżetowe i świadczenia socjalne. Dodatkowo dziś czytamy:

W sumie 1,47 mln Polaków zalega ze spłatą swoich zobowiązań finansowych na łączną kwotę 12,06 mld zł. Wzrost ogólnej kwoty niespłaconego zadłużenia zanotowane w ciągu ostatnich trzech miesięcy jest najwyższy od czasu rozpoczęcia publikacji raportu i wyniósł 2,18 mld zł. W ciągu ostatniego roku niespłacane zadłużenie wzrosło o 71 proc., podczas gdy rok wcześniej wzrost ten wyniósł 44 proc. [j.a, "Rzeczpospolita", 2 IX 2009 r.]

Czyli coś co jest niczym wielkim w mikroskali (ot, jedna osoba nie spłaca zobowiązań), staje się czymś większym w makroskali (banki i firmy mają problem, ergo wszyscy mamy problem).

Oczywiście rządzący mają lekarstwo. Oto one:

Prywatyzacja ratunkiem dla finansów kraju. Rząd musi sprzedać akcje państwowych spółek za 30 – 35 mld zł. Jeśli rząd nie uzyska z prywatyzacji w tym i w przyszłym roku 30 – 35 mld zł, to najprawdopodobniej czekają nas poważne ograniczenia finansowe. Istnieje bowiem zagrożenie, że dług publiczny w przyszłym roku będzie wyższy niż 55 proc PKB. Priorytetem przy przygotowywaniu budżetu na przyszły rok jest to, by dług nie przekroczył w 2010 r. drugiego progu ostrożnościowego z ustawy o finansach publicznych, czyli 55 proc. PKB – mówi osoba związana z rządem. Stąd też, jak dowiedziała się nieoficjalnie „Rz”, projekt będzie zakładał wyższy niż 40 mld zł deficyt budżetowy. Ministerstwo Finansów nie chciało tego komentować[A.Fandrejewska, c.a., j.p, "Rzeczpospolita", 2 IX 2009 r.]

Efektowne plany prywatyzacyjne ogłosił niecały miesiąc temu (który to już raz?) minister Grad. No, a jak wiadomo jemu można wierzyć. Co prawda fachowcy również powątpiewają w te zapewnienia, nawet 20 mld z wyprzedaży byłoby sukcesem rządu. Ale i to będzie mało. I będzie się miało nijak do struktury finansów państwa - co najwyżej pokryje chwilowe braki.

Przy okazji: rozważania na temat odejścia z rządu ministra Grada są bezproduktywne. Tusk może go odwołać (obiecał wszak), ale jakby to wyglądało? Facet się starał, nawet prezesa telewizji publicznej bronił kuratorem rodzinnym, firmował wszystko co mu kazali własnym nazwiskiem. I teraz miałby polecieć? To jaki to byłby przykład dla innych ministrów?

W ten sposób, jak zwykle, premier Tusk stwarza sam sobie kłopoty do rozwiązania (jak wcześniej ogłoszenie planów wstąpienia do strefy euro, czy ostatnio zaproszenie Putina). Zupełnie jak socjalizm, który walczy z problemami nieistniejącymi gdzie indziej, a stworzonymi przez siebie.

A ja bym wolał, żeby premier wziął się do rozwiązywania problemów realnych, bo boiska i place zabaw mnie nie bawią.

1 komentarz

avatar użytkownika tu.rybak

1. PKB dwa dni później

"Rzeczpospolita" dopisała dwa komentarze do powyższego tekstu: "Łyżka dziegciu w beczce optymizmu" - o tym co nam urosło w PKB http://www.rp.pl/artykul/5,358424.html "Powolne ożywienie" - szczególnie prognozy PKB na najbliższy rok (i spadek poniżej zera w prognozach tzw. minimalnych) http://www.rp.pl/galeria/19420,2,358402.html
Rybak