Kiszczak z Michnikiem ojcami afery sejmowej

avatar użytkownika Docent zza morza

Dzięki ci Boże za głupotę i błędy na górze, bo inaczej dalej by nas bezkarnie doili... (a tak to przynajmniej jesteśmy świadomi tego procederu - ale czy stać nas na właściwą reakcję?)

Prosta rozgrywka przedwyborcza – złapać tuż przed wyborami PIS na czymś, co ułatwi Platformie zwycięstwo. Ale sprawa zaczyna żyć własnym życiem i może dopomóc  w demontażu III RP. Bo, że ”mleko się rozlewa” jest oczywiste – co przypomina lato 80. roku i strajki inicjowane przez esbecję celem wymiany ekipy Gierka. Co było dalej, wszyscy powinni wiedzieć.

To kolejny już przykład „geniuszu” naszych „macherów na zapleczu” – bo dzisiejsi „fachowcy” albo po prostu nasiąknęli atmosferą domu rodzinnego, albo zostali przez tamtych „wyszkoleni”. Bo komunizm w Polsce to wcale się nie skończył wraz z przywróceniem korony orłowi.

Pojawają się pełne oburzenia głosy, że  „cały sejm do wymiany”. I słusznie, bo choć pomiędzy partiami są pewne różnice w skali złodziejstwa i bezczelnego nadużywania dostępnych posłom przywilejów, ale ogólnie rzecz biorąc – to obecna klasa polityczna jest do wymiany.

Ale kolejne wybory wg. dotychczasowych reguł zaowocują podobnymi patologiami. Bo problem jest systemowy i potrzebne jest systemowe leczenie. To nie indywidualne przywary posłów są głównym problemem, ale sposób ich selekcjonowania. Ale ewidentnych złodziei należy przykładnie ukarać...

„Jak płacisz orzeszkami, to przyciągasz tylko małpy” – to jedna z prawd rządzących światem.

 Ale jak stwarzasz okazję „głównie dla k... i złodzieja” – to właśnie tacy pierwsi się zameldują u twoich drzwi.

Do tej pory zastanawiająca pobłażliwość i wołający o pomstę do nieba brak kontroli, a teraz panika moralna i pomysł ubrania posłów na zagranicznych wojażach w GPS-y – a wszak elektroniczna obroża to środek przymusu wobec przestępców – nosił ją niedawno sam Roman Polański.

Nieźle to wykombinowano – bo czyż można bardziej upokorzyć Polskę i Polaków – najpierw stworzenie nieograniczonych możliwości do kradzieży i nadużyć, a później sponiewieranie całego narodu z powodu głupoty i pazerności tych, których uważano za jego reprezentantów?

A podobno władze demokratycznie wybrane wiernie odzwierciedlają swój elektorat.

Czyżby więc dzisiejsi Polacy byli właśnie tacy – tani cwaniacy, z gębą pełną frazesów, „zaradni” jak mało kto, przekupni, niemoralni, nieuczciwi i bezczelni, i do tego uważający tradycyjne polskie wartości za „ciężkie frajerstwo” - jednym słowem „źli do szpiku kości pętaki, buce i miglance” – bo taki właśnie obraz wyłania się z sejmowej afery podróżniczej?

Nie sposób zaprzeczyć, że takich Polaków jest wielu, bo komunizm moralnie spustoszył nam kraj, ale nie sposób utrzymywać, że stanowią oni dzisiaj większość. To nadal jest szeroki, bo szeroki, ale jednak margines społeczeństwa. Czemuż więc najgorsze szumowiny niemal automatycznie trafiają na listy wyborcze do organów przedstawicielskich wszystkich szczebli?

Bo żeby się wkraść w łaski partyjnych bonzów trzeba zupełnie innych "talentów", niż talent do służby publicznej i umiejętność merytorycznej pracy dla dobra wspólnego, jakim jest i powinna być Polska. Na listy wyborcze trafiają dziś głównie złotouści intryganci umiejący „wykosić” konkurentów oraz umiejący „zadbać” o interes „sponsora” oraz swój własny. A wyborca dostaje gotową listę i musi ją przyjąć „z dobrodziejstwem inwentarza”.

Bo taki jest efekt aktualnie obowiązującej ordnacji  wyborczej.

Dziś szefowie partii politycznych, i centralnie, i lokalnie, mają dużo większy wpływ na to, kto zostanie wybrany, niż jakikolwiek wyborca. I dlatego winić trzeba system, który na to pozwala oraz partyjne nomenklatury, ale nie wyborców – demonstrujących głęboką mądrość i dojrzałość coraz powszechniejszym bojkotem tak ustawionych wyborów – w myśl hasła „nie mój cyrk, nie moje małpy”.

Polski wyborca mówi wyraźnie – za taki Sejm, takie Sejmiki i takie rady lokalne, nie chcę ponosić odpowiedzialności. I coraz częściej zostaje w domu... W „wolnej Polsce”, o którą walczyły pokolenia... bo „ktoś” okrutnie pozwolił sobie zakpić z Polaków...

Bo III  RP wciąż toczy się po torach ułożonych przed laty drogą porozumienia „ludzi gen. Kiszczaka” ze  „środowiskiem A. Michnika”.

Upadający i gnijący reżim prl-owski starannie wyselekcjonował ludzi, którzy mieli „stać się twarzą reform”, czyli w gruncie nikim więcej, jak „słupami” przestępczego procederu – spośród takich, którym ufał i których miał w garści - przekazując tę zgniliznę dalej.

Pamiętajmy, że w latach 80. na emigrację wysłano ok. 800 tys. Polaków – tych najbardziej dynamicznych i najbardziej ideowych, często autentycznych lokalnych przywódców pierwszej „Solidarności”. A nieprzekupnych brutalnie usuwano – ponad sto osób zamordowano - albo izolowano siłą, jak przywódcę „Solidarności Walczącej” Konrada Morawieckiego – porwanego i przetrzymywanego w odosobnieniu przez cały kluczowy okres „transformacji”.

Dopuszczono jedynie takich, na których były odpowiednie „haki”. A skoro fundamentem działań bezpieki jest „korek, worek i rozporek” - to tylko folgowanie własnym słabościom mogło stało się przepustką do kariery politycznej w III RP.

Bo słabości bohaterów podziemnej „Solidarności” lat 80. były dobrze znane komunistycznej bezpiece – i tej cywilnej, ale przede wszystkim tej wojskowej. Olbrzymie, jak na polskie warunki, sumy przekazywane na działalność z zagranicy, przy braku jakiejkolwiek kontroli nas ich rozdysponowaniem, były dla wielu zbyt olbrzymią pokusą. Opinia publiczna do dzisiaj nie wie, jakie kwoty wtedy dotarły do Polski i jaka była skala ich „sprywatyzowania”, ale dla bezpieki dokładnie spenetrowane podziemie było jak otwarta książka.

To dlatego mógł  nastąpić „desant trójmiejski” na warszawskie instytucje centralne, bo stamtąd przeniesiono niemal całą bezpieczniacką siatkę – od najniżej stojących „skrzynek kontaktowych”  - to na ich adresy prl-owscy agenci przesyłali materiały z zagranicy – aż po Tajnych Współpracowników.

A skąd skromny ojciec pięciorga dzieci, Bronisław Komorowski, mógł wtopić w  piramidę finansową prawie 250 tys. marek zachodnioniemieckich (co stanowiło wówczas  niewyobrażalną dla przeciętnego Polaka sumę)? Ale odzyskał ją poprzez agentów WSI – pewnie metodą „oddawaj, gnoju, pieniędze albo będziesz miał dziurę w głowie”. Pytanie, czy doszło wtedy do nawiązania „obupólnie korzystnych relacji”, czy też była to „normalna” przysługa w ramach już istniejącej współpracy.

A Władysław Frasyniuk wyjeżdżający w 89. roku „z podziemia” flotą tirów, i to w branży transportu międzynarodowego, szczególnie upodobanej sobie przez prl-owską bezpiekę? ITD, ITP.

Już rok przed Okrągłym Stołem powstała w Polsce fundacja Sorosa mająca nadzorować proces rozkradzenia polskiego majątku państwowego – drogą „prywatyzacji” - celem przekazania go w ręce międzynarodowych, ale i lokalnych grandziarzy.

Wszystko podporządkowano temu celowi – wszystkie instytucje nowo powstającego państwa. III RP  miała „sprywatyzować” wszystko, co tylko się dało. Przede wszystkim Sejm Rzeczypospolitej stał się jedną wielką fabryką rozkradania publicznych funduszy.

To tam stanowi się od lat bardzo złe prawo - wzbogacające nielicznych kosztem ogółu dostającego za to rachunek w postaci inflacji i zadłużenia publicznego. I za to wynagradza się „wybrańców narodu” dostępem do rozmaitych „fruktów”. Czego drobnym przykładem jest „sejmowe biuro podróży”.

Premie, nagrody, fikcyjne podróże i mało uzasadnione wojaże, kilometrówki, darmowe gazety, fikcyjne biura poselskie i morze mozliwosci w załatwianiu!       

I wszystko to na „piękne oczy” – bez weryfikowania wydatków? I przy pełnej bezkarności – bo na ustanowienie takich przepisów dała przyzwolenie Grupa Trzymająca Władzę w III RP.

Delegacje, doplaty do wczasów, opłaty za naukę języka, bezpłatne turnusy, ryczałty, bezzwrotne zapomogi.

A co z pobieraniem pieniędzy sejmowych na benzynę do prywatnych samochodów, w czym celowali wożeni służbowymi limuzynami ministrowie ostatnich dwóch rządów?

Bo grosz publiczny, czyli te wszystkie pieniądze brane od zwykłego Kowalskiego, miał na wszelkie sposoby zostać „sprywatyzowany” – bo do tego sprowadza się „biznesplan” III RP.

A sejmowy brak jakiejkolwiek kontroli nie był przeoczeniem, ale starannie zaplanowaną pułapką. Wszak skorumpowanymi dużo łatwiej sterować...

Kilkanaście lat temu opublikowano zagranicą „cennik” polskiego sejmu – wówczas ustawa „kosztowała” ok. 3 mln dolarów (to dlatego Michnik się wściekł, gdy chciano go rąbnąć na ponad 14 mln dolarów, przysyłając Rywina żądającego 17,5 mln).

Sam „guru Adam” też pięknie się wpisywał w esbecki „profil operacyjny opozycjonisty”. Czyż bowiem nie okradł w latach 80. wraz ze Z. Bujakiem rodziny księdza Popiełuszko przywłaszczając sobie należną Zmarłemu część amerykańskiej nagrody (owe 30 tys. dolarów miało być przecież podzielone na trzy części, prawda, panie Adamie)?

Kiszczak z Michnikiem - czy tacy ludzie mogli zbudować cokolwiek uczciwego i przyzwoitego?

To dlatego mamy dziś najdroższe autostrady; skrajną niegospodarność na każdym kroku oraz szastanie pieniędzmi podatnika na lewo i prawo (czy Pan Marszałek Sikorski już się wytłumaczył z wydania ponad 300 tys. złotych na kilkanaście krzeseł w MSZ? A co „z ośmiorniczkami” po 1400 zł  – bo ile razy pan minister Sikorski zdążył wydać średnią krajową na swoje  kolacyjki – 100, 200, ...?); czy często całkiem zbędne brukowanie na nowo placów w małych miasteczkach oraz wielokrotnie przepłacone inwestycje - bo III R niestety jest głównie po to, żeby publiczne pieniądze mogły płynąć szerokim strumieniem do prywatnych kieszeni – lokalnych, ale i globalnych - a przy okazji Polsce i Polakom ukradziono już przez te lata co najmniej drugie tyle należnego przyrostu dochodu narodowego (bo mamy średnio 4%, zamiast potencjalnych 8)  588596,25-lat-kosztu-utraconych-mozliwosci 

Dziś jest jak jest, bo właśnie tak miało być. Bo nie wyznacza się lisa na stróża kurnika, a każdej władzy trzeba nieustanie patrzeć na ręce, bo grosz publiczny musi być staranniej strzeżony, niż prywatne finanse. Ale III RP w zasadzie to postawiła wszystko na głowie...

Dziś III RP po prostu musi odejść, tak jak kiedyś musiał odejść PRL. Na głos świadomego wyborcy zasługują tylko te partie, które pragną ratować kraj poprzez obalenie struktur tej przestępczości zorganizowanej.

Większość konstytucyjna dla reformatorów jest dziś polską racją stanu i ostatnią deską ratunku.

Inaczej nie warto się przejmować wyborami do Sejmu – bo niezależnie od wyniku i tak będzie, jak było do tej pory – co najwyżej eksploatorzy zamienią się miejscami i może trochę zmieni się skala tego procederu – ale ławy sejmowe dalej będą zapełniać „klony przewodniczących i prezesów” - dworscy potakiwacze i utracjusze.

A spółki Skarbu Państwa oraz wszystkie instytucje centralne dalej będą traktowane jako „łupy wyborcze” i nadal będą obsadzane przez partyjnych „biernych, miernych, ale wiernych” pasożytów.

A państwo polskie i jego instytucje dalej będą gniły. Bo dziś „do polityki idzie się dla naprawdę dużych pieniędzy” – jak był nam to łaskaw kiedyś objaśnić G. Schetyna.

 Przeciwnikom JOW coraz trudniej znaleźć dobre argumenty, bo marność dzisiejszej klasy politycznej – wyselekcjonowanej przez partyjne nomenklatury - aż bije po oczach. Polska potrzebuje i zasługuje na coś lepszego – bo III RP od wiosny 2010. funkcjonuje na „pożyczonym czasie”, powoli, ale konsekwentnie trwoniąc resztki zaufania społecznego. 

 Ale architekci III RP, jak na razie, dalej śmieją się Polakom prosto w twarz... bo „prywatyzacja” polskich zasobów przebiega w gruncie rzeczy bez większych zakłóceń. A same kwoty sprzeniewierzone w „aferze sejmowej” są przecież takie śmieszne...prawda? 

napisz pierwszy komentarz