Rzuciliśmy się na Legiony. Recenzja. Cz. 3. - ostatnia. Przesłanie

avatar użytkownika kazef

Przesłanie  

 

Najważniejszym przesłaniem filmu jest pamięć. Twórcom zależy, aby przykład legionistów oddziaływał na nas i dzisiaj. Żeby nas inspirował, byśmy pamiętali o naszych bohaterach, dzięki którym odzyskaliśmy Niepodległość. Temu szlachetnemu przesłaniu służy wiele rozwiązań fabularnych. Weźmy wątek młodej przyjaciółki Oli - Krystyny (Monika Pawlicka), która wykonując niebezpieczne zadanie bojowe, za swoją odwagę i poświęcenie zapłaci najwyższą cenę. Weźmy też wątek z młodym chłopcem, którym zaopiekuje się Józek i Ola, a ich wspólna troska zostanie uwieczniona na „rodzinnym” zdjęciu. Chodzi tu o komunikat zachowujący w pamięci czyny legionowe, przy czym zamysł ten zostanie wzmocniony w epilogu – ukazaniem na pełnym ekranie kilku archiwalnych zdjęć legionistów (głównie fotografie grupowe). Na jednym z nich – ukazanym celowo w zbliżeniu – zobaczymy dziewczynę-legionistkę, przypominająca z wyglądu Olę. Twórcy filmu uznają - jak można przypuszczać – że w praktyce działają refleksje Mircei Eliadego o tym, iż każda fotografia jest początkiem innego, "wielkiego czasu" i może rozpocząć funkcjonowanie mitu, który przeżywamy ilekroć spojrzymy na zapisany obraz.

Podkreśleniu wagi pamięci służy też scena, gdy ranny Józek, ma śniegu i mrozie, zamiast uciekać i wracać do oddziału, resztkami sił targa olbrzymi kamień na miejsce, gdzie oprawcy pogrzebali Stanisława "Króla" Kaszubskiego. Zostawi tam ten głaz nie tylko w podzięce za ocalenie życia, ale też – jak wolno odczytać ten pomysł scenariuszowy – aby przekazać nam wszystkim, że tak zachowują się Polacy. Że dbają o groby, a tradycje i powinności funeralne tkwią w nas bardzo głęboko. Józek zabierze też należący do „Króla” nóż z 1863 r., który Rosjanie porzucili, ale on odszukał. Twórcy sugerują tu delikatnie powinowactwo legionistów z powstańcami styczniowymi. Być może nawiązują też do kordzika, który Janek z „Czterech pancernych…” (Janusz Gajos) otrzymał od Olgierda (Roman Wilhelmi) - umierającego dowódcy. Odnalazł na kordziku wyryty napis „1863”, co zorientowanym widzom podpowiadało, że Olgierd był potomkiem zesłanych na Sybir powstańców. Tylko że w serialu Nałęckiego załoga Rudego wraz z Jakiem,  brata się i przyjaźni na bojowym szlaku z krasnoarmiejcami. Podkreśleniem tej przyjaźni będzie ślub polskiego tankisty z sowiecką sanitariuszką. O przypominaniu Legionów,  wojny z 1920 r., czwartego rozbioru z 1939 r., masowych mordów, Katynia nie może być tam mowy. Pamięć na tyle stanowi dla twórców "Legionów" główny przekaz, że kończą film wątkiem mnemonicznym, decydując się równocześnie na pozostawienie bez rozstrzygnięcia losów miłości głównych bohaterów.

Wartości, które promują „Legiony” to miłość, przyjaźń, odwaga, poświęcenie dla Ojczyzny i przyjaciół. Garstka młodych straceńców rzucających się na niemożliwe. To wszystko tu mamy, ale czy w takim wymiarze i w takim "wielkim obrazie", jaki pragnęlibyśmy dostać?

Legjony to żałobna nuta,

Legjony to skazańców głos.

Legjony to żołnierska buta

Legjony to ofiarny stos!

My pierwsza brygada,

Strzelecka gromada

Na stos rzuciliśmy nasz życia los

na stos na stos!

Podsumowując:

Niespójny i dramaturgicznie wtórny scenariusz, udana warstwa inscenizacyjna i sceny batalistyczne, jasno wyłożone przesłanie bez nadmiernego patosu i dydaktyki. Jak przedstawia się całość? O to należałoby pytać wychodzących z kina młodych ludzi. To do nich kierowany jest ten obraz. Łącznie z niepogłębioną psychologicznie konstrukcją głównego bohatera - outsidera Józka (litościwie pomijam szczegóły, zwłaszcza nieetyczny zamiar „skoku na kasę”).

 

5 komentarzy

avatar użytkownika kazef

1. Przypominam przy okazji:

TESTAMENT LEGIONISTY:

http://blogmedia24.pl/node/80922

avatar użytkownika Maryla

2. @kazef

filmu nie widziałam jeszcze. Znając srogość recenzenta oceniam po treści, że film spełni swoją rolę i poniesie przesłanie.
Pierwszy od lat film zasługujący na polecenie?

Dziękuję za recenzje, będę polecać z czystym sumieniem.
Mam nadzieje, że PiS dostanie jeszcze 4 lata na poprawienie błędów i wypromowanie naszej prawdziwej historii w świecie.

Pozdrawiam serdecznie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

3. @Maryla

Obejrzeć na pewno warto. Nie w każdym zdaniu byłem aż tak srogi :)

avatar użytkownika kazef

4. .

Maciej Pawlicki, producent i współscenarzysta filmu „Legiony” w rozmowie z Sylwią Kołodyńską.

https://niezalezna.pl/288716-legiony-film-z-prawdziwie-ulanska-fantazja-produkcja-to-kilka-lat-intensywnej-pracy


Na ekrany polskich kin 20 września wchodzi wyczekiwana superprodukcja „Legiony”. Scena Bitwy pod Rokitną z pewnością przejdzie do historii polskiego kina. Co czułeś wtedy na planie filmowym?

Też tak myślę. Czułem to, co szarżujący aktorzy i kaskaderzy, bo przebrałem się w ułański mundur i dwukrotnie przejechałem w tej szarży z wzniesioną szablą, krzycząc "niech żyje Polska!". Naprawdę niesamowite przeżycie! A jako producent czułem po prostu radość, że udało się doprowadzić do realizacji tej sekwencji i widzowie wreszcie zobaczą czym była kiedyś legendarna, a dziś już przecież zapomniana szarża pod Rokitną. Wcale nie wariactwo i straceńczy gest, ale bardzo skuteczna militarna operacja. Szwadron Dunina-Wąsowicza i Topora-Kisielnickiego zdobył cztery linie silnie umocnionych okopów, zginęło 17 ułanów, w tym obaj dowódcy, ale Rosjanie wycofali się, strategiczne zyski były znaczne.

To prawda, że konie potrafiące wykonywać kaskaderskie wyczyny to bardzo drodzy… aktorzy?

Drodzy? Niespecjalnie. Koszty sprzętu, dekoracji, pirotechniki czy całej logistyki są większe. Ale rola koni rzeczywiście kluczowa. Kiedyś realizowało się filmy przewracając konie na tzw. podcinkę, tzn. do przednich nóg konia przywiązane były linki, które jeździec pociągał i koń się wywracał. Zwykle się udawało, ale czasem koń łamał nogę. Teraz wszystkie upadki, jakkolwiek wyglądają upiornie, są rodzajem wyćwiczonego baletu konia i kaskadera. Żadne zwierzę na planie nie ucierpiało.

Legioniści to „garstka dzieciaków kontra trzy imperia”. Brzmi dumnie, ale chyba nie jest łatwo pokazać to w kinie. Co przy realizacji sprawiało Wam największą trudność? 

Problemów było milion, ale praca nad tak dużym filmem oznacza pchanie się w bardzo trudne sytuacje. Wraz ze znakomitą ekipą zawodowców udało się wszystkie problemy rozwiązać, choć oczywiście czasem konieczny jest jakiś drobny kompromis z rzeczywistością. Ale innym razem powstają rzeczy znacznie piękniejsze niż planowaliśmy. Myślę też, że mieliśmy szczególną opiekę Opatrzności, realizując sekwencje pod Rokitną nie mieliśmy środków na resztę filmu, ryzyko było ogromne. A na niemal 50 dni zdjęć plenerowych, deszcz tylko raz pokrzyżował nam plany. Największa trudność? Nie było takiej.

A kiedy jako producent miałeś największą satysfakcję?

Ten czas dopiero, mam nadzieje, nadchodzi. Bo o satysfakcji producenta decyduje jakość filmu i to jak jest odbierany przez widzów. Kiedy autor idei by "Legiony" zrealizować, Adam Borowski, przyszedł do mnie z tym pomysłem, zapaliłem się od razu, choć nie sądziłem, że to kilka lat aż tak intensywnej pracy. Ale pięknej i często wzruszającej, gdy opowiadamy o praktycznie nieznanych dzisiejszym Polakom losach ludzi, dzięki którym mówimy dziś po polsku, a nie rosyjsku czy niemiecku. Wielką satysfakcją już jest dla mnie efekt pracy reżysera, Darka Gajewskiego. Gdy wpadłem na pomysł by właśnie jemu powierzyć reżyserie, wielu życzliwych próbowało mi to wybić z głowy: ze to świetny reżyser, ale kameralnych filmów, a tu trzeba sterować armią ludzi i spraw, szybko podejmować tysiące decyzji. Ale się uparłem i myślę ze to ja miałem rację.
Mój ulubiony tekst w filmie wypowiada Mirosław Baka grający polskiego oficera, który nakłaniany jest do wejścia w szeregi wojsk wroga. Gdy dostaje do założenia rosyjski mundur, odpowiada - „nie będzie pasował”.

Jest jakiś Twój ulubiony tekst w tym filmie?

Sporo dialogów jest mojego autorstwa (jestem współscenarzystą), ale ten fragment akurat nie. Mój ulubiony dialog to: "Miejsce urodzenia? Polska. - Nie ma takiego miejsca". Bo rzeczywiście nie było. I tak mogło pozostać. Gdyby nie Piłsudski, Kasprzycki, Sosnkowski, Dunin, Topór, Król-Kaszubski i tysiące innych chłopaków i dziewczyn (tak, także dziewczyn), którzy marzyli o własnym, polskim państwie, choć wielu Polakom pogodziło się z losem prowincji imperium i pragnienie polskości i wolnej Polski trzeba było w nich obudzić.

Wśród rekwizytów używanych na planie pojawiły się m.in. autentyczna lornetka rotmistrza Dunin-Wąsowicza, pistolet colt z czasów powstania styczniowego (dziś własność pisarza Waldemara Łysiaka), a także samochód Lorraine-Dietrich z 1913 roku – najstarsze jeżdżące auto w Polsce. Wykazaliście się iście ułańską fantazją.

Po prostu zatrudniliśmy najlepszych specjalistów, w tym także konsultantów historycznych. A amerykańskiego, westernowego colta z autentycznymi grawerowaniami z Matką Boską i nazwami bitew Powstania Styczniowego kupił gdzieś na internetowej aukcji Waldemar Łysiak, a jego syn, Tomasz, główny scenarzysta naszego filmu, wplótł ten niesamowity rekwizyt w fabułę opowieści. Obcowanie z takimi artefaktami daje poczucie pewnej misji. Oni walczyli, a my mamy obowiązek o tej ich walce opowiedzieć. Bo wartości, dla których ryzykowali życie i często je oddawali, są budulcem, najlepszym spoiwem naszej narodowej wspólnoty, siły naszego państwa i przyszłości naszych dzieci.

Takich scen batalistycznych w polskim kinie jeszcze nie było. Słyszałam, że duży nacisk kładliście na to, by było jak najwięcej realnych scen, jak najmniej efektów specjalnych. Słyszałam też takie porównanie, że zużyto przy produkcji tyle materiałów wybuchowych, że można by nimi wysadzić Pałac Kultury. Tak powiedział jeden z aktorów. Ciekawe porównanie (śmiech).

Dziękuję za te słowa, to praca wielu ludzi. Efektów specjalnych jest wiele, ale istotnie duża ich część odbyła się już na planie. Wybuchów mamy sporo, kilka armat, wśród nich strzelające oryginały sprzed stu lat. A Pałacu Stalina nie należy wysadzać, bo pyłu będzie za dużo. Trzeba go spokojnie, metodycznie rozmontować. Gdy będzie wola - to szybka i prosta operacja, która otworzy przed Warszawą możliwość zbudowania najpiękniejszego centrum na świecie. Dopóki monstrualny pomnik komunistycznego mordercy i satrapy wciąż góruje nad Warszawą, Polska nie jest w pełni wolna, bo to znaczy, że nadal pozostaje w nas część mentalności niewolników, którzy łańcuchy i kajdany uznają za fajną biżuterię. Robienie takich filmów jak "Legiony" - o wyrwaniu się spod moskiewskiej dominacji, rozumiem także jako stopniowe rozmontowywanie tych właśnie niewolniczych kompleksów, także jako stopniowy demontaż warszawskiego pomnika Stalina. By otworzyły się nowe możliwości.


Podkreślenia: kazef


avatar użytkownika Maryla

5. oficjalny zwiastun

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl