Trzynasty Grudnia 32 lata temu

avatar użytkownika KWORUM

 

To był mroźny i śnieżny poranek, i choć ostatnie tygodnie mogły wskazywać na jakieś ostateczne rozstrzygnięcia to i tak rozpoczęcie wojny jaruzelskiej było w jakimś stopniu dla większości zaskoczeniem.
Niedziela, 13 grudnia, 32 lata temu, słynna już godzina 9.00 a w telewizji zamiast Teleranka, na ekranie przysłowiowa kasza. 3 letni synek nie pocieszony, bliski płaczu, tata próbuje coś zrobić, sprawdza wtyk antenowy, wali w pudło kręci kurkami, strzela kanałami. I nic, na ekranie kasza a w głośnikach syk.. Nie wie jeszcze, że kilku jego starszych kolegów już w internatach lub na posterunkach.
Włącza w końcu radio a tam znajomy, oschły głos, charakterystycznie mlaskając, oznajmia, że ojczyzna stała na krawędzi, że była w niebezpieczeństwie i że to właśnie on ją uratował, zaprowadzając ład i porządek. Prosi o spokój i podporządkowanie się jego decyzji, bo tylko jego WRONa jest gwarantem pokoju.
(…)

Nie każdy mógł w ten pamiętny niedzielny poranek obudzić się we własnym łóżku i wraz z rodziną przeżywać te pierwsze, mroczne chwile stanu wojennego. W ciągu tylko kilku dni w 49 ośrodkach internowania umieszczono około 5 tys. osób.
Telefony nie działały, programy radiowe i telewizyjne podporządkowane i kontrolowane przez juntę Jaruzelskiego, emitowały w kółko jego przemówienie a lektorzy założyli mundury. Do akcji ruszyło około 100 tys. milicjantów i żołnierzy. Na ulicę wyjechało 1750 czołgów i 1900 pojazdów opancerzonych. Zginęło bezpośrednio blisko 100 osób. Ile ludzi zmarło z powodu nie udzielenia pomocy, statystyki milczą.

Jednak władzy nie udało się do końca złamać oporu społeczeństwa, które z czasem zaczęło coraz dobitniej manifestować swój opór przeciwko reżimowi. Pozostali na wolności działacze Solidarności w kwietniu 1982 utworzyli Tymczasową Komisję Koordynacyjną i podjęli działalność podziemną, organizując demonstracje.
W podziemiu ukazywało się wiele tytułów prasowych (poniżej w galerii), organizowano pomoc represjonowanym a przede wszystkim, co najważniejsze zawiązano podziemne struktury „Solidarności” w zakładach pracy. W większości były to te same, które działały do 13 grudnia legalnie.

Pozwolę sobie w tym momencie na chwilę refleksji, bo właśnie w takich strukturach podziemnych w jednym z większych zakładów pracy przez 4 lata uczestniczyłem. Co miesiąc, w dniu wypłaty, większość członków NSZZ Solidarność wpłacało po 100 czy 200 zł, z czego 20% dostarczałem „wyżej”. Wypłacaliśmy świadczenia takie jak: na urodzenie dziecka, zgony członków rodziny, zapomogi itd., rozprowadzaliśmy prasę podziemną, organizowaliśmy różne akcje tapeciarskie. A wszystko to w zakładzie zmilitaryzowanym. W zasadzie nie było większej wpadki, zdarzały się tylko pojedyncze represje. Dziś z perspektywy czasu, można stwierdzić, że dużo zależało od szefostwa, szczebla średniego w zakładzie, jeśli było w porządku, to jakoś to wszystko można było przetrzymać. Pamiętam, jak długo jeszcze po wprowadzeniu stanu wojennego na mojej obrabiarce widniał spory samoprzylepny kolorowy banerek „Solidarność”. Ile było awantur i zamieszania z tego powodu, otrzymywałem polecenia natychmiastowego zdrapania, karano utratą części premii. Gdy nadzór zbliżał się do maszyny, napis był przykrywany szmatą. Dopiero po kilku miesiącach, kiedy to sama góra pofatygowała się by oznajmić definitywnie o restrykcjach, nie było wyjścia. Aby jakoś działać trzeba było zamazać napis dla świętego spokoju. Niby to mała sprawa, ale wówczas, kiedy cała działalność w strukturach NSZZ „Solidarność” była zakazana i można było dostać 3 lata więzienia, inaczej to wygląda.

Ktoś ostatnio powiedział, że stan wojenny ogłoszony 32 lata temu, trwa do dziś. Może to stwierdzenie szokować, ale po chwili zastanowienia, rzeczywiście dochodzimy do wniosku, że wówczas przetrącono tak mocno narodowi kręgosłup, że do dziś jeszcze się nie wyprostował. Bo jakże inaczej myśleć, skoro blisko 3 mln młodych Polaków opuściło w ciągu ostatnich kilku lat, swoją ojczyznę, a bandyci z WRON w przeciwieństwie do tych, którzy walczyli o wolność, grzeją się w swoich willach przy kominku, otrzymując od państwa co miesiąc soczyste emerytury. Mają zapewnioną bezkarność. I nie wzięło to się z nikąd. Moim zdaniem, żeby to zrozumieć należy przeczytać najnowszą książkę Sławomira Cenckiewicza pt.: „Wałęsa, człowiek z teczki”. Gorąco polecam.

A oto 2 krótkie fragmenty z książki, bardzo charakterystyczne dla całości i problemu tu poruszanego, czyli Lecha Wałęsy:

„…Warto przypomnieć tu choćby fakt wyparcia przez Wałęsę pamięci o patronie „Solidarności”, księdzu Jerzym Popiełuszce. Jeszcze w 1990 r. podczas kampanii wyborczej wielki przywódca złożył wizytę w Okopach i zapewnił płaczącą matkę księdza Jerzego, że oto teraz on jest jej nowym synem. Patetyczny gest szybko okazał się blagierskim hasłem, które miało tylko budować jego wizerunek polityczny, bo po objęciu prezydentury Wałęsa nie zrobił nic, by wyjaśnić śmierć księdza Popiełuszki. Powiedział wówczas, że „jesteśmy za słabi”, by wyjaśnić sprawę porwania i zamordowania kapłana „Solidarności”. To ciągle pojawiające się uzasadnienie, że „jesteśmy za słabi” na ujawnianie komunistycznych zbrodni i ukaranie ich sprawców, należy traktować jako bardzo intencjonalne działanie Wałęsy. Czyż w ten sposób nie odwraca uwagi od własnej przeszłości? Czy nie zaciera śladów niewygodnych dla niego faktów z dawnego życia? To Wałęsa, zrośnięty z aparatem komunistycznych służb specjalnych, jest „za słaby”, żeby uczciwie stanąć wobec prawdy nie tylko o sobie samym. Były przewodniczący NSZZ „Solidarność”, noblista, prezydent III RP nie wyjaśniając wielu istotnych mrocznych kart z przeszłości, jest nadal tym, który wspiera dawny aparat przemocy. Taka postawa „najsłynniejszego Polaka w świecie” obrazuje stan współczesnej Polski. Naród, który zdumiał i zachwycił swoją odwagą i mądrością „Solidarności” cały świat, dał się zepchnąć do pozycji niewolnika kłamstwa we własnym kraju. Bo czymże jest w istocie stan wojenny, Okrągły stół i system III RP, w którym dobro i zło sąsiadują obok siebie, a bohater i jego dobrze uposażony oprawca chodzą tymi samymi ulicami?...”

Natomiast, aby jeszcze dosadniej podkreślić rolę, jaką odegrał później w wykreowaniu III RP Lech Wałęsa, wystarczy zacytować fragment wypowiedzi I sekretarza KC PZPR Stanisława Kani podczas jesiennych narad partyjnych 1980 r., a więc na rok przed wybuchem wojny jaruzelskiej:

„…Ja nie sądzę, żeby były jakiekolwiek obawy obalenia Wałęsy, jak to się u nas upowszechnia, postępujmy ostrożnie,. Bo go obalą. Żaden z doradców się tego nie odważy zrobić. Wałęsa jest potrzebny, nazwisko Wałęsy jest potrzebne, stał się już instytucją i parawanem, za którym można manipulować w „Solidarności…”

No cóż, żeby wówczas człowiek o tym wszystkim wiedział, sprawy potoczyły by się może inaczej, a tak mamy to co mamy. Była Magdalenka, zawiązany został Układ, który obowiązuje do dzisiaj.
Trudno będzie to zmienić, niektórzy twierdzą, że to już niemożliwe, trwale zniszczono fundamenty „Solidarności”. Dziś, owszem są protesty, pikiety ale wyjątkowo pokojowe, po 3 godzinach wszyscy się rozchodzą i zapowiadają, że za kilka miesięcy znów przyjdą, pokrzyczą, pogwiżdżą, w najgorszym razie spalą jakąś kukłę.
Nie jest to niestety optymistyczna konstatacja, ale czy może być inna?

Opracował: Zbigniew Skowroński
http://www.kworum.com.pl/art5307,trzynasty_grudnia_32_lata_temu.html
Dokumenty, zdjęcia, ulotki wykorzystane w artykule pochodzą z prywatnego archiwum GI KWORUM

 

napisz pierwszy komentarz