WRZESIEŃ 1939 - OD WESTERPLATTE DO KATYNIA

avatar użytkownika aleksander szumanski
WRZESIEŃ 1939 – OD WESTERPLATTE DO KATYNIA GENEZA WYBUCHU II WOJNY ŚWIATOWEJ POCZĄTKI DZIAŁALNOŚCI POLITYCZNEJ ADOLFA HITLERA Adolf Hitler w 1919 roku wstąpił do Niemieckiej Partii Robotniczej, której nazwę w następnym roku zmienił na NSDAP. Stanął na jej czele w 1921 roku. Po nieudanym puczu monachijskim w 1923 roku (inaczej pucz piwiarniany) został skazany na pięć lat więzienia i osadzony w więzieniu w Landsbergu. Napisał tam książkę „Mein Kampf” („Moja walka”), w której sformułował program ruchu nazistowskiego. Żądał w nim przestrzeni życiowej (Lebensraum) dla Niemców, która miała im się należeć jako narodowi Panów (Herrenvolk). Doktryna ta zawierała wyraźne koncepcje rasistowskie, nacjonalistyczne i lewicowe. Po przedterminowym zwolnieniu z więzienia skupił wokół siebie grono ambitnych i bezwzględnych współpracowników (Göring, Goebbels, Hess, Himmler). Wykorzystując swoje zdolności oratorskie i talenty demagogiczne oraz korzystając z kryzysu gospodarczego doprowadził do przejęcia władzy przez swoją partię w 1933 roku. FASZYZM Po dojściu Hitlera do władzy w Niemczech zapanował faszyzm. Faszyzm (z włoskiego fascio – wiązka, związek), kierunek polityczny powstały po I wojnie światowej, jako opozycyjny wobec działalności socjalistów i komunistów. Głoszący hasła skrajnie nacjonalistyczne, antydemokratyczne i antyliberalne, zmierzający do stworzenia państwa totalitarnego i monopartyjnego. Skupiał w swoich szeregach nie tylko tzw. warstwy średnie (średnia burżuazja miejska i wiejska, drobnomieszczaństwo, drobni kupcy, byli wojskowi), ale także najbardziej zacofane grupy klasy robotniczej (zwłaszcza w Niemczech). Hitler dążył do osiągnięcia „przestrzeni życiowej”(Lebensraum) dla Niemców „rasy panów” (Herrenvolk) i parcia na Wschód (Drang nach Osten). Cele te usiłował zrealizować t. zw. wojną błyskawiczną (Blitzkrieg). Lebensraum (z niemieckiego "przestrzeń życiowa"), nazistowska doktryna polityczna głosząca, iż ekspansja polityczna państw i ich rozwój determinowane są położeniem geograficznym. Miała uzasadniać agresywną politykę III Rzeszy wobec sąsiadów. Drang nach Osten (niem. "parcie na wschód") – pojęcie historyczne określające politykę niemieckiej ekspansji terytorialnej na tereny słowiańskie i nadbałtyckie, stosowane w odniesieniu do czasów średniowiecznych, przełomu XIX i XX wieku oraz w kontekście polityki utworzonej przez Adolfa Hitlera partii nazistowskiej w XX wieku. Realizacja doktryny miała zapewnić rosnącemu liczebnie narodowi niemieckiemu odpowiednie warunki życia. Miała być uzasadnieniem masowej eksterminacji ludności zamieszkującej tereny niemieckiej ekspansji. We współczesnym znaczeniu jest rozumiana jako nieliczenie się z zasadą suwerenności, integralności terytorialnej i zwierzchnictwem terytorialnym innych państw. Swoje imperialne cele osiągnąć pragnął przez prowadzenie „wojny błyskawicznej” („Bitzkrieg”). Jednym z najlepszych przykładów użycia taktyki „wojny błyskawicznej” jest kampania niemiecka we Francji w 1940 roku. Kraj ten został pokonany dzięki tej taktyce zaledwie w kilka tygodni. W 1941 roku po rozpoczęciu planu „Barbarossa” wojna błyskawiczna napotkała po raz pierwszy na poważny opór, kiedy Niemcom nie udało się zdobyć Moskwy, Stalingradu, a blokada Leningradu trwała bardzo długo i nie doprowadziła do zdobycia przez Niemców miasta. Po osiągnięciu zamierzonych podbojów Hitler planował całkowite zniszczenie narodu żydowskiego w pierwszej kolejności, następnie Cyganów i Polaków. Zbrodnie ludobójstwa niemieckiego dokonane przez Niemców w podbitej Polsce są ogólnie znane, dlatego zatrzymam się chwilę nad genezą II wojny światowej i prowadzonych oszustw propagandowych Hitlera przed napadem na Polskę 1 września 1939 roku, bez wypowiedzenia wojny, który de facto zapoczątkował rozpoczęcie II wojny światowej. Żądania Hitlera wobec Polski: -budowa trasy eksterytorialnej łączącej Niemcy i Prusy Wschodnie przez terytorium Polski, -przystąpienie Polski do Paktu Antykominternowskiego, -włączenie Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy, Wszystkie żądania Hitlera (na propozycję ministra spraw zagranicznych Polski Józefa Becka) zostały odrzucone przez Polskę. OKOLICZNOŚCI ZAWARCIA POLSKO – NIEMIECKIEGO PAKTU O NIEAGRESJI Z 26 STYCZNIA 1934 ROKU Hitler wykręcał się jak umiał, zaprzysięgał, w końcu nawet w komunikacie oficjalnym, wierność traktatom, klął się na swe najuczciwsze zamiary i nawet mienił się „pacyfistą”; w tym czasie wciąż jeszcze bał się polskich reakcji. Lecz równocześnie sugerował wspólny, „polsko-niemiecki marsz na Moskwę”, ostrzegając niby mimochodem przed płodnością Rosjan, oraz wymianę Pomorza na wybrzeże litewskie. Apelował do swego rodzaju wspólnoty nacjonalizmów, spodziewając się pozytywnego odzewu i dawał do zrozumienia, iż Polska, gdyby tylko zechciała, stać by się mogła cenioną kolonią surowcową Rzeszy. Nawiasem mówiąc, uznawał wspaniałomyślnie prawo Polski do istnienia. Należało przewidywać, iż akcenty w tej rozmowie tylko zaznaczone stać się mogą z czasem postulatami. ZBLIŻENIE Z NIEMCAMI Francuska indolencja, tak wyraźnie ujawniona w czasie sondaży na temat wojny prewencyjnej, umacniała pozycję Józefa Becka w kierownictwie państwa polskiego, który jako jeden z nielicznych za Francuzami nie przepadał (z powodów raczej osobistych), ale też nie był nigdy germanofilem wbrew licznym insynuacjom, pochodzącym głównie i bezpodstawnie od wywiadu francuskiego. Praw polskich w Gdańsku bronił wręcz zażarcie. Lecz na przedwiośniu 1933 roku uznał, że ułożenie dobrych stosunków z Niemcami staje się podstawową koniecznością. Wynikała bezspornie z bierności mocarstw zachodnich, a przede wszystkim sojuszniczej Francji. Był to wniosek ogólnie biorąc słuszny. Niestety Beck założył dodatkowo, iż ułożenie dobrych stosunków z Niemcami będzie nie tylko możliwe, ale też trwałe właśnie w pertraktacjach z Hitlerem, który nie był „Prusakiem” i uchodził za „dobrego Austriaka”, nie godzącego się z „imperialnymi zapędami pruskich junkrów”. Podstawowe dzieło Hitlera, „Mein Kampf”, w którym powiadano bardzo wyraźnie o „niemieckim posłannictwie na Wschodzie” i o konieczności przedsięwzięcia przez Niemcy wielkiego Marszu na Wschód , najprawdopodobniej skłonny był Beck uznać za zwyczajną „propagandówkę” wyborczą. Tak zresztą oceniali wówczas „Mein Kampf” również inni, wybitni politycy europejscy. Wywiad z Ethertonem szybko szedł w zapomnienie. Pierwsze efekty tej kalkulacji wyglądały nieźle. Bez wątpienia nowy kanclerz Rzeszy uznać musiał się za przypartego do muru. Odpowiednią instrukcję, zalecającą skupienie się na temacie Gdańska, polski poseł w Berlinie, Alfred Wysocki otrzymał z datą 18 kwietnia. 2 maja odbył rozmowę z Hitlerem i natychmiast sporządził dla swego ministra ściśle tajny raport, w którym referował: „Opinia publiczna Polski stale jest np. alarmowana stanowiskiem stronnictwa nacjonal-socjalistycznego w Gdańsku, którego prasa i przywódcy starają się we wszystkich wpoić przekonanie, że oddanie Wolnego Miasta Gdańska Niemcom jest tylko kwestią czasu i to szczególnie od chwili, kiedy ster rządu w Rzeszy objął Adolf Hitler. Jako przedstawiciel Polski w Berlinie muszę zaznaczyć, że nie dopatrzyłem się dotąd w bezpośrednich wystąpieniach Kanclerza potwierdzenie owych pogróżek. Uważam je jednak wraz z moim Rządem i polską opinią publiczną za niezwykle niebezpieczne nie tylko dla stosunku Polski do Wolnego Miasta Gdańska, ale także dla naszego pokojowego współżycia między moim krajem a Rzeszą...”. Swoje wyjaśnienia na temat polskich racji tak opisuje Wysocki w dalszej części raportu. „...Pozwalam sobie przy tym zwrócić uwagę Kanclerza na niezwykłą czujność, z jaką Polska odnosi się w ogóle do całokształtu kwestii łączących się z jej dostępem do morza i prawami jakie nabyła w Gdańsku na podstawie Traktatu Wersalskiego. Ojcowie nasi popełnili już raz wielki błąd nie popierając należycie rozwoju własnej floty handlowej i lekceważąc sobie stanowisko, jakie Polsce przypadło w udziale na Bałtyku. Tego błędu nasze pokolenie popełnić nie może i każdy z nas bez wyjątku uważa nasz dostęp do morza za interes życiowy Polski i jest gotów bronić go do upadłego. Byłoby więc niezmiernie pożądanym, aby Kanclerz zechciał w formie jaką uważa za stosowną oświadczyć, że ani on, ani rząd rzeszy nie mają zamiaru naruszać nabytych przez Polskę praw i interesów w Wolnym Mieście Gdańsku. Jestem przekonany, że tego rodzaju oświadczenie wpłynie nie tylko uspokajająco na bardzo podnieconą i zaniepokojoną opinię publiczną w Polsce, ale także będzie wskazówką dla tych niemieckich czynników, które zasłaniając się autorytetem Kanclerza działają często przeciwko nam na własną rękę...”. Hitler miał na to odpowiedzieć w dłuższym przemówieniu, w którym między innymi Wysocki usłyszał: „...Kanclerz nie pojmuje zaniepokojenia opinii publicznej w Polsce. Ani on, ani żaden z członków jego rządu nie uczynili ani nie powiedzieli nic takiego, co mogłoby to zaniepokojenie usprawiedliwić. Rząd Rzeszy pod przewodnictwem Kanclerza nie ma bynajmniej zamiaru naruszania istniejących traktatów i uważa je za obowiązujące, respektując te obowiązki i prawa, jakie te traktaty na Rzeszą nakładają. Niemcy nie uznają natomiast żadnych praw Polski do Gdańska, które wykraczałyby poza ramy istniejących traktatów. Uważały też obsadzenie Westerplatte przez wzmocnione oddziały polskie za bezprawne i miały wszelki powód, Niemcy, nie Polska, do zaniepokojenia...”. Przyszła z kolei pora na ton bardziej pojednawczy: „...W zupełnie innym tonie rozmawialibyśmy z pewnością – mówił Kanclerz zwracając się wprost do mnie – z przedstawicielem Polski, gdyby np. traktat pokoju wyznaczył Polsce jej dostęp do morza dalej na wschód od Gdańska, a nie rozdzierał żywe ciało niemieckie. Gdyby nie ten złośliwy i bezsensowny wymysł, byłyby z pewnością stosunki niemiecko - polskie ułożyły się tak, jak tego domaga się prawda życia, sąsiedztwo i wzajemne położenie gospodarcze. Ciągły niepokój i troska o jutro polityczne są jedną z przyczyn, dla których 7 milionów Niemców jest pozbawionych pracy i siły nabywczej. Gdyby tego bezrobocia nie było, Niemcy pochłaniałyby łatwo w normalnych warunkach politycznych tę nadwyżkę produktów rolnych, jaką Polska ma do zbycia. Stosunki obu państw oparłyby się wówczas o najrozumniejsze, bo naturalne podstawy. Niemcy sprzedawałyby Polsce wyroby fabryczne, kupując w zamian jej produkty rolnicze. Kanclerz nie podziela zapatrywań wątpiących w prawa do bytu Polski, przeciwnie, uznaje je i rozumie. Polska powinna także ze swej strony starać się zrozumieć prawa i interesy Niemiec. Jeżeli we wzajemnym ocenianiu się zapanuje pewne umiarkowanie, wówczas uwidoczni się także wiele wspólnych obu państwom interesów. Führer przeglądał niedawno tabele statystyczne obejmujące liczbę urodzin w Rosji. Zdumiewająca płodność tego narodu nasunęła mu wiele poważnych myśli o niebezpieczeństwach jakie z tego faktu dla Europy, a więc i dla Polski, wyniknąć mogą. Kanclerz wspomina o tym dlatego, aby mi dać przykład, jak bez żadnych uprzedzeń odnosi się do naszego państwa. Kanclerz mówił bez przerwy, tak że dopiero przy samym końcu naszej rozmowy mogłem zwrócić jego uwagę na cały szereg wypadków ostatniej doby w Niemczech, które usprawiedliwiają w zupełności zaniepokojenie polskiej opinii publicznej. Zaznaczyłem że stosunek obu państw ocenia się tutaj (to jest w Berlinie) tylko na podstawie jednostronnego naświetlenia i jednostronnie przedstawianych wypadków. Rząd niemiecki widzi zawsze tylko pewne fakty w Polsce, a nie chce nic wiedzieć o tym, że są one niemal wyłącznie następstwem odpowiednich zdarzeń w Niemczech. Prasa niemiecka i tutejszy Urząd dla Spraw Zagranicznych oburzali się np. na ostatnie wystąpienia Związku Powstańców na Górnym Śląsku, a wystąpienia te były tylko bezpośrednią konsekwencją barbarzyńskiego pobicia trzech Polaków we Wrocławiu, ponieważ używali oni w miejscu publicznym języka polskiego. Jeżeli w Polsce odbywają się czy odbywały przeciwniemieckie demonstracje, to uważa się je tutaj (w Berlinie) za bezpodstawne wybuchy nienawiści do Niemiec, kiedy one są naturalną odpowiedzią na pobicie