Dyskretny urok blogosfery - glossa do FYMa

avatar użytkownika Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
Posłuchałam ci i ja wspomnianego przez FYMa i MarkaD wywiadu pana Karnowskiego z panem Mistewiczem. Pan Mistewicz zaimponował mi jako obserwator wszystkiego i wszystkich. Ma on damski dar zauważania szczegółu po to, wysnuć z tego jakieś ogólne męskie wnioski. Czy są one słuszne nie wiem, ale jemu sią to jednak opłaci, bo funkcjonuje on ( podobnie jak pani Staniszkis) na polskiej scenie medialnej i sobie chwali. Pan Karnowski natomiast wyraża się o blogosferze z lekceważeniem, bo po pierwsze: on jej najwyraźniej nie zna i chyba nigdy na przykład o FYMie nie słyszał.On nie ma na takie głupoty czasu bo - i to po drugie: on jest profesjonalistą. Jemu się płaci, za to co on robi i " może zostać pociągnięty za odpowiedzialność". W przeciwieństwie do FYMa czy Aleksandra Sciosa. I dlatego jest waaaażny. A wy, drodzy Koledzy, nie. W dotychczasowym pojmowaniu sfery medialnej jest to stanowisko słuszne. Pan Karnowski jest wytworem ubiegłego wieku i tam też został. Myśli, że to jest real, a to już jest passé. To nie jest zarzut. W każdym czasie i miejscu żyli ludzie, o których mówiło się: niedzisiejsi. Pan Karnowski uważa się jednak za awangardę społeczeństwa, bo rozmawia nieomal codziennie ze sławnymi ludźmi, w rozmowie ma ze względów oczywistych nad nimi przewagę i żadnych okazji do pokory. Zamknięty w dźwiękoszczelnym studio, co on za to może, że nie zauważył, jak przeminął jego świat? Nie jego wina. To jest chyba choroba zawodowa. Do tego nie ma on żadnej motywacji, żeby się przenieść kapkę do przodu, bo mu się pewnie zdaje, że tkwi nad przepaścią. Dlatego też żegna się nieustannie ( żegnać się = przeżegnać się). Bóg z nim. Niech mu się wiedzie jak najlepiej. FYM, MarkD, ja, wielu blogerów i czytelników wiemy, że dzisiejsza rzeczywistość stosunków społecznych i POLITYCZNYCH wzbogaciła się o sieć (co podkreślam- właśnie wzbogaciła). Wiedzą o tym jednak jeszcze lepiej od nas wydawcy wielkich gazet. Przecież już chyba każda redakcja pracuje w podwójnym systemie: wydaniu papierowym i elektronicznym.Także Polskie Radio dzięki prezesom Czabańskiemu i Targalskiemu rozwinęło swoje elektroniczne strony w imponującym zakresie! Szczególnie za dział historyczny należą się Jerzemu Targalskiemu wielkie dzięki! Dzienniki i czasopisma borykają się z lecącymi na łeb na szyję od dawna papierowymi nakładami. I nie jest to bynajmniej efekt kryzysu gospodarczego, w co chcą wierzyć wydawcy. To jest efekt KRYZYSU WARTOSCI i – nazwijmy to tak: rezultat pop-polityki, pop-publicystyki i pop-komentarza. Media mainstreamowe nazywane są z tego powodu pogardliwie: mendia albo merdia. Ludzie mają po dziurki w nosie zakłamanych i zastrachanych o własny stołek dupków, którzy im wybiórczo opowiadają o świecie i polityce używając wszelkich kuglarskich sztuczek, o jakich się nawet staroegipskim kapłanom nie śniło. GazWyb, Rzepa, Der Dziennik, Polityka czy Wprost – wszyscy mają ten sam problem. Sprzedaż spada! Na Zachodzie dzieje się tak od dawna i dotyka wszystkich: z lewa, z prawa i z naprzeciwka. Frankfurcka FAZ czy New York Times – wszędzie to samo. Bo wszędzie polit-poprawna pop-polityka. Merdialne hamburgery podawane na zimno. Podobno NYT ma wychodzić w wersji papierowej tylko do końca tego roku. Natomiast planuje się powiązać pracę najlepszych dziennikarzy- czytaj NYT- z rządem (sic!) i wypuszczać coś w rodzaju biuletynów, czyli…..PRL się kłania i rechocze. Inny pomysł, to byśmy wykupowali dostęp do e-wydania przez pierwsze 24 godz.. Już częściowo realizowany, bo dostęp do wydań archiwalnych jest nieomal wszędzie płatny. Jeszcze inny pomysł, o którym marzą wydawcy NYT, to aby rząd płacił. No, bo skoro rząd utrzymuje banki, to dlaczego nie miałby utrzymywać swojej tuby propagandowej? A u nas właśnie rząd chce sprzedać swoją połowę tuby. Bo nasz rząd jest zacofany. Swiat wraca do socjalizmu. Co jest dla nas- czytelników ważne? Ważne są newsy, a ich interpretracji poszukamy sobie u mądrych (albo głupich, w zależności od indywidualnych potrzeb) ludzi w sieci. Tyle tyłko, że i ta koncepcja ma krótkie nogi. Nasza wolność internetowa znajduje się pod dosyć ścisłą kontrolą, a wyłączenie z sieci przed rokiem CAŁEJ AZJI w ramach eksperymentu strategicznego pokazało, że można nas krótko złapać za uzdę. I co wtedy? Otóż ja na wszelki wypadek trzymam w szafie moją mini-maszynę do pisania o wdzięcznym imieniu „Erika“ oraz kilka paczek kalki węglowej. Gdyby się skończył papier, to mamy przecież sporo gliny na tabliczki..... I wtedy może coś po nas zostanie.

3 komentarze

avatar użytkownika janekk

1. @autorka

Internet jest może niedoceniany przez część pogrobowców totalitaryzmu i lepiej niech tak zostanie jak najdłużej. W miarę jak będą oni przekazywać swoja władzę swoim pieczołowicie wychowywanym (i wyselekcjonowanym) następcom sytuacja może się zmienić. Uczciwi ludzie mają chyba mniejsze zdolności do organizowania się niż różne męty dla których tylko przynależność do jakiejś kliki daje szansę zrobienia "kariery" (rozumianej jako kasa). Uczciwi dziennikarze mogliby przecież spróbować założyć jakąś spółdzielnię czy spółkę, znaleźć wydawcę lub samemu wydawać, ale albo tak jak wspomniałem nie potrafią się zorganizować albo po prostu takich dziennikarzy prawie nie ma. Pozdrawiam

janekk

avatar użytkownika Maryla

2. że można nas krótko złapać za uzdę. I co wtedy?

mozna złapać, ale na krótko. Odłączyc całej sieci sie nie da, postep techniczny spowodował, ze stało sie to niemozliwe. Nawet Chiny czy Białorus nie mogą odłączyć kraju od netu. Ale "na wsiaki pożarny" my pamietamy, jak się produkuje "bibułę". pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Joanna Mieszko-Wiórkiewicz

3. p. Maryla - otóż da się wyłączyć internet

Otóż da się odłączyć sieć. Taki eksperyment przeprowadzono ponad rok temu odłączając na wiekszości obszaru Azji ( ląd stały) internet na ponad 12 godzin. Było to bardzo ciekawe. Stanęły banki, choć stało się to w nocy. Stało się to przy ABSOLUTNYM MILCZENIU MEDIÓW. Sama czytałam o tym dopiero kilka dni później - dwie linijki newsa w tygodniku "Der Spiegel" online. Nikt nie zastanawiał się nad tą sprawą i jej społecznymi kosztami. Jednak wskutek tego zatrzymania podniosła się nagle krzywa Dow Jonesa. Straciły Chiny, zyskały USA.

Pozdrowienia JoW