ATAMANIA UPA

avatar użytkownika aleksander szumanski
ATAMANIA UPA Obecnie politykierzy w Polsce usiłują zataić i zafałszować działalność OUN - UPA oraz nie ujawniać ich współpracy z hitlerowskim Niemcami - hitlerowskim faszyzmem. Wiedza o historii banderyzmu, jego trwania po dzień dzisiejszy i odradzania się dzisiaj na Ukrainie, w państwie nie posiadającym własnej historii, usiłującym przekazać swoje istnienie w rzekomą okupację przez Polskę, państwie niszczącym ślady polskości ziem kresowych II RP, szczególnie od czasu rozpoczęcia działań na kijowskim Majdanie - jest edukacyjnie konieczna, gdyż nawet w Polsce próbuje się rehabilitować i gloryfikować zbrodniarzy z UPA, stawiając im pomniki wbrew woli narodu polskiego. Podobne stanowisko do ukraińskiego zajmuje Zachód na czele ze Stanami Zjednoczonymi, nie wspominając o zagrożeniu granic Rzeczypospolitej przez terytorialną ideologię Stepana Bandery i jego faszystowskich i spadkobierców, operując mrzonkami o pomocy milatarnej w razie zagrożenia granic Rzeczypospolitej. Historia nieszczęsnego września 1939 roku się powtarza. Wówczas też Zachód składał deklaracje sojusznicze, zakończone niecną zdradą polskich interesów narodowych, polskiej racji stanu, przez aliantów II wojny światowej, łącznie z faszystowską Francją generała Henri Philippe Pétaina,– marszałka Francji, polityka francuskiego szef rządu Vichy. Historia tego nieszczęsnego września 1939 roku zakończona hańbą poczdamsko – teherańsko – jałtańską zmieniła na życzenie Stalina i uległych mu Churchila i Roosvelta granice II RP, odrywając od Rzeczypospolitej jej wielowiekowe integralne terytoria, Kresy Południowo – Wschodnie, na czele z odwiecznym polskim Lwowem- powtarza się de novo. Zbrodnia ludobójstwa ukraińskiego na tak wielką skalę nie może zostać zapomniana i będzie stanowić przestrogę dla następnych pokoleń Polaków. Najwyższy czas, żeby prawda o jej ludobójczej działalności dotarła do jak najszerszych kręgów Czytelników zarówno w kraju, jak i za granicą, ponieważ dokonano zbrodni nie tylko na narodzie polskim ale również na obywatelach polskich, Ormianach, Rosjanach, Ukraińcach, Czechach, czy Żydach stanowiących polską mniejszość narodową. Nie przypadkowo środowiska kresowe w Polsce wniosły do Sejmu III RP wniosek o ustanowienie 11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian, pragnąc tym Dniem upamiętnić ofiary masowego ludobójstwa dokonanego na bezbronnej ludności polskiej - dzieciach, kobietach, starcach - 11 lipca 1943 roku przez OUN – UPA, z towarzyszeniem SS Galizien i batalionów Roland i Nachtigall, duchowieństwa grecko – katolickiego z metropolitą lwowskim Andrzejem Szeptyckim i części ukraińskiej ludności chłopskiej. To duchowni grecko – katoliccy poświęcali narzędzia zbrodni, piły, siekiery, łopaty etc. biorąc osobiście niejednokrotnie udział w tych haniebnych zbrodniach niewinnych ludzi. Sejm III RP haniebnymi decyzjami odrzucił ustanowienie 11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian i zaliczył ewidentne ludobójstwo na Kresach i w Małopolsce Wschodniej do „znamion ludobójstwa”. „Znamiona ludobójstwa” to oczywiście prawnie nie jest utożsamione z ludobójstwem (genocide), stanowi jedynie jego cechy niezbędne do uznania (zakwalifikowania) konkretnego czynu jako konkretne przestępstwo, wymagające następnych działań prawnych do ustalenia przestępstwa, których w Polsce się nie przeprowadza z inicjatywy rządzących III RP. Innymi słowy termin uchwały sejmowej „znamiona ludobójstwa”, okrutnego mordu dokonanego na 200 tysiącach obywateli polskich zamieszkałych na Kresach II RP to sprytna, haniebna polityczna manipulacja Sejmu Ustawodawczego III RP. Opinię tę potwierdzają zachowania na kijowskim Majdanie polskich politykierów wznoszących pod banderowskimi sztandarami na platformach ciężarówek, okrzyki banderowsko – faszystowskie „sława Ukrainie”. Przypomnienie tych czystek etnicznych na wielką skalę jest konieczne właśnie teraz, gdy zbrodnie ukraińskich faszystów powinny stanowić przestrogę dla Europy i całego cywilizowanego świata. Ujawnione zbrodnie i tę w lesie w rejonie miasteczka Jagielnica pow. Czortków woj. tarnopolskie na polskich mieszkańcach wsi Połowce - kobietach, dzieciach i mężczyznach - uprowadzonych przez terrorystów w nocy z 16 na 17 stycznia 1944 r. powinny środki masowego przekazu udostępniać polskim odbiorcom medialnym. Patrz http://darnokx.no-ip.org/~kresy/kalendarium/01.1944.html Stwierdzono urzędowo, że ofiary były rozebrane do naga, okrutnie męczone i torturowane. Twarze ofiar były zmasakrowane przez odcinanie nosów, uszu, rozcięcie szyi, wydłubanie oczu, duszenie za pomocą sznurów - arkanów sporządzonych ze skręconego przędziwa i namydlanych, żeby się szybciej i łatwiej zaciskały... Zmasakrowane