Wydanie o. M.Kolbego

avatar użytkownika Tymczasowy

Dzialalnosc Ojca  Maksymiliana Kolbego (1894-1941)  byla  obserwowan przez Niemcow jeszcze przed napascia na Polske ze wzgledu na jego antyniemieckosc. Po zajeciu Polski nawet nie zajelo im nawet duzo czasu by go aresztowac. Stalo sie to 19 XII 1939 r.  Zaproponowano podpisanie volkslity na co sie nie zgodzil. Pewnie dloby sie wynegocjowac jakis tam poziom wspolpracy. Wypuszczono go 8 XII 1939 r. Najwyrazniej jak to zwykle bywa ze stosunkiem totalitaryzmow do Kosciola byly pewne niuanse, z ktorymi trzeba bylo sie liczyc. Niemcy chcieli zachowac jakies pozory legalizmu. Najbardziej pasowalby im zarzut prowadzenia nielegalnej dzialalnosci ksztalceniowej oraz sluchanie radia.

W Niepokalanowie bylo skupisko okolo 2 tysiecy osob z zakonnikami na czele. Prowadzona tam byla szeroko zakrojona dzialalnosc. Nie bylo trudno wprowadzic konfidentow i prowokatorow. Dobrze sie do tego nadawala grupa uchodzcow z Wielkopolski, ktora Maksymilian Kolbe przyjal i roztoczyl opieke.

W koncu listopada 1940 r. przybyl do klasztoru niejaki Zdzislaw R.  Zdziwienie budzil jego mundur wojskowy, gdyz Niemcy jakos tam tolerowali polskie mundury u inwalid-zebrakow. Inne osoby byly aresztowane. Osobnik poinformowal w czasie rejestracji, ze byl zolnierzem Wrzesnia. Ranny trafil do szpitala a pozniej wyslano go do Niemiec na roboty.Tam z powodu lenistwa zostal zwolniony przez pracodawce i wrocil do Polski. Sprawa z dala zle pachniala. Do tego rozpowiadal w Teresinie, ze wraz z braciszkami klasztornymi sluchal BBC.

Drugim ptaszkiem byl Antoni R. Byl to czlowiek w wieku okolo 50 lat, barczysty i brutalny. Gnebil Polakow chcac dowiesc swojej lojalnosci wobec Niemcow. Ten z kolei pojawil sie w Teresinie w polowie grudnia 1939 r. Folksdojcz z Poznanskiego objal stanowisko treuhaendera w majatku Druckich-Lubeckich. Rezydowal w ich palacu. W Niepokalanowie bywal bardzo czesto poczawszy od pierwszego dnia po przybyciu. Zachowywal sie jak jakis nieformalny nadzorca. Interesowalo go wszystko i staral sie rozmawiac z zakonnikami by wyciagnac z nich jak najwiecej informacji. Takze zerowal na osrodku franciszkanskim. Kazal sobie zalozyc w palacu za darmo instalacje elektryczna i wewnetrzna siec telefoniczna (w Niepokalanowie nie brakowalo specjalistow roznych specjalnosci). Z czasem konfiskowal elementy wyposazenia osrodka franciszkanskiego.Wreszcie dokonal "przewalki" - wywiozl bogaty zestaw drewna, ktorego najwartosciowsza czesc (deby,jesiony) byly przeznaczone na budowe kosciola a najmniej, tansze drewno przeznaczone na trumny zakonnikow. Byl to intreres prywatny volksdeutscha, wiec naruszyl prawo.

Obaj osobnicy scisle wspolpracowali. Ryszard R. dostarczal Antoniemu R. informacje, ktore ten przekazywal do Gestapo w Warszawie.Po aresztowaniu o.Kolbego Ryszard R. przeniosl swoje zainteresowanie na stacje kolejowa w Szymankowie. Najpierw zrobil wyrezyserowana awanture w Niepokalanowie, ktora uzasadnialaby odejscie. Dworzec w Szymankowie byl wazny, gdyz tam wlasnie zwykli wysiadac ludzie udajacy sie do wsi polozonych w poludniowej czesci Puszczy Kampinowskiej.

Konfident zwykl pijac wodke w kolejowym bufecie nie placac. Krecil sie po stacji, obserwowal kolejarzy i podejmowal rozmowy  z podroznymi.  Pozniej zatrudniono go na stanowisku kasjera. Prowadzac taki tryb zycia przestal byc ostrozny. Wydal Niemcom rodzine O. Doprowadzil zandarmow do ich domu. Mieszkancow zastrzelono a dom podpalono.  Inna konfidencka zasluga byl donos na czterech mlodych ludzi podobnie ubranych (oficerki, plaszcze-prochowce) rozmawiajacych ze soba na dworcu. Przyjechala zandarmeria z Sochaczewa i w czasie strzelaniny dwoch zostalo zabitych a jeden zginal od granatu pod siebie podlozonego.

Doszedl do takiego etapu, ze zaczal mowic jakims sobie tylko znanym niemieckopodobnym jezykiem. 'Swoj" teren chcial poszerzyc o meline, w ktorej sprzedawano wodke. Przyszedl. napil sie i powolujac sie na jakies wyimaginowane uprawnienia odmowil zaplaty. Na to maz meliniarki pobil go, wywrocil i skopal lezacego na podlodze. Konfident odgrazal sie, ale jakos tej grozby nie spelnil.

Na Ryszarda R. podziemie dokonalo dwoch akcji w celu wykonania wyroku smierci. Oba nie byly udane. Najpierw dwoch egzekutorow weszlo do pokoju za bufetem i jeden z nich wyciagnal pistolet. Agent rzucil sie do ucieczki. Trafiony kula pobiegl w kierunku Niepokalanowa, gdzie stacjonowali zandarmi niemeiccy i zolnierze ukrainscy. Ci drudzy zaczeli strzelac do niego, ale przerwali po interwencji zandarmow. Tak czy inaczej, Ryszard R. zostal zraniony w pluco i noge. Kurowano go w szpitalu w Sochaczewie. Wyszedl po dwoch tygodniach i nieostroznie pojawil sie w domu, w ktorym zamieszkiwal.  Poinformowany o tym wywiad AK wyslal na miejsce znow tych samych egzekutorow. Scenariusz powtorzyl sie, tyle, ze z lepszym skutkiem. Najpierw bojownicy nie mogli trafic konfidenta, choc pokoj byl maly. Pierwsze strzaly poszly w sciany, sufit i podloge. Agent wyskoczyl z pokoju i zostal tam trafiony. Wydawalo sie, ze udalo sie go zabic siedmioma kulami. Ten jednak przezyl. W szpitalu wydobyto z ciala  szesc kul, a siodma, ktora strzaskala kawalek czaszki, choc nie dotarla do mozgu. zostala po operacji  usunieta w szpitalu wojskowym w Lodzi. Swoja droga, pozostaja pytania o wyszkolenie zolnierzy i jakosc broni.

To jeszcze nie wszystko, volksdeutsch mial jeszcze wiecej szczescia. Najpierw uciekl do Berlina, a po zakonczeniu wojny  przedstawial sie  jako polski kombatant kampanii wrzesniwej. Zostal repatriowany do Polski. Najpierw w Lodzi zglosil sie z papierami PCK do Rejonowej Komendzie Ubezpieczen, gdzie formalnie uznano podaany przez niego stopien porucznika Wojska Polskiego (w rzeczywistosci przed wojna byl tylko podoficerem). Potem udal sie do Lublina, gdzie  poznal znana dzialaczke PPR, Stanislawe C.  Wzial z nia slub i dzieki jej wsparciu dostal sie do Milicji Obywatelskiej. Pomogly mu tez liczne blizny po ranach. Utrzymywal, ze ran doznal walczac  nad Odra i w Szczecinie.Szczescie skonczylo sie w dniu 1 IV 1946 r., kiedy to przypadkowo na ulicy kolo KG MO kolejarz z Szymanowa rozpoznal Zdzislawa R. Ten wychodzil z budynku i nosil mudur kapitana MO. Kolejarz zglosil do kontroli wewnetrzenej i agenta skazano na kare smierci. sledztwo i proces byly krotkie. Skazano go na kare smierci.

Natomiast nie sa znane losy drugiego ptaszka. Antoni R. podpadl Niemcom z powodu "lewych" interesow, a szczegolnie za rekwizycje drewna w Niepokalanowie. Niemcy chcieli go aresztowac, ale ten zbiegl. Ukrywajac sie prowadzil drobny handelek. Po wojnie slad po nim zaginal.

Glowne zrodlo:

Krzysztof Kakolewski, "Wezly wojny", ZYSK I SKA WYDAWNICTWO, Poznan 2010.

 

 

2 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Tymczasowy

"Agent wyskoczyl z pokoju i zostal tam trafiony. Wydawalo sie, ze udalo sie go zabic siedmioma kulami. Ten jednak przezyl. W szpitalu wydobyto z ciala szesc kul, a siodma, ktora strzaskala kawalek czaszki, choc nie dotarla do mozgu. zostala po operacji usunieta w szpitalu wojskowym w Lodzi. Swoja droga, pozostaja pytania o wyszkolenie zolnierzy i jakosc broni."

Mnie ta historia kojarzy się ewangelicznie z drugą szansą dla zbrodniarza, aby żałował za grzechy i zaczął pokutować. Nie skorzystał.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tymczasowy

2. Natomiast

tamtejsi ludzie kojarzyli z dobrocia o.Maksymiliana kolbe, ktory wiedzial kto z otoczenia nad nim "pracuje" i nieustannie zachecal by sie za nimi modlic.
"Ale juz w czasie wojny wysuwano przypuszczenie, ze zamach byl przeciwstawieniem sie woli swietego Maksymiliana. Sila jego modlitwyu chronila Zdzislawa R. jak puklerz".