Nie nazywajmy szamba perfumerią

avatar użytkownika kokos26

 

Sprawa, którą chciałem dzisiaj poruszyć z pozoru może wydawać się tylko moim osobistym problemem, ale spróbuję przekonać Czytelników, że tak nie jest. Otóż ostatnio niektórzy administratorzy portali internetowych, na których publikuję moje teksty oraz „życzliwi” anonimowi komentatorzy, zwracają się do mnie o złagodzenie języka bądź wprost wskazują, co powinienem zmienić, aby być bardziej strawnym publicystą. Jednym słowem coś, co bez problemu może ukazywać się w Warszawskiej Gazecie już niekoniecznie w takiej samej formie ma szansę być opublikowane w internecie. W czy problem? Otóż główny zarzut polega na „brutalnym i niekulturalnym” języku, którym podobno się posługuję.Według tych współczesnych cenzorów powinienem ów język złagodzić i zamiast używania mocnych dosadnych określeń sięgać w poszukiwaniu łagodności do słownika synonimów i częściej używać eufemizmów.
Są to na razie grzeczne prośby i rady, aby pewne zjawiska nienazywane były przeze mnie wprost, ale podawane czytelnikom w jakiejś ugrzecznionej zawoalowanej formie. Zastanawiam się czy chodzi im o to, żeby nie ranić odbiorcy czy może raczej o to, że z jakichś tajemniczych powodów jest to niewygodne dla właścicieli owych mediów.

Ostatnie dni, a w szczególności świętowanie wolności przekształcone w fetę establishmentu III RP, który Polskę uważa już za zawłaszczoną przez siebie na zawsze, uświadomiły mi, że oni wszyscy panicznie obawiają się ludzi, którzy mówią im prawdę prosto w oczy. Obawiają się tych, którzy mają gdzieś tę całą poprawność polityczną polegającą na wyszukiwaniu nowych łagodniejszych i zarazem idiotycznych określeń dla rzeczy i zjawisk już dawno nazwanych i mających piękne w swej prostocie i dosadności polskie nazwy. Zapewniam, że młoda licealistka z Gorzowa, która powiedziała do Tuska:„Dlaczego udaje pan patriotę, a jest zdrajcą Polski?”, nie spotkałaby się z taką nagonką świeżutkich dziennikarskich kawalerów rożnej maści orderów przypinanych im w ubiegłym tygodniu przez prezydenta, gdyby zamiast tamtych słów użyła rozbudowanego eufemizmu w rodzaju: Dlaczego świadomie i intencjonalnie zawiódł pan zaufanie Polaków, przez co nasza ojczyzna poniosła i nadal ponosi wymierne straty. 

Poprawna politycznie tresura, jakiej jesteśmy poddawani głównie z pobudek politycznych i ideologicznych, przynosi coraz bardziej widoczne i opłakane skutki. Kolejnym przykładem może być sędzia Chodkowski z Wrocławia, który stanął po stronie bandyty i stalinowskiej kanalii Baumana. Nie trzeba być mędrcem, by wiedzieć, że ów sędzia wyhodowany został na lekturze Gazety Wyborczej i oglądaniu „Szkła kontaktowego” wTVN24. On w odczytanym uzasadnieniu wyroku skazującym ludzi, którzy oprotestowali obecność komunistycznego bandyty na Uniwersytecie Wrocławskim, dał wprost do zrozumienia, że zdrada, kolaboracja z okupantem oraz ściganie i mordowanie polskich patriotów to nie jest zbrodnia, ale jak to określił „wybór ideologiczny” Baumana.
Właśnie o posługiwanie się takim zakłamanym językiem walczy System, wiedząc doskonale, że za łagodną i pełną eufemizmów mową nigdy nie pójdzie radykalny czyn. Żaden przywódca nie porwie tłumów wznoszeniem okrzyku „Bij oponentów i antagonistów” zamiast ryknąć „Bij wrogów i zdrajców Polski”.

Każdy odważny czyn kiełkuje najpierw w głowie, później przeradza się w słowa, które odpowiednio dobrane mają porwać ludzi do bardziej radykalnych działań. Aby zakłócić ten proces, oni próbują nas zastraszać i cenzurować słowa, ponieważ na razie nie posiedli jeszcze umiejętności likwidowania tych niebezpieczeństw dla Systemu, które rodzą się w ludzkich głowach.

Dlatego niewiele sobie robię z tych „dobrych rad” i kłamca pozostanie dla mnie zawsze kłamcą, a nie kimś, kto „rozmija się z prawdą” lub w czyją wypowiedź „wkradły się pewne nieścisłości”. Pedalska tęcza na Placu Zbawiciela pozostanie dla mnie na zawsze pedalską tęczą i nigdy nie napiszę, że jest to wzniesiony tuż obok katolickiej świątyni symbol tolerancji miłości, pokoju i nadziei. Zdrajca i bandyta zawsze pozostanie dla mnie zdrajcą i bandytą, a nie kimś, kto dokonał kontrowersyjnego wyboru ideologicznego, który może się podobać lub nie, ale pod rygorem kary trzeba ten wybór uszanować. Jak powiedział kiedyś ojciec Tadeusz Rydzyk „nie nazywajmy szamba perfumerią”. Strach przed prawdą i nazywaniem rzeczy po imieniu nie świadczy o sile Systemu, ale o jego słabości i narastającym strachu salonowców. Czego się tak boją?

Oni doskonale zdają sobie sprawę z tego, że w głowach coraz większej grupy Polaków zwyciężać zaczyna teza mówiąca, że ten system trzeba po prostu obalić siłą. Jednocześnie tak myślący rodacy zaczynają dostrzegać, że wbrew pozorom ten System nie jest taki silny. Opiera się on głównie na obsadzaniu swoimi ludźmi szeregu kluczowych instytucji, które z kolei kupują sobie przychylność i posłuch rozdając konfitury. Czy ludzie tego pokroju, a przynajmniej ich większość będzie chciała za ten system ginąć? Wątpię.

Dlatego wszyscy zacząć musimy od mówienia prawdy wprost, bez poprawnej politycznie autocenzury. Nie dajmy się tresować.

Chodzi mi o to, aby język giętki Powiedział wszystko, co pomyśli głowa: A czasem był jak piorun jasny, prędki, A czasem smutny jako pieśń stepowa”
Juliusz Słowacki, „Beniowski”

Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie
Już w piątek w najnowszym numerze:

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz