17 WRZEŚNIA DZIEŃ SYBIRAKA

avatar użytkownika aleksander szumanski

17 WRZEŚNIA DZIEŃ SYBIRAKA

 

Aleksander Szumański – redakcja Kresowego Serwisu Informacyjnego

 

specjalnie dla blogmedia24.pl

 

Dla członków Związku Sybiraków 17 września to data szczególnie bolesna. Ten dzień pozbawił ich wszystkiego - wolności, ojczyzny, domu, bliskich. Corocznie, w coraz mniejszym gronie, spotykają się na mszach rocznicowych, składają wiązanki biało-czerwonych kwiatów i zapalają znicze pod pomnikami, na grobach i w miejscach pamięci narodowej. Sybiracy posiadają własny hymn.

 

 

Hymn Związku Sybiraków - "Marsz Sybiraków"

 

 

 

Z miast kresowych, wschodnich osad i wsi,

 

Z rezydencji, białych dworków i chat

 

Myśmy wciąż do Niepodległej szli,

 

Szli z uporem, ponad dwieście lat.

 

 

 

Wydłużyli drogę carscy kaci,

 

Przez Syberię wiódł najkrótszy szlak

 

I w kajdanach szli Konfederaci

 

Mogiłami znacząc polski trakt...

 

 

 

Z Insurekcji Kościuszkowskiej, z powstań dwóch,

 

Szkół, barykad Warszawy i Łodzi:

 

Konradowski unosił się duch

 

I nam w marszu do Polski przewodził.

 

 

 

A myśmy szli i szli - dziesiątkowani!

 

Przez tajgę, stepy - plątaniną dróg!

 

A myśmy szli i szli - niepokonani!

 

Aż "Cud nad Wisłą" darował nam Bóg!

 

 

 

Z miast kresowych, wschodnich osad i wsi,

 

Szkół, urzędów, kamienic, i chat:

 

Myśmy znów do Niepodległej szli,

 

Jak z zaboru, sprzed dwudziestu lat.

 

 

 

Bo od września, od siedemnastego,

 

Dłuższą drogą znów szedł każdy z nas:

 

Przez lód spod bieguna północnego,

 

Przez Łubiankę, przez Katyński Las!

 

 

 

Na nieludzkiej ziemi znowu polski trakt

 

Wyznaczyły bezimienne krzyże...

 

Nie zatrzymał nas czerwony kat,

 

Bo przed nami Polska - coraz bliżej!

 

I myśmy szli i szli - dziesiątkowani!

 

Choć zdradą pragnął nas podzielić wróg...

 

I przez Ludową przeszliśmy - niepokonani

 

Aż Wolną Polskę raczył wrócić Bóg!!!

 

                           /Marian Jonkajtys autor/

 

  „W Sybiru białej dżungli” wyd. Instytut Lwowski (zbiór wierszy } – Marian Jonkajtys

 

Kołyma kościołem męczenników dwudziestego stulecia, białe krematorium, jedenaście miesięcy zimy jeden miesiąc lata.

 

 Wielu więźniom, przygotowywanym do transportu na Kołymę, kojarzyła się ona z wyspą położoną za kołem podbiegunowym. Tymczasem określenie Kołyma obejmuje ogromny obszar dorzecza rzeki o tej samej nazwie, wpadającej do Oceanu Lodowatego (Morza Wschodniosyberyjskiego). Wypływa ona z podnóża Gór Czerskiego.

 

Na ogromnej przestrzeni dorzecza tej rzeki, przekraczającego 2,5 miliona kilometrów kwadratowych, rozlokowane były najokrutniejsze i największe łagry sowieckie. Był to obszar prawie osiem razy większy od obecnego terytorium Polski.

 

Obszar tych łagrów  ograniczony był od zachodu przez Góry Wierchojańskie i Czerskiego, od wschodu – cieśniną Beringa, oddzielającą Azję od Ameryki (Alaski); północną granicę stanowiły wody Oceanu Lodowatego, południową – Morze Ochockie (część Oceanu Spokojnego). Region ten obejmuje wschodnią część Jakucji, Kraju Chabarowskiego, Obwód Magadański i Republikę Czukocką.

