Święty Grzegorz Wielki, Papież i Doktor Kościoła

avatar użytkownika intix

         

 

      

 

       Dnia 12. marca
       Święty Grzegórz I. Wielki, papież i doktor Kościoła.
(540-604.)

       Święty Grzegórz zwany Wielkim, urodził się w Rzymie w roku 540. Pochodził z bardzo dostojnej rodziny. Ojciec jego Gordyan piastował wysoki urząd w państwie; był senatorem. Matka jego Sylwia policzoną jest w poczet świętych. Po urodzeniu Grzegorza ofiarowali rodzice go już jako dziecko na służbę Panu Bogu, sami zaś żyli odtąd w świętej wstrzemięźliwości małżeńskiej jako brat i siostra.
  
       Obdarzony niezwykłemi zdolnościami i przymiotami rozumu i serca, syn senatorski robił wielkie postępy w naukach świeckich. A z nauką łączył już od młodych lat głęboką pobożność. Lubo nawet odczuwał w sobie pociąg do stanu duchownego, jednak na życzenie ojca poświęcił się służbie państwowej. Stosunkowo w młodym wieku, bo ledwo skończył lat 34. zamianował go cesarz Justyn II. pretorem rzymskim. Wyniesiony do takiej godności, nie szukał rozrywek w zabawach światowych. Miał zawsze skłonność do samotności, bo w niej najlepiej mógł rozmawiać z Bogiem, którego serdecznie kochał.
   
       Po śmierci ojca zużył cały swój wielki majątek na cele dobroczynne. W samej Sycylii zbudował i ufundował sześć klasztorów, w których osadził ojców Benedyktynów. Własny dom w Rzymie zamienił na klasztor pod wezwaniem św. Andrzeja. Sam zaś złożył złociste i jedwabne szaty pretora i zamienił je na skromny habit zakonnika. Było to w roku 575. Dziwnie Pan Bóg działa na serca i usposobienie ludzkie. Ten, który rozkazywał całemu miastu, słuchał teraz jako braciszek zakonny ubogiego mnicha, którego sam uczynił przełożonym klasztoru w dawniejszym domu swym.
  
       Życie Grzegorza było bardzo twarde. Wstrzemięźliwy w pokarmach, umartwiał ostremi postami swe ciało. Mimo bardzo słabego zdrowia i choroby żołądkowej żywił się prawie wyłącznie surowemi jarzynami; podawała mu je matka Sylwia, która w tym samym klasztorze wespół z swym synem wiodła życie pokutnicze. Czas wolny poświęcał pobożny zakonnik rozmyślaniu i modlitwie.
  
       Nauka i pobożność wyniosły Grzegorza wnet do godności opata. Z tego czasu życia klasztornego opowiadają pobożne legendy wiele cudownych zdarzeń o św.Grzegorzu. Kiedy pisał pobożną książkę, ukazał mu się Anioł w postaci biedaka, pozbawionego wskutek powodzi całego mienia; prosił o wsparcie. Święty dał mu sześć złotych. Wkrótce żebrak przyszedł drugi i trzeci raz i znowu dostał tę samą sumę. Kiedy przyszedł czwarty raz, a Grzegórz już nie miał ani grosza, dał mu srebrną misę, na której jadał. Od tego czasu wsławił go Pan Bóg różnymi cudami, które go uczyniły podziwem wszystkich.
  
       Był w klasztorze brat, imieniem Justus, który zachorzał ciężko. W chorobie swej zdradził się przed swym rodzonym bratem, iż miał schowane trzy złote. Dowiedział się o tem Grzegórz. Ponieważ reguła zakonna zobowiązywała do zupełnego ubóstwa, zmartwił się pobożny opat tym grzechem chciwego braciszka i zakazał braciom odwiedzać go w chorobie. Gdyby umarł, nie nawróciwszy się, miał być na przestrogę dla innych razem z pieniędzmi pochowany. Podpadło choremu, że nikt go nie odwiedza; od brata swego dowiedział się powodu. To go tak wzruszyło, iż grzech swój wyznał i pojednany z Bogiem umarł. Obawiając się o jego duszę Grzegórz, kazał za niego trzydzieści Mszy świętych przez trzydzieści dni z rzędu odprawiać. Kiedy odprawiono ostatnią Mszę św., ukazał się Justus oświadczając, iż jest zbawiony. Odtąd wszedł w zwyczaj podobny sposób odprawiania Mszy św.. Mszom takim przypisują pewne znaczenie, ale niesłusznie twierdzą, że po odprawieniu trzydziestu Mszy bez przerwy dusza na pewno wychodzi z czyśca. Msze takie nazywają się Msze Gregoryańskie dlatego, że pierwszy św. Grzegórz w ten sposób kazał je odprawiać.
  