zwłoki ze sznurami na szyjach, przedstawiały widok przerażający... Atamania Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) to „podziemna republika", którą stworzyła w konspiracji Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) w okresie hitlerowskiej okupacji na terenach byłej Małopolski Wschodniej, Wołynia, południowych skrawków Polesia ,Południowo - Wschodnich Kresach Polski, „państwo" będące w jakimś stopniu również przeciwwagą „partyzanckiego kraju" stworzonego przez Polskie Państwo Podziemne - Armię Krajową. W oficjalnych dokumentach OUN nie występuje termin "atamania" na określenie „konspiracyjnego państwa" z całym podziemnym aparatem administracyjnym, z organami policyjnymi i propagandowymi, ale w ukraińsko - nacjonalistycznej publicystyce zwrot ten spotykamy często. W dokumentach OUN powstałych w czasie okupacji niemieckiej mówi się natomiast o konspiracyjnej „derżawie”, czyli o „państwie ukraińskim”, a to dlatego, iż naród ukraiński nigdy nie posiadał własnej państwowości i stąd te obecne fałszerstwa historyczne o „polskiej okupacji” ziem kresowych i „wielowiekowej ukraińskości” Lwowa. Ukraińska Powstańcza Armia stanowiła siłę zbrojną „państwa OUN", na którego rzecz ukraińscy mieszkańcy zmuszeni byli płacić pieniężny haracz, oddawać kontyngenty w postaci zboża, kaszy, mąki, mięsa, tłuszczu, nafty, soli, alkoholu, a nawet słomy. Otrzymywali za to pokwitowania w formie asygnat, które miały być realizowane po wywalczeniu przez OUN-UPA niepodległego („samostijnoho") państwa ukraińskiego, albo ściślej – „imperium Wielkiej Ukrainy” rozciągającej się od Przemyśla, Nowego Sącza, Krakowa na zachodzie, po Kaukaz na wschodzie. I ten arbitralny, mafijny internacjonalizm utopijnego „samostijnoho” „państwa ukraińskiego” stanowi dzisiaj poważne zagrożenie dla Polski - imperialnej polityki Ukrainy, jak również przez nowego Hitlera XXI w. Władimira Putina. Jest to banderowska propaganda, którą karmi się ludzi, aby ich zjednoczyć i nastroić przeciw wszystkiemu, co nie było ukraińskie. Nacjonalistyczny ekstremizm wyrażający się w koncepcji imperium, w którym Ukraina, obejmująca swoimi granicami także część ziem polskich, białoruskich i rosyjskich miała odgrywać rolę wiodącą był wyrazem kompleksu galicyjskich faszystów i ich niedojrzałości politycznej. W sprawach konkretnych zaś (a nie fantazji) OUN-UPA swoją aktywną obecnością wywierała nacisk na Niemców w celu uzyskania z ich rąk łaski, jakiejś formy państwowości na obszarze wschodnio - małopolskim, choćby protektoratu na wzór Czech i Moraw. Ponieważ „państwo konspiracyjne" OUN nie było de facto skierowane przeciw okupantowi niemieckiemu, lecz przeciwko ludności polskiej i żydowskiej, którą kurenie UPA wyrzynały w pień bez litości, przeto Niemcy wspierali atamanię, dostarczając jej broń i inne niezbędne do walki wyposażenie, zwłaszcza wówczas, gdy UPA przygotowywała się do wojny podjazdowej na zapleczu Armii Czerwonej i gdy jej przywódcy złożyli hitlerowcom solenną obietnicę prowadzenia na tyłach tej armii działań dywersyjnych, szpiegowskich i sabotażu. Polaków nienawidzili nacjonaliści ukraińscy wręcz patologicznie i z nimi jak to często podkreślały meldunki, OUN-UPA „trzymała prawdziwy front", była w stanie „prawdziwej wojny", co oczywiście stanowiło propagandową brednię wojny polsko – ukraińskiej w latach okupacji niemieckiej polskich Kresów. Zbigniew Załuski bezpośredni świadek i uczestnik strasznych wołyńskich, „czerwonych nocy" pisze bałamutnie, że była to „ostatnia polska wojna na Ukrainie", której oczywiście nigdy nie było poza ludobójstwem Polaków przez OUN – UPA|. Ale Załuski równocześnie stwierdza wielką tragedię Kresów zarówno dla Polaków, jak i niektórych Ukraińców, którzy często wbrew swej woli znaleźli się w otchłani okrutnej rzezi. Dla Polaków tam mieszkających były to Kresy Wschodnie, dla Ukraińców zaś kresy „ukrajiny zachodnie”. Zatem dla jednych i drugich były to Kresy, sprawcą ich tragedii zaś była OUN - UPA, która nie wahała się ani przez chwilę w zamiarze, aby z tej kwitnącej krainy uczynić bezludne popielisko w imię własnej urojonej racji, w imię czystości "samostijnej Ukrainy, bez Lachów, Żydów i komunistów". Tragedią Kresów jako krainy, było także niszczenie kultury łacińskiej, a zatem europejskiej, we wszystkich jej przejawach na Ziemi Czerwieńskiej. UPA oddalała swój naród i państwo, o które walczyła, od Europy. Niszcząc wielowiekowe kościoły, sanktuaria, kompleksy klasztorne, pałace, zamki, prawie wszystkie o bezcennej wartości dla światowej cywilizacji o stylach: renesansowym, barokowym, rokokowym, klasycystycznym, rujnowała wszystko to, co symbolizowało europejską wielkość. W taki rujnujący sposób OUN-UPA wypierała Europę na zachód, do Bugu i ułatwiała ekspansję azjatyckiej cywilizacji turańskiej, która natychmiast tu się rozpanoszyła. Dodać należy, że była to również ostatnia już w historii obu narodów w nacjonalistycznym wydaniu koliszczyzna, zamykająca przeszłość, znaczona zmaganiami narodowymi. Porównanie upowców z kolijami - hajdamakami Maksyma Zeleźniaka (Zalizniaka) i Iwana Gonty (Honty) może budzić zastrzeżenia. Przecież upowcy to twór nazizmu galicyjskiego walczącego o „samostijność' opartą na społeczno-kulturowym etosie drobnomieszczańskim. Koliszczyzna zaś była ruchem anty-feudalnym o zniesienie poddaństwa, o wolność ruskiego chłopa. Robiąc takie porównania, ma się na myśli nie analogie klasowe, lecz barbarzyńskie metody stosowane przez jednych i drugich - a także antylechityzm (antypolonizm) i antysemityzm, w których trudno doszukać się różnic. Jeżeli nawet okrucieństwo powstańców Gonty było cechą typową dla XVIII wieku i łatwą do odszukania również w Europie zachodniej, to okrucieństwo upowców wzorowane na koliszczyźnie stanowiło anachronizm potwierdzający dowodnie tezę, że OUN dążyła do uwstecznienia Ukrainy, wskrzeszając wzorce, o których ludność znad Dniestru i Horynia już dawno zapomniała. Atamania pochodzi od słowa "ataman" (po ukraińsku otaman). Mała Encyklopedia PWN objaśnia je następująco: „Ataman, wódz Kozaków, początkowo wybierany, od 1723 mianowany (przez carów rosyjskich); ataman koszowy, wódz (hetman) na Siczy Zaporoskiej w okresie zależności od Polski". Atamanów mieli hajdamacy z czasów koliszczyzny oraz karpaccy opryszkowie. Poszczególnymi oddziałami (zagonami, watahami) dowodzili także atamani (oddziały atamańskie) samodzielnie i niezależnie lub w ramach hierarchicznej organizacji. Tereny ich działania były nazywane atamaniami. Atamani główni stali na czele całości sił, kierowali państwem (np. Symon Petlura), wówczas ich tytuł odpowiadał tytułowi hetmana (hetmanat, hetmańszczyzna). Samodzielne oddziały atamańskie spotykamy w czasach pierwszej wojny światowej, kontrrewolucji i wojny domowej na Ukrainie, a także w pierwszym okresie istnienia Ukraińskiej Powstańczej Armii. O „prawdziwej atamanii" można mówić dopiero od 1943 roku, w którym zbrodnie jak zboże rosły od wiosny, a wraz z dojrzewaniem zbóż powstawały łuny na horyzoncie - to UPA rozpoczęła swoje żniwo. Jedni są zdania, by nie rozdrapywać ran, by tę rozpaczliwą konieczność pozostawić przyszłym pokoleniom, które nie będą obciążone własną pamięcią. Drudzy są innego zdania, że właśnie ze względu na te przyszłe pokolenia, aby je ostrzec, oraz z uwagi na tę ludzką pamięć, na ciężki tobół przesiąknięty słodkawą wonią krwi i kwaśnym zapachem strachu - czy możemy to brzemię zwalić, tak po prostu, na kark przyszłym pokoleniom? Są jeszcze kości umarłych pochowanych(?) bez krzyży , których nikt nie jest w stanie rozdzielić, są też pomordowani, których przyjął na wieczny spoczynek ukrainny czarnoziem. Sprawy atamanii są już historią, którą znać jednak trzeba i której zapomnieć niepodobna, jak nie można zapomnieć hitlerowskiej czy sowieckiej okupacji, wojennych zbrodni, faszyzmu - albowiem nie umarły jeszcze na świecie siły, które powołały do życia „zwyczajny faszyzm", nie wyschły źródła, z których ten faszyzm brał życiodajny pokarm. Na terenach wyzwolonych spod hitlerowskiego terroru atamanię zlikwidowano nie od razu, wtedy nacjonaliści ukraińscy mieli już nową orientację polityczną. Licząc na wybuch trzeciej wojny światowej w pełni „dopasowali" swoją działalność do polityki brytyjskiej i amerykańskiej. W jednym i drugim wypadku była ona w całości antypolska, a jednocześnie dyktatorska wobec narodu ukraińskiego. Bandera z Szuchewyczem utworzyli, w ramach Abwehry, batalion ukraiński "Nachtigall", którego ukraińskim dowódcą został właśnie Szuchewycz ps. „kpt. Tur", już wówczas z woli Bandery szef OUN w Generalnej Guberni. Aby była ,,równowaga sił", Abwehra powołała jeszcze jeden batalion ukraiński, „Rolland", składający się z melnykowców i petlurowców. Żołnierze "Nachtigall" jako pierwsi weszli do opuszczonego przez wojska radzieckie Lwowa. Pod jego ochroną i ku zaskoczeniu Niemców 30 czerwca 1941 roku Bandera powołał „rząd" OUN, desygnując na jego premiera Jarosława Stećka - Karbowycza. Obaj zapłacili za to aresztowaniem i wywiezieniem do Sachsenhausen. Hitler nie lubił, gdy go zaskakiwano niespodziankami, a banderowcy mieli w jego polityce do spełnienia zupełnie inną rolę. Ukarany został także ,,Nachtigall", który po masakrze Żydów i Polaków we Lwowie zmuszony został do opuszczenia miasta, a następnie przeistoczenia się w oddział policyjno-represyjny. Od siedemdziesięciu z górą lat, dzień 14 października, nacjonalistyczna emigracja ukraińska na Zachodzie obchodzi uroczyście jako święto „ukraińskich sił zbrojnych". Skąd się wzięła ta data i jaki ma związek z imieniem Stepana Bandery, popowicza greckokatolickiego, oraz z pierwszymi aktami terroru wymierzonymi m.in. w ludność polską mieszkającą od wieków po obu stronach Bugu i Sanu? Dzień, o którym mowa, nie był nigdy przez kogokolwiek wyznaczony z góry, o 14 października zadecydował przypadek, ale to, co się z nim wiąże, już nie było przypadkiem, zostało oficjalnie i skrupulatnie zaplanowane przez „prowid”, czyli kierownictwo faszystowskiej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. To właśnie kierownictwo latem 1942 roku powzięło decyzję o utworzeniu Ukraińskiej Powstańczej Armii, jej pierwsze oddziały miały się znaleźć w lesie już jesienią tego roku. Za datę powstania „pierwszego kurenia UPA” banderowcy przyjęli dzień 14 października. Oto od jakiego wydarzenia bierze swój początek święto „ukraińskiego wojska". Przypadkiem, jak się wydaje, było dla banderowców w niemieckich mundurach (nie dla hitlerowców) likwidacja 13 października 1942 roku ostatniego getta na Wołyniu. W tej likwidacji uczestniczył kureń im. Konowalca, teraz już nie miał nic do roboty, robota czekała go w lesie. Jaki był w tym udział Bandery i skąd się wzięło zjawisko, może nawet fenomen, któremu na imię banderowiec, wywołujący do dzisiaj złowrogie skojarzenia, a okaleczeni fizycznie i moralnie starcy zza Bugu żegnają się z pobożną bojaźnią i spluwają przesądnie u kołysek wnuków, aby odpędzić od dziecka czarno-czerwoną satanę? Bandera przyszedł na świat z pomocą akuszerki - Żydówki na plebanii unickiej we wsi Uhrynów Stary l stycznia 1909 roku. Niemowlę było słabowite i zezowate, z rozlatanymi oczkami, które nigdy nie patrzyły prosto przed siebie, co zmartwiło jego „neńkę” (matkę). Kiedy podrósł, ojciec bolał, że syn nie przejawia pobożności i nic nie wskazywało na to, że pójdzie śladem parocha (proboszcza), zgodnie z rodzinną tradycją. Pozostali dwaj synowie także nie wybrali kariery duchownej. Młody Stepko "kochał wieś i las", nie lubił miasta, czuł się w nim samotny i opuszczony. Z gimnazjum często uciekał do domu, a właściwie do lasu, który rozciągał się w pobliżu. Siedząc w krzakach leszczyny czytał wszystko, co popadło o atamanach i kozackich hetmanach, o powstaniach i buntach. Był ciągle mały, za mały jak na swój wiek i dlatego koledzy nazywali go "konusem". Rodzicom mówił, że chce być agronomem, więc gdy ukończył gimnazjum, zapisał się na wydział rolniczy Politechniki Lwowskiej. Jeszcze w gimnazjum, w 1927 roku, wstąpił do Ukraińskiej Wojskowej Organizacji (UWO), która od 1920 roku działała nielegalnie w Polsce pod dowództwem płk. Jewhena Konowalca, przebywającego stale w Pradze, Wiedniu, Genewie, a najdłużej w Berlinie, związanego z niemieckim wywiadem wojskowym oraz dość wcześnie z ruchem nazistowskim. Kiedy UWO w 1929 roku na kongresie wiedeńskim połączyła się z niektórymi faszyzującymi grupami nacjonalistów ukraińskich i przyjęła nazwę OUN (której wodzem został także Konowalec), Bandera stał się jej fanatycznym członkiem. Szybko awansował na przywódcę skrzydła ,,młodych" w kraju, a w 1932 roku Konowalec mianował go szefem Egzekutywy Krajowej OUN. Bandera miał wtedy 23 lata. Z chwilą dojścia do władzy Adolfa Hitlera Bandera związał się z niemieckim wywiadem, otrzymując pseudonim ,,Siryj", w Niemczech też odbył przeszkolenie wojskowo-dywersyjne. Za udział w zamachu na ministra spraw wewnętrznych Rzeczypospolitej Polskiej, Bronisława Pierackiego w 1934 roku "Siryja", skazano na karę śmierci, zamienioną następnie na dożywotnie więzienie. Bandera miał wygląd dość niepozorny, niskiego wzrostu, szczupły, mizerny. Wyglądał najwyżej na lat 20-22. Cofnięty podbródek, ostre rysy, nieprzyjemny wyraz twarzy, biegające oczy z lekkim zezem, nerwowe ruchy, zacięte wąskie usta. Wobec powtarzających się demonstracyjnych okrzyków Bandery - notuje oskarżyciel W. Żeleński - Sąd zarządził wydalenie go z sali. Bandera stawiał opór, policjanci wynieśli go więc siłą. Konwulsyjne wymachiwanie rąk i nóg tego drobnego człowieka sprawiało wrażenie raczej komiczne. Gdy „Siryj" odsiadywał karę na Świętym Krzyżu, na świecie i w jego organizacji zaszły ważkie wydarzenia. Oto w 1938 roku w Rotterdamie zginął z dotąd jeszcze do końca nie wyjaśnionych przyczyn „wódz wszej OUN", Jewhen Konowalec. Zeszła ze świata od bomby zamachowca postać wyjątkowa, która zdystansowała wszystkich przywódców nacjonalistyczno-ukraińskich z Symonem Petlurą i Jewhenem Petruszewyczem na czele, jego nazwisko także przesłoniło imiona generałów podziwianych przez wielu w czasie polsko-ukraińskich zmagań o Lwów i Galicję Wschodnią w latach 1918-1929. Być może dlatego, że rozwinął terror, kiedy inni w tym czasie zwątpili w skuteczność terroru dając pierwszeństwo walce dyplomatycznej. Konowalec znał Hitlera jeszcze z czasów jego działalności