Dlaczego brak tablicy wołyńskiego Przebraża na Grobie Nieznanego Żołnierza?

avatar użytkownika Ewaryst Fedorowicz

Jutro 11 listopada. W czasie całej mojej młodości i kawałka dorosłości święto zakazane.

Zakaz obejmował nie tylko obchodzenie tego święta czy nawet wywieszanie flag, ale towarzyszyło mu sfałszowanie tablic na Grobie Nieznanego Żołnierza, gdzie zabrakło tych wg komunistów „niesłusznych”.

Przyzwoici ludzie obchodzili to święto jak potrafili – najczęściej w gronie rodziny i przyjaciół, na cmentarzach, w kościołach.

Ja na pierwszej w życiu nielegalnej demonstracji byłem z ojcem 11 listopada 1978 roku, kiedy z katedry przeszliśmy w dużej grupie pod Grób Nieznanego Żołnierza.

Okrzyk: Cześć ofiarom Katynia! uzupełniony przez kogoś Starobielska i Ostaszkowa! wywarł na mnie wielkie wrażenie.

Czasy się zmieniły, komuniści przeobrazili się w demokratów, a nawet w gorliwych zwolenników sojuszu z USA, ale tak jak za komuny na Grobie Nieznanego Żołnierza brakowało miejsca dla tablic nieslusznych, tak i teraz „za demokracji” też brakuje.

Po latach wypychania przez tzw. elity ze świadomości społecznej faktu wymordowania przez ukraińskich nacjonalistów 200 tys. kresowych Polaków, eksplodowała (bo tak to z przyciskanym kamieniem garnkiem z gotującą się wodą bywa) kwestia ludobójstwa na Kresach, zwana umownie „rzezią wołyńską”.

Co tydzień kolejnych 100 tys. Polaków ogląda film Wołyń w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego wg książki Stanisława Srokowskiego i to, co tzw elity postanowiły wytrepanować z narodowej pamięci wraca do tej pamięci ze zdwojoną siłą.

Jedynie władze państwowe cierpią na typowy syndrom wyparcia, czego dowodem jest fakt, że na Grobie Nieznanego Żołnierza do dziś nie ma tablicy z napisem „Wołyńska Samoobrona” czy „Przebraże”, choć dziś Prezydent Duda uroczyście odsłonił kolejną tablicę poświęconą Żołnierzom Wyklętym (i chwała mu za to).

Dlaczego jakaś „samoobrona” ?

A dlatego, że aż do początku 1944 (!) roku eleganckiego towarzystwa z Londynu i Warszawy nie obchodził los polskich chłopów wyrzynanych na Wołyniu przez ukraińskich nacjonalistów: ani dostaw broni, ani cichociemnych, ani przerzutu oddziałów AK z zachodniego brzegu Bugu.

Dopiero pod koniec stycznia 1944 roku, już po wkroczeniu na Wołyń Armii Czerwonej powołana została z istniejących oddziałów samoobrony 27 Wołyńska Dywizja AK, która miała za zadanie rozpocząć na tych terenach „Akcję Burza”.

Owszem, 27 dywizja AK ma na Grobie Nieznanego żołnierza swoją tablicę.

A do tego czasu, polscy chłopi bronili się w swoich wioskach sami czym mogli – bronią zbieraną z pobojowisk frontowych, kupowaną od Niemców i Węgrów czy wręcz (tak, jak obronili się w Kisielinie) zrzucanymi z kościelnej wieży na uzbrojonych po zęby atakujących upowców cegłami i odrzucanymi granatami.

A co to jest to wymienione przeze mnie jakieś „Przebraże”?

To w tej wsi, od momentu krwawej niedzieli wołyńskiej aż do wkroczenia na Wołyń wojsk sowieckich samoobrona ocaliła 25 tysięcy Polaków (ale i sporo Żydów i nawet trochę zbiegłych z niemieckiej niewoli jeńców sowieckich), odpierając 3 wielkie ofensywy UPA, z których ostatnia, przeprowadzona silami 12 tysięcy banderowców, zakończyła się rozbiciem atakujących band, które straciły ponad 400 zabitych.

Trwanie Przebraża – tej polskiej fortecy w banderowskim morzu to fenomen:

dowódcy stworzyli ufortyfikowany obszar, obwiedziony zasiekami ze zbieranego na pobojowiskach drutu kolczastego, okopami, bunkrami, gniazdami karabinów maszynowych, wewnątrz którego żyła ludzka masa, którą trzeba było nie tylkoobronić, ale i nakarmić, ogrzać, leczyć.

To w Przebrażu we własnej rusznikarni nie tylko reperowano będącą na wagę złota broń, ale i produkowano słynne Steny!

Żeby się dzisiejszemu, eleganckiemu towarzystwu z warszawki i krakówka spodobało, to napiszę, że Przebraże było takim 20 wiecznym Zbarażem, tyle że w Zbarażu broniło się jaśniepaństwo, a w Przebrażu – zwykli chłopi.

A dowodził nimi nie żaden hetman, generał, czy choćby pułkownik, a zwykły chłop i do tego tylko podoficer WP, Henryk Cybulski, który zesłany w lutym 1940 na Sybir po brawurowej ucieczce i przejściu w 8 tygodni kilku tysięcy kilometrów (!!!) wrócił do rodzinnej wsi.

No to co, Panie Prezydencie – skoro Pan tego kawałka historii chwały polskiego oręża nie zna, to przynajmniej swoich urzędników by Pan na dokształt wysłał, żeby na 11 lipca, rocznicę krwawej wołyńskiej niedzieli brakujące tablice na Grobie Nieznanego Żołnierza się znalazły?

Da Pan radę?

 

napisz pierwszy komentarz