Kręgi piekieł, czyli co nam wysmażył Smarzowski w "Wołyniu". Recenzja cz.1

avatar użytkownika kazef

Nie da się przejść spokojnie obok obrazu „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego. Nie da się tego pamfletu obejrzeć i nie zasiąść do klawiatury. Bo film szokuje i prowokuje, ale w zupełnie inny sposób niż by się wydawało na podstawie zwiastuna kinowych projekcji. Wstrząsa nie tylko w swojej pierwszej i podstawowej warstwie fabularnej, gdzie przed oczyma widza, zwłaszcza w drugiej części filmu, rozgrywają się dantejskie sceny rzezi i dramatu głównych bohaterów. Film przeraża antypolską wymową i skrywaną starannie chęcią rozprawienia się z pamięcią o Wołyniu.

W ukrytej pod powierzchnią głębszej warstwie filmu Smarzowski kroi nam dzieło korespondujące we współczesnością, odbijające jak w zwierciadle aktualne polityczne i kulturowe spory, co samo w sobie nie byłoby ani dziwne ani naganne, gdyby nie to, że reżyser angażuje swoje warsztatowe umiejętności, aby zmanipulować emocje i sposób myślenia widza oraz ukryć swoje intencje zmierzające w określonym kierunku.

Piekło kobiet

Wołyń to nie tylko brutalne i krwawe zderzenie polsko-ukraińskie. Główna bohaterka – Zosia Głowacka – jest tu jedyną postacią, której działania i przeżycia, od początku do końca mamy odbierać z sympatią, i z którymi mamy się identyfikować. Smarzowski przedstawia losy swojej żeńskiej bohaterki w sposób, którego nie powstydziłyby się profesorzyce z gender studies. Zosia jest typową ofiarą męskiego szowinizmu i opresji płci męskiej w stosunku do kobiet. Niczym współczesna wyzwolona dziewczyna swoje dziewictwo poświęca bez wahania, ściągając z siebie ubranie i oddając ciało w ramiona ukochanego Petra – młodego Ukraińca. Nieskazitelną i wolną od jakichkolwiek zahamowań miłość młodych zakłóca kontrakt, jaki w tym samym czasie zawiera ojciec Zosi: za parę morgów, krowę, konia i owce oddaje ją w ręce Skiby – starszego już wdowca z dwojgiem dzieci. Potrzebna mi do roboty w polu i w domu, w kuchni i przy dzieciach – tak mówi Skiba. Chce się żenić szybko, bo żniwa się zbliżają i o wojnie słychać. Widz się wścieka – piękna miłość musi zginąć, bo dwóch Polaków przy wódce wymyśliło coś innego i wytargowało warunki. Matka Zosi nie miała tu nic do powiedzenia, tylko się przyglądała myjąc naczynia. Skiba nie zawaha się w dalszej części filmu dać z całej siły w twarz Zosi, gdy tylko się dowie, że wciąż spotyka się z Petro. Opuchnięte usta Zosi nie pozwolą zapomnieć widzom o polsko-męskiej przemocy i spełnią swoją rolę w fabule. Skiba nie zawaha się też do niej kilka razy dobierać, traktując za każdym razem jak własność – jak rzecz, która się należy mężczyźnie -mężowi. Zosia współżyjąc z nim nie odczuwa najmniejszej przyjemności, czuje się przedmiotowo. Skiba to - zdaniem Smarzowskiego -archetyp Polaka, dużo pije i ogólnie tępy i niesympatyczny jakiś – gra go Arkadiusz Jakubik kontynuując robotę z debiutu Smarzowskiego – słynnego „Wesela”, gdzie zagrał zapijaczonego notariusza, dla kasy gotowego zrobić wszystko, a w alkoholowym zamroczeniu z uniesieniem śpiewającego hymn Polski. Takich Polaków nie da się lubić. Taką polskość trzeba odrzucić.

Zwraca uwagę wyeksponowanie wątku ciąży, a zwłaszcza porodu Zosi. Teoretycznie pokazanie mąk młodej kobiety przy porodzie niczemu fabularnie nie służy. W tym czasie rozegra się tragedia jej kochanka Petra, i poród stanowi tu kontrapunkt, ale cierpienie i trudy porodu nie musiały być w takiej formie pokazane. Krótko później Smarzowski pokazuje cielenie się krowy. Scena zupełnie nie związana z akcją filmu. Spokojnie mogłaby być wycięta. Mamy oczywistą paralelę między narodzinami człowieka i zwierzęcia. Człowiek jest jak zwierzę – zdaje się mówić Smarzowski. I na tym możnaby zakończyć wątek genderowy, pamiętając że trudy i męki porodu to stale podnoszony przez feministki wątek.

Ale mamy tu jeszcze jeden dziwnie ukazany motyw. Oto Zosia ucieka wciąż z dzieckiem na ręku przed śmiercią z rąk ukraińskich siepaczy. Musi ochronić swojego kilkuletniego synka, ale równocześnie w głębszej warstwie rozumienia filmu maluch jest dla niech ciężarem. Nie widzimy na ekranie czułości, Smarzowski starannie unika ukazania gestów miłości do dziecka, i w druga stronę – miłości dziecka do matki. Za to w scenie, gdy Zosia przychodzi do do przysiółka siostry i orientuje się, że wszyscy Polacy zginęli w męczarniach, a potem zauważa nagle z przerażeniem szczątki ciał pływające w studni, jej synek pokazany zostaje jako kontynuacja tego horroru – jak postać z dreszczowca – wyłania się nagle jako rozmyta i nieokreślona osoba, niskiego wzrostu. Dopiero po chwili widzimy, że to dziecko Zosi.

Piekło polskiego księdza 

Jedną z pierwszych scen w filmie Smarzowskiego jest obrazek z kościoła. Katolicki(grekokatolicki?) ksiądz wygłasza kazanie do Polaków. Wygląda jak oszołom, jego podkrążone i wybałuszone oczy kojarzą się z obłędem. Reżyser od początku ustawia myślenie widza: wiara i księża są odpowiedzialni za nacjonalizm i za to, co stało się na Wołyniu. Przy czym pierwszy w tym „ogonku sprawców zbrodni” zostaje przedstawiony polski ksiądz  (pierwszeństwo jest tu ważne), na popów przyjdzie miejsce później, łącznie ze święceniem przez nich ukraińskich narzędzi zbrodni i nawoływaniem do rżnięcia Polaków. Powie ktoś: przecież tak było. Smarzowski jednak subtelnie równoważy winę księży i popów. Ci drudzy zapędzili się dalej, ale przecież ci pierwsi też jego zdaniem nie byli bez winy. Swoje intencje reżyser ukrywa w filmie, ale mówi o nich w jednym z wywiadów, szukając karkołomnych porównań, żeby uzasadnić swoją ideologiczną robotę: W tym samym czasie, gdy popi święcili banderowcom piły, karabiny, siekiery i noże - mówi - księża katoliccy święcili noże chorwackich ustaszy. Do tego zdolny jest człowiek, kiedy uzbroi się go w odpowiednią ideologię i da mu przyzwolenie na zabijanie. Jedne noże podrzynały gardła polskie, inne serbskie. Ten film opowiada o tym, do czego może doprowadzić skrajny nacjonalizm.

Poski ksiądz jest też oczywiście męskim gnębicielem kobiet i ostoją patriarchalnego świata. Godzi się szybko na przyspieszenie ślubu Skiby z Zosią (byle przed żniwami, żeby już pracowała przy mężu, pewnie bez zapowiedzi), bo dostaje z miejsca banknoty do ręki (niczym łapówkę) i kieliszek samogomu o drugiej. Skłonności do pijaństwa pokaże jeszcze kilka razy. Popów prawosławnych wiara doprowadziła w filmie Smarzowskiego do przewodzenia nacjonalistycznym sprawcom rzezi. Ksiądz stoi po stronie rasy panów-Polaków, a wiarę zamienił na alkohol i chciwość. Smarzowski stawia kropke nad i. Gdy Zosia dowiaduje się, że jej miłość do Petra jest mrzonką, a ojciec sprzedał ją jak rzecz sołtysowi Skibie, zrozpaczona wybiega z izby. Cięcie montażysty i już widzimy natychmiast z bliska twarz księdza. Złość widza zbudowaną na zasadzie empatii do Zosi w poprzedniej scenie, w okamgnieniu reżyser przenosi na kler. Tak to się robi, panie i panowie w nowoczesnym kinie. Nic więc dziwnego, że gdy ksiądz stanie się pierwszą ofiarą ukraińskiego ludobójstwa, widz podejdzie do tego na chłodno.

Piekło żydowskie

Obok rozwijącego się konfliktu polsko-ukraińskiego Smarzowski wielokrotnie każe nam obserwować zagładę Żydów. Ich mordowanie jest dramatyczne i bezwzględne. Niczym nie uzasadnione. Zosia bezwarunkowo i bezinteresownie skłonna jest pomagać Żydom. Ona jedna kieruje się nieskazitelnym porywem serca. Bo sympatia do Żydów jest nieskazitelna niczym serce dziecka. Dlatego tylko Zosia i dzieci czują do Żydów sympatię. Zosię przestrzega przed pomocą Żydom ojciec – nie chce ryzykować życia rodziny „dla żydków” – jak ich nazywa. Ironicznie, acz typowo dla Polaków – co Smarzowski kilkakrotnie podkreśla. Jest też scena, gdy Niemcy mordują z zimną krwią żydowska rodzinę. Jeden z oficerów pyta się zebranych Polaków, gdzie może się ukrywać jeszcze jedno żydowskie dziecko. Jeden z miejscowych jakby odruchowo i bez cienia refleksji, wskazuje żydowskie dziecko. Kamera kręci szybko, za chwilę uciekające dziecko żydowskie dosięga niemiecka seria w plecy – scena filmowana niczym w starych filmach "szkoły polskiej". Polak wydał Żyda - ot tak, po prostu.

Żydzi to ludzie budzący współczucie. Nie zawahają się też pomóc Zosi, gdy Niemiec chce ją zgwałcić. Heroicznie narażą tu własne życie. Wątki żydowskie u Smarzowskiego to pokłosie książek Grossa. Reżyser nie stara się tego specjalnie ukrywać.  

Chcemy weryfikacji historii przez Ukraińców i uznania przez nich faktów - mówi w wywiadzie dla jednej z gazet. - Ale czy my potrafimy uznać fakty w kontekście naszego zachowania wobec Żydów? Jan Tomasz Gross napisał książkę, minęło 15 lat i dzisiaj znowu coraz częściej słychać, że „kłamie”. Dobrze zaczęty proces został zahamowany. 

Piekło ukraińskie 

Smarzowski pokazuje z detalami ukraińską swołocz i bandy, które dla obłąkańczej ideologii w najdzikszy sposób mordują Polaków - swoich sąsiadów. Motywy Ukraińców pokazane są szczątkowo na początku filmu: złość na polskich panów, którzy posiadają ziemię i urzędy. Do tego dochodzą nacjonalistyczne hasła i podżegacze w cerkwiach. W warstwie głębszej filmu Smarzowski uzasadnia rzezie kierując gniew widza na Skibę i jego ojca, Polaków którzy nie pozwolili związać się dwojgu młodych. Około godzina rzezi na ekranie byłaby wolnym od reżyserskich manipulacji horrorem i pokazem wstrząsająco krwawych scen, gdyby nie wątek z polską samoobroną.

cdn.

Kręgi piekieł, czyli co nam wysmażył Smarzowski w "Wołyniu"   cz. 2.

http://blogmedia24.pl/node/76037

5 komentarzy

avatar użytkownika kazef

1. Będzie jeszcze jedna część

i kilka "piekieł". Napiszę jak zbiorę siły

avatar użytkownika Maryla

2. @kazef

nie oglądałam filmu, ale prawdę mówiąc, im więcej wypowiedzi i wywiadów Smarzowskiego, tym mniejsza mam na oglądanie ochotę.
Pomyśleć, że tysiące Polaków dawało "wdowi grosz", aby ten film powstał.

To też film o wciąż zagrażających nam nacjonalizmach.


Przede wszystkim o tym. Najgorsze, co mogłoby się wydarzyć to, że ktoś
odbierze film wprost, że „Ukraińcy są źli”. A „Wołyń” jest o tym, do
czego może doprowadzić skrajny nacjonalizm i o tym, do czego zdolny jest
człowiek, jeśli się go wyposaży w obłędną ideologię religijną, bądź
polityczną, i da przyzwolenie na zabijanie. To także film o bliskości
tamtego świata z tym spod naszych bloków, pod którymi wysportowani
chłopcy robią zadymy, machając flagami i symbolami.

Historia lubi się
powtarzać, więc musimy być czujni.

Jak być czujnym?


Nie można dawać przyzwolenia na to, co się dzieje. Trzeba protestować,
bronić bitego za to, że mówi po niemiecku, albo za to, że inaczej
wygląda.

Czytaj
więcej:
http://www.polskatimes.pl/opinie/wywiady/a/smarzowski-wolyn-jest-mostem-miedzy-polakami-a-polakami-choc-temat-jest-bardzo-polityczny,10723720/

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

3. @Maryla

do czego zdolny jest
człowiek, jeśli się go wyposaży w obłędną ideologię religijną, bądź
polityczną, i da przyzwolenie na zabijanie


Smarzowski się tu całkowicie obnaża. Fenomenem są zachwyty nad tym chorym filmem. Napiszę o tym coś więcej w cz. 2

avatar użytkownika michael

4. Chyba pierwsza recenzja, z którą się zgadzam.

Dlatego zachwyt teoretycznie naszej, patriotycznej dziennikarskiej i opiniodawczej widowni uważam za bezrefleksyjny i automatyczny - nie zawsze, jeśli film jest o wołyńskiej rzezi, to musi być dobry. Niekoniecznie, a czasem wręcz przeciwnie.

Zupełnie podobnie jak z twórczością Andrzeja Wajdy. Nie ma bardziej paskudnego i poniżającego polską obronę przeciwko niemieckiej nawale wojennej filmu, jak "Lotna". Niby fajnie, a jednak obrzydliwie.

Dlaczego tak jest?
Jest to dość oczywista sprawa. Ob. reż. Smarzowski to typowy agorowy ludek, lewackie dziecko z lewego łoża. Wystarczy przejrzeć jego filmotekę i wcześniejsze wyroby, aby dostrzec o co facetowi chodzi. Można zastanowiać się nad źródłem i mainstreamem finansowania jego twórczości. Może tam jest jakaś informacja? 
Jednym słowem persyflaż. Szyderstwo pod pozorami uprzejmości i udawanej powagi.

Jesli więc pisać coś więcej, warto zajrzeć do filmoteki Ob. reż. Wojciecha Smarzowskiego. Filmy o nienawiści, która nie ma narodowości. To jest zjawisko w polskiej kulturze, które zaczęło się od znanej, choć już nieco zapomnianej pracy Jana Józefa Lipskiego "Dwie Ojczyzny, dwa patriotyzmy". Jedna z tych pozycji erotycznych jest wstrętna, a druga choć płynąca z wielkiej rozwagi, jest tak pełna wstydu, że aż obrzydliwa. Kamień węgielny półwiecza polityki wstydu, to właśnie "Dwie Ojczyzny, dwa patriotyzmy". "Uwagi o megalomanii narodowej i ksenofobii Polaków".

I tam, gdzieś w pobliżu leżą zetlałe zwoje scenariusza filmu "Wołyń".
Nie myślmy o sobie zbyt dobrze, a najlepiej, tak źle, jak się tylko da.
_____________________________________________________________________________
A później Pani Barbara Fedyszak-Radziejowska analizując polską rzeczywistość mówi o fatalnej samoocenie naszych rodaków. I mówi jak bardzo to jest złe i komu na tym zależy.
avatar użytkownika kazef

5. @michael

Szyderstwo pod pozorami uprzejmości i udawanej powagi


Tak jest właśnie! 
Historię polskiego filmu trzebaby pisać od nowa, bo to bardzo zabagniona i zafałszowana dziedzina wiedzy. Ktoś to kiedyś opisze, przy czym słowo  polskiego  w wyrażeniu  historia filmu polskiego  trzeba będzie wziąć w cudzysłów.