 

 Klimatycznie jest to strefa koła podbiegunowego, wiecznej zmarzliny (wiecznie zamarzniętej gleby, odmarzającej  tylko w lecie na głębokość 60 – 100 cm) z tak zwanymi biegunami zimna w Wierchojańsku i Ojmiakonie, w których temperatura zimą dochodzi do minus 70 oC. Na południu, w dolinach rzek rozciąga się tajga, na półwyspie Czukockim – tundra.

 

Kołyma posiada niezwykle obfite złoża mineralne, przede wszystkim złota – symbolu jej bogactwa. Ponadto występują tam rudy cyny, ołowiu, platyna, węgiel, uran i inne cenne kopaliny.

 

 Ponieważ na tym obszarze brak było siły roboczej do wydobywania złota i innych bogactw naturalnych, władze sowieckie na początku lat trzydziestych zastosowały metodę sprawdzoną na Wyspach Sołowieckich, eksploatację darmowej siły roboczej więźniów. Praca ta, jak w całym systemie sowieckiego GUŁAG-u, miała mieć ponadto znaczenie ideologiczne: dawano więźniom okazję odkupienia swoich win poprzez pracę w obozach poprawczych.

 

 Niewolnicza praca więźniów była zabójcza. W kopalniach pracowali oni po 12 godzin, na dwie zmiany. Przy wydobyciu złota norma na jedną zmianę była bardzo wysoka – na każdego więźnia wynosiła 15 g czystego złota.

 

W razie jej niewykonania, co często się zdarzało, obniżano i tak głodowe porcje chleba. Ze względu na dużą śmiertelność więźniów, dochodzącą do 80% stanu, przysyłano wciąż nowe transporty potencjalnych „zdobywców złota”. Transporty więźniów napływały z głębi Związku Sowieckiego, a także z krajów satelickich.

 

Więźniowie sami budowali obozy pośród tajgi. Były to przeważnie ogromne namioty obliczone na 100 ludzi, które dla ocieplenia okładano mchem. Wewnątrz umieszczano piec z żelaznej beczki po benzynie. Pomimo to wewnętrzna temperatura w namiocie wynosiła około –20 oC. Wyżywienie było głodowe. Brak czystej odzieży i niska temperatura dziesiątkowały więźniów. Śmiertelnymi chorobami było zapalenie płuc, tyfus i biegunka spowodowana czerwonką, a także najrozmaitsze odmrożenia palców rąk, dłoni itd. Co roku opuszczały Kołymę dziesiątki tysięcy inwalidów. Kto przeżył zimę był uważany za bohatera.

 

Pomimo napływu masowych transportów wciąż brak było rąk do pracy. Po zakończeniu II Wojny Światowej władze sowieckie skierowały do łagrów kołymskich byłych żołnierzy Armii Czerwonej, którzy jako jeńcy wojenni byli internowani w obozach hitlerowskich. Sowieci potraktowali ich jako zdrajców ojczyzny. Po wyzwoleniu z obozów jenieckich przewożono ich do Moskwy, skąd transportowano na Kołymę.

 

Pierwsi Polacy – więźniowie XX wieku – byli zesłani na Kołymę pod koniec lat trzydziestych. Odbywała się wtedy (lata 1935-1938) wielka czystka w ZSRR. Aresztowania Polaków przeprowadzano na Białorusi i Ukrainie oraz w większych miastach Rosji, gdzie były duże ich skupiska. Więźniów skazywano na 7, 10 lub 25 lat łagrów. Skazanym na karę śmierci, w drodze łaski zamieniano karę na 25 lat obozów.

 

Następna fala polskich więźniów znalazła się na Kołymie po zaborze przez ZSRS Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej we wrześniu 1939 roku.

 

        Aresztowania i wywózki trwały także w latach 1944 – 1949. Przodowała w tym służba bezpieczeństwa PRL. Aresztowano powstańców Warszawy, młodzież, a zwłaszcza harcerzy, członków AK oraz innych organizacji niepodległościowych i przekazywano NKWD. Zatrzymanym stawiano przeważnie zarzuty z paragrafów słynnego art.58 sowieckiego kodeksu karnego, „zdrady ojczyzny”, „szpiegostwa” i  „dywersji”. Skazanych na wieloletnie kary łagrów przewożono transportami na Kołymę.

 

Po agresji ZSRS na Polskę setki tysięcy Polskich mieszkańców Kresów uległo przesiedleniu, niektórzy m.in. na Syberię (inni np. do Kazachstanu).