i znęcanie się nad stu kilkudziesięciu obywatelami polskimi w Niemczech, którzy mimo sześciu złożonych przeze mnie w Urzędzie dla Spraw Zagranicznych not nie otrzymali żadnego zadośćuczynienia czy odszkodowania. Powiedziałem dalej, że wiem, iż Kanclerz jest bardzo zajęty, nie chcę go więc trudnić przytaczaniem dziesiątku wypadków, jakie zdarzają się bez przerwy na terenie Niemiec i są wyłącznie skierowane przeciwko obywatelom polskim lub polskości obywateli niemieckich. Aby temu niebezpiecznemu stanowi rzeczy zapobiegnąć wydaje mi się więc bardzo pożądanym wydanie komunikatu, który potwierdziłby pokojowe intencje Kanclerza Rzeszy wobec naszego państwa. W odpowiedzi na to zwrócił się Kanclerz do ministra Neuratha , godząc się na tego rodzaju komunikat. Formuła wszakże tego komunikatu nie od razu została uzgodniona ze względu na niespodziewanie wynikłe obstrukcje von Neuratha, oczywiście zaprogramowane wcześniej przez jego zwierzchnika. W tekście na koniec przyjętym czytelnicy prasy przeczytali jednak: „...Kanclerz podkreślił zdecydowany zamiar rządu niemieckiego do utrzymywania jak najściślej jego postawy i postępowania w ramach istniejących traktatów”. Zarówno rozmowa, jak i komunikat po niej ogłoszony, wywarły w Europie wrażenie. Nikt się nie spodziewał podobnej ugodowości Hitlera, i to właśnie w stosunku do Polski. Inicjatywę można było uznać za rzeczywiście śmiałą. Wysockiemu zlecił Józef Beck misję, prawie równą wystosowaniu ultimatum. Wykorzystywał pożyteczne pogłoski, obiegające już Europę, o polskim zamiarze spacyfikowania Niemiec w wojnie prewencyjnej. Równocześnie pogłoski te na prawo i lewo dementował, jak przystało politykowi bezwzględnie żądającemu pokoju. Hitlera postraszono więc i przyhamowano. Rezultaty dały się zaobserwować niemal natychmiast, mianowicie po wyborach w Gdańsku przeprowadzonych z końcem maja 1933 r. Wygrała je partia hitlerowska. Przewodzący jej tutaj Albert Forster i jego zastępca, Herman Rauschning obejmujący prezydenturę Senatu oznajmili natychmiast, że będą respektować prawa Polski w Wolnym Mieście. Tak polecił im Hitler żądając jednocześnie cierpliwości; zapowiadał rozstrzygnięcie sprawy gdańskiej w momencie przezeń wybranym, kiedy Niemcy zyskają na siłach. Na razie jednak, senat Wolnego Miasta zaprzestał skarżenia Polski do Ligi Narodów. Rozmaite spory, niekiedy bardzo ważne i latami wleczone stawały się teraz możliwe do rozstrzygnięcia w dwustronnych rozmowach bezpośrednich; tak sfinalizowano sprawę korzystania przez Polskę z portu gdańskiego, tak doprowadzono do zabezpieczenia praw ludności polskiej. Działo się to kosztem zgody polskich czynników oficjalnych na „hitleryzację” władz miasta, co ułatwiało i przyspieszało likwidację miejscowej, niemieckiej opozycji antyhitlerowskiej. W Warszawie wszelako „hitleryzm”, jak to już wyżej wspominano, traktowany był początkowo jako system polityczny w każdym razie mniej polakożerczy od systemu choćby Republiki Weimarskiej. Tak więc, pierwsze efekty rozmowy z 2 maja mogły skłaniać do pewnego optymizmu zresztą nie tylko w sprawach gdańskich; oto nagle wpłynęły zaległe pieniądze za tranzyt przez Pomorze. Wydaje się jednak, że zarówno Wysocki, jak i w jeszcze większym stopniu jego mocodawca nie zwrócili zbyt wiele uwagi na parę istotnych kwestii, jakie Hitler zaznaczył wobec posła polskiego w wygłoszonym doń, długim przemówieniu. Wykręcał się jak umiał, zaprzysięgał, w końcu nawet w komunikacie oficjalnym, wierność traktatom, klął się na swe najuczciwsze zamiary i nawet mienił się „pacyfistą”; w tym czasie wciąż jeszcze bał się polskich reakcji. Lecz równocześnie sugerował wspólny, „polsko-niemiecki marsz na Moskwę”, ostrzegając niby mimochodem przed płodnością Rosjan, oraz wymianę Pomorza na wybrzeże litewskie. W przeciwieństwie do swego rozmówcy, pomstował na Traktat Wersalski. Apelował do swego rodzaju wspólnoty nacjonalizmów, spodziewając się pozytywnego odzewu i dawał do zrozumienia iż Polska, gdyby tylko zechciała, stać by się mogła cenioną kolonią surowcową Rzeszy. Nawiasem mówiąc, uznawał wspaniałomyślnie prawo Polski do istnienia. Należało przewidywać, iż akcenty w tej rozmowie tylko zaznaczone stać się mogą z czasem postulatami. Piłsudski jak i Beck, zgodnie zresztą z większością ówczesnych polityków europejskich i wielu poza tym politykami niemieckimi, nie za bardzo wierzyli w trwałość sukcesu Hitlera. Na razie był dla nich wygodny jako całkiem nieoczekiwany orędownik sprawy ugodzenia się z Polską, ustąpienia w Gdańsku, zakończenia wojny celnej. Słusznie zamierzali wygrać tę bardzo osobliwą koniunkturę. W Genewie latem 1933 roku odbywały się trwające już od dawna obrady konferencji rozbrojeniowej. Hitlerowcy mieli już w głowach cały wielki plan, oczywiście nie rozbrojenia, lecz uzbrojenia Niemiec. 14 października Niemcy z hukiem opuściły konferencję, po czym wkrótce wystąpiły z Ligi Narodów. Rząd hitlerowski motywował ów krok rzekomą dyskryminacją Niemiec wypływającą z Traktatu Wersalskiego. Wyście Niemiec z Ligi Narodów poniekąd uwalniało wprawdzie Hitlera od przymusu przestrzegania reguł gry międzynarodowej, a ściśle od ograniczeń narzuconych traktatem wersalskim, ale krok ten też mógł i powinien był wywołać najostrzejsze reakcje ze strony przede wszystkim Francji. Hitler liczył się nawet z możliwością koncentrycznej interwencji zbrojnej sił francuskich, polskich, belgijskich i czechosłowackich działających w imieniu Ligi Narodów. Lecz interwencja nastąpić nie mogła ze względu na zupełny brak zainteresowania Francji. I tak Hitlerowi udał się pierwszy bluff. POLSKO – NIEMIECKA DEKLARACJA O NIEAGRESJI 15 listopada Hitler przyjął nowego posła polskiego, Józefa Lipskiego. Wysocki odszedł z awansem, obejmując ambasadę w Rzymie. W czasie tej rozmowy Hitler znowu „grał zaprzysięgłego pacyfistę”, a wracając do myśli wykluczenia wojny ze stosunków polsko-niemieckich zaznaczył, że „...można by to ubrać w formę traktatową”. Dość szybko bo już 27 listopada poseł niemiecki w Warszawie, von Moltke został przyjęty przez Piłsudskiego i przedłożył projekt przyszłego układu. Miał od Neuratha instrukcje wykręcenia się od powszechnie w dyplomacji przyjętych terminów i proponował zamiast „paktu” lub „układu” niemieckie Erklarung co znaczy „określenie” lub „deklaracja”. Przejrzawszy projekt Piłsudski zauważył, że stare terminy też mają swoją wartość. Zakwestionował zawartą w projekcie możliwość, w oparciu o układ arbitrażowy z Locarno, odwoływania się do Ligi Narodów; Niemcy wszakże już do niej nie należały. Z pewnym opóźnieniem, aby Niemcy nie pomyśleli, że Polakom bardzo się spieszy, a więc z zastosowaniem taktyki, ale w tym wypadku przemyślanej i zastosowanej słusznie, 9 stycznia 1934 roku przedstawił Lipski ministrowi Neurathowi polski kontrprojekt przyszłego układu. Zawierał on między innymi poprawkami zgodę na ominięcie terminów „pakt” lub „układ” jak orzekli prawnicy, z punktu widzenia prawa międzynarodowego była to w końcu sprawa bez znaczenia. 26 stycznia 1934 r. w Berlinie ogłoszono polsko-niemiecką deklarację o niestosowaniu przemocy w stosunkach wzajemnych obu państw, czyli mówiąc językiem dyplomacji klasyczny pakt o nieagresji. Deklaracja miała pozostawać w mocy przez dziesięć lat, przy tym dokumenty ratyfikacyjne postanowiono wymienić w Warszawie. Zresztą o to właśnie chodziło obu stronom, choć każdej z innych powodów. Dla Polski układ z Niemcami miał stanowić ukoronowanie doktryny polityki równowagi, stanowić miał też prowizoryczne zabezpieczenie wobec utraty wszelkich zabezpieczeń ze strony Ligi Narodów, z którą Niemcy po prostu zerwały, a także w związku z niepewnością co do postawy sojuszniczki francuskiej, zachowującej się coraz bardziej dwuznacznie. Dla Niemiec natomiast układ formalny z Polską stwarzać mógł, po opuszczeniu przez nie Ligi Narodów, sytuację poniekąd rehabilitacyjną na arenie międzynarodowej, stanowiąc kamuflażowe świadectwo „najlepszej woli niemieckiej” w uregulowaniu stosunków sąsiedzkich; przyciągać też miał, i chyba przede wszystkim, „oszołomioną dobrodziejstwem” takiego porozumienia Polskę do coraz ściślejszego współdziałania w realizacji hitlerowskich planów zawładnięcia Europą. Jak pisze Alan Bullock („Hitler i Stalin żywoty równoległe” PIW 1991) oraz („Hitler studium tyranii” Czytelnik 1969): „Niespodziewanym posunięciem Hitlera, które zmieniło w sposób zasadniczy dotychczasową politykę zagraniczną Niemiec, było podpisanie w styczniu 1934 roku paktu o nieagresji z Polską”. Jeżeliby szukać państwa, które samym swym istnieniem stanowiło obrazę dla niemieckich nacjonalistów, to była nim niewątpliwie Polska. Po pierwszej wojnie światowej Niemcy utraciły na jej korzyść Poznań, Wielkopolskę i Górny Śląsk, a polski korytarz oddzielał od Rzeszy Gdańsk i Prusy Wschodnie. Polska odgrywała też główną rolę w cordone sanitaire, stworzonym przez Francję wokół Niemiec w Europie wschodniej.” Kolejnym krokiem Hitlera było zakończenie wojny celnej w marcu 1934 r. zwykłym protokołem. Był to następny pojednawczy gest wobec Polski, aby w ten sposób osłabić sojusz polsko-francuski w czasie, kiedy sam przeciwstawiał się państwom zachodnim i Moskwie oraz rozpoczynał intensywne zbrojenia Niemieckie. Na linii Berlin-Warszawa zanotowano u schyłku roku dalszy postęp: 1 listopada poselstwa obu stron podniesiono do rangi ambasad. Wszystkie te działania udowadniały, że Hitler nie mógł sobie jeszcze pozwolić na zdetonowanie wojny choćby lokalnej. Sztabowcy niemieccy liczyli się wciąż z możliwością inwazji polskiej i na taki przypadek, celem zabezpieczenia kierunku berlińskiego, rozpoczęli w tymże 1934 roku budowę systemu umocnień stałych na rubieży Szczecinek, Wałcz, Gorzów Wielkopolski; tak powstawać zaczął Wał Pomorski, po niemiecku Pommerrnstellung, którego budowę prowadzono aż do roku 1939. Szybko jednak przyszła kolej na hitlerowskie przedsięwzięcia już wyraźnie ofensywne. 16 marca 1935 rząd niemiecki ogłosił wprowadzenie w Rzeszy powszechnego obowiązku służby wojskowej. Zapowiadano utworzenie sił lądowych złożonych z 36 dywizji o łącznej sile 550 tysięcy ludzi na stopie pokojowej. Podobną siłą nie dysponowało w okresie pokoju żadne z państw kontynentu. W zdumiewającej zgodzie z wielu europejskimi politykami, doprawdy Hitlerowi niechętnymi, przyjmował Beck stwierdzenie, iż Niemcy i tak już od dawna zbroją się spiesznie, wobec czego decyzja z 16 marca stanowi tylko podanie tego faktu do publicznej wiadomości. Narosłemu tak groźnie problemowi remilitaryzacji Niemiec poświęcona została sesja Rady Ligi Narodów, która dała możliwość wypracowania rezolucji formalnie potępiającej niemiecką zapowiedź zbrojeń. Francja wystąpiła z projektem rozszerzenia sankcji za łamanie przez Niemcy obowiązujących je traktatów. 16 kwietnia Beck stwierdził wobec forum rady, iż uchwalenie jakiegoś nowego paragrafu sankcyjnego nie wzmoże bezpieczeństwa Europy, skoro nie stosuje się paragrafów już poprzednio uchwalonych. Dyskretne zadowolenie w Berlinie zmroziła zaraz potem wiadomość, że bezpośrednio po swym przemówieniu głosował Beck za rezolucją antyniemiecką. W niedzielę 12 maja 1935 r. o godzinie 20.45 zakończył życie Józef Piłsudski. Natychmiast powiadomiony prezydent Mościcki przyjechał do Belwederu. Beck opuścił pospiesznie kolację pożegnalną u swego odchodzącego na placówkę zagraniczną, dotychczasowego szefa gabinetu Kazimierza Dębickiego. Zwołana bezzwłocznie Rada Ministrów obradowała do północy, po czym też udała się do Belwederu celem złożenia hołdu zmarłemu. Zdecydowała ogłoszenie sześciodniowej żałoby narodowej. W dniu 13 maja w całych Niemczech zarządzono żałobne opuszczenie flag do połowy masztów; tak Hitler przypochlebiał się następcom zmarłego marszałka. WIZYTA BECKA W BERLINIE W trakcie przygotowywania wizyty Becka w Berlinie, która miała nastąpić natychmiast po upływie sześciu tygodni żałoby oficjalnej, 18 czerwca podpisany został brytyjsko-niemiecki układ morski, stanowiący ruinę kolejnego punktu traktatu wersalskiego i umożliwiający Niemcom legalną rozbudowę wielkiej marynarki wojennej, w skali do Royal Navy jak 35 do 100, wprawdzie z rezygnacją niemiecką z budowania lotniskowców, ale za to z równym dla obu stron parytetem w budowaniu okrętów podwodnych. Beck następnego dnia na konferencji z najbliższymi współpracownikami omawiał to złowróżbne wydarzenie polityczne, nie okazywał jednak zaniepokojenia perspektywą obecności na Bałtyku silnej Kriegsmarine. Interesowała go bardziej możliwość oddalenia się Wielkiej Brytanii od kontynentu. W przededniu wizyty berlińskiej narastał tymczasem nowy konflikt gdański. Było rzeczą oczywistą, że nieustanne kolizje finansowe, gospodarcze i celne między Polską i Wolnym Miastem wynikały w głównej mierze z inspiracji Berlina, z inspiracji znajdujących podatną glebę pomiędzy gdańskimi szowinistami niemieckimi. Sprzeciwianie się Polsce stanowiło w gruncie rzeczy program, a był to program stworzony w Berlinie. Próbowano udowodnić światu, że odłączenie polityczne Gdańska od Rzeszy jest nonsensem. W istocie rozwój Gdańska i jego dostatek zależały wyłącznie od handlu z Polską; odcięcie od Polski oznaczałoby natychmiastową ruinę całej gospodarki tego mini-państewka. Nieco zamętu wprowadziła polsko-niemiecka deklaracja o nieagresji, kiedy to w Berlinie zdecydowano przyhamować przede wszystkim propagandową działalność antypolską. Beck był gotów, jeżeli zaszła by potrzeba, w sprawie Gdańska choćby stanąć do walki z Niemcami; równocześnie, na płaszczyźnie dyplomatycznej, wykluczał ich z pertraktacji nad sprawami Wolnego Miasta. Słusznie zalecał niedopuszczenie do rozmów z Niemcami o relacjach polsko-gdańskich; rozmowy takie rzeczywiście ułatwiać mogły Niemcom ustawienie się na pozycji arbitra. Lecz z drugiej strony, paradoksalnie stanowisko zajęte przez Becka bardzo odpowiadało Niemcom. Gdańsk był przecież organizmem państwowym na pozór od nich niezależnym. W Gdańsku nie obowiązywał zawarty przez Niemcy z Polską układ o nieagresji, nie obowiązywały też umowy o wyhamowywaniu nieprzyjaznej wzajemnie propagandy. Toteż w Gdańsku hitlerowcy robili co chcieli w zakresie działalności antypolskiej. Z polskiego punktu widzenia należało traktować Wolne Miasto, zgodnie z rzeczywistym stanem rzeczy, nie jako państwo i nawet nie jako państewko, lecz jako niemiecką agenturę i rozmawiać o jej sprawach bezpośrednio z jej niemieckimi mocodawcami. Beck jednak wierzył w dobrą wolę Hitlera, gdańskie kłopoty przypisywał działaniu owych starego chowu Prusaków, od których jego zdaniem odcinało się kierownictwo hitlerowskie i tym samym poniekąd oddawał pole nieprzyjacielowi. Dopiero u schyłku roku miał się rozeznać w mechanizmie tej dywersji przeciw polskiej. 3 lipca wyjechał do Berlina. Przed frontem Dworca Śląskiego witała go kompania honorowa SS, po czym przyjął defiladę pułku już nie dawnej Reichswehry, lecz nowego Wehrmachtu. Zastosowano protokół jak dla premiera. Beck napisał później: „...rzeczywista wartość mej wizyty w Berlinie polegała na tym, że wydarzenie to było dla opinii publicznej świadectwem nowej formy stosunków między Polską a Niemcami. W pewnym sensie najważniejszą sprawą było nie to, czy stosunki te będą w przyszłości dobre czy złe; dotychczas uważano po prostu, że są one w ogóle niemożliwe; dlatego sam fakt nawiązania ich wprowadzał już nowy czynnik do polityki europejskiej.” W czasie tej wizyty pomyślnie zostały też rozstrzygnięte sprawy gdańskie. W wyniku nacisku Berlina senat Wolnego Miasta od razu zmienił stanowisko czego wyrazem było ratyfikowanie w Gdyni układu, który przywracał polską barierę celną na zewnętrznych granicach obszaru Gdańska i załatwiał sprawę finansowych rozrachunków z Wolnym Miastem. Berlin starał się tym sposobem niejako wypróbować odporność nowych władz w zmienionych uwarunkowaniach. Generalnie Hitler dawał odczuć wielki respekt dla postaci nieżyjącego już Marszałka Piłsudskiego. Równocześnie badano czy zgon Marszałka nie wpłynie na jakąś gwałtowną zmianę jego polityki. PAKT RIBBENTROP - MOŁOTOW Napad Czerwonej Armii i Niemców na Polskę 1 i 17 września 1939 roku został przesądzony w wyniku Paktu Ribbentrop – Mołotow zawartego 23 sierpnia 1939 roku. Pakt Ribbentrop–Mołotow, IV rozbiór Polski – umowa międzynarodowa z 23 sierpnia 1939 roku, będąca formalnie paktem o nieagresji pomiędzy III Rzeszą Niemiecką i Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich, która zgodnie z tajnym protokołem dodatkowym, stanowiącym załącznik do oficjalnego dokumentu umowy, dotyczyła rozbioru terytoriów lub rozporządzenia niepodległością suwerennych państw: Polski, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii i Rumunii. W niepełne cztery miesiące przed napadem Niemiec na Polskę minister spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Józef Beck w dniu 5 maja 1939 roku wygłosił w Sejmie przemówienie, które jako niezmiernie ważne i znaczące dla dalszej polityki Rzeczypospolitej podaję w całości. http://pl.wikisource.org/wiki/Przem%C3%B3wienie_J%C3%B3zefa_Becka_w_Sejmie_RP_5_maja_1939_r Przemówienie ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Józefa Becka zostało wygłoszone na plenarnym posiedzeniu Sejmu RP 5 maja 1939 roku, w odpowiedzi na mowę kanclerza Rzeszy A. Hitlera z dnia 28 kwietnia 1939 roku Józef Beck Wysoka Izbo! Korzystam ze zebrania Parlamentu, ażeby uzupełnić pewne luki w mojej pracy, jakie miały miejsce w ostatnich miesiącach. Bieg wydarzeń międzynarodowych uzasadniałby może więcej wypowiedzi ministra spraw zagranicznych, niż moje jedyne expose’? w Komisji Spraw Zagranicznych Senatu. Z drugiej strony, ten właśnie szybki bieg wydarzeń skłaniał mnie do odraczania deklaracji publicznej do czasu, w którym główne zagadnienia naszej polityki przyjmą bardziej dojrzałą formę. Konsekwencje, wynikające z osłabienia zbiorowych instytucji międzynarodowych i z głębokiej rewizji metod pracy między państwami, które zresztą niejednokrotnie w Izbach sygnalizowałem, spowodowały otwarcie całego szeregu nowych problemów w różnych częściach świata. Proces ten i jego skutki dotarły w szeregu ostatnich miesięcy aż do granic Rzeczypospolitej. To, co najogólniej o tym zjawisku można powiedzieć, streszczam w określeniu, że stosunki między poszczególnymi państwami nabrały bardziej indywidualnego charakteru, więcej własnego oblicza. Osłabione zostały normy ogólne. Po prostu rozmawia się coraz bardziej bezpośrednio od państwa do państwa. Jeśli o nas chodzi - zaszły wydarzenia bardzo poważne. Z jednymi państwami kontakt nasz stał się głębszy i łatwiejszy, w innych wypadkach powstały poważne trudności. Biorąc rzeczy chronologicznie, mam tu na myśli w pierwszej linii naszą umowę ze Zjednoczonym Królestwem, z Anglią. Po kilkakrotnych kontaktach w drodze dyplomatycznej które miały na celu określenie zakresu naszych przyszłych stosunków, doszliśmy przy okazji mej wizyty w Londynie do bezpośredniej umowy, opartej o zasady wzajemnej pomocy w razie zagrożenia bezpośredniego lub pośredniego niezależności jednego z naszych państw. Formuła umowy znana jest panom w deklaracji premiera Neville Chamberlaina z dn. 6 kwietnia, deklaracji, której tekst został uzgodniony i winien być uważany za układ zawarty miedzy obydwoma Rządami. Uważam za swój obowiązek dodać tu, że sposób i forma wyczerpujących rozmów, przeprowadzonych w Londynie, dodają umowie wartości szczególnej. Pragnąłbym, aby polska opinia publiczna wiedziała, że spotkałem ze strony angielskiej mężów stanu nie tylko głębokie zrozumienie ogólnych zagadnień polityki europejskiej, ale taki stosunek do naszego państwa, który pozwolił mi z cała otwartością i zaufaniem przedyskutować wszystkie istotne zagadnienia, bez niedomówień i wątpliwości. Szybkie ustalenie zasady współpracy angielsko - polskiej możliwe było przede wszystkim dlatego, że wyjaśniliśmy sobie wyraźnie, iż tendencje obu Rządów są zgodne w podstawowych zagadnieniach europejskich; na pewno ani Anglia, ani Polska nie żywią zamiarów agresywnych w stosunku do nikogo, lecz również stanowczo stoją na gruncie respektu dla pewnych podstawowych zasad w życiu międzynarodowym. Równoległe deklaracje kierowników politycznych strony francuskiej stwierdzają, że jesteśmy zgodni miedzy Paryżem a Warszawą co do tego, że skuteczność działania naszego obronnego układu nie tylko nie może być osłabiona przez zmianę koniunktury międzynarodowej, lecz przeciwnie - że układ ten stanowić powinien jeden z najistotniejszych czynników w strukturze politycznej Europy. Porozumienie polsko - angielskie przyjął pan kanclerz Rzeszy Niemieckiej za pretekst do jednostronnego uznania za nieistniejący układu, który pan Kanclerz Rzeszy zawarł z nami w roku 1934. Zanim przejdę do dzisiejszego stadium tej sprawy, pozwolą mi panowie na krótki rys historyczny. Fakt, że miałem zaszczyt brać czynny udział w zawarciu i wykonaniu tego układu, nakłada na mnie obowiązek jego analizy. Układ z 1934 r. był wydarzeniem wielkiej miary. Była to próba dania jakiegoś lepszego biegu historii między dwoma wielkimi narodami, próba wyjścia z niezdrowej atmosfery codziennych zgrzytów i szerszych wrogich zamierzeń, w kierunku wzniesienia się ponad narosłe od wieków animozje, w kierunku stworzenia głębokich podstaw wzajemnego poszanowania. Próba sprzeciwiania się złemu jest zawsze najpiękniejszą możliwością działalności politycznej. Polityka polska w najbardziej krytycznych momentach ostatnich czasów wykazała respekt dla tej zasady. Pod tym kątem widzenia, proszę Panów, zerwanie tego układu nie jest rzeczą mało znaczącą. Natomiast każdy układ jest tyle wart, ile są warte konsekwencje, które z niego wynikają. I jeśli polityka i postępowanie partnera od zasady układu odbiega, to po jego osłabieniu, czy zniknięciu nie mamy powodu nosić żałoby. Układ polsko - niemiecki z 1934 r. był układem o wzajemnym szacunku i dobrym sąsiedztwie, i jako taki wniósł pozytywną wartość do życia naszego państwa, do życia Niemiec i do życia całej Europy. Z chwilą jednak, kiedy ujawniły się tendencje, ażeby interpretować go bądź to jako ograniczenie swobody naszej polityki, bądź to jako motyw do żądania od nas jednostronnych, a niezgodnych z naszymi żywotnymi interesami koncepcji stracił swój prawdziwy charakter. Przejdźmy teraz do sytuacji aktualnej. Rzesza Niemiecka sam fakt porozumienia polsko - angielskiego przyjęła za motyw zerwania układu z 1934 r. Ze strony niemieckiej podnoszono takie, czy inne obiekcje natury jurydycznej. Jurystów pozwolę sobie odesłać do tekstu naszej odpowiedzi na memorandum niemieckie, która będzie dziś jeszcze Rządowi Niemieckiemu doręczona. Nie chciałbym również zatrzymywać panów dłużej nad dyplomatycznymi formami tego wydarzenia, ale pewna dziedzina ma tu swój specyficzny wyraz. Rząd Rzeszy, jak to wynika z tekstu memorandum niemieckiego, powziął swoją decyzję na podstawie informacji prasowych, nie badając opinii ani Rządu Angielskiego, ani Rządu Polskiego co do charakteru zawartego porozumienia. Trudne to nie było, gdyż bezpośrednio po powrocie z Londynu okazałem gotowość przyjęcia ambasadora Rzeszy, który do dnia dzisiejszego z tej sposobności nie skorzystał. Dlaczego ta okoliczność jest tak ważna? Dla najprościej rozumującego człowieka jest jasne, że nie charakter, cel i ramy układu polsko - angielskiego decydowały, tylko sam fakt, że układ taki został zawarty. A to znów jest ważne dla oceny intencji polityki Rzeszy, bo jeśli wbrew poprzednim oświadczeniom Rząd Rzeszy interpretował deklarację o nieagresji zawartą z Polską w 1934 r., jako chęć izolacji Polski i uniemożliwienia naszemu państwu normalnej, przyjaznej współpracy z państwami zachodnimi - to interpretacje taką odrzucili byśmy zawsze sami. Wysoka Izbo! Ażeby sytuację należycie ocenić, trzeba przede wszystkim postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Bez tego pytania i naszej na nie odpowiedzi nie możemy właściwie ocenić istoty oświadczeń niemieckich w stosunku do spraw Polskę obchodzących. O naszym stosunku do Zachodu mówiłem już poprzednio. Powstaje zagadnienie propozycji niemieckiej co do przyszłości Wolnego Miasta Gdańska, komunikacji Rzeszy z Prusami Wschodnimi przez nasze województwo pomorskie i dodatkowych tematów poruszonych jako sprawy, interesujące wspólnie Polskę i Niemcy. Zbadajmy tedy te zagadnienia po kolei. Jeśli chodzi o Gdańsk, to najpierw kilka uwag ogólnych. Wolne Miasto Gdańsk nie zostało wymyślone w Traktacie Wersalskim. Jest zjawiskiem istniejącym od wielu wieków, i jako wynik, właściwie biorąc, jeśli się czynnik emocjonalny odrzuci, pozytywnego skrzyżowania spraw polskich i niemieckich. Niemieccy kupcy w Gdańsku zapewnili rozwój i dobrobyt tego miasta, dzięki handlowi zamorskiemu Polski. Nie tylko rozwój, ale i racja bytu tego miasta wynikały z tego, że leży ono u ujścia jedynej wielkiej naszej rzeki, co w przeszłości decydowało, a na głównym szlaku wodnym i kolejowym, łączącym nas dziś z Bałtykiem. To jest prawda, której żadne nowe formuły zatrzeć nie zdołają. Ludność Gdańska jest obecnie w swej dominującej większości niemiecka, jej egzystencja i dobrobyt zależą natomiast od potencjału ekonomicznego Polski. Jakież z tego wyciągnęliśmy konsekwencje? Staliśmy i stoimy zdecydowanie na platformie interesów naszego morskiego handlu i naszej morskiej polityki w Gdańsku. Szukając rozwiązań rozsądnych i pojednawczych, świadomie nie usiłowaliśmy wywierać żadnego nacisku na swobodny rozwój narodowy, ideowy i kulturalny niemieckiej ludności w Wolnym Mieście. Nie będę przedłużał mego przemówienia cytowaniem przykładów. Są one dostatecznie znane wszystkim, co się tą sprawą w jakikolwiek sposób zajmowali. Ale z chwilą, kiedy po tylokrotnych wypowiedzeniach się niemieckich mężów stanu, którzy respektowali nasze stanowisko i wyrażali opinię, że to „prowincjonalne miasto nie będzie przedmiotem sporu między Polską a Niemcami” - słyszę żądanie aneksji Gdańska do Rzeszy, z chwilą, kiedy na naszą propozycję, złożoną dn. 26 marca wspólnego gwarantowania istnienia i praw Wolnego Miasta nie otrzymuję odpowiedzi, a natomiast dowiaduje się następnie, że została ona uznana za odrzucenie rokowań - to muszę sobie postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Czy o swobodę ludności niemieckiej Gdańska, która nie jest zagrożona, czy o sprawy prestiżowe, czy też o odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da! Te same rozważania odnoszą się do komunikacji przez nasze województwo pomorskie. Nalegam na to słowo „województwo pomorskie”. Słowo „korytarz” jest sztucznym wymysłem, gdyż chodzi tu bowiem o odwieczną polską ziemię, mającą znikomy procent osadników niemieckich. Daliśmy Rzeszy Niemieckiej wszelkie ułatwienia w komunikacji kolejowej, pozwoliliśmy obywatelom tego państwa przejeżdżać bez trudności celnych czy paszportowych z Rzeszy do Prus Wschodnich. Zaproponowaliśmy rozważenie analogicznych ułatwień w komunikacji samochodowej. I tu znowu zjawia się pytanie, o co właściwie chodzi? Nie mamy żadnego interesu szkodzić obywatelom Rzeszy w komunikacji z ich wschodnią prowincją. Nie mamy natomiast żadnego powodu umniejszania naszej suwerenności na naszym własnym terytorium. W pierwszej i drugiej sprawie, to jest w sprawie przyszłości Gdańska i komunikacji przez Pomorze, chodzi ciągle o koncesje jednostronne, których Rząd Rzeszy wydaje się od nas domagać. Szanujące się państwo nie czyni koncesji jednostronnych. Gdzież jest zatem ta wzajemność? W propozycjach niemieckich wygląda to dość mglisto. Pan kanclerz Rzeszy w swej mowie wspominał o potrójnym kondominium w Słowacji. Zmuszony jestem stwierdzić, że tę propozycję usłyszałem po raz pierwszy w mowie pana kanclerza z dn. 28 kwietnia. W niektórych poprzednich rozmowach czynione były tylko aluzje, że w razie dojścia do ogólnego układu sprawa Słowacji mogłaby być omówiona. Nie szukaliśmy pogłębienia tego rodzaju rozmów, ponieważ nie mamy zwyczaju handlować cudzymi interesami. Podobnie propozycja przedłużenia paktu o nieagresji na 25 lat nie była nam w ostatnich rozmowach w żadnej konkretnej formie przedstawiona. Tu także były nieoficjalne aluzje, pochodzące zresztą od wybitnych przedstawicieli Rządu Rzeszy. Ale, proszę panów, w takich rozmowach bywały także różne inne aluzje, sięgające dużo dalej i szerzej niż omawiane tematy. Rezerwuję sobie prawo w razie potrzeby do powrócenia do tego tematu. W mowie swej pan kanclerz Rzeszy jako koncesje ze swej strony proponuje uznanie i przyjęcie definitywne istniejącej między Polską a Niemcami granicy. Muszę skonstatować, że chodziłoby tu o uznanie naszej de jure i de facto bezspornej własności, więc co za tym idzie, ta propozycja również nie może zmienić mojej tezy, że dezyderaty niemieckie w sprawie Gdańska i autostrady pozostają żądaniami jednostronnymi. W świetle tych wyjaśnień Wysoka Izba oczekuje zapewne ode mnie i słusznie, odpowiedzi na ostatni passus niemieckiego memorandum, który mówi: „Gdyby Rząd Polski przywiązywał do tego wagę, by doszło do nowego umownego uregulowania stosunków polsko - niemieckich, to Rząd Niemiecki jest do tego gotów”. Wydaje mi się, że merytorycznie określiłem już nasze stanowisko. Dla porządku zrobię resumé. Motywem dla zawarcia takiego układu byłoby słowo „pokój”, które pan kanclerz Rzeszy z naciskiem w swym przemówieniu wymieniał. Pokój jest na pewno celem ciężkiej i wytężonej pracy dyplomacji polskiej. Po to, aby to słowo miało realną wartość, potrzebne są dwa warunki : 1) pokojowe zamiary, 2) pokojowe metody postępowania. Jeżeli tymi dwoma warunkami Rząd Rzeszy istotnie się kieruje w stosunku do naszego kraju, wszelkie rozmowy, respektujące oczywiście wymienione przeze mnie uprzednio zasady, są możliwe. Gdyby do takich rozmów doszło - to Rząd Polski swoim zwyczajem traktować będzie zagadnienie rzeczowo, licząc się z doświadczeniami ostatnich czasów, lecz nie odmawiając swej najlepszej woli. Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor”. PAKT - RIBBENTROP – BECK NIGDY NIE ISTNIAŁ Istnienie takiego paktu usiłuje wmówić PT Czytelnikom tytuł książki „Pakt Ribbentrop – Beck” Piotra Zychowicza. W tekście zamieszczonym powyżej „OKOLICZNOŚCI ZAWARCIA POLSKO – NIEMIECKIEGO PAKTU O NIEAGRESJI Z 26 STYCZNIA 1934 ROKU” starałem się precyzyjnie wyjaśnić okoliczności i cel zawarcia takiego paktu o nieagresji. Pakt ów nigdy nie nosił takiej nazwy jak sugeruje tytuł książki Piotra Zychowicza i wnosił jedynie pokój, a nie wojnę. Przypomnę jedynie żądania Hitlera w trakcie rozmów przed podpisaniem owego paktu:” Żądania Hitlera wobec Polski: -budowa trasy eksterytorialnej łączącej Niemcy i Prusy Wschodnie przez terytorium Polski, -przystąpienie Polski do Paktu Antykominternowskiego, -włączenie Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy, Wszystkie żądania Hitlera (na propozycję ministra spraw zagranicznych Polski Józefa Becka) zostały odrzucone przez Polskę. Józef Beck i (ur. 4 października 1894 w Warszawie, zm. 5 czerwca 1944 w Stănești) – polski polityk, dyplomata, bliski współpracownik Józefa Piłsudskiego, pułkownik dyplomowany artylerii Wojska Polskiego. Członek POW, w latach 1914–1917 żołnierz Legionów Polskich i adiutant Józefa Piłsudskiego. Attaché wojskowy RP w Paryżu i Brukseli w okresie 1922–1923. W latach 1924–1925 był słuchaczem rocznego Kursu Doszkolenia w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie. Z dniem 15 października 1925, po ukończeniu kursu i uzyskaniu tytułu naukowego oficera Sztabu Generalnego przydzielony został do Oddziału III a, Biura Ścisłej Rady Wojennej na stanowisko szefa wydziału. W 1926 roku w czasie zamachu majowego opowiedział się po stronie Józefa Piłsudskiego. W latach 1926–1930 szef gabinetu ministra spraw wojskowych, od 25 sierpnia do 4 grudnia 1930 roku – wicepremier w rządzie Józefa Piłsudskiego, a następnie (do 1932) – wiceminister spraw zagranicznych. Od 2 listopada 1932 roku minister spraw zagranicznych, samodzielnie kierował polską polityką zagraniczną aż do wybuchu II wojny światowej. Starał się stosować politykę równowagi w stosunkach między dwoma wielkimi sąsiadami Rzeczypospolitej – ZSRR i Niemcami. Przyczynił się do zawarcia 25 lipca 1932 w Moskwie układu o nieagresji ze Związkiem Radzieckim, a 26 stycznia 1934 w Berlinie podpisania deklaracji o niestosowaniu przemocy z Niemcami. Przez przeciwników oskarżany o prowadzenie polityki proniemieckiej i antyfrancuskiej. Spowodował włączenie do Polski Zaolzia po układzie monachijskim, a przed aneksją Czechosłowacji przez Niemcy. Jesienią 1938 roku i wiosną 1939 roku zdecydowanie odrzucił składane Polsce przez Niemcy propozycje, w których jako rekompensatę za zgodę na przyłączenie Gdańska do Rzeszy i zbudowanie eksterytorialnej autostrady przez polskie Pomorze do Prus Wschodnich, Niemcy proponowali udział Polski w pakcie antykominternowskim, wspólną wojnę z Rosją Sowiecką oraz przedłużenie paktu o nieagresji z 10 do 25 lat. Doprowadził do zawarcia w 1939 sojuszu z Wielką Brytanią. Po agresji sowieckiej na Polskę, w nocy z 17 na 18 września 1939 ewakuował się wraz z rządem do Rumunii, gdzie został internowany. Piotr Zychowicz w tekście „Pakt Ribbentrop – Beck” a priori stara się wmówić czytelnikowi rzekomą narodową nienawiść do Józefa Becka i wypacza fakty historyczne. Cytuję: „(…) wysłużony pancernik szkolny Schleswig – Holstein zbliżył się do brzegu pod osłoną nocy . Na dany sygnał otworzył ogień ze wszystkich dział, w tym czterech kalibru 280 mm. Potężne eksplozje ćwierćtonowych pocisków oznajmiły światu początek największego konfliktu w dziejach ludzkości…Był 9 kwietnia 1940 roku… Tego dnia wybuchła druga wojna światowa, która rozpoczęła się od niemieckiego ataku na Danię i Norwegię… …Zaskoczenie było całkowite. Krótka kampania - pierwszy Blitzkrieg w historii Europy… …Tymczasem w położonej na wschodzie Europy Polsce panował spokój… …Na ulicach Warszawy, Wilna, Krakowa, Lwowa, Poznania, Stanisławowa i szeregu innych miast Rzeczypospolitej dochodziło do demonstracji… …oburzenie dużej części Polaków skierowane było przeciwko ministrowi spraw zagranicznych Józefowi Beckowi... …Ów niespecjalnie lubiany polityk stał się wrogiem publicznym numer jeden… …to co zrobił Beck zhańbiło nas na najbliższe stulecia… …zarzucano mu „zhańbienie narodu polskiego i prowadzenie „tchórzliwej polityki ustępstw”… …nazywano go „sługusem Hitlera” i „niemieckim agentem”… …rok wcześniej Józef Beck ugiął się bowiem pod presja Niemiec, poszedł na koncepcję wobec zachodniego sąsiada i zgodził się na przystąpienie do paktu antykominternowskiego… …Właśnie ta decyzja rozwiązała ręce Hitlerowi i otworzyła mu drogę do ataku na Zachód… …jak można było przestraszyć się niemieckiego bluffu i czołgów z tektury?… …Jak można było zdradzić Francję, naszego najlepszego sojusznika, na którego zawsze mogliśmy liczyć…? … Józef Beck w rozmowach z Hitlerem prowadzonych w jego alpejskiej willi Berghof zgodził się na wysuwane wobec Warszawy propozycje…Na przyłączenie Wolnego Miasta Gdańsk do Rzeszy oraz wybudowanie eksterytorialnej autostrady łączącej Prusy z resztą Niemiec przez polskie Pomorze…W zamian Niemcy – zgodnie z obietnicą – zagwarantowały Polsce jej zachodnią granicę i przedłyżyły pakt o nieagresji z 1934 roku do dwudziestu pięciu lat…Podpisany w Warszawie układ przeszedł do historii jako pakt Ribbentrop – Beck, ze strony niemieckiej bowiem jego sygnatariuszem był minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop(…)”. OBŁĘD 44 Piotr Zychowicz jest autorem jeszcze jednej książki rażącej tytułem „Obłęd 44” nawiązującej do walk w powstańczej Warszawie. Sam tytuł dyskwalifikuje autora, nie będę więc cytował fragmentów. Zychowicz występując w telewizji Republika jako komentator historyczny obniża poziom świadczonych usług historycznych, czyniąc je mało wiarygodnymi. Tymi dwoma tytułami polski historyk redaktor naczelny Historii „Uważam Rze” uzupełnił poczet takich autorów jak Jerzy Kosiński („Malowaany ptak), Barbara Engelking Boni („Jest taki piękny słoneczny dzień”), Jana Tomasza Grossa ( „Sąsiedzi”, „Strach”, „Złote żniwa”), Elżbiety Janickiej z PAN, której wypowiedź cytuję: „W wywiadzie dla PAP dr Elżbieta Janicka z Polskiej Akademii Nauk: „Rudy” i „Zośka”, bohaterowie książki Aleksandra Kamińskiego „Kamienie na szaniec”, to geje i antysemici. Wcześniej Janicka „odkryła”, że kapliczki podwórkowe stawiane w okupowanej Warszawie w 1943 roku, to swoiste wota dziękczynne Polaków za pozbycie się Żydów, a Powstanie Warszawskie to przede wszystkim cierpienia ludności cywilnej. Elżbieta Janicka, dekonstruktorka powstańczych mitów, pisała, 
że oddychamy powietrzem, w którym 
czuje się nienawiść. Paradoksalnie – największa chmura nienawiści wisi nad jej własnym biurkiem. Chyba żadna z postępowych prowokacji nie wywołała takiej burzy, jak niedawna, do dziś gorąco komentowana, „genderowa" analiza postaw bohaterów „Kamieni na szaniec". Elżbieta Janicka, rocznik 70., doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Instytucie Slawistyki PAN, za pośrednictwem depeszy PAP postanowiła zdemaskować obraz młodych powstańców warszawskich, bohaterów kilku pokoleń czytelników książki Aleksandra Kamińskiego, czyli Alka, Rudego i Zośki. Językoznawczyni z PAN wskazała, że przyjaźń „Rudego" i „Zośki", uznać trzeba za więź homoseksualną. Zasugerowała przy tym, że prawdziwym motywem, dla której oddział Szarych Szeregów zorganizował brawurową akcję odbicia 25 więźniów z rąk gestapo, w tym „Rudego", było owo homoseksualne uczucie. „Naukowy dowód" Janickiej wywołał – prócz głosów wielkiego oburzenia – także lawinę kpin z naukowego warsztatu pani adiunkt z PAN. Publicysta „Do Rzeczy" Marek Magierowski zaproponował badaczce z PAN listę bohaterów literackich do analizy. „Aż się prosi, by Elżbieta Janicka zinterpretowała także na nowo koncert Wojskiego na rogu tym razem w kontekście fallicznym. »Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty / Swój róg bawoli, długi, cętkowany, kręty / Jak wąż boa, oburącz do ust go przycisnął«. Mój Boże, jakżeż mogliśmy być tak ślepi!". – To jest bardzo niepojący trend – martwi się prof. Ryszard Legutko, polityk PiS i były minister oświaty. – Bo namnożyły się te różne programy genderowe na uczelniach, na to płyną pieniądze państwowe i unijne. Sam Legutko już ze dwie dekady temu prorokował, że w „Dziadach" w końcu doczekamy się ks. Piotra w homoparze z Konradem: – Padło na „Kamienie na szaniec"... Cóż. To jest taka zaraza, która niszczy humanistykę, tymczasem to nie jest żadna rewolucja. To kalki światopoglądowe. Ciekawe, że literaturoznawstwo jest szczególnie zdegenerowane, bo spolityzowane strasznie i to w wersji neomarksistowskiej. Literatura, jak kiedyś, ma być słuszna. Spełniać wymogi politycznej poprawności. Klucz marksistowski zawierał w sobie jeden element, czyli klasę, neomarksizm ma klasę, rasę i płeć, i tylko tym się różni. I u nas się to tym kluczem wyklucza – bo antysemityzm, patriarchat, homofobia. Kiedyś były masówki, dziś są akcje medialne. I wskazuje na charakterystyczny rys warsztatu neomarksistów. – To się u nich przejawia poprzez żargon – język jest pokrętny, hermetyczny, a w gruncie rzeczy niesie prymitywny przekaz, a zasada jest taka, że im bardziej struktura mętna, tym myśl bardziej toporna. Na szyderstwach jednak nie mogło się skończyć. Struny szarpnięte przez Janicką zagrały dla wielu zbyt perfidnie i zbyt boleśnie. – Zaświadczam, że byli to normalni, zdrowi, młodzi chłopcy z żelaznymi zasadami. I wielcy patrioci – zareagowała na rewelacje Janickiej Katarzyna Nowakowska pseud. Kasia, odznaczona Krzyżem Walecznych, powstaniec warszawski z 3 batalionu pancernego „Golski". Nowakowska uznała rewelacje Janickiej za krzywdzące, niesmaczne i insynuujące rzeczy nieprawdopodobne. Odezwali się też inni koledzy z AK i Szarych Szeregów, zaapelowali: „My, żyjący jeszcze harcerze Szarych Szeregów i Armii Krajowej, zwracamy się do dziennikarzy, publicystów, historyków – także z PAN – o opieranie się w swoich wypowiedziach o nas na faktach, nie na piarowskich fantazjach. Apel tym bardziej zasadny, że na homoetykietowaniu powstańców warszawskich Janicka nie kończy. Autorowi „Kamieni na szaniec" zarzuca antysemityzm, bo gloryfikując powstańców warszawskich – pominął milczeniem powstanie w getcie, choć był łącznikiem AK z gettem (otrzymał medal Sprawiedliwego wśród Narodów Świata). Tych zarzutów Janicka rzecz jasna też nie poparła dowodami. Piotr Zychowicz przodujący w tym poczcie kłamliwych autorów, mnie 83 – letniemu świadkowi historii opowiada, że II wojna światowa rozpoczęła się 9 kwietnia 1940 roku atakiem na Danię i Norwegię, podczas gdy w Polsce w tym czasie panował spokój, tylko odbywały się demonstracje przeciwko znienawidzonemu zdrajcy „niemieckiemu agentowi” Józefowi Beckowi. Natomiast w wersji wariantu historycznego „co by było, gdyby było” (Pakt Ribbentrop – Beck”) nie wolno igrać bohaterami narodowymi czyniąc z nich zdrajców i agentów niemieckich. Podobnie „Gazeta Polska” prezentuje imiona i nazwiska ukraińskich „bohaterów” majdanu przeciętnych banderowców, jak większość Ukraińców nienawidzących Polski, Polaków i polskości. Red. Katarzyna Gójska - Hejke w „Gazecie Polskiej” przedstawia Ukraińców jako życzliwych Polakom, którzy na Ukrainie mają swoją drugą ojczyznę. We wrześniu 2014 roku obchodzić będziemy 75 rocznicę tragicznego dla Polski września 1939 roku. Dwie daty 1 i 17 września 1939 roku dramatem tamtych dni weszły trwale do historii Polski. Ale 1 i 17 września 1939 roku dramat Polski dopiero się rozpoczął. Spoglądając na statystyczne opracowania ofiar II wojny światowej dla poszczególnych krajów, Polska poniosła największe, nie proporcjonalne straty . W tej nieszczęsnej tabeli jesteśmy na pierwszym miejscu. Dla przykładu Polska – stan ludności przed rozpoczęciem wojny - 34 miliony 849 tysięcy, straty ogółem - 16,07%, żołnierze - 160 tysięcy, cywile - 5 milionów 440 tysięcy, łącznie poniesione ofiary – 5 milionów 600 tysięcy obywateli. Francja – stan ludności przed rozpoczęciem wojny 41milionów 700 tysięcy, straty ogółem - 1,35%, żołnierze – 212 tysięcy, cywile – 350 tysięcy, łącznie poniesione ofiary 562 tysiące. Niemcy – stan ludności przed rozpoczęciem wojny – 69 milionów 623 tysiące, straty ogółem – 10,47%, żołnierze – 4 miliony 633 tysiące, cywile – 2 miliony 860 tysięcy, Łącznie poniesione ofiary – 7 milionów 493 tysiące ZSRR – stan ludności przed rozpoczęciem wojny – 168 milionów 500 tysięcy, straty ogółem – 13,71 % żołnierze – 12 milionów 500 tysięcy, cywile – 11 milionów 600 tysięcy, łącznie poniesione ofiary – 24 miliony 100 tysięcy. GENEZA WYBUCHU II WOJNY ŚWIATOWEJ Na trzy lata przed wybuchem wojny, w 1936 roku, wojska III Rzeszy, wbrew porozumieniom traktatu wersalskiego wkroczyły do zdemilitaryzowanej strefy Nadrenii. Niemieccy dowódcy, świadomi ewentualnego niepowodzenia wobec silnej kontrofensywy ze strony aliantów, nie mieli powodów do obaw wobec ich rutynowego protestu zamiast faktycznego działania. W tym samym roku wybuchła rewolucja w Hiszpanii, na której czele stał generał Franco, wspierany przez włoskich, a następnie także i niemieckich faszystów, dla których taka inwestycja ludzi i sprzętu oznaczała cenne doświadczenie przed mającą wybuchnąć wojną. W roku 1938, pod pretekstem "zapewnienia ładu i porządku" armia niemiecka wkroczyła do Austrii, gdzie wcześniej, z polecenia Hitlera zamordowano jednego z kanclerzy, a drugiego wymieniono na człowieka opowiedzianego po stronie III Rzeszy. Pod równie pozornym pretekstem obrony prześladowanej niemieckiej mniejszości Hitler przyłączył do Niemiec Czeskie Sudety. Wobec gotowości aliantów do stawienia zbrojnego oporu, Hitler w czasie konferencji w Monachium (wrzesień 1938) zadeklarował, że aneksja Sudetów zakończy jego ekspansję terytorialną w Europie. Pół roku później do III Rzeszy zostały przyłączone Czechy i Morawy; utworzone marionetkowe państwo słowackie pozostawało pod niemiecką kontrolą. Agresywna polityka Hitlera wobec państw środkowoeuropejskich była jednoznacznym komunikatem jego zamiarów względem zamieszkujących je narodów słowiańskich (pozostających w świetle rasistowskiej teorii gatunkiem podludzi), które miały od tej pory dostarczać Rzeszy taniej siły roboczej. Pasywne stanowisko aliantów, którzy ograniczali się jedynie do protestów, sprzyjało niemieckiej polityce. Ofensywa ze strony III Rzeszy na państwo polskie wydawała się po dokonanych już aneksjach oczywistością. Zdaniem niemieckich nacjonalistów istnienie państwa polskiego było pomyłką, popełnioną przy podpisywaniu porozumień traktatu wersalskiego. Niepodległość Polski. Mołotow nazwał ją „potwornym bękartem traktatu wersalskiego”. Stalin mówił o niej jako „ o, przepraszam za wyrażenie - państwie”, a dla J.M. Keynesa, teoretyka współczesnego kapitalizmu była „ekonomiczną niemożliwością, której jedynym przemysłem jest żydożerstwo”. Lewis Namler uważał, że jest „patologiczna”, E. H. Carr nazwał ją „farsą”. David Lloyd George mówił o „defekcie historii” , twierdząc, że „zdobyła sobie wolność nie własnym wysiłkiem, ale ludzką krwią” i że jest krajem, który „narzucił innym narodom tę samą tyranię”, jaką sam przez lata znosił. Polska powiedział, jest „pijana młodym winem wolności, które jej podali alianci”, i „uważa się za nieodparcie uroczą kochankę środkowej Europy”. W 1919 roku Lloyd George powiedział, „że prędzej oddałby małpie zegarek, niż Polsce Górny Śląsk”, zaś w 1939 roku oświadczył, „iż Polska zasłużyła na swój los”. Adolf Hitler nazywał ją „państwem, które wyrosło z krwi niezliczonej ilości pułków, państwem zbudowanym na sile i rządzonym przez pałki policjantów i żołnierzy, śmiesznym państwem, w którym sadystyczne bestie dają upust swoim perwersyjnym instynktom, sztucznie poczętym państwem, ulubionym pokojowym pieskiem zachodnich demokracji, którego w ogóle nie można uznać za kulturalny naród, tak zwanym państwem, pozbawionym wszelkich podstaw narodowych, historycznych, kulturowych, czy moralnych”. Zbieżność tych uczuć, a także sposobów ich wyrażania, jest oczywista. Rzadko – jeżeli w ogóle kiedyś – kraj, który właśnie uzyskał niepodległość, bywał przedmiotem równie krasomówczych i równie nieuzasadnionych zniewag. Rzadko – jeżeli w ogóle kiedyś – brytyjscy liberałowie bywali równie beztroscy w formułowaniu opinii, lub dobieraniu sobie towarzystwa. Kiedy wybuchła I wojna światowa, jeden ze współpracowników Józefa Piłsudskiego zapisał: „nikt na całym świecie Polski nie chce”. Premier brytyjski Herbert Asquith mówił krótko przed wojną wybitnemu pianiście i orędownikowi sprawy polskiej na Zachodzie Ignacemu Paderewskiemu: „nie ma żadnej nadziei na przyszłość dla Ojczyzny Pana”. Oznaczało to, że w chwili wybuchu wojny sprawę polską uważano w Europie za wewnętrzny problem zaborców Rosji, która z Francją i Wielką Brytanią znalazła się w obozie ententy oraz walczących z tym sojuszem państw centralnych – Niemiec i Austro-Węgier. Niezależnie od tego, dowództwa wojujących ze sobą na ziemiach polskich armii państw zaborczych chciały zapewnić sobie przychylność Polaków. Rosjanie wydali odezwę, w której odwołali się do odwiecznej, rzekomo wspólnej walki Słowian z agresją germańską i obiecywali zjednoczenie ziem polskich „swobodnych w wierze, języku i samorządzie”. Deklaracja nie miała najmniejszej wartości, a wydał ją stryj cara Mikołaja II – Mikołaj Mikołajewicz – wódz naczelny armii rosyjskiej. Jeszcze bardziej ogólnikowe obietnice składały państwa centralne, ograniczając się do wezwania do walki ze wschodnim barbarzyństwem. Z tej trudnej sytuacji zdawali sobie sprawę przywódcy dwóch głównych polskich obozów politycznych, z których narodowodemokratyczny reprezentował orientację antyniemiecką, a irredentystyczny – antyrosyjską. W niecały miesiąc po umowie z Monachium, w październiku 1938, Niemcy zażądały zgody na włączenie Wolnego Miasta Gdańska i na budowę eksterytorialnej linii kolejowej i autostrady przez polskie Pomorze. Żądania te zostały dwukrotnie powtórzone, w styczniu 1939 i dwa miesiące później, po wkroczeniu Niemców do litewskiego portu Kłajpedy. Niemiecka propaganda oskarżała Polskę o prześladowanie niemieckiej mniejszości w swoim kraju. Rządy Wielkiej Brytanii, a następnie Francji udzieliły Polsce gwarancji bezpieczeństwa i zapewniły o udzieleniu pomocy militarnej, podczas gdy w samej Anglii przeciwnicy wojny protestowali przeciwko próbom militaryzacji kraju. W kwietniu 1939 roku faszystowskie Włochy zaatakowały Albanię oraz zawarły z III Rzeszą tzw. Żelazny Pakt. Rychła normalizacja stosunków niemiecko - radzieckich, po nominacji Mołotowa na stanowisko ministra spraw zagranicznych ZSRR, zaowocowała 23 sierpnia 1939 podpisaniem "paktu o nieagresji" ( pakt Ribbentrop - Mołotow), zawierającego tajną klauzulę o podziale stref wpływów na terytorium Polski. Pomimo gwarancji pomocowych ze strony aliantów, II Rzeczpospolita została tym samym skazana na zagładę. Wkładem polskich naukowców w walkę z przyszłym okupantem, a zaskoczeniem dla samych hitlerowców, było przekazanie Francji i Wielkiej Brytanii, w sierpniu 1939, maszyn "Enigma", za pomocą których służby wywiadowcze mogły odszyfrowywać tajne niemieckie meldunki. W roku 1939 państwo polskie zamieszkiwało 35 milionów ludzi, z których większość pracowała w rolnictwie. Najdłuższymi, niemalże nieuzbrojonymi granicami były 2000 km wzdłuż Niemiec na zachodzie i 1500 km wzdłuż Związku Radzieckiego na wschodzie. Gospodarka nie została odbudowana jeszcze od poprzednich wojen, z wyraźnym brakiem rozwiniętego przemysłu ciężkiego, stąd polska armia była źle wyposażona. Wiszące nad krajem niebezpieczeństwo zmusiło do przygotowań w razie niemieckiej ofensywy. 1 września 1939 roku, kiedy oddziały niemieckie wkroczyły do Polski, powszechna mobilizacja nie została jeszcze ukończona. Rozpoczęła się wojna. Los Polski został przesądzony w Moskwie 23 sierpnia 1939 roku tajnym protokołem dodatkowym do Paktu o nieagresji między Rzeszą Niemiecką a ZSRR: PAKT HITLER – STALIN, ZWANY PAKTEM RIBBENTRPOP – MOŁOTOW Z OKAZJI PODPISANIA PAKTU NIEAGRESJI MIĘDZY RZESZĄ NIEMIECKĄ A ZSRS PODPISANI PEŁNOMOCNICY OBU STRON PRZEDYSKUTOWALI W ŚCIŚLE W POUFNYCH ROZMOWACH SPRAWĘ ROZGRANICZENIA ICH WZAJEMNYCH STREF INTERESÓW W EUROPIE WSCHODNIEJ. ROZMOWY TE DOPROWADZIŁY DO NASTEPUJACYCH WYNIKÓW: 1. W WYPADKU PRZEMIAN TERYTORIALNYCH I POLITYCZNYCH NA OBSZARACH NALEŻĄCYCH DO PAŃSTW BAŁTYCKICH / FINLANDIA,ESTONIA, ŁOTWA I LITWA /, PÓŁNOCNA GRANICA LITWY BĘDZIE STANOWIŁA GRANICĘ STREF WPŁYWÓW NIEMIEC I ZSRS. W ZWIĄZKU Z TYM INTERESY LITWY NA OBSZARZE WILNA SĄ UZNAWANE PRZEZ OBIE STRONY. 2. W RAZIE TERYTORIALNYCH I POLITYCZNYCH ZMIAN NA OBSZARACH NALEŻĄCYCH DO PAŃSTWA POLSKIEGO STREFY INTERESÓW NIEMIEC I ZSRS BĘDĄ ROZGRANICZONE W PRZYBLIŻENIU WZDŁUŻ LINII RZEK NARWI, WISŁY I SANU. ZAGADNIENIE, CZY INTERESY OBU STRON CZYNIĄ POŻĄDANYM UTRZYMANIE NIEPODLEGŁEGO PAŃSTWA POLSKIEGO I JAKIE MAJĄ BYĆ GRANICE TEGO PAŃSTWA, MOŻE BYĆ OSTATECZNIE ROZSTRZYGNIĘTE DOPIERO W TOKU DALSZYCH WYDARZEŃ POLITYCZNYCH. W KAŻDYM RAZIE OBA RZĄDY ROZWIĄŻĄ TĘ SPRAWĘ W DRODZE PRZYJAZNEGO OBOPÓLNEGO POROZUMIENIA. 3. JEŚLI CHODZI O EUROPĘ POŁUDNIOWO – WSCHODNIĄ TO STRONA SOWIECKA PODKREŚLA SWOJE ZAINTERESOWANIE BESARABIĄ. STRONA NIEMIECKA OŚWIADCZA, ŻE JEST CAŁKOWICIE NIEZAINTERESOWANA TYM OBSZAREM. 4. TEN PROTOKÓŁ BĘDZIE PRZEZ OBIE STRONY TRAKTOWANY JAKO ŚCIŚLE TAJNY. MOSKWA, 23 SIERPNIA 1939 R. Plan obrony zakładał prowadzenie walki w koalicji z Francją i Wielką Brytanią, które zobowiązały się przyjść Polsce z pomocą w ciągu piętnastu dni od rozpoczęcia agresji niemieckiej. Strona polska nie zweryfikowała jednak w jakim stopniu obietnice te były realne. Tymczasem w razie nieudzielenia pomocy przez zachodnich sojuszników w konfrontacji ze zbudowaną przez nazistów potęgą Niemiec armia polska była skazana na przegraną. Niemcy miały ponad dwukrotnie więcej wielkich jednostek wojskowych. Znaczną ich część stanowiły dywizje pancerne i zmotoryzowane, którym Polska mogła przeciwstawić tylko jedną w pełni samodzielną jednostkę tego typu. Armia niemiecka miała pięciokrotną przewagę w czołgach i lotnictwie, ponad trzykrotną w artylerii, zdecydowanie przeważała nad nieliczną polska marynarką wojenną. Ponadto błędem było przesunięcie mobilizacji powszechnej Wojska Polskiego z 29 na 30 sierpnia, co nastąpiło pod naciskiem zachodnich ambasadorów, starających się za wszelką cenę zapobiec wybuchowi wojny. W efekcie zakończenie mobilizacji części jednostek WP odbywało się już pod bombami niemieckich samolotów. Polska przystąpiła do wojny opuszczona przez sojuszników. Radość szybko przerodziła się w gorzkie rozczarowanie, ponieważ alianci nie podjęli żadnej poważnej akcji wobec Niemców Wkrótce po ataku Niemiec na Polskę 1 września 1939 roku okazało się, że Anglia i Francja nie mają zamiaru dotrzymać podjętych zobowiązań o pomocy w razie obcej agresji. Co więcej, alianci skazali Polskę na straty już na wiele miesięcy przed wybuchem wojny. Kiedy 3 września 1939 roku radio podało, że Anglia i Francja przystąpiły do wojny z Niemcami, na polskich ulicach "tłum oszalał po prostu - ludzie krzyczeli bezładnie, ściskali się, rzucali się sobie na szyję" - wspominał Józef Małgorzewski, spiker Polskiego Radia. Pod ambasadą brytyjską w Warszawie zgromadziły się tysiące osób. Śpiewano hymn Polski i wznoszono okrzyki "Niech żyje Anglia!". Niestety ta radość szybko przerodziła się w gorzkie rozczarowanie, ponieważ alianci nie podjęli żadnej poważnej akcji wobec Niemców. Brytyjczycy zrzucili tylko ulotki na Berlin, Francuzów zaś sparaliżowało. Ostatecznie "na spotkaniu połączonych sztabów Francji i Wielkiej Brytanii 12 września 1939 roku postanowiono, że Polska nie dostanie wsparcia”. Tak naprawdę ta decyzja wisiała w powietrzu już od dawna. Anglia i Francja - skoro nie chciały się angażować militarnie - mogły pomóc Polsce materialnie, ale nie zrobiły tego. Nasi sojusznicy lawirowali w rozmowach prowadzonych już od kwietnia 1939 roku z przedstawicielami polskich władz tak, żeby nie sprzedać Polsce sprzętu wojennego ani nie udzielić kredytu na zakup broni. Kiedy minister Józef Beck zapytał o możliwość wsparcia materialnego brytyjskiego ambasadora Howarda Kennarda, nie doczekał się odpowiedzi. Do sprawy wrócił w maju ambasador RP w Londynie Edward Raczyński. Rozmawiał z brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Halifaksem o możliwości pożyczenia Polsce 60 mln funtów. Halifax udał zaskoczonego wysokością sumy, a tydzień później po kolejnych prośbach i pytaniach Brytyjczycy przyznali Polsce, swojemu sojusznikowi, symboliczne 5 mln funtów. (Wcześniej pożyczyli Rumunii 5,5 mln funtów, a Chinom 500 mln funtów). Nawet ambasada niemiecka w Londynie przewidywała, że Polacy uzyskają od Brytyjczyków kilkadziesiąt milionów. Po udzielonej obietnicy Anglicy zwlekali i piętrzyli formalności w nieskończoność. Kiedy ostatecznie zgodzili się pożyczyć nie 5, a 8 mln funtów, ich warunki, m.in. żądanie reformy finansowej, były tak nierealne, że płk Adam Koc, który brał udział w negocjacjach, oburzony przerwał je i wrócił do Warszawy. Polskie zmagania z Brytyjczykami obserwowali Niemcy i własnymi kanałami dyplomatycznymi starali się zniechęcać Anglię do pomagania Polsce. Hitler powiedział: "Polska chciała dostać pożyczkę na zbrojenia. Anglia jednak udzieliła jej kredytu z zastrzeżeniem, że Polska zakupi sprzęt w Anglii, która nie jest w stanie go dostarczyć. Oznacza to, że tak naprawdę Anglia nie zamierza poprzeć Polski". Jakby tego było mało, kiedy trwały przepychanki w Londynie, Polska zgodnie z wcześniejszą umową dostarczyła do Anglii 200 dział przeciwlotniczych, a do Bułgarii sprzedawała broń, żeby za to kupić wyposażenie dla wojska. Rozmowy wznowiono 21 lipca 1939 roku. Uczestniczył w nich także ambasador RP w Paryżu Juliusz Łukasiewicz, gdyż Francuzi współpracowali z Anglikami w kwestii udzielania pożyczek. Jeśli chodzi o Francję, to Polska miała z nią podpisany układ (którego ważność minęła w 1937 roku) na pożyczkę wysokości 2250 mln funtów. Wydawać by się mogło, iż skoro w czasie pokoju można było liczyć na taką sumę, to w momencie zagrożenia wojną można by było liczyć na więcej. Niestety. Także w przypadku Francuzów Polacy musieli przebrnąć przez trudne i długie rokowania, zanim otrzymali obietnicę pożyczenia 600 mln franków. Nic w naszej sprawie nie wskórał ambasador Francji w Polsce Léon Noël, który apelował o pomoc Polsce. Negocjacje finansowe w Londynie zakończyły się 2 sierpnia 1939 roku. Anglia przyznała Polsce nieco ponad 8 mln funtów, zaś Francja - 2,5 mln. Polska miała za to kupić w Anglii sprzęt wojskowy, ale było już za późno, żeby pieniądze można było wykorzystać. Jeśli chodzi o pożyczkę gotówkową, to "otrzymaliśmy" ją w końcu w tydzień po rozpoczęciu wojny na stosunkowo nierealnych warunkach: oprocentowanie 5%, spłata w ciągu 16 lat począwszy od 1941 roku. Sumy, których w końcu i tak nie otrzymaliśmy to 5,5 mln funtów z Londynu i 3,5 mln funtów z Paryża. Premier Wielkiej Brytanii Arthur Neville Chamberlain 31 marca 1939 roku w Izbie Gmin złożył - jak się później okazało - puste oświadczenie: "Na wypadek jakichkolwiek działań wojennych mogących wyraźnie zagrozić niepodległości Polski (...) rząd Jego Królewskiej Mości będzie się czuł zobowiązany do udzielenia rządowi polskiemu natychmiastowego poparcia, będącego w jego mocy. (...) Rząd francuski upoważnił mnie do wyjaśnienia, że jego stanowisko (...) jest takie samo. Wartość tych oświadczeń i obietnic trafnie ocenił Eugeniusz Lubomirski w rozmowie z Józefem Czapskim: "jeżeli przestaniemy być Anglikom użyteczni, to potrafią się wymigać ze wszystkich zaciągniętych wobec nas zobowiązań". Wpływ biernej postawy Wielkiej Brytanii i Francji we wrześniu 1939 roku na dalszy rozwój działań wojennych w okresie II wojny światowej okazał się dla Polski dramatyczny. Po konferencji monachijskiej (1938 r.), rządowi polskiemu została złożona propozycja zawarcia polsko - niemieckiego układu o nieagresji. Miał on być zawarty na 25 lat, a Hitler oczekiwał w zamian spełnienia przez Polskę kilku warunków: przyłączenia Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy, budowy eksterytorialnego połączenia kolejowego i samochodowego Rzeszy z Prusami Wschodnimi (miało on przebiegać przez ziemie polskie) oraz przystąpienia przez Polskę do paktu antykominternowskiego. Pakt antykominternowski – układ podpisany 25 listopada 1936 roku w Berlinie, przez przedstawicieli rządów Niemiec i Japonii, w celu koordynowania działań przeciwko Międzynarodówce Komunistycznej - organizacji utworzonej w Moskwie w 1919 roku z zadaniem kierowania działalnością partii komunistycznych i podporządkowania ich partii radzieckiej. Tajny protokół dołączony do układu zobowiązywał sygnatariuszy do zachowania neutralności, gdyby jedna ze stron znalazła się w stanie wojny z ZSRR. 6 listopada 1937 roku do paktu dołączyło Zjednoczone Królestwo Włoch, a później (do 1941 roku): Królestwo Węgier, Mandżukuo, Państwo Hiszpańskie, Carstwo Bułgarii, Dania, Finlandia, Królestwo Rumunii, rządy Chorwacji, Słowacji oraz marionetkowy chiński rząd Wang Jingweia w Nankinie. Pakt ten był podstawą późniejszych umów wojskowych zawieranych między Niemcami i Włochami (pakt stalowy z 1939 roku) oraz Japonią (pakt trzech z 1940 roku), których celem było uzyskanie światowej hegemonii i przeciwstawienie się państwom alianckim. Wiadome było, że polskie władze nie zgodzą się na te warunki. Wobec tego Hitler zaczął przygotowywać się do wojny z Polską. Żądania niemieckie zaczęły się nasilać wraz z początkiem 1939 roku. Kiedy w marcu 1939 roku Niemcy zajęli resztę Czechosłowacji - Polska została otoczona z trzech stron przez Trzecią Rzeszę. 28 IV 1939 roku Niemcy wypowiedziały podpisaną w 1932 r. niemiecko - polską deklarację o nieagresji. Hitler dążył do całkowitego zniszczenia Polski i narodu polskiego, a także do uzyskania "przestrzeni życiowej" (Lebensraum) dla Niemców. Rząd polski jednak zdecydowanie odrzucał żądania niemieckie - ich przyjęcie groziłoby bowiem utratą suwerenności przez Polskę. Znamienna jest odpowiedź polskiego ministra spraw zagranicznych Józefa Becka z dnia 5 V 1939 roku: "O co właściwie chodzi? Czy o swobodę niemieckiej ludności Gdańska, która nie jest niczym zagrożona, czy o sprawy prestiżowe - czy też o odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da! (...) Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną (...) Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi ,narodów i państw, która jest bezcenna i tą rzeczą jest honor." Jak wspomniałem, 23 VIII 1939 r. został zawarty w Moskwie pakt Ribbentrop - Mołotow, który w dodatkowej (tajnej) klauzuli, ustalał podział stref wpływów we wschodniej Europie przez Trzecią Rzeszę i Związek Radziecki. Polityczno - militarna sytuacja Polski uległa pogorszeniu. Działania polskiej dyplomacji miały na celu pozyskać sojuszników na wypadek wojny z Niemcami. 25 VIII 1939 r. Polska podpisała z Wielką Brytanią układ o wzajemnej pomocy na wypadek wojny. Zaskoczony Hitler planowaną początkowo na 26 VIII inwazję na Polskę przesunął na pierwszy dzień września 1939 r. Hitler wiedział już, że nie powtórzy się konferencja monachijska. Okres dwudziestoletniego pokoju w Europie dobiegał końca. Niemcy zaczęli koncentrować nad granicą z Polską liczne wojska - ok. 2 miliony żołnierzy, ponad 3 tys. czołgów i 3,5 tys. samolotów. 1 września 1939 roku o godzinie 4.45 rano Niemcy rozpoczęli realizację planu inwazji na Polskę - "Fall Weiss" ("biały plan") bez wypowiedzenia wojny. Polska została zaatakowana z lądu, powietrza i morza. Plan niemieckiej inwazji na Polskę zakładał wojnę błyskawiczną (tzw. Blitzkrieg), w wyniku której nastąpi całkowite zniszczenie sił polskich. 3 IX 1939 r. wojna polsko - niemiecka przekształciła się w wojnę europejską. W tym właśnie dniu, zgodnie z wcześniejszymi umowami, Wielka Brytania i Francja wypowiedziały wojnę Trzeciej Rzeszy. Już od 1 IX rozpoczęła się wymiana not dyplomatycznych, ale wobec nieustępliwości ze strony Niemiec w dniu 3 IX Wielka Brytania i Francja znalazły się w stanie wojny z Trzecią Rzeszą. Jednak w ślad za tą deklaracja nie poczyniono żadnych działań i w efekcie pozostawiono Polskę samą sobie. Zaistniała tzw. "dziwna wojna", czyli okres formalnej wojny między Francją i Wielką Brytanią a Trzecią Rzeszą, przy jednoczesnym braku działań wojennych. Kres "dziwnej wojnie" położył atak niemiecki na Danię i Norwegię w kwietniu 1940 roku. Działania wojenne na froncie zachodnim nie zostały podjęte, mimo że z Polski napływały dramatyczne apele o pomoc. Sojusznicy Polski nie wywiązali się ze swych zobowiązań. Nie zrzucono ani jednej bomby na Trzecią Rzeszę. Nie podjęto żadnej ofensywy, mimo że najlepsze niemieckie oddziały walczyły w tym okresie na froncie polskim. Bezczynność Francji i Wielkiej Brytanii skazały Polskę na klęskę. Już 7 IX na międzysojuszniczej konferencji położenie Polski uznano za beznadziejne, tymczasem Warszawa poddała się dopiero 28 IX, a działania zbrojne na ziemiach polskich toczyły się jeszcze w początkach października. Bierność Wielkiej Brytanii i Francji we wrześniu 1939 roku była zaskakująca. Wydaje się, że rządy obu tych państw liczyły na to, że zdobycze wojenne na Wschodzie zaspokoją "apetyt" Hitlera. Była to jednak nadzieja złudna. Warto przypomnieć, że taka bierna politykę względem Niemiec państwa Europy Zachodniej prowadziły przez cały okres dwudziestolecia wojennego. Pozwoliły na łamanie postanowień traktatu wersalskiego i na uzbrojenie się przez Niemców. Szczytem polityki "obłaskawiania" Hitlera był traktat monachijski (1938 r.). Najpierw pozwolono, by Niemcy zwiększyły swój potencjał gospodarczy i militarny. Następnie nie sprzeciwiano się ich ekspansji terytorialnej, a gdy wybuchła wojna zabrakło zdecydowanej postawy, która mogłaby ją zdusić w zarodku. Brak działań ze strony Wielkiej Brytanii i Francji ułatwił ZSRR podjęcie decyzji o inwazji na Polskę w dniu 17 IX 1939 roku a także dał Hitlerowi czas na przygotowanie ofensywy na Belgię, Holandię, Francję i inne kraje europejskie. Znamienne, iż w trakcie Procesu Norymberskiego niemiecki generał Alfred Jodl przyznał, że w 1939 roku Niemcy nie byłyby w stanie pokonać połączonych sił Wielkiej Brytanii, Francji i Polski. Stwierdził, że gdyby we wrześniu 1939 roku sojusznicy Polski zaatakowali Niemcy, to wojna by się szybko zakończyła i to na niekorzyść Niemiec. Podsumowując można stwierdzić, że bierność Wielkiej Brytanii i Francji we wrześniu 1939 roku przyczyniła się do rozszerzenia konfliktu zbrojnego na szerszą skalę, nie tylko ogólnoeuropejskiego, ale i światowego (wojna w Afryce o kolonie). We wczesnych godzinach rannych 1 września 1939 roku Niemcy zaatakowały Polskę, bez wypowiedzenia wojny na całej długości granicy. Symbolicznym początkiem II wojny światowej stał się ostrzał polskiej składnicy transportowej Westerplatte w Gdańsku przez pancernik „Schleswig – Holstein”. Żołnierze polscy pomimo ogromnej przewagi agresora, od początku wojny stawiali bohaterski opór. Na północy uderzenie niemieckich wojsk pancernych doprowadziło do rozbicia części Armii „Pomorze” w Borach Tucholskich oraz – pomimo początkowego sukcesu pod Mławą – Armii „Modlin”. Znaczący sukces lokalny zanotowała natomiast na zachodnim odcinku frontu Wołyńska Brygada Kawalerii która 1 września w bitwie pod Mokrą zadała duże straty niemieckiej 4. Dywizji Pancernej. Na południowym zachodzie w pierwszych dniach wojny Niemcy zmusili do odwrotu Armię „Kraków” zajmując Śląsk i przekroczyli Karpaty, przełamując słabą na tym odcinku obronę polską. Po wycofaniu się ze Śląska regularnych oddziałów WP do walki z Niemcami przystąpiła miejscowa samoobrona. Stanowiąca prawdziwą „sól ziemi czarnej” złożona z dawnych powstańców śląskich i harcerzy broniła m.in. Katowic i Chorzowa. Przełamanie przez Niemców obrony granic doprowadziło do odwrotu wojsk polskich na całym froncie. Klęska Armii „Prusy” na kielecczyźnie za która w dużym stopniu odpowiadał lekceważący przeciwnika jej dowódca gen. Stefan Dąb - Biernacki przyspieszyła wycofanie się na linię obronną na Narwi, Wiśle i Sanie. W tym czasie Warszawę opuściły władze cywilne, które udały się najpierw na wschód, a następnie południe kraju. Za nimi wyjechał ze swoim sztabem naczelny wódz Edward Śmigły – Rydz, który z powodu źle funkcjonującej łączności stopniowo tracił realne możliwości dowodzenia wojskiem. 8 września niemieckie oddziały pancerne dotarły do Warszawy, jednak ich atak od strony Ochoty został odparty dzięki wielkiemu poświęceniu żołnierzy i wspierającej ich ludności cywilnej. Sukcesy niemieckie umożliwiła zdecydowana przewaga we wszystkich rodzajach broni oraz zastosowanie taktyki „blitzkriegu”, czyli wojny błyskawicznej. Polegała ona na uderzeniach licznych jednostek pancernych w wybrane punkty, zwykle na styku armii polskich. Oddziały polskie wobec groźby okrążenia zmuszane były do odwrotu, paraliżowanego często przez dominujące w powietrzu lotnictwo niemieckie. Gdy wojska polskie tocząc nieustanne walki odchodziły za Wisłę, Armia „Poznań” gen. Tadeusza Kutrzeby, wsparta przez część Armii „Pomorze” skoncentrowała swoje siły nad Bzurą. 9 września Polacy rozpoczęli tam największą bitwę kampanii, atakując z powodzeniem skrzydło wojsk niemieckich, które nacierały na Warszawę. Zdobyto Łęczycę i Łowicz zadając Niemcom duże straty. Przeciwnik przerzucił jednak wojska z innych odcinków frontu i w drugiej dekadzie września, w zaciętych bojach, w których poległo trzech polskich generałów Mikołaj Bołtuć, Stanisław Grzmot – Skotnicki, Franciszek Wład – rozbił Armię gen. Kutrzeby. Generał Franciszek Wład wraz ze swym sztabem i resztkami 58 Pułku Piechoty postanowił przebijać się przez Bzurę. 17 września jego oddział został zaatakowany ciężkim ogniem artylerii niemieckiej w lasach niedaleko Iłowa nad Bzurą. Generał został ciężko ranny w głowę i zmarł z ran. Przed śmiercią zdążył podyktować list do żony: Myślę o Tobie, Polsce się poświęcam. Chowaj naszego syna, na dzielnego Polaka. Spowiadałem się. Frank. Tylko nieliczne oddziały WP. przebiły się do Warszawy. „Warszawa będzie się bić” – rozkaz gen. Waleriana Czumy obrońcy Warszawy - oznaczał, „że Warszawa będzie broniona do ostatniego tchu. Obywatele stolicy winni od tej chwili poświęcić całą swoją energię, by ułatwić zadanie walczącemu wojsku. Nikt nie powinien ruszać się z miejsca gdzie go obrona stolicy zastanie. Opuszczenie Warszawy w taki9ej chwili będzie uważane za tchórzostwo. Warszawa znalazła się na pierwszej linii obronnej i winna być dumna, że tak zaszczytny los jej przypadł”. W izolacji od reszty kraju walczyli obrońcy polskiego Wybrzeża. Pierwszego dnia wojny Niemcy zaatakowali Pocztę Polską i polska składnicę tranzytową na Westerplatte w Gdańsku. Zmobilizowani wcześniej pocztowcy bronili się cały dzień, poddali się dopiero po podpaleniu budynku przez napastników. Załoga Westerplatte dowodzona przez mjr. Henryka Sucharskiego odparła pierwsze natarcia. Po stawieniu oporu Sucharski zgodnie z otrzymanymi wcześniej rozkazami, zamierzał skapitulować. Wobec sprzeciwu oficerów, z kpt. Franciszkiem Dąbrowskim na czele załoga kontynuowała walkę. Żołnierze polscy w heroicznym oporze wytrwali na Westerplatte do 7 września – atakowani z lądu – ostrzeliwani z morza przez pancernik „Schleswig – Holstein” i bombardowani przez lotnictwo. W ciągu pierwszych dni wojny praktycznie wyeliminowano z walki polską marynarkę wojenną. M.in. Luftwaffe zatopiło w porcie na Helu kontrtorpedowiec „Wicher” i największy polski okręt wojenny stawiacz min „Gryf”. Niemcy uderzyli również na jednostki WP broniące pod dowództwem płk. Stanisława Dąbka rejonu Gdyni. Po utracie największego polskiego portu Polacy bronili się na Oksywiu, spychani w zaciętych walkach w kierunku morza. 19 września Niemcy złamali opór, a płk. Stanisław Dąbek, nie chcąc się poddać, popełnił samobójstwo. Odtąd ostatnim punktem obrony na Wybrzeżu pozostał półwysep Hel. W czasie odwrotu oddziałów polskich na północy kraju ciężar powstrzymania Niemców nad Narwią wziął na siebie oddział kpt. Władysława Reginisa, który na czele około ośmiuset żołnierzy przez trzy dni bronił przed blisko 40 – tysięcznym niemieckim korpusem pancernym umocnionej bunkrami pozycji pod Wizną. To znana historia heroicznego boju obrońców Wizny, po obronie 17 sierpnia 1920 roku Zadwórza przez Obrońców Lwowa w wojnie polsko – bolszewickiej, zwana również Polskimi Termopilami. Zgodnie z rozkazem Adolfa Hitlera wojska niemieckie prowadziły wojnę bezwzględną, totalną, skierowana również przeciwko ludności cywilnej. Lotnictwo niemieckie bombardowało nie tylko cele wojskowe i szlaki komunikacyjne, ale dokonywało również terrorystycznych ataków na miasta w których nie było obiektów militarnych, przemysłowych. Ofiarami niemieckich lotników padali uchodźcy z terenów objętych działaniami wojennymi. W Wielkopolsce i na Śląsku zamordowano wielu wziętych do niewoli członków samoobrony, a w październiku 1939 roku stracono obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku. W Bydgoszczy dokonano egzekucji ludności cywilnej, którą Niemcy tłumaczyli rzekomym mordem ( nazywanym przez ich propagandę „krwawą niedzielą”) dokonanym przez Polaków na mieszkających w mieście przedstawicieli mniejszości niemieckiej. W rzeczywistości 3 września część Niemców z Bydgoszczy wystąpiła zbrojnie przeciw oddziałom WP wycofującym się z miasta. W rezultacie około trzystu osób – niektórzy schwytani z bronią w ręku – zostało rozstrzelanych. Po zajęciu Bydgoszczy Niemcy zamordowali w odwecie nie mniej niż 1500 Polaków, w większości wybranych przypadkowych mężczyzn, zwykle wskazanych przez niemieckich sąsiadów. Zbrodni na ludności cywilnej dokonano również m.in. w Częstochowie. Przełamanie przez Niemców obrony granic doprowadziło do odwrotu wojsk polskich na całym froncie. Klęska Armii „Prusy” na kielecczyźnie za która w dużym stopniu odpowiadał lekceważący przeciwnika jej dowódca gen. Stefan Dąb - Biernacki przyspieszyła wycofanie się na linię obronną na Narwi, Wiśle i Sanie. W tym czasie Warszawę opuściły władze cywilne, które udały się najpierw na wschód, a następnie południe kraju. Za nimi wyjechał ze swoim sztabem naczelny wódz Edward Śmigły – Rydz, który z powodu źle funkcjonującej łączności stopniowo tracił realne możliwości dowodzenia wojskiem. 8 września niemieckie oddziały pancerne dotarły do Warszawy, jednak ich atak od strony Ochoty został odparty dzięki wielkiemu poświęceniu żołnierzy i wspierającej ich ludności cywilnej. Sukcesy niemieckie umożliwiła zdecydowana przewaga we wszystkich rodzajach broni oraz zastosowanie taktyki „blitzkriegu”, czyli wojny błyskawicznej. Polegała ona na uderzeniach licznych jednostek pancernych w wybrane punkty, zwykle na styku armii polskich. Oddziały polskie wobec groźby okrążenia zmuszane były do odwrotu, paraliżowanego często przez dominujące w powietrzu lotnictwo niemieckie. Gdy wojska polskie tocząc nieustanne walki odchodziły za Wisłę, Armia „Poznań” gen. Tadeusza Kutrzeby, wsparta przez część Armii „Pomorze” skoncentrowała swoje siły nad Bzurą. 9 września Polacy rozpoczęli tam największą bitwę kampanii, atakując z powodzeniem skrzydło wojsk niemieckich, które nacierały na Warszawę. Zdobyto Łęczycę i Łowicz zadając Niemcom duże straty. Przeciwnik przerzucił jednak wojska z innych odcinków frontu i w drugiej dekadzie września, w zaciętych bojach, w których poległo trzech polskich generałów Mikołaj Bołtuć, Stanisław Grzmot – Skotnicki, Franciszek Wład – rozbił Armię gen. Kutrzeby. Generał Franciszek Wład wraz ze swym sztabem i resztkami 58 Pułku Piechoty postanowił przebijać się przez Bzurę. 17 września jego oddział został zaatakowany ciężkim ogniem artylerii niemieckiej w lasach niedaleko Iłowa nad Bzurą. Generał został ciężko ranny w głowę i zmarł z ran. Przed śmiercią zdążył podyktować list do żony: Myślę o Tobie, Polsce się poświęcam. Chowaj naszego syna, na dzielnego Polaka. Spowiadałem się. Frank. Tylko nieliczne oddziały WP. przebiły się do Warszawy. „Warszawa będzie się bić” – rozkaz gen. Waleriana Czumy obrońcy Warszawy - oznaczał, „że Warszawa będzie broniona do ostatniego tchu. Obywatele stolicy winni od tej chwili poświęcić całą swoją energię, by ułatwić zadanie walczącemu wojsku. Nikt nie powinien ruszać się z miejsca gdzie go obrona stolicy zastanie. Opuszczenie Warszawy w taki9ej chwili będzie uważane za tchórzostwo. Warszawa znalazła się na pierwszej linii obronnej i winna być dumna, że tak zaszczytny los jej przypadł”. W izolacji od reszty kraju walczyli obrońcy polskiego Wybrzeża. Pierwszego dnia wojny Niemcy zaatakowali Pocztę Polską i polska składnicę tranzytową na Westerplatte w Gdańsku. Zmobilizowani wcześniej pocztowcy bronili się cały dzień, poddali się dopiero po podpaleniu budynku przez napastników. Załoga Westerplatte dowodzona przez mjr. Henryka Sucharskiego odparła pierwsze natarcia. Po stawieniu oporu Sucharski zgodnie z otrzymanymi wcześniej rozkazami, zamierzał skapitulować. Wobec sprzeciwu oficerów, z kpt. Franciszkiem Dąbrowskim na czele załoga kontynuowała walkę. Żołnierze polscy w heroicznym oporze wytrwali na Westerplatte do 7 września – atakowani z lądu – ostrzeliwani z morza przez pancernik „Schleswig – Holstein” i bombardowani przez lotnictwo. W ciągu pierwszych dni wojny praktycznie wyeliminowano z walki polską marynarkę wojenną. M.in. Luftwaffe zatopiło w porcie na Helu kontrtorpedowiec „Wicher” i największy polski okręt wojenny stawiacz min „Gryf”. Niemcy uderzyli również na jednostki WP broniące pod dowództwem płk. Stanisława Dąbka rejonu Gdyni. Po utracie największego polskiego portu Polacy bronili się na Oksywiu, spychani w zaciętych walkach w kierunku morza. 19 września Niemcy złamali opór, a płk. Stanisław Dąbek, nie chcąc się poddać, popełnił samobójstwo. Odtąd ostatnim punktem obrony na Wybrzeżu pozostał półwysep Hel. W czasie odwrotu oddziałów polskich na północy kraju ciężar powstrzymania Niemców nad Narwią wziął na siebie oddział kpt. Władysława Reginisa, który na czele około ośmiuset żołnierzy przez trzy dni bronił przed blisko 40 – tysięcznym niemieckim korpusem pancernym umocnionej bunkrami pozycji pod Wizną. To znana historia heroicznego boju obrońców Wizny, po obronie 17 sierpnia 1920 roku Zadwórza przez Obrońców Lwowa w wojnie polsko – bolszewickiej, zwana również Polskimi Termopilami. Zgodnie z rozkazem Adolfa Hitlera wojska niemieckie prowadziły wojnę bezwzględną, totalną, skierowana również przeciwko ludności cywilnej. Lotnictwo niemieckie bombardowało nie tylko cele wojskowe i szlaki komunikacyjne, ale dokonywało również terrorystycznych ataków na miasta w których nie było obiektów militarnych, przemysłowych. Ofiarami niemieckich lotników padali uchodźcy z terenów objętych działaniami wojennymi. W Wielkopolsce i na Śląsku zamordowano wielu wziętych do niewoli członków samoobrony, a w październiku 1939 roku stracono obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku. W Bydgoszczy dokonano egzekucji ludności cywilnej, którą Niemcy tłumaczyli rzekomym mordem ( nazywanym przez ich propagandę „krwawą niedzielą”) dokonanym przez Polaków na mieszkających w mieście przedstawicieli mniejszości niemieckiej. W rzeczywistości 3 września część Niemców z Bydgoszczy wystąpiła zbrojnie przeciw oddziałom WP wycofującym się z miasta. W rezultacie około trzystu osób – niektórzy schwytani z bronią w ręku – zostało rozstrzelanych. Po zajęciu Bydgoszczy Niemcy zamordowali w odwecie nie mniej niż 1500 Polaków, w większości wybranych przypadkowych mężczyzn, zwykle wskazanych przez niemieckich sąsiadów. Zbrodni na ludności cywilnej dokonano również m.in. w Częstochowie. AGRESJA SOWIECKA. Wielka Brytania i Francja dopiero 3 września uznały, że nie istnieje możliwość pokojowego rozstrzygnięcia konfliktu i tego samego dnia wypowiedziały Niemcom wojnę. Wbrew wcześniejszym ustaleniom z władzami polskimi premierzy obydwu państw postanowili 12 września we francuskiej miejscowości Abbeville, że nie podejmą działań militarnych przeciwko III Rzeszy. Rządu polskiego nie poinformowano o tej decyzji. Mimo, że Niemcy nie pozostawili na swojej zachodniej granicy poważniejszych sił, a wojska francuskie miały niemalże osiemdziesięciokrotna przewagę w czołgach, Francuzi przez następne miesiące prowadzili t.zw. dziwną wojnę ograniczając się do zrzucania ulotek i zajęciu kilu wsi na pograniczu. Sprawdziły się więc przewidywania Hitlera, że zachód pozostawi Polskę samą sobie. W czasie gdy Wojsko Polskie prowadziło wojnę z Wehramachtem, 17 września 1939 roku wschodnia granicę Rzeczypospolitej na całej długości przekroczyła Armia Czerwona. Władze Związku Sowieckiego złamały kilka porozumień zawartych z rządem polskim, przede wszystkim zaś układ o nieagresji z 1932 roku ( przedłużony w 1934 roku, mający obowiązywać do 1945 roku). Napaść na Polskę i pogwałcenie zawartych porozumień tłumaczyły rzekomym rozpadem państwa polskiego i dezintegracją jego władz. Prezydent RP Ignacy Mościcki potępił w swoim orędziu te działania, nie zdecydował się jednak ogłosić stanu wojny między obydwoma państwami, co było poważnym błędem i utrudniło późniejsze działania polityczne władz polskich w stosunkach z aliantami zachodnimi i ZSRS. Naczelny Wódz WP rozkazał wojskom polskim unikać walk z Armią Czerwoną i przebijać się do granicy węgierskiej i rumuńskiej. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia prezydent RP i rząd, a następnie naczelne dowództwo podjęli decyzję o ewakuacji do Rumunii. O ile w wypadku władz cywilnych było to uzasadnione dążeniem do utrzymania ciągłości prawnej państwa polskiego w celu kontynuowania walki na uchodźstwie, o tyle postępowanie Naczelnego Wodza marszałka Edwarda Śmigłego – Rydza porzucającego walczące wojska wzbudziło powszechne sprzeciw i oburzenie w społeczeństwie polskim. Po przekroczeniu granicy zarówno władze cywilne, jak i wojskowe, pomimo wcześniejszej zgody na przepuszczenie ich na Zachód zostały internowane w Rumunii. Walkę z Armią Czerwoną podjęły nieliczne stacjonujące na liczącej ponad 1300 km oddziały Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP). W następnych dniach prowadziły ją wycofujące się na zachód pułki KOP gen. Wilhelma Orlika –-Rückemanna stoczywszy m.in. zwycięski bój pod Szackiem. Bitwa pod Szackiem – starcie podczas agresji ZSRR na Polskę, stoczone w dniach 28–30 września 1939 między 52. Dywizją Strzelecką Armii Czerwonej, a liczącą w tym czasie około 4000 żołnierzy grupą KOP generała Wilhelma Orlika-Rückemanna. Szacka broniły dwie kompanie ze 112. Pułku Strzeleckiego wsparte plutonem CKM. 54. Dywizjon Przeciwpancerny prawdopodobnie wycofał się uprzednio z Szacka i zajął pozycję w połowie drogi z Szacka do miasta Mielniki. Po stronie sowieckiej w walkach wziął udział między innymi 411. batalion pancerny, dowodzony przez kapitana Nieseniuka, który został całkowicie rozbity. Walki o miejscowość rozpoczęli Sowieci 28 września, uprzedzając polski atak. Kilka czołgów 411. batalionu pancernego i samochody z piechotą ruszyły groblą koło jeziora Lucemierz na pozycje polskie, które znajdowały się na wschód i południowy wschód od wsi. Teren był bardzo grząski. Oddziały KOP podpuściły wroga blisko i otworzyły ogień z działek ppanc. i karabinów maszynowych. W czasie tej walki zniszczono 8 czołgów T-26, które zablokowały wąską groblę. Z 411. batalionu pancernego uratowało się trzech rannych czołgistów. Na wieść o rozbiciu 411 batalionu pancernego płk. Russijanow długo nie przysyłał posiłków oddziałom walczącym w rejonie Szacka. Następnie rozpoczął się polski atak na Szack. Wojska polskie poprowadził ppłk. Nikodem Sulik. Wieś została ostrzelana przez artylerię, a następnie doszło do szturmu i krwawej walki na bagnety. W południe została zdobyta. Znalezione tu zaopatrzenie poprawiło sytuację wyczerpanych fizycznie i psychicznie polskich żołnierzy. Sowieci przeprowadzili kontratak, ale został on odparty ogniem broni maszynowej i artylerii. Natomiast polska próba oskrzydlenia wojsk sowieckich nie udała się. 29 września oddziały polskie wycofały się w kierunku przeprawy przez Bug w Grabowie. Niestety samochody ciężarowe i kilka dział trzeba było zostawić. W walkach z sowietami zginęło lub zostało rannych 500 polskich żołnierzy. KOP stracił też sporo amunicji, zwłaszcza artyleryjskiej i kilka ciężarówek. Straty wojsk radzieckich wyniosły: 81-82 zabitych i 184-185 rannych żołnierzy, zniszczonych 8-9 czołgów T-26 i 5 ciągników artyleryjskich T-20 Komsomolec. Siemion Timoszenko przyznał się do straty 7 czołgów i kilku samochodów pancernych. Dowódca radzieckiej dywizji, pułkownik Iwan Russijanow został ciężko ranny w rękę odłamkiem pocisku artyleryjskiego]. Wilhelm Orlik-Rückemann urodził się 1 sierpnia 1894 we Lwowie w rodzinie polskiej o korzeniach żydowskich. W latach 1910-1911 organizował skautowy Oddział "Zarzewia" w I Gimnazjum Realnym we Lwowie, na tamtejszej politechnice rozpoczął w 1912 roku studia na wydziale budowy dróg i mostów. Studia te przerwała jednak I wojna światowa. Był żonaty z Różą Fajans, która pochodziła ze znanej warszawskiej rodziny Fajansów, właścicieli m. in. "Żeglugi na Wiśle" i działaczy społeczności żydowskiej. W sierpniu 1914 roku wstąpił do Legionów Polskich. Był oficerem 6 Pułku Piechoty. W 1917 roku, po kryzysie przysięgowym, został wcielony do cesarskiej i królewskiej Armii. Służył w niej m.in. w 19 pułku strzelców. Ukończył też w 1918 roku szkołę oficerów rezerwy. Przez trzy dni broniło się Grodno. Pod Kodziowcami nad Czarną Hańczą polscy ułani zadali duże straty sowieckiej broni pancernej. Do końca września Sowieci zajęli jednak wschodnie województwa Polski. Na zdobytych terenach dokonywali zbrodni na wojskowych i cywilach, podobnie jak Niemcy. I tak w Grodnie Sowieci rozstrzelali grupę wziętych do niewoli o0brońców miasta, w szpitalu w Mielnikach wymordowali żołnierzy i oficerów Korpusu Ochrony Pogranicza. Napaść sowiecka dokonana 17 września 1939 roku zwana „ciosem w plecy” przesądziła ostatecznie o wyniku wojny z Niemcami. Mimo to wojska polskie skoncentrowane na Lubelszczyźnie podjęły decydujący bój, zamierzając przebić się w kierunku granicy węgierskiej. Do największe trwającej dziesięć dni bitwy doszło pod Tomaszowem Lubelskim, gdzie armie „Kraków” i „Lublin” ostatecznie uległy w walce. Na południu kraju zacięte boje z Niemcami toczyły się w rejonie Lwowa. Szczególnym męstwem odznaczyły się oddziały dowodzone przez gen. Kazimierza Sosnkowskiego rozbite przez Niemców na przedpolach miasta „Semper Fidelis” – Zawsze Wiernego. Lwów skutecznie broniący się przed Niemcami, 22 września poddał się Armii Czerwonej. Nadal walczyła Warszawa, gdzie symbolem trwania w oporze stał się prezydent miasta Stefan Starzyński. W kampanii wrześniowej poległo blisko 70 tysięcy żołnierzy polskich, około 300 tysięcy dostało się do niewoli niemieckiej, około 250 tysięcy ( w tym ok. 20 tysięcy oficerów) – sowieckiej. Polscy oficerowie wzięci przez Sowietów do niewoli zostali zamordowani w Katyniu przez NKWD. Aleksander Szumański Literatura, opracowania, źródła cytatów: http://pl.wikisource.org/wiki/Przem%C3%B3wienie_J%C3%B3zefa_Becka_w_Sejmie_RP_5_maja_1939_r http://portalwiedzy.onet.pl/55178,,,,faszyzm,haslo.html http://portalwiedzy.onet.pl/5283,,,,lebensraum,haslo.html Ofiary w II wojnie światowej dr Lucyna Kulińska – wykłady, prof. Andrzej Nowak wykład „Solidarni 2010”, prof. Andrzej Nowak „Dziedzictwie roku 1920" -/"Nasz Dziennik" 13 - 15 sierpnia 2011/, prof. Lech Wyszczelski „Wojna o Kresy Wschodnie 1918 – 1920 prof. VHR. D’ABERNON „Osiemnasta decydująca bitwa w dziejach świata pod Warszawą 1920 r. ”PWN Warszawa 1932 rok Adam Dziurok Marek Gałęzowski Łukasz Kamiński
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz