WESTERPLATTE HISTORIA PRAWDZIWA

avatar użytkownika aleksander szumanski
PIEŚŃ O ŻOŁNIERZACH WESTERPLATTE Konstanty Ildefons Gałczyński Pieśń o żołnierzach z Westerplatte Kiedy się wypełniły dni i przyszło zginąć latem, prosto do nieba czwórkami szli żołnierze z Westerplatte. (A lato było piękne tego roku). I tak śpiewali: Ach, to nic, że tak bolały rany, bo jakże słodko teraz iść na te niebiańskie polany. (A na ziemi tego roku było tyle wrzosu na bukiety.) W Gdańsku staliśmy tak jak mur, gwiżdżąc na szwabską armatę, teraz wznosimy się wśród chmur, żołnierze z Westerplatte. I śpiew słyszano taki: -- By słoneczny czas wyzyskać, będziemy grzać się w ciepłe dni na rajskich wrzosowiskach. Lecz gdy wiatr zimny będzie dął i smutek krążył światem, w środek Warszawy spłyniemy w dół, żołnierze z Westerplatte. Wiersz ten powstał w 1939 roku, po klęsce Polski z hitlerowskimi najeźdźcami. Jego tematem jest bohaterska, ale zakończona klęską obrona Westerplatte przez polskich żołnierzy. Utwór ten ma charakter legendy (prawda miesza się z fantastyką).Podmiot liryczny wyraził tu uczucia podziwu i uznania dla żołnierzy, więc ujął ich bohaterstwo w legendę by było wieczne jak pomnik, aby o nim pamiętano. Tytuł ,,Pieśń o żołnierzach z Westerplatte" uwzniośla czyn żołnierzy z 1 września 1939 roku. Wiersz należy do liryki. Jego celem jest wyrażenie uczuć i przeżyć podmiotu lirycznego. Obrona Westerplatte przez polskich żołnierzy stałą się legendą kampanii wrześniowej. Jesienią 1925 roku Polacy przejęli do własnego użytku teren Westerplatte - składnicy amunicji w porcie gdańskim. Zagrożenie ze strony niemieckiej spowodowało, iż załogę Składnicy wzmocniono do 182 ludzi. Dowództwo nad tym małym oddziałem objął mjr Henryk Sucharski. Obrońcy mieli do swojej dyspozycji niewielki obszar ziemi, na którym mogli się bronić. Wyposażeni byli w 4 moździerze i 3 działa małego kalibru. Gdy 1 września 1939 roku o godz. 4:45 niemiecki pancernik "Schleswig - Holstein" rozpoczął ostrzeliwanie Westerplatte, symbolicznie dał początek II wojnie światowej. Kilka dni wcześniej przypłynął do Gdańska z "kurtuazyjną wizytą". Składnica stała się zatem pierwszym celem niemieckim, mimo iż w kilku punktach granicznych ofensywę rozpoczęto kilkanaście minut wcześniej. 18 dział pancernika umilkło dopiero wówczas, gdy przeniósł się on w inny rejon, aby ostrzeliwać Hel, znacznie ważniejszy dla Niemców. Jednocześnie przypuścili oni szturm lądowy. Pierwszym punktem oporu została placówka "Prom", którą dowodził Leon Pająk. Polacy pozwolili zbliżyć się Niemcom na możliwie bliską odległość, po czym otworzyli ogień ze swoich karabinów maszynowych. Nieprzygotowani na tak skuteczną obronę Niemcy, zmuszani byli do wycofania się, zostawiając za sobą wielu zabitych i rannych. Również innym placówkom udało się przetrzymać pierwszy atak. "Schleswig -Holstein" podpłynął teraz na odległość zaledwie 500 metrów i zaczął razić Składnicę ogniem swoich dział. Po 28 strzałach zamilkło działo obrońców. 1 września zameldowano o pierwszych stratach. Zginęli st. sierż. Wojciech Najsarek, kpr. Kowalczyk, st. leg. Ziemba oraz strzelec Bronisław Uss. W dniu tym Niemcy trzykrotnie podejmowali się przeprowadzenia ataku, lecz wszystkie zakończyły się niepowodzeniem. Początkowo placówka miała wytrzymać 12 godzin, aż do nadejścia wsparcia. Taki był plan Naczelnego Dowództwa, który i tak uznawano za optymistyczny, wziąwszy pod uwagę nikłość załogi Westerplatte. Liczono jednak na to, iż uda się przeprowadzić ofensywę pomocniczą, która oswobodzi zamkniętych w okrążeniu żołnierzy. To już był skrajny optymizm. Realia początku wojny, który zdecydowanie był na korzyść Niemców, zmusiły Polaków do trwania na pozycjach znacznie dłużej niż wspomniane 12 godzin. Od 2 września na Westerplatte dowodził faktycznie kpt. Franciszek Dąbrowski, który będąc zastępcą Sucharskiego, zmienił go na stanowisku. Dotychczasowy dowódca przeszedł głębokie załamanie nerwowe, przez co nie mógł stać na czele oddziałów broniących placówki. Z czasem zaczął siać niebezpieczny defetyzm wśród kolegów, z czym wiązała się historia dotycząca odizolowania Sucharskiego od reszty załogi. Tego samego dnia Niemcy ponawiają ataki lądowe. Mimo to żołnierze polscy wytrzymują natarcie. Dramat rozpoczął się około godz. 17, gdy nad Westerplatte nadleciały niemieckie bombowce. Obrońcy usłyszeli przeraźliwy gwizd kilkudziesięciu samolotów Luftwaffe, które zrzuciły swój śmiercionośny ładunek, obracając w gruzy wartownię nr 5. Straty tego dnia wyniosły 9 zabitych i wielu rannych. Wieczorem niemieckie oddziały jeszcze raz próbują wedrzeć się do placówki. I tym razem górą jest polska załoga. Mjr Sucharski rozkazuje zniszczyć dokumenty przechowywane na Westerplatte. Przybywa rannych. Lekarz placówki, kpt. Mieczysław Słaby, ma coraz mniej środków, którymi mógłby leczyć i ratować żołnierzy. Mimo to warszawski spiker nadal nadaje komunikat: „Westerplatte broni się nadal". W kolejnych dniach Niemcy za wszelką cenę usiłują zdobyć placówkę. Irytuje ich, iż tak wątły oddział odpiera ataki kilkunastokrotnie przeważającego wroga. 5 września Sucharski zwołuje naradę dowódców, na której postanowiono trwać na stanowiskach (szczególnie kpt. Franciszek Dąbrowski był chętny do walki). Według niektórych relacji szlochający Sucharski prosił o poddanie Westerplatte. Byłby to akt wyjątkowego defetyzmu w szeregach obrońców. Dąbrowski prawdopodobnie zagroził, że jeśli major nie przestanie namawiać żołnierzy do kapitulacji, rozkaże go aresztować. Pomimo to Sucharski nadal pozostawał faktycznym dowódcą obrony, a co za tym idzie zwierzchnikiem Dąbrowskiego, który winien mu był posłuszeństwo, niezależnie od warunków bojowych. Istnieją relacje, które przekazują, iż Sucharski faktycznie na krótko znalazł się "pod kluczem", co miało być akcją co bardziej bojowo nastawionych obrońców Składnicy. Rankiem 7 września szaleńczy szturm niemiecki dociera niemalże do centrum placówki. Bohaterstwo obrońców jeszcze raz pozwala na odrzucenie Niemców w tył. Mimo iż żołnierze cały czas są zorganizowanym oddziałem i skutecznie stawiają opór wielokrotnie silniejszemu przeciwnikowi, ich zmagania muszą zostać zakończone. Na skutek wyczerpania amunicji oraz fatalnej sytuacji sanitarnej mjr Sucharski decyduje się poddać placówkę. Także tutaj pojawiają się pewne rozbieżności dotyczące poddania Westerplatte - być może była to samowolna inicjatywa Sucharskiego. Po wojnie lansowano go na bohatera, a mit nieustępliwego dowódcy przetrwał wiele lat. Dopiero dzisiaj postać Sucharskiego została odbrązowiona, wbrew temu, co mówiła komunistyczna propaganda. Polacy skorzystali z możliwości honorowej kapitulacji, nie było to ujmą na ich honorze. Walczyli dopóki mogli, dalszy opór byłby pewną śmiercią. W dowód uznania gen. Eberhardt, kierujący niemieckim natarciem, pozwala Sucharskiemu zachować oficerską szablę, co jest pewnym symbolem bohaterstwa żołnierza Wojska Polskiego. Polskie straty wyniosły 15 zabitych oraz 50 rannych. Niemcy stracili ok. 400 zabitych, co było ogromnym wyczynem polskich obrońców. Mieli bronić się 12 godzin, utrzymali się aż 7 dni, budując wokół siebie mit nieustępliwości i bohaterstwa polskiego żołnierza. Stali się symbolem Wojska Polskiego, które zawsze walczy do końca. Mit Polaków na Westerplatte szybko został rozpowszechniony. Niebagatelne znaczenie na tym polu miały audycje Polskiego Radia na bieżąco informującego o wydarzeniach w placówce. Drugim elementem budowania legendy była wiersz napisany przez Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, jeszcze w trakcie trwania kampanii wrześniowej. Warto przytoczyć jego słowa , mit poszedł w świat, mit o