w kościółkowej euPOpolszy

avatar użytkownika nissan

 


Cuda, jakie działy się na płockich "Wieczorach chwały" to pikuś wobec tego, co potrafią wyczyniać dziewięciolatkowie z Najświętszym Sakramentem.
Przedwczoraj, w jednym z płockich kościołów, w ramach "białego tygodnia" (który raczej należałoby nazwać "czarnym") dzieci, które ponoć miały zaszczyt i szczęście po raz pierwszy w życiu przyjąć Chrystusa do swojego serca, postanowiły zabawić się "opłatkiem" i po przyjęciu Komunii wyjmowały Ciało Pańskie z buzi i pokazywały sobie nawzajem.

Uczyniło tak kilkoro z nich. Reszta umilała sobie czas innymi wymyślnymi ciekawostkami. Harmider wydawał się sięgać zenitu, aż jeden z koncelebransów porzucił swoje stanowisko w prezbiterium i podbiegł do dzieci, uderzył pięścią w ławkę apelując do licho uformowanych sumień o zachowanie należytego spokoju, jak na powagę miejsca przystało (odwoływanie się do argumentu "przecież przed sekundą przyjęłyście Pana Jezusa do serca!" - mogłoby spalić na panewce). Na zakończenie Mszy zareagował inny kapłan, który był bezpośrednim świadkiem bluźnierczego potraktowania Hostii przez niektórych osiłków, zapewne chętnie nazywanych przez ich babcie aniołkami. Dobrze, że zareagował, choć należało moim zdaniem dosadniej, nie ociągając się w nazywaniu rzeczy po imieniu. Wikariusz stwierdził, że dzieci, które tak uczyniły, postąpiły bardzo źle i jeśli chcą przyjąć Pana Jezusa do serca ponownie, muszą się wyspowiadać (szkoda, że nie dodał "z czego"; o jakiego rodzaju świętokradztwie dziecina ma opowiedzieć u kratek konfesjonału, ale OK - komunikat zadany). Jeszcze większa szkoda, że w ramach wielomiesięcznych przygotowań na katechezie i przedkomunijnych spotkań w kościele ani katecheci, ani kapłani nie wygłosili, jak mniemam, sensownej nauki o Przenajświętszym Sakramencie.

Winić dzieci (nieświadome?!) ?

Nie tylko. Mają dopiero 9 lat, ale ich rodzice o co najmniej 20 więcej. Szkoda, że sprawę wychowania do poszanowania elementarnych "świętości naszej wiary" zwalają na katechetki i księży, a ci może myślą, że wiarę w przeistoczenie dzieci powinny wyssać z mlekiem matki. I tak koło się zamyka. Zapewne żadnemu z opiekunów nie przyszło do głowy pouczyć własną "pociechę" o tym, jak należy "obchodzić się" z Ciałem Pana Jezusa, a może to nie Chrystus tylko kawałek opłatka, tyle że okrągły? Jeśli niektóre z milusińskich tak myślą, to jakim cudem ten czy inny "aniołek" znalazł się pośród komunikujących, skoro naczelną zasadą, jaką powinny pojąć te niewdzięczne dzieci Boże jest umiejętność rozumnego rozróżniania między Najświętszą Hostią - Ciałem Chrystusa a opłatkiem, którym przełamują się raz w roku z braciszkiem i siostrzyczką?

Pytania retoryczne

1. Kto zajmie się reedukacją i nawracaniem rodziców, z których część sterczała całą Mszę przed kościołem, bo pan fotograf właśnie rzucił zdjęciami z uroczystości pierwszokomunijnej?
2. Kto podejmie się reewangelizacji katechetek, które na największą uroczystość ich podopiecznych przychodzą do kościoła w miniówce i nie potrafią uklęknąć przechodząc przed tabernakulum? (Z jakiej więc racji mają potrafić mówić dzieciom o poszanowaniu Najświętszego Sakramentu?)
3. Kto wytłumaczy księżom przygotowującym dzieci do tego najważniejszego po chrzcie dnia w ich życiu, że spotkania z kandydatami do I Komunii Świętej nie służą w pierwszym rzędzie omówieniu technik zachowania się w kościele, sztuki odpowiadania na wezwania celebransa czy sposobu otwierania buzi i "przeżuwania" Ciała Pańskiego?
OREMUS: BOŻE, UŻYCZ IM WIARY!!!

SKĄD TEN EUCHARYSTYCZNY KRACH?
(moja ocena sytuacji)

1. Winnego takiemu a nie innemu stanu rzeczy ("bluźnierstwa eucharystyczne") szukałbym w pierwszym rzędzie w tzw. systemie, a precyzując - tym przebrzydłym zardzewiałym, sekularystycznym trendzie, którym przeżarte jest nasze ponoć katolickie społeczeństwo, przyzwyczajone raczej do hucpy niż pobożnego świętowania misteriów wiary. Kiedy na Boże Narodzenie i Wielkanoc zamykają supermarkety - katolicy wykupią co do butelki "monopole" ze stacji benzynowych. Na Pasterce i Rezurekcji z ust rozśpiewanych wiernych wydobywa się odór niedopitej gorzałki, niedojedzonego śledzika z cebulką - czuć na cały kościół. Podobnie luźne klimaty panują przy wielu suto zastawionych stołach, za którymi pierwszokomunijne księżniczki w białych mikro-ślubnych sukienkach i panicze w mini-garniturkach siedzą i przyglądają się, jak ich rodzice rozlewają następną kolejkę. Coraz częściej słyszy się, że na ten dzień wynajmowane są sale bankietowe, orkiestra, wodzirej...wszak każda okazja jest dobra...
2. W ramach posoborowej "odnowy liturgicznej" ktoś bardzo nieroztropny (przepraszam - głupi) wymyślił, że przyjmowanie Komunii Świętej w postawie klęczącej uwłacza ludzkiej godności i w ogóle utrudnia sprawne rozdzielanie (nie cierpię tego słowa) Komunii. Poza tym utrudzony po pachy kapłański stan nie powinien zanadto nadwyrężać stawu kolanowego i biodrowego, który przed laty ciężko pracował, gdy ksiądz rozdawał Pana Jezusa chodząc od prawa do lewa i z powrotem, a wierni w oczekiwaniu na przyjęcie Króla królów i Pana panów, klęcząc przy balustradzie (balaskach) trwali w adoracyjnej ciszy, oczekując Jego przyjścia.
Dziś widzimy inny smutny obrazek - ksiądz szybko zbiega ze schodów prezbiterium z "puszką" i już jest zniecierpliwiony, bo ludzie ociągają się z podejściem; zajmuje pozycję "constans", a owieczki bez słowa sprzeciwu garną się gęsiego do kolejki, jak po mięso. Biada im, jeśli nie podejdą wystarczająco blisko i narażą kapłańską rękę na szukanie ust gdzieś w oddali. Smutne to, ale czasami odnoszę wrażenie, że ksiądz rozdający Komunię przyjmuje jedną, określoną pozycję ręki i to komunikujący, nie on, ma dostosować się - podejść blisko i "zgarnąć opłatek" nie nadużywając zbytnio służebnego charakteru kapłaństwa.
3. Od zmiany pozycji, w której wierni od stuleci przyjmowali Najświętsze Ciało Chrystusa - z klęczącej na stojącą - bliska już droga do brania Komunii na rękę. A skoro wierny może wziąć w łapę, to ten sam wierny po ekspresowym kursie szafarskim może rozdawać Komunię innym - też na łapę (jesteśmy w końcu "królewskim kapłaństwem"! /1 P2,9/). Za tworzeniem siatki szafarzy (plagi coraz bardziej zalewającej nasz kraj) poszły pleniące się jak zielsko kolejne symptomy braku poszanowania Najświętszego Sakramentu (o fenomenie "Wieczorów Chwały" i tańcach przed Chrystusem Eucharystycznym już wkrótce), a od braku poszanowania bliska już droga do pogardy... Boże, uchowaj!!!

Resume

Kościół rozmyje się w odmęcie herezji protestanckiej, jeśli nie zacznie szanować Najświętszego Sakramentu! Kapłani, którzy nie adorują Chrystusa Eucharystycznego z miłością i zaangażowaniem, w duchu i prawdzie, staną się krnąbrni i zobojętniali na wszystko, a owieczki, które ślubowali przyciągać do Boga zamienią się w świeckich szafarzy i szafarki Komunii Świętej, z których niedobitki przeskoczą do zielonoświątkowców, bo przecież ich "wieczerza" taka podobna do naszej mszy ... i piosenki te same grają, co my na oazie...

Adam Matyszewski - dr liturgiki, muzyk-wokalista, pasjonat osoby Antoniego Juliana Nowowiejskiego, twórca portalu antonianum.pl, członek: Międzynarodowego Stowarzyszenia Studiów Śpiewu Gregoriańskiego - sekcja polska, Towarzystwa Naukowego Płockiego i Diecezjalnej Komisji ds. Muzyki Kościelnej. Po godzinach organista w parafii p.w. św. Jadwigi Królowej w Płocku.

http://liturgiczny.blogspot.com/2011/06/o-tym-jak-dzieci-pierwszokomunijne.html

Wesoły konferansjer

9 styczeń Roku Pańskiego 2011,
godzina 18.00,
Katowice,
kościół parafialny św. Józefa Robotnika.

Principia parva sunt

Organista gra pieśń na wejście. Rozlega się dzwonek, ekipa wychodzi do ołtarza, celebrans udaje się do pulpitu z mikrofonem. Zwracając się do publiczności zagaja o zimowej pogodzie, wita wszystkich zebranych, zaprasza do wspólnej modlitwy, po czym w ramach rozpoczęcia Najświętszej Ofiary wykonuje znak Krzyża.

Zaczęło się

Celebrans kontynuuje zagajanie, informuje, że Msza jest odprawiana w intencji pani Henrietty Pysik z okazji 86 rocznicy urodzin. Celebrans rzuca w głąb kościoła pytanie: "Czy pani Henrietta jest dzisiaj z nami?" po czym dopowiada: "Jest. Ja to bym raczej powiedział, że to kolejne osiemnaste urodziny, he he he, ale mam tu napisane osiemdziesiąte szóste". Grunt to rzucić żarcik co kwadrans, bo inaczej widownia uśnie.
Confiteor oczywiście brak, zamiast niego jeden z kompaktowych aktów pokuty zakończonych trzykrotnym "zmiłuj się nad nami". Kto by tam w XXI wieku spowiadał się i błagał o modlitwę Najświętszą Marię Pannę, Aniołów Bożych i wszystkich Świętych Pańskich. Dzisiaj mają wolne.

Aerobik

Po Ewangelii rozpoczyna się homilia. Celebrans nawiązując do Chrztu Pańskiego zauważa, że w dzisiejszych czasach zapominamy czym jest Chrzest i zapominamy, jakie znaczenie ma w naszym życiu. Mam nadzieję, że będzie coś o grzechu pierworodnym. Kapłan bierze do ręki mikrofon bezprzewodowy i wychodzi do nawy, gdzie prosi sobie o jednego ochotnika. Pozostałą publiczność prosi o powstanie (na co z reguły alergicznie reaguję wyciągnięciem z kieszeni różańca, uklęknięciem i zabraniem się za rozmowę z Mamusią w Niebie) i... dobranie się w pary. Zaczyna tłumaczyć, że chce zaprezentować obrzęd "naznaczenia krzyżem" praktykowany wobec dorosłych katechumenów przed przyjęciem Chrztu, których "wspólnota przyjmuje do swojego grona". Moje nadzieje na katechizmowe kazanie pryskają. Celebrans poleca osobom w parach wykonać sobie kolejno wzajemnie znaki krzyża na oczach, ustach, wargach, uszach, piersiach, rękach i stopach. Zdezorientowane emerytki rozglądają się naokoło, ale robią co każe. Małolaty parskają i chichoczą z zachwytu. Wesoły konferansjer jest zadowolony z efektu. Zarządza odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych. Odkładam różaniec do kieszeni i wstaję.

Był sobie Mszał Rzymski dla Diecezji Polskich

Oczywiście Credo zostaje opuszczone mimo iż przepisy wyraźnie zabraniają opuszczania niedzielnego Wyznania Wiary lub zastępowania go odnowieniem przyrzeczeń chrzcielnych (chyba, że podczas danej celebracji udzielany jest sakrament Chrztu świętego). Celebrans powraca do pulpitu i rozpoczyna częściowo improwizowaną modlitwę wiernych, po czym udaje się do ołtarza. Na przygotowanie Darów potrzebuje 3/4 jednej zwrotki kolędy. Tempo istnie stachanowskie. Z zakrystii na kościół wychodzą ministrant i zakonnica - z tacą. Nie zwracają uwagi na takie duperele, jak mijanie osi tabernakulum. Przechodzą, jakby szli na spacer. Tymczasem kapłan szykuje się do prefacji słowami:
"Módlcie się moi kochani, aby moją i waszą ofiarę..."
Cóż, może ksiądz używa jakiegoś innego Mszału? Może ja o czymś nie wiem?

Po wybrzmieniu śpiewu na Sanctus, rozpoczyna się Modlitwa Eucharystyczna. Druga. A jakżeby inaczej. Po co używać innej? Celebrans zaczyna:
"Zaprawdę, święty jesteś Boże, Ty jesteś źródłem wszelkiej świętości..."
No nie... Nawet Anafory nie zostawił w spokoju - myślę sobie. Mija sekund pięć i rozpoczyna się Konsekracja. Kapłan bierze chleb w prawą dłoń, lewą trzymając opartą o ołtarz (może ma niedowład, a ja się czepiam?) i stojąc prosto, jakby połknął kij od miotły wypowiada Słowa Ustanowienia, jednocześnie obracając się z unoszoną Hostią na lewo i prawo, zamiast POCHYLIĆ SIĘ nad ołtarzem, jak w prostych, żołnierskich słowach nakazują rubryki. Z Kielichem sytuacja się powtarza.

Modlitwa o pokój też podlega modyfikacji - do słowa "pokój" celebrans uparcie dodaje "i pojednanie", a następnie od ołtarza słyszymy wezwanie "Przekażcie sobie wszyscy znak pokoju i pojednania". Podczas śpiewu "Baranku Boży" jeden z posługujących w parafii świeckich szafarzy Komunii świętej wyrusza do tabernakulum, otwiera je, nie przyklęka, wyjmuje cyborium i przynosi je na ołtarz. W sumie logiczne. Jeśli się nie wierzy, to się nie przyklęka. Przed puszką z chlebem będzie przyklękał?

Celebrans zapowiada, że "pani Henrietta podejdzie do Komunii jako pierwsza", po czym mówi: "Oto Baranek Boży..." znowu wiercąc się na lewo i prawo z Hostią kapłańską. Spożywa Ciało Chrystusa, udaje się z cyborium do stopni prezbiterium, komunikuje panią Henriettę (bez pateny komunijnej), po czym wraca do ołtarza, dopełnia Ofiarę dopijając Przenajdroższą Krew z kielicha i udaje się komunikować do nawy. Mimo iż do pomocy przyszedł inny wikary, a więc mamy 2 kapłanów "na stanie", świecki szafarz nie niepokojony przez nikogo zajmuje swoje miejsce u szczytu bocznej nawy. W końcu w kościele znajduje się około 200 osób, więc bez jego pomocy "Msza święta by się zbytnio przedłużyła".

I jeszcze jeden, i jeszcze raz...

Po odmówieniu pokomunii kapłan ni z gruchy, ni z pietruchy mówi: "Pani Henrietta daje mi znaki, że nie było Tedeum, tak więc - Tedeum!". Zaskoczeni ministranci docierają z dzwonkami na schody prezbiterium w połowie pierwszej zwrotki. Następnie celebrans prosi o wysłuchanie ogłoszeń. Mówi też "niektórzy uważają, że Msza bez ogłoszeń jest nieważna, ale ja tak nie myślę, he he he....". Przed błogosławieństwem życzy miłego wieczoru i tym miłym akcentem kończy się impreza...

Czy w dzisiejszych seminariach naucza się pogardy dla rubryk i nigryk Mszału?

Napisał Dextimus
http://breviarium.blogspot.com/2011/01/wesoy-konferansjer.html

napisz pierwszy komentarz