 

14 czerwca 1941 roku w nocy rozpoczęła się sowiecka akcja przeciwko ludności zajętej Litwy. W pierwszym tygodniu wywieziono około 30 tys. osób. W latach 1941–1952 sowieci wywieźli z kraju około 132 tys., z tej liczby zginęło 28 tys. 21 maja 1947 roku Centralny Komitet sowieckiej partii przyjął tajne postanowienie „O tworzeniu kołchozów w republikach bałtyckich” – „Wiosna 1948” - wywózki o kryptonimie „Wiosna” były drugą falą wywózek i największą taką akcją w powojennej historii sowietów. Trzecia faza czystek to akcja „Jesień 1951”, wywieziono 4 tys. rodzin chłopskich - 16 150 osób - „wrogów kolektywizacji”. Nie były to tak zwane repatriacje, ale zsyłki w głąb Rosji (np. do Buriackiej Mongolskiej Autonomicznej SRS wywieziono 39 766 osób).

 

O jednym takim transporcie pisze Anatol Krakowiecki, więzień Kołymy: „Jechał z nami młody człowiek, chłopaczek. Nie miał ukończonych szesnastu lat. Pochodził z Hajnówki i był uczniem gimnazjalnym. Pewnego razu, kiedy stał koło kraty, wysunął mu się zza koszuli medalik i szkaplerz. Strażnik sięgnął nagłym ruchem poprzez kratę i starał się szkaplerz zerwać. Chłopiec błyskawicznie zorientował się, plunął w twarz strażnikowi i odsunął się. Cisza zapadła w wagonie. Drżeliśmy, jakie też represje  spadną na chłopca. Tymczasem strażnik otarł twarz i rozpoczął dyskusję o Bogu. Mówi, że Boga nie ma. Mówi, że Boga nikt przecież nie widział.

 

- Czy ty widział Boga, duraku! – zapytuje chłopca.

 

I wówczas padła wspaniała odpowiedź. W wagonie paliła się lampka elektryczna.

 

- To ty jesteś głupcem – mówi chłopiec spokojnie – Czy widzisz tę żarówkę?

 

- Widzę.

 

- Czy świeci się?

 

- Oczywiście świeci się.

 

- Widzisz więc żarówkę i widzisz, że się świeci?

 

- Widzę.

 

- A czy wiesz, co sprawia, że świeci się ta żarówka?

 

- Elektryczność.

 

- Więc przetnij, idioto i zaglądnij do środka! Czy potrafisz ujrzeć elektryczność? Czy potrafisz zobaczyć jak ona wygląda?”.

 

Rozmowę tę zapamiętał autor na całe życie: „w ciągu całych lat powtarzałem sobie tę rozmowę, co pewien czas. Tam na Kołymie, w tajdze, jeśli była okazja, krzyczałem na cały głos. W barakach powtarzałem sobie ją po cichu. Ażeby nie zapomnieć. Ażeby ją kiedyś napisać. Napisałem... (Anatol Krakowiecki  „Książka o Kołymie”, Londyn 1987).

 

Ogromnym zagrożeniem dla kołymskich więźniów byli konwojenci, młodzi poborowi NKWD, którzy w Kołymie odbywali zastępczą służbę wojskową. Wbito im do głów, że strzegą „faszystów”. Sami zachowywali się jak uzbrojeni sadyści. Strzelali do więźniów przy każdej okazji: naruszenia regulaminu, niedbałej pracy itd., bez ostrzeżenia. Otrzymywali za to premie.

 

Kołymskie łagry były największe z obozów koncentracyjnych świata. W najokrutniejszych, nieludzkich warunkach ginęli tam więźniowie, bez żadnej nadziei na odzyskanie wolności. Śmierć na wojnie nie była straszna; najstraszniejsza była śmierć na Kołymie.

 

  Gdy w 1953 roku zmarł Stalin i powołano nowe kierownictwo partii i państwa, stopniowo następowała likwidacja obozów kołymskich i zwalnianie więźniów.

 

 Szacuje się, że w sowieckich łagrach zginęło ponad 20 milionów ludzi. Z tego Kołyma  pochłonęła około 2 milionów istnień ludzkich. Prawdziwe dane o ofiarach obozów sowieckich nie są znane i chyba nigdy nie zostaną poznane / wg. Wacława Wasilewskiego - na podstawie czasopisma historycznego „Niepodległość i Pamięć” 1996 nr 6/.