       Razu pewnego idąc przez rynek spostrzegł Grzegórz kilku przedziwnej piękności chłopców, których pewien kupiec sprzedawał jako niewolników. Grzegórz zapytał się, skądby pochodzili. Dowiedziawszy się, że pochodzą z Brytanii, pytał się, czy lud tamtejszy jest chrześcijański. Skoro usłyszał, że Brytańczycy są jeszcze poganami, żal mu się zrobiło, że szatan panuje nad tak pięknymi ludźmi i udał się natychmiast do ówczesnego papieża Benedykta I., prosząc go, by wysłał misyonarzy do Brytanii i Anglii. Sam się jako pierwszy na tę pracę ofiarował. To też ucieszył się bardzo, gdy papież przyjął jego prośbę i wysłał go do owych krajów, by tam głosił słowo Boże. Już zabrał się był do podróży i opuścił Rzym. Rzymianie na wieść, że Grzegórz ich opuszcza, zaniepokoili się i nalegali nawet groźbami na papieża, by opata odwołał. Następca Piotra św. uczynił zadość życzeniom mieszkańców wiecznego miasta, odwołał Grzegorza i przekazał mu czynności jednego z siedmiu dyakonów rzymskich; z ich grona powstało potem grono kardynałów.
  
       W parę lat później Longobardowie zagrozili łupiestwem i niewolą mieszkańcom Rzymu. W tem niebezpieczeństwie posłał ówczesny papież Palagiusz II. Grzegorza w poselstwie do cesarza w Konstantynopolu o pomoc. Tam nawrócił Grzegórz patryarchę Eutychyusza, który głosił błędne nauki o zmartwychwstaniu ciał.
  
       Krótko po powrocie Grzegorza do Rzymu wybuchła zaraza, która pochłonęła tysiące ofiar. Umarł także i papież Pelagiusz. Duchowni i świeccy jednogłośnie wybrali Grzegorza następcą. Nie chciał ani słuchać o swym wyniesieniu na głowę całego Kościoła, przeciwnie udał się z prośbą do cesarza Maurycego, błagając go, by się nie zgodził na jego wybór. Wręcz przeciwny osięgnął przecież skutek; wtedy postanowił ucieczką uwolnić się od zaszczytów i obowiązków. W podartej szacie zakonnej udał się na odludne miejsce i zamieszkał w ciemnej pieczarze. Lecz Pan Bóg cudownie wskazał miejsce ukrycia; oto słup ognisty wznosił się nad jaskinią; po tym znaku odnaleźli ci Grzegorza, którzy go szukali, i przywiedli go do Rzymu. Przynaglony objął rządy Kościoła roku 590.
  
       Ciężkie i smutne to były czasy dla Kościoła. Longobardowie zagrażali Rzymowi, w mieście buntowali się żołnierze, zaraza zabierała dziennie setki ludzi. W tej ogólnej biedzie udał się Grzegórz I. do Matki Boskiej z prośbą o pomoc. Nakazał trzydniową procesyą do kościoła Matki Boskiej Większej, sam szedł w szacie pokutniczej na czele, niosąc obraz Bogarodzicy, malowany podobno przez św. Łukasza ewangelistę. Trzeciego dnia ukazał się nad grobem cesarza Hadryana anioł Boży, chowając miecz do pochwy. Zaraza ustała.
  
       Wobec zewnętrznego niebezpieczeństwa, jakie sprowadzali Longobardowie w całych Włoszech, grożąc papiestwu uciskiem, Grzegórz był prawie bezsilnym; i cesarz nie miał dość siły, by stłumić ich zapędy. W Konstantynopolu był patryarchą ambitny Jan, który rościł sobie prawo do biskupstwa powszechnego; dla swego celu gotów był wywołać wielką schyzmę na wschodzie. W Afryce szerzyła się sekta Donatystów, w Hiszpanii łupili kościoły Aryanie, we Francyi toczyła się walka przeciwko świętokupstwu. Na dalekim wschodzie kłębiły się czarne chmury najazdu Mahometan, którzy zaprzysięgli zgubę chrześcijaństwu. Przeciwko tym grożącym niebezpieczeństwom nie miał Grzegórz żadnej broni; zwalczył je rozumem, energią swego ducha i miłością swego serca pasterskiego. Czternaście lat później, przy jego śmierci panowała wszędzie zgoda; spokój Kościoła tak na zewnątrz jak i na wewnątrz był więcej zapewniony jak kiedykolwiek.
  
       Swą nadzwyczajną bystrością umysłu i doświadczeniem umiał określić i ustalić właściwy stosunek papiestwa do cesarza, a opierając się na ludach zachodnich zdołał zgnieść przewagę swych nieprzyjaciół. Biskupów napominał i karał. Największą troskę okazywał misyom. Skoro tylko załatwił się z najważniejszemi sprawami, posłał natychmiast (w roku 596) czterdziestu Benedyktynów do Anglii. Niewymowną radością było dla niego, gdy się dowiedział, że już w następnym roku ochrzcili ci misyonarze 10000 pogan.
  
       Ale ten sam Grzegórz, który był postrachem dla nieprzyjaciół Kościoła, był prawdziwym ojcem dla dusz pieczy swej powierzonych. Z troskliwością matki łagodził nędze i biedy serc ludzkich. Dla biednych budował szpitale, dla chorych przytułki, stawiał szkoły dla opuszczonych dzieci, wszędzie bronił biednych przed wyzyskiem i niesprawiedliwością możnych.
  
