Przeszczep serca i naprawa Rzeczypospolitej.
Kiedy południowoafrykański chirurg Christiaan Nethling Barnard w 1967 roku, po raz pierwszy przeszczepił człowiekowi serce, lekarze zauważyli coś dziwnewgo. Nowiutkie, zdrowe serduszko, wszczepione na miejsce starego było bezwzględnie przywracane do porządku. Cały organizm zaciekle dbał o to, aby nowy organ wyglądał i działał jak stary, niedawno wymieniony wrak. Chory organizm, jest w stanie równowagi biologicznej, tyle że jest to "chora" równowaga. Jeśli w takiej sytuacji podmienić serce, to organizm samoczynnie przywraca tę równowagę, rujnując nowe serce, tak, aby było jak dawniej.
Bardzo podobnie jest z próbami reform w Polsce. Co parę lat, ktoś wpada na pomysł, jedni proponują reformowanie tego, inni tamtego. Jedni widzą całe zło w chorym systemie sądownictwa, inni w fatalnej ordynacji wyborczej, inni w niskich kwalifikacjach ludzi władzy, jeszcze inni w korupcji i mieszaniu polityki z gospodarką. Całe programy polityczne kampanii wyborczych wielkich partii i polityków budowane są na jednym haśle, jednej zmiany.
Ale, aby uzdrowić skomplikowany organizm, nie wystarczy tylko jedna zmiana czy transplantacja. Trzeba organizm na tyle daleko wypchnąć z jego dotychczasowego położenia, aby już nie mógł wrócić do starej zgnilizny. Trzeba cały system przepchnąć przez grzbiet góry, aby po reformie już nie miał nawet cienia możliwości powrotu. Aby samoczynnie "stoczył się" w nowe położenie równowagi.
Fakt. Najczęściej każda z tak oferowanych reform polskiej rzeczywistości jest potrzebna, konieczna, widać to gołym okiem, można to udowodnić bardzo kompetentnymi analizami i badaniami. Weźmy na przykład polskie sądy.
To co się dzieje w polskim sądownictwie woła o pomstę do nieba. Cały system polskiej sprawiedliwości powinien być skonstruowany od nowa Ale to nie wystarczy.
Dokładnie tak samo jak w przypadku ordynacji wyborczej. Cytowałem opinię Lancelota, o tym, że ta reforma może zakończyć się rozczarowaniem. Gmach Rzeczypospolitej jest tak przeżarty zgnilizną, że reforma systemu wyborczego nie wystarczy. Ani reforma sądownictwa, systemu prawa, ani...
Widzieliśmy nie raz, jak kończą się reformy, robione punktowo, pod jednym sztandarem albo hasłem. Franek widział z bliska, na własne oczy, a my wszyscy obserwowaliśmy jego zmaganie się z reformą służby zdrowia, która skoncentrowała się na magicznej idei komercjalizacji szpitali. Podobnie pusta była realna warstwa reformy polegającej na likwidacji konkurujących kas chorych i zastąpiewnie ich centralnie zarządzanym systemem biurokratycznej dystrybucji pieniędzy zwanym NFZ.
Zupełnie tak samo, reforma ustroju gospodarki polskiej od roku 1990 polegała na słynnych "przekształceniach własnościowych", czyli na lipnej, ale niezwykle kosztownej prywatyzacji, sprowadzającej się do zmiany teatralnej dekoracji. Była to tylko zamiana osobowości prawnej przedsiębiorstw państwowych na osobowość spółek kodeksu handlowego.
Jestem zdania, że ta cała operacja mogła być przeprowadzena jedną ustawą, z paroma artykułami, powiedzmy takiej treści: Art 1. W dniu 10 kwietnia 1990 o godzinie 10:30 osobowość prawna wszystkich Przedsiębiorstw Państwowych, na mocy niniejszej ustawy ulega likwidacji, a na jej miejsce powstaje osobowość prawna spółki kodeksu handlowego, która musi być zarejestrowana w KRS w terminie do 20 kwietnia 1990. Może jeszcze parę artykułów porządkowych, bez których żadna biurokracja obejść się nie może. Najważniejsze jest jednak to, że cała ta lipna część prywatyzacji zamiast trwać po siedem lat i kosztować bajońskie pieniądze, zamiast obrastać urzędniczymi pasożytami, trwała by krócej sekundy, a po stronie przedsiębiorstw nie kosztowała by nic. Cała ta reforma była realizacją jednego magicznego hasła.To rzekomo była prywatyzacja, która stała się likwidacją. Tak nie można.
* * *
- michael - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
5 komentarzy
1. Gmach Rzeczypospolitej jest tak przeżarty zgnilizną, że reforma
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Cały system przepchnąć przez grzbiet góry
3. Za metaforą kryje się głębia myśli, Aspiryno
W dyskusji o programie Stefa, zaprezentowanym dzisiaj przez Franka, użyłem innej metafory. Chodzi o wielkość energii zawartej w ofercie politycznej, która tak jak w uderzeniu w piłkę golfową, wystarczy, by ją przerzucić za grzbiet wzgórza, albo nie. Wtedy piłka, powróci jak bumerang, przykica nam pod nogi i zatrzyma się w starym położeniu zakisłej równowagi.
Tutaj mam wspólny z Panią Barbarą Fedyszak Radziejowską pogląd. To może być pobudzenie siły biorącej się z działania na rzecz pokrzepienia polskich serc. Zajrzyj do http://blogmedia24.pl/node/15641. Jest tam powołanie na Jana Pawła II "Pamięć i Tożsamość" oraz na wystąpienie Pani Barbary Fedyszak Radziejowskiej o jakości samooceny Polaków, o wielkiej wadze politycznej tego problemu oraz o sposobach wykorzystania tego zjawiska przeciwko polskim interesom, ale także i jako polskiego źródła energii.
2. A drugi problem to jakość wykorzystania energii z tych zasobów, które już są zgromadzone, gotowe do wykorzystania. To już zależy od jakości pracy zaangażowanych w ten interes ludzi. Np, moim zdaniem panowie Kamiński i Bielan byli spindoktorkami do diupy, ponieważ pozwolili sobie na zmarnowanie przynajmniej 80% energii politycznej zgromadzonej w zbiorach efektywnej akcji politycznej rządu Jarosława Kaczyńskiego i faktycznej akcji Prezydenta. A nasza zmarnowana energia zasila przeciwnika.
Panowie Bielan z Kamińskim milczeli kompletnie w sprawach wielkiego projektu powrotu Polski do najlepszej tradycji Rzeczypospolitej Obojga Narodów, w formie awangardowego projektu współpracy gospodarczej i energetycznej w strefie od Bałtyku do Kaukazu. Zapas energetyczny tego projektu był tak wielki, że można było nim Platformę po prostu rozjechać. A panowie Kamiński z Bielanem okazali się taką polityczną głupotą i brakiem wyobraźni, aby zaniedbać nawet zamiar posłużenia się tą energią. Czegoś takiego nie powinno się wybaczać. Ci faceci po prostu nie rozumieli polityki swoich szefów. Jedynie pani Magda Przełomiec coś miłego na ten temat próbowała powiedzieć w TVP3. No i ja z Marylą na naszych blogach.
3. Poczucie humoru. Znpowu o spindoktorkach. Obaj panowie Kaczyńscy znani są raczej jako ludzie z niezłym poczuciem humoru. A Kamiński z Bielanem, bez żadnej charyzmy wiecznie w imieniu prezydenta i rządu unosili się honorem i obrażali się. Zachowanie bez klasy i bez poczucia humoru zawsze zasila przeciwnika. W ten sposób piłka traci szansę przebicia poza grzbiet. Cała para w gwizdek. A przecież zamiast się obrazić, można się pośmiać.
michael
4. jesli ulegniemy zniechęceniu, stracimy ojczyznę...
5. Michaelu!