Koniec Polski czy koniec demokracji?
FreeYourMind, pt., 17/04/2009 - 22:44
Prof. Z. Krasnodębski całkiem zasadnie nazywa PO partią, która zagraża polskiej demokracji, ja jednak mam wątpliwości, czy w Polsce po 1989 r. mamy w ogóle do czynienia z systemem demokratycznym i czy recydywa postkomunizmu nie była wpisana w scenariusz „transformacji” od samego początku „historycznych przemian”. Niedawno wspomniałem o końcu odwilży i wydaje mi się, że w tych kategoriach jest łatwiej zrozumieć proces, który obserwujemy od momentu przejęcia władzy przez koalicję postkomunistyczną, tj. PO-PSL i SLD.
Krasnodębski słusznie zwraca uwagę, że dziś po jednej stronie stoją czerwoni oraz ludzie tacy jak Onyszkiewicz, Mazowiecki, Wałęsa, oczywiście Tusk, Frasyniuk, Niesiołowski, Komorowski i wielu wielu innych polityków, bo o „ludziach mediów” nawet nie warto wspominać. Należy jednak postawić pytanie, czy naprawdę stali oni gdzie indziej przez te wszystkie lata? To że różne rzeczy mówili przez ten czas, to jedno – ale czy tak naprawdę dążyli do radykalnej zmiany? Czy wcielali tę zmianę w życie? Jeśli tylko wspomni się skład słynnej „nocnej (czerwcowej) ekipy”, to już pewne rzeczy, czyny i osoby widać jaskrawo, a czy ktoś jeszcze pamięta jak 29 maja 1992 Jan Rokita z ramienia Unii Demokratycznej składał formalny wniosek o to, by rząd J. Olszewskiego został odwołany (wniosek poparł wtedy Kongres Liberalno-Demokratyczny i tzw. Polski Program Gospodarczy)?
A. Besancon w 1990 r. - jakże proroczo! - mówił o Polsce:
„Kiedyś głównym elementem rządzenia był strach przed terrorem, teraz ma być to strach przed zmianami. Partia komunistyczna – niezależnie od tego, jak się dzisiaj nazywa – głosi proste i, jak się okazuje skuteczne hasło: po nas nastąpi chaos. I przykro jest widzieć Wałęsę, Geremka czy Glempa poddających się temu strachowi. Od dziesięciu lat słyszę, choćby od Michnika czy Modzelewskiego, że partia komunistyczna zanika, powoli, ale systematycznie. Otóż mamy dowody, że tak wcale nie jest. Ponadto „Solidarność” robi wszystko, co możliwe, by ją ratować, by ją utrzymać przy władzy, nawet głosując na nią, gdy okazuje się to niezbędne. Przekonanie o dyspozycyjności administracji niezależnie od rozkazodawcy jest, moim zdaniem, całkowicie błędne, dzięki takiemu traktowaniu spraw państwowych partia komunistyczna utrzymuje się de facto przy władzy.”
A nieco dalej:
„Porozumienie z komunistami nastąpiło kosztem jasnych propozycji dla społeczeństwa. Za tę niechęć do tworzenia normalnego życia politycznego prędzej czy później trzeba będzie drogo zapłacić. W Polsce zarysowuje się trwały sojusz solidarnościowo-komunistyczny. Jedni drugim stają się coraz bardziej niezbędni. Powstało coś, co nazwałbym podwójną monopartią, podwójną nomenklaturą, która doszła do wniosku o wzajemnej niezbędności. Jedni dla drugich stają się gwarancją przetrwania. Jedni i drudzy traktują wolność Polski jako ewentualny dar ze strony Związku Sowieckiego. Jest to, moim zdaniem, nie do przyjęcia dla Polaków znających swoją historię.”