       Słusznie też ubodzy zwali go ojcem. Codzień dwunastu biednych jadało przy jego stole. Razu jednego znalazł się nieproszony trzynasty. Był to aniół Boży, podobno ten sam, który kiedyś, gdy Grzegórz był jeszcze opatem, prosił o owe sześć złotych. Inny znowu nieznany przybysz zniknął, gdy papież chciał według swego zwyczaju myć nogi jego. Był to Pan Jezus, który następnej nocy mu się objawił.
  
       Nieśmiertelne zostaną na zawsze zasługi Grzegorza około ceremonii kościelnych i około śpiewu kościelnego. Nazwa "śpiew gregoryański" jeszcze dzisiaj przypomina nam wielkie zasługi, jakie papież ów na tym położył polu. W Rzymie założył szkołę muzyki kościelnej. Setki lat pokazywano mały pokoik, w którym Grzegórz sam uczył chłopców pieni kościelnych.
  
       Sam głosił słowo Boże. Homilie jego, w których przemawiał miłością matki do dzieci, tchną prostotą i jasnością, a dziś jeszcze są wzorem prawdziwego kaznodziejstwa. Mimo tych tysiącznych zajęć znalazł przecież Grzegórz tyle czasu, by napisać dzieła, które zdobyły mu miejsce obok tak wielkich doktorów Kościoła jak Augustyn, Ambroży i Hieronim.
  
       Najwięcej podziwienia godną była jego głęboka pokora. Tych, którzy mu zwracali uwagę na błędy, uważał za swych najszczerszych przyjaciół. Sam nie zwał się inaczej jak "sługą sług Chrystusowych". Ten tytuł zachowali odtąd papieże.
  
       Rządy swe papieskie, które mu zjednały tytuł "Wielkiego", prowadził Grzegórz prawie zawsze w ciężkiej niemocy. Cały czas bowiem swego panowania był chory. Ostatnie pięć lat leżał bez przerwy na łożu boleści. A jednak nie ustawał w pracy i nie upadał na duchu.
  
       Umarł dnia 12. marca w roku 604, w 64. roku życia.
  
       Dyakon Piotr, nieodstępny przyjaciel jego, powiadał że często, gdy Grzegórz pisał lub dyktował listy dotyczące rzeczy wiary lub obyczajów, spływał nań Duch św. w postaci gołębicy. Stąd też przedstawiają Grzegorza I. z gołębicą unoszącą się nad jego głową.

       Nauka

       Kiedy wybór na najwyższy urząd i najwyższą godność w Kościele padł na świętego Grzegorza, starał się wszelkiemi siłami, nawet ucieczką, o to, by się przed nim uchylić. Żal mu bowiem było opuszczać szczęście życia zakonnego. Do jednego z swych przyjaciół tak pisał: "Straciłem słodki spokój, zewnętrznie postąpiłem, wewnętrznie zaś upadłem". Warto się zastanowić nad tym szczęściem życia zakonnego. Święty Augustyn chwaląc je tak mówi: "Człowiek w zakonie dlatego jest szczęśliwy, bo leży to w naturze serca ludzkiego, że im mniej ma potrzeb, tem jest szczęśliwszy". Brak więc trosk i starań o potrzeby życiowe, jest jednym z głównych powodów szczęścia zakonnego. Prostota w życiu, w pokarmie i ubiorze, zewnętrzny ustrój wspólnego życia klasztornego, gdzie jeden za wszystkich się stara i za wszystkich myśli, czyni życie zakonnika podobnem do życia dziecka, o które ojciec i matka mają pieczę i staranie; nadaje życiu zakonnemu cichość i błogość życia rodzinnego. Drugim powodem tego szczęścia, to stosunek zakonnika do Boga. Oderwanie zupełne od świata, poświęcenie się Bogu w zupełnem ubóstwie, w zupełnej czystości i posłuszeństwie zbliża go do Boga, nadaje zakonnikowi cechę najserdeczniejszego stosunku do Stwórcy i wytwarza między nim a Bogiem węzły zupełnej zależności, ufności i miłości. Stąd mówi św. Bernard: "Zakonnik miłuje tylko najwyższe dobro, a miłuje jedynie dlatego, by miłować, i by być miłowanym; w tej miłości znajduje wszystko, czego pragnie i czego sobie życzy, nie boi się niczego, bo miłość jest wszystkiem; bo wie, że jej nie utraci, jeżeli jej sam nie będzie chciał utracić".

     
"ŻYWOTY ŚWIĘTYCH PAŃSKICH" - Poznań, dnia 10 lutego 1908.
Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J.
oraz innych opracowań i źródeł na wszystkie dni całego roku ułożył
Ks. Władysław Hozakowski

       * * *

 

      

 

      
       Żywot świętego Grzegorza Wielkiego, papieża
       (Żył około roku Pańskiego 604)

       Święty Grzegorz, rodem Rzymianin, potomek starożytnego patrycjuszowskiego domu Anicjuszów, miał przodków wielce zacnych i bogobojnych, których cnymi postępkami i naśladowaniem uczcił. Już w młodych latach był wielce stateczny, garnął się do starych i nabożnych ludzi, i pilnie uczył się tego, czego nie umiał.

 

      
                 Święty Grzegorz Wielki

       Po śmierci ojca złożył wszystkie świeckie zajęcia i z majątku swego zbudował i uposażył sześć klasztorów w Sycylii, a na siódmy obrócił swój pałac w Rzymie. Ostatek majętności rozdawszy ubogim, oblókł się w suknie zakonne i rozpoczął doskonały żywot klasztorny. Chociaż zawsze był słabego zdrowia, nigdy nie odpoczywał, gdyż albo się modlił, albo pisał. Dla wielkiego miłosierdzia i cnót doskonałych Bóg wnet wsławił go cudami. Jeden z zakonników w tymże klasztorze, imieniem Justus, bardzo zręczny lekarz, zachorowawszy ciężko wyznał bratu swemu rodzonemu, że miał tajemnie schowane trzy dukaty, co było przeciw ustawie zakonnej. Gdy się o tym dowiedział św. Grzegorz, zakazał wszystkim chodzić do niego i pocieszać go, a jeśliby umarł, polecił ciało jego wyrzucić na gnój i razem z nim owe pieniądze zakopać, a braciom wołać: "Pieniądze twoje niech ci zostaną na zgubę twoją". Dowiedziawszy się o tym chory ciężko żałował i potem w dobrej pokucie skonał, po czym pochowano go według rozkazu świętego Grzegorza. Grzegorz, użaliwszy się potem jego duszy, przywołał jednego z zakonników i kazał mu odprawić za nią 30 Mszy przez 30 dni po sobie następujących. Trzydziestego dnia ukazał się ów zmarły bratu i powiedział mu, że dzięki tym Mszom został wybawiony z Czyśca i przypuszczony do wiecznej szczęśliwości. Odtąd też wziął początek zwyczaj tak zwanych Mszy Gregoriańskich.

       Idąc pewnego razu przez rynek, zobaczył święty Grzegorz wystawionych na sprzedaż pięknych młodzieńców. Dowiedziawszy się, że pochodzą z Anglii, wówczas jeszcze pogańskiej, rzekł ze łzami: "Ach, mają anielskie twarze i godni są być policzonymi pomiędzy Aniołów w Niebie". Niezwłocznie poszedł do Benedykta I, papieża, prosząc, aby go z kilku misjonarzami posłał do Anglii, po czym sam zajął się przygotowaniami do tej podróży. Gdy wyjechał z Rzymu, poczęli się skarżyć Rzymianie na Ojca świętego i zastąpiwszy mu pewnego dnia drogę, wołali: "Piotraś świętego obraził, Rzymeś uraził, gdyś Grzegorza z niego wypuścił". Papież tedy odwołał z drogi Grzegorza i uczynił go diakonem przy swym boku. Był potem Grzegorz posłem od papieża do Carogrodu, do cesarza Tyberiusza, o pomoc przeciw Longobardom. W Carogrodzie nawróci! patriarchę Eutychiusza, który błędnie nauczał o ciał zmartwychwstaniu i skłonił go do tego, by własną ręką spalił swoją książkę, zawierającą błędną naukę.

       Gdy po śmierci papieża Pelagiusza, dotkniętego morowym powietrzem, wszyscy duchowni i świeccy zgodnym głosem obrali świętego Grzegorza na papiestwo, on usilnie wzbraniał się tego urzędu. Uciekł nawet z miasta i kazał się w zakonnym odzieniu zawieść tajemnie na pustynię, gdzie się krył po jaskiniach, wyjawił go jednak słup ognisty spuszczony z Nieba na to miejsce, gdzie się ukrywał.

       Na wstępie i początku papiestwa swego napomniał lud, aby dla oddalenia morowej zarazy z ufnością udał się pod opiekę Maryi, i zarządził trzydniową procesję do Kościoła Maria Magiore czyli Najświętszej Panny Większej. Podczas tej procesji, w której brał udział sam Grzegorz w odzieniu pokutniczym, zaraza była tak wielka, że na godzinę około 80 osób trupem padało. Trzeciego dnia wreszcie, gdy procesja przechodziła koło grobowca cesarza Hadriana, dał się słyszeć w powietrzu śpiew:

       "Królowa Niebieska, wesel się! (Alleluja).
       Albowiem, któregoś zasłużyła nosić, (Alleluja).
       Już zmartwychwstał, jako powiedział, (Alleluja)",

       a papież, kapłani i lud odpowiedzieli:

       "Módl się za nami do Boga, Alleluja!"

       Równocześnie zjawił się na grobowcu promienisty Anioł, chowający miecz do pochwy. Od tej chwili zaraza ustała, a grobowiec otrzymał nazwę zamku Świętego Anioła. Na pamiątkę tego zdarzenia po dziś dzień odprawia się w uroczystość św. Marka i dni następne uroczysta procesja. (Zobacz 25 kwietnia).

       Położenie Kościoła było w owych czasach smutne. Ariańscy Longobardowie pustoszyli Włochy i zagrażali papiestwu, a cesarz w Konstantynopolu nie mógł temu zaradzić. Równocześnie rościł sobie patriarcha carogrodzki takie samo prawo do tytułu biskupa Kościoła powszechnego jak papież rzymski; w Afryce szerzyła się herezja donatystów, w Hiszpanii arianie, we Francji istniało świętokupstwo, a od Wschodu groziła nauka Mahometa, której zwolennicy byli zawziętymi nieprzyjaciółmi chrześcijan.

       Grzegorz, chociaż nie miał do walki z tylu nieprzyjaciółmi innej broni jak roztropność ducha, stałość charakteru i miłość swego kapłańskiego serca, jednakże prawie cudowne osiągnął korzyści. Z bystrością męża stanu uregulował stosunki między papieżem a cesarzem, a uczyniwszy narody zachodnie zależnymi od Stolicy Apostolskiej, ugruntował jej wielkość; z roztropnością przywiódł heretyków w Afryce, w Hiszpanii i Włoszech na łono Kościoła Świętego i doczekał się, że mógł zbierać plony ziarna ewangelicznego w Anglii, które tam zasiał przez czternastu współbraci zakonnych. Jak z silną wolą ojca starał się o dobro Kościoła na zewnątrz, tak z troskliwością czułej matki krzątał się około czystości i piękności Kościoła na wewnątrz. Z niepodobną do wiary szczodrobliwością i miłością łagodził nędzę ubogich, wspomagał chorych, wykupywał jeńców, zakładał domy dla sierot i szkoły dla ubogich, których dotąd jeszcze nie znano, i bronił odważnie ludu przed uciskiem urzędników. Pewnego razu własny jego zarządca użył fałszywej miary do mierzenia zboża, które ludność do spichlerza papieskiego oddawać była zobowiązana. Dozorca doniósł o tym papieżowi, nadmieniając, że fałszywą miarę potłukł. Na to rzekł papież: "Cieszy mnie, żeś fałszywą miarę potłukł, lecz z drugiej strony boleję, że ta niesprawiedliwość za późno została wykryta. Chcę, abyś wartość niesprawiedliwie odebranego zboża dokładnie obliczył i oddał poszkodowanym. Czyń tak, abyś na Sądzie Ostatecznym mógł się przede mną wykazać owocem niniejszego polecenia".

        Wiekopomne zasługi położył też Grzegorz około kościelnej służby Bożej i ceremonii. Jeszcze do dziś używany jest w kościołach tak zwany "śpiew gregoriański". Św. Grzegorz zebrał starożytne melodie kościelne, zastosował je do reguł harmonii i zaprowadził w kościołach, przez co podniósł uroczystość nabożeństwa.

       Jako dobry pasterz sam z ambony głosił Słowo Boże, a jego kazania, aż do naszych czasów zachowane, odznaczają się jasnością i ewangelicznym namaszczeniem. Pisywał również wiele listów, z których można się przekonać, że nie było kącika na ziemi, na który by jego oko nie było dało baczenia. Przy tym znajdował jeszcze czas na pisanie uczonych książek, które mu przyniosły zaszczytny przydomek Nauczyciela Kościoła. Księgi te były napisane z natchnienia Ducha Świętego, którego diakon Piotr widywał podpowiadającego Grzegorzowi. Stąd też na obrazach przedstawiają często tego Świętego z gołębiem przy uchu. Umarł dnia 12 marca roku Pańskiego 604.

       Nauka moralna

       Sława i wielkość świętego Grzegorza dawno byłyby przebrzmiały, gdyby ten Święty wielkich czynów swoich nie był okrasił prawdziwą a głęboką pokorą, gdyby do wysokiej mądrości i nauki swojej nie był dołączył życia zupełnie odpowiadającego zasadom świętej Wiary i doskonałości chrześcijańskiej, którą głosił słowem i pismem. On to nadał sobie przydomek "sługa sług Bożych", którego tytułu do dziś wszyscy papież używają. Jak budujące były jego słowa, niech posłuży tych kilka wyjątków:

       "Często się zdarza, że złemu człowiekowi dobrze się wiedzie, a dobremu źle. Dlaczego? Ponieważ odwieczna sprawiedliwość dla dobrego prawdziwie dobre, a dla złego prawdziwie złe zachowuje. - Napróżno spodziewasz się Miłosierdzia Bożego, jeśli nie obawiasz się Jego Sprawiedliwości, i na próżno obawiasz się Jego Sprawiedliwości, jeśli Miłosierdziu Jego nie ufasz! - Do samej śmierci powinieneś być niespokojnym o swe grzechy. Powinieneś drżeć i we łzach je opłakiwać. Paweł święty był do trzeciego Nieba zachwycony, a jednakże lękał się z obawy odrzucenia. - Niektórzy fukają wpierw na ubogich, zanim im dadzą jałmużnę. Tacy ludzie zdają się przez fukanie brać już zapłatę swoją.

       Modlitwa

       Boże, któryś w nagrodę udzielił duszy sługi Twojego Grzegorza wiekuistej szczęśliwości; spraw miłościwie, abyśmy brzemieniem grzechów naszych obciążeni, za jego do Ciebie pośrednictwem doznali ulgi i pociechy. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.


św. Grzegorz Wielki, papież
urodzony dla nieba 12.03.604 roku,
wspomnienie 12 marca

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937r.

       * * *

 

      
      
       Św. Grzegorz Wielki

 

       * * *


      

(...)
Święty Grzegorz zmarł 12 marca 604 r. Obchód ku jego czci przypada obecnie 3 września, w rocznicę konsekracji biskupiej. Jego ciało złożono obok św. Leona I Wielkiego, św. Gelazjusza i innych w pobliżu zakrystii Bazyliki św. Piotra. Pół wieku później przeniesiono je do samej bazyliki wśród ogromnej radości ludu rzymskiego. Średniowiecze przyznało Grzegorzowi przydomek Wielki. Historia nazwała go "apostołem ludów barbarzyńskich". Należy do czterech wielkich Doktorów Kościoła Zachodniego.

Jest patronem m.in. uczniów, studentów, nauczycieli, chórów szkolnych, piosenkarzy i muzyków.

W ikonografii św. Grzegorz Wielki przedstawiany jest jako mężczyzna w starszym wieku, w papieskim stroju liturgicznym, w tiarze, czasami podczas pisania dzieła. Nad księgą lub nad jego głową unosi się Duch Święty w postaci gołębicy, inspirując Świętego. Jego atrybutami są: anioł, trzy krwawiące hostie, krzyż pontyfikalny, model kościoła, otwarta księga, parasol - jako oznaka papiestwa, zwinięty zwój. Na Wschodzie św. Grzegorz Wielki czczony jest jako Grzegorz Dialogos.

 

 

.

1 komentarz

avatar użytkownika intix

1. HOMILIA O SŁUCHANIU SŁOWA BOŻEGO

HOMILIA
ŚWIĘTEGO GRZEGORZA PAPIEŻA
OJCA I DOKTORA KOŚCIOŁA
(540 – 604)
O SŁUCHANIU SŁOWA BOŻEGO
––––––––
"Nasieniem jest słowo Boże".
Ew. u św. Łuk., r. 8.


To cośmy słyszeli przed chwilą z Ewangelii, bracia najmilsi, nie tyle wykładu, ile dobrego w pamięć wrażenia potrzebuje. Sam Pan nasz, Prawda Najwyższa, wszystko nam po szczególe wyłożył, i tym samym od wykładu nas zwolnił. Radzi temu bardzo jesteśmy, że nam tak dopomógł i powagą swoją wykład niewzruszonym uczynił. Bo gdybyśmy my wam mówili, że nasieniem jest słowo, rolą świat, ptakami złe duchy, cierniami bogactwa, to może by się wam to nie zdawało i pewne powątpiewania w umysłach waszych zrodziło. Ale skoro sam Pan nas zapewnił, że tak jest, że tak rozumieć należy przypowieść Jego, to nam nic innego nie pozostaje, jak tylko przyjąć z wdzięcznością ten wykład, i znaczenia podobnego i w tym dopatrywać, czego sam przez się nie wyłożył.

       Sam nas zapewnił, że figurycznie przemawia, a to dlatego, abyście chętnie wierzyli, kiedy my wam jakie ukryte znaczenie Jego słów wyjaśniamy. Gdyby nie On to powiedział, to któżby nam chciał wierzyć, gdybyśmy twierdzili, że cierniami są bogactwa, zwłaszcza kiedy zważymy, że pierwsze kłują, a drugie przyjemność sprawiają? A jednak rzeczywiście cierniami są bogactwa i kłują nasz umysł nieraz, gdy nad ich nabyciem przemyśliwamy, a nawet ranią dotkliwie, gdy to nabycie z grzechem jest połączone. Mając to na względzie, według świadectwa innego Ewangelisty (1), Zbawiciel w tym miejscu nie bogactwa wprost cierniami nazywa, ale bogactwa zawodne. Jakoż w istocie zawodne są, skoro z nami zawsze być nie mogą; zawodne są, skoro niedostatków umysłu naszego nie usuwają. Prawdziwymi bogactwami te tylko są, które nas bogatymi w cnoty czynią.

       Jeśli więc bracia najmilsi prawdziwie bogatymi być chcecie, to prawdziwe bogactwa miłujcie. Jeśli o prawdziwy zaszczyt wam idzie, to do królestwa niebieskiego zmierzajcie. Jeśli się w godnościach lubujecie, to wszelkich starań dołóżcie, abyście w ojczyźnie niebieskiej pomiędzy chóry anielskie policzeni byli. Słowa Boże, które się o wasze uszy obijają, głęboko w swej pamięci zapisujcie. Lepszego pokarmu dla umysłu nie ma nad mowę Bożą. Kto nie zatrzymuje tej mowy w sercu i pamięci, ten jest chory, jak chorym jest, kto przyjęty pokarm zwraca. Ale z drugiej strony, kto przyjętego pokarmu nie zatrzymuje, kto go zwraca, o tego życiu zwykle wątpimy. Wiecznej więc śmierci niebezpieczeństw lękajcie się, jeśli pokarm świętej zachęty przyjmujecie, ale go przez życie dobre, przez uczynki chwalebne w sobie nie zatrzymujecie.

       Oto przemija wszystko, co czynicie; i ku ostatecznemu sądowi chcąc niechcąc codziennie się zbliżacie. Po cóż więc miłujecie, co was opuszcza lub co wy opuszczacie? Czemu nie dbacie o to, do czego codziennie się zbliżacie? Pomnijcie, co powiedziano: "Kto ma uszy ku słuchaniu, niechaj słucha" (2).

       Wszyscy co tam obecni byli, uszy ciała mieli. Ale ten, co do wszystkich uszy mających mówi: "kto ma uszy ku słuchaniu, niechaj słucha", bezwątpienia uszów serca wymaga. Starajcie się więc, aby to co posłyszycie w uchu serca pozostało; starajcie się, aby nasienie podle drogi nie padło, aby zły duch nie przyszedł i z pamięci słowa nie wybrał. Starajcie się, aby nasienie na opokę nie padło i owocu dobrych uczynków dla braku korzeni wytrwałości nie przyniosło. Wielu bowiem jest takich, co słowa Bożego słuchać lubią, robią nawet dobre postanowienia kiedy są w kościele; ale wkrótce przeciwnościami zrażeni tego co rozpoczęli zaniedbują. Opoczysta ziemia wilgotności nie miała; bo to co się ukazało, dla braku wytrwałości owocu nie wydało.

       Wielu, gdy na chciwość powstajemy, chciwością się brzydzą, gardzenie marnością pochwalają; ale wkrótce jak tylko ujrzą to, ku czemu lgnie ich serce, zapominają o tym co niedawno chwalili. Wielu, gdy na rozpustę powstajemy, nie tylko o rozpuście nie myślą, ale że się jej poprzednio oddawali bardzo się tego wstydzą; z tym wszystkim jednak jak się tylko ich oko zatrzyma na jakiej piękności, zaraz się rozpala żądza, i tak zrobione przed chwilą postanowienie zagłusza, tak je z pamięci wymazuje, że natychmiast dopuszczają się tego, nad czym niedawno ubolewali.

       Często sami na nasze upadki wyrzekamy i łzy nawet z tego powodu wylewamy; ale po wypłakaniu się znowu do tych upadków wracamy. Tak Balaam ujrzawszy ludu izraelskiego namioty płakał i podobieństwa z tym ludem przy śmierci pragnął, mówiąc: "Niech umrze dusza moja śmiercią sprawiedliwych, a niech się staną ostatnie rzeczy moje tym podobne" (3). Ale wkrótce, kiedy chwila skruchy przeszła, żądzą chciwości zapłonął. Dla przyobiecanych podarunków radę zgubną dla tego ludu dał, któremu przy śmierci podobnym być pragnął. Zapomniał o łzach, które mu niedawno z oczu płynęły; ponieważ nie chciał w sobie potłumić żądzy, która go do chciwości pobudzała.

       Należy zapamiętać, że Pan wykładając przypowieść rzekł: starania, bogactwa i rozkosze żywota duszą słowo. Duszą, bo niestosownymi myślami to cośmy dobrego przedsięwzięli przygłuszają, i w samym zawiązku rzecz chwalebną, pragnienie zbawienne niweczą. Należy zapamiętać, że dwie rzeczy z bogactwami łączy: starania i rozkosze żywota. Pierwsze umysł pognębiają, drugie rozluźniają; pierwsze bogaczów stroskanymi, drugie wesołymi czynią. A że uciecha z troską w parze iść nie mogą; więc w jednym czasie oddają się trosce, a w innym uciesze, rozpuście.

       Ziemia dobra przynosi owoc w cierpliwości; ponieważ nie jest dobrem to co czynimy, jeśli uchybień naszych bliźnich z wyrozumiałością nie znosimy. Im kto wyżej się wzniósł, im bardziej w doskonałości postąpił, tym mu ciężej przychodzi stosowanie się do świata, naginanie się do jego wymagań – przeciwności się mnożą, w miarę jak on w upodobaniach światowych nie smakuje. W tym leży przyczyna, że wielu i dobrze czynią i pomimo to ze smutkiem, z udręczeniem rady sobie dać nie mogą. Od pragnień ziemskich są dalecy, a jednak od srogich biczów nie są wolni. Ale według zapewnienia Pana ziemię dobrą stanowią, owoc w cierpliwości przynoszą, bo gdy z pokorą bicze przyjmują, po biczach wzniosły pokój otrzymują. Tak winogrona nogami lub prasą się tłoczą i w wino obracają. Tak oliwa uderzeniami odpowiedniego narzędzia ze swej łupiny się wydobywa i w płyn tłusty zamienia. Tak przez młócenie ziarna od plewy się oddzielają i oczyszczone do stodoły składają.

       Kto więc pragnie zupełnie wady swoje pokonać, ten niech się stara pokornie bicze swego oczyszczenia znosić, ażeby potem przed Sędzią tym czystszym stanął, im bardziej ogień utrapień rdzę jego wypali.

       W tym portyku, który do kościoła świętego Klemensa prowadzi, siadywał jak wiecie pewien żebrak, imieniem Serwulus, długą chorobą bardzo wyniszczony. Nigdy z nim dobrze nie było, całe życie jako paralityk przemęczył się; z rzeczy ziemskich nic nie posiadał, ale w zasługi był bardzo bogaty. Władzy w swych członkach do tyla był pozbawiony, że nie mógł chodzić, nie mógł z boku na bok się przewrócić, nie mógł własną ręką łyżki do ust swych ponieść.

       Usługiwała mu matka z bratem; a z jałmużny jaką otrzymywał, drugich jeszcze za pośrednictwem matki wspierał. Czytać i pisać nie umiał, ale Pisma świętego egzemplarz sobie kupił i tych co go odwiedzali, a zwłaszcza zakonników prosił, aby mu z tej Bożej Księgi jakiś ustęp raz i drugi przeczytali. Za tym poszło, że z czasem wiele sobie zdań i nauk z Pisma świętego przyswoił, chociaż jak powiedziałem czytać wcale nie umiał.

       Bóle jakich doznawał, pomimo swej dokuczliwości nie przeszkadzały mu zawsze się modlić, we dnie i w nocy różnymi pieśniami Boga wychwalać. Ale gdy zbliżył się czas, że ta jego cierpliwość miała już otrzymać nagrodę, ból z rąk i nóg przeniósł się do wnętrza. Za nadejściem ostatniej chwili tych, co przy nim byli, zachęcał, aby powstali i psalmy przed śmiercią odśpiewali. Wspólnie z nimi śpiewał i umierający, ale wkrótce śpiew przerwał i głośno zawołał: "Dajcie pokój, czy nie słyszycie, jakie przecudne pienia rozbrzmiewają w niebie?". I podczas kiedy te pienia, które wewnątrz posłyszał, uchem serca chwytał, święta jego dusza z więzów ciała uwolnioną została. Przy jej wyjściu woń przecudna rozeszła się wokoło, tak że wszyscy którzy tam byli, błogości niewymownej doznali: co ich przekonywało, że w rzeczy samej chwały niebieskiej uczestniczką się stała. Jeden z naszych zakonników, do dziś dnia żyjący, był tam obecny, i ze łzami zawsze zeznaje, iż dopóki ciała nie pochowano, dopóty woń owa rozchodzić się nie przestawała, z wielkim podziwem wszystkich.

       Oto jak skończył ten, który wszystkie przykrości znosił cierpliwie. Według wyroku Pana dobra ziemia w cierpliwości owoc przynosiła, i wciąż lemieszem karności orana, w końcu żniwa niebieskiej nagrody się doczekała.

       Ale my bracia, jakąż wymówkę mieć będziemy na sądzie ostatecznym, jeśli się teraz w dobrem zaniedbujemy, jeśli przykazań Pana nie pełnimy, chociaż środki po temu mamy, chociaż nam na rękach i nogach nie zbywa; gdy ów żebrak bez tych środków, bez rąk i nóg, z taką gorliwością przykazania Pana pełnił? Czyliż nam Pan wtedy Apostołów nie ukaże, którzy przepowiadaniem swoim wielką liczbę wiernych razem ze sobą do królestwa niebieskiego wprowadzili? Czyliż przeciw nam męczenników nie postawi, którzy przelewając krew swoją do niebieskiej ojczyzny się dostali? Cóż wtedy powiemy, gdy tego o którym dopiero mówiliśmy Serwulusa ujrzymy? Długa choroba władzę mu w członkach odjęła, ale pomimo to wykonywaniu dobrych uczynków nie przeszkodziła!

       O to się bracia starajmy, tak się w dobrem rozmiłujmy, abyśmy potem w chwale niebieskiej uczestnikami być mogli tych, których sobie teraz do naśladowania przedstawiamy. Amen (4).

–––––––––––

Nauki na niedziele i święta całego roku miane w Kolegiacie Łowickiej przez Księdza Antoniego Chmielowskiego. T. II: Czas Wielkiego Postu i Wielkiejnocy. Warszawa.  W DRUKARNI STANISŁAWA NIEMIERY, PLAC WARECKI N. 4. 1892, ss. 45-49.
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).
____________________________________________________

Pozwolenie Władzy Duchownej:
                                               APPROBATUR.
                               Varsaviae die 14 (26) Junii 1891 anno.
                                             Judex Surrogatus,
                                       Canonicus Metropolitanus
                                                                     R. Filochowski.
                                                        pro Secretario
                                                                     J. Podbielski.
N. 2870.
_____________________________________________________
Przypisy:
(1) Mt. 13, 3., Mk 4, 3.
(2) Łk. 8, 8.
(3) Liczb 23, 10.
(4) Homilia 15 in Evangelia, Breviarium Romanum. Sexagesima.

http://www.ultramontes.pl/grzegorz_wielki_o_sluchaniu.htm