 

Natura była jednak przede wszystkim współuczestnikiem dramatu, czynnikiem zniewolenia ; nie było od niej ucieczki. Nieprzebyta tajga, bezkresny step, mokradła czy wezbrane rzeki postrzegane były jako kolejni policjanci czuwający nad zesłańcami, napawający ich poczuciem bezsilności i beznadziejności, zagubienia i zatracenia w owym bezkresie ... przyroda Syberii była źródłem fizycznego cierpienia. W powszechnym skojarzeniu pojawia się w jej obrazie siarczysty mróz i śnieg. Te atrybuty syberyjskiej zsyłki były dokuczliwe same w sobie, ale dramat ludności polskiej polegał na braku odpowiedniego odzienia i obuwia, które pozwalałyby na w miarę bezpieczne dla zdrowia przebywanie na mrozie i śniegu i wykonywanie czynności związanych z przymusowym zatrudnieniem. Latem zesłańcy cierpieli natomiast za sprawą dokuczliwych owadów: roje komarów i muszek bezlitośnie kąsały wszelkie odsłonięte powierzchnie ciała, doprowadzając ludzi do rozpaczy. Przed insektami nie było ratunku także w mieszkaniach. Tam dla odmiany panoszyły się pluskwy, pchły, wszy i karaluchy. Nieustanna z nimi walka przynosiła tylko częściowe i krótkotrwałe sukcesy. Pamięć o tej udręce stanowi niezmiennie komponent opisów syberyjskiego losu.

 

Główną treść syberyjskiej codzienności stanowiły nieustanna troska o kawałek chleba, oraz ciężka, często ponad siły praca. Obraz przeżyć związanych z tymi zjawiskami to w dużej mierze sens zesłańczego obrazu Syberii.

 

Głód, pojęty najdosłowniej, fizycznie doświadczany, prowadzący do skrajnego wyczerpania, a nawet śmierci i głód jako widmo ciążące niemal dotykalną perspektywą nad większością zesłańców - to aż nadto wyraźnie utrwalony w pamięci polskich zesłańców atrybut syberyjskiej poniewierki. Jedni stykali się z nim niemal nieustannie, inni tylko incydentalnie, ale chyba nie było polskiej rodziny, której nie zajrzał on w oczy. Stałe niedożywienie, a jakże często właśnie balansowanie na skraju zagłady głodowej to problem nie tylko fizycznego doświadczenia, ale także zjawisko definiujące całą grozę położenia. W związku z nim miały miejsce dramatyczne przeżycia psychiczne, one popychało do czynów łamiących dawny system wartości, czynów odczuwanych wówczas jako poniżenie samego siebie. Taki wymiar uzyskiwała przecież wielokrotnie kradzież, taki też wymiar miało uprawiane przez wielu, zwłaszcza przez dzieci, żebractwo. Ale ów syberyjski głód miał też i inne znaczenia. Ich treść wyznaczała heroiczna walka rodziców o zdobycie choćby garści pożywienia dla ginących na ich oczach dzieci, czy też wzajemne okłamywanie się członków rodziny i zapewnianie o własnej sytości, by dziecko lub rodzica zachęcić do skonsumowania ostatniego kawałka chleba, czy ostatniego ziemniaka. Syberyjski głód to także zjawisko wyzwalające gesty ludzkiej solidarności, gesty zyskujące wartość ratowania życia. Wszystko to składało się na obraz Syberii i syberyjskiej gehenny Polaków w równie znaczący sposób jak opisy krajobrazów czy miejsc zamieszkania.

 

Syberia to dla większości pamiętnikarzy miejsce niewolniczej lub niemal niewolniczej pracy. Wyrąb tajgi, spław i obróbka drewna, praca w kopalniach - to najczęściej opisywane, niekiedy bardzo szczegółowo, formy eksploatacji polskich zesłańców. Dla ludzi siłą wyrwanych z rodzinnych domów i wywiezionych w nieznany, wrogi świat, wykonywana pod przymusem była przede wszystkim elementem zniewolenia, a zapędzający do niej komendant osiedla, nadzorca, przewodniczący kołchozu stawał się symbolem systemu. Zarazem jednak praca była podstawowym źródłem środków do życia, choć jakże często na przeżycie one nie wystarczały. Stawała się też płaszczyzną pewnej integracji z otoczeniem: w stosunkowo małym stopniu na północy do lata 1941 r., na niepomiernie większą skalę w Kazachstanie, ale po tzw. amnestii także i na innych obszarach. W jej toku i w związku z nią zesłańcy wchodzili w rozmaite stosunki ze współpracownikami różnych narodowości i kultur. Była także okazją poznawania mechanizmów funkcjonowania gospodarki sowieckiej, mentalności sowieckiego pracownika, umiejętności kadr zarządzających. Wszystkie te elementy znaleźć można w obrazach kreślonych ręką pamiętnikarza-Sybiraka....

 

Doznanie obcej przestrzeni, postrzeganej jako wroga i groźna, splatało się z doznaniem nowego statusu - statusu człowieka zniewolonego, dla którego owa przestrzeń zarówno w sensie fizycznym, jak i psychicznym, jednostkowym, jak i grupowym, była "domem niewoli". Nowy krajobraz przyrodniczy i nowe otoczenie społeczne były interpretowane z punktu widzenia człowieka zniewolonego i człowieka należącego do odmiennej kultury. Dostrzeżone już w trakcie podróży, a pogłębione na miejscu przymusowego osiedlenia poczucie bezkresności syberyjskiej krainy splatało się z poczuciem bezradności w obliczu zniewalającego systemu. Owa bezkresność odczuwana była jako czynnik destrukcji, jako żywioł niosący rzuconemu tam człowiekowi nieszczęście i zgubę. Komponowała się w jedną całość z porażającą nędzą codziennej egzystencji i często słyszanymi zapewnieniami ze strony różnych funkcjonariuszy systemu, iż Polacy przyjechali tam "by zdechnąć". Z drugiej strony wrażliwość estetyczna, w tym także na piękno przyrody, nawet tej groźnej i wrogiej, to swoisty sprawdzian cywilizacyjny, przynajmniej w kulturze europejskiej...

 

Nawet jeśli w relacjach pojawia się obraz tajgi-żywicielki, która stawała się ratunkiem dostarczając leśnych owoców, ptasich jaj, czy choćby brzozowego soku jako antidotum na szkorbut, to przecież konieczność korzystania z tej jej funkcji jest dowodem upodlenia, głodu, nędzy. Wyprawa po runo syberyjskiej tajgi, mimo użycia tych samych słów dla jej opisania, nie miała nic wspólnego z sielskim obrazkiem grzybobrania, czy zbierania jagód w lesie nieopodal rodzinnego domu czy z wakacyjnymi przeżyciami. Była ponurą koniecznością dyktowaną walką o przeżycie w najbardziej egzystencjalnym znaczeniu i zarazem swoistą konfrontacją z groźnym żywiołem ...Opisy krajobrazów w literaturze zesłańczej eksponują często nieobecności cech pożądanych. Określenia takie jak bezkres, bezmiar, bezimienność zawierają w sobie aspekt negatywności. Zwłaszcza, gdy obraz ten kontrastowany jest przez przypomnienie rodzinnych stron ... Pamięć tamtego, "normalnego" była przeciwstawiana temu tutaj, "nienormalnemu". W pamiętnikach, mimo że pisane były w ogromnej większości już po powrocie z "innego świata", wielokrotnie pojawia się ten właśnie motyw zderzenia zawartości pamięci z realnym otoczeniem ...

 

Syberia to miejsce doświadczeń zbiorowych, gdzie osobiście doznane cierpienie splatało się z cierpieniem narodowym, wpisywało się w narodową martyrologię. Ta ostatnia występowała w dwóch perspektywach czasowych. Pierwsza, aktualna, obejmuje czas odmierzany od momentu pierwszej wywózki w lutym 1940 r., a w niej bezpośrednio umieszczony jest sam pamiętnikarz, jego bliscy, znajomi, szerzej - Polacy i obywatele polscy represjonowani przez ZSRR. Druga, historyczna, traktuje wojenne deportacje jako kolejne ogniwo od barskich konfederatów rozpoczynającego się łańcucha. Zesłańcy z lat 1940-1941 nie raz trafiali na jakiś ślad swych poprzedników, ale chyba nie te fakty, lecz funkcjonujący w ich świadomości obraz Sybiru i mit Sybiraka decydowały o spajaniu w jedno pasmo losu własnego i losu minionych pokoleń podążających tymi samymi szlakami. W tym sensie Syberia nie była ziemią nieznaną. Ów historyczny Sybir na trwałe zapisany był przecież w narodowej tradycji, jego obraz przekazywany był z pokolenia na pokolenia, utrwalany w szkolnej edukacji, literaturze i malarstwie. Wraz z tym rosła legenda Sybiraków. Jaki był rzeczywisty społeczny rozkład wiedzy o Syberii i polskich z nią związkach niezwykle trudno powiedzieć, nie jest to zresztą tutaj przedmiotem zainteresowania. Wydaje się jednak, iż poza kręgami inteligenckimi była to wiedza dość uboga i inna być nie mogła. Składało się na nią kilka obrazów zapisanych w szkolnym podręczniku, jakieś wyobrażenie z reprodukcji wiszącej w szkole raczej niż w domu, czasem ustny przekaz rodzinny. W grupach o wyższym poziomie wykształcenia, oczytania w literaturze, o żywszym kontakcie z kulturą artystyczną wiedza ta była nie tylko szersza, ale i inna, bowiem środowiska ziemiańskie czy inteligenckie, o szlacheckim głównie rodowodzie, były równocześnie nosicielem pamięci o insurekcyjnej przeszłości narodu i związanej z nią syberyjskiej martyrologii. I oto teraz spełniał się sybiracki los kolejnego pokolenia Polaków. W wielu pamiętnikach ten element daje się bardziej czy mniej wyraźnie odczuć, niejednokrotnie niosąc w sobie jakieś poczucie narodowego przeznaczenia, niekiedy dumy z przynależności do tego wielopokoleniowego łańcucha i z wpisanie samego siebie w Historię.

 

Ów martyrologiczny obraz Syberii w obu jego czasowych wymiarach miał wyraźne odniesienia do problematyki stosunków polsko-rosyjskich, nadając im przede wszystkim wymiar relacji ofiara - prześladowca. O stosunku do zesłańców wnioskować można przede wszystkim na podstawie relacji samych deportowanych, jest to zatem przede wszystkim obraz odbioru przez Polaków postaw i zachowań  wobec nich, takich jakie utrwaliły się w ich pamięci.

 

Dodać trzeba, że to problematyka szczególnie podatna na przemilczenia i zniekształcenia bądź łagodzące opisy i oceny zachodzących w tej sferze zjawisk, bądź przeciwnie - wyostrzające je. Pamiętnikarze raczej niechętnie mówią o traktowaniu ich samych w sposób poniżający, urągający ludzkiej godności. Częściej skłonni są odnosić to do całej grupy, a jeśli już do jednostki, to raczej do osoby trzeciej. Być może decyduje o tym swego rodzaju zażenowanie, iż było się tak traktowanym, prowadzące nie tyle do wypierania tego z pamięci, ile do niechęci upubliczniania podobnych doświadczeń. Na ogół pamiętnikarze wyraźnie rozdzielali stosunek do nich ze strony władz i rozmaitych funkcyjnych pracowników instytucji i przedsiębiorstw sowieckich od stosunku zwykłych ludzi, przy czym nie zawsze podział ten pokrywał się z dodatnią lub ujemną oceną tego stosunku. Równocześnie dają się zaobserwować odmienności w opisach zachowań i postaw miejscowej ludności w zależności od tego, jakiej była ona narodowości. Daleko przy tym do identyczności opinii zesłańców o danych grupach narodowościowych, co dodatkowo komplikuje uzyskiwany obraz. W ostatecznym rozrachunku decydowały, jak się zdaje, konkretne cechy charakterologiczne poszczególnych osób i warunki, w jakich kształtowały się wzajemne stosunki. Nie bez znaczenia były przy tym zachowania samych Polaków....