monachijskiej, gdy rodził się i dojrzewał ruch faszystowski w Niemczech i postawił na "Hitlerzyka", jak nazywał führera NSDAP w liście do metropolity unickiego we Lwowie Andrzeja Szeptyckiego, jako na przyszłego wodza Trzeciej Rzeszy. Konowalec miał dobrego nosa. Dla „zakompleksiałych" nacjonalistów liczył się fakt, że oto ich prowidnyk brata się z tak „znaczną osobą". Ten fakt także nabrał szczególnego znaczenia i wymowy, gdy zaczęło się mówić o tym, iż führer pragnie odbudowy „Ukrainy samostijnej”, że w tej odbudowie chce wspólnie z Ukraińcami „pchnąć koło historii", a Europa zaczęła drżeć przed nowym demonem wojny. Konowalec spotykał się także służbowo i towarzysko z admirałem Wilhelmem Canarisem, szefem Abwehry - hitlerowskiego wywiadu wojskowego. Oficer tego wywiadu, K. Abshagen, w pracy poświęconej Canarisowi mówi o przyjaźni admirała z wodzem OUN, a nawet o tym, że Canaris bardzo przeżył śmierć druha i nigdy nie pominął okazji, aby złożyć wiązankę kwiatów na jego grobie. Po śmierci Konowalca nacjonaliści ukraińscy długo nie będą mieli w swoich szeregach drugiej takiej indywidualności, kogoś tak popularnego w społeczeństwie. Jednak ,,zakasuje go z kretesem" Bandera, a później także Roman Szuchewycz, o którym jeszcze usłyszymy i to nie raz. Zgodnie z „politycznym testamentem" Konowalca schedę po nim w OUN miał przejąć jego szwagier, ppłk Andrij Melnyk - nie lubiany i nie szanowany przez młodych bojowników w kraju. Na przełomie lat 1938/1939 z rozczłonkowanej Republiki Czechosłowackiej po haniebnym traktacie monachijskim Ukraińcy „wykroili" na Zakarpaciu trzeci, obok Słowacji, trzon osłabionego oraz okrojonego państwa i utworzyli za przyzwoleniem Berlina i zniewolonej Pragi rząd autonomiczny na czele z kryptoounowcem, prałatem Augustem Wołoszynem, który się związał z hitlerowskimi Niemcami , jak powiadają Ukraińcy, „nie na życie, lecz na śmierć" i korzystając z ich wyposażenia powołał oddziały zbrojne pod nazwą „Sicz Zakarpacka”. Jednym z jej twórców był inny organizator zamachu na Pierackiego, kompan Bandery (starszy od niego o dwa lata) i jego ,,ojciec chrzestny" przy wprowadzaniu do UWO - Roman Szuchewycz („Taras Czuprynka”). 13 października zlikwidowane zostało ostatnie getto na Wołyniu z udziałem kurenia Szuchewycza. Wykonał on lojalnie zadanie powierzone Ukraińcom przez Niemców. Teraz tych Żydów a właściwie ich resztki szukać należało w lesie. Pierwsze sotnie UPA ruszyły do lasu 3 marca 1943 roku. Szli od Kołek, śpiewając hymn „samostijnej Ukrainy”: Czorne morę Dniprom propływe Otoman na Moskwu nas wede Ne strasznaja w boju smert... Sława Bohu, czest... Smert Lacham, żydiwśkij komuni. „Był to pochód krwawy", - jak stwierdza H. Cybulski w „Czerwonych nocach”. Naprawdę krwawy, zgodnie z założeniami, które odnajdujemy w piśmie "Ukrainśkyj nacionalist" wydawanym przez OUN: ,,Nacjonalizm ukraiński nie może się liczyć z żadnymi ogólnoludzkimi ideami, jak solidarność, sprawiedliwość, miłosierdzie, humanizm. Każda droga, która prowadzi do osiągnięcia celu jest naszą drogą, bez względu na to, czy zostanie zakwalifikowana przez innych jako bohaterstwo, czy też podłość". Piotr Werszyhora pisze, że z pierwszymi mordami UPA dokonanymi na ludności polskiej partyzanci Polskiego Pastwa Podziemnego zetknęli się już w lutym 1943 roku. Pod Włodzimierzem Wołyńskim upowcy ,otoczyli wieś, wystawili warty, po czym chodzili od chaty do chaty i mordowali mieszkańców. Nie rozstrzeliwanie, nie egzekucje, ale zwierzęce mordowanie... Zarzynali, kłuli, dusili....". Ich hasłem było: "Abo bude Ukrajina, abo lacka krow po kolina!" (Albo będzie Ukraina, albo polska krew po kolana). Świadkowie wołyńskiej tragedii mówią o tym samym, a jednocześnie o czymś innym. Cybulski pisze o zorganizowanych zagonach UPA, Werszyhora zaś o ,,oddziałach atamańskich", które poprzedziły powstanie kureni Sidora – Szuchewycza, albo po prostu była to forpoczta tych kureni, która z Polesia przedzierała się tu bezdrożami. Gdy zaś idzie o „oddziały atamańskie",,wolnych kozaków", to mogli nimi w tym wypadku być ukraińscy schutzmani (Schutzpilezei) którym doskwierała już niemiecka dyscyplina. Nacjonaliści wstępowali do policji, bo chcieli mieć broń i wśród Polaków odgrywać rolę „ludzi ważnych", tu i ówdzie poturbować, wyłudzić „horiłkę” (gorzałkę), machorkę, tu zgwałcić Laszkę, tam Żydówkę, cichaczem zamordować niemiłego sąsiada - a tymczasem niewiele z tych rzeczy: służba, musztra, szkolenie, koszary - to „nie” dla „potomków" Siczy Zaporoskiej, których ojcowie harcowali po bożym stepie w watahach Petlury i Machny. Słowem, służba u Niemców się nie podobała. A nadto: gdzie ta ,,obiecana" przez "Hitlerzyka" soborowa Ukraina? Trzeba wiać do lasu i żyć na własny rachunek, wiać z bronią i amunicją oraz wszystkim tym, w co wyposażyła ich ,,Wielka Rzesza". W wołyńskich borach, na poleskich mokradłach i oparzeliskach otwierała się przed nimi niczym nie krępowana kozacka wolność, „matka – swoboda”, być może zalążek dzisiejszej „Swobody” faszystowskiej, antysemickiej i antypolskiej partii Oleha Tiahnyboka. Nie trzeba już było pełnić służby, być policyjnym psem - szło się, dokąd oczy poniosą, w dal siną, na Wielki Łuh, mordując i paląc, jak to czynili ich ojcowie, dziadowie i pradziadowie koliszczyzny na chwałę „samostijnej Ukrainy” Inny świadek i bezpośredni uczestnik "wołyńskich wydarzeń", Józef Sobiesiak - "Maks" po wojnie admirał polskiej Marynarki Wojennej, w książce pt. „Przebraże” (Lublin 1973) relacjonuje: ,,Pierwsze odrębne od niemiecko-ukraińskiej policji oddziały ukraińskie -zalążek UPA -pojawiły się jesienią 1942 roku. Siłę z UPA uczyniły jednak dopiero decyzje pełnomocnika kierownictwa OUN, Wasyla Sidora o przejściu do walki partyzanckiej oraz pójściu do lasu w ciągu kilku dni trzeciej dekady marca 1943 r. 4 tysięcy ukraińskich policjantów pod wodzą inspektora policji w Pińsku, majora Romana Szuchewycza . Ten chwyt powtarzano zresztą potem systematycznie - w nowym terenie, gdzie pojawiły się zagony UPA, niemiecka policja ukraińska, a nawet oddziały regularnych wojsk SS, jak na przykład pododdziały z legionu Ukraina czy dywizji SS "Hałyczyna" (14 SS-Infanterie Division "Galizien") szły do lasu (...). Tak więc w marcu 1943 roku ktoś gdzieś nacisnął guzik. Może w Berlinie, może we Lwowie, może w Reichskommissariat Ukraine w Równem. Kto? Może to Goebbels, może Himmler chcieli sparaliżować i związać bratobójczą walką potencjalnie tak niebezpieczne dla niego siły dążeń wyzwoleńczych Polaków i Ukraińców? A może tylko ounowcy, prostym hasłem „rżnąć Lachów”, chcieli poruszyć i skupić wokół siebie jak najwięcej ludzi, związać ich ze sobą na śmierć i życie zbrodniami, które nie pozostawiały im drogi powrotu do normalnego życia". ,,Czyżby miały się powtórzyć czasy koliszczyzny? Przecież hajdamaków - kolijów do rzezi konfederatów barskich i Polaków w ogóle w 1768 roku zachęciła także obca ręka" - zauważa Mieczysław Dec, druh szaroszeregowiec i dowódca samoobrony w Milnie koło Załoziec. W podobnej sytuacji, jak Polesie, był również sąsiedni Wołyń. Dlatego też i tu jesienią powstaje sotnia UPA pod dowództwem setnika Dowobieszki - Korobki (prawdziwe nazwisko Perehijniak). Charakterystyczny dla ówczesnej sytuacji na Polesiu i Wołyniu jest fakt, że pierwsze miesiące walki obu oddziałów UPA Ostapa i Korobki poświęcone są całkowicie uderzeniom wymierzonym w czerwonych partyzantów i polskie placówki. Dowódca Ostap dał się dobrze poznać bolszewickim partyzantom i ich dowództwu, zyskawszy sobie swą bezkompromisowością w walce miano Sieroża - sadysta". Niesławne to miano, ale godne „rezuna". Jako komentarz do tego, niechaj posłuży wypowiedź J. Sobiesiaka, któremu jest ona znana. Informuje on kompetentnie, że ,,polskie placówki" samoobrony (bo takie miał na myśli Mirczuk) powstały dopiero wiosną 1943 roku, właśnie jako konsekwencja ounowskich napadów i ochrony przed nimi. Wiele małych ośrodków polskich zostało zlikwidowanych, zanim zdążyły się zorganizować bądź ewakuować. W innym miejscu Mirczuk podaje, że OUN postawiła przed UPA jako naczelne zadanie "obronę ludności ukraińskiej przed Niemcami i Lachami idącymi z Niemcami ręka w rękę". Ponadto ludność ukraińska traktowała UPA jako swoje zbrojne ramię broniące ją przed „bandami polskiej samoobrony" także idącej „ręka w rękę" ze ,,stalinowskimi partyzantami" i ,,współpracującej z NKWD". Właśnie obronę ludności ukraińskiej traktowała UPA "jako naczelne swoje zadanie", dowódca zaś grupy UPA "San" -Mirosław Onyszkewycz, oświadczył: "Celem UPA było walczyć z państwami demokracji ludowej i ze Związkiem Radzieckim i w walce tej tworzyć „samostijną Ukrainę". Nieco odmienne zdanie w tej kwestii ma były poseł do Sejmu II RP Stepan Baran, autor książki pt.: Mytropotyt Andrij Syptyćkyj. Żyttia i dijdinist” (Monachium 1947) („Metroplita lwowski Andrzej Szeptycki”) Na s. 116 pisze o mordach OUN _UPA jako o rezultacie ,,moralnego zdziczenia części młodego pokolenia galicyjskicgo. To przerażało wszystkich, którzy pragnęli lepszej przyszłości dla narodu ukraińskiego". Do tej pory wszystko w porządku, ale dalej już bałamutnie: ,,Prawdą jest że fizyczną likwidację społeczności ukraińskiej, zwłaszcza inteligencji i wiejskiego aktywu, rozpoczęli jako pierwsi na Chełmszczyźnie i Podlasiu polscy bojówkarze i to już w roku 1941. Odwet za to na Polakach rozpoczął się na Wołyniu dopiero w 1942 roku, a w Galicji w roku 1943". Pół wieku później inny poseł (posłanka) Dmochowska mówiła podobnie trzy po trzy kompromitując się zupełnie brakiem wiedzy na ten temat. Według Dmochowskiej UPA powstała z samej chęci odwetu, a jej „wyczyny" były niczym innym jak tylko odwetem. Zbadawszy te wszystkie sprawy, historyk kijowski Witalij Czerednyczenko, w szkicu pt. Czorna sotnia Gestapo i Abwehry”, opublikowanym w 1982 roku, doszedł do wniosku, że kierownictwo OUN postawiło przed UPA następujące zadania: - skupić w bandach Ukraińców, którzy pragnęli walczyć z okupantem i tym samym pozbawić możliwości walki z okupantem w oddziałach partyzanckich pokaźnej ilości osób, - żonglując hasłem walki „o wyzwolenie" Ukrainy, skierować bandy przeciwko polskim i sowieckim partyzantom, przeciwko nieukraińskim mieszkańcom zachodnich obwodów USRR oraz Wschodniej Polski; - wzmocnić ounowskimi bandami pododdziały karne okupantów i takim sposobem zluzować pododdziały Wehrmachtu, aby mogły się znaleźć na froncie niemiecko-radzieckim; - rozwinąć akcję dywersyjno - sabotażową na terytorium wyzwolonym już przez wojska sowieckie". Z drugiej strony wiosną i na początku lata 1943 roku hitlerowcy razem ze swoimi „druhami', melnykowcami rozpoczęli w Galicji werbunek do janczarskiej dywizji SS "Galizien". Gdy w końcu lata 1943 roku w dystrykcie galicyjskim została zakończona akcja werbunkowa, a na Wołyniu i Polesiu pojawiły się większe oddziały partyzanckie, przywódcy OUN przestali traktować Galicję jako ,,zaplecze", przeciwnie powołali tu ekspozyturę UPA pod nazwą Ukraińska Narodowa Samoobrona (UNS). Pochodząca z tego okresu instrukcja dowództwa UPA głosiła: ,,Wszystkie brzegi masywów leśnych, wszystkie leśne przesieki zagrodzić barykadami, nieprzejezdnymi rowami, wilczymi dołami. Zawalić wszystkie przejścia leśne, poprzecinać wszystkie szlaki, które wiodą do lasu (...) Na skraju lasu rozwinąć dobry wywiad (...) Ile razy wróg usunie z dróg barykady, tyle razy należy je natychmiast ponownie zabarykadować. Przy pomocy sił bojówek, samoobrony, wywiadu zablokować wroga w jego punktach oporu. Zaryglować go w lesie i nie zezwolić na wyjście, a jeżeli to możliwe, zlikwidować". Do spraw tych przyjdzie nam jeszcze nawiązać. Teraz wróćmy jednak do początku, do momentu powstania UPA i do tworzenia przez nią leśnej i podziemnej atamanii. Gen. Petro Werszyhora wspomina, że partyzanci sowieccy szybko zorientowali się w złożoności problematyki ukraińskiej na Wołyniu. Doszli do wniosku, że tam gdzie ruch powstańczy o zabarwieniu nacjonalistycznym rodził się oddolnie natychmiast przybierał on charakter antyniemiecki zgodnie z tym, co głosiła OUN, gdy oświadczyła, że zrywa z hitlerowcami po aresztowaniu „rządu" we Lwowie. Tam zaś, gdzie tworzyli ten ruch galicyjscy ,,podporucznicy", stawał się on wyłącznie antypolski i unikał wszelkich walk z Niemcami. Pierwotny trzon UPA składał się z policjantów ukraińskich oraz członków innych kolaboranckich oddziałów ukraińskich wysługujących się dotąd Niemcom. Uzupełniali go niektórzy jeńcy z Armii Czerwonej, w tym także oficerowie spośród antysowiecko nastrojonych Ukraińców. Przykładem tego jest Mykoła Sawczenko ps. „Bajda", pochodzący z Połtawy. Był lejtnantem sowieckim, zdezerterował i utworzył sotnię UPA „Schidniaków" w rejonie Czarnego Lasu koło Stanisławowa, buszował też w Polsce jako dowódca kurenia. W miarę zbliżania się wojsk sowieckich do granic II RP szeregi UPA powiększały się o dodatkowy, nie znany jej dotąd element. Wstępowali doń własowcy oraz słowaccy faszyści, którzy po upadku rządu ks. Tiso przekazali banderowcom zakonspirowane arsenały broni. Nie zabrakło także Francuzów, Niemców, Hiszpanów, Norwegów, Belgów i innych. Ten napływ cudzoziemców zrodził zamiar utworzenia w ramach UPA specjalnych jednostek ,,narodowych". P.Mirczuk twierdzi, że w szeregach UPA działało około 15 grup złożonych z cudzoziemców. OUN-UPA w swej propagandzie stosowała slogany przyjęte od J. Goebbelsa. Warto w tym miejscu przypomnieć, że koncepcja międzynarodowego żydostwa jako absolutnego wroga, wykluczającego wszelki kompromis, była fundamentem całego ukraińskiego obozu nacjonalistycznego. Sternicy propagandy OUN-UPA polecali podległym sobie organom tak formułować hasła, by naród ukraiński był przekonany, że polski rząd na emigracji oraz jego siła zbrojna – AK, mają, jako narzędzie światowego żydostwa, jeden zasadniczy cel: zniszczyć Ukraińców jako naród. U podstaw propagandy antysemickiej leżała taktyka antyracjonalnego, emocjonalnego traktowania wroga, przedstawianego jako siłę anonimową; polecano mówić o żydostwie: ,, niebezpieczeństwo żydowskie", ,,okrucieństwo światowego żydostwa" etc. Pogrom Żydów rozpoczęli nacjonaliści ukraińscy jeszcze przed powstaniem UPA, wzorując się przy tym na pogromach stosowanych przez petlurowskie „kurenie śmierci". Przy tym wykazywali wiele pomysłowości i inicjatywy,czym niewątpliwie schlebiali Niemcom hitlerowskim. Taką "inicjatywą" osiągali oni często dwa lub nawet trzy cele równocześnie: Zaspokajali swój patologiczny antysemityzm, który jątrzył ich dusze od czasów petlurowskich pogromów, zaświadczali przed hitlerowcami swoją faszystowską istotę i otrzymywali za każdego pojmanego lub zabitego Żyda nędzną nagrodę. Jaką nagrodę? Z zachowanych dokumentów niemieckich dowiadujemy się, że np. policjantom - kolaborantom za zabójstwo Żyda dawano litr wódki i kilogram tłuszczu. Taka informacja znajduje się m.in. przy nazwisku lwowskiego policjanta Sułymy, który obecnie mieszka w Anglii - więcej, udziela wywiadów, w których twierdzi, że ratował Żydów z likwidowanego lwowskiego getta. W dokumencie OUN, a konkretnie w rozdziale „Mniejszości narodowe”, ukraińscy faszyści zaliczyli Żydów do „wrogiego plemienia" i przeznaczyli na zagładę. W ich gazecie natomiast („Ukrajinśka Dumka") w 1942 roku napisano z pełną wiarą w urzeczywistnienie z łaski hitlerowców idei "samostijnosti": ,,Nastanie dzień, że Żydzi zostaną surowo ukarani na całym świecie". Jak widać, nacjonalistom Ukraina bez Żydów już nie wystarczała. Niejaki Sydor Zaporożeć wydał w 1952 roku w Nowym Jorku książkę pt. „Kożen powynen znaty”. Książka ma charakter antysemicki i została napisana w duchu przedwojennej i wojennej propagandy OUN. Niewiele różniła się od niej praca Jurija Mowczana pt. „Szczo warto znaty” (Toronto 1966) twierdząc, iż "kto nie jest nacjonalistą - antysemitą", ten jest po prostu ,,agentem Moskwy". Obaj wyśmiali obecne „kumanie się" ounowców z syjonistami i nazwali je z obu stron jako nieszczere - albowiem faktom, tj. pogromom żydowskim dokonywanym przez faszystów ukraińskich, trudno zaprzeczyć. Rozprawiają się z nimi tzw. realiści, którzy właśnie weszli w alians z syjonistami i propagują sojusz „tryzuba z gwiazdą Dawida" oraz zakładają komórki „komitetu przyjaźni". Banderowcy wyciągnęli do syjonistów dłonie jeszcze lepkie od żydowskiej krwi a ci uścisnęli je bez najmniejszego wahania. Dlaczego tak się stało? Rąbka tajemnicy uchyliła probanderowska "Swoboda" w 1981 roku, pisząc: "...zbyt często mamy do czynienia z wyraźną antyukraińską paranoją ze strony żydowskiej.. Z takim zjawiskiem należy się rozprawić i skończyć raz na zawsze-albowiem zmieniły się czasy, i nie chodzi o zapomnienie, o niepamięć - bo niczego, co by kompromitowało Ukraińców w okupacyjnej kwestii żydowskiej nie było. Słowem: nacjonaliści nie mają żadnych grzechów „głównych ani powszednich" względem Żydów. Takie grzechy, ma się rozumieć, mają hitlerowcy i Polacy, nacjonaliści ukraińscy zaś są „czyści" i o tym świat powinien wiedzieć. Obie nacje: ukraińska i żydowska mają tego samego wspólnego wroga - Polaków. To wystarczy! Polacy niech się teraz gęsto tłumaczą ze swojego „antysemityzmu", a jeżeli fakty świadczą o czymś przeciwnym, to tym ,,gorzej dla faktów". Przy tym jednocześnie zapomina się o wzmiankowanych "kureniach śmierci", które tylko w 1918 roku wysłały na "łono Abrahama" około 100 tys. ukraińskich Żydów. Sprytny rabin Gutman zarządził w Kamieńcu Podolskim modły za pomyślność głównego atamana, sądząc naiwnie, że ugłaszcze bestię, przechytrzy ją i przyjaźnie usposobi do synów Jakuba. Bestii nie ugłaskał ,,ni prośbą, ni dary", ale dał początek ,,tradycji przyjaźni” żydowsko-ukraińskiej. Czas hitlerowskiej okupacji to osobna karta, ale i w niej nie brak przykładów godnych ,,tradycji". Chociażby ,,przyjaźni" policji ukraińskiej z żółtą policją żydowską, która w getcie lwowskim liczyła 750 osób. Obie formacje wspólnie „ratowały" Żydów, wysyłając ich w transportach na śmierć. W rezultacie tego w 1943 roku 20 tys. Żydów rozstało się z życiem. Nie o tym rozmawiali z sobą Mykoła „Łebed' i Abraham Szyfrin siedząc przy kominku w nowojorskim mieszkaniu byłego szefa OUN. „Łebed' zapewne myślał: gdybyś wpadł w moje ręce w czasie okupacji „ty parszywy Żydzie" a Szyfrin podobnie: jakie to szczęście, że nie spotkałem tego bandiuka w czasie gdy był on ounowskim Himmlerem. Ale czasy się zmieniły. Doświadczył tego na sobie były policjant Bohdan Kozij mieszkający dziś na Florydzie. Czy ma jeszcze zdjęcie zrobione mu w Stanisławowie przez kolegę „po fachu" -Ostapiaka nad trupem zabitego żydowskiego dzieciaka Bernarda Kandlera? Czy wspomina w bezsenne noce lub na posiedzeniach "komitetu przyjaźni" o tym, jak zastrzelił trzyletnią Żydówkę i niewiele od niej starszą Lusię Roziner oraz brodategostarca Kozia? Takich jak Kozij policjantów na Florydzie mieszka kilku, m.in. Mychajło Derkacz, Stepan Mudryk, Ołeksander Biłyk, Iwan Ołeksyszyn, a także redaktor Iwan Bazarko. Wszyscy oni są dziś obywatelami Stanów Zjednoczonych i członkami "komitetów przyjaźni" (...) http://www.naszawitryna.pl/ksiazki_122.html
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz