Od ks. Isakowicza-Zaleskiego - 11 lipca zapal znicz w oknie i wywieś polską flagę z kirem

avatar użytkownika Redakcja BM24

Szanowni Państwo! Drodzy Przyjaciele!

 

 

11 lipca zapal znicz w oknie i wywieś polską flagę z kirem

 

http://www.prawy.pl/felieton/6281-11-lipca-zapal-znicz-w-oknie-i-wywies-polska-flage-z-kirem

 

10 – 13 lipca 2014   -  uroczystości upamiętniające ofiary „Krwawej Niedzieli” na Wołyniu

 

http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=7&nid=9581

 

Harmonogram wszystkich wydarzeń upamiętniających 70. rocznicę ludobójstwa dokonanego przez UPA i SS Galizien w Małopolsce Wschodniej i na Lubelszczyźnie

 

http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=14&nid=9599

 

Polecam w najnowszym wydaniu tygodnika „Do Rzeczy” swój artykuł o ludobójstwie banderowskim w 1944 r.

 

Szczęść Boże!

 

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

www.isakowicz.pl

Etykietowanie:

11 komentarzy

avatar użytkownika Redakcja BM24

1. Łódź - Warszawa - Tychy -

Łódź - Warszawa - Tychy - Tarnobrzeg - Tarnów - Kraków - Zgierz - Łódż - Zgorzelec - Kędzierzyn - Chełm - Legnica 2014-07-11

Uroczystości dla upamiętnienia ofiar "Krwawej Niedzieli" na Wołyniu.

Czwartek, 10 lipca, g. 18.00 - Łódź - msza św. za pomordowanych Kresowian w kościele pw. Podwyższenia Krzyża.

Czwartek, 10 lipca, g. 18.00 - Zgierz - uroczystości pod tablica na placu Stu Straconych.

Piątek, 11 lipca, g. 11.00 - Warszawa - rocznica "Krwawej Niedzieli" na Wołyniu - msza św. w kościele św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży, skąd wyruszy marsz pod tablicę na Krakowskim Przedmieściu.

Pełny program pod linkiem:

http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=8&nid=9595

Piątek, 11 lipca, g. 11.00 - Kraków - Cmentarz Rakowicki - modlitwa i apel pod pomnikiem Ofiar Ludobójstwa na Kresach

Piątek, 11 lipca, g. 16.00 - Tychy - marsz spod kościoła św. Krzysztofa pod pomnik pomordowanych Kresowian na cmentarzu w Wartogłowcu.

Piątek, 11 lipca - Tarnów- g. 16.15 - apel pod Kresowym na Starym Cmentarzu - g. 18.00 - msza św. za pomordowanych Kresowian w kościele św. Maksymiliana przy ul. Urszulińskiej 0, a po niej wieczornica w auli Starostwa Powiatowego.

Piątek, 11 lipca, g. 18.00 - Tarnobrzeg - msza św. za pomordowanych Kresowian w kościele Matki Bożej na Serbinowie, a następnie Modlitewny Marsz Pamięci.

Sobota, 12 lipca, g. 10.00 - Kędzierzyn- Koźle - rocznica "Krwawej Niedzieli" na Wołyniu.

- msza św. w kościele pw. św. Zygmunta i św. Jadwigi za pomordowanych przez UPA.

- przemarsz ulicami miasta

- apel pamięci pod pamiątkową tablicą na Gimnazjum im. Orląt Lwowskich.

Sobota, 12 lipca, g. 11.30 - Oświęcim - msza ś. za pomordowanych Kresowian w kościele Wniebowzięcia Matki Bożej, a następnie zapalenie zniczy pod pamiątkową tablicą na cmentarzu.

Sobota, 12 lipca, g. 17.00 - Chełm - Marsz Pamięci (spod zegara na deptaku)

http://mlodzipatriocichelm.blogspot.com/2014/06/12-lipca-2014-ii-marsz-p...

Sobota, 12 lipca, g. 15.00 - Trójca k. Zgorzelca - msza w. za pomordowanych przez UPA i spotkanie środowiskowe.
Niedziela, 13 lipca, g. 13.00 - Legnica - kościół ojców franciszkanów św. Jana - msza św. za pomordowanych przez UPA oraz spotkanie środowiskowe.

------------------------------

Szanowni Państwo,

11 lipca 1943 roku to data apogeum ludobójczych mordów dokonanych na Polakach przez Ukraińską Powstańczą Armię. W wyniku ludobójczego szału bandytów spod czerwono-czarnej flagi Stepana Bandery w latach II wojny światowej i bezpośrednio po niej zginęło 150 tysięcy Polaków.

11 lipca 2014 roku Ruch Narodowy – Łódzkie zaprotestuje przeciwko ewidentnie probanderowskiej działalności Związku Ukraińców w Polsce, którego działacze wielokrotnie chwalili Ukraińską Powstańczą Armię i negowali fakt przeprowadzenia przez nią ludobójstwa na Wołyniu. O godzinie 16:30 działacze i sympatycy RN przy ulicy Pomorskiej 22 przed wejściem do budynku łódzkiego oddziału Związku Ukraińców w Polsce, domagając się zaprzestania gloryfikacji UPA przez działaczy Związku i potępienia zbrodniczej ideologii Doncowa-Bandery. Podczas pikiety zostanie przeprowadzony happening spalenia czerwono-czarnej flagi, która była symbolem ludobójców z UPA.

O godzinie 18:00 w Sali Kinowej Stowarzyszenia Robotników Chrześcijańskich (ul. Tuwima 34) rozpocznie się projekcja filmu „Było sobie miasteczko” opowiadającego o Kisielinie – rodzinnej miejscowości znanego kompozytora Krzesimira Dębskiego, gdzie Polacy również padli ofiarą ataku UPA.

Z poważaniem,

Kamil Klimczak
Ruch Narodowy – Łódzkie

http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=7&nid=9581

avatar użytkownika Obibok na własny koszt

2. W Tesco

kupiłem ostatnio dwie flagi z solidnym drewnianym masztem z drewna bukowego po 4,99 złotych za komplet.

Polecam.

Kiedyś "Mieszko II"

avatar użytkownika Maryla

3. Akcja dla upamiętnienia ofiar

Akcja dla upamiętnienia ofiar ludobójstwa dokonanego w latach 1939 –
1947 na Polakach i obywatelach polskich innych narodowości przez
zbrodniarzy z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, Ukraińskiej
Powstańczej Armii oraz SS Galizien, Ukraińskiej Policji Pomocniczej i
innych ukraińskich formacji kolaboracji na żołdzie Adolfa Hitlera. Wybór
dnia 11 lipca nie jest przypadkowy. Jest to bowiem rocznica dnia
„Krwawej Niedzieli” 11 lipca 1943 r.
kiedy banderowcy, wspierani przez tzw. „siekierników”, czyli chłopów
ukraińskich, uzbrojonych w siekiery, zamordowali w okrutny sposób
tysiące bezbronnych Polaków modlących się w rzymskokatolickich
kościołach na Wołyniu (fot. p. Mirosław Boruta). O godne upamiętnienie
ofiar apelują Kresowianie i ich potomkowie. Poniżej jeden z apeli -
Zarządu Kresowego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego im. Orląt
Lwowskich w Żarach z dnia 3 lipca 2014 roku:

Apelujemy do wszystkich Polaków i sprawiedliwych Obywateli Świata, by w
dowód pamięci o niezliczonych Ofiarach najokrutniejszego, do dziś nie
osądzonego ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Kresach Wschodnich
II. R.P. – w dniu 11 lipca, Dniu Pamięci o Ofiarach Ludobójstwa OUN-UPA,
wywieszać biało – czerwone flagi z czarną wstążką (kirem)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

4. fot. PAP/Radek

fot. PAP/Radek Pietruszka

fot. PAP/Radek Pietruszka

Uroczystości upamiętniające ofiary zbrodni ukraińskich nacjonalistów z UPA na Wolyniu i w Małopolsce Wschodniej w latach II wojny światowej, w tym msza, apel poległych i złożenie kwiatów, odbyły się w Warszawie.

Dzisiaj wspominamy wydarzenia sprzed 70 lat, rok 1944, kiedy sotnie UPA z
Wołynia uderzyły na Małopolskę Wschodnią, czyli województwo
tarnopolskie, stanisławowskie i lwowskie, a także na tereny
obecnego Podkarpacia i Lubelszczyzny

— powiedział ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który wcześniej wygłosił
homilię podczas mszy św. w kościele św. Aleksandra na
Placu Trzech Krzyży.

Akurat moja rodzina
pochodzi z Małopolski Wschodniej, więc mój ojciec był naocznym
świadkiem wymordowania wsi Korościatyn koło Monasterzysk, w której
mieszkał. To był 28 lutego 1944 roku. Natomiast moja matka była
związana z miejscowością Kuty nad Czeremoszem, gdzie bandy UPA
mordowały Ormian. Wspominamy także Żydów, których pomordowano przez
banderowców i tych Ukraińców, którzy ratowali Polaków, pomagali i za to
też ponosili represje ze strony UPA

  • dodał ks. Isakowicz-Zaleski.

Duchowny przypomniał też, że dzień 11 lipca przypomina o całym
ludobójstwie dokonanym na Polakach przez ukraińskich nacjonalistów w
latach 1939-1947, na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.

To data symboliczna, albowiem 11 lipca 1943 roku bandy UPA napadły na 100 polskich wiosek i mordowały ludzi w kościołach, stąd nazwa tego dnia - ‘krwawa niedziela’

— zaznaczył ksiądz.

Obchody upamiętniające ofiary zbrodni dokonanej przez formacje OUN-UPA na
ludności polskiej w Małopolsce Wschodniej zorganizował Społeczny
Ogólnopolski Komitet Obchodów 70. Rocznicy Banderowskiego Ludobójstwa w
Małopolsce Wschodniej. Uczestnicy obchodów po apelu poległych złożyli
wieńce przed tablicą upamiętniającą ofiary zbrodni OUN-UPA na Domu Polonii na stołecznym Krakowskim Przedmieściu. Otwarta została także wystawa „Wołyń czasu zagłady 1939-1945” z Muzeum Niepodległości w Warszawie, którą można oglądać w stołecznej Centralnej Bibliotece Rolniczej.

Dziś przypada 71. rocznica kulminacji zbrodni popełnionych przez Ukraińską Powstańczą Armię (UPA)
na ludności polskiej na Wołyniu. Poza Wołyniem ludobójcza czystka
etniczna dotknęła także inne dawne województwa południowo-wschodnie II
Rzeczypospolitej: lwowskie, stanisławowskie i tarnopolskie - zwane
Małopolską Wschodnią lub Galicją Wschodnią. Na tych terenach masowe
rzezie Polaków nasiliły się w 1944 r. W ubiegłym roku Instytut Pamięci
Narodowej podczas 70. rocznicy zbrodni wołyńskiej podał, że zbrodnie
oddziałów UPA
wspieranych przez miejscową ludność ukraińską z lat 1943-1945,
zarówno na Wołyniu jak i w Galicji Wschodniej, pochłonęły ok. 100 tys.
polskich ofiar: mężczyzn, kobiet, starców i dzieci.

Najbardziej znane i symboliczne wypadki eksterminacji Polaków w Galicji Wschodniej - jak przypomniał w jednej z publikacji IPN
historyk prof. Andrzej Leon Sowa z Uniwersytetu Jagiellońskiego - to
wymordowanie 28 lutego 1944 r. mieszkańców wsi Huta Pieniacka (ok. 1000
ofiar), dokonane przez policyjne oddziały ukraińskie na służbie
niemieckiej i współpracujących z nimi partyzantów UPA oraz mord dokonany przez oddział UPA 11 marca 1944 r. w klasztorze dominikanów w Podkamieniu (ok. 600 ofiar).

71. rocznicę ludobójstwa na Kresach Wschodnich II
Rzeczypospolitej uczczono w Opolu. Pod tablicą upamiętniającą ofiary
mordów na Kresach Wschodnich złożono białe i czerwone goździki z nazwami
miejscowości, w których doszło do mordów na Polakach.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

5. Zdjęcie: Marek Borawski/

zdjecie

Zdjęcie: Marek Borawski/
Nasz Dziennik

Wypełnijmy obowiązek pamięci


Obchodzimy 71. rocznicę zbrodni wołyńskiej,
której dopuścili się Ukraińcy spod znaku OUN i UPA na Polakach. W całym
kraju zorganizowano z tej okazji liczne apele, pokazy, prelekcje oraz
Msze św. w intencji zamordowanych.

Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa przygotowała obchody rocznicy
ludobójstwa na Wołyniu, które rozpoczęły się o godz. 9.30 na warszawskim
Skwerze Wołyńskim pod pomnikiem upamiętniającym ofiary. Tegoroczna
uroczystość jest jednocześnie oddaniem hołdu obywatelom Rzeczypospolitej
Polskiej zamieszkującym tereny dawnej Małopolski Wschodniej, którzy 70
lat temu padli ofiarą drugiej fali zbrodni rezunów OUN-UPA mającej
początek w pierwszych miesiącach 1944 r.

Komitet Obchodów 70. rocznicy apogeum banderowskiego ludobójstwa w
Małopolsce Wschodniej – Komitet płk. Jana Niewińskiego zaprasza na Mszę
św. do kościoła pw. św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży w Warszawie
(godz. 11.00), która zostanie odprawiona w intencji ofiar zbrodni
wołyńskiej. O godz. 12.30 prawdopodobnie wyruszy Marsz Pamięci, którego
trasa będzie przebiegać przez Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście i plac
Zamkowy. O godz. 13.30 odbędzie się zgromadzenie przed tablicą
upamiętniającą ofiary zbrodni OUN-UPA (referat okolicznościowy,
wystąpienia przedstawicieli władz oraz organizacji kresowych i
kombatanckich, Apel Pamięci, złożenie wieńców pod tablicą pamiątkową).
Natomiast o godz. 15.00 rozpocznie się koncert okolicznościowy.

Z kolei Kresowy Serwis Informacyjny oraz Stowarzyszenie
Międzynarodowy Motocyklowy Rajd Katyński zapraszają na Wieczornicę
Pamięci Ludobójstwa Wołyńskiego. Początek wydarzenia o godz. 20.00 na
Skwerze Wołyńskim w Warszawie. Modlitwę poprowadzi ks. Andrzej Jakubiak,
kapelan Okręgu Wołyńskiego 27. WDPAK. Następnie prelekcje wygłosi Ewa
Siemaszko i prof. Władysław Filar. Ok. godz. 21.30 zakończenie
wieczornicy, zapalenie Światełka Pamięci i wystawienie go o godz. 22.00 w
oknach własnych domów.

Światowy Związek Żołnierzy AK Okręg Wołyński zaplanował obchody
zbrodni wołyńskiej na jutro i niedzielę. Jutro o godz. 11.00 na
warszawskim Skwerze Pamięci pod pomnikiem 27. Wołyńskiej Dywizji
Piechoty AK odbędzie się Apel Pamięci. Natomiast o godz. 17.00 w Kinie
Kultura w Warszawie rozpocznie się pokaz filmu pt. „Legenda 27. WDP AK”.
Z kolei w niedzielę o godz. 13.00 w katedrze polowej Wojska Polskiego
zostanie odprawiona Msza św. w intencji ofiar ludobójstwa na Wołyniu.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

6. pokrętne Michniki o rocznicy ludobójstwa


Dziś mija 71 lat od tzw. "Krwawej Niedzieli", która była kulminacyjnym
momentem rzezi wołyńskiej. Wedle historyków tego dnia z rąk oddziałów
UPA śmierć poniosło ok. 17 tys. Polaków. O tym, co o tamtej zbrodni
sprzed lat wiedzą współcześni Ukraińcy, i o tym, czy ukraiński
nacjonalizm musi być antypolski, opowiada Jewgen Worobiow, analityk ds.
Ukrainy w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.

Michał Fal, Gazeta.pl: Czy data 11 lipca, rocznica wołyńskiej "Krwawej Niedzieli", funkcjonuje w świadomości Ukraińców?


Jewgen Worobiow: Większość Ukraińców ma pewną wiedzę na temat
wydarzeń z 1943 roku, choć przyznam, że jest to raczej wiedza
podstawowa. Generalnie debata dotycząca ukraińskiej odpowiedzialności za
rzeź wołyńską ogranicza się raczej do publikacji w gazetach czy sporów
historyków. To nie jest jeszcze temat jakiejś dużej, historycznej,
ogólnonarodowej dyskusji. I choć media oczywiście przypominają o tej
rocznicy, to ów temat - w sposób oczywisty traktowany na Ukrainie jako
mniej bolesny i drażliwy niż w Polsce - jest też mniej widoczny w
publicznym dyskursie.

W
Polsce wiele osób zdaje się mieć Ukraińcom za złe, że nie chcą przyjąć
prawdy o rzezi wołyńskiej - że uważają ją za element "wojny
polsko-ukraińskiej", a nie ludobójstwo.


- Z
pewnością pewna część Ukraińców ujmuje tamte wydarzenia w kontekście
dłuższego, historycznego konfliktu między Polakami a Ukraińcami. W tej
perspektywie podkreśla się zwłaszcza czasy II RP czy operację "Wisła".
Popularne jest przekonanie, że rzeź wołyńska była tylko jednym z wielu
epizodów bolesnej historii i że trzeba także przypominać o
przewinieniach, które w przeszłości popełnili Polacy przeciwko
Ukraińcom.
Ale z drugiej strony równie duża część Ukraińców rozumie, że
tak drażliwy temat wymaga przepracowania, że należy dążyć do osiągnięcia
porozumienia pomiędzy oboma narodami.

Tylko jak to zrobić?

To pytanie z pewnością zadaje sobie wiele osób, zwłaszcza w środowiskach intelektualistów ukraińskich.

Może na jakiś gest powinni zdobyć się politycy?


Sprawa jest o tyle trudna, że od czasu obalenia prezydenta
Janukowycza nie ma w ukraińskiej przestrzeni publicznej osoby, która
mogłaby mówić w imieniu całej Ukrainy. Nie wiadomo więc, kto miałby w
tej chwili dokonywać gestów czy prowadzić dialog.


Czy ma pan wrażenie, że po stronie ukraińskiej jest gotowość do takich gestów i do dyskusji?


Absolutnie. Z całą pewnością najlepiej przygotowani do takiej
rozmowy są historycy. Jest choćby Andrij Portnow, który ma pewną wiedzę o
dyskursie polskim, który pracuje w Polsce. Dzięki publikacjom takich
badaczy jak on, Ukraińcy mają szansę dowiedzieć się, jak bardzo ten
temat jest dla Polaków ważny. Moim zdaniem tacy właśnie ludzie są też
odpowiednimi osobami do rozpoczęcia dialogu pomiędzy środowiskami
historyków na Ukrainie i w Polsce.

A
co sądzi pan o polskiej opinii publicznej? Bo przecież także tutaj nie
wszyscy są gotowi wyciągać do Ukraińców rękę na zgodę. Widać to w
komentarzach internautów, w mediach.


Trudno mi
podejmować się całościowej oceny. Jeśli jednak mówimy o mediach, to
moim zdaniem te polskie nie zawsze prawidłowo oceniają rolę ugrupowań
nacjonalistycznych w szerszym kontekście ukraińskiej sceny politycznej.
Weźmy choćby sposób relacjonowania wydarzeń na Majdanie. Oczywiście,
ugrupowania nacjonalistyczne były tam obecne i są obecne także teraz
podczas walk na wschodzie Ukrainy. Ale to nie są w żadnym razie grupy,
które mają duży wpływ na tamtejszą opinię publiczną. I to nie one
dyktują sposób, w jaki większość Ukraińców podchodzi do tak bardzo
dramatycznych i delikatnych tematów jak Wołyń.

Ale
w Polsce wiele osób irytuje się, widząc na Majdanie czarno-czerwone
flagi czy słysząc kojarzony z Banderowcami okrzyk "Sława Ukrainie!". Te
gesty i symbole odczytywane są jako coś wrogiego Polakom.



Ale trzeba pamiętać, że hasło "Chwała Ukrainie - bohaterom
chwała", nie powinno być wiązane tylko z UPA. Niektórzy historycy
przekonują, że tego hasła używano już w drugiej dekadzie XX wieku - to
było wiele lat przed powstaniem owej organizacji. Dlatego ludzie, którzy
dziś, w atmosferze ogromnego wzmożenia patriotycznych uczuć, używają
tego pozdrowienia, niekoniecznie odnoszą się do tradycji UPA.

Jak
pana zdaniem na to, jak Polacy i Ukraińcy patrzą na Wołyń, wpływa
obecna sytuacja polityczna, a także geopolityczna? Czy teraz będzie
łatwiej, czy trudniej rozmawiać o bolesnej przeszłości obu narodów?



Mam nadzieję, że zarówno historykom, aktywistom, jak i zwykłym
obywatelom, będzie teraz łatwiej prowadzić dialog. Jestem optymistą. Czy
według pana nie ma niebezpieczeństwa, że ten patriotyzm, który obudził
się na Ukrainie, i który czasem nawiązuje jednak do dziedzictwa Bandery,
będzie mógł nabrać antypolskiego zabarwienia? Moim zdaniem Polacy nie
mają podstaw do takich obaw, ponieważ ukraiński nacjonalizm jest obecnie
tylko i wyłącznie antyrosyjski. Nie sądzę, by antypolskie nastroje
miały przybrać na sile. Dla większości Ukraińców wrogiem numer jeden
jest teraz Rosja. Polska występuje raczej w roli historycznego sojusznika, a nie oponenta.

W Polsce często jednak z obawą mówi się o takich poglądach, jakie reprezentuje na Ukrainie choćby Prawy Sektor.


Proszę pamiętać, że wybory prezydenckie potwierdziły, iż Prawy
Sektor ma na Ukrainie nie więcej niż 1-2 proc. poparcia. Ta
paramilitarna organizacja nie ma też dużego politycznego zaplecza. Nie
jest więc w stanie narzucać większości społeczeństwa swoich radykalnych
poglądów. Także w kwestii wydarzeń na Wołyniu.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

7. Łódzcy narodowcy spalili


Łódzcy narodowcy spalili flagę przed siedzibą Związku Ukraińców w Polsce [ZDJĘCIA]

W 71. rocznicę zbrodni wołyńskiej, łódzki Ruch Narodowy
zorganizował protest przeciwko, ich zdaniem, probanderowskiej
działalności Związku Ukraińców w Polsce.
Przed wejściem do budynku
łódzkiego oddziału Związku młodzi narodowcy spalili czerwono-czarną
flagę - symbol Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA).



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

8. Uciekli przed ukraińską

Uciekli przed ukraińską siekierą

Tylko w ciągu jednego dnia, 11 lipca 1943 r., wybijano Polaków
jednocześnie w 100 miejscowościach dwu powiatów – pisze Ewa Siemaszko

zdjecie

Zdjęcie: arch. Ewy Siemaszko/
-



Ludobójcza depolonizacja rozpoczęta w końcu 1942 r.
na Wołyniu przez nacjonalistów ukraińskich z Organizacji Ukraińskich
Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii (potocznie zwanych
banderowcami) w połowie 1943 r. przybrała apokaliptyczny wymiar. Tylko w
ciągu jednego dnia, 11 lipca 1943 r., wybijano Polaków jednocześnie w
100 miejscowościach dwu powiatów, w pozostałe dni mordy odbywały się w
innych rejonach Wołynia, w niektórych dotknęły po kilkanaście
miejscowości w jednym czasie.

Wkrótce eksterminacją objęto Polaków w Małopolsce Wschodniej
(tarnopolskie, stanisławowskie, lwowskie), gdzie największe nasilenie
zbrodni było w 1944 roku. Z różną intensywnością napadów dokonywano aż
do zakończenia ekspatriacji w latach 1945-1946.

Masakry Polaków urządzane przez banderowców wywoływały u
potencjalnych ofiar różne reakcje. Wszechobecny niepokój, narastający
wraz ze złymi wiadomościami był nieraz tłumiony poczuciem niewinności:
„nic złego nie uczyniłem Ukraińcom, więc dlaczego mieliby mnie
mordować”. Trudno było bowiem zrozumieć, że dla nacjonalistów
ukraińskich największym przewinieniem Polaka było to, że jest Polakiem i
że właśnie dlatego Polacy są mordowani.

Tropieni jak zwierzęta

Rzezie wołyńskie dokonywane były głównie na terenach wiejskich, a dla
polskiego chłopa opuszczenie gospodarstwa, które zapewniało rodzinie
egzystencję, było trudne do wyobrażenia, zwłaszcza w warunkach okupacji
niemieckiej, pod jaką były wówczas Wołyń i Małopolska Wschodnia. Mimo
ściągania ze wsi grabieżczych kontyngentów przez Niemców, na wsi nie
umierało się z głodu i był dach nad głową.

Zagrożeni Polacy początkowo trzymali się swych siedzib, wystawiali
warty ostrzegające przed zbliżającymi się napastnikami, co sprzyjało
ucieczce i ukryciu się w lesie, na polach, w różnych kryjówkach w
pobliżu, na strychach domów, w stodołach. Jednak wartowania i patrole
były organizowane tylko w części czysto polskich miejscowości.
Najczęściej unikano zaskoczenia napadem czy podpaleniem domostwa,
spędzając noce poza domem – w lesie, zagajnikach, w polu, w ogrodach,
nawet przez wiele miesięcy, we wschodniej części Wołynia od zimy 1943
roku. Całe rodziny, z dziećmi w każdym wieku, bez względu na pogodę, na
mrozie i deszczu, spały w ciepłych ubraniach, zawijając się w derki i
koce, na pierzynach i kożuchach rozkładanych na ziemi, na gałęziach.
Latem chowano się w stogach. Zimno i wilgoć powodowały choroby,
zwłaszcza u dzieci. Rano powracano do prac gospodarskich. Nie uchodziło
to uwagi Ukraińców i wiele mordów następowało, gdy Polacy zjawiali się w
swych sadybach.

O takiej sytuacji wspomina Janka „Wołynianka” z kolonii Głęboczek na
Wołyniu: „Był lipcowy poranek. Niektórzy z ukrywających się w lesie, z
powodu przeciągającego się deszczu tej nocy wrócili do domu. Byli to
przeważnie ci, którzy mieli małe dzieci. […] Wczesnym rankiem, wśród
złowróżbnej ciszy, nagle rozległ się przeraźliwy ludzki krzyk… rodzice
jak stali, tak wybiegli z domu… dom stojący opodal już płonął… od jego
strony biegło dwu banderowców… jeden z nich miał karabin, ale nie
strzelał. Ojciec trzymał mnie na ręce, a drugą ręką trzymał się z moją
matką, która była w dziewiątym miesiącu ciąży. […] Rodzice zaczęli biec w
stronę rosnącego za domem zboża. Wtedy banderowiec zaczął strzelać. Na
szczęście niecelnie”.

Przemyślni gospodarze budowali podziemne schrony na terenie
gospodarstwa, w ogrodzie lub w polu, do których były zamaskowane
wejścia, a niekiedy nawet podziemny korytarz. W tych kryjówkach spędzano
noce, które uważano za typowy czas napadów i do nich też uciekano w ich
trakcie. Wszystkie te sposoby przetrwania „na swoim” w nadziei na
„uspokojenie sytuacji” albo kończyły się zamordowaniem wszystkich lub
części ukrywających się, albo ucieczką, gdy okazywało się, że kryjówka
nie daje pewności przeżycia.

Punkty oporu

Skuteczniejszym działaniem chroniącym życie i dającym szansę na
przetrwanie na miejscu do końca wojny, który miał przynieść
bezpieczeństwo i spokój, było organizowanie samoobrony. Wiązało się z
tym wiele problemów. Pod obiema okupacjami – najpierw sowiecką, potem
niemiecką – posiadanie broni i organizowanie się było karane. Jednakże
Niemcy po swojej klęsce pod Stalingradem, szarpani przez dywersję
sowiecką, nie byli już zdolni do absolutnego sterroryzowania ludności
wschodnich terenów okupowanych.

Polacy, nie bacząc na ewentualne reakcje władz niemieckich,
podejmowali ryzyko tworzenia placówek samoobrony. Reakcje Niemców na
samoobronę zaś były różnorakie – od tolerowania do pacyfikacji – w
zależności od indywidualnego stopnia wrogości wobec Polaków lokalnych
administratorów i wojskowych dowódców załóg niemieckich.

Kolejnym problemem był brak broni i amunicji, toteż w niektórych
miejscowościach na Wołyniu wartownicy dla odstraszenia bojówkarzy UPA
paradowali z atrapami karabinów wykonanymi przez stolarzy. Większość
samoobron uległa samolikwidacji, gdy stwierdzano przewagę UPA i
współdziałającego z nią chłopstwa ukraińskiego, część została przez UPA
rozbita. Na Wołyniu przetrwało do wkroczenia wojsk sowieckich w 1944 r.
kilkanaście punktów samoobrony ze stu dwudziestu kilku, natomiast w
Małopolsce Wschodniej „uchowało się” znacznie więcej takich placówek z
podobnej liczby samoobron. Dobrze zorganizowane i silne samoobrony
przyciągały ludność polską z okolicy. Przybywali tam Polacy w obawie
przed ukraińską siekierą i kosą oraz niedobitki z atakowanych osiedli
polskich. Bardzo wiele ocalałych z pogromów uchodźców przybywało do
placówek samoobrony bez niczego, nawet półnadzy wyrwani ze snu ciosami
oprawców i pożogą ich domostw. Byli też wśród nich ranni. Solidarność
stałych mieszkańców placówek samoobrony wobec tych nieszczęśników była
na ogół imponująca, mimo i tak ciężkich warunków okupacyjnych bez
dodatkowych obciążeń przybyszami.

Kolonia Przebraże

Największą samoobroną, najsprawniej funkcjonującą, wręcz wyjątkową,
dającą schronienie łącznie ok. 10 tysiącom ludzi, było Przebraże –
polska kolonia w powiecie łuckim na Wołyniu. Żaden inny punkt samoobrony
jej nie dorównał. Nazywano ją bazą samoobrony, ponieważ swym zasięgiem
objęła kilka sąsiednich polskich kolonii, w których również
zorganizowały się grupki obrońców. Baza była otoczona rowami z zasiekami
i stanowiskami strzeleckimi, strzeżona nieustannie przez cztery
kompanie obrońców na dwudziestokilometrowym obwodzie obozu.

Od późnej wiosny 1943 r. wciąż do Przebraża przybywali uchodźcy,
najwięcej po okrężnym pochodzie UPA na Przebraże z 4 na 5 lipca 1943 r.
niszczącym po drodze wszystkie polskie kolonie. Po maksymalnym
zapełnieniu wszystkich budynków tysiące ludzi, w tym dzieci, całe lato
koczowały w szałasach, zmagając się z prymitywnymi pod każdym względem
warunkami życia. Przed zbliżającymi się chłodami postawiono drewniane
baraki, pobudowano ziemianki, gdzie ludzie tłoczyli się, cierpliwie
oczekując na kres mordęgi i licząc na powrót w przyszłości na swoje
gospodarstwa, ich odbudowanie i normalne życie.

Nie lada wyzwaniem dla kierownictwa samoobrony Przebraża było
zapewnienie wyżywienia tak wielkiej rzeszy ludzi tam zgromadzonych,
pozbawionych samozaopatrzenia ze swoich gospodarstw. Głównym sposobem
zdobywania żywności były wyprawy z uzbrojoną obstawą członków samoobrony
na pola uchodźców, ale też na pola ukraińskie, do czego doprowadziła
UPA, uniemożliwiając Polakom uprawy i zbiory. W tak ciężkich
okolicznościach samoobrona, oprócz stałej gotowości bojowej i staczania
walk i potyczek z UPA, organizacji zaopatrzenia, musiała także panować
nad nastrojami ludności, porządkiem w obozie, problemami sanitarnymi,
zwalczyć epidemię tyfusu.

Przebraże wytrzymało kilka ataków UPA, urządziło też kilka akcji
prewencyjno-odwetowych na wsie ukraińskie zagrażające jego istnieniu.
Doskonała organizacja obrony i obozu, waleczność i determinacja ocaliły
życie tysięcy Polaków. Nawet ukraińskie donosy do Niemców na Przebraże
nie doprowadziły do likwidacji tej warowni, w przeciwieństwie do innych
podobnych ośrodków samoobrony.

Typowym przykładem zlikwidowania rękami niemieckimi polskiej
samoobrony, której UPA nie dawała rady, był Hanaczów w województwie
tarnopolskim, nękany przez wiele miesięcy przez UPA i w końcu
spacyfikowany przez Niemców „zarzuconych” ukraińskimi donosami.

Bezbronni

Oprócz samoobron od połowy 1943 r. na Wołyniu i w Małopolsce
Wschodniej zawiązywały się oddziały partyzanckie, również chroniące
ludność polską przed UPA. Na Wołyniu oddziały te osłaniały niektóre
placówki samoobrony, w krytycznych momentach ratowały je przed rozbiciem
przez UPA. Nigdzie jednak Polacy nie byli w stanie stworzyć sił
równoważących liczebnie i zdolnością bojową OUN-UPA, tak więc istniały
ogromne obszary polskiej bezbronności przed barbarzyństwem i
bezwzględnością banderowców.

Z takich terenów ratunkiem dla Polaków była ucieczka jak najdalej od
groźnego ukraińskiego sąsiedztwa. Jedni uciekali, zanim zostali
zaatakowani, inni jako niedobitki z napadu. Kierowano się do miast,
stosunkowo bezpiecznych dzięki stacjonowaniu Niemców, których obecność
hamowała UPA. Dla większości uchodźców miasta były etapem dalszej
wędrówki, Niemcy gromadzili bowiem uchodźców w obozach przejściowych i
wysyłali koleją na przymusowe roboty do III Rzeszy. W miastach
pozostawali tylko ci, którym udało się znaleźć lokum i zajęcie chroniące
przed wywozem na roboty. Wśród uchodźców były sieroty, nie wszystkie
znajdowały opiekunów, jak np. jak 10-letnia Leokadia Nowakowicz z
wołyńskiej kolonii Aleksandrówka, która straciwszy rodzinę, ranna po
pobycie w szpitalu, jakiś czas żyła na targowisku we Włodzimierzu
Wołyńskim, śpiąc na stole do rozkładania towaru i żebrząc o jakiekolwiek
jedzenie.

Uchodźcy w miastach borykali się z głodem, a stali mieszkańcy nie
mieli czym się z nimi dzielić. Aby przeżyć, trzeba było robić wypady na
wieś, na swoje lub cudze gospodarstwa, w poszukiwaniu jakiejkolwiek
żywności. Zdarzały się też zorganizowane przez Niemców chronione
zbrojnie ekspedycje żniwne i na wykopki – z udziałem uchodźców, którzy w
zamian za pracę otrzymywali niewielkie ilości płodów rolnych. W tych
żywnościowych wyprawach wielu Polaków straciło życie z rąk bojówek
ukraińskich.

Exodus Polaków

Z osiedli przylegających do przedwojennej granicy z sowiecką Ukrainą
Polacy uciekali na jej teren, bliski opuszczonej ojcowiźnie, a mający
opinię wolnego od nacjonalizmu. Tamtejsi Ukraińcy nie okazywali wrogości
wobec polskich przybyszy, nawet im pomagali, ale od czasu do czasu
zagony UPA zapuszczały się tam w pogoni za Polakami, uciekano więc
jeszcze dalej na wschód, wszędzie pozostając w nędzy i tymczasowości.

Z kolei z północnej części Wołynia, głównie powiatu sarneńskiego,
część uchodźców kierowała się na północ do województwa poleskiego. Tam
względne bezpieczeństwo, mimo penetracji przez bojówki UPA, zapewniały
bazy zgrupowań sowieckiej partyzantki, w pobliżu których zakładano obozy
z ziemiankami i barakami. Tam w jeszcze gorszych warunkach niż w
Przebrażu, w bagiennym otoczeniu, bytowały głównie kobiety z dziećmi,
mężczyźni bowiem od razu byli zabierani do sowieckich oddziałów, co
umożliwiało im choć częściowo opiekę nad obozami.

Niezwykłym przypadkiem była wspólna wędrówka taborami pięciu polskich
osiedli ze zwierzętami gospodarskimi z północy powiatu sarneńskiego
(Lado, Tatynne, Perestaniec, Omelno, Jaźwinki) po bezpieczniejszym
Polesiu. Przemieszczano się w okolice, gdzie stacjonowały sowieckie
oddziały partyzanckie, ale te wciąż zmieniały miejsca pobytu, co
zmuszało do dalszej wędrówki. Trwała ona po poleskich lasach i bagnach 6
miesięcy, podczas których obozowano w szałasach nawet zimą. Powrót „na
swoje” nastąpił w styczniu 1944 r., po wyparciu Niemców przez Sowietów z
północy Wołynia, miał to być koniec gehenny. Jednak po pewnym czasie,
nękani nadal napadami banderowców, mieszkańcy wędrujących kolonii
musieli przenieść się do miasta i wkrótce w 1945 r. zostali
ekspatriowani do Polski.

Nieustanne zagrożenie życia doprowadzało część Polaków do takiego
stanu psychicznego, że mimo przywiązania do ziemi i lęku przed
niemożnością utrzymania się bez gospodarstwa oraz wywózką do
przymusowych robót decydowali się na własną rękę opuścić zagrożone
tereny, byle dalej od banderowskich pogromów.

Z południa Wołynia uciekano do województw tarnopolskiego i lwowskiego
(należących do Generalnego Gubernatorstwa), a z zachodnich powiatów
wołyńskich na Lubelszczyznę, sądząc, że tam będzie bezpiecznie, co
wkrótce okazało się złudne, bo akcje ludobójcze weszły również na te
tereny. Wołyń był oddzielony od reszty kraju granicą pilnowaną przez
Niemców i ukraińskich „pograniczników”. Przekroczenie jej pieszo i
wozami konnymi polegało na sprytnym ominięciu placówek kontrolnych lub
przekupieniu strażników. W lipcu i sierpniu 1943 r., podczas
największych fal rzezi Polaków straż nie była w stanie sprostać naporowi
uchodźców, więc kapitulowała. Część Polaków wyjeżdżała koleją, choć pod
okupacją niemiecką nie wolno im było jeździć pociągami, więc albo
uzyskiwano od władz niemieckich zezwolenia, albo załatwiano z
Polakami-kolejarzami, obsługującymi niemieckie transporty, nielegalny
przewóz w zamkniętych wagonach towarowych.

Przeciwstawianie się banderowskiemu ludobójstwu, uparte wysiłki, by
jakoś przeżyć i przetrwać depolonizację, by nadal żyć na ziemi
zagospodarowywanej i cywilizowanej przez wieki, zakończyły się wymuszoną
przez Sowietów ekspatriacją w latach 1944-1946, przyspieszaną przez
bandyckie napady.

Ewa Siemaszko

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

9. Prawda, nie eufemizmy

Prawda, nie eufemizmy

Przez cały piątek trwały w stolicy uroczystości upamiętniające 71. rocznicę mordu Polaków na Wołyniu

zdjecie

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/
Nasz Dziennik

Prawda, nie eufemizmy


To było straszne ludobójstwo i trzeba je
nazywać po imieniu. Zaplanowane i w perfidny sposób wykonane na
bezbronnych Polakach – mówił na skwerze Wołyńskim w Warszawie Szczepan
Siekierka, prezes Stowarzyszenia Upamiętnienia Zbrodni Ukraińskich
Nacjonalistów.
 

Przez cały piątek trwały w stolicy uroczystości upamiętniające 71.
rocznicę mordu Polaków na Wołyniu, dokonanego przez nacjonalistów
ukraińskich, i 70. rocznicę banderowskiego ludobójstwa w Małopolsce
Wschodniej. Zorganizowała je Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

Zaczęły się na skwerze Wołyńskim przed pomnikiem upamiętniającym
mordy na bezbronnych ludziach. Obecni byli minister Jan Ciechanowski,
szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych,
przedstawiciele ministra kultury, organizacji kresowych, badaczka
zbrodni Ewa Siemaszko i przedstawiciele wojska.

Andrzej Krzysztof Kunert, sekretarz ROPWiM, przypomniał historię pomnika na skwerze i ubiegłoroczne uroczystości.

– Dziś po raz drugi chcemy tu oddać hołd ofiarom zbrodni wołyńskiej i
odmówić modlitwę – powiedział Kunert. Głos po nim zabrał Szczepan
Siekierka. Prezes Stowarzyszenia Upamiętnienia Zbrodni Ukraińskich
Nacjonalistów zarzucił współczesnym politykom i historykom
odpowiedzialność za braki w edukacji na temat prawdy o zbrodni. – Pan
minister powiedział o zamordowanych 100 tysiącach. Proszę państwa, jest
udokumentowanych 200 tys. osób narodowości tylko polskiej i ponad 300
tys. żydowskiej – wskazał.

Siekierka przywołał bolesne karty historii własnej rodziny.

– We wrześniu 1944 r. mój stryj Jan Siekierka, jadąc do młyna z
córką, został napadnięty przez ukraińskich bandytów i zamordowany.
Wyjęli mu serce i jeździli po okolicznych wioskach, śpiewając „Jeszcze
Polska nie zginęła”. Mojej stryjence i jej dwóm córkom, a moim kuzynkom,
wydłubali oczy i żywcem wrzucili do studni. My o tej prawdzie musimy
mówić – mówił poruszony Siekierka.

– 22 grudnia 1944 r. została zadźgana widłami druga moja ciocia. Jej
siostrę, niespełna 20-letnią, nacjonaliści ukraińscy rozebrali, porąbali
siekierą i podpalili. Kolejna ciocia nie zdążyła zabrać dziecka z domu
podczas napadu. Gdy udało się jej do niego szczęśliwie wrócić, jej
dziecko było całkowicie oskalpowane w kołysce. To są fakty. Tej zbrodni
absolutnie nie można zapomnieć – dodał.

Jak mówić o Kresach?

Kresowiacy nie mają pretensji do narodu ukraińskiego, ale mówią jasno: nie można dziś uznawać bandytów za regularną armię.

– To jest terminologia stworzona przez historyków i ludzi, którzy na ten temat z autopsji mało wiedzą – skwitował Siekierka.

W kościele św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży odprawiona została
uroczysta Msza św. za dusze pomordowanych. Ksiądz Tadeusz
Isakowicz-Zaleski, który jej przewodniczył, zaznaczył w homilii, że
wielu Polakom wydawało się, że rok 1989 będzie rokiem przełomowym, że
wreszcie głośno powie się prawdę o ludobójstwie na Kresach Wschodnich.

– Niestety od 25 lat politycy przez nas wybierani boją się o swoje
posady, tej czy innej ambasady, jeszcze inni siebie nawzajem. Rok temu
była wielka szansa, żeby powiedzieć prawdę w 70. rocznicę wydarzeń. I
wtedy był apel do parlamentarzystów polskich, żeby wreszcie mieli
odwagę, jak przystało na Polaków. Niestety w Sejmie zabrakło 10 głosów.
Chwała tym posłom, którzy głosowali za prawdą, i wielka hańba tym
posłom, którzy głosowali za fałszywym, zakłamanym określeniem „czystki
etniczne o znamionach ludobójstwa” – wskazał kapłan.

– Z przykrością muszę powiedzieć, że jak teraz patrzę od ołtarza, to
żadnych polityków nie widzę. Mają inne ważne rzeczy, walkę o stołki w
Sejmie, nagrywanie się wzajemne w restauracjach. Wszystko jest ważne,
tylko nie udział w naszych uroczystościach – podsumował.

Jak tłumaczy Tadeusz Samborski, wiceszef Ogólnopolskiego Społecznego
Komitetu Obchodów 70. rocznicy Banderowskiego Ludobójstwa w Małopolsce
Wschodniej, prawda o ludobójstwie na Kresach Wschodnich może być ważnym
elementem tożsamości narodowej.

– Ona się przebija z trudem, ale przecież mamy prawo do moralnej
oceny przeszłości, jak też mamy prawo, a nawet obowiązek do troski o
zachowanie pamięci o tych, którzy sami już się obronić nie mogą – mówi
Samborski. Przypomina, że na Wołyniu Polacy ginęli w 1,5 tys.
miejscowościach, a tylko w 150 są ich odpowiednio upamiętnione mogiły.

– Prawda o ludobójstwie to jest zadanie nie tylko dla społeczników
entuzjastów i organizacji kresowych, ale powinna być elementem programu
państwowego, bo to ociera się o sprawę honoru państwa i Narodu –
wyjaśnia nasz rozmówca.

– Jeśli państwo nie jest w stanie uhonorować swoich ofiar sprzed 71
lat, to znaczy, że coś w tej strukturze pamięci narodowej szwankuje.
Stosowanie wszelkiego rodzaju eufemizmów i zamienników w postaci
„czystki etniczne o znamionach ludobójstwa” zaciera faktyczny obraz
sytuacji – podkreśla Samborski.

Po Mszy św. uczestnicy uroczystości przemaszerowali na Krakowskie
Przedmieście pod Dom Polonii. Tu przypomniano historię zbrodni
ukraińskich na Kresach i odtworzono fragmenty wspomnień ludzi cudownie
uratowanych spod siekiery, wideł czy noży.

Piotr Czartoryski-Sziler


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

10. 11 lipca 2014, w 71 rocznicę ludobójstwa na Wołyniu i Małopolsce

11 lipca 2014, w 71 rocznicę ludobójstwa na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej kilkadziesiąt osób spotkało się w Krakowie, na Rynku Głównym, przy pomniku Adama Mickiewicza. Spotkanie miało na celu przypomnienie tego ważnego wydarzenia, jakim były mordy dokonywane przez bandytów z OUN-UPA na Polakach.

Organizatorami spotkania byli:

ONR Brygada Małopolska

Młodzież Wszechpolska Okręg Małopolski

Przymierze Naród Wolność Suwerenność

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

11. Fot. Kibolski Klub

Fot. Kibolski Klub Dyskusyjny

Fot. Kibolski Klub Dyskusyjny

Dziś przypada 71. rocznica Krwawej niedzieli na Wołyniu. W kilku miejscach Poznania
zawisły transparenty, przypominające mieszkańcom o bestialskich czynach
banderowskich ludobójców – napisali kibice Lecha na profilu „Kibolski Klub Dyskusyjny” na Facebooku.

Transparenty pojawiły się m.in. w krużgankach klasztoru oo.
Dominikanów w Poznaniu, gdzie swoje miejsce ma tablica poświęcona
ofiarom rzezi wołyńskiej. Po Mszy św. o godz. 12 pod tablicą
zapalone zostały znicze.

Zapłonęły także pod tablicą poświęconą poległym żołnierzom 27.
Wołyńskiej Dywizji Armii Krajowej oraz ludności cywilnej pomordowanej w latach 1939-1945 przez OUN i UPA przy Kościele Garnizonowym w Poznaniu.

Więcej zdjęć na profilu Kibolski Klub Dyskusyjny.

Ofiary ludobójstwa wołają o pamięć

W Przemyślu odbyły się obchody upamiętniające 71. rocznicę zbrodni wołyńskiej

Tylko na fundamencie prawdy, nawet jeśli jest
ona zawiła i trudna, możliwe jest przebaczenie i pojednanie –
podkreślił ks. Grzegorz Bechta, który przewodniczył Mszy św. w intencji
ofiar zbrodni wołyńskiej.

Podczas Mszy św. w przemyskiej archikatedrze uczestnicy uroczystości:
rodziny kresowe, władze samorządowe województwa podkarpackiego oraz
przemyślanie modlili się za ofiary rzezi wołyńskiej.  – Krew Chrystusa z
eucharystycznej ofiary, została zmieszana z krwią tych, którzy w
świątyniach umacniali się w wierze i miłości. Świadomość wielu
niedokończonych Mszy św. niejako przynagla nas do tego, by je dokończyć –
mówił ks. Bechta. Kapłan przypomniał, że powodem ludobójstwa sprzed 71
lat była nacjonalistyczna ideologia, dlatego jak zaznaczył, obowiązkiem
współcześnie żyjących jest pamiętać o tragedii, jaka wydarzyła się na
Kresach Wschodnich nie po to, aby rozdrapywać rany, ale po to, żeby
przekazywać pamięć o ludobójstwie kolejnym pokoleniom, aby nigdy więcej
nie doszło do podobnej tragedii. Zaznaczył, że pełne pojednanie może się
odbyć tylko na gruncie pełnej prawdy, bez której nie ma przebaczenia.

– Tylko poznanie prawdy o dokonanej zbrodni może nas wyzwolić od
postawy wzajemnych oskarżeń, a nawet nienawiści. Potrzeba nazwać po
imieniu zbrodniarza i ofiarę. Należy też dokładnie określić proporcje
doznanych ran. Konieczne jest, aby wskazać przyczyny i skutki. Tylko na
fundamencie prawdy, nawet jeśli ona jest zawiła i trudna do przyjęcia,
możliwe jest przebaczenie i pełne pojednanie. Tylko na prawdzie i
przebaczeniu można budować dobre relacje obu narodów: polskiego i
ukraińskiego – akcentował ks. Grzegorz Bechta.

Uczestnicy wczorajszych uroczystości złożyli kwiaty i zapalili znicze
na cmentarzu Wojskowym w Przemyślu na symbolicznym grobie ofiar
tragedii wołyńskiej. Uroczystościom towarzyszył Apel Pamięci i salwa
honorowa Kompanii Honorowej Wojska Polskiego.

Mariusz Kamieniecki


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl