Święty Andrzej Bobola, Męczennik, Patron Polski

avatar użytkownika intix

 

 


      
      
      

       16 maja
       Żywot świętego Andrzeja Boboli, Męczennika

       (Żył około roku Pańskiego 1650)

       Ze sławnej i ojczyźnie swojej niepospolicie zasłużonej rodziny Bobolów pochodził ten sługa Boży. Przyszedł na świat roku Pańskiego 1591. Przez pobożnych rodziców w naukach i świętych obyczajach wyćwiczony, wstąpił za młodu jeszcze do zakonu Jezuitów, aby w nim zdrowie i życie dla Chrystusa położyć. Zostawszy kapłanem, oddał się całym sercem pracy około zbawienia bliźnich swoich. Bóg hojnie błogosławił wytrwałej, a gorliwej pracy misjonarza Swego, darząc go szczególniejszym darem wymowy, słodyczą w obcowaniu z bliźnimi i przedziwną gorliwością o rozszerzanie chwały Bożej, której żadne cierpienia, ani wysiłki Apostolskiej pracy zwyciężyć nie zdołały. Takimi darami wzbogacony święty Jędrzej przebiegał wszerz i wzdłuż całe Podlasie, nauczał i przekonywał tak prosty lud, który całym sercem lgnął do niego, jak też i wykształconych i możnych tego świata, prowadząc wszystkich do jedności wiary i do Chrystusa.

       Atoli im więcej dusz święty wyrywał z mocy piekielnej, im bardziej lud wierny za jego pracą i nauką do pokuty się garnął, im gorliwiej oczyszczał tę winnicę Chrystusową, którą mu Bóg powierzył, z kąkolu, jaki na niej siał nieprzyjaciel, tym cięższe - jak to zwykle bywa - prześladowania znosić musiał od służalców piekła. Nie obeszło się bez fałszywych oszczerstw, najzelżywszych obelg, ale gdy święty Mąż na wszystko słodyczą tylko i cierpliwością odpowiadał, nieprzyjaciele prawdziwej Wiary postanowili umęczyć tego Wyznawcę Chrystusa. Dawno on już oddał Bogu swe życie w ofierze, dawno pragnął wylaniem krwi swojej stwierdzić i wiarę i miłość, jaka gorzała w sercu jego ku Zbawicielowi, toteż bynajmniej nie przeraził się na wiadomość, że nieprzyjaciele czyhają na życie jego, a kiedy go wreszcie pewnego dnia dopadli, gdy odbywał zwykłą wędrówkę apostolską, ukląkł i wołając do Nieba: "Stań się wola Twoja", oddał się ponownie Bogu, jako ofiara całopalenia.

 

      
                   Święty Andrzej Bobola

       Mordercy, dostawszy w ręce swoje sługę Bożego, obdarli go natychmiast z szat i siekli go rózgami przez całą drogę do opodal leżącego miasteczka Janowa, gdzie chcieli nasycić swe krwiożercze instynkty. Zawlókłszy go do jakiejś stodoły, zdarli żywcem skórę z głowy świętego Męczennika, toż samo z palców i z rąk, a szydząc bezbożnie ze święceń i stroju kapłańskiego, zasypywali świeże rany plewami z jęczmienia. Inni tym czasem przypiekali mu boki pochodniami, lub wbijali mu ostre drzazgi za paznokcie, a kiedy Święty tylko modlitwą odpowiadał na te męczarnie, prosząc Boga o przebaczenie dla oprawców swoich, siepacze, nie mogąc znieść tej prawdziwie chrześcijańskiej cierpliwości i miłości, wyłupili mu jedno oko i wyrwali język przez ranę w karku.

       Tak poranionego, wrzucili go w końcu na pół żywego do błota. Konał tam święty Męczennik przez kilka godzin, aż wreszcie herszt bezbożników, widząc, że jeszcze żyje, dobił go mieczem. Gdy zbrodniarze odjechali, pobożni zabrali święte zwłoki i przenieśli je do Pińska, gdzie je uroczyście pochowano. Było to w roku 1657. Obecnie relikwie Męczennika znajdują się w Rzymie.

       Naród nasz gorąco pragnął, aby Stolica Apostolska ogłosiła Andrzeja Bobolę Świętym, atoli dla różnych nieszczęść i zamieszek w kraju starania te pozostawały bezskuteczne. Dopiero Ojciec święty Pius IX policzył go w poczet Błogosławionych w maju roku 1853, a obecnie niedaleka jest już chwila policzenia go w poczet Świętych.

       Nauka moralna

       "A duszę Moją kładę za owce Moje" (Jan 10,15). Przez te słowa okazał Pan Jezus wielkie pragnienie, aby cierpieć i umierać za nas. Nie mówił: "Odbiorą Mi życie, ukrzyżują Mnie za owce Moje", bo nikt Mu życia nie mógł odebrać, lecz dobrowolnie je za nas oddał, jak o Nim przepowiedział prorok: "Ofiarowan jest, iż sam chciał" (Izaj. 53,7). I dziś w Niebie królując mówi: "A duszę kładę za owce Moje", gdyby tego było potrzeba, pozwoliłby się jeszcze raz ukrzyżować, nawet za jedną duszę, aby była zbawiona. Miłość Jezusa Chrystusa ku nam objawia się w dwóch rzeczach: w pragnieniu wewnętrznym cierpienia za nas i w rzeczywistości ofiarowania się na krzyżu. Ty nie możesz przelać krwi męczeńskiej dla Jezusa Chrystusa, ale możesz tego pragnąć i być w każdej chwili gotowym ofiarować Mu życie swoje; nie możesz nawracać niewiernych, nie możesz całego świata grzeszników pozyskać Chrystusowi, ale możesz tego pragnąć i modlić się za nich.

       Święty Andrzej Bobola wiedział, co go czeka w tym życiu za jego pracę około nawracania błędnowierców, a jednak nie przeląkł się, nie przestał pracować nad ich nawracaniem. Bo wiedział bardzo dobrze, jak wielkim darem jest Wiara święta, chętnie więc swe życie ofiarował, aby móc tę wiarę wlewać w serca bliźnich swoich. Dlatego Kościół święty prosi Boga, abyśmy przez przyczynę tego świętego Męczennika zawsze niezłomnie trwali w tej Wierze, dla której święty Andrzej Bobola wśród rozlicznych mąk koronę męczeńską zdobył. Abyśmy znosili raczej wszystkie przeciwności aniżeli szkodę duszy własnej.

       Modlitwa

       Boże, Panie mój, racz to łaskawie sprawić, abyśmy za przykładem świętego Męczennika Twego, Andrzeja Boboli, zawsze niezłomni zostali w tej Wierze, a tym samym zbawienia wiecznego dostąpili. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.


Św. Andrzej Bobola, Męczennik
Urodzony dla świata 1591 roku,
Urodzony dla Nieba 1657 roku,
Beatyfikowany 1853 roku,
Kanonizowany 17.04.1938 roku,
Wspomnienie 16 maja

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937r.
Kanonizacja Andrzeja Boboli nastąpiła 17.04.1938r. - już po wydaniu książki.
       

       * * *

 


       

 

       Dnia 23. maja
       Błogosławiony Andrzej Bobola, męczennik.
(1592 - 1657.)

       Potomek czeskiego ongi rodu Bobolów, później w Polsce osiadłego, urodził się bł. Andrzej w województwie sandomierskiem. Od dziecięctwa zaprawiony w cnocie, po naukach odbytych w Sandomierzu 19 letni młodzieniec wstąpił do zakonu Jezuitów, aby zadosyć uczynić pragnieniu wyższej doskonałości zdala od ponęt i rozproszeń świata. Po dwóch latach nowicyatu złożył r. 1613 śluby.
  
       Wybitne zdolności umysłowe przy zasobie cnoty prawdziwej zalecały go na kierownika i nauczyciela młodzieży. To też po skończonych studyach filozoficznych udał się do Braniewa (Braunsberg) na Warmii, aby objąć naukę w szkole elementarnej. Później, bo r. 1617 przeniósł się do wyższej szkoły w Pułtawie. Z woli przełożonych dokończył po r. 1618 swe nauki teologiczne w Wilnie, poczem stopniowo odbierał wyższe święcenia. Roku 1622 otrzymał godność kapłańską.
  
       Odtąd gorliwość bł. Andrzeja nie znała prawie granic. Działalnością swoją objął powoli całą Litwę, a skuteczność pracy zdobyła mu miano łowcy dusz ludzkich i apostoła Litwy. Początkowo działał jako kaznodzieja w Wilnie; urząd ten sprawiał od r. 1624. Ciasny dla niego zakres pracy rozszerzył się, kiedy rok później zaraza nawiedziła miasto i okolice dalsze. Zaprawiony w pracy prawdziwie misyjnej z łatwością podołał nowym zadaniom wśród podobnych i później warunków; zaraza bowiem z r. 1630 i 1633 znowu przywołała Andrzeja na obszerniejsze pola działalności kapłańskiej, która wobec ciągłego niebezpieczeństwa śmierci równała się prawdziwemu bohatyrstwu.
  
       Z pracy bł. Boboli podnosimy pięcioletnie rządy jego w Brójsku, dokąd go był posłał prowincyał Mikołaj Łęczycki. Zaskarbił sobie szacunek i miłość nietylko swych współtowarzyszy, ale nadto całej okolicy. Siły swe podwajał, jeśli tego była potrzeba; chętnie wyręczał lub zastępował współzakonników, nie opuszczał przecież swych obowiązków ani swych dobrowolnych zajęć.
  
       Niespożyte też zasługi położył około rozwoju nabożeństwa do Najśw. Maryi Panny; jako kierownik stowarzyszeń na Jej cześć umiał pomnożyć liczbę wiernych sług Maryi swoją gorliwością i utwierdzić prawdziwą miłość do Matki Bożej. Nie mniej zawdzięcza mu zakon Jezuitów wybitniejsze znaczenie, jakie zajął dla katolickiej Litwy wobec zamachów schizmy. Szeregi zakonników coraz więcej liczyły członków, zyskanych właśnie pracą bł. Andrzeja; wszyscy zaś ożywieni za jego wpływem gotową na wszystko chęcią obrony zagrażanego gwałtem i przemocą katolicyzmu. Odczuwali schizmatycy, że duszą obrony katolickiej jest bł. Bobola; on gromił rozwiozłość duchowieństwa schizmatyckiego, wykazywał błędy schizmy bądź to w naukach do ludu bądź to w uczonych wywodach; on to nawracał piorunem swego słowa grzeszników, strzegł przed odstępstwem, jednał dla Kościoła odstępców. Ożywiony duchem św. Frańciszka Ksawerego i św. Frańciszka Regis z całą bezinteresownością poświęcenia i zaparcia działał na dobro Kościoła bez względu na nienawiść, jaką postępy pracy jego rozbudzały; przeciwnie nieraz odzywało się w nim gorące pragnienie, aby męczeństwem dopełnić i uzacnić swą dotychczasową pracę za wiarę.
  
       Szczytem pracy bł.Andrzeja był 26 letni pobyt w Janowie; zapanował nad całym Polesiem Pińskiem wśród ludu zdziczałego. Bobola pieszo chodził od sioła do sioła, naukami i przykładem własnego życia nawracając i ludzi prostego umysłu i dostojników, wysokich rodem i urzędami. Rozpasana zaciekłością do Kościoła katolickiego schizma nie zadowoliła się krwią bł. Józafata Kuncewicza, umęczonego r. 1623; podniosła świętokradzką rękę i na bł. Andrzeja.
  
       Wśród rozbojów i grabieży licznych wpadli r. 1657 schizmatycy do Janowa, szukając swej ofiary. Kiedy się dowiedzieli, że właśnie co dopiero bł. Andrzej był miasto opuścił, ruszyli za nim w pościgu; dognali go. Wśród męczarni, jakie tylko dzikość prześladowców wymyślić mogła, wśród bluźnierstw na wszystko, co katolickie, zadali mu śmierć okrutną. Pasy z niego darli, drzazgi wbijali za poznogcie, oczy wyłupili, uszy i nos obcięli, wydarli mu język, aby nie mógł wzywać imion Maryi i Jezusa, porąbali go szablami, a nakoniec powiesili wśród naigrawań na szubienicy. Powiadają, że męczeństwo bł. Andrzeja się rozpoczęło koło Wychowa, że śmierć ostateczna nastąpiła na rynku w Janowie. Było to r. 1657. Ciało bł. Andrzeja pochowane w Pińsku odkrył pouczony objawieniem r. 1702 Jezuita Marcin Godebski, względnie Prokop Łukaszewicz. R. 1808 umieszczono je w Połocku. Papież Pius IX. policzył Andrzeja Bobolę w poczet błogosławionych r. 1853. Kościół powszechny obchodzi jego pamiątkę dnia 22. maja, Kościół polski dnia 21. lutego.

 

"ŻYWOTY ŚWIĘTYCH PAŃSKICH" - Poznań, dnia 10 lutego 1908.
Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J.
oraz innych opracowań i źródeł na wszystkie dni całego roku ułożył
Ks. Władysław Hozakowski

       * * *

 

      


       Św. Andrzej Bobola - Patron Polski

       Odszukaj moje ciało
       Następnego dnia po męczeńskiej śmierci odzyskano zmasakrowane ciało Andrzeja Boboli. Włożono je do trumny i pochowano w podziemiach pińskiego kościoła. Janowski Męczennik podzielił los ponad 40 innych jezuitów zamordowanych w tym czasie na Polesiu. Zupełnie o nim zapomniano. Do czasu, aż - 44 lata później - po raz pierwszy, z woli Boga, sam upomniał się o swój kult.

 

      
               Kościoł i kolegium w Pińsku

       Był rok 1702. Zawierucha wojny północnej zagroziła Pińskowi. Świątobliwy rektor Marcin Godebski rozpoczął gorączkowe poszukiwania patrona, któremu chciał powierzyć opiekę nad pińskim Kolegium Jezuitów. W niedzielny wieczór 16 kwietnia ukazał mu się jakiś nieznany jezuita o budzącej sympatii świetlistej twarzy. "Szukasz patrona, który ochroni Kolegium? Masz przecież mnie. Jestem twoim współbratem. Andrzejem Bobolą, zabitym przez Kozaków w obronie wiary. Odszukaj moje ciało. Bożą wolą jest bowiem, żebyś oddzielił mnie od innych" - powiedział duch.

       Ks. Godebski polecił odszukać trumnę. Nie było to łatwe. Przez dwa dni bezskutecznie przetrząsano wilgotne czeluście kościelnej krypty. Wśród rozpadających się trumien nie było trumny Boboli. Drugiego dnia wieczorem Andrzej Bobola objawił się zakrystianinowi Prokopowi Lukaszewiczowi, instruując go dokładnie, gdzie znajduje się miejsce pochówku. Trzeciego dnia udano się we wskazane miejsce i po kilku zaledwie sztychach łopatą odsłonięto tabliczkę z nazwiskiem Boboli. Po otwarciu trumny oczom zgromadzonych ukazało się zmaltretowane ciało Męczennika. Rektor rozpoznał w zmarłym osobę, która nawiedziła go nocą. Mimo wielu lat przechowywania w wilgotnej krypcie, ciało jezuity było takie jak w chwili śmierci a krew nadal czerwona. Uznano to za cud. Złożono je w krypcie i od tej pory przed męczennikiem modliły się rzesze ludzi. Kolegium i miasto otrzymało swojego patrona. Kult Andrzeja Boboli rósł lawinowo. Wypraszano za jego wstawiennictwem wiele łask. Rozpoczęto starania o beatyfikację. Przerwały je rozbiory i kasata zakonu jezuitów.

       Spełnione proroctwo
       Po raz drugi Andrzej Bobola przypomniał o sobie w Wilnie w 1819 r. W wileńskim klasztorze przebywał wówczas dominikanin o. Alojzy Korzeniewski, fizyk i kaznodzieja, prześladowany przez carskie władze. Pewnego dnia w wieczornej modlitwie zwracał się on do Andrzeja Boboli, zawierzając mu sprawę niepodległości Polski. Właśnie miał kłaść się spać, gdy ujrzał przed sobą jezuitę, do którego przed chwilą się zwracał. Duch Boboli kazał mu otworzyć okno. Korzeniewski zrobił to i zamiast klasztornego wirydarza ujrzał rozległą równinę. Tajemniczy gość wyjaśnił mu, że to ziemia pińska, na której został zamęczony za Wiarę. Zdziwiony dominikanin ujrzał następnie wojnę, podczas której wiele narodów walczyło przeciw sobie z niespotykaną zawziętością. "Gdy wojna, której masz obraz przed sobą, zakończy się pokojem, Polska zostanie odbudowana i ja zostanę uznany jej głównym patronem" - wyjaśnił duch. Przepowiednię przypomniano 30 lat później, ale wówczas podchodzono doń z rezerwą. Dopiero po 100 latach proroctwo okazało się prawdą.

       W 1826 r. wznowiono proces beatyfikacyjny Boboli. Spośród setek nadzwyczajnych łask wybrano trzy ewidentne cuda, za cud uznano również niewytłumaczalny doskonały stan zwłok męczennika. W 1853 r. Pius IX wpisał męczennika w poczet Błogosławionych.

       Po beatyfikacji kult jezuity ponownie się ożywił. W 1920 r. - w obliczu sowieckiego zagrożenia relikwię ręki bł. Andrzeja obnoszono w procesji po ulicach Warszawy, błagając jego, Matkę Bożą i bł. Władysława z Gielniowa o ratunek. I cud się zdarzył - "Cud nad Wisłą", który odmienił losy wojny.

       Cegła i "Higieniczna Wystawa"

       Ciało Męczennika znajdowało się wówczas w Połocku, przewiezione tam z Pińska w obawie przed zniszczeniem zwłok przez prawosławnych bazylianów. Kult Błogosławionego szerzył się jednak także wśród wyznawców prawosławia. By zahamować tę tendencję, w 1886 r. władze carskie wysłały do Połocka specjalną komisję, która miała za zadanie usunąć relikwie. Kiedy jednemu z "komisarzy", dowcipkującemu na temat "polskich metod wyrabiania świętych", spadła na głowę cegła, ciało męczennika zostawiono w spokoju. Kolejną komisję - w 1922 r. - wysłali do Połocka bolszewicy. Tym razem jej zadaniem było zbadanie i potwierdzenie "religijnego oszukaństwa". Bolszewicy wyjęli ciało z trumny i cisnęli nim o ziemię. Ku ich zdziwieniu zwłoki nie rozsypały się. Miesiąc później uzbrojeni bolszewicy porwali ciało i zawieźli je do Moskwy. Ukryto je w magazynie gmachu Higienicznej Wystawy Ludowego Komisariatu Zdrowia. "Wykupili" je dyplomaci watykańscy w zamian za dostawy zboża dla głodujących Rosjan.

       Triumfalny powrót
       Po "Cudzie nad Wisłą" rozpoczęto starania o kanonizację. Zabiegał o nią sam Józef Piłsudski. Aktutego dokonał Pius XI 17 kwietnia 1938 r. Rozpoczął się triumfalny powrót Męczennika z Rzymu do Polski. Tłumy ludzi ze łzami w oczach witały Świętego na trasie przejazdu specjalnego pociągu i w kościołach Lubiany, Budapesztu, Bratysławy, Ostrawy a zwłaszcza w polskich miastach - Dziedzicach, Oświęcimiu, Krakowie, Katowicach, Poznaniu, Kaliszu, Łodzi i Warszawie. Relikwię umieszczono w specjalnej trumnie-relikwiarzu w warszawskiej kaplicy oo. Jezuitów przy ul. Rakowieckiej. Rok później wybuchła wojna. Trumna - skutecznie ukrywana w różnych kościołach przed okupantem i niemal cudem uchroniona przed bombardowaniem - po wojnie powróciła na swoje miejsce. Przewieziono je w konspiracji przed sowiecką władzą jako "zwłoki jednego księdza".

       Domagał się kultu
       Do kolejnych - współczesnych nam - objawień św. Andrzeja Boboli doszło w podsanockiej Strachocinie - wsi, którą od 1930 r. uznawano za miejsce narodzin Świętego. Na strachocińskiej plebanii straszyło jeszcze przed wojną. Poprzedni proboszczowie i ludzie przebywający na plebanii słyszeli dziwne odgłosy, tajemnicza zjawa siadała na łóżku, ściągała kołdrę, stąpała pod drzwiami, spadały lampki, brewiarz, z pustego chóru zleciał kamień, huśtał się żyrandol w kościele. Księża bali się mieszkać na plebanii, a jeden z nich w nocy uciekał nawet na drzewo.

       Wskutek odwiedzin nieznanego ducha uszczerbku na zdrowiu doznał ks. Ryszard Mucha. Trafił do szpitala. W 1983 r. zastąpił go ks. Józef Niźnik. Wprowadzając się na plebanię nie wiedział nic o nocnych strachach. W nocy z 10 na 11 września obudziło go uderzenie w rękę. Jego oczom ukazała się "smukła, na czarno ubrana" zjawa "z czarną brodą". Ksiądz myślał, że to napad i z krzykiem rzucił się w kierunku intruza. Zjawa oddaliła się w kierunku okna i znikła. Wystraszony kapłan do rana nie mógł zmrużyć oka. Rano od siostry zakrystianki dowiedział się całej prawdy. Kilka następnych nocy spędził w sąsiednich plebaniach. Po rozmowie z chorym proboszczem zaintrygowany ks. Niźnik zrezygnował ze studiów na KUL-u i postanowił zostać w Strachocinie na dłużej. Objął probostwo. Jeszcze wielokrotnie w ciągu kolejnych czterech lat o godz. 2.10 na plebanii pojawiał się ten sam duch. Ksiądz skojarzył zjawę z osobą Andrzeja Boboli. Dotarł do informacji, że ojciec Pio powiedział pewnej polskiej zakonnicy, że św. Andrzej domaga się kultu w Strachocinie. 16 maja 1987 r. w 330. rocznicę śmierci Męczennika ks. Niźnik powiedział swoim wiernym, że powinni go czcić. "Chcemy Ciebie, Andrzeju Bobolo" - wołał. W najbliższą noc zjawa - po charakterystycznym pukaniu - pojawiła się po raz ostatni. W księdzu zrodziło się wówczas wewnętrzne przekonanie, że tajemniczym nieznajomym z zaświatów był sam... św. Andrzej Bobola. W 1988 r. uroczyście wprowadzono relikwie świętego i umieszczono je w wybudowanym ku jego czci ołtarzu, a ks. Niźnik do dziś jest kustoszem strachocińskiego sanktuarium.

 

      
       Relikwiarz ze szczątkami Świętego w kościele Jezuitów w Warszawie

 

Henryk Bejda

       * * *


      
       Opis obrazu: Przeniesienie relikwii św. Andrzeja Boboli z katedry św. Jana do kaplicy OO. Jezuitów. Członkowie Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" wynoszą trumnę z relikwiami z katedry św. Jana.
       Data wydarzenia: 1938-06-20 (zobacz więcej)

 

       * * *

 

      


       PIUS XII ENCYKLIKA INVICTUS ATHLETĆ CHRISTI
       W TRZECHSETNĄ ROCZNICĘ CHWALEBNEGO MĘCZEŃSTWA ŚW. ANDRZEJA BOBOLI

 

       * * *

 


      


(...)  W kwietniu 2002 r. watykańska Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, przychylając się do prośby Prymasa Polski kard. Józefa Glempa, nadała św. Andrzejowi Boboli tytuł drugorzędnego patrona Polski. Od tej pory obchód ku jego czci podniesiony został w całym kraju do rangi święta. Uroczystego ogłoszenia św. Andrzeja Boboli patronem Polski dokonał kard. Józef Glemp w Warszawie podczas Mszy świętej w sanktuarium ojców jezuitów, w którym są przechowywanie relikwie Świętego, 16 maja 2002 r. Święty jest ponadto patronem metropolii warszawskiej, archidiecezji białostockiej i warmińskiej, diecezji drohiczyńskiej, łomżyńskiej, pińskiej i płockiej. Jest czczony także jako patron kolejarzy.

       W ikonografii św. Andrzej Bobola przedstawiany jest w stroju jezuity z szablami wbitymi w jego kark i prawą rękę lub jako wędrowiec.

 

       

 

       

       Litania do Św. Andrzeja Boboli



Kyrie, elejson. Chryste, elejson. Kyrie, elejson.
Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z Nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.

Święta Maryjo, módl się za nami
Św. Andrzeju Bobolo, módl się za nami
Święty Andrzeju, wierny naśladowco Dobrego Pasterza, módl się za nami
Święty Andrzeju, czcicielu Niepokalanie Poczętej Maryi Panny, módl się za nami
Święty Andrzeju, duchowy synu świętego Ignacego Loyoli, módl się za nami
Święty Andrzeju, napełniony duchem Bożym, módl się za nami
Święty Andrzeju, miłujący Boga i bliźnich, aż do oddania swego życia, módl się za nami
Święty Andrzeju, w życiu codziennym oddany Bogu i bliźnim, módl się za nami
Święty Andrzeju, zjednoczony z Bogiem przez nieustanną modlitwę, módl się za nami
Święty Andrzeju, wzorze doskonałości chrześcijańskiej, módl się za nami
Święty Andrzeju, apostole Polesia, módl się za nami
Święty Andrzeju, powołany przez Boga do złączenia rozdzielonych braci, módl się za nami
Święty Andrzeju, gorliwy nauczycielu dzieci i ludzi religijnie zaniedbanych, módl się za nami
Święty Andrzeju, niezachwiany w wierze mimo gróźb i tortur, módl się za nami
Święty Andrzeju, wytrwały w największych cierpieniach, módl się za nami
Święty Andrzeju, męczenniku za jedność chrześcijan, módl się za nami
Święty Andrzeju, męczenniku i apostole, módl się za nami
Święty Andrzeju, apostołujący nawet po śmierci wędrówką umęczonego ciała, módl się za nami
Święty Andrzeju, wsławiony przez Boga wielkimi cudami, módl się za nami
Święty Andrzeju, chlubo naszej Ojczyzny, módl się za nami
Święty Andrzeju, wielki Orędowniku Polski, módl się za nami
Święty Andrzeju, proroku zmartwychwstania Polski po trzecim rozbiorze, módl się za nami
Święty Andrzeju, prawdziwy towarzyszu Jezusa, módl się za nami

Abyśmy wszyscy chrześcijanie stanowili jedno, uproś nam u Boga
Abyśmy nigdy nie odstąpili od naszej Wiary, uproś nam u Boga
Abyśmy żadnego grzechu ciężkiego nie popełnili, uproś nam u Boga
Abyśmy za popełnione grzechy szczerą pokutę czynili, uproś nam u Boga
Abyśmy dla zbawienia naszej duszy gorliwie, z łaską Bożą współpracowali, uproś nam u Boga
Abyśmy Bogu wiernie służyli, uproś nam u Boga
Abyśmy Najświętszą Maryję Pannę jako Matkę miłowali, uproś nam u Boga
Abyśmy byli wytrwali w znoszeniu wszelkich przeciwności, uproś nam u Boga
Abyśmy z Tobą nieustannie Bogu chwałę oddawali, uproś nam u Boga

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam Panie  
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas Panie   
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami 
  
         K. Módl się za nami święty Andrzeju Bobolo.
         W. Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.

          Módlmy się.
Boże, Ty przez śmierć Twojego Syna chciałeś zgromadzić rozproszone dzieci, spraw abyśmy gorliwie współpracowali z dziełem Chrystusa, za które oddał życie święty Andrzej Bobola, Męczennik. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.


       * * *

 

       

 

       Patronie Polski i Warszawy, Św. Andrzeju Bobola módl się za nami!


       * * *


       Św. Andrzej Bobola


      

 

       Patron Wielkiej Polski [Tuba Cordis 24 V A.D. 2015]
      


(obrazy)

6 komentarzy

avatar użytkownika intix

2. Męczeństwo św. Andrzeja Boboli

        Znalezione obrazy dla zapytania Św. Andrzej Bobola - Obrazki
        Chwała Ci Panie wszędzie i bez miary:
        Krew męczenników – oto ziarno wiary.
        To piński apostoł, ów Andrzej Bobola,
        Co poszedł na męki z miłości gorącej,
        I ziarno zbawienia z krwią posiał w te pola,

        Zbawienia dusz ludzkich żarliwie pragnący,
        W znak wiary czystości dom stary Boboli
        Szat innych nad białe u siebie nie chował,
        Dostatków używał tak miernie jak soli,
        A służąc orężno, kościoły fundował.

        Więc Pan też tem jego zasługi nagrodził,
        Że w domu Bobolów mąż Boży się zrodził,
        Ostatni męczennik w tej polskiej Koronie,
        Gdy Waza Kazimierz zasiadał na tronie.
        I w Pańskiej winnicy jest Andrzej Bobola
        Tym mężem, co wyszedł ostatni na pola,
        A Chrystus mu przecie użyczył tej płacy.
        Choć wyszedł ze wszystkich ostatni do pracy.

        Stąd, jako Stanisław, jest w sztuki pocięty,
        I ciało się jego znów zrosło miłośnie...
        Tak, kiedy Rzym powie, że Andrzej jest Święty
        I Polska na powrót jak cudem się zrośnie.
        A naród szczęśliwy i wierny Ojczyźnie
        Andrzeja Bobolę podejmie kochaniem,
        I w miejscu męczeństwa pod jego wezwaniem
        I miasto i kościół podniesie w pińszczyźnie!

        Wincenty Pol, fragment Pieśń Janusza (1833–1835)


Główne daty z życia św. Andrzeja

O licznej i zasłużonej pod każdym względem rodzinie Bobolów w
Małopolsce mają obszerne wiadomości wszystkie życiorysy św. Andrzeja.
Jeden z jego przodków był wojewodą ruskim, inny kasztelanem w Przemyślu,
inni znów fundowali klasztory i kościoły.

       Przyszły apostoł Polesia i piński męczennik urodził się w wojew.
Sandomierskiem w r. 1591, jako syn Krzysztofa Boboli herbu Leliwa.
Istnieje dotychczas w Sandomierzu na brzegu Wisły dawny gmach
jezuickiego kolegium, gdzie Andrzej Bobola ukończył szkoły średnie,
gdzie też w Sodalicji Mariańskiej służył Bogarodzicy pod Jej sztandarem.

       Jako dwudziestoletni młodzieniec wstępuje do nowicjatu XX. Jezuitów w
Wilnie w r. 1611, a dn. 31 lipca 1613 r. składa pierwsze śluby zakonne w
dniu św. Ignacego Loyoli, zakonodawcy Towarzystwa Jezusowego. W czasie
filozoficznych studiów w Wilnie koleguje między innymi ze sławnym
później x. Maciejem Sarbiewskim.

       Następne dwa szkolne lata próbuje swych sił jako nauczyciel w
niższych klasach w Brunsberdze w Warmii i w Pułtusku. W r. 1618 wraca do
Wilna na studia teologiczne do kolegium św. Jana, zakończone
sakramentem kapłaństwa, który otrzymał u grobu św. Kazimierza d. 12
marca 1622 z rąk x. bpa Eustachego Wołowicza. Dzień ten dla zakonnej
rodziny jezuickiej był bardzo ważny, bo właśnie w tym roku odbyła się w
Rzymie kanonizacja św. Ignacego i św. Franciszka Ksawerego.

       Okres 35 lat kapłańskiej pracy spędził gorliwy apostoł na różnych
posterunkach w całej niemal Polsce i na jej kresach. Nieśwież, Wilno,
Bobrujsk, Płock, Warszawa, Łomża, Pińsk, powtórnie Wilno i Pińsk, oto
miejscowości, gdzie pracował jako kaznodzieja, dyrektor szkół, superior,
a przede wszystkim jako wybitny misjonarz ludowy.

       Najdłużej, bo lat 10 był moderatorem Sodalicji i kaznodzieją we
Wilnie, oraz również lat 10, lecz z przerwami z powodu wojny, w Pińsku.

       Do ważniejszych dat dodać należy 2 czerwca 1625 r., w którym to dniu
Andrzej Bobola złożył uroczystą profesję zakonną w kościele św.
Kazimierza w Wilnie, a rękopis własnoręczny tych ślubów św. Andrzeja
przechowuje dotąd nowicjat Jezuicki w Starejwsi pod Brzozowem.

       Wielkie, głębokie i czułe nabożeństwo do Bogarodzicy wyniósł św.
Andrzej z domu rodzicielskiego, spotęgował je w Sodalicji szkolnej w
Sandomierzu, a szerzył naokoło siebie w duszach sobie powierzonych jako
moderator, zwłaszcza w Wilnie, Bobrujsku i Pińsku. Nic też dziwnego, że w
starych modlitwach do tego gorliwego moderatora, spotykamy takie słowa:

Wierny sługo Matki Bożej, pobożny czcicielu Niepokalanie poczętej
Maryi Panny... uproś, by powstały wielkie szeregi sług Maryi, gotowych
do zaciętej walki z szatanem i wysłańcami jego, napadającymi tak
zacięcie na Kościół św. i na wszystko, co Boże.

       Złotoustą obdarzony wymową, owiany zapałem misjonarskiej gorliwości
wyzyskiwał w swej pracy mariańskie ideały i przez nabożeństwo do Maryi
prowadził dusze do Chrystusa pracą swą zarówno na ambonie, jak w szkole i
w konfesjonale.

       Obietnicę daną Maryi już na szkolnej ławie: „Obieram Cię za Panią, Orędowniczkę i Matkę i mocno postanawiam nadal być zawsze sługą Twoim”,
spełnił najdokładniej przez całe swe życie, toteż i Bogarodzica
błogosławiła pracy swego wiernego sługi, sodalisa i moderatora.

Jedyną myślą, żądzą i troską jego było zbawienie dusz. I z równą
miłością traktował wielkich i małych, uczonych i prostaczków, starców i
dzieci Ci, którzy go poznali, odczuwać musieli czystą żądzę życia
doskonalszego, toteż wielu opuszczało świat, wstępowało do klasztorów;
lutrzy, kalwini, schizmatycy wracali na łono Kościoła, grzesznicy
jednali się z Bogiem, schizma ginęła, ustępując miejsca duchowi
katolickiej wiary, a wszyscy widzieli w nim potężne narzędzie w ręku
Bożym dla zbawienia dusz (Żałobna skarga).

       W Wilnie w czasie zaraźliwych chorób troszczył się i opiekował
chorymi z wielkim zaparciem się siebie, a choć wskutek zarazy czterech
ojców i tyluż braci padło ofiarą miłości, św. Andrzej wytrwał na
stanowisku, co prawie za cud uważano.

       Z czasów pięcioletnich rządów o. Andrzeja w Bobrujsku zanotowali
pisarze, że odznaczał się wielką miłością dla swych braci i poddanych,
zastępując w czasie choroby każdego w ich pracach i zajęciach.

       O usposobieniu i charakterze o. Andrzeja w r. 42 jego życia ówczesny prowincjał o. Łęczycki takie daje świadectwo „dobrych,
zdolności, sądu, roztropności, postępu w naukach, doświadczenie
średnie, z usposobienia prędki, nadaje się do obcowania z ludźmi
”.

       Podobne również dał w 9 lat później określenie naszego apostoła o. Milewski:

Andrzej B. ma dobry sąd, dobrych zdolności roztropności i
doświadczenia, dobrego postępu w naukach. Kompleksji krwistej, nadaje
się do kazań i obcowania z ludźmi, sądzę że także do rządzenia.

       Z późniejszych świadectw tych, którzy go znali, najcenniejszymi są
zeznania x. Jana Łukaszewicza SI. Wspomniany autor utrwalił sobie jego
postać w pamięci i następujący daje nam jego obraz:

Gdy uczyłem się w Pińsku w czasie wojny
moskiewsko-kozacko-szwedzkiej (...) jako gościa wtedy przebywającego od
dłuższego czasu widziałem i poznałem o. Bobolę. Kilka razy go
odwiedziłem i w celi rozmawiałem. Był on poważny, skromny,
wstrzemięźliwy, duchowny, pobożny, przestrzegający reguł zakonnych.
Takim ja go widziałem i inni, a spoglądając na niego budowaliśmy się.
Wzrostu był małego, głowa, twarz i korpus okrągłe, twarz miał pełną,
cokolwiek zarumienioną. Włosy na głowie i brodzie przedwcześnie
osiwiałe, bielutkie... O cnotach jego teologicznych i kardynalnych
świadczy jego życie przeszłe i ostatnie zakonne, dobre zachowanie reguł;
spokojny, pogodny z wszystkimi, jego żarliwość w kazaniach przez wiele
lat, budujące rozmowy, owocodajne misje stąd pochodząca opinia o jego
pobożności i cześć ludzi, oddawana jako znakomitemu zakonnikowi i
świętemu.

       Wziąwszy pod uwagę tę prawdę, że największą w tym życiu łaską dla
człowieka jest śmierć poniesiona za wiarę, łatwo dojść do wniosku, że na
palmę męczeństwa zasłużył sobie o. Andrzej cnotami rzeczywiście
bohaterskimi.

       Wiadomo z historii, jaki był ówczesny stan Kościoła na wschodnich
kresach. Wojny moskiewsko-kozackie groziły nie tylko unii, ale również i
katolikom obrządku łacińskiego. W przeciągu lat dwudziestu (1647–1667)
zginęło z rąk kozackich około stu kapłanów katolickich, a w tej liczbie
40 jezuitów. Do tych należał jeden z najgorliwszych siewców ziarna
prawdziwej Ewangelii, św. Andrzej, zraszając swój posiew własną krwią.
Wiedział apostoł Polesia, że nie może być Kościół Chrystusowy bez
prześladowania, a choć był pewien, że nauczając w okolicach Pińska
ciemny lud prawdziwej wiary, ściągnie na siebie nienawiść schizmatyków, a
może nawet śmierć, pracuje i walczy za wiarę, za Kościół Chrystusowy,
walczy w obronie dusz Krwią Chrystusa odkupionych, które szatan przez
swych wysłańców Bogu i niebu chciał wydrzeć.

       W r. 1657, a w 66. swego życia, pracował św. Andrzej jako misjonarz
na Polesiu, mając oparcie i stację w Pińsku, skąd wychodził do
okolicznych wiosek na swe apostolskie żniwo. Był to okres rzeczywistego
„potopu” na kresach Polski, gdy jej i Kościoła wrogowie ogniem i mieczem
usiłowali wiarę katolicką i imię polskie zupełnie wytępić.

       Opis męczeństwa i tortur św. Andrzeja podajemy tu w skróceniu według ostatniej pracy x. M. Czermińskiego SI.

Męczeństwo

Św. Andrzej Bobola udał się do Janowa, miasteczka odległego od Pińska
o pięć mil, następnie do wioski Pieredił, aby tamtejszą ludność
kazaniami i słuchaniem spowiedzi przygotować do obchodzenia uroczystości
Wniebowstąpienia Pańskiego. Był to dzień pamiętny 16 maja 1657 r. Trwał
właśnie na modlitwie po mszy św., gdy doszły do wsi pierwsze wieści od
uciekających ludzi z Janowa o napadzie kozaków na lud katolicki i
mordowaniu niewinnych. Niebawem nowi przybysze potwierdzili te straszne
wieści, dodając, że kozacy upewniali przerażonych mieszkańców Janowa, że
im się nic złego nie stanie, że odtąd oni będą ich panami, że tylko
katolików wymordują. Rozpoczęła się formalna obława na wiernych synów
Kościoła katolickiego; kto nie mógł zawczasu skryć się lub uciec, ginął z
ręki kozaków.

       Św. Andrzej, słysząc opowiadania przerażonych przybyszów, na razie
postanowił pozostać w Pieredile, i oczekiwać przebiegu dalszych
wypadków. Nie poczuwał, się do żadnej winy względem kozaków, która
mogłaby rozgoryczyć ich serca ku niemu. Lecz lud przeczuwał, znając może
lepiej dziki charakter kozaków, że grozi niebezpieczeństwo ich drogiemu
misjonarzowi. Zaczął się gromadzić około świętego kapłana, prosić i
zaklinać, aby siebie ratował dopokąd jeszcze czas, aby wsiadł do wozu i
czym prędzej uciekał.

       Sługa Boży, nie chcąc zasmucać życzliwych sobie ludzi, siadł do
pojazdu i odjechał. Tymczasem w Janowie działo się jeszcze gorzej, niż
to, co opowiadali przybysze w Pieredile. Kozacy nie zadowolili się
mordem świeckich katolików, lecz zaczęli się dopytywać o
kapłana-misjonarza, o którym dowiedzieli się, że nawraca schizmatyków na
wiarę katolicką.

       Znaleźli się między schizmatykami tacy, którzy podjęli się roli
Judasza i oznajmili starszemu oddziału kozackiego, że jest nim właśnie
św. Andrzej Bobola i że udał się w tym celu do Pierediła. Niezwłocznie
kilku kozaków otrzymało rozkaz pojmania Sługi Bożego i przyprowadzenia
go do Janowa. Jako obcy ludzie, nie znając okolicy wzięli sobie za
przewodnika mieszkańca janowskiego, Czetwerynkę, który odtąd nie
odstępował już kozaków, zmuszony przez nich, aby pilnował ich koni.
Stało się to nie bez zrządzenia Bożej Opatrzności, która kieruje
wszystkimi sprawami dla dobra swych wybranych i na chwałę swego
Kościoła. Właśnie ten Czetwerynka, naoczny świadek tego wszystkiego, co
opowiemy, w kilkadziesiąt lat później, jako starzec przeszło stuletni,
pod przysięgą zeznawał szczegóły strasznej tragedii, odgrywającej się w
Mogilnie i Janowie.

       Zaledwie św. Andrzej dojechał do Mogilna, wsi sąsiadującej z
Pierediłem, ukazali się kozacy, a na ich czele przewodnik janowski
Czetwerynka. Dalsza ucieczka była niemożliwa. Kozacy otoczyli wóz,
zatrzymali konie i ściągnęli na ziemię św. Andrzeja. Sługa Boży widząc,
że żadnego nie ma ratunku i może już ostatnia dla niego wybiła godzina,
spokojnie odezwał się do woźnicy, Jana Domanowskiego: „Niech się dzieje wola Boża”.
Domanowski w obawie, że także jego mogą kozacy uwięzić, a nawet zabić,
porzucił lejce, zeskoczył z wozu i uciekł do pobliskiego lasu. Jan
Domanowski wstąpił później do posług domowych w zakonie Towarzystwa
Jezusowego, i często o tym zdarzeniu opowiadał.

       Tymczasem Kozacy z początku w sposób życzliwy zaczęli namawiać św.
Andrzeja, ażeby przyjął ich wiarę. Gdy jednak sługa Boży stanowczo i
odważnie sprzeciwiał się ich naleganiom i odezwał się: „raczej wy nawróćcie się, bo w tych błędach waszych nie zbawicie się; czyńcie pokutę”,
zmienili swój sposób postępowania i gwałtem postanowili go zmusić do
odstępstwa. Zdarli więc z niego suknię kapłańską i na wpół obnażonego
zaprowadzili pod płot, gdzie przywiązawszy do pala, zaczęli go bić...

       W owej wiosennej porze roku wielu ludzi pracowało w polu, zbiegli się
więc zdjęci ciekawością, co się dzieje. Łoskot uderzeń i widok krwi
przejął ich strachem; dlatego jedni zaczęli uciekać, inni odsunąwszy się
nieco na bok, oczekiwali co się stanie dalej,

       Gdy biczowanie tak samo nie odniosło skutku, jak poprzednio kuszenie
łagodnymi słowami, kozacy przystąpili do użycia tortury. Nacięli
świeżych gałęzi dębowych, okręcili niemi głowę św. Andrzeja w kształcie
korony, a splatając ich końce ze sobą na węzeł, zaczęli ściskać, jakby
kleszczami.

       Pan Jezus po krwawym biczowaniu miał głowę ściśniętą cierniową
koroną. W koronie św. Andrzeja brakowało cierni, lecz zastąpili je
kozacy skręcaniem od czasu do czasu jej końców, gdy się rozluźniała;
tylko na to uważali, ażeby czaszka nie pękła i to nie spowodowało
wcześniejszej śmierci męczennika. Nie oszczędzali go jednak. Tak silnie
bili go w twarz, że słudze Bożemu kilka zębów wypadło; z palców wyrywali
paznokcie, z wyższej części ręki zdarli mu skórę, krew sącząc się z ran
oblewała mu całe ciało.

       Gdy mimo tych znęcań męczennik stał silnie w swoich przekonaniach i
jeszcze nawracać usiłował swych katów, kozacy postanowili dostawić go do
Janowa i tam oddać w ręce swej starszyzny. Odwiązali więc swoją ofiarę
od pala, a następnie okręciwszy ją sznurem, przymocowali jego dwa końce
do siodeł. Stosownie do tego, czy konie szły stępa, czy biegły kłusem,
męczennik między nimi idący pieszo, musiał dotrzymywać im kroku. Gdy
upadał na siłach z bólu i zmęczenia, inni kozacy jadący za nim, toporami
i lancami naglili go do pośpiechu, przy czym zadali dwie głębokie rany w
lewe ramię od strony łopatki, prócz tego jedno cięcie w lewe ramię.

       W koronie uwitej ze świeżych dębowych gałęzi, boso, obnażony, cały
krwią oblany, zsiniały od uderzeń, z otwartymi ranami, wleczony przez
Kozaków między końmi, po czterokilometrowej drodze z Mogilna, odbywał
św. Andrzej swój wjazd do Janowa. W mieście odbywał się targ, zbiegło
się więc wielu przypatrywać się temu dziwnemu widowisku. Na razie nikt
nie wiedział co to za człowiek, jaka jego wina, że tak surowo został
ukarany, a kozacy coraz straszniejsze wypowiadali doń groźby. Z początku
Święty milczał na te wszystkie obelgi i tylko się modlił. Gdy jednak
innym kozakom dano znać, że przyprowadzono łacińskiego kapłana, zbliżył
się starszy z ich grona i zawołał do Męczennika: „Toś ty jest księdzem łacińskim?” Wówczas Sługa Boży stanowczo i z pewnym akcentem radości wypowiedział otwarcie: „Jestem
kapłanem katolickim, urodziłem się w tej wierze i chcę w tej wierze
umierać. Moja wiara jest prawdziwą i dobrą wiarą; jest tą, która
prowadzi do zbawienia nie mogę zaprzeć się mojej świętej wiary. Raczej
wy się nawróćcie i czyńcie pokutę, bo nie zbawicie się w waszych
błędach... Jeżeli wytrwale będziecie gardzić waszymi błędami
schizmatyckimi i przyjmiecie tę samą wiarę, którą ja wyznaję,
rozpoczniecie poznawać Boga i zbawicie swe dusze
”.

       Tak niespodziewana zachęta wywołała oburzenie starszego z kozaków.
Nagle wyciągnął z pochwy szablę i ciął nią w głowę męczennika. Byłby ją
niezawodnie na dwoje rozpłatał, gdyby św. Andrzej, mimowolnym ruchem,
nie zasłonił jej swą ręką i całym swym ciałem przechylając się na bok,
nie udaremnił śmiertelnego ciosu.

       Był jednak skutek tego uderzenia, a mianowicie rana na pierwszych
trzech palcach prawej ręki, którą podnosił do obrony głowy. Sługa Boży,
otrzymawszy to uderzenie, nie odezwał się ani jednym słowem. Wówczas
kozak ów ponowił cios, lecz trafił tylko w stopę lewej nogi, przecinając
żyłę i szczerbiąc kość. Wskutek tego uderzenia Święty upadł na ziemię.

       Prawdopodobnie już wtedy, po otrzymaniu ran opisanych, św. Andrzej
złożył wyznanie wiary św. tak, jak nam je przekazał ks. Jan Łukaszewicz:

Wierzę i wyznaję, mówił męczennik, że jest jeden Bóg prawdziwy,
tak, jak jeden jest prawdziwy Kościół, jedna prawdziwa wiara katolicka,
objawiona przez Chrystusa, ogłoszona przez apostołów, za nią tak, jak
Apostołowie i wielu Męczenników, – także ja chętnie cierpię i umieram.
Męczennik wypowiadał te słowa łagodnie, z dobrocią serca, o czym
świadkowie mówią z prawdziwym podziwem.

       Podczas, gdy św. Andrzej leżał na ziemi, jeden z kozaków końcem swej szabli wyłupał mu prawe oko i szydząc rzekł: „Spoglądasz na polskich (t. j. katolickich) Lachów!”.

       Stary rękopis, opisując to zdarzenie, mówi nam, że

Św. Andrzej zachował się wówczas tak spokojnie, cicho, jakby nie
on, lecz kto inny cierpiał. Żadnego oporu katom swym nie czynił, zdawało
się, że cierpi z radością, tak wielką cierpliwość w owej chwili okazał.

       Na publicznym placu w Janowie, w pobliżu głównej drogi prowadzącej do
Ohowa, stał mały drewniany budynek, Grzegorza Hobowejczyka, który
służył mieszkańcom na rzeźnię i jatkę. Tam miał się zakończyć ostatni
akt tragedii, rozpoczętej w Pieredile i Mogilnie.

       Po ostatnim odważnym wyznaniu wiary, o którym wyżej powiedzieliśmy,
rozgniewani fanatyczni kozacy, postanowili użyć chociażby
najstraszniejszych katuszy, aby św. Andrzeja zmusić do odstępstwa od
wiary katolickiej. Gdyby to uzyskali, chociażby jakim małym znakiem z
jego strony danym, że przystaje do wiary przez nich wyznawanej, jakiż
zdobyliby tryumf dla schizmy, jakie zawstydzenie dla katolików, że im
się udało na swoją stronę przeciągnąć kapłana katolickiego, i to tak
znakomitego misjonarza, znanego w całej okolicy! Najwygodniejszym
miejscem do odbycia tej ostatniej próby, wydawała im się właśnie owa
rzeźnia, gdzie zasłonięci przed palącymi promieniami słońca (była to już
bowiem druga połowa pogodnego miesiąca maja) i natłokiem ciekawej
gawiedzi, mogli oddawać się szatańskiej, kusicielskiej robocie.

       Zamiar swój w czyn wprowadzili. Nie zadając sobie trudu przenoszenie
św. Andrzeja na rękach, sam bowiem po zadanych ranach już nie mógł
chodzić, zawleczono go, zdaje się za lewą nogę, na miejsce nowych
katuszy. Przypuszczenie nasze potwierdzają późniejsze oględziny zwłok,
które wykazały zmianę położenia kości udowej w lewej nodze wszystkich
kości kręgosłupa.

       Św. Andrzeja rzucono na ławę czy stół rzeźniczy i rozpoczęto na żywym
ciele przygotowania do czynności, zwykle wykonywanych już na zabitych
zwierzętach. Kozaków-katów było czterech. Jakub Czetwertynka, wyżej
wymieniony, stał na straży ich koni. Chociaż bramę od tej rzeźni kozacy
zamknęli za sobą, dość jednak było w niej okien otworów i szpar, przez
które można było łatwo zobaczyć co się działo wewnątrz. Pan Bóg chcąc
zachować dla Swego sługi niezwykłą chwałę, tak złożył okoliczności, że
nie brakowało świadków jego wytrwałości. Wielu bowiem było takich,
zwłaszcza między młodzieżą, ciekawą wrażeń, którzy otoczyli rzeźnię i
jużto przez okna, jużto przez szpary znajdujące się w budynku, patrzyli
do wnętrza i podsłuchiwali słowa męczennika i jego oprawców Między
innymi naocznymi świadkami był Samuel Szalka, Rusin-Unita, który później
otrzymał święcenia kapłańskie i został proboszczem w Janowie. Ten
schował się ze swym sługą w sąsiedniej wieży cerkiewnej, z której mógł
wszystko widzieć i wiele słyszeć, co potem uroczyście pod przysięgą
zeznał.

       Również i my miejmy odwagę zbliżyć się myślą do tej okropnej sceny,
aby się zbudować nieustraszonym męstwem cierpiącego wyznawcy naszej
wiary świętej.

       Skoro tylko rozłożono i przywiązano na stole św. Andrzeja, kozacy
zaczęli naradzać się nad rodzajem mąk, które by mogły zwyciężyć
okazywaną dotąd stałość we wierze. Postanowiono naprzód użyć ognia. W
tym celu pozbierano porozrzucane tu i ówdzie trzaski i smolne patyki;
kozacy rozpalili je i przykładali do boków, przypiekając ciało a zarazem
wołając, aby porzucił wiarę Lachów, a przystąpił do ich wiary, a w
takim razie zaprzestaną go męczyć. Na to odpowiedział im łagodnie św.
Andrzej, że wiara katolicka rzymska jest niezbędnie potrzebna do
zbawienia i dodał: „dlatego raczej wy się nawróćcie, bo w tych waszych błędach nie zbawicie się; czyńcie pokutę”.

       Pobudziło to ich do większej zaciekłości. Widok jego tonsury poddał im myśl nowych męczarni. Rzekli więc do niego „Zaraz ci wytłumaczymy, co ty robisz w rzymskim kościele” i jeden kozak odezwał się do drugiego: „daj mi noża”, zrobił z drzewa drzazgi, chwycił go za rękę i przemówił tymi słowy: „Tymi rękoma mszę odprawiasz, my ci lepiej zrobimy” i wbili mu te drzazgi za paznokcie. Następnie wypowiadając słowa: „Ty rękoma swoimi odwracasz kartki ksiąg w kościele, my ci skórę odwrócimy”, i to mówiąc zdzierali mu skórę z rąk. – „Tak, jak się ubierasz w ornat, my cię lepiej ubierzemy”, i to powiedziawszy zdzierali na długość zeń skórę; a gdy tego dokonali, powiedzieli „masz małą tonsurę na głowie, my ci większą zrobimy”, i naciąwszy skórę na karku, zdzierali ją aż po oczy i znowu ją na powrót odwrócili.

       W złości swojej schizmatycy wynaleźli dla kapłana łacińskiego tortury
łączące świętokradztwo z barbarzyństwem. Te ręce, które otrzymały
namaszczenia olejem św. i tylu schizmatyków pojednały z Bogiem, pomimo,
że w części wierzchniej były już w Mogilnie odarte ze skóry, teraz
uległy nowej świętokradzkiej przemianie. Barbarzyńcy odcięli palec
wskazujący lewej ręki i pierwszą część obydwu pierwszych palców;
ściągnęli skórę z dłoni prawej ręki, lecz lewą jeszcze bardziej męczono,
bo wyrywano z niej mięśnie i zdzierano razem ze skórą.

       Następnie odwrócono ciało Świętego twarzą do spodu i znowu
przymocowano do rzeźnickiego stołu. Poczem zrobiono cięcia na skórze
około łopatki i zdzierano ją kawałkami z całych pleców i z części ramion
i zasypywano te nowe rany – jak zeznał jeden z świadków – plewą z
orkiszu.

       Czy rzeczywiście wszystko to robili kaci w tym celu, aby wykrawywać
na ciele męczennika podobieństwo krwawego ornatu – jak jeden ze świadków
zeznał – trudno osądzić myśli, kryjące się w duszach tych potwornych
oprawców. Zresztą jakikolwiek mieli zamiar, faktem jest, że dopuścili
się tych tortur, co i zeznania świadków i rany na martwym już ciele
później okazały, a ich intencja, chociażby była inną, nie zmniejszyła
boleści szlachetnego męczennika.

       Nie budziły one nie tylko w kozakach żadnego zawstydzenia, że celu
swego nie osiągnęli, jakby oszołomieni zapachem krwi widząc do jakiego
stanu doprowadzili męczennika, wydawali okrzyki radości. Każdy sposób
męczenia wywoływał nowy śmiech, nowe obelgi i drwiny. Wśród tych tortur
zdawało się, że św. Andrzej podnosił kilka razy ku niebu swe ręce,
odarte ze skóry i broczące krwią. Powiedział także kilka słów, które
utrwaliły się w pamięci świadków i zeznali je pod przysięgą w
informacyjnym procesie. „Moje drogie dzieci – odezwał się św. Andrzej do swych katów – co
wy robicie? Oby Pan Bóg był z wami i z waszej złości dał wam wejść w
samych siebie! Jezus! Maryja! bądźcie przy mnie! Oświećcie tych ciemnych
Waszym światłem!... Jezus! Maryja! Panie, w ręce Twoje oddaję duszę
moją!
”. Prócz tych słów wypowiadał akty wiary, nadziei i miłości, i
wyznawał, że chce żyć i umierać w jedności ze świętym Kościołem Bożym.

       Proboszcz z Janowa, wezwany do złożenia świadectwa, zeznał pod przysięgą:

Gdy tam przybyłem i zająłem dom proboszczowski przed 26 laty, nie
tylko ks. Szalka, kapłan z Janowa i ks. Tokarzewski, którzy już zmarli,
lecz wielu innych, którzy z ukrycia przypatrywali się jego męczeństwu,
opowiadali mi czasami, że podczas męczeństwa ciągle wołał do Boga,
wyznanie składał wiary św., wzdychał, oddając się Bogu, i inne rozmaite
afekty ku Bogu kierował i prawdziwie w wyznawaniu św. wiary ducha
wyzionął... Od wielu słyszałem i cała ludność, z tego co widziała i
słyszała o słudze Bożym, stale i wielokrotnie mi opowiadała, że przez
cały czas swego męczeństwa wzywał imion Jezusa i Maryi.

       Skoro jednak zdarzyła się sposobność, nawet teraz opanowywał św.
Andrzeja zapał misjonarski, bo nie tylko przemawiał do swych katów, lecz
i do innych świadków swych cierpień. Tak do jednego żyda, który z
podziwem i przerażeniem patrzył na te katusze (jak to zeznał w r. 1711),
odezwał się św. Andrzej: „Widzisz, że w sprawie mej wiary nic nie
czuję! Dlaczegóż nie poznajesz swoich błędów i nie przyjmujesz tej
prawdy, którą stwierdzam moim życiem?
”. Jeżeli możemy wierzyć słowom
tego świadka, mielibyśmy dowód, że nawet wśród mąk mężnie znoszonych
nie zaprzestał okazywać swej apostolskiej gorliwości o dusz zbawienie.

       Starzec Jakub Czetwertynka zapytany, co słyszał, z prostotą odpowiedział: „Słyszałem jego głos, gdy go męczyli kozacy w jednym domu w Janowie. On krzyczał: «Jezus! Maryja!»”.
Zresztą inni świadkowie zeznali, że nie słyszeli innego wołania
wychodzącego z jego ust, jak tylko modlitwy zwrócone do Pana Boga i do
Świętych o pomoc dla siebie i nawrócenie dla swoich katów. Dodali, że
jego modlitwy tym były żarliwsze, im okrutniejsze były męczarnie.

Ubrany w szkarłatny ornat ran – mówi stary rękopis – w którym każde
źdźbło plewy, którą go obsypano, błyszczało jak brylant, kapłan ten byt
gotów do złożenia ofiary. Podwajał gorące modlitwy za swych katów,
podczas gdy oni podwajali uderzenia i męki. Po odcięciu mu nosa i uszu,
odkroili mu wargi i zaczęli się naradzać, jak wyrwać mu język. Chodziło o
to, jak zniszczyć najskuteczniejsze narzędzie katolickiego apostoła,
organ, którym sługa Boży posługiwał się w głoszeniu prawdy i nawracaniu
tylu dusz do wiary prawdziwej. Po długich naradach postanowiono użyć
sposobu najokrutniejszego. Zadano mu szerokie cięcie w szyję i przez ten
otwór wyrwano mu z gardła cały język z jego nasadą.

       Prawdopodobnie już przedtem dokonano innej amputacji, która była
dowodem bezwstydu schizmatyckich katów. Co więcej, wbito w lewy bok, w
pobliżu serca, grube szydło rzeźnickie, które zrobiło okrągłą, głęboką
ranę. Sprawozdanie ekspertów starannie opisuje tę nową ranę.

       Barbarzyństwo kozaków, mimo tych znęcań się nad niewinną ofiarą,
jeszcze się nie nasyciło. Zawieszono męczennika za nogi, a gdy wskutek
skurczeń nerwowych ciało zaczęło się poruszać, szydzili zeń, mówiąc: „Patrzcie, jak Lach tańczy”.

       Powolne morderstwo trwało długo, skoro jedni świadkowie mówili, że
przeszło godzinę, a jeden ze świadków zeznawał, że trwało około dwu
godzin. W każdym razie barbarzyńcy zostali zwyciężeni niewzruszoną
stałością męczennika, bo ostatecznie porzucili swoją ofiarę i wyszli z
rzeźni.

       Kilka osób, zdjętych ciekawością, przyszło przypatrzeć się słudze
Bożemu, walczącemu jeszcze ze śmiercią. Między nimi był Jan Klimczyk.
Ten, gdy miał już lat 90, złożył zeznanie o stanie okropnym, w jakim
widział świętego męczennika. Nie można dokładniej opisać tego stanu, jak
grubymi słowami tego świadka: „Widziałem go, krew sączyła się z głowy, z jego rąk, z jego nóg, z całego ciała, jakby z wołu zabitego”.

        Antoni, pułkownik kozaków, wizytując Janów i trupy leżące tu i ówdzie
pomordowanych katolików, wszedł też do rzeźni. Zbadał ciało św.
Andrzeja, a widząc, że jeszcze daje oznaki życia, rozkazał go dobić.
Zadano mu wówczas dwa cięcia szablą w szyje, które położyły koniec jego
cierpieniom. Dusza Świętego Apostoła pińszczyzny pragnęła niezawodnie od
dawna zwinąć swój namiot ziemskiego pielgrzymowania i być z Jezusem.
Teraz spełniły się te pragnienia, bo odłączyła się od ciała i uleciała
ku niebu. Śmierć nastąpiła około godziny trzeciej popołudniu, dnia 16
maja 1657 r. w wigilię Wniebowstąpienia Pańskiego. W ten sposób dokonało
się męczeństwo, być może najokrutniejsze, jakie kiedykolwiek ponieśli
wyznawcy wiary, skoro św. Kongregacja Obrzędów nie wahała się
powiedzieć: „Tam crudele vix, aut ne vix quidem in hac Sacra Congregatione propositum fuit simile martyrium”.

Po męczeństwie św. Andrzeja

Naoczni świadkowie zeznali, że zaraz po tej męczeńskiej śmierci św.
Andrzeja okazała się na niebie jakaś dziwna światłość. Kozacy, być może
sądząc, że to łuna jakiegoś ognia, wzniEcônego przez nadchodzące wojsko
polskie, w popłochu opuścili Janów i jego okolice. Ciało męczennika,
które esauł kozacki kazał wyrzucić na pole, leżało tam czas krótki, bo
proboszcz janowski, Jan Zaleski zaraz po odejściu kozaków, przeniósł je z
uszanowaniem do kościoła miejscowego, gdzie przybrane w kapłańskie
szaty, spoczywało na katafalku całe dwa tygodnie, wystawione dla
uczczenia przez lud pobożny, który ze wszystkich stron zaczął nadciągać.
Pomimo tylu zadanych ran i letniej pory, święte zwłoki nie psuły się
wcale, lecz przeciwnie, woń przyjemna od nich się rozchodziła. Rany
wydawały się jakby świeże, całe ciało było giętkie, jakby żywe, Pan Bóg
tymi cudownymi znakami świadczył o świętości umęczonego kapłana.

       Z Pińska przybyli po drogocenne zwłoki dwaj kapłani Jezuici, którzy
też je przeprowadzili z Janowa do grobów zakonnych w Pińsku. Cały ten
pochód był jednym tryumfem świętego przy wejściu do miasta, ludność
witała z zapałem relikwie „Apostoła Pińska”. Umieszczono je pod
kościołem Towarzystwa Jezusowego wśród braci zakonnych.

        Przeszło 40 lat spoczywały święte relikwie w zapomnieniu w
podziemiach kościelnych. Dom XX. Jezuitów parę razy był spustoszony
przez ogień i wojnę. Nikt nie myślał o jakimś wyszczególnieniu św.
Andrzeja spomiędzy innych kapłanów, umęczonych za wiarę. Lecz samemu
Bogu spodobało się rozsławić wiernego sługę pomiędzy ludźmi.

        Roku 1702 w pińskim kolegium przełożonym był o. Marcin Godebski. Ten,
pewnego wieczora zafrasowany troską o podtrzymanie podupadłego
kolegium, położywszy się na spoczynek, w dalszym ciągu myślał, skądby
jakąś pomoc znaleźć. Wtem staje przed nim jakiś nieznajomy jezuita, i
zapytany, kto jest, odpowiada: „Ja jestem Andrzej Bobola, wasz brat,
umęczony przez kozaków za wiarę. Szukajcie mojego ciała i odłączcie je
od innych. Ja będę opiekunem waszego kolegium
”. Dwa dni bracia
zakonni napróżno szukali trumny św. Andrzeja, dopiero na trzecią noc
objawił się znowu sam Święty jednemu z braci i dokładnie opisał, w
którym miejscu jego ciało pod ziemią się znajduje. Według tej wskazówki
rzeczywiście znaleziono ciało. Zwłoki były doskonale zachowane, chociaż
ubranie na nich zbutwiało. Ubrano je na nowo i pochowano w widocznym
miejscu.

       Niejednokrotnie potem rewidowano ciało, aby zdać sprawę Ojcu Świętemu
w Rzymie. Tak na przykład r. 1730 badała relikwie cała komisja, złożona
z uczonych księży i zaprzysiężonych lekarzy. Okazało się, że ciało
męczennika było zachowane w całości, rozumie się oprócz części
poobcinanych podczas męczeństwa; że było ono miękkie i giętkie, prawie
jak u żywego człowieka; krew zakrzepła, ale się nie zepsuła. Uznano
zatem, że tylko cudem Bożym mogło się to ciało w takim stanie dochować
przez 70 z górą lat.

Beatyfikacja

Cała Polska rozpoczęła starania o to, aby Ojciec Święty ogłosił
męczennika błogosławionym. Pisali o to do Rzymu i królowie, i biskupi, i
wielcy panowie, i sami jezuici. Z tego powodu zjeżdżały na miejsce
kilka razy komisje i wzywały starych ludzi, którzy albo sami byli
świadkami męczeństwa św. Andrzeja, jak np. ów Jakub Czetwertynka, który
służył kozakom za przewodnika, albo też słyszeli opowiadania od
naocznych świadków. Wszyscy ci świadkowie pod przysięgą składali swoje
zeznania o wszystkim, co wiedzieli o świątobliwym życiu i śmierci
męczeńskiej św. Boboli. Spisywano też cuda, które przy jego ciele lub za
jego przyczyn się dokonywały.

       Badania i dyskusje trwały tak aż do decydującego posiedzenia
generalnego z udziałem samego papieża (26 XI 1754 r.). W wyniku obrad
wydał Benedykt XIV dekret orzekający, że „męczeństwo i przyczyny męczeństwa Wiel. Sługi Bożego Andrzeja Boboli, kapłana i profesa Towarzystwa Jezusowego, są udowodnione
(9 II 1755 r.). W lipcu 1757 r. na prywatnym posiedzeniu Kongregacji
Obrzędów zapadła jednak decyzja odłożenia sprawy cudów na 6 lat.
Niestety, po śmierci Benedykta XIV (3 V 1758 r.) nastały czasy Klemensa
XIII i Klemensa XIV, ciężkie dla Kościoła i Polski, a zwłaszcza
Towarzystwa Jezusowego (kasata w 1773 r.). Dopiero po przywróceniu
zakonu w r. 1820, na prośbę postulatora R. Brzozowskiego, występującego w
Rzymie z ramienia Towarzystwa Jezusowego, Leon XII polecił Kongregacja
Obrzędów wznowić proces beatyfikacyjny (dekret z 31 V 1826 r.). Pierwsze
prace badawcze, ponownie przerwane śmiercią Leona XII (1829 r.) i Piusa
VIII (30 XI 1830 r.), zostały uwieńczone uznaniem przez Grzegorza XVI
za fakt cudowny zachowanie ciała Andrzeja (25 I 1835 r.). Pius IX po
zapoznaniu się z całością sprawy i po ponownym zasięgnięciu opinii
Kongregacji w sprawie cudów wydał 5 V 1853 r. dekret stwierdzający trzy
uzdrowienia jako cudowne (nagłe i całkowite uleczenie z krwawej
dyzenterii trzyletniej Katarzyny Brzozowskiej w r. 1724; uzdrowienie
Marii Florkowskiej w r. 1730 z krwawej dyzenterii, połączonej z
rozkładem jelit i puchliną wodną; uzdrowienie syna Jana Chmielnickiego
ze szkorbutu i kołtuna). Na wniosek promotora wiary, A. Frattiniego,
ojciec święty Pius IX wyraził zgodę na przyznanie Andrzejowi tytułu
błogosławionego. Uroczysta beatyfikacja odbyła się dnia 30 X 1853 r.

       Imponujące uroczystości beatyfikacyjne wzmogły kult Męczennika
zarówno w Polsce, jak i na terenie Rzymu. W dużej mierze przyczyniły się
do tego liczne życiorysy wydane z okazji beatyfikacji i ponadto nad
wyraz okazałe przeniesienie ciała bł. Męczennika z Watykanu do kościoła
al Gesu w maju 1924 r.

       W Polsce, na terenie byłej Galicji, gdzie skupiali się jezuici, do
ożywienia kultu w nowszych czasach przyczyniły się przede wszystkim
uroczystości w r. 1907 związane z obchodami 250-lecia śmierci bł.
Andrzeja. Wydarzeniem dużej miary dla Krakowa stało się uroczyste
umieszczenie w r. 1920 w kościele Św. Barbary znacznej relikwii
przywiezionej z Połocka przez ks. J. Rostworowskiego SI. W tym samym
roku w Warszawie zarządzona (31 VII) przez A. kard. Kakowskiego nowenna
modłów zakończyła się dnia 8 sierpnia olbrzymią procesją z relikwiami
bł. Andrzeja Boboli i bł. Władysława z Gielniowa.

Kanonizacja św. Andrzeja Boboli

Równocześnie zaczęto myśleć o kanonizacji nowego Błogosławionego. Na
skutek jednak niesprzyjających warunków historycznych sprawa ta przez
blisko 70 lat nie mogła dojść do głosu. Dopiero po wielkich zmianach
wywołanych pierwszą wojną światową, a zwłaszcza od chwili, kiedy
Achilles Ratti, były nuncjusz w Polsce, został papieżem, nadzieje i
starania zaczęły stawać się realne. Pierwszym aktem był list biskupów
polskich z dnia 28 VII 1920 r. do Benedykta XV z gorącą prośbą o
kanonizację bł. Andrzeja Boboli. Wnet popłynęły do Stolicy Apostolskiej
petycje innych dostojników duchownych i świeckich. Intensywna akcja
rozszerzania kultu Błogosławionego z ośrodkiem w Krakowie przy
Wydawnictwie Księży Jezuitów zmierzała do tego, by przez ożywienie czci
błogosławionego Męczennika wyprosić dwa choćby cuda konieczne do
kanonizacji. W krótkim stosunkowo czasie prace i zabiegi wydały pożądane
owoce. W lipcu 1924 r. Pius XI podpisał dekret powołujący specjalną
komisję w Rzymie dla sprawy bł. Andrzeja. W wielkiej liczbie (ok. 2000)
nadzwyczajnych łask, przypisywanych pośrednictwu Błogosławionego,
znalazły się dwa szczególne uzdrowienia, które po bardzo wnikliwych
badaniach rzeczoznawców i po dyskusjach w Kongregacji Obrzędów zostały
uznane za cudowne i jako takie zatwierdzone przez papieża (25 IV 1937
r.). (Nagłe i całkowite uzdrowienie Idy Kopeckiej z głębokich oparzelin
spowodowanych promieniami Roentgena – 3 IX 1922 r. oraz uzdrowienie
zakonnicy Alojzy Dobrzańskiej w Rzymie z rakowatego owrzodzenia trzustki
– 30 XII 1933 r.). Na posiedzeniu generalnym (11 V 1937 r.) roztrząsano
w obecności papieża pytanie, czy w takich warunkach można już
przystąpić do kanonizacji. Odpowiedź była jednomyślna i twierdząca.
Podobnie, lecz w formie już uroczystej wypowiedział się ojciec św. w
kilka dni później (16 V). Następnego dnia zarządził papież tajne
posiedzenie konsystorza, na którym wszyscy kardynałowie, po zapoznaniu
się z przebiegiem sprawy, wypowiedzieli swe zdanie. Pozostało jeszcze
posiedzenie konsystorza ostatnie, półpubliczne, na którym mieli się
wypowiedzieć, oprócz kardynałów, wszyscy obecni w Rzymie patriarchowie,
arcybiskupi, biskupa i prałaci niezależni. W tym celu zostały im
przekazane akta sprawy kanonizacyjnej bł. Andrzeja. Papieski konsystorz
półpubliczny odbył się prawie w rok później, dnia 31 III 1938 r. Po
przemówieniu wstępnym i wysłuchaniu zgodnej opinii zgromadzonych
dostojników Pius XI wyznaczył uroczystość kanonizacyjną na dzień 17
kwietnia 1938 r., w święto Zmartwychwstania Pańskiego. Kanonizacja,
która odbyła się w oznaczonym dniu i według przepisanego ceremoniału,
niebywałą swą okazałością zadziwiła samych nawet rzymian. Równocześnie
ze św. Andrzejem Bobolą chwały świętych na ziemi dostąpili dwaj inni
błogosławieni: Jan Leonardi (Włoch) i Salwator da Horta (Hiszpan).

       Zakrojona na szeroką skalę akcja kultu w celu uproszenia za przyczyną
bł. Andrzeja cudów koniecznych do kanonizacji osiągnęła swój wynik
szczytowy w obchodach kanonizacyjnych (1938 r.), a w wyższym jeszcze
stopniu w czasie (niezwykle uroczystego przewiezienia ciała Świętego z
Rzymu do Polski. Wydane w związku z kanonizacją liczne życiorysy tak w
Polsce, jak i w szeregu innych krajów rozsławiły imię naszego Świętego
po całym świecie. Z okazji trzechsetnej rocznicy śmierci św. Andrzeja
przypomniał go znów światu Pius XII osobną encykliką, skierowaną do
biskupów całego Kościoła (16 V 1957 r.). Uroczyście uczczono tę rocznicę
w Warszawie przy ul. Rakowieckiej, gdzie w kaplicy księży jezuitów
spoczywa ciało Świętego, nowenną, w czasie której nabożeństwa, po
większej części, odprawiali księża biskupi różnych diecezji, a kazania
głosili przedstawiciele różnych zakonów.

       W chwili obecnej istnieje w Polsce kilkadziesiąt kościołów i kaplic
pod wezwaniem św. Andrzeja Boboli. Dość liczne były również w ostatnich
latach prośby, kierowane do prowincjała jezuitów w Warszawie o relikwie
św. Patrona.

Dzieje relikwii

Odnalezione, jak już wspomniano, w nadzwyczajnych okolicznościach w
Pińsku ciało św. Andrzeja dnia 19 IV 1702 r., oczyszczone z pyłu,
przebrane w nowe szaty i przełożone do nowej trumny, spoczęło z powrotem
w krypcie grobowej pod ołtarzem głównym kościoła Św. Stanisława na
podwyższeniu w środku krypty. Na usilne prośby księżnej Katarzyny
Wiśniowieckiej dnia 14 IX 1710 r. trumna została umieszczona w
przyległym do kościoła składzie jako miejscu bardziej odpowiednim.
Wkrótce potem jednak, w czasie pierwszego procesu informacyjnego, po
stwierdzeniu przez komisję całkowitego zachowania ciała oraz po zmianie
trumny, zniesiono relikwie do krypty pod zakrystią, sąsiadującej z
kryptą wspólną (1712 r.). Nowej rewizji ciała oraz zmiany szat dokonał w
r. 1719 bp Przebendowski z okazji nowego procesu. Bardzo dokładnemu
badaniu poddali ciało Świętego lekarze-rzeczoznawcy, uczestniczący w
komisji bpa Rupniewskiego (1730 r.). Szczegółowy opis raz jeszcze
stwierdza doskonałe zachowanie ciała. Przy tej okazji ponownie zmieniono
szaty. W celu ułatwienia dostępu licznie napływającym pielgrzymom
otwarto w r. 1731 dojście z dziedzińca do krypty Męczennika, a w roku
następnym wzniesiono nad nim dach. W okresie dalszych kilkudziesięciu
lat, poza wzrostem kultu, źródła nie notują żadnych zmian. Po kasacie
zakonu jezuitów w r. 1773 przez pierwsze dziesięciolecie na straży grobu
św. Andrzeja pozostawali jeszcze nieliczni eks-jezuici. Od r. 1784
opiekę nad relikwiami wraz z kościołem Św. Stanisława przejęło
duchowieństwo unickie. Korzystając z tej zmiany, unicki biskup piński J.
Horbacki zarządził przełożenie ciała Męczennika do nowej trumny. Ani
cześć Świętego, ani opieka nad jego ciałem nie uległy zmianie nawet
wówczas, kiedy po drugim rozbiorze Polski (1793 r.) Katarzyna II zniosła
unicką diecezję w Pińsku ti oddała kościół pojezuicki prawosławnym
bazylianom. Kiedy jednak pokazało się, że nawet ludność prawosławna
otwarcie oddaje cześć Słudze Bożemu, synod prawosławny polecił kryptę
zamknąć, a ciało potajemnie zakopać. Krypta została wprawdzie zamknięta,
ale ciało, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, pozostało nietknięte.
Jezuici, zachowani przez Katarzynę II na Białej Rusi, na wieść o
grożącym niebezpieczeństwie zdołali w grudniu 1807 r. uzyskać od cara
Aleksandra I zgodę na przewiezienie relikwii z Pińska do Połocka.
Generał zakonu, T. Brzozowski, wysłał w tym celu do Pińska ks. L.
Rzewuskiego, który, po stwierdzeniu przez świadków tożsamości ciała,
przewiózł je do Połocka dnia 29 I 1808 r. Następnego dnia biskup
sufragan C. Odyniec, gorliwy czciciel Męczennika, sprawdził przywiezione
dokumenty i dokonał kanonicznej rewizji ciała. Odtąd aż do r. 1830
święte szczątki pozostały bez zmian w krypcie jezuickiego kościoła pod
ołtarzem Matki Boskiej Studenckiej. Po wydaleniu jezuitów z Rosji w r.
1820 opiekę nad relikwiami objęli księża pijarzy (1822–1830 r.), a kiedy
i oni zostali usunięci z Połocka, ciało Męczennika przeniesiono (8 VI
1830 r.) do osobnej kaplicy dominikańskiego kościoła Św. Katarzyny.
Tutaj, na żądanie Kongregacji Obrzędów, dominikanie połoccy sporządzili i
wysłali do Rzymu dokument, stwierdzający, że ciało Męczennika w dalszym
ciągu zachowuje się w dobrym stanie (23 X 1851 r.). W kilka lat
później, dnia 26 VII 1857 r. arcybiskup mohylewski W. Żyliński odbył
nową inspekcję kanoniczną, przy czym od ciała Błogosławionego odjął, w
darze dla Piusa IX, część lewego ramienia. Dalszej rewizji kanonicznej,
już po wydaleniu dominikanów z Połocka (1864 r.) i po przejęciu ich
kościoła przez księży diecezjalnych, dokonał w r. 1895 bp sufragan
mohylewski, P. A. Symon. Również i on wyjął do podziału na drobniejsze
relikwie część kości kręgosłupa. Setną rocznicę przywiezienia ciała
Błogosławionego z Pińska, staraniem, dziekana ks. L. Baranowskiego,
obchodzono w Połocku bardzo uroczyście. Uzyskano przy tej okazji
pozwolenie od Stolicy Apostolskiej dla diecezji mohylewskiej na odpust
zupełny, mszę św. i pacierze kapłańskie w dniu 23 maja. Na skutek
nieobecności arcybiskupa Cieplaka, następnie pożaru kościoła w r. 1912 i
wreszcie wojny światowej projektowane wówczas na rok następny
przełożenie relikwii do nowej metalowej trumny nie doszło do skutku.
Tymczasem ciało Świętego zostało złożone na dębowym ołtarzu w nowo
urządzonej kaplicy (1913 r.). Uroczyste przełożenie nastąpiło dopiero
dnia 17 IX 1917 r. przy udziale abp. mohylewskiego, E. Roppa. Podczas
oglądu ciała wyjęto trzy żebra na relikwie. Jedno z nich otrzymał dla
kościoła Św. Barbary w Krakowie obecny na uroczystościach jako
kaznodzieja ks. Jan Rostworowski SI 2 XI 1923 r. relikwie bł. Andrzeja
spoczęły w kaplicy Św. Matyldy na Watykanie. Dnia 4 XII 1923 r. na
polecenie papieża zebrała się komisja celem ustalenia tożsamości ciała.
Wezwany został na ten dzień z Polski ks. Jan Rostworowski SI jako jedyny
świadek, „który to ciało w Połocku nie tylko widział, ale przed włożeniem do nowej trumny dokładnie watą oczyścił”.
Ks. Rostworowski opisał najpierw wygląd ciała, następnie trumna została
otwarta i ciało zbadane. Ponieważ wszystkie dane były zgodne, a ponadto
i część ramienia, przysłana w r. 1857 do Rzymu, pasowała jak
najdokładniej do części pozostałej, nie ulegało wątpliwości, że ciało
jest autentyczne. W kilka miesięcy później (18 V 1924 r.) Pius XI
przekazał je kościołowi jezuitów al Gesu, gdzie pozostały, otoczone
czcią rzymian, aż do r. 1938, w którym wróciły do Polski. W Polsce
święte szczątki chciał posiadać zarówno Pińsk, jak i Wilno. Lecz ojciec
św. Pius XI zadecydował, że mają spocząć w Warszawie, jako stolicy
kraju, przy domu pisarzy księży jezuitów, którego tenże papież był
fundatorem. Relikwie św. Andrzeja, umieszczone w srebrnym sarkofagu
artystycznie wykonanym przez firmę Gontarczyka, opuściły uroczyście Rzym
dnia 8 VI 1938 r. Następnie przez Jugosławię, Węgry, Czechosłowację,
witane wszędzie przez tłumy wiernych, przybyły do Polski (11 VI) i,
wędrując dalej przez Kraków, Katowice, Poznań, Łódź, zatrzymały się
ostatecznie w Warszawie. Powitanie, jakie w tych pamiętnych dniach
zgotowano Świętemu, przewyższyło chyba swą wielkością wszystkie inne
manifestacje religijne w dotychczasowych dziejach Kościoła w Polsce.

       W czasie oblężenia Warszawy we wrześniu 1939 r., kiedy pociski bijące
w dom i kaplicę przy ul. Rakowieckiej groziły całkowicie zniszczeniem,
ks. A. Chrobak SI zorganizował 25 IX przeniesienie relikwii św. Andrzeja
w bezpieczniejsze miejsce. Grupa złożona z 4 polskich lotników i ks.
Chrobaka wyniosła drogie relikwie i nie zważając na Niemców już obecnych
w najbliższym sąsiedztwie, nawołujących do zatrzymania się, zdołała
dotrzeć do ul. Puławskiej, skąd już konnym wozem odbyła dalszą drogę na
Stare Miasto. Ciało św. Andrzeja zostało złożone w jezuickim kościele
Matki Boskiej Łaskawej przy ul. Świętojańskiej. W czasie tragicznych
walk powstańczych na Starym Mieście odbył św. Andrzej nową wędrówkę.
Wyniesiony dnia 17 VIII 1944 r. na ramionach żołnierskich z płonącego
kościoła Matki Boskiej Łaskawej przybył do kościoła Św. Jacka.
Umieszczono go najpierw w kościele górnym, a następnie w podziemiach,
gdzie został później pogrzebany w ruinach zniszczonej przez Niemców
świątyni.

       Po wyparciu wojsk niemieckich ze stolicy wrócił św. Andrzej na
Mokotów. Dnia 7 II 1945 r. księża A. Kisiel SI i S. Matyjasik, kapelan
wojskowy, przy pomocy żołnierzy polskich 8 Dywizji Piechoty pod
dowództwem kpt. H. Holska, prokuratora wojskowego, odnaleźli relikwie
wraz z cudownym Chrystusem katedry warszawskiej i przenieśli je do
kościoła Matki Boskiej przy ul. Długiej 15, skąd w godzinach wieczornych
tego dnia został św. Andrzej przewieziony wojskowym wozem do domu
księży jezuitów przy ul. Rakowieckiej 61 i złożony tymczasowo w jednym z
pokoi na I piętrze. Przeniesienie do kaplicy publicznej nastąpiło po
koniecznych remontach w maju tr. Ponieważ w czasie działań wojennych
części szklane sarkofagu uległy uszkodzeniu, 25 III 1950 r., w obecności
S. kard. Wyszyńskiego, prymasa Polski, oczyszczone ciało św. Męczennika
przełożono do trumny dębowej, aby następnie po odnowieniu właściwego
sarkofagu i przebraniu ciała w nowe szaty złożyć je z powrotem do trumny
srebrnej. Przez cały ostatni okres (od 1945 r.) relikwie Świętego
spoczywały nad ołtarzem głównym kaplicy. Od 31 VII 1952 r. odbierają
należną sobie cześć pod mensą nowego marmurowego ołtarza, którego
konsekracji dokonał w wymienionym dniu ks. kardynał prymas. Ω

Na artykuł o św. Andrzeju Boboli złożyły się fragmenty broszurki ks. Teofila Bzowskiego SI Bł. Andrzej Bobola męczennik Towarzystwa Jezusowego, wyd. Chyrów 1927, oraz artykułu ks. Jana Rosiaka SI, zamieszczonego w Hagiografii polskiej pod redakcją o. Romualda Gustawa OFM, Księgarnia Św. Wojciecha, Poznań.

Za: Zawsze wierni nr 2/2001 (39)

avatar użytkownika intix

3. Modlitwa



Boże, który świętego Andrzeja,
udręczonego różnymi torturami za wyznawanie prawdziwej wiary,
uwieńczyłeś chwalebnym męczeństwem, spraw, prosimy, 
abyśmy trwając w tej samej wierze gotowi byli raczej znieść wszystkie przeciwności 
niż ponieść szkodę na duszy.

Składamy Ci, Panie, nasze prośby,
usilnie błagając, abyś dzięki zasługom świętego Andrzeja, męczennika, 
utwierdził nas w wyznawaniu prawdziwej wiary
i udzielił swojemu Kościołowi darów jedności i pokoju.

Oddając cześć świętemu Andrzejowi, męczennikowi, błagamy Cię, Panie,
aby za wstawiennictwem świętego Andrzeja, męczennika, 
owce, które zginęły, powróciły do prawdziwego Pasterza 
i karmiły się zbawiennym pokarmem. Przez Chrystusa, Pana naszego.
Amen.

Święty Andrzeju, niezachwiany w wierze mimo gróźb i tortur, módl się za nami!
Amen.

avatar użytkownika Maryla

5. W Polsce obchodzimy dziś

W Polsce obchodzimy dziś święto męczennika św. Andrzeja Boboli SJ

W Polsce obchodzone jest dziś święto jednego z patronów kraju -
męczennika św. Andrzeja Boboli SJ. Będąc patronem jedności w trudnych
czasach, może być dziś naszym skutecznym orędownikiem - powiedział o.
Waldemar Borzyszkowski, jezuita, kustosz narodowego sanktuarium św.
Andrzeja Boboli w Warszawie.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika intix

6. Kazanie w przeddzień święta Św. Andrzeja Boboli, 15.05.2022 r.


Kazanie w przeddzień święta Św. Andrzeja Boboli, 15.05.2022 r.

Msza Święta w rycie rzymskim.
Ks. Jacek Bałemba SDB.


.