żołnierzach z Westerplatte, którzy "czwórkami do nieba szli". Córka kapitana Franciszka Dąbrowskiego Elżbieta Dąbrowska – Hojka, zgromadziła wiele dowodów, że to kapitan Franciszek Dąbrowski we wrześniu 1939 roku dowodził obroną Westerplatte. „Jest bardzo stara, najprawdopodobniej w stylu Księstwa Warszawskiego” – mówi - trzymając w ręce małą srebrną łyżeczkę – Elżbieta Hojka, córka kapitana Franciszka Dąbrowskiego. Kiedyś była pozłacana, ale złoto już dawno się wytarło. W naszym domu pojawiła się dopiero po wojnie, wraz z całym kompletem łyżeczek, broszek, pierścionków i innych kosztowności. Wszystkie należały do mojej babci wywiezionej na początku wojny „gdzieś” do Związku Radzieckiego. Dziadkowie mieszkali w Stanisławowie, byli tam jedną z najbardziej znanych rodzin wojskowych wyższej rangi. W tym pięknym mieście polskich Kresów generałów można było policzyć na palcach jednej ręki i pewnie by tych palców jeszcze zostało. Dziadek Romuald, generał brygady okazale prezentował się „przy orderach”. Najważniejsze ordery „zapracował” po wstąpieniu do Wojska Polskiego w 1920 roku, na frontach wojny polsko - bolszewickiej. Czterokrotnie odznaczono go wówczas Krzyżem Walecznych, został też kawalerem Krzyża Srebrnego Orderu Wojennego Virtuti Militari. Życiorys mojego dziadka drukowany był w „Polsce Zbrojnej”. Kiedy patrzę na fotografię mojej babci Elizabeth, czyli Elżbiety z Broulików, córki Leopoldyny von Schweda, to trudno nie przyznać, że tak dostojnie prezentująca się kobieta nie mogła nie zwracać na siebie uwagi w każdej sytuacji, a cóż dopiero gdy szła z dziadkiem, po lewej jego ręce, żeby prawą mógł odpowiadać salutującym – bez przerwy, jak to w mieście garnizonowym – wojskowym. O tym jak wyglądał przed wojną Stanisławów, nie można było przeczytać w książkach, czy w podręcznikach szkolnych. Zmieniono miastu nazwę na Iwano - Frankiwsk. O swoich rodzicach ojciec mało opowiadał. Może nie chciał, abym chwaliła się w szkole dziadkiem, przedwojennym generałem? I babcią z rodziny szlachetnie urodzonych z tym „von” przed nazwiskiem? Pięciopokojowym mieszkaniem dziadków w Stanisławowie? I to wówczas, gdy w Krakowie naszej czteroosobowej rodzinie wannę zastępowała poobijana miednica w kącie pokoju… W niektórych książkach podają, że dziadek zmarł w 1938 roku, ale faktycznie został aresztowany przez NKWD we wrześniu 1939 roku, o czym autorzy bali się napisać. Ta niepozorna łyżeczka, która cudem wróciła z wywózki do Kazachstanu i sygnet rodowy, ten sam który widać wyraźnie na palcu ojca na jednym ze zdjęć z kapitulacji Westerplatte, to wszystko co po wojnie zostało z majątku Dąbrowskich. Po zakończeniu wojny wielu westerplatczyków rozmawiało z dziennikarzami, lub pisarzami. Różne opinie wygłaszali jedni koledzy o innych. Krytykowali brak odwagi, wytykali pozostawienie rannego bez pomocy, ale żaden nie zająknął się nawet na temat obecności bodaj jednej kobiety w koszarach czy na którejś z placówek. Jak potraktować zatem podaną 8 września 1939 roku w „Danziger Neueste Nachrichten” przez Fritza Jaenitzkego informację o jeńcach – kobietach wśród kapitulującej załogi Westerplatte? Takich „pomysłów” mających uatrakcyjnić książki, czy artykuły, nigdy nie brakowało. Całego zamieszania na temat obrony Westerplatte wywołała książka Melchiora Wańkowicza „Westerplatte”, w której autor powtarza plotkę, opowiadaną przez strażników więziennych w Gdańsku. Zaśmiewali się z „dowcipu” polskiej załogi, że wywiesiła białą flagę, a gdy niemieccy dostojnicy ruszyli w stronę niby kapitulujących Polaków, flaga zniknęła, a zagrały karabiny maszynowe. Wańkowicz wprawdzie komentuje tę informację jako niewiarygodną, jednak zapomina dodać w komentarzu, że za podobny „numer” po kapitulacji polscy żołnierze zapłaciliby życiem, a nie wysłaniem do stalagów, czy oflagów. Błędów i zmyśleń nie ustrzegło się wielu polskich autorów. Sporo naliczono ich u Wańkowicza. Oprócz wspomnianego wyżej „dowcipu” z białą flagą w jego książce doliczono się trzydziestu innych. Skrytykowany pisarz nie chciał ich prostować, zasłaniając się, że pisał to co usłyszał od majora Sucharskiego we Włoszech w 1945 roku. W wydanej w NRD w ogromnym nakładzie broszurze Hansa Haggego „Westerplatte” autor podkreśla, że obrońcy narzekają na polski rząd i dowództwo, które nie zdecydowało się na wyrażenie zgody, aby atakowanej przez hitlerowców Polsce pomogła Armia Czerwona. Bezsporne jest, że komendantem, a więc i dowódcą WST (Wojskowa Składnica Tranzytowa) na Westerplatte był major Sucharski, natomiast obroną WST dowodził kapitan Franciszek Dąbrowski. Ale faktycznie to Sucharski – co widać na publikowanym wielokrotnie zdjęciu – poszedł, żeby poddać Westerplatte. Kto naprawdę dowodził obroną Westerplatte we wrześniu 1939 roku? - Obronę rozpoczął major Henryk Sucharski, 2 września dowodzenie przejął kapitan Franciszek Dąbrowski, który kierował walką do 6 września – mówi w wywiadzie opublikowanym na łamach „Dziennika Polskiego” we wrześniu 2008 roku Mariusz Borowiak, - 7 września placówkę poddał Sucharski. A zatem Sucharski rozpoczął i zakończył obronę. - Do zmiany dowództwa w dniu 2 września doszło w dramatycznych okolicznościach… Tego dnia wieczorem Niemcy zorganizowali ciężki nalot lotniczy na półwysep. Prawie sześćdziesiąt samolotów bombardowało składnicę przez pół godziny, niszcząc wartownię i koszary. Pod wpływem nalotu i strat jakie wywołał, major Sucharski przeżył załamanie nerwowe i uznał, że należy się poddać. Wydał rozkaz spalenia dokumentów i szyfrów, a następnie kazał wywiesić białą flagę na dachu koszar. Gdy dowiedział się o tym zastępca majora Henryka Sucharskiego kapitan Franciszek Dąbrowski, natychmiast rozkazał zdjąć flagę, a majorowi zakomunikował, że nie ma mowy o kapitulacji. Sucharski zareagował ogromnym wzburzeniem, które przerodziło się w atak epilepsji. Wezwano lekarza składnicy kapitana Słabego, który zaaplikował dowódcy środki uspokajające i przywiązał do łóżka. Od tego momentu obroną kierował de facto kapitan Franciszek Dąbrowski. Sucharski był w apatii, wielokrotnie powtarzając, że walka nie ma sensu i należy się poddać. Janusz Roszko krakowski dziennikarz ujawnił „tajemnicę Westerplatte” – historię białej flagi w „Polityce” w 1993 roku. Wokół artykułu Roszki rozpętało się autentyczne piekło. Zaatakowano Roszkę o naruszanie świętości, oskarżono o lekceważenie bohaterów, o chęć zdyskredytowania majora Sucharskiego w porozumieniu z kapitanem Dąbrowskim. Insynuacje poszły jeszcze dalej, posypały się oceny, wśród których najbardziej delikatne były słowa „bzdury” i „brednie”, „kubeł na śmieci”. W krakowskim Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką” insynuacje pod swoim adresem Roszko otrzymał od środowiska dziennikarskiego w czasie zakrapianego spotkania. W czasie tego spotkania w obronie Roszki wystąpili red. red.Olgierd Jędrzejczyk i Zdzisław Dudzik. Pijany Bruno Miecugow argumentował swoje racje ręcznie, a ja otrzymałem od niego uderzenie w twarz. Artykuł Roszki nazwano „jątrzeniem opinii publicznej”, czyli określeniami z arsenału komunistycznej propagandy, a przecież drukowanymi w 1993 roku. Janusz Roszko zmarł w 1995 roku, zamieszanie wokół obrony Westerplatte trwa nadal. I tak 17 sierpnia 2007 roku „Gazeta Wyborcza” zaatakowała patriotyzm tekstem „Patriotyzm jest jak rasizm”, aby 27 sierpnia 2008 roku zaatakować już bezpośrednio Obrońców Westerplatte tekstem Bartosza Gondka „Kontrowersje wokół filmu o Westerplatte”: „(…) pijany westerplatczyk sikający na portret marszałka Rydza Śmigłego. Brudny kapitan Franciszek Dąbrowski, wiecznie sięgający po butelkę, czy obrońcy składnicy biegający nago pod ostrzałem Niemców(…)”.
Etykietowanie:

7 komentarzy

avatar użytkownika Obibok na własny koszt

1. Tapeciarzu nie powielaj oczywistych łgarstw

na swoich tapetach nędznej wartości i naklejanych na słupy na cuchnący klej.

Cytuję z plakatu tapeciarza:


"- Do zmiany dowództwa w dniu 2 września doszło w dramatycznych okolicznościach…
Tego dnia wieczorem Niemcy zorganizowali ciężki nalot lotniczy na półwysep. Prawie sześćdziesiąt samolotów bombardowało składnicę przez pół godziny, niszcząc wartownię i koszary.
Pod wpływem nalotu i strat jakie wywołał, major Sucharski przeżył załamanie nerwowe i uznał, że należy się poddać."


Jak to się ma do fotografii z dnia 7 września 1939 roku do rzekomo zniszczonych koszar Tranzytowej Składnicy Wojskowej na Westerplatte w dniu 2 września 1939 roku?


Tak wyglądał budynek rzekomo zniszczonych koszary tuż po kapitulacji Westerplatte:

A tak z drugiej strony w tym samym dniu:

Zniszczenia koszar dokonali ruscy po zajęciu Westerplatte oraz rzekomo polskie ludowe wojsko - LWP - wysadzając budynek nowych koszar w ramach rzekomo prowadzonych ćwiczeń saperskich po II WŚ i doprowadzając do stanu obecnego.

.Kilka moich fotografii wykonanych na Westerplatte w latach minionych znaleźć można TU:
https://plus.google.com/photos/108910137865025242278/albums/604253468895...
W latach 70. XX wieku poznałem osobiście dwóch obrońców Westerplatte, po których posiadam w moim prywatnym archiwum da Ich własnoręcznie skreślone autografy na wykazie obrońców Westerplatte z 1 września 1974 roku.

Pierwszy z nich, to Bernard Rygielski był urodzony w dniu 22 lutego 1910 roku w Toruniu. Syn Franciszka i Józefy z domu Gerc.
Na Westerplatte przybył 6 lutego 1939 r. w stopniu mata zawodowego.
W czasie działań obronnych - dowódca i obrońca Placówki „Fort”.

Podczas bombardowania w dniu 2 września - ranny i kontuzjowany.

Zmarł 3 grudnia 1984 r.
 







Drugim obrońcą, którego wówczas poznałem był obrońcą Palcówki „Łazienki”, nazywał się Franciszek Bartoszak, mat zawodowy.
 
Bartoszak Franciszek urodzony w dniu 2 stycznia 1908 roku w Zielonogórze w powiecie Szamotuły, w Poznańskiem.
Syn pilota barki rzecznej Józefa i Antoniny z domu Napierało.
Ukończył siedem oddziałów szkoły powszechnej i dwie klasy gimnazjum w Szamotułach.
W 1928 r. ochotniczo wstąpił do Marynarki Wojennej w Świeciu nad Wisłą.
Od 1929 r. pełnił służbę w Marynarce Wojennej w Gdyni.
12 września 1938 r. przydzielony na Westerplatte jako mat zawodowy.
W czasie obrony był na Placówce „Łazienki”, zadaniem której była obserwacja brzegu morskiego od strony plaży.
 
Zmarł o godz. 4:25, w dniu 16 stycznia 1993 roku.
 
Pochowany na Cmentarzu Komunalnym w Sopocie.

Na mapie niżej jest naniesiona pozycja Placówki "Łazienki" - dziś terem morskiego oddziału Straży Granicznej i GROM.




Fotografie i skany: @Obibok na własny koszt.

Więcej można przeczytać w moim wpisie o tej znajomości TU:
http://niepoprawni.pl/blog/1948/poznalem-dwoch-obroncow-westerplatte-ber...


Swoją drogą to mało kto wie lub pamięta, że na Westerplatte rósł sad wiśniowy na drodze prowadzącej do budynku nowych koszar od strony obecnego palcu z żelbetonowym pokomunistycznym coś tam coś tam, gdzie stały kiedyś stoliki z parasolami.

Kiedy w 1962 r. kpt. Dąbrowski zmarł, władze postanowiły zmienić dotychczasową rolę i rozumienie Westerplatte.

Tak wyglądał ten krzyż w 1961 roku:


Polecam inne moje notki o Westerplatte dotyczące m.in. przeprowadzki Wartowni Nr 1 na obecne miejsce, budowy pomnika oraz powrotu krzyża na cmentarz Obrońców Westerplatte, na którego miejscu komuniści zainstalowali ruski czołg, który nie miał nic wspólnego z Westerplatte.

Tak wyglądał powrót krzyża:



Wielką zasługę w przeprowadzce krzyża posiada osobiście sam Czesław Nowak z Solidarności Gdańskiego Portu, który dopiął swego wbrew komunistycznym ówczesnym władzom partyjnym i komuszym trepom z LWP.
Więcej pisałem o tym m.in. TU:
http://niepoprawni.pl/blog/1948/krotka-historia-fotograficzna-o-gdanskim...

Dziś:

Tak wyglądało w dniu 22.06.2010 roku:


Czołg też zmieniał dwukrotnie swoje miejsce, bo stał w miejsce krzyża, a później nieopodal Placówki "Forty".
W roku 2004 wyglądał tak:

Demontaż czołgu:


W mojej notce o poznanych Obrońcach Westerplatte pisałem o wycieczce szkolnej, o której wspomniałem też na Blogmedia24 przy okazji mojego komentarza dotyczącego pomnika Poległych Stoczniowców Gdańska, której fotografie opatrzyłem moją notkę na byłych Niepoprawni.pl.
Moja radosna twórczość na dzień dzisiejszy jest dostępna na moim profilu pod adresem: http://niepoprawni.pl/blogi/obiboknawlasnykoszttlenpl

http://niepoprawni.pl/blog/1948/unikatowe-fotografie-z-budowy-kopca-i-po...

2 września 1939 r. Kadr z filmu z kamery zainstalowanej w samolocie Ju-87B2. Foto z archiwum SRHWST na Wtte.

Archiwum SRHWST. Bombowce nurkujące Ju-87B2 Stuka w locie nad cel - Westerplatte.



Podobnie mało kto wie iż obecna na Westerplatte Wartownia Nr 1 nim się znalazła w obecnym miejscu musiała odbyć swoją podróż na torach kolejowych i to nie tylko w poziomie, bo w górę.

Dziś wygląda tak:

Więcej fotografii znajduje się TU: https://picasaweb.google.com/101418654546084380754/WesterplatteGdansk?no...

A tak wyglądała przed i w trakcie podróży, lecz o tym w kolejnym komentarzu bo zaczyna się coś mielić.


PS
Cóż zdarzają się i tacy Tomaszowie, którzy sami nie będąc na Westerplatte kwestionują daty i czas zapisany na moich cyfrowych fotografiach zarzucając mi bezpodstawnie błędy w datowaniu wyglądu danych miejsc na moich fotografiach.
Onwk.

Kiedyś "Mieszko II"

avatar użytkownika Obibok na własny koszt

2. Cd... o Wartowni Nr 1 dla koneserów i ciekawskich ;O))










Drogę jaką pokonała Wartownia Nr 1:



Konstrukcja Wartowni Nr 1:

Konstrukcja do podróży Wartowni Nr 1:




U celu:










To w tej wartowni poznałem osobiście dwóch obrońców Westerplatte.

Do takiej ruiny byłego budynku nowych koszar Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte doprowadzili nie Niemcy lecz rosyjscy wyzwoliciele od wolności i niepodległości Polski:


Bo tak wyglądały koszary po kapitulacji w dniu 7 września 1939 roku:

Ruska dzicz potrafi najskuteczniej w świcie jedynie mordować i niszczyć wszystko, co tylko napotka na swojej "wyzwolicielskiej" drodze.
Dziś niszczą swoich "sowieckich braci" Ukraińców, gdy tymczasem to tą dzicz należy w końcu unicestwić raz i na zawsze - skutecznie.

I tacy tapeciarze jak ten od notki o Westerplatte, którzy jedynie kopiują i wklejają na każdy słup swoje mniejsze lub większe dezinformacje manipulacje, przeinaczenia i zakłamania są zbrojnym ramieniem komunistów, choćby czynili to nieświadomie, jak być może czyni autor tej notki copy&paste.

Ja bym go stąd popędził won.

Ale to jest moja subiektywna opinia.

Obibok na własny koszt

Kiedyś "Mieszko II"

avatar użytkownika Maryla

3. @Obibok na własny koszt

dziękuję za zdjęcia i świadectwo, akurat tych faktów z przywracaniem krzyża nie znałam.

Pozdrawiam serdecznie

ps. do popędzenia won przymierzam się od miesiąca :)
Z drugiej strony, gdyby nie te klejone farmazony, to bym nie wiedziała o krzyżu.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Obibok na własny koszt

4. Szanowna Pani,

Zarówno krzyż jak i czołg, który w końcu został chyba skutecznie i ostatecznie usunięty z Westerplatte nie mogą jakoś ustać w tym samym miejscu, bo po raz kolejny znajduje się jakiś urzędas - cymbał, który potrafi po raz enty zamieszać w jego przeprowadzce, co widać na zamieszczonych przeze mnie fotografiach z lat 60. 70. 80. i 90. XX wieku i nowego tysiąclecia.

Zapewne nie jedna z tych widocznych na fotografii (rok 1965) niżej kosztowała w latach 60. XX wieku słodyczy i aromatu rosnących wiśni w sadzie na Westerplatte.
Tak więc mniemam, że poza Moją Żoną pamiętają ich smak inne Panie widoczne na tej fotografii, które mogą zaświadczyć o tym co napisałem tu i wyżej.
Pozdrawiam serdecznie.
Obibok na włany koszt

Kiedyś "Mieszko II"

avatar użytkownika Obibok na własny koszt

5. PS

O krzyżu pisałem prawie dwa lata wstecz na byłych niepoprawni.pl.

Mój wpis bez mojej zgody został zawleczony na Nowy Ekran pomimo wyraźnego sprzeciwu widniejącego na moim profilu na NP zakazującym publikowania moich wpisów na NE.

Ba nawet spotkałem się z krytyką ze strony jednego rozżalonego lokaja TW Bolka, który domagał się imiennego pochwalenia za poczynione zasługi samego Czesława Nowaka, co uczyniłem wyżej, tak dla świętego spokoju.

Tym rozżalonym i oburzonym był jeden z przydupasów Maćka Przerwy Płażyńskiego ze Spółdzielni „Świetlik”, który wiedział nie wiadomo skąd, bo pracując w Rafinerii Nafty w Gdańsku, że akurat w tym dniu zakończy się strajk zorganizowany przez agenturę Kiszczaka i zdrajców z Magdalenki w sierpniu 1988 roku i że akurat będzie on miała specjalne zadanie do wykonania na rozkaz TW Bolka – zaniesienie kwiatów z bramy nr 2 Stoczni Gdańskiej im. Lenina do kościoła Św. Brygidy w Gdańsku.

Tak, więc tym oburzonym, który nie omieszkał mnie skrytykować był i jest człowiek z układy okrągłostołowego od TW Bolka i spółki bezpieki Kiszczaka.
Ta esbecza koteria  która dała życie dla KLD i wszelkim odmianom kanap konserwatywno-liberalnych od lewarowania esbecji na salony III RP vel. PRL II.

Zarówno Spółdzielnia "Świetlik"jak i Spółdzielnia "Doradca" to byli i są moi śmiertelni wrogowie, których ja osobiście ad gremio zaliczam do zdrajców Polski i z nimi walczyłem o najwyższe stawki poczynając od roku 1989.
Czesław Nowak, dziś tzw. „oburzony” wcześniej sam był w układzie i tworzył okrągłostołową układankę z ludźmi Kiszczaka, a gdy dostał kopa w doopę, to się oburzył i w tym oburzeniu trwa po dziś dzień.

Gdy tymczasem wcześniej wiernie służył w koterii TW Bolków & innych mózgów z opóźnionym rozwojem intelektualnym - w tym aparatem mowy jak Borsuk, który o tak dba o grób swojej „kochanej” żony:



Tak wyglądał grób żony marszałka senatu gdy tam byłem by odwiedzić grób
śp. Anny Walentynowicz i zapalić znicz pod krzyżem Ofiar Grudnia 1970
roku.
Bateria padła w moim aparacie więc nie wykonałem już kolejnych fotografii.
Kolejne wykonałem po podładowaniu baterii w samochodzie jadąc pod pomnik Poległych Stoczniowców w Gdańsku w 1970 roku.

Tak wyglądał w tym dniu grób śp. Anny Walentynowicz:




Grób Kieturakisa w Gdańsku Cmentarz Srebrzysko.

Dotarłem też pod pomnik, by i tam zapalić znicz u stóp Bosego Stoczniowca, którego TW Bolki puścili na bosaka kradnąc mu nie tylko obuwie ale i skarpetki:


Zostawiam tam gdzie bywam moje bardzo czytelne wizytówki na mój własny koszt w przeciwieństwie do oburzonych buców, którzy nawet znicze, kwiaty, szarfy czy małe flagi narodowe zawsze kupują rzecz jasne na rachunek i koszt jakiejś organizacji, a nic od siebie prywatnie.
Jak wiemy, Borsuk lepiej dba o psa, bo lata samolotem z Warszawy do Gdańska by go napar miś i wyprowadzić na podwórze.
Za to jak widać na fotografii nie ma czasu  na uprzątnięcie grobu swojej żony, na którym poustawiał znicze i igliwie wyglądające na odzyskanie z cmentarnego śmietnika.
Wystarczy spojrzeć na jego opasłą mordę by w jednej chwili wyrobić opinię o nim samym.
Do tuczników pasowałby jak ulał.
Pozdrawiam.
Onwk.

Kiedyś "Mieszko II"

avatar użytkownika Obibok na własny koszt

6. Errata

W moim komentarzu z 22/08/2014 - 22:32 jest:

Jak wiemy, Borsuk lepiej dba o psa, bo lata samolotem z Warszawy do Gdańska by go napar miś i wyprowadzić na podwórze.

Winno być:

Jak wiemy, Borsuk lepiej dba o psa, bo lata samolotem z Warszawy do Gdańska by go nakarmić i wyprowadzić na podwórze.

Sorry taki mamy klimat ;O))

Kiedyś "Mieszko II"

avatar użytkownika Lancelot

7. Obibok

"..Jak wiemy, Borsuk lepiej dba o psa, bo lata samolotem z Warszawy do Gdańska by go nakarmić i wyprowadzić na podwórze.

Sorry taki mamy klimat ;O))"

I takie mamy marszałki "borsuki"chce się dodać co oddaje w pełni klimat jaki mamy. Pzdr

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/