Nauki płynące z debaty wyborczej w USA

avatar użytkownika Tymczasowy

Wczoraj odbyła się, dziewiąta z kolei, debata kandydatów Partii Demokratycznej na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Obserwowalem ją pod kątem kampanii prezydenckiej w Polsce. Udało mi się wylowić dwa momenty warte zwrócenia uwagi.

Pierwszy z nich dotyczył zachowania zwolenników B.Sandersa  w stosunku do związkowców z Culinary Union Local 226 w Las Vegas. Otóż tym związkowcom nie spodobał się program reformy systemu opieki zdrowotnej  "Medicare-for-all" zaproponowanej przez socjalistę Sandersa. Zareagowali dzwoniąc i wulgarnie wymyślajac. A we wczorajszej debacie dziennikarka zapytala o to. Sanders wił się jak piskorz, np. przypominając, że generalnie, związki zawodowe są za nim. Jednak sprawa została przypomniana i niesmak pozostal.

Wniosek z tego taki, że nie warto nadużywac reguł politycznego dyskursu, bo nie-zwolenników kandydata to odrzuca. Obwoźna, krzykliwa garstka  nędzników wciskajacych sie w okolice spotkań prezydenta A.Dudy nieświadomie pracuje na jego korzyść.

Drugi moment zapoczątkowalo pytanie dziennikarki skierowane do ostatnio dobrze sobie radzącej A.Klobuchar.  Dotyczylo ono braku znajomości nazwiska prezydenta Meksyku, kraju sąsiadujacego z USA. Kandydatka, senator z Minnesota ujawnila to niedawno w jakiejś sytuacji publicznej. Klobuchar zaslonila się błędem, co chyba należy rozumieć jako chwilowy brak pamięci. Stojący obok niej P.Butigieg natychmiast wskoczyl z pytaniem jak pani senator może uczestniczyć w komisji senackiej zajmujacej sie granicami kraju. Ta odpowiedziala, że to przecież mala wpadka w rodzaju popelnianej przez uczestników teleturniejów telewizyjnych. Żartobliwie zapytala czy ktoś na przyklad, wie ilu posłów zasiada w Knessecie (parlament izraelski). Jednak szkoda zostala  poczyniona. A po debacie jakiś dziennikarz zauważyl, że nawet w takiej sytuacji Klobuchar musiala sięgac do "sciągi", co bylo jeszcze jednym dowodem na to, że pani kandydatka nie pamięta tego nazwiska. Swoją drogą, jest to zadziwiajace.

Nie jest zadziwiające biorąc pod uwage gafy popelniane przez M.Kidawe-Błońska, kandydatke na stanowisko prezydenta Polski. Jeszcze parę gaf i stanie się jasne, że pani kandydatka jest jakaś pół-analfabetka. Pewnie, że czekam na debatę kandydatów na prezydenta w Polsce.

A sam przebieg odbywajacej się w Las Vegas debaty przebiegal wedlug przewidywanego scenariusza. Najczęściej określano to jako zbiorowy napad (gang up) uczestników debaty na M.Bloomberga. Dziennikarz NBC określil to po debacie jako "ustawiony w półkole pluton egzekucyjny".

Przewidywalne bylo przypominanie Bloombergowi, że jest  bilionerem. Sandberg zrobil to najbardziej nachalnie stwierdzając, że majątek Blooberga jest większy niż  dolnych 125 milionów mieszkanców Stanów Zjednoczonych. Na to Bllomberg nazwal Sandrsa "najbardziej znanym socjalistą w kraju, któremu się przydarzylo być milionerem z 3 domami". Przypominam sobie wzmianki w prasie o majątku kandydatki E.Warren, też socjalistki - jej łączny majatek wraz z mężem wynosi $12 mln. Zarobila uczciwie pracujac jako profesor prawa na kilku amerykańskich uniwersytetach, na czele z Harvardem. Tam zarabiala ponad $120 tys. rocznie.

Swoją więdnaca kampanię Warren starala się zdynamizować dokonując napadu na Bllomberga. Wiadomo, dopiero teraz raczył się pokazać, wcześniej zaslanial się reklamami w środkach masowego przekazu. Jak dotad wydal na kampanie wyborczą $400 mln. W jego "zespole" pracuje 2 000 ludzi.

Warren napadła na Bloomberga jak harpia. Wypomniala mu jego wcześniejsze pogardliwe uwagi na temat Murzynów , Latynosów i kobiet. A już prawdziwe używanie miala egzaminując Bllomberga z  napastowaniem pracownic jego firmy. Upierała się by podal ile kobiet uciszył pieniędzmi w zamian za milczenie (nondisclousure agreement"). Molestowala go by chociaż podal liczbę takich przypadków. Także postawila mu wyzwanie, by publicznie zwolnil te kobiety z przyrzeczonego na piśmie obowiązku milczenia. Atakowany uporczywie milczal.

Dla mnie porzykro bylo patrzeć jak Bloomberg, burmistrz Nowego Jorku, musiał przepraszać postępaków za wprowadzenie polityki nazywanej "stop and frisk". Pozwalala ona policjantom na zatrzymywanie ludzi na ulicy, odpytywanie ich a nawet rewidowanie. Pewnie, że najbardziej zaslugiwali na to Murzyni, bo przecież nie, na przyklad starsi ludzie czy kobiety. Dzieki tej polityce przestepczość w NYC zmalala o połowe. Pierwowazorem byl burmistrz Rudi Giuliani, który wprowadzil polityke 'rozbitej szyby". Polegala ona na reagowaniu przez policjantów na każdy nieporzadek, nawet zbita szybe. Też osiagnal duży sukces w zwalczaniu przestępczości. Co tu dużo mówić, postępacy kopia grób Ameryce.

Mimo, że ogloszono Warren zwycięzcą debaty, nie sądzę by wygrala prawybory demokratów. Najbradziej prezydencko prezentowal sie miliarder Bloomberg. I to mimo, że nie staral się przekrzykiwać innych czy wlaczać w dyskusje.  Jego wypowiedzi zajęły najmniej czasu w tej debacie.

 

napisz pierwszy komentarz