(„Świadek wieku. Wybór publicystyki z pierwszego i drugiego obiegu”, red. F. Memches, t. 1, „Fronda” Warszawa 2006, s. 425 i 431)
Te słowa wypowiedziane na początku pseudotransformacji dzisiaj wydają się wciąż aktualne, ba, portretują zarazem obecny stan rzeczy w Polsce. Ale jeszcze sięgnę do innego tekstu Besancona, tym razem pisanego w odpowiedzi Michnikowi:
„Walka polityczna, której Solidarność nie chce prowadzić z komunizmem, kieruje się przeciw prawdziwej opozycji, rozproszonej i bezsilnej, która dopiero próbuje się zorganizować.
W polityce zewnętrznej utworzyła się oś Moskwa-Warszawa. W „Literaturnoj Gazietie” Michnik dał wyraz swojemu zadowoleniu z tego, że wojska sowieckie raczą pozostać w Polsce. Zarzucono mi, że wspomniałem o Targowicy. A przecież ta grupa zdrajców nigdy nie zaaprobowała przedłużenia okupacji trwającej 45 lat.
Byliśmy świadkami, jak Jaruzelski i Mazowiecki usiłowali w Paryżu reanimować sojusz francusko-rosyjski wymierzony przeciw Niemcom, który tak drogo kosztował Europę i Polskę. Jak Wałęsa, używając szalonych wręcz sformułowań, groził Niemcom zagładą atomową. Jak ten sam Wałęsa domagał się jako rzeczy samo przez się należnej subsydiów, które umacniają obecny dwuznaczny system i pośrednio przynoszą korzyść okupantowi
Widzieliśmy zakłopotanie Polski wobec bohaterskiej postawy Litwy, która w warunkach tysiąckroć trudniejszych próbuje dokonać tego, przed czym Michnik i jego przyjaciele cofają się od trzech lat. Wszyscy niestety opuścili Litwę, ale Polska powinna wiedzieć, skąd wywodzili się jej najwięksi królowie i poeci.
Jak ukryć przed sobą samym, że aż tak się zawiodło? Przez rozpaczliwe uciekanie się do symboli pozbawionych treści, do procesji, do przywrócenia korony na głowie polskiego orła, do publicznego ujawnienia zbrodni katyńskiej, o której było powszechnie wiadomo już w 1943 roku. Przez budzące niesmak wypowiedzi o „przebaczeniu”, które odrzucając wszelką sprawiedliwość i wszelką odwagę, stanowi szyderstwo z idei chrześcijańskich. Przez używanie takich sformułowań jak „post-totalitaryzm” i „post-komunizm”, mających zatrzeć obraz rzeczywistości, której nie chciano stawić czoła. Cóż mogę poradzić, jeśli wielu Francuzom przychodzi na myśl Vichy?
To, co się dzieje w Polsce, to właśnie to, czego chciał dokonać Gorbaczow u wszystkich swych satelitów. Niemal wszędzie manewr ten zakończył się niepowodzeniem. Powiódł się w Polsce i to jest największym sukcesem Gorbaczowa. Ma w tym swój udział Michnik.”
(jw., s. 439-440)
Obraz ten niewiele się zmienił na przestrzeni 20 lat, co potwierdza mocny i przenikliwy tekst Krasnodębskiego, zwłaszcza gdy wspomina on o wyjątkowo defensywnej postawie Kościoła w Polsce, którego hierarchowie zaczynają powoli zapominać o wzorcu Prymasa Tysiąclecia, bo z przesłania Jana Pawła II zrobił się coroczny, wczesnokwietniowy folklor artystyczno-medialny (a po nim wszystko w tychże samych mediach i tychże samych środowiskach wraca do „normy”, czego znakomitym przykładem jest „GW” czy „Dziennik”, no i oczywiście audiowizualne środki przekazu).
Krasnodębski zwraca uwagę na to, że PO nie jest żadną partią obywatelską, ponieważ traktuje Polaków jak bezwolną masę, wobec której należy wyłącznie stosować techniki propagandowo-manipulacyjne, nic więcej. Problem jednak w tym, że tego rodzaju podejście do Polaków prezentowała i prezentuje (z nielicznymi wyjątkami) większość ugrupowań politycznych od samego zarania pseudotransfromacji. Takie podejście wynikało z dość oczywistego założenia, że Polakom podmiotowość się nie należy, bo to dziki naród, który trzeba trzymać krótko, tresować, czasem nagradzać, ale najczęściej karać. Jeśli jeszcze za czasów pierwszej Solidarności podmiotowość obywateli oraz narodu była czymś oczywistym, niepodważalnym, ideałem, do którego się dąży, tak jak dążyło się do wolności – tak w momencie zawarcia „historycznego kompromisu” podmiotowość została wyrzucona na śmietnik jako anachronizm (resp. zarzewie polskiego nacjonalizmu).
Krasnodębski ma rację, mówiąc o tym, że PO chce zniszczyć opozycję, ale przecież owo niszczenie opozycji antykomunistycznej było jedno z podstawowych zadań administracji i służb „nowego, wolnego państwa” po 1989 r. - w tym więc względzie PO nie robi niczego nowego, tylko raz jeszcze realizuje (być może skuteczniej niż ubiegłymi laty inne ugrupowania postkomunistyczne) ten sam plan. Tusk zresztą z roku 1992 „liczący głosy” – liczy głosy i dziś - nie tylko na sali parlamentarnej, gdzie forsuje ze swoimi ciemniakami z ław rządowych kolejne poronione pomysły, ale szczególnie w załganych sondażach.
Prawdą jest też to, że PO chce raz na zawsze spacyfikować wolność prasy i wolność słowa – po części, by tym komercyjnym mediom, które w tych najcięższych dla Polski latach 2005-2007 wydały swoje ciężkie pieniądze i pracowały dzień i noc na rzecz walki z klerofaszyzmem Kaczyńskich, zapędzając do roboty dziennikarzy, politruków, satyryków, ekspertów z Bożej łaski i wielu innych pożytecznych idiotów, uchylić nieba i zwyczajnie dać więcej przestrzeni życiowej na rynku medialnym; a po części po to, by przywrócić ład medialny, który wyklucza „element kontrrewolucyjny” z obszaru publicznego. Warto jednak pamiętać, że ten ideał ładu medialnego był w Polsce konsekwentnie wcielany od pierwszych lat pseudotransformacji.
A co do zagrożenia dla wolności badań naukowych, o czym też wspomina Krasnodębski, to w sytuacji, gdy w polskiej nauce i na polskich uczelniach nie dokonano żadnego (!) rozrachunku z komunistyczną przeszłością, wprost przeciwnie, marksiści śmieją się w żywe oczy i panoszą jak za dawnych czasów, choć może już nie muszą się podpierać bolszewicką ideologią, wystarczą im bowiem potężne wpływy instytucjonalno-biznesowo-towarzyskie, jakie mają po tych 20 latach utrwalonej gerontokracji, trudno powiedzieć, by zapędy Tuska, by się brać za czyjeś magisterium wraz z minister szkolnictwa wyższego były jakimś novum. Tak w Polsce wygląda sytuacja właściwie nieprzerwanie od „obalenia komunizmu”.
Pozostaje jednak sprawa najważniejsza. W jaki sposób zamierzamy się przeciwko temu stanowi rzeczy bronić. Ja sądzę, że wyjście na ulice w nieodległej przyszłości wcale nie jest takie nieprawdopodobne, bo niewykluczone, że ulica stanie się ostatnim miejscem, gdzie można nam będzie głośno o tym wszystkim mówić.
http://www.rp.pl/artykul/61991,292618_Krasnodebski__Rewolucja_Tuska_.html
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
33 komentarzy
1. @FYM
2. "recydywa komunizmu była wpisana w scenariusz „transformacji”
Ja nie mam wątpliwości, że w Polsce po 1989 r. nie mamy w ogóle do czynienia z systemem demokratycznym, a recydywa komunizmu była wpisana w scenariusz „transformacji” od samego początku „historycznych przemian”.
Pozdrawiam serdecznie.PS - Co do wątpliwości, mamy do czynienia tylko z taką alternatywą: Albo mamy do czynienia z planowanym w złej wierze umyślnym działaniem, zgodnie z moją tytułową tezą,
Albo mamy do czynienia z wyjątkowymi osłami u władzy, czyli z okropnym zatrzęsieniem "DUPKÓW STANU" u władzy.
Najprawdopodobniejsza jest jednak tzw "trzecia droga", polegająca na tym, że wśród cynicznych drani jest ogromne zatrzęsienie dupków.
michael
3. wśród cynicznych drani jest ogromne zatrzęsienie dupków.
michael
4. Co jest u jasnej Parany? Wciskam enter raz, komentarzy mam dwa.
michael
5. Michaelu;)
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. FYM
Bili
7. FYMie
również na http://giz3.salon24.pl/
8. Jak
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
9. kazef
10. michael
11. Maryla
12. giz3
13. Lancelot
14. Rewolucja Tuska - kadry dyplomatołków Sikorskiego
Dyplomacja nie zna historii
MSZ, który próbuje walczyć z relatywizacją historii Polski samo miewa takie wpadki. Przez co najmniej pół roku na stronach ministerstwa tekst dotyczący Powstania Warszawskiego opatrzony był zdjęciami z powstania w getcie.
Żenującą pomyłkę zauważono dopiero na początku kwietnia i wymieniono fotografie - pisze "Nasz Dziennik".
Na stronach internetowych ministerstwa w dziale polityka zagraniczna znajduje się specjalny link - Przeciw "polskim obozom". Mimo to urzędnicy nie wychwycili błędu, który równie często zdarza się zagranicznym mediom i politykom.
Skoro jednak nawet ministerstwo myli obydwa powstania, podając tekst o jednym (warszwskim) i ilustrując go zdjęcia z drugego (w getcie), to nie ma co się dziwić, że niemieckie media, niemieccy autorzy, a także niemieccy politycy również maja kłopoty z rozróżnieniem obu wydarzeń.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
15. Maryla
16. FYM
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
17. Dla elemntarnego porządku..
basket
18. Basket
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
19. FYM, Maryla trafiła, po prostu nie mogę znieść tego wszystkiego.
michael
20. Zaskakujące, że
basket
21. Basket
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
22. Baskecie,Lancelocie,troche polityki na wesolo
23. Lancelot
24. michael
25. basket
26. Mnie wystarczy
basket
27. FYMie
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
28. Benenota
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
29. benenota
basket
30. Golicyn, Bukowski, Besançon tak, podzielam ich ocenę zdarzeń.
Transformacja to nie pstryknięcia palcami, nie kliknięcie myszką.
Przewrócenie kartki kalendarza nie kreuje nowej rzeczywistości. Ogłupionym polskim i w równej mierze światowym intelektualistom, z Francisem Fukuyamą na czele, idiotycznie roi się, że Gorbaczow z kumplami coś tam w Białowieży podpisał i komunizm wyparował.
Z poniedziałku na sobotę mamy już kapitalizm i gospodarkę rynkową. Nie ma i nigdy nie było większej bredni.
To jest sprzeczne z naturą, moja fizyczna intuicja nie może się z tym pogodzić. I o to Maryli zapewne chodzi.
Jeśli komunizm "był" chorobą, to do ozdrowienia chorego organizmu potrzebna jest "terapia", czyli właśnie "transformacja", która nie jest zjawiskiem natychmiastowym, jest procesem, który musi trwać i jak w każdej terapii musi zawierać właściwe leczeniu działania. Nawet gdyby komuniści odparowali, w popiół się obrócili znienacka, to z pewnością pozostaną skutki ich niegdysiejszego komunistycznego istnienia.
Tak jak toksyny i różne pochorobowe złogi w żywym organizmie, nic już nie mówiąc o materialnych stratach i ubytkach pozostawionych przez odeszłe bakterie.
To nie jest tak, jak wieczorne bajdurzenie Karola Modzelewskiego z Adamem Michnikiem, że komunistyczna partia powoli zanika, a komunistów jest mniej i mniej. To jest tak jak jest w przyrodzie albo w fizyce. Transformacja sama w sobie jest przeobrażeniem, które ma swoje prawa i właściwe zmianom zjawiska, które nie występują, których nie ma gdzie indziej. Wystarczyłoby, aby Karol z Adamem poczytali sobie podręcznik fizyki, powiedzmy coś o granicy faz. Co się dzieje pomiędzy dwoma stykającymi się półprzewodnikami. To byłoby dla nich dopiero odkrycie.
DLATEGO KONKRETNY POSTULAT FYM-a: "utworzenia swoistego kolegium ekspertów do wypracowania takich podstaw normalnego państwa w specyficznych warunkach wychodzenia ze zgnilizny komunistycznej", jest właściwym podejściem do zagadnienia.
To jest właściwy program przeprowadzenia społeczeństwa od rzeczywistego stanu w jakim było, do stanu umownie nazywanego normalnością, o której także wypadałoby coś wiedzieć.
To polega na zajęciu się procesem transformacji, zamiast utopii budowy społecznej gospodarki rynkowej bez transformacji.
Komunizm "bez" transformacji, nadal jest komunizmem, tyle że przystrojonym w kolorowe piórka, dla niepoznaki.
Pierwszy raz zaproponowałem zebranie takiej grupy ekspertów, w takim celu, w czasie I zjazdu "S". Wyobraź sobie, ten projekt został zaakceptowany przez najwyższe władze Związku, a początek jego realizacji został zaplanowany na 14 grudnia 1981 roku.
W ten sprytny sposób pomysł został udupiony i w takim stanie uśpienia pozostaje do dzisiaj. Wszelkie sugestie powrotu do tego projektu kwitowane są wzruszeniem ramionami. Przecież komunizm znikł późną jesienią 1989 roku. Po diaska zajmować się tą transformacją?
Mamy więc komunizm, bez transformacji. A opowieści o jego zniknięciu są jedynie nie sprawdzoną pogłoską.
michael
31. Michael
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
32. Besancon - dostałem dziś lekcję pokory
33. FYMie
wykrakałem, ten arcyważny tekst już na s24 zniknął z SG. Zatem gwoli archiwizacji wrzucam tutaj mój zamieszczony tam komentarz:
Alain Besançon, pisząc o sytuacji w Polsce powstałej w wyniku porozumień Okrągłego Stołu, tej "bezkrwawej rewolucji" (którą raczej wypada nazwać "samoograniczającą się rewolucją") nazywa ją, jakże trafnie i dobitnie " podwójną monopartią, podwójną nomenklaturą, która doszła do wniosku o wzajemnej niezbędności."
Owo poczucie "wzajemnej niezbędności" trwa niestrudzenie, bez większych zgrzytów po dzień dzisiejszy. Nawet tzw. "afera Rywina" specjalnie tego sklonowanego "monopartyjnego" układu nie naruszyła, chociaż na przykład Danuta Waniek trochę się, dziwiła, że Michnik zdecydował się na upublicznienie tego słynnego nagrania, przestrzegając, że to nagłośnienie może zaszkodzić "elitom", a naród bez elit nie może oczywiście istnieć (sic!)
Jedynym nieprzyjemnym zgrzytem w tej trwającej od 20 lat sielance, oczywiście było niespodziewane dojście PiSu do władzy, co postawiło panującą "podwójną nomenklaturę" w stan najwyższej gotowości bojowej. Już wkrótce po tym, jakże szkodliwym dla kraju wydarzeniu, sam Donald Tusk niecierpliwie przebierając nogami, zapowiadał gotowość wyprowadzenia ludzi na ulice (patrz: wywiad z Dzienniku).
Do pamiętnego przełomu doszło półtora roku temu. Wprawdzie "dożynanie watah" trwa nadal, ale jesteśmy na dobrej drodze do normalizacji sytuacji w kraju. Jeszcze tylko parę ustaw i poprawek do konstytucji, a będziemy mieli upragnioną "demokrację" w wydaniu nadwiślańskim. Plus, oczywiście pełny liberalizm, w tym samym wydaniu. A wszystko do załatwienia tylko w jednym okienku ;-)
Mam jednak nadzieję, że to się nie uda.
Czuj Duch!
również na http://giz3.salon24.pl/