 

W pamiętnikach polskich zesłańców inni mieszkańcy Syberii pojawiają się przede wszystkim w kontekście codziennych czynności, walki o przetrwanie, ewentualnie jako realizatorzy zniewolenia. Kontakty z miejscową ludnością w wypadku deportowanych na Syberię były do lata 1941 r. bardzo ograniczone. Większość mieszkała wszak w wyodrębnionych spiecposiołkach. Sytuacja zmieniła się po tzw. amnestii, gdy spora część tych, którzy w ogóle na Syberii pozostali przeniosła się czy to do ośrodków miejskich, czy do kołchozów. Tam zetknęli się jednak najczęściej z Rosjanami i Ukraińcami, a więc tymi grupami, z którymi kontakt mieli już wcześniej. Z innymi, rdzennymi mieszkańcami Syberii, którzy swoją egzotyką mogli w znacznie większym stopniu przyciągać uwagę Polaków, kontakty były sporadyczne i częściej dotyczyły pojedynczych osób niż zbiorowości. Rzadko owocowały szerszym odzwierciedleniem w pamiętnikach. Kontakt z tutejszym "obcym" ujmowany jest przede wszystkim w płaszczyźnie jego stosunku do sytuacji zesłańców. W pamiętnikach znaleźć można wiele informacji o ludziach prostych i o funkcjonariuszach systemu, o ich czynach pięknych i podłych. Miejsce pobytu jako kontekst tych stosunków nie ma tu jednak jakiegoś zasadniczego znaczenia, bowiem trudno byłoby dowieść odmienności pod tym względem Syberii od innych części imperium. Stosunkowo mało jest natomiast prób opisania miejscowych zbiorowości na podobieństwo etnologicznych obserwacji, w jakie obfitowało wiele pamiętników dziewiętnastowiecznych, a także sporo wspomnień wojennych z Kazachstanu czy Uzbekistanu.

 

Obraz Syberii wyłaniający się z zesłańczych relacji jest wieloaspektowy i wielowarstwowy. Niezwykle intersujący w warstwie opisu przyrody i społecznego otoczenia, kryje w sobie zarazem głębokie pokłady emocji zbudowanych na dramatycznym doświadczeniu. Jego analiza  pozwala formułować wnioski dotyczące świata dawnych przeżyć, ale przede wszystkim odnoszące się do mechanizmów kształtowania się indywidualnej i zbiorowej pamięci. Jakkolwiek przez wiele lat społeczny obieg zesłańczego obrazu Syberii był nader ograniczony, czasem nie obejmując nawet najbliższych rodzin deportowanych, to jednak w wyniku opublikowania wielkiej ilości wspomnień Sybiraków sytuacja ta uległa już zmianie. Byłoby niezmiernie interesujące zbadanie czy i jak wpłynęło to na zmianę wyobrażeń Syberii funkcjonujących w polskim społeczeństwie. W szerszym zakresie należałoby także zbadać jak wyobrażenia te kształtowały się w przeszłości w różnych przekrojach społecznych i czasowych.

 

Badania tego rodzaju mogłyby przynieść wyniki interesujące nie tylko z punktu widzenia miejsca i roli problematyki syberyjskiej w świadomości (zwłaszcza historycznej) Polaków, ale także ważne dla poznania zjawisk związanych z kształtowaniem się różnego rodzaju postaw wobec otoczenia, zarówno rodzimego, jak i międzynarodowego. / wg. Stanisław Ciesielski 2003  - „Syberia w oczach polskich zesłańców z lat II wojny światowej”. http://sciesielski.republika.pl/sovdep/polacy/syberia.html

 

Wybitna polska poetka lwowianka  Beata Obertyńska, córka Maryli Wolskiej, po agresji ZSRR na Polskę , w czasie okupacji sowieckiej Lwowa, w lipcu 1940 r., została aresztowana przez NKWD. Była osadzona w areszcie w osławionych lwowskich Brygidkach, następnie więziona kolejno w Kijowie, Odessie, Charkowie, Starobielsku, wreszcie zesłana do łagru Loch-Workuta. Napisała wspomnienia o swoich losach zamieszczonych w publikacji „My deportowani” stanowiącej wspomnienia Polaków z więzień, łagrów i zsyłek w ZSRR w opracowaniu i wyborze Bogdana Klukowskiego. Opracowanie zawiera wspomnienia Józefa Czapskiego, Wacława Grubińskiego, Gustawa Herlinga – Grudzińskiego, Anatola Krakowieckiego,  Beaty Obertyńskiej, Jana Kazimierza Umiastowskiego.

 

Oto fragmenty „Domu niewoli” Marty Rudzkiej / pseudonim Beaty Obertyńskiej / - Rzym 1946:

 

„…po godzinie całą zapaskudzoną podłogę zalega już stos obojętnych ze zmęczenia kobiet. Nie na wszystkie jednak jest w tej ciasnocie miejsce, a nawet nie ma go na obie nogi równocześnie. Ja na przykład muszę stać dosłownie raz na jednej, raz na drugiej nodze, trzymając w dodatku mój tobołek w rękach. Od ściany ciągnie zimno przenikliwe. Jestem głodna, zmęczona i zziębnięta do szpiku kości. Po trzech godzinach zaczynamy się buntować. Walenie w drzwi nie odnosi żadnego skutku.

 

Cały zresztą korytarz o nieprzeliczonych celkach, wali już od dawna w drzwi, krzyczy, wyzywa, klnie. Podłoga jest betonowa i betonowe ściany. Wszystko ocieka wilgocią i cuchnie ludzkimi odchodami. I do tej ohydnej zimnej klitki wtłaczają siłą dwadzieścia zziębniętych, zmęczonych, głodnych kobiet. Sołdat kolanem dociska drzwi, zamyka nas i odchodzi. Dopiero po pięciu może godzinach, a więc głęboko w noc zgrzyta klucz, na progu staje szynel i pozwala, grupkami po pięć, iść pod strażą do klozetu. Ktoś, kto nie widział takiej ubikacji, nie potrafi sobie nawet w przybliżeniu odtworzyć pojęcia o tej ohydzie. Nas to już nie przejmuje. Tuż obok betonowych dziur ciecze w brudną zbitą muszlę umywalni woda. Spieczone pragnieniem i głodem pijemy ją, jak która może, albo czerpiąc dłonią, albo podstawiając usta wprost pod zaśniedziały kran…

 

 …Szyby są wybite i zimny przeciąg ze śniegiem  hula tu na przestrzał. Żołdak wali w drzwi, popędza nas niecierpliwie i każe szybciej wracać do sobaczki. Tak bowiem nazywają się w tiurmie te przeklęte  betonowe celki. A potem czarny woron, zupełna ciemność, przekleństwa, smród i cudze robactwo. Powietrza w takiej hyclowskiej budzie ani krzty. Mnóstwo małoletnich prostytutek… Wy z Polski – pyta w końcu. A to was oswobodzili wybucha ironicznym śmiechem…w nocy budzi mnie przejmujące zimno i wicher oddymający płócienną klapę okienka. Przeskok temperatury jest tak nagły, że musi mieć jakąś głębsza przyczynę. Z otworu namiotu kurzy mi w twarz  mokry, ciężki śnieg, którego już na mnie pełno. Jakże to, wszystko jutro pójdzie po kolei? W tych szmatach, dziurach, półbose? Wierzę, że…droga nie potrwa długo. Trwała trzy tygodnie. Dwadzieścia dni gniecenia się w tej ciasnocie pod sufitem, dwadzieścia dni nie mycia się, nie rozbierania, wszy, głodu, zimna, zmęczenia, poniewierki. ..”  Po ataku Niemiec na ZSRS Beata Obertyńska uwolniona w konsekwencji układu Sikorski-Majski, wstąpiła do Armii Polskiej w ZSRS pod dowództwem gen. Władysława Andersa. W 1942 r. ewakuowała się wraz z Armią Andersa do Iranu, przeszła cały szlak bojowy Armii Polskiej: Iran, Palestyna, Egipt i Włochy. Służyła w randze porucznika w kwaterze Oświaty II Korpusu w Rzymie. Po wojnie osiadła w Londynie. Publikowała w Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza, Orle Białym, Polsce Walczącej, Ochotniczce, Wiadomościach, Życiu, Przeglądzie Polskim. Otrzymała wiele nagród literackich, m.in. nagrodę londyńskiego Przeglądu Powszechnego (1967 r.), nagrodę Fundacji Lanckorońskich (1972 r.), nagrodę Stowarzyszenia Polskich Kombatantów (1972 r.), nagrodę Jurzykowskich (1974 r.). Zmarła  21 maja 1980 r. w Londynie.

 

                                 Aleksander Szumański, Alina  de Croncos Borkowska Szumańska

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

               

 

 

 

  

 

 

 

      

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


 

 

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz