Rodowód Morozowskiego i Sekielskiego

avatar użytkownika kazef

 

 Jednym z najważniejszych „żołnierzy” medialnego frontu walczącego z ideą IV RP okazał się Andrzej Morozowski (rocznik 1957), były dziennikarz Radia Zet, absolwent Wydziału Wiedzy o Teatrze Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie.

 Morozowski jest synem Mieczysława Morozowskiego, przedwojennego komunisty, od roku 1947 związanego z Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego. Mieczysław Morozowski (właśc. Mozes Mordka, syn Judka i Maszy) urodził się w wielodzietnej rodzinie piekarza z Mińska Mazowieckiego. W 1928 r., po aresztowaniu za działalność komunistyczną starszego brata, Mieczysław (Mozes) wstąpił do pionierów.

„W 1933 r. zostaję przeniesiony do KZMP (Komunistyczny Związek Młodzieży Polskiej – przyp. red.), gdzie pełnię funkcję technika. […] W 1936 mój brat wyjeżdża do Hiszpanii Republikańskiej, gdzie walczy w oddziałach Dąbrowszczaków. W 1937 r. na własne życzenie KZMP wysyła mnie do Hiszpanii Republikańskiej. Dojechaliśmy tylko do Pragi Czeskiej, musieliśmy wracać, gdyż Partia nie dała mi dalej jechać, bo nie służyłem jeszcze w wojsku” – czytamy w życiorysie złożonym 30 listopada 1949 r. w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego przez Mieczysława Morozowskiego. Z dokumentów komunistycznej bezpieki dowiadujemy się, że Mozes Mordka został powołany do wojska w 1938 r.

Wojna zastała go we wsi Wizna nad Narwią – po przegranej walce z Niemcami pod Małkinią jego jednostka została rozproszona, a on sam przedostał się do rodzinnego Mińska Mazowieckiego. Zdumienie może budzić reakcja ojca przyszłej gwiazdy TVN na agresję sowiecką 17 września 1939 r.: „W Mińsku Maz. wraz z tow.[arzyszem] Dąbrowskim Stanisławem i innymi tow.[arzyszami] robiliśmy przygotowania do uroczystego przyjęcia Czerwonej Armii, nie doczekaliśmy się tego zaszczytu, bo dowiedzieliśmy się, że Armia Czerwona oswobadza tylko teren do rzeki Bug. W następnym dniu wyszedłem piechotą do Siedlec, gdzie natknąłem się jeszcze na patrole Armii Czerwonej. Z Siedlec dostałem się do Brześcia, a stamtąd do Lwowa”.

Ze znajdujących się w IPN dokumentów wynika, że Mozes Mordka starał się o przyjęcie do Armii Czerwonej, ale ostatecznie trafił do armii gen. Władysława Andersa, z którą wyjechał do Dżalalabadu w południowej Kirgizji. „Tu zorientowałem się, że armia ta nie jest demokratyczna i nawiązałem kontakt z oficerem Armii Czerwonej, który był łącznikiem między 5-tą dywizją a Armią Czerwoną. […] Z armią gen. Andersa wyjechałem do Iranu, nie wiedząc, że pozostał gen. Berling. Dopiero będąc w Iranie dowiedziałem się, że Wasilewska i Lampe (komuniści, członkowie Związku Patriotów Polskich w ZSRS będącego pod całkowitą kontrolą Sowietów – przyp. aut.) stworzyli dywizję im. Kościuszki.

Będąc w Iraku zebrało się kilku naszych tow.[arzyszy], między innymi Web Szmul, radzić, jak się dostać do dywizji im. Kościuszki. W 1943 r. przyjechaliśmy do Palestyny, tu ostatecznie wystąpiłem z armii gen. Andersa. […] W Palestynie zorganizowaliśmy Związek Uchodźców Demokratycznych zorganizowany przy pomocy ZPP. Oprócz tego brałem udział w KP [Komunistycznej Partii] Palestyny. […] W 1946 roku pierwszym transportem wracam do kraju, gdzie zatrzymałem się u rodziny. Wstępuję do PPR [Polskiej Partii Robotniczej] w Mińsku Mazowieckim i tu biorę udział w akcji przedwyborczej”.

Rok później Mozes Mordka już jako Mieczysław Morozowski rozpoczyna współpracę z MBP. 15 października 1948 r. podpisuje zobowiązanie współpracownika MBP. Pozytywną opinię dał mu gen. Wacław Komar (właśc. Mendel Kossoj), enkawudzista mianowany szefem Oddziału II Sztabu Generalnego, czyli wywiadu wojskowego. 19 lutego 1949 r. Morozowski złożył ślubowanie w Departamencie V ds. polityczno-społecznych MBP, którego dyrektorem była Julia Brystiger – „Krwawa Luna”. Funkcjonariusze Departamentu V znani byli ze stosowania wyrafinowanych tortur wobec ludzi uznanych za wrogów ludu i członków podziemia antyniemieckiego i antykomunistycznego. Kazimierz Moczarski wyliczył 49 sposobów torturowania i znęcania się nad więźniami w Departamencie, gdzie utrwalał władzę ludową Mieczysław Morozowski.

W listopadzie 1954 r., a więc w okresie, kiedy w Polsce zaczęła się krytyka aparatu bezpieczeństwa i destalinizacja, Morozowski pracował już w Centralnym Archiwum MBP. Wiadomo o tym dzięki podaniu, jakie złożył do swoich przełożonych – była to prośba o wyrażenie zgody na zawarcie związku małżeńskiego z Marią Kozubal, b. towarzyszką z PPR. Zgoda taka została udzielona zarówno przez władze partyjne, jak i resortowe. Mieczysław Morozowski miał przerwę w służbie w resorcie – przeszedł szkolenie zawodowe w Zasadniczej Szkole Metalowo-Elektrycznej Ministerstwa Przemysłu Ciężkiego. Po jej ukończeniu napisał podanie o ponowne przyjęcie do pracy w organach bezpieczeństwa, które włączone już zostały do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Podanie rozpatrzono pozytywnie i Mieczysław Morozowski doczekał się resortowej emerytury.

 Dzieci Mieczysława Morozowskiego utrzymywały ciągłość ideologiczną z ojcem – córka Krystyna Morozowska w latach 80. była pracownikiem politycznym Zarządu Głównego ZSMP, a wcześniej sekretarzem Zespołu przy Zarządzie Głównym ZSMP.Z kolei poglądy Andrzeja Morozowskiego można było poznać już na początku lat 90. – podczas rządów Jana Olszewskiego był zagorzałym przeciwnikiem lustracji.

 

Na szerokie wody Morozowski wypłynął w TVN. W programie „Teraz My” był współautorem m.in. programu o „taśmach Beger”. We wrześniu 2006 r. wyemitowano taśmy z rozmów Renaty Beger, posłanki Samoobrony, z politykami PiS, które nagrano w porozumieniu z Beger, a w tajemnicy przed jej rozmówcami. Do nagrania doszło w pokoju poselskim Beger w czasie rozmów prowadzonych po zerwaniu koalicji Samoobrona–LPR–PiS. Wyemitowane nagrania, które miały pokazać „polityczną korupcję”, w rzeczywistości były rozmowami koalicyjnymi. Program wywołał kryzys polityczny, który miał doprowadzić do wcześniejszych wyborów parlamentarnych, ale tak się nie stało. W październiku 2006 r. „Gazeta Polska” ujawniła, że Konstanty Malejczyk, były szef Wojskowych Służb Informacyjnych, kilka dni przed programem „Teraz My” spotkał się z posłem Samoobrony Januszem Maksymiukiem, dyrektorem Biura Krajowego tej partii, byłym członkiem PZPR i SLD. To Maksymiuk przyznał się później do zorganizowania prowokacji, a dziennikarze TVN publicznie stwierdzili, że zgłosili się w sprawie jej przygotowania do Maksymiuka. Według dokumentów SB przechowywanych w IPN Janusz Maksymiuk, zaciekły krytyk rozwiązania WSI, został zarejestrowany jako TW „Roman” (numer rejestrowy 46 734).

 Partnerem Morozowskiego w programie „Teraz My” był pochodzący z Bydgoszczy Tomasz Sekielski. Jego ojciec Krzysztof Sekielski, po ukończeniu filologii rosyjskiej na UW, był nauczycielem rosyjskiego w liceum w Bydgoszczy, a później kolejno zastępcą komendanta Ochotniczych Hufców Pracy i kierownikiem hotelu robotniczego Bydgoskiego Kombinatu Budowlanego „Wschód”. Służba Bezpieczeństwa planowała pozyskać go jako tajnego współpracownika, by przekazywał informacje m.in. na temat osób zameldowanych w hotelu. W dokumentach nie stwierdzono, by doszło do rejestracji ojca przyszłego dziennikarza. Być może miała na to wpływ aktywność Krzysztofa Sekielskiego, który – jak wynika z dokumentów archiwalnych – sam przekazywał m.in. swoim przełożonym interesujące bezpiekę informacje.

 Tomasz Sekielski rozpoczynał karierę na początku lat 90. w radiu w Bydgoszczy – jego przełożonym był Michał Kamiński. Po odejściu z bydgoskiego radia Sekielski pracował m.in. w Radiu Wawa, Radiu dla Ciebie, TVN, a obecnie jest zatrudniony w TVP. Ostatnio głośno było o nim przy okazji ataku na ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza.

 

Fragment  książki „Resortowe dzieci. Media” autorstwa Doroty Kani, Jerzego Targalskiego oraz Macieja Marosza z dzisiejszej „Gazety Polskiej” nr 50 s.  5-6.

(podkreślenia w tekście: kazef)

77 komentarzy

avatar użytkownika gość z drogi

2. Dzięki za biografię :)

Tak trzymać...obnażajmy tych teatrologów i komunistów z genami sowieckimi
pozdrowienia...

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

3. Pan Kazef

Szanowny Panie,

Takich Morozowskich / Mordków /mamy w Polsce milion.
To oni jako dzieci byłych funkcjonariuszy nadają ton w polityce i mediach.
Są wszędzie.W prawicowych partiach też, jak Lulu Dorn, syn członka KPZU, kolega Ozjasza i tego starego i tego młodego.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika kazef

4. @Maryla

Dzięki.
Ich czyny będą opisane i rozliczone, jeśli Polska będzie Polską. Być może komuś przydadzą się Twoje linki.

avatar użytkownika kazef

5. @gość drogi

Szanowna Pani,
tego obnażania nigdy dosyć. Trzeba stale pisać i przypominać o ich rodowodzie. Nie poprzestać na pojedynczych publikacjach. Boja się tego bardzo i skutecznie zamilczają, czego dowodem przemilczenie "Czerwonych dynastii" prof. Andrzeja Roberta Nowaka.
Najgorsza komuszo-esbecka prowieniencja dziennikarskich tuzów nie jest dla nas, tu na blogmediach, zaskoczeniem. Ale skala otumanienia społeczeństwa i podsuwanie im najgorszych kanalii jako autorytetów jest przerażająca. Jedna z najgorszych hucp odbywa się obecnie np. w programie AgatyMmłynarskiej w TVP. To propagandowy ściek, gorszy niż w czasach Bieruta.

avatar użytkownika kazef

6. @Szanowny Panie Michale

Myślę, że jest ich o wiele mniej. To rak drążący polska tkankę, ośmiornica wysysająca soki. Ale tylu ich aż nie ma. Jest ich parę(naście?) tysięcy, niestety opanowali najważniejsze miejsca.
Prof. Szarota obliczył, że w Warszawie czasów II wojny było 25 % ludzi angażujących się w niepodległościową konspirację, 70 % obojętnych i 5 % kolaborantów. Dziś te 5 % z nadania sowieckiego, kolejne pokolenie synów i córek zdrajców opanowało polskie instytucje, polską kulturę... Rozsiedli się wygodnie, ale ich dni są policzone. Nie może być inaczej.
Pozdrawiam.

avatar użytkownika kazef

7. Ważna uwaga na marginesie:

Zawsze się na tym zastanawiam przy okazji publikacji tego rodzaju tekstów o reżimowych pupilkach.
Dlaczego nie odezwie się nikt z ich znajomych, kolegów ze szkoły, z podwórka, z pracy, którzy by coś ciekawego dodali, zapamiętali. Przecież internet jest anonimowy, można napisać co się pamięta z przeszłości. Mimo to takich wpisów i komentarzy nie ma. Nie tylko tu - na blogmediach.
Bo ludzie się boją? Bo wiedzą, że im coś grozi? Bo lepiej udawać, że się nie znało tych opisanych? Lepiej nawet przed własnymi dziećmi się nie przyznawać, żeby czegoś w szkole nie chlapnęły? Bo ci ludzie w każdej chwili mogą zaszkodzić?

To zdaje się temat na dłuższe dywagacje.

Może nawet na badania socjologiczne. Tylko gdzie się taki odważny socjolog i promotor znajdzie?

avatar użytkownika Maryla

8. @kazef

na BM24 trudno szukać kogoś, kto ma lub miał kontakty z "dziećmi resortu". Ale wśród rzeszy kolegów po piórze i mikrofonie....

Jeżeli publicysta „Polityki” myśli, że mnie przestraszy swoimi kłamstwami, to się myli. Piszemy kolejne części  „Resortowych dzieci” a ten, który już powstał polecam Passentowi. Znajdzie tam informacje także na swój temat.



OBEJRZYJ ROZMOWĘ NIEZALEŻNĄ Z DOROTĄ KANIĄ O KSIĄŻCE "RESORTOWE DZIECI"



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

9. szanowny panie @Kazef :)

nigdy dość..."czerwone Dynastie " roznosiliśmy po sieci ,wtedy gdy jeszcze nie było blogów i szlachetnych stron takich jak Blogmedia 24.pl,więc onet służył za platformę słusznych poglądów,mimo,ze nie był to właściwy "teren"
Na Wirtualnej Polsce są fragmenty "życiorysów"funkcjonariuszy meRdialnych...mówmy o tym,piszmy o tym i nigdy nie zapominajmy,kto jest kim
Dynastie czerwone...i czerwona pajęczyna ...to jest to ,a dla pana Andrzeja-Roberta Nowaka ukłony

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

10. arch./- Jak niszczono akta

zdjecie

arch./-

Jak niszczono akta SB

http://naszdziennik.pl/mysl/58817,jak-niszczono-akta-sb.html

Zima przełomu lat 1989/1990 – od kilku miesięcy
działał gabinet premiera Tadeusza Mazowieckiego. Jednak w
najważniejszych ministerstwach nadal tkwiła komunistyczna nomenklatura,
zaś w MSW trwało na masową skalę niszczenie dokumentów, nierzadko
dowodów przestępstw popełnianych przez komunistyczny reżim.

Rząd z komunistami

Rząd Tadeusza Mazowieckiego został powołany 12 września 1989 roku.
Premier nazywany jest mianem „pierwszego niekomunistycznego szefa
rządu”. Jego zaplecze polityczne nie kryło triumfu i nawet po latach
bezrefleksyjnie powtarza, że był to zasadniczy zwrot i zerwanie z
komunizmem. Nic bardziej błędnego.

Komunistyczna PZPR posiadała czterech ministrów w tym gabinecie –
Czesława Kiszczaka w MSW, Floriana Siwickiego w MON, Franciszka Wielądka
w Ministerstwie Transportu, Żeglugi i Łączności oraz Marcina
Święcickiego w Ministerstwie Współpracy Gospodarczej z Zagranicą.
Kiszczak objął również stanowisko wicepremiera. W pozostałych
ministerstwach pozostawiono kadry z czasów PRL, np. szefem Komitetu do
Spraw Kultury Fizycznej i Sportu, czyli odpowiednika obecnego
ministerstwa sportu, był Aleksander Kwaśniewski.

W dodatku Mazowiecki nie panował nad podległymi resortami. Najlepszym
tego dowodem była sytuacja w MSW, w którym od kilku miesięcy trwała,
wręcz przemysłowa, likwidacja akt Służby Bezpieczeństwa.

Masowe niszczenie akt

Proces niszczenia tych dokumentów rozpoczął się na przełomie
1988/1989 roku, trwał z przerwami podczas rozmów Okrągłego Stołu, był
kontynuowany po wyborach 4 czerwca 1989 r., a w skali masowej rozpoczął
się po sierpniowej nominacji Mazowieckiego na premiera.

Zacierano dowody przestępczych działań wobec przeciwników ustroju
komunistycznego, ale także informacje o uplasowanych agentach w tych
środowiskach, w tym także w rządzie Mazowieckiego.

Utworzenie rządu „pierwszego niekomunistycznego premiera” nie tylko
nie zahamowało tego procederu, ale spowodowało wręcz jego
przyspieszenie.

Niszczono akta tajnych współpracowników, spraw operacyjnych przeciwko
opozycji oraz dokumenty departamentu zwalczającego Kościół i
organizacje religijne, materiały prawne, ogólne wytyczne, instrukcje
operacyjne, materiały szkoleniowe.

Doktor Radosław Peterman z IPN stwierdził, że polecenie niszczenia
akt SB wydało kierownictwo MSW, w tym właśnie Kiszczak. Historyk cytował
pismo zastępcy naczelnika Wydziału XIII Biura „B” MSW – była to
specjalna jednostka biura obserwacji zajmująca się współpracą z tajnymi
współpracownikami SB – płk. Stanisława Machnickiego z końca września
1989 r.: „Zgodnie z poleceniem Ministra Spraw Wewnętrznych [czyli
Kiszczaka – przyp. aut.] uprzejmie proszę o niezwłoczne przejrzenie za
ostatnie co najmniej 10 lat dokumentów dotyczących tzw. opozycji, która
została zalegalizowana, oraz ich zniszczenie”.

Również pod koniec września 1989 r. dyrektor Departamentu Szkolenia i
Doskonalenia Zawodowego MSW płk Zbigniew Litwin nakazał przejrzeć
wszystkie wydawnictwa szkoleniowe i zniszczyć te, których treść
przekraczała kompetencje SB.

W listopadzie 1989 r. Kiszczak zarządził likwidację departamentów
III, IV, V i VI, tworząc na ich miejsce nowe. Zaraz po tej decyzji
rozpoczęto na wielką skalę akcję likwidacji dokumentów. Zachowane
dokumenty świadczą, że działo się to za wiedzą najwyższego szefostwa
MSW. W trakcie telekonferencji kierownictwa MSW z naczelnikami
Wojewódzkich Urzędów Spraw Wewnętrznych z 9 stycznia 1990 r. gen. Bogdan
Stachura, bliski współpracownik Kiszczaka, wskazywał:

„Materiały archiwalne niszczyć zgodnie z wytycznymi – nieważne, że to
się kiedyś przyda”. Natomiast gen. Krzysztof Majchrowski – ówczesny
dyrektor Departamentu Ochrony Konstytucyjnego Porządku Państwa, który
powstał w miejsce osławionego Departamentu III, zwalczającego opozycję –
nakazał: „Wszystkie osoby wykorzystywane przed 4 czerwca 1989 r.
wyrejestrować, a materiały zniszczyć. Sprawy operacyjne poddać analizie
tak, aby nie było dokumentów tajnych współpracowników”.

Tymczasem według obowiązującej instrukcji archiwalnej MSW akta
operacyjne powinny być przechowywane w archiwum co najmniej 5 lat.
Peterman podaje na przykładzie Łodzi szacunkowe dane tej hekatomby w
archiwach MSW – z blisko 47 tys. teczek wyeliminowanych tajnych
współpracowników zostało ok. 6 tys., czyli niespełna 13 proc., z 26 tys.
spraw operacyjnych ocalało ok. 18 proc.; a z 192 teczek obiektowych
pozostały 4, czyli 2 procenty!

Wywiad też niszczył

Jednak likwidowano archiwa również w departamentach, które nie uległy
reorganizacji. Identyczną akcję niszczenia przeprowadzono w
Departamencie I MSW, czyli w wywiadzie cywilnym. Decyzje o zniszczeniu
akt zatwierdzał dyrektor lub zastępca dyrektora wywiadu. Według świadków
akta były niszczone aż do lata 1990 r., w MSW nikt nie krył się z tym
procederem.

Wprawdzie dokumenty zostały zniszczone, ale zachowały się protokoły
ich niszczenia. Na tej podstawie można określić obszar zainteresowania
wywiadu cywilnego PRL, jakie sprawy prowadził, jakimi osobami się
interesował, do jakich informacji próbował dotrzeć oraz jak wywiad PRL
kwalifikował poszczególne osoby. Również interesującą sprawą jest wybór
dokumentów do zniszczenia.

Już w grudniu 1989 r. zniszczono materiały RO (zapewne rozpracowania
operacyjnego lub rozpracowania obiektowego, czyli spraw operacyjnych)
kryptonim „TRUPA”, dotyczące instytucji współpracujących z obiektem
„Reszka”, tzn. wydawnictwem Editions Spotkania, które w Paryżu
zorganizował antykomunistyczny działacz Piotr Jegliński. W uzasadnieniu
stwierdzono: „Przyczyny, które legły u podstaw decyzji o założeniu RO –
tj. rozrost strukturalny obiektu ’RESZKA’, nie uzasadniają dalszego jej
prowadzenia w nowej sytuacji. Materiały sprawy ’TRUPA’ nie zawierają
żadnych istotnych pod względem operacyjno-informacyjnym treści”.
Materiały te zniszczono 13 grudnia 1989 r., ale zdjęto z ewidencji
dopiero 24 stycznia 1990 roku.

Także materiały RO kryptonim „RESZKA” na temat Editions Spotkania
uległy zniszczeniu. Uzasadniano, że „sprawa obiektowa ’RESZKA’ nie
zawiera żadnych informacji od strony operacyjno-informacyjnych treści”.
Zniszczono również materiały dotyczące francuskiego dziennikarza,
którego pozyskano do współpracy w tej sprawie, ale potem poinformował on
o wszystkim francuski kontrwywiad i osoby z Editions Spotkania. Decyzję
o likwidacji tych materiałów akceptował naczelnik Wydziału IX ppłk
Tadeusz Chętko.

Zniszczono też materiały RO „AGONIA” na temat Rządu RP na Obczyźnie
oraz sprawy rozpracowania obiektowego kryptonim „GALETA” dotyczącej
Towarzystwa „Solidarność” z Berlina Zachodniego. Te ostatnie akta
zawierały „materiały pomocnicze” o piśmie „Pogląd”.

Likwidacji uległy również materiały rozpracowania obiektowego
„WYZNAWCY” na temat „powiązań przywódców KPN z osobami prowadzącymi
antypolską działalność”. Zniszczono także dokumenty rozpracowania
obiektowego „PIRANIA” na temat działalności organizacji „Free Poland”,
rozpracowania obiektowego kryptonim „MÓZG” o Studium Spraw Polskich oraz
materiały RO „INSEKT” dotyczące Stowarzyszenia Kontakt w Paryżu.

Departament I niszczył również tzw. segregatory materiałów wstępnych
(SMW). Są to – według IPN – dokumenty wstępnych spraw operacyjnych o
najniższej kategorii, których nie można przekwalifikować na wyższą
kategorię, np. Rozpracowanie Operacyjne albo Kontakt Operacyjny.
Zlikwidowano SMW dotyczące np. Adama Schaffa, Agnieszki Holland,
Andrzeja Seweryna, Leszka Kołakowskiego, Ladislawa Adamika.

Likwidacja rezydentur

Na podstawie protokołów brakowania można odtworzyć mapę placówek
zagranicznych wywiadu cywilnego. Zlikwidowano materiały np. podteczki
rezydentury „MEXICANO” w Meksyku z lat 1979-1986 (trzy tomy), Teczki
Punktu Operacyjnego kryptonim „GARA” placówki w Tanzanii w latach
1981-1987 (dwa tomy), Teczki Ogniwa Operacyjnego „BOGOCZ” w Kolumbii w
latach 1983-1985, teczki ogniwa operacyjnego „ANDOS” w latach 1982-1987,
teczki ogniwa operacyjnego „SPEKTR” w Etiopii w latach 1981-1987 (dwa
tomy), podteczki rezydentury „CZEKAN” na Węgrzech w latach 1981-1987
(dwa tomy), podteczki rezydentury w Bułgarii „FOSAL” w latach 1981-1987
(dwa tomy), podteczki punktu operacyjnego „HAON” w Chinach z okresu
1980-1987 (dwa tomy), podteczki rezydentury „VOND” w Czechosłowacji z
lat 1982-1987 (dwa tomy), podteczki rezydentury w Wiedniu kryptonim
„ŁAPEK” z okresu 1982-1987, podteczki rezydentury w Kolonii kryptonim
„GRAT” z lat 1982-1987.

Z kolei Wydział IX Departamentu I zakwalifikował do zniszczenia
materiały Rozpracowania Operacyjnego „SETTI” mające dotyczyć Rudolfa
Skowrońskiego. W protokole stwierdzono, że „ww. został przejęty na
kontakt z Dep. II w 1985 r., zrealizował w trakcie współpracy z nami
zadania wywiadowcze w kraju i za granicą. Od roku utrzymywany z nim jest
kontakt tylko sporadyczny ze względu na utratę możliwości
wywiadowczych, przy czym nie przewidujemy ew. wznowienia sprawy”.

Skowroński był znanym biznesmenem, właścicielem spółki Inter
Commerce, przez kilkanaście lat znajdował się na listach najbogatszych
Polaków. Posiadał gospodarstwo rolne na Mazurach. W 2001 r. Andrzej
Lepper pytał w Sejmie o łapówki dawane politykom, mówił o lądowaniu
talibów w Klewkach, gdzie znajdowało się gospodarstwo Skowrońskiego.

W firmie Skowrońskiego pracował były funkcjonariusz wywiadu PRL
Aleksander Makowski, który niedawno ujawnił, że w celach „biznesowych”
razem podróżowali do Afganistanu. Od kilku lat Rudolf Skowroński jest
poszukiwany listem gończym.

10 stycznia 1990 r. zniszczono materiały tematyczne „SPACE” dotyczące
„dokumentacji technicznej promu”. Likwidacji uległy również dokumenty
tzw. wywiadu naukowo-technicznego.

Tak masowe niszczenie dokumentów wywiadu, w tym zwłaszcza akt
pozaeuropejskich rezydentur, sugeruje, że szefostwo spodziewało się w
każdej chwili dymisji. Tymczasem rząd Mazowieckiego jeszcze przez ponad
pół roku zwlekał z podjęciem takich decyzji, co umożliwiło jeszcze
większe czystki w archiwach.

Wyparowały akta agentów i wywiadu nielegalnego

Likwidowano także dokumentację osób zarejestrowanych przez wywiad PRL, które w III RP objęły ważne stanowiska w administracji.

22 stycznia 1990 r. zniszczono akta Kontaktu Operacyjnego kryptonim
„KAJ” dotyczące Janusza Kaczurby z Ministerstwa Współpracy Gospodarczej z
Zagranicą. W protokole napisano: „Materiały archiwalne KO krypt. ’KAJ’
nie przedstawiają wartości operacyjnych oraz nie nadają się do celów
szkoleniowych”. W III RP Kaczurba był doradcą ekonomicznym prezydenta
Kwaśniewskiego, wiceministrem stanu w ministerstwie gospodarki. W 1999
r. przyznał się, że współpracował ze służbami PRL.

Dzień później zniszczono materiały teczki kontaktu operacyjnego
’GENF’ dotyczące Dariusza Mańczyka, pracownika MSZ od 1987 r. w Stałym
Przedstawicielstwie RP przy ONZ w Genewie. W protokole stwierdzono:
„Dotychczasowy przebieg współpracy ’GENFA’ z naszą służbą uzasadnia
zakończenie kontaktu z k.o. i zniszczenie materiałów sprawy w całości”.

Likwidowane były również stare akta osławionego ostatnio Wydziału
XIV, czyli zajmującego się tzw. wywiadem nielegalnym. Zniszczona została
sprawa tematyczna kryptonim „STEREK” dotycząca „wykorzystania
działalności przedsiębiorstwa międzynarodowych przewozów samochodowych
’PEKAES’ do realizacji zadań w systemie łączności ’N’”. Sprawa została
założona w sierpniu 1975 r. i była prowadzona w celu „zabezpieczenia
sytuacji operacyjnych związanych z wykorzystaniem łączników ps.
’Włodeks’ i ’Elok’”.

Zniszczono również dokumenty Lokalu Konspiracyjnego „SETKA”, czyli
dawnej siedziby pionu „N”. Złożono je do archiwum w 1979 r. w celu
pozostawienia na okres 8 lat, ale wybrakowano je dopiero 23 stycznia
1990 roku.

31 stycznia 1990 r. niszczono także podteczkę personalną kryptonim
„PEDAGOG” na temat osoby, która w latach 1972-1975 pozostawała w
operacyjnym zainteresowaniu Wydziału XIV. „PEDAGOG” był przygotowywany
do pracy wywiadowczej z pozycji „N” za granicą. W 1975 r. zrezygnowano z
dalszego opracowania tej osoby ze względu na brak predyspozycji, a
posiadane materiały sprawy złożono w archiwum Departamentu I MSW. W
podteczce były dokumenty na temat „założenia teczki, oceny przebiegu
przygotowania wymienionego do pracy wywiadowczej za granicą oraz
dokumenty finansowe dotyczące wydatków na koszty spotkań, wypłaty
uposażenia, zwrotu kosztów podróży i innych świadczeń złotowych,
rozliczanych do numeru sprawy”.

Zlikwidowano również materiały Wydziału XIV o kryptonimie „FILARO” na
temat osoby, która była wykorzystywana do realizacji zadań operacyjnych
w systemie łączności „N” w latach 1973-1977. Potem współpracę
rozwiązano z powodu utraty przez tę osobę „możliwości operacyjnych”.
Dokumenty sprawy zdeponowano w archiwum Departamentu I, ale zniszczono
je dopiero 23 stycznia 1990 roku.

Teczki o dziennikarzach

Na podstawie protokołów brakowania można stwierdzić, jakie osoby
znajdowały się w orbicie zainteresowań wywiadu PRL i jak były one
kwalifikowane przez tę służbę. Wywiad cywilny był szczególnie
zainteresowany osobami ze świata nauki, kultury i mediów, które
wyjeżdżały za granicę.

Od 1962 r. wywiad PRL prowadził rozpracowanie obiektowe „KULUARY” na
temat dziennikarzy akredytowanych przy ONZ w Nowym Jorku. 11 stycznia
1990 r. akta zostały zniszczone w związku „z niemożliwością realizacji
sprawy, wynikającą z sytuacji operacyjnej w terenie”.

Według protokołu zniszczenia, znany publicysta Edmund Męclewski był zakwalifikowany jako KO „ROGOZIŃSKI”.

Z kolei profesor Hieronim Kubiak, wykładowca na Wydziale
Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, współzałożyciel
Stowarzyszenia Kuźnica w Krakowie oraz w latach 80. członek władz PZPR,
miał zostać zarejestrowany jako KO „SOCJOLOG”.

Sławomir Szof – dziennikarz radiowy, prezenter „Lata z Radiem” i
korespondent TVP i PR w Rzymie – był określany jako KO „ANATRA”. Jerzy
Ambroziewicz został zarejestrowany jako KO kryptonim „SERENO”.
Ambroziewicz był dziennikarzem „Po Prostu”, „Argumentów”, korespondentem
TVP i PR we Włoszech oraz redaktorem naczelnym Warszawskiego Ośrodka
Telewizyjnego.

Według protokołu zniszczenia dokumentów wywiadu PRL, jeden z
najbardziej znanych dziennikarzy radiowych Marek Niedźwiecki został
wpisany jako Kontakt Operacyjny kryptonim „BERA”. Niedźwiecki prowadzi
popularne programy muzyczne, ostatnio uczestniczył w kontrowersyjnej
akcji „Orzeł może”, która w zamyśle miała zastąpić patriotyczne imprezy.
Materiały dotyczące Niedźwieckiego zniszczono 17 stycznia 1990 roku.

Należy jednak podkreślić, że zgodnie z obowiązującym ustawodawstwem
cytowane dokumenty dostępne w IPN, dotyczące tych osób, nie są sądowym
dowodem i dlatego nie można w tym przypadku mówić o świadomej
współpracy.

Bezwolność Mazowieckiego

Należy również pamiętać, że w tym czasie zniknęły dokumenty przydatne
w procesach lustracyjnych, co obecnie uniemożliwia przeprowadzenie
skutecznej lustracji. W MSW trwała swoista „prywatyzacja dokumentów”.
Doktor habilitowany Sławomir Cenckiewicz wskazywał, na przykładzie
Gdańska, że wiele ze zmikrofilmowanych akt zniknęło wiosną 1990 roku.

Na początku 1990 r. informacje o likwidowaniu archiwów SB dotarły do
posła Jana Marii Rokity, który był przewodniczącym sejmowej Komisji
Nadzwyczajnej do Zbadania Działalności MSW. 19 stycznia 1990 roku
komisja Rokity zażądała od szefa MSW i prokuratora generalnego Józefa
Żyty wyjaśnień w sprawie niszczenia akt.

Charakterystyczne, że premier Mazowiecki nie zajął się tą sprawą,
tylko… odesłał Rokitę do Kiszczaka. W końcu proceder opisała „Gazeta
Wyborcza”. 30 stycznia 1990 r. płk Kazimierz Piotrowski – dyrektor
archiwum MSW – na konferencji prasowej oświadczył, że niszczenie akt
odbywa się w związku z reorganizacją MSW i jest zgodne z prawem. Dopiero
dzień później Kiszczak wydał decyzję zakazującą niszczenia dokumentów w
MSW.

Charakterystyczne, że Kiszczak przekonywał Mazowieckiego, iż teczki
„zaszkodzą wielu waszym ludziom”. Po latach tak opisał rozmowę z
Mazowieckim na ten temat: „Rokita napisał do Mazowieckiego pismo na mnie
za palenie dokumentów. Premier dał mi to pismo. Powiedziałem: Panie
premierze, postępujemy zgodnie z przepisami i lepiej będzie, jeżeli
niektóre dokumenty zniszczymy. Są w nich rzeczy kompromitujące nie
resort i nie ludzi służby bezpieczeństwa, tylko byłą opozycję, wielu
waszych kolegów. Może dojść do tragedii. Mazowiecki odpowiedział, że
zabezpieczą je przed niepożądanymi osobami i lepiej, żeby ich nie palić.
Pańska wola – odpowiedziałem i wydałem zakaz palenia. Tak więc nie może
być mowy o nielojalności”.

Wprawdzie Kiszczak taką decyzję wydał, jednak niszczenie dokumentacji
trwało nadal. Co więcej, nawet po uzyskaniu oficjalnych informacji o
niszczeniu akt Mazowiecki nie przeprowadził zmian w kierownictwie MSW.
Dopiero w marcu 1990 r. powołał Krzysztofa Kozłowskiego na stanowisko
podsekretarza stanu w MSW, ale Kiszczak był szefem tego resortu aż do
lipca 1990 roku.

Jednocześnie organizacje, które sprzeciwiały się ustaleniom Okrągłego
Stołu i domagały się odejścia od tych porozumień, były nazywane
radykalną opozycją. Media sprzyjające rządowi Mazowieckiego prowadziły
zmasowany atak propagandowy.

Gabinet Mazowieckiego nie reagował na oddolne postulaty zmian
politycznych, w tym przejęcia dokumentów po PRL. Tymczasem przynajmniej
od zburzenia muru berlińskiego w listopadzie 1989 r. były możliwe takie
zmiany i zdymisjonowanie komunistów. Jednak w Polsce jednostki MSW dalej
prowadziły inwigilację „antyustrojowych organizacji”.

Zaskakująca opieszałość rządu „pierwszego niekomunistycznego
premiera” spowodowała zniszczenie wielu dowodów przestępstw, umożliwiła
byłym funkcjonariuszom SB przejęcie najwartościowszych dokumentów i
wpływ na życie publiczne III RP. To są właśnie konsekwencje działalności
rządu Tadeusza Mazowieckiego.

 


Autor był członkiem Komisji
Weryfikacyjnej ds. WSI. Do grudnia 2007 r. pełnił funkcję szefa Zarządu
Studiów i Analiz Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Po objęciu urzędu
prezydenta RP przez Bronisława Komorowskiego został wyrzucony z Biura
Bezpieczeństwa Narodowego.

 

 

Piotr Bączek

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

11. cyngiel Czuchnowski czuje się odrzucony przez kynologów :)

Komentarz Wojciecha Czuchnowskiego


Wojciech Czuchnowski (ur. 4 listopada 1964), polski dziennikarz i publicysta.

Studiował filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim, lecz studia przerwał w trakcie V roku.

W latach 1987-1989 pracował w wydawnictwach niezależnych w Krakowie (Arka, Tumult, Świat).

W latach 1990-1995 pracował dla Czasu Krakowskiego; w roku 1995 dla Gazety Krakowskiej; w latach 1995-1997 dla Super Expressu (Kraków, Warszawa); w latach 1998-1999 dla Życia (Warszawa); w orku 2000 dla Dziennika Polskiego; w latach 2000-2002 dla Przekroju i ponownie dla Życia; od 2002 roku do dzisiaj dla Gazety Wyborczej (Kraków, Warszawa). W latach 1999-2000 pracował w MSWiA jako urzędnik przy Oświęcimskim Rządowym Programie Strategicznym;

W 2003 roku wydał nakładem wydawnictwa Znak książkę pt."Blizna. Proces Kurii krakowskiej 1953" ISBN 83-240-0271-5.

Mieszka w Krakowie i w Warszawie: żonaty, 3 dzieci.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Wojciech_Czuchnowski


Dać im szansę

http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/tag/wojciech-czuchnowski/

30 sty 2011

Nigdy nie zgłaszałem żadnych
dezyderatów do władz publicznych mediów, a i teraz niech mnie
usprawiedliwi, że nie chcę nic dla siebie.  Mam jednak jedną gorącą
prośbę: bardzo proszę odnośne władze, aby dały jakiś program Agnieszce
Kublik i Wojciechowi Czuchnowskiemu z „Gazety Wyborczej”. Razem albo
każdemu z osobna, na dowolny temat.(..)

Niech Kublik i Czuchnowski podwoją oglądalność pasma porannego,
niech przyciągną półtora miliona widzów do programu poświęconego
kulturze albo przynajmniej poprawią słuchalność popołudniowego pasma
publicznego radia. Bardzo proszę panów p.o. prezesów, dajcie Kublik i
Czuchnowskiemu szansę, by przestali być uważani za osobniki, które w tym
zawodzie żerują nie dlatego, że robią coś, czego by inni nie umieli (bo
pluć umie każdy), tylko dlatego, że wykonują zlecenia, którymi inni się
brzydzą.



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

12. Żakowski szkolony przez kontrwywiad wojskowy PRL. Zapytany o WSW

Żakowski szkolony przez kontrwywiad wojskowy PRL. Zapytany o WSW wyłącza telefon!
http://niezalezna.pl/49575-zakowski-szkolony-przez-kontrwywiad-wojskowy-...
Jacek Żakowski odbył specjalistyczne przeszkolenie w Wojskowej
Służbie Wewnętrznej w czasach PRL-u. Dziś m.in. wspólnie z dawnymi
żołnierzami WSW, którzy trafili do WSI atakuje Antoniego Macierewicza.
Sprawa służby Żakowskiego w WSW została opisana w książce pt. „Resortowe
dzieci. Media” autorstwa Doroty Kani , Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza, wydawnictwa Fronda.


 

W IPN znajduje się teczka Ministerstwa Obrony Narodowej – Wojskowej
Służby Wewnętrznej oddziału WSW Modlin dotycząca materiałów podchorążego
„Ż.” – Żakowskiego Jacka. Arkusz kwalifikacyjny do szkoły Oficerów
Rezerwy został sporządzony 12 lutego 1980 roku. Podpułkownik Władysław
Majdak z Zarządu
Wojskowego WSW Warszawskiego Okręgu Wojskowego pozytywnie zatwierdził
w nim skierowanie do SOR (Szkoła Oficerów Rezerwy) Jacka Żakowskiego,
wówczas studenta nauk politycznych i dziennikarstwa. Służbę w SOR
Żakowski odbył w stanie wojennym w 1982 roku. Nasz reporter
zatelefonował do Żakowskiego pytając o przeszkolenie w szkole WSW. Na
słowa "akta IPN" dziennikarz rozłączył się i wyłączył telefon.




AKTUALIZACJA:

Po kilkunastu minutach nie przedstawiając się, do Jacka Żakowskiego zadzwonił Samuel Pereira. Dziennikarz "Polityki" pod koniec rozmowy
gdy dowiedział się, że rozmawia z  dziennikarzem "Codziennej"
wytłumaczył, że przy poprzedniej rozmowie rozładował mu się aparat.







Wcześniej, bo w październiku 1981 r. jako początkujący dziennikarz
chwalił przemówienie premiera Wojciecha Jaruzelskiego. Zgadzał się
z generałem co do „narodowego pojednania i spokoju społecznego”
w kontekście strajków „Solidarności”.



Zanim przyszły publicysta „Polityki” został powołany do wojska w WSW,
zdążył zwiedzić kawałek  świata. Był m.in. w ZSRS, Algierii, Iraku
(informacja o jego pobycie w tym kraju została opisana w tajnej notatce
do szefa Wydziału V Zarządu WSW), Anglii, Holandii, Kanadzie. Akta paszportowe Jacka  Żakowskiego są imponujące – rzadko można trafić na podróżnika tej klasy. W 1983 roku Żakowski, ubiegając się o kolejny paszport, otrzymał decyzję odmowną.



Paszport jednak otrzymał rok później i ponownie zaczął wyjeżdżać.
W Instytucie Pamięci Narodowej znajdują się akta Jacka Żakowskiego
– teczka personalna (pseudonim „Żak”), dokumenty paszportowe oraz
wspomniane archiwalia WSW188.W dokumentach Służby Bezpieczeństwa
przyszły publicysta „Polityki” został zarejestrowany przez Departament
III MSW pod dwoma numerami – 28 grudnia 1983 roku pod numerem 39 596 
i 15 stycznia 1986 roku pod numerem 94 977.

 

W związku z zapisem z 1983 roku przez Wydział III (wydawnictwa
i redakcje prasowe) Departamentu III MSW w IPN zachowała się
niekompletna teczka personalna – brak jest informacji o zakończeniu
sprawy i skierowaniu jej do archiwum, natomiast odnośnie do drugiej
rejestracji zachował się jedynie numer – brakuje pozostałych dokumentów.
Wniosek
o opracowanie Jacka Żakowskiego jako kandydata na tajnego
współpracownika sporządził 27 stycznia 1983 roku ppor. K. Honkisz
– inspektor prowadzący sprawę w Departamencie III MSW189.




„Z uzyskanych informacji operacyjnych wynika,  że utrzymuje kontakty
z osobami czynnie zaangażowanymi w podziemną działalność, a zwłaszcza
odpowiedzialnymi za redagowanie i drukowanie nielegalnych pism
sygnowanych przez «S»” – pisał ppor. K. Honkisz. Jako sposób opracowania
wskazał m.in. zebranie opinii w miejscu pracy i zamieszkania
oraz zastosowanie  środków techniki operacyjnej. Z notatki służbowej
sporządzonej 20 grudnia 1983 roku wynika, że Jacek  Żakowski miał
uczestniczyć w redagowaniu nielegalnego pisma „Kos”190. Celem pozyskania
Żakowskiego do współpracy miał być dopływ informacji ze  środowisk
związanych z działalnością „Solidarności” Regionu Mazowsze i dotarcie do
osób aktywnie działających w nie-legalnych strukturach „S”. Według SB Jacek Żakowski jako sekretarz prasowy Regionu Mazowsze miał naturalne możliwości docierania do działaczy „S”.
Motywem pozyskania miała być współodpowiedzialność obywatelska. Kolejny
dokument SB dotyczący Jacka  Żakowskiego pochodzi z kwietnia 1988 roku.
Wcześniej, bo w 1986 roku, Żakowski został zarejestrowany przez
MSW pod numerem 94 977 przez Wydział II (środowiska m.in. nielegalnych
wydawnictw i ROPCiO) Departamentu III MSW.
Czego dotyczyła rejestracja – nie wiadomo, ponieważ do tej pory w IPN nie odnalazły się żadne dokumenty dotyczące tej sprawy.



Po 1989 r. Żakowski został zwolennikiem III RP. Swoje sympatie lokował
najpierw w Unii Demokratycznej, następnie w Unii Wolności a po jej
upadku stał się zwolennikiem SLD. Gdy nastąpił zmierzch tej partii jako
gwaranta III RP, akowski wszystkie swe nadzieje obrócił ku PO. W
jego oczach w 2007 roku zbawcą III RP został Donald Tusk. W czasie
kampanii wyborczej 2007 roku Żakowski rzucił hasło: „Tusku musisz!”,
które „Polityka” umieściła na okładce.

Komentarz


Przecieki z komisji ds. służb specjalnych wskazują, że opracowany pod
Pańskim kierownictwem raport o likwidacji WSI jeszcze przed publikacją
przekazał Pan do tłumaczenia osobie mieszkającej w osiedlu rosyjskiej
ambasady i nieposiadającej dopuszczenia do polskich tajnych dokumentów. W
odpowiedzi żartuje Pan sobie, pisząc, że jeśli ktoś przypuszcza, iż
rosyjskie służby nie znają polskiego, to powinien zapisać się do partii
Palikota. To śmiesznie brzmi, ale dobrze Pan wie, że chodzi o coś
innego. O to mianowicie, że nie ma zwyczaju tłumaczenia takich
dokumentów. Stąd obawa, iż tłumaczenie to pretekst, a w istocie chodziło
o bezpieczne (jak się mówi w służbach) "zalegendowanie" przekazania
raportu kontrwywiadowi Rosji, nim współpracujący z polskim wywiadem
Rosjanie dowiedzą się o zagrożeniu. W takim scenariuszu tłumaczenie
byłoby przykrywką szpiegostwa.

Podejrzenie pada na Pana. W
przypadku wiceprezesa największej partii w kraju i byłego przełożonego
wojskowych tajnych służb sprawa jest zbyt poważna, by traktować ją
żartobliwie. Bo gdyby był Pan rosyjskim (lub jakimkolwiek innym)
agentem, stanowiłby Pan poważne zagrożenie dla Polski. Nie tylko w
związku z likwidacją WSI.

Wyjaśnienie sprawy należy do
organów śledczych i sądowych. To potrwa. Teraz dla opinii publicznej
kluczowe jest pytanie, czy dokumenty - jak wynika z przecieków -
istotnie zostały przekazane powiązanej z Rosją osobie nieuprawnionej
przed ich odtajnieniem. Pańskie wyjaśnienie nie rozwiewa wątpliwości.
Pisze Pan: "Jest absolutnie niemożliwe, żeby jakikolwiek fragment
Raportu z likwidacji WSI był wynoszony na zewnątrz przed ujawnieniem go
przez Prezydenta RP". Trudno to przyjąć za dobrą monetę. Lech Kaczyński
otrzymał raport 12 lutego 2007 r. i po tygodniu go upublicznił. Jednak
już jesienią 2006 r. media publikowały przecieki fragmentów raportu. Po
ujawnieniu całości okazało się, że przecieki były zbieżne z treścią
dokumentu. To, co wedle Pańskiego zapewnienia "jest absolutnie
niemożliwe", było więc faktem. Śledztwo w tej sprawie zostało niedawno
umorzone "z powodu niewykrycia sprawców", a nie z powodu np. "braku
znamion przestępstwa". Trudno więc się nie dziwić, że zamiast poważnie
potraktować sprawę, pozwala Pan sobie na żarty o rozwożeniu raportu
przez kawalkadę słoni.

Takie podejście wpisuje się w nurt
krytyki Pańskiej działalności, w którym uważa się, że od dawna
realizuje Pan - świadomie lub nie - interesy Kremla w Polsce. Jeśli
czyta Pan komentarze internautów pod informacjami o tłumaczeniu raportu,
musi Pan wiedzieć, że taki pogląd podziela wiele osób. Ja też mam
problem z innym wyjaśnieniem permanentnej woli niszczenia polskich elit i
rozbijania instytucji państwowych, która zdaje się kierować Pańskim
działaniem od 20 lat. Poza Kremlem nie potrafię zidentyfikować nikogo,
kto miałby trwały interes w takim dzieleniu naszego społeczeństwa i
osłabianiu państwa.


To wszystko, nawet w potocznym
sensie, nie przesądza, że jest Pan agentem. Kluczowe pytanie dotyczy
terminów. Czy raport (lub jego fragmenty i które fragmenty) przekazał
Pan Rosjanom przed ujawnieniem czy po nim? Mam nadzieję, że fakty
oficjalnie poznamy po wtorkowym posiedzeniu sejmowej komisji ds. służb
specjalnych. Ale, Panie Prezesie, cokolwiek by się okazało, państwo jest
zbyt wielką wartością, by w takiej sytuacji ludzie aspirujący do
poważnych funkcji robili sobie żarciki. To trzeba poważnie wyjaśnić.
Dlatego, jeśli nie ma Pan nic do ukrycia, ponownie gorąco zapraszam Pana
na rozmowę do TOK FM w najbliższy piątkowy poranek





Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tymczasowy

13. Ta ksiazka

w sposob oczywisty znalazla sie na mojej liscie: "Must buy". Mam nadzieje, ze zdazy dotrzec tutaj przed Swietami i kupie ja sobie pod choinke. A jak nie, to tym bardziej ja kupia w czasie pochoinkowym. "Must read".
Jak tak sobie przegladnalem polki, to wyszlo, ze uzbieralo sie troche takich dobrych ksiazek. Z piwami jest troche podobnie. Po przegladzie odkrylem, ze wlasnie pije 9.2 voltowe piwo. "Trapistes Rochefort". Oczywiscie, ze belgijskie i klasztorne. Te piwa klasztorne, to oczywiscie mitologia. W tamtych czasach byly trzy rodzaje piw. Jedne, dla wedrowcow, jak woda. Drugie, dla braciszkow, niezle. A na samej gorze, piwko dla biskupow, ktore staram sie od kilkudziesieciu lat pijac.
Te slynne belgijskie browary klasztorne zostaly nie tak dawno (co tam pol wieku) wykupione przez wiekszych braci w interesie.
A prawda jest taka, ze zanim w pierwszej polowie XIX w. w Czechach i w Bawarii nie wymyslono nowej metody warzenia, to sukces w wytwarzaniu piwa mial prawdopodobienstwo mniejsze niz 50%. A i tak paprochy po wierzchu plywaly. Tak wiec Wiwat PILSENER URQUELL!
A ja sie przerzucilem calkowicie na Paulaner z Monachium, choc serce, czyli podniebienie cierpi. Ten naJBARDZIEJ ORYGINALNY PILSENER, CZYLI uRQUELL, NALEZY DO KONCERNU PRODUKUJACEGO "lECHA". pO ICH ZNANEJ REKLAMIE, WYKRESLILEM CALA LISTE NIEZLEGO ALKOHOLU. Troche wypijam, wiec troche straca. Okolo 100 miesiecznie, czyli 1 200 rocznie, a do tego szeptana propaganda.
"Zimny Lech"? Takie madre sa te reklamowe ciuliki? Szkoda psa, nawet kundla, by ich jechal.
PS Dzisiaj pije ze zgrabnego kielicha Stelli Artois. To zalezy od nastroju. Mam bogata kolekcje kielichow znanych marek europejskich. Takze kufle, wlacznie z ciezkimi, jakby spod budki, jak beczka, z czasow PRL-u.

avatar użytkownika Tymczasowy

14. Autorzy ksiazki

twierdza, ze juz po jej wydaniu dotarlo do nich bardzo duzo materialow wzbogacajacych ksiazke. Czyli bedzie Dzielo Bis, ktore w sposob naturalny znajdzie sie na mojej liscie "Must Buy". A ja z takich ksiazeczek ciagle sobie korzystam w swoim pisaniu na BM24.

avatar użytkownika kazef

15. Trochę się zadziwiłem, że Żakowskiego szkoliło WSW

Przecież ten obermensch nosi się tak, jakby to on szkolił a nie jego.

avatar użytkownika kazef

16. Ojciec Żakowskiego

był profesorem.
Wojciech Mścisław Żakowski urodził się 09.04.1929 w Warszawie (w rodzinie ziemiańskiej Tadeusza Żakowskiego i Anny z domu Brzezińskiej), zmarł w 1993 r., pochowany na Powązkach.
Był specjalistą w zakresie analizy matematycznej oraz zastosowań matematyki w elektronice i informatyce.
W latach 1949-1951 nauczyciel w gimnazjum.
W najgorszym stalinowskim okresie, w 1951 r. na najsłynniejszej technicznej uczelni ludowego Wojska - Wojskowej Akademii Techicznej utworzono Instytut Systemów Elektronicznych (ISE). Jego zadaniem było kształcenie słuchaczy (studentów) Akademii w zakresie szeroko rozumianej elektrotechniki. Pierwszym szefem Katedry Elektrotechniki został ppłk mgr inż. Antoni Kiliński (późniejszy rektor Politechniki Warszawskiej), a jego zastępcą mjr mgr inż. Włodzimierz Dulewicz (późniejszy pierwszy komendant Wydziału Elektroradiotechnicznego).
Wojciech Mścisław Żakowski, który w latach 1950-51 był mł. asystentem na Politechince Warszawskiej, w 1951 r., rozpoczął pracę dla Wojskowej Akademii Technicznej w Instytucie Systemów Elektronicznych. Na WAT wykładał do 1962 r..
Pracował następnie na Politechnice Warszawskiej, najpierw jako docent i kierownik Katedry Elekroniki, następnie jako profesor nadzwyczajny i zwyczajny. Kierował Katedrą Matematyki Wydziału Elektroniki. W latach 1975-1981 był dziekanem Wydziału Fizyki Technicznej i Matematyki Stosowanej. Kontynuował prace rozpoczęte na WAT.

avatar użytkownika gość z drogi

17. ot jak stalinowska historia kołem się toczy..

myśleli ,ze jak papiery popalili to juz nic sie wyleje..,dzieki Bogu...pomylili sie ...stalinowskie dzieci i wnuki...dzisiaj zlizujący śmietankę ...z mleka ...tyle tylko ,ze mleko sie rozlało i prawda wyłazi na wierzch...

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

18. Teczka Żakowskiego w WSW.

http://niezalezna.pl/49635-teczka-zakowskiego-w-wsw-dziennikarz-prostuje...

W archiwach wojskowych służb specjalnych PRL zachowała się teczka Jacka Żakowskiego, publicysty „Polityki” oraz „Gazety Wyborczej”. Wynika z niej jednoznacznie, że Jacek Żakowski miał kontakty
z WSW, przechodził szkolenia, a służby wojskowe miały wiedzę, że
została założona przez cywilne służby specjalne teczka personalna
dotycząca „Żaka”, czyli Jacka Żakowskiego, co jednoznacznie wynika z
numeru rejestracyjnego.




Tymczasem Jacek Żakowski w rozmowie z portalem niezależna.pl zaprzecza,
by miał jakiekolwiek powiązania z WSW, przysłał także sprostowanie.



- Opublikowana przez Niezależną informacja, jakobym odbył przeszkolenie w peerelowskiej Wojskowej Służbie Wewnętrznej, jest nieprawdziwa. Służbę wojskową (obowiązkową dla mężczyzn, którzy ukończyli studia)
odbyłem w Szkole Podchorążych Rezerwy Wojsk Łączności w Zegrzu.
Sugestie, że miałem jakiekolwiek powiązania z kontrwywiadem, są
niezgodne z prawdą –
stwierdził Jacek Żakowski.



Szkoła Podchorążych w Zegrzu, w której odbył służbę Żakowski, była pod
szczególna opieką WSW ze względu na charakter szkolenia. Byli do niej
kierowani wybrani wcześniej przez WSW absolwenci studiów. O
zainteresowaniu wojskowych służb specjalnych Żakowskim świadczą m.in.
dokumenty znajdujące się w teczce WSW obecnego redaktora „Polityki”.




Poniżej publikujemy jeden z dokumentów, który znajduje się w teczce
Jacka Żakowskiego z WSW, świadczący o zakwalifikowaniu go przez wojskowa
bezpiekę do szkolenia.






Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

19. @kazef

http://archiwaipn.hvs.pl/andrzej-morozowski-archiwa-ipn/

KUZYN ZWI TROJNA Z IZRAELA

Z akt paszportowych w IPN-ie wynika, że obecny pupilek TVN-u w końcu
lat 80-tych ub.w. stoczył prawdziwą batalię o wyjazd do Izraela. O
zgrozo! przegraną, bo dostał na to odmowę. Z tych kilku stron można się
jednak więcej o nim dowiedzieć. O jego pasji i licznych publikacjach
dotyczących stosunków polsko-żydowskich. Nie dziwi więc jego błyskotliwa
kariera w III RP, dzięki zapewne tzw. punktom za pochodzenie. Razem ze
swoim ziomalem Sekielskim był współprowadzącym skandalizującego programu
„TERAZ MY”. Oczywiście w myśl obowiązującego antypolskiego terroru
politycznej poprawności. Warto więc szperać w archiwach IPN, aby
zrozumieć dlaczego tacy jak on robią błyskawiczne kariery.

Zwracam się z prośbą o uchylenie decyzji z dnia 30.03.1987 r. na mocy
której odmówiono mi wydania paszportu na wyjazd do Izraela.

Wyjazd do tego państwa jest dla mnie jedyną okazją pogłębienia wiedzy
judaistycznej. Pracuję w kwartalniku „Studia i Dokumenty Ekumeniczne”
zajmującym się problematyką jednania różnych religii, publikowałem także
materiały dotyczące historii stosunków polsko-żydowskich i szeroko
pojętej problematyki żydowskiej w Polsce /m.in. w „Studiach i
Dokumentach Ekumenicznych” oraz „Hejnale Mariackim”/. Pobyt w Izraelu,
na zaproszenie mego kuzyna Zwi Trojny, który zapewnia mi opiekę w tym
kraju, umożliwiłby mi zebranie materiałów koniecznych w mojej pracy.

Morozowski (podpis odręczny)

Warszawa 7.04.1987 r.

Źródło: IPN BU 728/19418, s. 3


 

OŚWIADCZENIE-ZAPROSZENIE

Ja, niżej podpisany, Zwi Trojna, legitymujący się dowodem osobistym
nr…, zamieszkały w Aszdod…, uprzedzony o odpowiedzialności karnej za
składanie fałszywych oświadczeń i zeznań, oświadczam niniejszym co
następuje:

1. Kuzyn mój, Andrzej Morozowski wraz ze swoją żoną Joanną, mieszkają w Warszawie.

2. Od dziecka znam kuzyna i w bieżącym roku odwiedziłem Państwa
Morozowskich w Warszawie i poznałem ich rodzinę. Kuzyn mój ww. Andrzej
Morozowski – nie zna mojej rodziny.

3. W celu zapoznania się z rodziną moją – i zacieśnienia stosunków
rodzinnych – zapraszam niniejszym kuzyna Andrzeja Morozowskiego,
zamieszkałego w Warszawie – do nas w gości na okres 4-6 tygodni i
zobowiązuję się pokryć wszystkie wydatki związane z podróżą i pobytem u
nas – w pełni!

Uprzejmie proszę wszystkie władze PRL o łaskawe udzielenie wszelkiej
pomocy mojemu kuzynowi w załatwieniu spraw formalnych związanych z
podróżą, z góry najserdeczniej dziękuję.

TEL AWIW, dnia 9 października 1986 r.

ZWI TROJNA

Źródło: IPN BU 728/19418, s. 8

Morozowski - Liga Świata Morozowski6 Morozowski2 Morozowski3 Morozowski4 Morozowski5

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

20. Żakowski pozywa Frondę za

Żakowski pozywa Frondę za "Resortowe dzieci". Chce przeprosin i zaklejenia zdjęcia na



Jacek Żakowski pozywa wydawcę książki "Resortowe dzieci. Media". Prawicowi publicyści zapowiadali, że zlustrują w nich "czołowych dziennikarzy mainstreamu". Na okładce książki na jednym ze zdjęć jest Żakowski. Dziennikarz chce, by je zaklejono. Bo nasuwa "sugestię niezgodną z prawdą" i nie ma uzasadnienia w fragmentach książki, które go dotyczą. Domaga się także przeprosin i 20 tys. zł.
Żakowski w rozmowie z "Wyborczą" podkreśla, że zdecydował się na ten ruch, bo okładkowe zdjęcie sugeruje jego (lub jego rodziców) powiązania z byłymi władzami czy służbami PRL. A już sama treść książki opisuje tylko próby inwigilacji Żakowskiego przez Służbę Bezpieczeństwa.

- Mój wizerunek na okładce tej książki wykorzystano tak naprawdę tylko w celach marketingowych - podkreśla.

Książkę "Resortowe dzieci" napisali autorzy prawicowych pism: Dorota Kania, Jerzy Targalski i Maciej Marosz. Ukazała się w połowie grudnia. Promowano ją w prawicowych serwisach. A na Niezalezna.pl ukazał się tekst pod tytułem "Żakowski szkolony przez kontrwywiad wojskowy PRL. Zapytany o WSW wyłącza telefon".

Po tej publikacji Żakowski wysłał sprostowanie do Doroty Kani (wiceszefowej Niezalezna.pl).

"Informacja, jakobym odbył przeszkolenie w peerelowskiej Wojskowej Służbie Wewnętrznej jest nieprawdziwa. Służbę wojskową (obowiązkową dla mężczyzn, którzy ukończyli studia) odbyłem w Szkole Podchorążych Rezerwy Wojsk Łączności w Zegrzu. Sugestie, że miałem jakiekolwiek powiązania z kontrwywiadem są niezgodne z prawdą" - napisał. I zwrócił uwagę, że tytułowy zwrot "Resortowe dzieci" jest nieuprawniony: "W książce tej są tylko informacje wskazujące, że jako osoba zaangażowana w działalność niezależną byłem przedmiotem inwigilacji oraz prób werbunkowych tajnych służb PRL. (...) ostatnią, nieudaną, próbę werbunku podjęto w 1988 roku przed moim wyjazdem do USA na zaproszenie rządu tego kraju. Po powrocie odmówiłem niejawnego spotkania".

Żakowski domaga się od wydawcy książki - Frondy PL - przeprosin. Mają zostać opublikowane w "Polityce", "Gazecie Polskiej", "Gazecie Polskiej Codziennie", "Gazecie Wyborczej" i serwisie Fronda.pl. Poza tym we wciąż rozpowszechnianych egzemplarzach wizerunek Żakowskiego na okładce powinien być zakryty naklejką (w ramach zabezpieczenia roszczeń), a w samej książce ma się pojawić zdanie: "Umieszczenie na okładce książki wizerunku pana Jacka Żakowskiego może naruszyć jego dobra osobiste ze względu na to, że żadne fakty nie uzasadniają przypisania mu cech objętych tytułem książki".

- Ta naklejka to tylko propozycja. Najlepiej by było, jakby wydawca książki zdecydował się na zmianę okładki - podkreśla Żakowski.

Publicysta domaga się także od wydawcy 20 tys. zł, jako "zadośćuczynienia za doznaną krzywdę".

W piśmie procesowym pojawią się także przykładowe komentarze inernautów serwisów prawicowych pod publikacjami o "Resortowych dzieciach". Kilka z nich brzmi tak (pisownia oryginalna): "Następny przedajny zdrajca", "To wlasnie takie psubraty, jak Zakowski - z zimna krwia mordowali polskich oficerow w Katyniu".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

21. @Maryla

Bardzo ciekawe dokumenty. 


Wynika z nich np., że żona Andrzejem Morozowskiego - Joanna Morozowska pracowała (jeszcze pracuje?) w 1988 r. jako konsultant programowy w Teatrze Współczesnym w Warszawie. 
Skądinąd czytam, że piśmie "Dialog : miesięcznik Związku Literatów Polskich" opublikowała (r. 1988, t. 33, s. 45-96) przetłumaczony wraz z mężem artykuł zatytułowany: Nadieżda Putina, jej współcześni  sceny dramatyczne, autorstwa Igora Malejewa. Widać język Kremla jest im dobrze znany.

Siostra  Andrzeja Morozowskiego - Krystyna w 1988 r. miała piękne resortowe miejsce pracy:  ciężko się starała jako pracownik polityczny Zarządu Głównego ZSMP.

avatar użytkownika kazef

22. @Maryla,

te "przykładowe komentarze internautów", które cytuje Żakowski w piśmie procesowym, to bez wątpienia wpisy resortowe - pisane anonimowo przez ideowych kumpli Żakowskiego.

avatar użytkownika Maryla

23. @kazef

oj, mocno się boją resortowe dzieci tej książki, atakują na oslep :))

A dziś pokazano, że nerwowość wcale nie maleje. Wręcz przeciwnie.

Rozpoczął Jan Ordyński, który nie krył oburzenia, że książka zamiast
znaleźć się na indeksie ksiąg potępionych przez autorytety, zdobywa
uznanie wśród czytelników i jest w czołówkach najlepiej sprzedających
się pozycji:

To, że ta książka została wyprodukowana i nie znalazła potępienia wśród tych, którzy to powinni zrobić...

- rozpoczął dziennikarz TVP, któremu przerwał Jacek Żakowski.

...że się ukazała, że odkrywa ważną rolę... To jest takie amerykańskie. W Europie takiej polityki nie ma.

- stwierdził dziennikarz "Polityki", który swoją prywatną wojnę wydawcom książki już wytoczył.

CZYTAJ TAKŻE:
Jacek Żakowski pozywa wydawcę książki "Resortowe dzieci". Dziennikarz
żąda zmiany okładki, przeprosin i 20 tys. złotych odszkodowania

Nie masz jednak gorliwszego zucha w takich dyskusjach niż Tomasz Lis.

To nie jest amerykańskie! Gdybyśmy powiedzieli, że prawica staje się
zakładnikiem ekstremalnej części amerykańskiej prawicy i że w Polsce
jest podobnie, to zgodziłbym się. Lustrowanie amerykańskich
polityków czy dziennikarzy w pale się nie mieści! To wyprawiają żule z
prawicowego lumpeksu jest w okolicach mainstreamu! To jest mainstream!

- pieklił się Lis.

A Żakowski poszedł dalej, zestawiając autorów "Resortowych dzieci" z... Leszkiem Balcerowiczem. Odlot?

Dla mnie najbardziej bulwersująca książka tej jesieni to
"Lewicowy faszyzm" Leszka Balcerowicza [gwoli ścisłości, książkę tę
napisał Jonah Goldberg, a Leszek Balcerowicz opatrzył wstępem jej
polskie wydanie - red.]. To to samo co książka 'Resortowe Dzieci". Całą
liberalną tradycję przypisuje się do faszyzmu! Można nas pomawiać o
komunizm, ale o faszyzm?!

- złościł się publicysta.

Po czym dyskusję subtelnie zmieniono. A tutaj już przeraźliwa nuda: straszenie Kościołem katolickim w Polsce.

Amerykanie nie mają jednego dominującego Kościoła - ich szczęście -
my mamy ze wszystkimi tego bardzo złymi konsekwencjami... To co
wygadywali niektórzy biskupi, nawet nie byli w stanie odpuścić w święta!

- irytował się Lis.

Ordyński wtórował:

Biskupi doprowadzili do tego, że wyznaniem wiary jest u nas to, że
wierzysz w zamach smoleński, a nie w zmartwychwstanie Chrystusa. (...)
Czy słyszałeś ze strony jakiegokolwiek hierarchy potępienie tych kłamstw
smoleńskich? Czy ktoś powiedział: grzeszycie, kłamiecie, tańczycie na
grobach?! Nikt! Ani razu!

- niemal krzyczał, zagłuszając płynność przekazu.

Kto zatem spodziewał się poświątecznego wrzucenia na niższy bieg - zero złudzeń. Lis z ekipą od rana na posterunku.

http://wpolityce.pl/artykuly/70380-poswiateczne-nerwy-tomasza-lisa-lustr...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

24. Prof. Rafał Broda w komentarzu do Janiny Janowskiej

Cytuję wypowiedź prof. Brody, bo wydaje mi się bardzo symptomatyczna:

Prof. Rafał Broda:

Wielokrotnie Panią krytykowałem, ale muszę uznać, że Pani naiwność nie jest udawana. Jest chyba prawdziwa, bo ten prysznic krytyki nie spływa po Pani bez śladu i stara się Pani wyłowić w nim jakieś racje. Może więc zwrócę uwagę na trochę inny aspekt tej wymiany.
Wypisała Pani 8 punktów, które pewnie nie wyczerpują tematu, ale rysują pewną zbieżność ocen. Rzecz w tym, że to co Pani zdaje się teraz zrozumiała, dla większości Pani adwersarzy było już całkowicie klarowne w 1992 roku. Obalenie rządu J.Olszewskiego i to co później nastąpiło, dla wielu ludzi było początkiem gry w otwarte karty. Tutaj już te najważniejsze dylematy, kto jest kim i komu o co chodzi w tej grze o Polskę, stały się jasne.
Powinna więc Pani zadać sobie pytanie: dlaczego Pani, tak słabo rozumiejąca prowadzoną grę, tak szczera, ale jednocześnie naiwna, dlaczego właśnie Pani należała do owej starannie dobranej i nielicznej zresztą grupy, która uczestniczyła przez długie lata w telewizyjnych debatach, rozmowach i w całej tej oprawie medialnej służącej jako osłona przed prawdą?
Brutalną odpowiedzią, bo patrząc na skutki odpowiedź musi być brutalna, jest prosta prawda: Pani naiwność była bardzo pożyteczna. Oni potrzebowali uczestnictwa takich ludzi, którzy w sposób naturalny, pełen zaufania i wiary w szlachetne intencje innych, pomogą im prowadzić grę.
Można zapytać, a kim są "oni"? To coraz łatwiej definiowalna grupa ludzi, bo faktów nazbierało się sporo i w tak długim czasie było wiele okoliczności uwalniających chwile prawdy. Przeszłość z archiwów to tylko wytłumaczenie genezy i motywacji dzisiejszych czynów, bo dla oceny te czyny są najważniejsze. Resortowe dzieci to zaledwie drobne elementy "onych".

http://janinajankowska.salon24.pl/557323,do-kazimierza-woycickiego-ws-re...

ps.: możnaby uznać, że prof. Broda sam wykazuje sie naiwnością, posądzając panią redaktor o tę opisaną przypadłość. Jednak, na szczęście, kolejna jego odpowiedż oznacza, że w naiwność pani Jankowskiej uwierzył tylko wstępnie i hipotetycznie:

Prof. Rafał Broda:

Wczytałem się w sens tego, co Pani napisała i zrozumiałem, że w tych ośmiu punktach przytoczyła Pani pewne okoliczności, z których istnienia nie zdawała sobie wcześniej sprawy i dopiero teraz je sobie uświadomiła.
Pani reakcja wskazuje, że się pomyliłem i nazbyt przyjaźnie oceniłem Pani postawę. Można powiedzieć, że czegoś nie doczytałem, ale nie mogłem przecież doczytać tego, co dopiero teraz Pani napisała.
Co gorsza Pani nie czuje się zawstydzona, jest wręcz upewniona w swojej racji, a nawet zapowiada, że coś do nich (także do mnie) musi jeszcze kiedyś dotrzeć.
W tej sytuacji myślę, że Pani niewiele różni się od Wóycickiego i sądzę, że Pani wcześniejszy pomysł wycofania się z S24 był bardzo dobry i powinien objąć całą przestrzeń publiczną. Uwolnijcie nas wreszcie od siebie.
 
 (podkr. kazef)

avatar użytkownika Maryla

25. Historyk otrzymał tytuł Człowieka Wolności roku 2013.

Prof. Szwagrzyk odniósł się również do problemu wpływu i znaczenia komunistów w rzeczywistości III RP:

Tamte korzenie i dziś mają znaczenie, kariery tam zaczęte nadal przynoszą korzyści wielu środowiskom i rodzinom. (...) Jako historyk mogę stwierdzić, że bez wątpienia prawda o tym, czym był komunizm, jest dla wielu i dzisiaj niewygodna. Są ludzie, którzy nie chcą pamiętać, że funkcjonariusze tego systemu długie lata po wojnie dokonywali masowych mordów na elitach, których ciała grzebano pod cmentarnym murem, starając się zatrzeć wszelkie ślady pochówku, bojąc się legendy tych ludzi, pamięci o nich. Każdy z nich musi mieć swój grób, z włas- nym imieniem i nazwiskiem. I będą je mieli. To nasz polski obowiązek – pochować ich z honorami, na które zasłużyli

http://wpolityce.pl/artykuly/70435-prof-szwagrzyk-we-wsieci-prawda-o-tym...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Unicorn

26. "Dlaczego nie odezwie się

"Dlaczego nie odezwie się nikt z ich znajomych, kolegów ze szkoły, z podwórka, z pracy, którzy by coś ciekawego dodali, zapamiętali. Przecież internet jest anonimowy, można napisać co się pamięta z przeszłości. Mimo to takich wpisów i komentarzy nie ma. Nie tylko tu - na blogmediach.
Bo ludzie się boją? Bo wiedzą, że im coś grozi? Bo lepiej udawać, że się nie znało tych opisanych? Lepiej nawet przed własnymi dziećmi się nie przyznawać, żeby czegoś w szkole nie chlapnęły? Bo ci ludzie w każdej chwili mogą zaszkodzić?"
Ależ oni się odzywają, głównie we własnym gronie :) Lub podczas dyskusji rodzinnych. Możliwe także, że jak w sprawie Wałęsy dochodzą do wniosku, iż lepiej cicho siedzieć niż się wychylać. Inny powód także jest banalny ale prawdziwy - ludzie zapominają, zajęci życiem, dziećmi, kasą nie zadają sobie trudu żeby myśleć. Wbrew pozorom spora część ludzi po prostu ma gdzieś politykę i stara się omijać z daleka, stąd popularność klaunów medialnych i wydmuszek w stylu PO (ktoś kto nie siedzi na bieżąco łatwiej daje się manipulować). Osobiście mam za złe takim ludziom (tak jak i w sprawie Wałęsy: wszyscy wiedzieli ale woleli w imię "etosu" nie wywlekać brudów a po latach trupy wypadły z szafy), że milczą bo legitymizują poniekąd poczynania tych oficerów frontu ideologicznego i sługusów władzy.
Niestety nie mogę pomóc w kontaktach bo moje jedyne epizody z luminarzami obecnego śmiecia ludzkiego zwanego dla niepoznaki dziennikarzami ograniczały się do grzecznych wyprosin z lokalu i prośby o nie nagrywanie rozmów :>

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika gość z drogi

27. resortowe dzieci płaczą i cierpią :)))

a ja się cieszę,że doczekałam chwili,gdy to co dla mnie było oczywiste,staje się
Oczywistą ...Oczywistością... :)
szukam książki ,ale jak na razie bezskutecznie :) ale dam radę,jutro jade do EMPIKu ,w samym środku Czerwonego Zagłębia :) liczę ,że się nie zawiodę :)))
pozdrowienia :)

gość z drogi

avatar użytkownika Dominik

28. czy ktoś ich przebije w bezczelności?

Aż chciałoby się zawołać: Mordki wy wszystkie, moje.

tede
avatar użytkownika gość z drogi

29. @Dominiku pytasz,czy ktoś ich przebije?

a jest to pytanie za milion pktów...nie ,nie przebiliśmy w cyniżmie,zakłamaniu i szkodzeniu Polsce...i tym się z nimi różnimy...czy dobrze,że ta książka się ukazała? Bardzo dobrze...ponieważ mamy społeczeństwo obrazkowe...
Zakowski na okładce to obrazek,który za tysiąc słów wystarczy.
znajomy leming ,gdy mówiłam mu od lat ,kto nie służy Polsce...nigdy nie przyznał mi racji,ale gdy spojrzał na okładkę,zobaczyłam strach w jego oczach...i namacalną wręcz myśl a ja ?czyli on...leming zużyty i niepotrzebny juz nawet lemingom.?..co un ma na sumieniu,że tak ich bronił ?

resortowe dzieci ,staliniątka i im podobni klubowi "klienci" i tak mają się lepiej od nas...ale wstyd pozostaje...
rody.klany i czerwona pajęczyna ,ot spuścizna po Ruskich wciąż żywa i ma się dobrze,więc zepsujmy ich te dobre humory...
serdeczne pozdrowienia Niedzielne

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

30. szanowny @Kazef

"tego obnażania nigdy dosyć. Trzeba stale pisać i przypominać o ich rodowodzie."
Tak, przypominać i to wciąż od nowa....
a ja tak przy okazji przypominania,,,to sobie właśnie przypomniałam...:) i mam pytanie,Kto pamieta kiedy i po co latał samolotem za nasze pieniądze żakowski...do Londynu ?
i nie jest to pytanie z przeszłości ,lecz nie tak dawnej terażniejszości ....
pozdrowienia :)

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

31. @gość z drogi

a latał, z resortową ciotką Paradowską, do Kulczyka, co bał się wrócić do Polski i miał sie leczyć w pokoju hotelowym :)
Dzisiaj Kulczyk rządzi, Loża minus 5 przejęła wszystko, nawet Krauze musiał zwinąć biznes.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

32. Premiera książki "Resortowe Dzieci - MEDIA" w klubie Hybrydy TV

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

33. Rola dzieci i wnuków stalinistów w odradzaniu się stalinizmu w P

Rola dzieci i wnuków stalinistów w odradzaniu się stalinizmu w Polsce

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

34. szanowna pani prezes,ad rem lotu do Londynu

był tak bezczelny ,ze razem z ciotką parandowską latali za moje i pani pieniądze,czyli za pieniądze podatników,a dzisiaj chce oskarżać Wydawnictwo,które miało odwagę wydać książkę o ich życiorysach...i o powiązaniach...ot klany,klaniątka itd...
ja osobiście czekam na staliniątka...
pozdrowienia nocne :)

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

35. staliniątka rezonują faszyzmem :)



Publicyści o "Resortowych dzieciach": Prześladować za grzechy rodziców? To faszystowsko-komunistyczna metoda

Dominika Wielowieyska i Wojciech Maziarski
trzymają kciuki za Jacka Żakowskiego, który pozwał wydawnictwo "Fronda"
za umieszczenie swojego zdjęcia na okładce książki "Resortowe dzieci".
Wg dziennikarki "GW" publikacja to "głupawy atak, przygotowany przez
dziennikarzy wątpliwej proweniencji zawodowej". Mocniejszych słów użył w
TOK FM Maziarski. - To faszystowsko-komunistyczna metoda, by
prześladować ludzi za grzechy rodziców -
powiedział.

Według Dominiki Wielowieyskiej słynna już
książka "Resortowe dzieci" to de facto lustracja rodzin bohaterów
publikacji. - To jakiś rodzaj patologii, który opanował część naszego
dziennikarstwa. Głupawy atak, przygotowany przez dziennikarzy wątpliwej
proweniencji zawodowej - oceniała dziennikarka "Gazety Wyborczej" w
"Poranka Radia TOK FM"
.
(..)
Do tych, którzy słynnej książki nie przeczytali w całości, należy także
Paweł Lisicki. Redaktora naczelnego tygodnika "Do Rzeczy" zaliczyć też
można do grupy, która publikacją się nie zachwyca. Choć, jak mówił w TOK
FM, są tam wątki warte uwagi.

Podstawowy zarzut, jaki
postawił Lisicki, to zaangażowanie polityczne autorów. - Do jednego
worka wrzuca się ludzi, którzy sami byli tajnymi współpracownikami, i
tych, których rodzice,
dziadkowie na różne sposoby dawnemu systemowi służyli. Kategoria
"służyli" jest bardzo pojemna, bo mieści się w niej ten, kto po prostu
był członkiem PZPR, ale też osoba, która była agentem, oficerem SB. W
książce nie znajdują się osoby, którym można byłoby postawić podobne
zarzuty, jeśli z punktu widzenia autorów znajdują się po właściwej
stronie sporu politycznego - po stronie PiS.

Zdaniem
Lisickiego przykładem intencji autorów "Resortowych dzieci" jest sposób
opisania Marcina Mellera. - Znam go z czasów studiów. Był wtedy bardzo
radykalnym działaczem antykomunistycznym. Bardziej radykalnym niż ja. A w
tej książce pokazany jest wyłącznie przez pryzmat swojego ojca. A
Stefan Meller też został przedstawiony wyłącznie z perspektywy tego, co
robił jego ojciec, czyli dziadek Marcina Mellera. Moim zdaniem to
przykład nadużycia - ocenił.

Nie wszystko warte potępienia


Ale Paweł Lisicki widzi też zalety. Bo, jak tłumaczył w "Poranku
Radia TOK FM", książka wydana przez "Frondę" pokazuje, jak "niektóre
środowiska były w dużym stopniu opanowane przez byłych agentów". - To
wskazuje, niestety, na uwikłanie dużej części naszego środowiska w dawny
system.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

36. Wiedzieliśmy o nich już przed Smoleńskiem, już zanim urządzili

nagonkę na Kaczyńskich, zanim ... długo by wymieniać.

Co do całej reszty zgoda. 
-------------
 Piotr Lisiewicz o "resortowych dzieciach"  

Resortowe i smoleńskie

Dodano: 30.12.2013 [08:27]
Resortowe i smoleńskie - niezalezna.pl
foto: arch. GP

No więc wyrzućmy to z siebie wreszcie: medialna operacja „Smoleńsk” nie byłaby możliwa, gdyby nie „resortowe dzieci” na czele mediów. Wiem, że dziennikarze bywają przekupni. Ale jednak… Mimo wszystko…

Zastanawiałem się wiele razy, czy moi koledzy z dziennikarskich studiów byliby zdolni do tego, by tuszować mord na prezydencie, kpić z rodzin ofiar, robić świrów z naukowców, bagatelizować – piszemy o tym dziś – odnalezienie materiałów wybuchowych… Cóż, niektórzy z nich jakoś brali w tym udział, ale jednak do świadomego pokierowania taką medialną kampanią, do stworzenia zdolnej do tego grupy trzeba było czegoś więcej. To sprostytuowanie dziennikarstwa nie byłoby możliwe, gdyby na jego czele nie stała wpływowa grupa wychowanków tych od łamania kości, utonięć księży czy wysługiwania się Moskwie. Nie uogólniam, nie twierdzę, że dotyczy to wszystkich opisanych w książce. Chodzi o tych wychowanych w domu w pogardzie dla tradycji niepodległościowej, księży, buntujących się „roboli”. W podziwie dla przemocy, w rechocie z jej ofiar. To Smoleńsk spowodował, że niektóre „dzieci” pokazały ubecką twarz. A nieuchronnym tego skutkiem jest koniec tematu tabu, jakim są ich wpływy.

avatar użytkownika gość z drogi

37. Szanowny @Kazef :)

wiedzieliśmy,ba znaliśmy te resortowe działania
ale i TAK zrobiliśmy Solidarność,czyli kolejny przystanek do Wolności..:)
"Resortowe dzieci "
to najlepszy podarunek dla Nas i dla tych,którym wszystko jedno...niech wiedzą..kto jest kto...i dlaczego jest tak jak jest...:)
z serdecznymi pozdrowieniami z końca starego Roku...
Niech Nowy przyniesie nam Nadzieję na dalsze odbrązawianie resortu i jego dzieci....
zdrowia,zdrowia i super nowych wpisów :)
PS panPiotr Lisiewicz to jedna z moich ukochanych Postaci życia codziennego...:)

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

38. poświęcony małżeństwu Hanny i Tomasza Lisów.

Książka „Resortowe dzieci. Media” autorstwa Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza, a wydana przez Frondę, okazała się w mijającym roku hitem na rynku wydawniczym. Na specjalne życzenie naszych Czytelników publikujemy fragment tej pasjonującej lektury poświęcony małżeństwu Hanny i Tomasza Lisów.

***

4 czerwca 1992 roku. W Sejmie od rana kłębi się tłum dziennikarzy. Od kilku dni trwa antylustracyjna histeria wywołana uchwałą zobowiązującą ministra spraw wewnętrznych do podania pełnej informacji na temat urzędników państwowych od szczebla wojewody wzwyż, a także posłów, senatorów, adwokatów i sędziów, będących współpracownikami Służby Bezpieczeństwa w latach 1945–1990. Rano Antoni Macierewicz, minister spraw wewnętrznych, przekazuje w zaklejonych kopertach tajny wykaz osób – posłów, senatorów i urzędników państwowych, którzy w dokumentach figurują jako tajni współpracownicy SB. Koperty trafiają do szefów klubów parlamentarnych i kół poselskich, marszałków Sejmu i Senatu, prezesa Sądu Najwyższego, prezesa Trybunału Konstytucyjnego, premiera i prezydenta. Ubrany w białą koszulę i czerwony krawat młody mężczyzna przypominający działacza Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej nerwowo rozmawia z posłem KLD Andrzejem Zarębskim. Tym młodym człowiekiem jest Tomasz Lis, wschodząca gwiazda „Wiadomości” TVP. Po schodach wchodzi prezydent Lech Wałęsa. Lis mówi do dziennikarzy: „Trzeba było krzyknąć: Prezydencie, Polska z tobą”. Zaaferowany Lis opowiada, że budzi się rano, odsłania okno. „Słyszę śmigłowce, przejeżdżające ciężarówki. Mówię, o k...wa, zaczęło się”.

Sceny z filmu „Nocna zmiana” pokazały kondycję telewizji publicznej początku lat 90. i dziennikarzy pracujących w „nowych” mediach.

Olejnik [Monika – aut.] szybko staje się też duszą towarzystwa przy tzw. sejmowym stoliku, gdzie Lis z TVP, Barbara Górska z radia Zet, Maria Bnińska z «Głosu Ameryki» byli wzorem do naśladowania dla dziennikarskiej młodzieży. Tu decydowano, z kogo w sejmie należy kpić, a kogo traktować z nabożnym szacunkiem.

(…)

Fox TV

Tak została nazwana telewizja publiczna po ponownym przyjściu do niej Tomasza Lisa i jego żony Hanny Lis.

Po upadku rządu Jana Olszewskiego zawieszony zostaje „Reflex” – jeden z najlepszych w historii TVP programów politycznych (po paru miesiącach program zostanie ostatecznie zlikwidowany). Pracujący w „Wiadomościach” dziennikarze o konserwatywnych poglądach są całkowicie marginalizowani, na skutek czego część z nich rezygnuje z pracy w TVP. W tym samym czasie kariera Tomasza Lisa rozwija się błyskawicznie – jest gwiazdą numer jeden „Wiadomości”, ówczesnego monopolisty informacyjnego, a w 1994 roku wyjeżdża do USA jako korespondent TVP. Po trzech latach rozstaje się z telewizją publiczną w atmosferze konfliktu i bardzo szybko znajduje pracę w TVN – wówczas siermiężnej, niszowej stacji. Jako współtwórca „Faktów” Tomasz Lis ma ambicję, by zdetronizować „Wiadomości”, ale to się nie udaje. W 2004 roku, gdy TVN ma już mocną pozycję na rynku, Lis popada w konflikt z szefami stacji i kontrakt z nim zostaje rozwiązany.

„To był konflikt z człowiekiem chorobliwie ambitnym i egocentrycznym” – tak o Tomaszu Lisie mówi współwłaściciel TVN Mariusz Walter w wywiadzie dla „Przekroju”. Wywiad przeprowadza Piotr Najsztub, który obecnie pracuje dla „Wprost”. Prawie rok po odejściu z TVN Tomasz Lis zostaje członkiem zarządu i dyrektorem programowym Polsatu, prowadzi też autorski program „Co z tą Polską”. Ze stacją Zygmunta Solorza, także w atmosferze konfliktu, Tomasz Lis rozstaje się w 2007 roku. Kilka miesięcy później pomaga mu ówczesny prezes TVP Andrzej Urbański – Lis dostaje własny program w godzinach najlepszej oglądalności: „Tomasz Lis na żywo”. W środowisku dziennikarzy krążyła wówczas anegdota, jak Urbański tłumaczył się kolegom z „prawej strony”. Pytany, dlaczego to zrobił, Andrzej miał mówić: „Wiecie, Tomek ma kredyt, bo kupił dom w Konstancinie i jeszcze płaci alimenty” – opowiada jeden ze znajomych Andrzeja Urbańskiego.

Przez dłuższy czas wysokość kontraktu, jaki TVP zawarła z Tomaszem Lisem, pozostawała tajemnicą. W marcu 2012 roku „Gazeta Polska”, która dotarła do dokumentów finansowych TVP, ujawniła, że za odcinek programu „Tomasz Lis na żywo” firmie Lisa Deadline Productions wypłacano ponad 92 tys. zł brutto, dodatkowe honorarium tylko dla publicysty wynosiło 20 tys. zł, a na ponad drugie tyle opiewały koszty producenckie, co w sumie dawało blisko 300 tys. zł z państwowych pieniędzy.

W maju 2010 roku Tomasz Lis został redaktorem naczelnym „Wprost” – wcześniej spekulowano, że ma zastąpić Adama Michnika w fotelu redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”. Tak się nie stało i póki co Tomaszowi Lisowi pozostaje stałe komentowanie wydarzeń w piątkowych porankach TOK FM, radiu należącym do Agory, w programie prowadzonym przez Jacka Żakowskiego. Przez 20 lat Trzeciej RP można było zaobserwować krystalizowanie się poglądów Lisa, z których przebija autentyczna nienawiść do konserwatyzmu pod wszelką postacią.

Dlaczego Tomasz Lis tak nienawidzi prawicy? Być może wynika to z jego rodzinnych uwarunkowań i osobistych doświadczeń. Tomasz Lis – syn prominentnego działacza PZPR-u, dyrektora Stacji Hodowli Zwierząt, jest – jak wynika z dokumentów IPN-u – najbliższym krewnym jednego z tajnych współpracowników Wojskowej Służby Wewnętrznej. Przez lata w środowisku dziennikarskim krążyła informacja, że ojciec Tomasza Lisa był żołnierzem Ludowego Wojska Polskiego. Błąd najprawdopodobniej wziął się stąd, że żołnierzem LWP był stryj Tomasza Lisa, Włodzimierz Lis, który według znajdujących się w IPN dokumentów komunistycznej bezpieki został zarejestrowany jako tajny współpracownik wojskowej bezpieki – Wojskowej Służby Wewnętrznej o pseudonimie „Klosz”.

Tomasz Lis w latach 80. w ramach praktyk studenckich był w NRD na Uniwersytecie im. Karola Marksa w Lipsku. Tam u „przyjaciół” poznawał tajniki dziennikarstwa i nauk politycznych. Lis jako dziennikarz debiutował w listopadzie 1984 roku w dziale miejskim „Sztandaru Młodych” tekstem o skomplikowanej sytuacji warszawskich barów mlecznych.

Nie krył, że od małego ubóstwiał „Dziennik Telewizyjny”. „Kochałem Dziennik Telewizyjny” – napisał Lis. „Brzmi to dziś bardziej jak deklaracja polityczna niż deklaracja preferencji widza. Ale nic na to nie poradzę” – dodawał.

Już w wieku 7 lat nie podarował sobie „Dziennika Telewizyjnego” nawet na wczasach w Dziwnówku – maszerował do sali telewizyjnej o 19.30. Wpatrzony był w Andrzeja Kozerę, Wojciecha Zymsa czy Karola Małcużyńskiego.

Lis opisał w swojej książce, jak Sławomir Zieliński miał zakazać mówienia na antenie w czasie papieskiej pielgrzymki: „Ojciec Święty”.

Prawdę mówiąc, w późniejszych latach też tego zakazywałem, choć z zupełnie innych względów. Uważałem po prostu, że możemy kochać papieża, ale mówiąc «Ojciec Święty» manifestujemy, że jesteśmy członkami religijnej wspólnoty, wychodzimy więc z roli dziennikarzy.

Tomasz Lis serwuje nam dziennikarstwo, które do złudzenia przypomina zamierzchłe czasy PRL. Nie dziwi więc „ugrzeczniony” wywiad Lisa przeprowadzony pół roku po katastrofie smoleńskiej z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem w jego podmoskiewskiej rezydencji.

Sześć dni przed wyborami parlamentarnymi w 2011 roku Lis zaprosił lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego. To, że w czasie rządów PiS nastąpił wzrost gospodarczy, Lis skwitował stwierdzeniem, że to zasługa poprzedników.

„Nie używam przymiotników, podaję liczby” – odrzucił zarzut stronniczości skierowany przez prezesa PiS. A chwilę później atakował Kaczyńskiego: „Mówi pan o ubogich ludziach w Polsce, których jest bardzo wielu, ale jak był pan premierem, troszczył się pan głównie o bogatych”.

Upomniał też publiczność, która klaskała liderowi PiS. Uznał, że klaszcząc zagłusza wypowiedzi.

„Ja muszę odwołać się do interesu widzów, a nie tylko państwa” – mówił.

„Pan obrażał Ślązaków. Czy śląskość to zakamuflowana opcja niemiecka?” – oburzał się redaktor, choć prezes PiS wyjaśnił, że to cytat mówiący o RAŚ, a nie o Ślązakach.

„Dlaczego pan mówi o Donaldzie Tusku «ten pan», a nie «premier»?” – dociekał Lis.

Natomiast w grudniu 2011 roku, gdy gościem był premier Donald Tusk:

„Kryzys gospodarczy, rząd Tuska wprowadza reformy. Polacy mają obawy, ale miliony Polaków czekają na nadchodzący rok z pewną nadzieją” – zaczął Lis.

Po powołaniu rządu Tuska w 2011 roku Lis rozpoczął rozmowę z ministrem Michałem Bonim: „Jak się słuchało exposé premiera, to widać było w premierze i w tym, co mówił, troskę, żeby cięcia, które będą, nie bolały”.

Do TVP razem z mężem wróciła Hanna Lis, córka Waldemara i Aleksandry Kedajów, którzy znaleźli się na liście Stefana Kisielewskiego „Kisiela” opublikowanej w 1984 roku i obejmującej najgorliwszych dziennikarzy reżimowych PRL-u.

Waldemar Kedaj w czasach PRL udzielał się jako korespondent PAP skierowany tam przez Zarząd Główny ZMS. W roku 1974, przed oddelegowaniem na korespondenta PAP w Rzymie, Kedaj został zarejestrowany przez wywiad SB jako kontakt operacyjny „Mento”. Udał się do Rzymu wraz z żoną i córką Hanną. Nie był opłacany, ale refundowano mu koszty wynikające z realizacji zadań nałożonych przez SB. „Mento” przekazał 31 donosów, z czego wykorzystano 25. Bezpieka za jego udziałem powiększała wiedzę o kulisach rozmów Stolicy Apostolskiej z władzami PRL i o tym, co dzieje się na bieżąco w Watykanie. Po zakończeniu przez „Mento” pracy w Rzymie SB pozytywnie podsumowała współpracę z nim. W 1980 roku złożono jego sprawę do archiwum MSW. Kedaj, członek egzekutywy PZPR w PAP, był również korespondentem agencji w Hanoi. Matka prezenterki Aleksandra Kedaj była korespondentką „Życia Warszawy”, a dziadkiem Stanisław Stampf’l – dziennikarz Polskiego Radia, współtwórca słuchowiska „Matysiakowie”.

Hanna Lis, primo voto Smoktunowicz, zadebiutowała na antenie TVP w 1992 roku. O jej „fachowości” krążą legendy w świecie mediów. Gdy pracowała w „Teleexpressie”, do harmonogramu planowanych tematów wpisano nazwisko: „Kutschera”, co zapowiadało materiał z okazji rocznicy zastrzelenia kata Warszawy Franza Kutschery.

Lis biegała po newsroomie, gorączkowo pytając: «Kim jest ten Kutscher? Kto to jest Kutscher?»

– ujawniła dziennikarka Luiza Zalewska, która opisała też inną anegdotę. Gdy Lis pracowała w Polsacie, zdawała relację na żywo z Watykanu. Wielojęzyczne rzesze pielgrzymów, które przybyły do Stolicy Apostolskiej, skojarzyły się jej z wieżą Babilon, zamiast z wieżą Babel.

Hanna Lis po przyjęciu do programu „Wiadomości” w 2008 roku zaledwie po trzech dniach została odsunięta od dalszego ich prowadzenia. Odmawiała udziału w programie ze względu na materiał o zaniechanej reprywatyzacji rządu. Według niej miał być stronniczo nieprzychylny wobec ekipy Donalda Tuska. Z kolei do innego materiału w „Wiadomościach” dodała swoją zapowiedź zmieniając całkowicie wydźwięk informacji dotyczącej przeszłości Lecha Wałęsy na tle jego kontaktów z SB78. Manipulacja dotycząca materiałów IPN polegała na wygłoszeniu przez Lis w programie zapowiedzi, iż „dokument znaleziony w archiwum mówi o niewinności Lecha Wałęsy”, podczas gdy przez historyków interpretowany był inaczej. Dziennikarka dodała także, że jeszcze trudniej będzie wobec tego wykazać agenturalną przeszłość byłego lidera „Solidarności”. Za to zachowanie zawieszono ją w obowiązkach. Wyrzucono ją z TVP jednak za co innego. Bez wiedzy kierownictwa TVP w materiale o raporcie Instytutu Spraw Publicznych na temat europosłów przychylnym Platformie Obywatelskiej Lis pominęła informację, że szefową Instytutu jest Lena Kolarska-Bobińska, która jest kandydatką PO do europarlamentu. Władze TVP uznały, że Lis dopuściła się „poważnego naruszenia zasad rzetelności dziennikarskiej oraz współpracy”.

Również w atmosferze skandalu Lis opuszczała wcześniej telewizję Polsat. Gdy w 2007 roku odsunięto od kierowania programem „Wydarzenia” jej męża Tomasza Lisa, odeszła ze stacji wraz z nim atakując PiS. Głosiła opinię, iż decyzja prezesa Solorza była wyłącznie efektem nacisków ze strony PiS, do których rzekomo dochodziło od momentu wygrania wyborów przez tę partię.

W 2007 roku, gdy trwały rządy Prawa i Sprawiedliwości, dziennikarka Hanna Lis opowiadała w wywiadzie dla „Gali”, jak bardzo źle się wówczas czuła w Polsce:

Jestem zasmucona, kiedy słyszę premiera, który mówi, że jeśli opozycja wygra wybory, to będziemy mieli powtórkę z 13 grudnia. Jestem przerażona, gdy Jarosław Kaczyński oznajmia, iż nie rozumie decyzji niezawisłego sądu o wypuszczeniu na wolność doktora G., i zaraz potem dodaje, że prawo nie powinno przeszkadzać w działaniu. […] Jeśli takie są standardy Czwartej RP, to ja poproszę o Piątą.

Hanna Lis po raz kolejny powróciła do TVP w roku 2012. Władze telewizji publicznej, mimo szalejącego kryzysu i kłopotów finansowych, podpisały z nią kontrakt na kilka programów: w maju 2012 została prowadzącą „Panoramę” w TVP 2, a we wrześniu 2012 – programu „Kobiecy punkt widzenia”. Rok później, we wrześniu 2013 roku, została prowadzącą „Panoramę dnia” w TVP Info. Media pisały o gwiazdorskim kontrakcie zawartym z Hanną Lis – tego „zaszczytu” dostępują nieliczni – m.in. prezenterka „Wiadomości” Dorota Wysocka-Schnepf, żona Ryszarda Schnepfa, polityka Platformy Obywatelskiej i współpracownika Radosława Sikorskiego, czy też Barbara Czajkowska, bliska znajoma prezesa TVP Juliusza Brauna, która po objęciu przez Brauna prezesury zaczęła prowadzić w TVP Info autorski program „Kod dostępu”.

http://wpolityce.pl/artykuly/70691-dlaczego-tomasz-lis-tak-nienawidzi-pr...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

39. Zakowski chciał zakrycia facjaty, teraz Lis :)))

Tomasz Lis pozywa "wSieci" Karnowskich. Chce 250 tys. zł na Caritas i przeprosin za Goebbelsa

Lis będzie także domagał się przeprosin we wszystkich miejscach, w których pokazano, bądź opisano okładkę tygodnika "wSieci".



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

40. @Maryla

Dla Karnowskich to dobra wiadomość. Mają darmową reklamę - kolejną.

avatar użytkownika Maryla

41. @kazef

masz rację. Prawo i lewo zajmuje się tylko sobą, reklamując wzajemnie, a głupi sie cieszy :)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Unicorn

42. Towarzysz Stalin mawiał, że

Towarzysz Stalin mawiał, że dzieci nie mogą odpowiadać za winy rodziców i...prześladował rodziny. Czyżby twórcze nawiązanie do klasyka naszych mediastów? :) Można zmienić ubranie, fryzurę a nawet styl pisania ale stare nawyki zostają (wyniesione z domu).

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika Maryla

43. 6. Pielgrzymka Kibiców na

Pielgrzymka Kibiców na Jasną Górę: "Sierpem i młotem czerwoną hołotę" [ZDJĘCIA]

6. Pielgrzymka Kibiców na Jasną Górę

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

44. RESORCIAKI DOSTANĄ PIANY :)kolejne 40 tyś w lud...

(..)W drugim okładkowym artykule Andrzej Rafał Potocki analizuje:

Podstawową zaletą opracowania „Resortowe dzieci” jest pokazanie skali zjawiska przechwycenia mediów przez byłą nomenklaturę i jej następne generacje.

Publicysta przypomina, że w w PRL z MSW było związanych ok. 100 tys. osób.

W przytłaczającej większości byli to ludzie z przetrąconymi kręgosłupami, wykonujący posłusznie polecenia partyjnych zwierzchników i zgodnie z panującą wówczas doktryną marksistowsko-leninowską wyznający pogląd bardziej zbliżony do internacjonalizmu niż przywiązania do wartości patriotycznych. Co ludzie o takim sposobie myślenia i postępowania mogli przekazać swoim dzieciom?

- pyta Potocki i w dużym skrócie przedstawia zawarte w książce informacje o najznamienitszych gwiazdach mediów III RP.

O rodzinnych powiązaniach z systemem PRL Jerzego Baczyńskiego, Hanny i Tomasza Lisów, Piotra Kraśki, Moniki Olejnik, Justyny Pochanke i wielu innych – czytaj w nowym wydaniu tygodnika w „Sieci”.

Książka, nad którą patronat objęły portal wPolityce.pl oraz tygodnik „wSieci” w nadchodzącym tygodniu znów pojawi się w księgarniach. Przygotowano dodruk w liczbie aż 40 tys. egzemplarzy.(..)

http://wpolityce.pl/artykuly/71122-strach-i-kontratak-resortowych-dzieci...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

45. wspólnota interesu ?

Resortowe dzieci prawicy
http://www.wprost.pl/ar/431501/Resortowe-dzieci-prawicy/
W książce „Resortowe dzieci” autorzy - Dorota Kania, Jerzy Targalski i Maciej Morosz postawili w najgorszym świetle wszystkich tych dziennikarzy, za którymi sami nie przepadają: od Jacka Żakowskiego po Monikę Olejnik. Teza, którą próbują udowodnić w książce jest dość przewrotna: zrobili kariery, bo albo sami służyli komunistom i esbekom, albo ich rodzice im się wysługiwali. To co, że jest to twierdzenie w wielu wypadkach mocno naciągane i trudne do udowodnienia. To nie ma znaczenia.
Liczy się to, że dzięki tej publikacji można opluskwić tych, którzy przez lata narazili się pisowcom lub ich wyznawcom. Takich jak redaktor Tomasz Sekielski, gwiazda TVN i TVP, który podpadł im kilka lat temu, bo pokazał tajne negocjacje Samoobrony z PiS. Dzięki filmowi, który pokazał w TVN, każdy mógł zobaczyć, że wiceprezes PiS Adam Lipiński gotów jest przekupić ludzi z Samoobrony rządowymi stanowiskami byle tylko wrócili do koalicji. Teraz dowiadujemy się, że Sekielski działał z premedytacją. Kania z kolegami dokopali się do wstrząsającej informacji, że ojciec redaktora Sekielskiego był nauczycielem języka rosyjskiego w Bydgoszczy. Sekielskiemu nie pomogłoby nawet to, że jego ojciec uczyłby węgierskiego i znał osobiście premiera Viktora Orbana, ulubieńca polskiej prawicy. Bo ma na sumieniu również to, że ujawnił, że według dokumentów IPN ekspert Antoniego Macierewicza Chris Cieszewski był zarejestrowany przez SB jako tajny współpracownik „Nil”. Gdyby ujawnił, że z SB współpracował, któryś z ekspertów z komisji Macieja Laska na pewno na prawicowych forach wychwalany byłby pod niebiosa i nikt by mu ojca rusycysty nie wypominał.

Tak jak nikt nie wypomina Antoniemu Zambrowskiemu ojca stalinisty, pobytu w Moskwie i radzieckiej szkoły podstawowej. Bo dla prawicowych lustratorów nie ma znaczenia, co kto robił wcześniej, ale co robi teraz. Gdyby Zambrowski pracował dziś w „TVN” czy „Polityce” pewnie wylądowałby na okładce „Resortowych dzieci” być może zamiast Adama Michnika. Przyznała to nawet sama autorka - Dorota Kania wyjaśniając, dlaczego w publikacji nie ma nic o Antonim Zambrowskim: - Bo on przeszedł na jasną stronę mocy – stwierdziła.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

46. Litości!

Autor cytowanego tekstu z "Wprost" Cezary Łazarewicz to medialny wyrobnik, godny pogardy - niczego więcej, znany tylko z jednego tekstu. Za paszkwil na ojca Lecha i Jarosława Kaczyńskich - Rajmunda Kaczyńskiego, w którym wyssał z palca wszystko co najgorsze na jego temat, dostał zasłużony tytuł "Hieny roku" od SDP. Odwołał się do sądu o naruszenie dóbr osobistych, ale sąd oddalił powództwo. Można więc w go świetle prawa nazywać hieną.

avatar użytkownika Maryla

47. Czerska w odcinkach :) Dominika Wielowieyska rżnie głupa

Olejnik wyjechała na Maltę, tata Kolendy-Zaleskiej koleguje się z senatorem PO, a Żakowskiego powołali kiedyś do wojska - takie to wstrząsające rewelacje zawiera śmiertelnie nudna cegła "Resortowe dzieci".
"Dlaczego media głównego nurtu mówią jednym głosem w sprawach lustracji i dekomunizacji, dlaczego zajmują dość jednolite stanowisko w konflikcie - sprawa polska a integracja europejska. Chodziło nam o ukazanie środowiska, w którym kształtowały się charaktery i które ułatwiało swoim dzieciom awans" - czytamy w książce "Resortowe dzieci" Doroty Kani i jej dwóch kolegów. I tak Polska upadła, bo w mediach dominują dziennikarze, których rodzice byli w PZPR, UB albo w SB.

Co ja mówię: nie tylko rodzice, ale także dziadkowie, pradziadkowie, wujkowie, ciotki, stryjowie i stryjenki, teściowie i teściowe itd.

To wiekopomne dzieło to w rzeczywistości nużąca wyliczanka, kto gdzie był i z kim jest spokrewniony. Masa szczegółów i szczególików przepisanych z akt paszportowych, z których nic nie wynika. Aż sama sobie współczuję, że musiałam przez to przebrnąć. Tym bardziej że niemal wszystko, co jest w tej książce, od dawna było wiadome.W jednej sprawie autorom nie można odmówić sprytu. Najpierw wyciągają jakieś zdanie Adama Michnika o liberalnej żydokomunie, a potem z dużą satysfakcją demaskują żydowskie pochodzenie wielu dziennikarzy, którzy zresztą swych korzeni nie kryją. Za rękę za antysemityzm złapać ich nie można, ale jest oczywiste, że sączą antysemicki jad.

Natomiast swoich ideowych kolegów, którzy co nieco wysługiwali się PRL-owskiej władzy, autorzy traktują ulgowo lub w ogóle ich nie tykają. Już nie wspomnę o lustracji rodziców i dziadków słusznych ideowo publicystów niepokornych: nazwisk nie będę wymieniać, bo nie chcę zniżać się do poziomu tych trojga mistrzów słowa.

Jeżeli ktoś się jednak uprze, by przejrzeć książkę, to może natknąć się na zabawne fragmenty. Otóż autorzy ze śmiertelną powagą twierdzą, że Tomasz Lis zrobił karierę, bo jego ojciec był w PZPR jako dyrektor Stacji Hodowli Zwierząt w Zielonej Górze. Najgorzej było z Katarzyną Kolendą-Zaleską, bo jej ojciec nigdzie nie był, ale to nie szkodzi. Wystarczy, że koleguje się z Bogdanem Klichem, senatorem PO.

A już Monika Olejnik to prawdziwie grzeszna istota: bywała na urodzinach Lecha Wałęsy i sfotografowała się z Hanną Gronkiewicz-Waltz! A w PRL pojechała na Maltę!Marcin Meller to także niezły gagatek: dziadek był przedwojennym komunistą, a ojciec ministrem spraw zagranicznych w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Autorzy zapomnieli wspomnieć, że był to rząd PiS.

Autorzy w pocie czoła szukali czegoś na Jacka Żakowskiego jako resortowego synka. Szukali, szukali, przewertowali setki akt w IPN i... nic. Ani tata, ani dziadek, ani ciocia, ani wujek. Bo Waldemarowi Kuczyńskiemu chociaż teścia wynaleźli. A Żakowski jedynie w latach 80. wyjechał za granicę, co Kania z kolegami usiłowała jakoś ładnie umaić. I na tym koniec. Trzeba było więc dobrze rozwinąć fragment o zbrodniach Żakowskiego po 1989 r., a główna zbrodnia to prześladowanie Bronisława Wildsteina.

Aż sama sobie współczuję, że musiałam przez to przebrnąć. Tym bardziej że niemal wszystko, co jest w tej książce, od dawna było wiadome

Dobra wiadomość dla nas wszystkich: z książki dowiadujemy się, że lustrowanie dziennikarzy będzie trwało. Mam nadzieję, że zostanie opisany bogaty zawodowy życiorys Doroty Kani, która swoją działalnością ustanowiła nowe standardy etyki dziennikarskiej. Chodzi o pożyczanie pieniędzy od teściowej Marka Dochnala w czasie, gdy dziennikarka pisała o tej sprawie . Nie zdzierżył tego nawet prawicowy publicysta Stanisław Janecki, który jako naczelny tygodnika "Wprost" postanowił się rozstać z Dorotą Kanią.

Ważna jest geneza tego dzieła. To wielkie kompleksy środowiska "niepokornych", jak sami siebie nazywają. Przez wiele lat mieli kłopoty ze stworzeniem czegoś trwałego w świecie mediów, bo nie potrafili, byli za mało twórczy i może za bardzo pazerni. Nie porobili karier tak jak oczerniani przez nich dziennikarze, więc swoją porażkę usiłują wytłumaczyć właśnie w taki oto prosty sposób: agenci i komuniści blokowali nam awans. To zapewnia im dobre samopoczucie.

Nie szkodzi, że część owych resortowych dzieci była za lustracją i dekomunizacją, że była krytyczna wobec władz III RP, jakiekolwiek by one były. Nie szkodzi, że wielu z "niepokornych" spokojnie zarabiało w tych mainstreamowych mediach i tworzyło najważniejsze dzienniki. Niepokorni powtarzają nieprawdziwą tezę, że jedna opcja zawłaszczyła na początku III RP rynek medialny. Tymczasem środowisko PC, a dziś PiS, dostało we władanie mający świetne perspektywy "Tygodnik Solidarność", a także "Express Wieczorny" (polecam artykuł Witolda Gadomskiego "PiS, najbogatsza partia w Polsce" z października 2007 r.). Zmarnowali tę szansę, więc ogłosili, że winni są agenci i komuniści.

To prawa strona dostała w prezencie państwowe pieniądze, by zbudować prawicową Telewizję Familijną. Niestety, rozpoczęto urzędowanie od rozdania sobie nawzajem wysokich apanaży. I tak roztrwoniono ten kapitał. Zabrakło jednego silnego właściciela, który jak Zygmunt Solorz nakazałby menedżerom w czasie rozkręcania interesu jeździć trabantami, a nie drogimi limuzynami.

Solorz też jest oczywiście w tej książce czarnym charakterem. Ten sam Solorz, który zatrudniał tabuny niepokornych, a teraz wziął na swój cyfrowy pokład telewizję Republika Bronisława Wildsteina. Tę samą, która promuje dzieło Doroty Kani i kolegów. Jak też oni się nie wstydzą kooperować z Solorzem! Niech no Kania ich porządnie zlustruje!
http://wyborcza.pl/politykaekstra/1,135764,15236226,Dobra_wiadomosc__lus...

Dorota Kania: Nie chodzi o antysemityzm, a NKWD i komunistów w najczystszej postaci
http://niezalezna.pl/50382-dorota-kania-nie-chodzi-o-antysemityzm-nkwd-i...
„Gazeta Wyborcza” sięga po zgraną nutę i oskarża autorów książki „Resortowe dzieci. Media” o antysemicki jad. - Tymczasem chodzi o system funkcjonujący w mediach głównego nurtu (lub jak mówi Monika Olejnik - mętnego nurtu) zajmują ludzie pochodzący wprost z Komunistycznej Partii Polski i komunistycznych służb specjalnych. Wśród tych ludzi są również dziennikarze, którzy nie mają komunistycznych korzeni rodzinnych, a mentalnie i świadomie przysiedli się do tego towarzystwa – komentuje tekst Dominiki Wielowieyskiej, dziennikarka „Gazety Polskiej” i współautorka „Resortowych dzieci”, Dorota Kania.

Wydawnictwo Fronda po raz drugi zamówiło dodruk „Resortowych dzieci”. W sumie wydrukowano już 90 tys. egzemplarzy.

Wielowieyska sama przyznaje, że to, co autorzy opisali w książce, jest zgodne z prawdą. Dodatkowo, jak podkreśla, „niemal wszystko, co jest w tej książce, od dawna było wiadome”. To jednak nie przeszkadza jej atakować autorów w stylu organu z ul. Czerskiej.

Sprzeczności w „recenzji” dziennikarki „GW” jest więcej. Potrafi napisać, że jest to „śmiertelnie nudna cegła”, by za chwilę z niepowtarzalną gracją oskarżyć o wylewanie „antysemickiego jadu”.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

48. kolejny resorciak sie tłumaczy

Meller: "Resortowe dzieci" to pałka na przeciwników. Mam się teraz tłumaczyć?
http://www.polskatimes.pl/artykul/1084692,meller-resortowe-dzieci-to-pal...

(..)Poświęcono mi akapit na pół strony. Nie będę się wypowiadał na temat innych, którzy się w tej książce znaleźli. Mimo że w większości są to osoby publiczne, nie znam ich biografii, nie wiem co, nie wiem jak; mogę ocenić metodę pisarską i dokumentacyjną autorów na podstawie tego, co dotyczy mnie i mojego ojca.

Oraz dziadka. Nie zapominajmy o dziadku.
Zgadza się. Dziadek był działaczem komunistycznym i nie ma w tym żadnej tajemnicy. Ojciec w swojej książce "Świat według Mellera", która wyszła w 2008 r., opowiadał o komunistycznej przeszłości dziadka, o sporach przy stole. I o tym, jak na tym sprzeciwie wobec tego, co dziadek próbował budować, ojciec rozwijał swoje poglądy, które przekazał mnie. A o mnie w tej książce napisali: "Twarz TVN".

Nie napisali "ikona NZS"?
Bez przesady. No, ale działacz podziemnego NZS-u. Było to w czasach, w których nie pamiętam, żeby tłumy się do tego podziemnego NZS-u garnęły. O moim ojcu napisano: "minister w rządzie Marcinkiewicza, w PRL działacz PZPR-u". Pierwsza manipulacja to ta, że był w rządzie Marcinkiewicza. Jasne! Tylko, przypomnijmy, że był to rząd PiS-u. Nie napisali tego, bo to nie pasowało im do obrazu. Po drugie - zdefiniowanie mojego ojca jako działacza PZPR w czasie PRL to już megamanipulacja.
Stefan Meller: wyrzucony z PZPR w 1968 r., usunięty z Instytutu Spraw Międzynarodowych, dostał zakaz wykonywania zawodu.
Przez osiem lat był bez pracy.

Był kasjerem w spółdzielni kosmetycznej.
Był kasjerem i kaowcem w spółdzielni piękności "Izis", uczył zakonnice języka francuskiego, tłumaczył, pisał, chwytał się różnych rzeczy. W siódmym roku, kiedy był bez pracy, w 1974 r. pan Targalski, jeden z autorów tej książki, wstępował do partii. Smaczna historia, prawda? Ojciec był związany z opozycją przez całe lata.

Pomagał represjonowanym studentom, publikował w drugim obiegu.
Wśród jego studentów była lubiana przez niego Wanda Zwinogrodzka, która pisuje w "Gazecie Polskiej" i jest koleżanką z redakcji kolejnej autorki tej książki, Doroty Kani. Jestem ciekaw, co Wanda Zwinogrodzka powiedziałaby o tym, że jej redakcyjni koledzy tak definiują mojego ojca. Jak to można określić? To jest jakiś cień związku z rzeczywistością i zbudowano na tym insynuacje za pomocą manipulacji. A teraz tak: ojciec generała Jaruzelskiego walczył z bolszewikami. Stosując logikę autorów, Jaruzelski powinien być pierwszym, który walczy z czerwonymi w 1939 czy 1944. Sprawa jest prosta. Chodziło wyłącznie o to, aby przypieprzyć, w związku z tym wszystkie chwyty dozwolone. Bo to, co mówię, co piszę, nie jest po myśli tychże ludzi, w związku z tym we mnie walą. I za wszelką cenę szukają haka. Takiego czy innego. Nie mogą mi przyłożyć za przeszłość za komuny, bo mam życiorys lepszy niż niejeden głośno dzisiaj krzyczący z tamtej strony. Zakładam, że sprawdzali moją teczkę w IPN-ie, ale znowu pudło, bo mimo że zebrało się w niej parę kartek, z punktu widzenia lustracyjnego czysto jak łza. Nie mają też nic na mojego ojca. Nie mogą walnąć mnie z powodu tego, co robiłem, nie mogą walnąć z powodu ojca i tego, co robił, czy co jest w jego teczce, bo też jest pięknie i czysto, w związku z czym stosują megamanipulację pod tytułem "działacz PZPR-u", no i wykorzystują dziadka po to, żeby stworzyć obraz: "Aha, Meller w trzecim pokoleniu to propagandzista komunistyczny". Ręce opadają.

Nie znalazł się Pan na okładce książki, jak np. Jacek Żakowski, który za to pozwał wydawnictwo Fronda, wydawcę książki "Resortowe dzieci". Żakowski dobrze zrobił?
Problem polega na tym, że każde rozwiązanie jest złe. To wylewanie szamba. To tak, jakby jechała pani nocnym autobusem i wyrzygałby się na panią pijak. W mordę mu dać? Źle. Udawać, że deszcz pada? Też źle. Zacząć się wycierać? Odrażające. W takiej sytuacji nie ma dobrego rozwiązania. Nie chcę mówić o innych, ale przykład Żakowskiego, który nie jest bohaterem mojej bajki, też jest chybiony. On resortowym dzieckiem? Jakie resortowe dziecko? Opisali tych, którzy im się nie podobają.

Np. Tomasza Sekielskiego, którego ojciec był nauczycielem języka rosyjskiego, zastępcą komendanta OHP i kierownikiem hotelu robotniczego.
Co prawda, nie w książce, ale potem dopisano go w "Gazecie Polskiej". To już są czyste jaja. Ojciec kierownik hotelu robotniczego ma być demoniczną postacią? Albo ojciec Lisa, który był kierownikiem stacji hodowlanej? Podejrzewam jednak, że fani Karnowskich czy "Gazety Polskiej" poważnie potraktują to, że Lis zrobił karierę w mediach, bo jego ojciec hodował konie. Błagam, to są żarty. I robią to ludzie z redakcji, w której na drugiej stronie gazety ma felieton Marcin Wolski, pierwszy sekretarz POP do czasu stanu wojennego. Ale co do Sekielskiego, to im podpadł.

Bo skrytykował ekspertów z zespołu Macierewicza.
No, o to chodzi.

Pan czym im podpadł?
Czymkolwiek, co napisałem, co mówiłem. Mogłem podpaść, jak robiłem wywiad z Andrzejem Morozowskim, gdzie w rozmowie przypominamy, że Dorota Kania ma sprawę o wymuszanie łapówki od teściowej Dochnala w zamian za załatwiania dojścia do ówczesnych ministrów Kaczmarka i Ziobry. A może podpadłem po prostu na zasadzie: kto nie z nami, ten przeciw nam. (..)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

49. Mazurek punktuje Kanię za

Mazurek punktuje Kanię za "Resortowe Dzieci". Ta tłumaczy się, dlaczego w książce nie ma słowa o konserwatywnych dziennikarzach. "Kryterium było inne..."
http://wpolityce.pl/wydarzenia/71435-mazurek-punktuje-dorote-kanie-za-re...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

50. A ja się pytam

po cholerę Kania poszła do Mazurka? To jest człowiek po wielokroć skompromitowany, coś na kształt Lisickiego, groźny i cyniczny manipulator - nie lepszy od Żakowskiego. Na niezależnej.pl przed atakiem Mazurka broni Targalskiego jego kolega ze studiów dr Krzysztof Łazarski:

Komentując przynależność do PZPR jednego ze współautorów Resortowych dzieci, red. Mazurek winien zapoznać się z faktami, zanim zacznie rzucać oskarżenia typu „Przecież pisząc taką książkę Targalski wznosi się na Himalaje hipokryzji i komizmu.” Jerzy wstąpił do PZPR jako student, gdyż chciał zmieniać rzeczywistość (w PRL wielu wierzyło w taką drogę), ale jeszcze jako student zaczął działać w opozycji. Wiem to z pierwszej ręki, ponieważ był nie tylko moim kolegą na tym samym seminarium mgr, ale razem ze mną drukował podziemne wydawnictwa. A gdy „wybuchł” stan wojenny, Jerzy sam założył, sam pisał i drukował pierwsze numery Niepodległości. Piszę o tym nie dla pokazania jego odwagi (w zimie 1980-81 r. wymagało to wielkich „coyones”), ale tego, ze PRL-owską rzeczywistość naprawdę chciał zmieniać, a nie konserwować i czerpać z niej korzyści (jak typowe resortowe dzieci). Przeszłość jego ojca i epizod w PZPR jest tu bez znaczenia. Jerzy nigdy nie był hipokrytą! I Mazurek lepiej zrobiłby, gdyby poznał najprostsze fakty z życia Targalskiego (dostępne choćby w Wikipedii), a nie wpisywał się w prostacką nagonkę establishmentu III RP zniesławiającą polskiego patriotę. Czyż to nie hipokryzja red. Mazurek?!” 

Umieściłem ten wpis, podpisując imieniem i nazwiskiem, bo mocno mnie zdenerwowało stwierdzenie Roberta Mazurka o „Himalajach hipokryzji”. Trzeba bowiem znać więcej faktów, aby takie sądy stawiać – tłumaczy portalowi niezalezna.pl dr Łazarski. Od niektórych wydarzeń minęło prawie 40 lat, ale Krzysztof Łazarski pamięta, że z Jerzym Targalski poznali się podczas studiów na Uniwersytecie Warszawskim. - Wspólnie chodziliśmy na seminarium. Jurek wyróżniał się wśród genialną pamięcią. Potrafił coś raz przeczytać i zapamiętać. Miał też ogromny talent do języków obcych. Zresztą później organizowano dla niego specjalne zajęcia, bo ogólny materiał opanował błyskawicznie, i najzwyczajniej się nudził na wspólnych zajęciach – opowiada dr. Łazarski. Później razem działali w opozycji. - Początkowo była nieufność, bo wiedzieliśmy, że Jurek należał do PZPR, ale bardzo szybko pozbawił nas jakichkolwiek wątpliwości. Jego zachowanie w tamtych latach i cały późniejszy życiorys pokazał, że był zdecydowanym antykomunistą. Działał razem z nami przy wydawaniu „Głosu”, zajmował się kolportażem, był bardzo aktywny i skuteczny – wspomina były opozycjonista. Później ich kontakty zerwały się, bo Krzysztof Łazarski wyjechał z Polski w 1983 r. i od tamtej pory nie utrzymywali żadnych relacji, ale do dziś ma jak najlepszą opinię o Jerzym Targalskim. - Olejnik, Żakowski, Lis to środowisko, z którym nie miałem i nie chcę mieć do czynienia, ale Roberta Mazurka czytywałem i dlatego tak zirytowały mnie tezy przez niego stawiane. Sugerowanie, że Jerzy mógłby być „resortowym dzieckiem”, jest niedorzeczne. Jeśli dobrze rozumiem określenie, to chodzi o ludzi, którzy nie tylko mają korzenie w rodzinach o PZPR-owskiej przeszłości, ale również osiągali z tego korzyści i dzięki temu robili kariery. Jerzy Targalski na pewno do nich nie należy. Zresztą członkiem partii przestał być już jako młody chłopak - podkreśla Krzysztof Łazarski.
--------
Mam tylko drobne pytania do dr Łazarskiego:

Pan naprawdę do tej pory czytywał Mazurka i dopiero teraz Pana zirytował? Bo tym razem przejechał sie po pana koledze?
Pan naprawdę myśli, że Mazurek nie zna życiorysu Targalskiego i atakuje go z niewiedzy?
Pan naprawde jest aż tak naiwny?

avatar użytkownika kazef

51. Darski o Andrzeju Turskim

Ostatnie słowo należy do resortu

Dodano: 12.01.2014 [15:49]
Ostatnie słowo należy do resortu - niezalezna.pl
foto: GP

(...) 

Ojciec Chrzestny

Juliusz Braun słusznie uznał, że powinien bronić dobrego imienia Andrzeja Turskiego zarejestrowanego jako kontakt operacyjny SB nr 6758, ponieważ może on uchodzić za jednego z reżyserów i przekaźników tradycji mediów totalitarnych. Dla rządowej telewizji III RP jest więc idealnym Ojcem Chrzestnym. Gdy w stanie wojennym tworzono nowy typ mediów (chroniących de facto interesy środowisk rządzących w mediach przed 1989 r.), który miał w pełni rozwinąć się po Okrągłym Stole, zadanie skompletowania zespołu przyszłych gwiazd propagandy Ubekistanu powierzono właśnie Andrzejowi Turskiemu. Miał on nie tylko dobre pochodzenie, gdyż oboje rodzice byli funkcjonariuszami Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, ale też kontynuował ich tradycje walki o umacnianie władzy ludowej już w pokojowych warunkach jako kontakt operacyjny I Departamentu SB.

Tradycje resortu

Andrzej Turski skompletował zespół o doskonałym pochodzeniu klasowym i przygotowaniu rodzinnym do pracy w mediach. Monika Praczuk, córka płk. SB Tadeusza Olejnika, Tomasz Sianecki, syn funkcjonariusza SB, specjalisty od walki z Kościołem, Marek Niedźwiecki zarejestrowany jako kontakt operacyjny SB, Grzegorz Miecugow, syn stalinowskiego funkcjonariusza medialnego na etacie satyryka zarejestrowanego jako tajny współpracownik SB i wreszcie Beata Michniewicz, wybrana do mediów dzięki pozycji rodziny pierwszego męża, syna oddanego funkcjonariusza MBP i SB, cieszącego się pełnym zaufaniem towarzyszy radzieckich jako naczelnik Grupy Operacyjnej SB „Wisła” w Moskwie i funkcjonariuszki SB specjalizującej się w walce z Kościołem. Tak dobranemu towarzystwu mógł Andrzej Turski przekazywać tajniki zawodu propagandysty i, co najważniejsze, chlubne tradycje resortu.
(...)

avatar użytkownika Maryla

52. króliczek Meller na pierwszej linii frontu

Stawiam dukaty przeciw orzechom, że gdyby Jerzy Urban oświadczył, iż Donald Tusk wysadził samolot pod Smoleńskiem przy drobnej pomocy Putina, a Jarosław Kaczyński jest jedyną nadzieją dla Polski, to niepokorni powitaliby go z otwartymi ramionami jak zbłąkanego grzesznika, przez grzeczność nie wspominając o kryciu morderców Grzegorza Przemyka i szczuciu na księdza Jerzego Popiełuszkę - pisze w "Newsweeku" Marcin Meller.

Dziennikarz, syn Stefana Mellera (m.in. byłego szefa MSZ w latach 2005-2006), jest jednym z bohaterów książki "Resortowe dzieci" autorstwa Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

53. @Maryla

Tą chorą wypowiedzią Meller pokazuje, że zabrakło dla niego rozumu i przyzwoitości. Co tu komentować? Miota się, bo został zdemaskowany (w oczach tych, przed którymi udawało mu się kryć do tej pory).

avatar użytkownika Maryla

54. Dla tropiciela szpiegów Jacka Żakowskiego - prof.Zybertowicz

(...)

Macierewicz zaprzecza, iżby przekład na rosyjski nastąpił przed jego legalnym odtajnieniem, a źródła związane z sejmową komisją śledczą, na które powołała się red. Burzyńska, wyjściowej informacji nie potwierdzają. Komentując tę sprawę w tekście „Odwrócenie rzeczywistości”, Bronisław Wildstein mówi o operacji propagandowej wymierzonej w Macierewicza i nazywa Żakowskiego „klasykiem insynuacji III RP” („Do Rzeczy”, 2–6 stycznia 2014 r.).

Ja jednak wolę wziąć starania red. Żakowskiego za dobrą monetę. Czasy idą ciężkie, więc red. Żakowski może po prostu spróbował sprawdzić się na odcinku pracy kontrwywiadowczej. Wychodząc naprzeciw nowej jego pasji, podsuwam mu trop, który wygląda znacznie poważniej. I liczę, że trop ten – ze stosowną gorliwością – przez tego świeżo upieczonego obrońcę naszego bezpieczeństwa narodowego zostanie podjęty.

Współpracownik wywiadu

Idzie o znanego komentatora mediów III RP Stanisława Cioska. Urodzony w roku 1939, w 1959 r. wstępuje do PZPR i robi w partii karierę. W 1969 r. powstaje „Notatka służbowa dotycząca nawiązania kontaktu z przewodniczącym Rady Naczelnej ZSP tow. Cioskiem Stanisławem”. Odnosząc się do niej, badacz dziejów wywiadu wojskowego PRL, dr hab. Sławomir Cenckiewicz, pisze, iż kiedy jeden z konfidentów tego wywiadu wytypował do współpracy Cioska, ten z pełnym zrozumieniem odniósł się do potrzeb wywiadu. Cenckiewicz cytuje notatkę: „Po zasięgnięciu opinii o ww. nawiązałem z nim kontakt, przedstawiając się jako oficer wywiadu i prosząc go o nawiązanie z nami dyskretnej współpracy. Tow[arzysz] Ciosek zgodził się bez żadnego wahania. […] W czasie spotkania tow. Ciosek zaproponował dostarczenie dwóch teczek kandydatów wyjeżdżających na praktyki naukowe do USA. Dodatkowo zobowiązał się dostarczyć projekt organizacyjny mającej powstać na terenie Warszawy międzynarodowej Organizacji Studentów Międzynarodowych. W wypadku realizacji tego projektu tow. Ciosek zobowiązał się udzielić nam pomocy przy obsadzeniu co ciekawszych stanowisk przez naszych ludzi” („Długie ramię Moskwy”, s. 166–167).

Cenckiewicz dodaje: „Nie wiadomo, do kiedy trwały kontakty S. Cioska z Zarządem II. Już w 1971 r. został on zastępcą członka KC PZPR, zaś w 1972 r. posłem na Sejm PRL, stąd można przypuszczać, że konfidencjonalne relacje z wywiadem ustały” (s. 167).

Podsumowując swoją książkę, Cenckiewicz pisze: „Prowadzone przeze mnie studia obaliły […] mit profesjonalizmu środowiska wojskowych tajnych służb PRL oraz to, że członkowie PZPR zostali jakoby wyłączeni z działań operacyjnych wywiadu wojskowego. Zaprzeczają temu wspomniane na kartach tej publikacji przykłady Manfreda Gorywody, Stanisława Cioska, Ireneusza Sekuły, Józefa Oleksego i wielu innych działaczy partyjnych” (s. 434).

Ambasador czyjej sprawy?

W 2010 r., już po tragedii smoleńskiej, a jeszcze przez wyborami prezydenckimi, ukazuje się książka Mariana Zacharskiego „Rosyjska ruletka”. Jest tam opisana m.in. sprawa z października 1994 r.

Dworzec Wschodni w Warszawie. „Rekietierzy napadają na stojący na bocznicy rosyjski pociąg relacji Moskwa–Bruksela. Bogu ducha winni pasażerowie zostają obrabowani. Wzywają pomocy. Komisariat policji zawiadomiony o rabunkach, nie podjął należytych czynności. Nie zabezpieczył nietykalności obcych obywateli, znajdujących się w tranzycie przez Rzeczpospolitą. Pasażerowie domagają się od policji powiadomienia o zaistniałej sytuacji rosyjskiego konsulatu w Warszawie. Sierżant dyżurny z komisariatu kolejowego dzwoni do konsulatu. Jest niedziela, ma problem z powiadomieniem dyżurnego w konsulacie. Kolejne błędy po stronie policji tegoż komisariatu to niewezwanie tłumacza oraz niespisanie danych rosyjskiej obsługi pociągu, pasażerów, świadków. Wybucha skandal dyplomatyczny. […] Rosyjska prasa domaga się surowych represji wobec Polski, a stosunki dyplomatyczne ulegają gwałtownemu pogorszeniu” (s. 130).

Po uzgodnieniach mających na celu załagodzenie napięcia do Moskwy udaje się delegacja naszego MSW z ówczesnym szefem resortu Andrzejem Milczanowskim; w składzie delegacji jest Marian Zacharski: „Po przyjeździe na miejsce spotkaliśmy się jeszcze z ówczesnym polskim ambasadorem Stanisławem Cioskiem, który nawoływał ministra do zachowań wręcz ostentacyjnie wrogich wobec gospodarzy. […] zastanawialiśmy się, co Ciosek chce osiągnąć tym nagłym przypływem buty. Wcześniej nieznane nam były przypadki takich jego zachowań wobec Rosji jako kraju, w którym był akredytowany” (s. 136).

Książkę Zacharskiego zamykają dokumenty, w tym pismo z maja 1996 r. skierowane do ówczesnego premiera Włodzimierza Cimoszewicza zamieszczone w „Białej Księdze”. Autorem pisma jest prowadzący śledztwo w sprawie domniemanego „udzielania wiadomości na rzecz obcego wywiadu przez Józefa Oleksego”, prokurator płk. Sławomir Gorzkiewicz. Czytamy tam:
„Z ocalałych treści rozmów operacyjnych prowadzonych w tej sprawie przez gen. bryg. Mariana Zacharskiego i kpt D.I. […] z oficerami wywiadu Rosji […] wynika, iż wymienieni oficerowie polskich służb natarczywie i wszelkimi metodami (namowa, szantaż, sugestia, presja alkoholowa, przekupstwo) dążyli do pozyskania informacji lub dokumentów kompromitujących czołowych przedstawicieli jednej tylko opcji politycznej w Polsce, a mianowicie: Aleksandra Kwaśniewskiego, Józefa Oleksego, Leszka Millera i Stanisława Cioska”.

W komentarzu do tego dokumentu Zacharski pisze: „List oznaczony »Tajne specjalnego znaczenia«. […] Proszę o zwrócenie uwagi, że zawiera nazwiska, które tak intensywnie wykropkowano w pozostałej części tzw. Białej Księgi”.

Towarzystwo

W piśmie wymieniono znamienny zestaw postaci. Kwaśniewski, o którym wiemy, iż SB zarejestrowała go jako TW „Alek”. Oleksy, który był szkolony przez Agenturalny Wywiad Operacyjny peerelowskiego wojska. Miller, który odbierał tzw. moskiewskie pieniądze. Oraz Ciosek, którego ambasadorem w Moskwie mianował zarejestrowany jako TW „Bolek” prezydent Lech Wałęsa.

Tropicielu rosyjskich szpiegów w Polsce, redaktorze Jacku Żakowski – do dzieła! Po rozgrzewce z Macierewiczem pora na kolejne łowy.

Zamieszczony 16 grudnia 2013 r. materiał na portalu Onet.pl przywołujący tekst z „Wyborczej” nosi tytuł: „Żakowski o Macierewiczu: gdyby był agentem rosyjskim, stanowiłby zagrożenie dla Polski”. Moim zdaniem red. Żakowski takie zagrożenie już stanowi – bez względu na to, czy ktokolwiek prowadzi go jako agenta, czy nie.

http://niezalezna.pl/50547-dla-tropiciela-szpiegow-jacka-zakowskiego

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

55. rodowód zobowiązuje... Mellera

W "Newsweeku": "Resortowe dzieci", czyli rzyg niepokornych




newsweek okładka meller

Sens "Resortowych dzieci" jest prosty:pochodzenie przodków, ich służba w bezpiece bądź członkostwo w partii
gwarantują dzisiejszą pomyślność potomków w mediach. O "jasnej i ciemnej
stronie mocy" w polityce i mediach, niepokornych, członkach PZPR oraz
swoim ojcu i dziadku pisze Marcin Meller.
http://polska.newsweek.pl/marcin-meller-resortowe-dzieci-czyli-rzyg-niep...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

56. Meller, a to czytałeś?

To twój kumpel z "Polityki" napisał na podstawie badań socjologicznych. 


Edwin Bendyk,  Polska klasowa, "Polityka", nr 17 (2905) z dn. 2013-04-24, s. 14-18:

"w Polsce od początku transformacji systematycznie rośnie rozwarstwienie społeczno-ekonomiczne. Najlepiej usytuowane 15 proc. Polaków poprawiło swoją kondycję materialną między 1998 a 2006 r. średnio ponaddwukrotnie. 15 proc. najbiedniejszych w 1988 r. - zbiedniało jeszcze o połowę. (…) Polska jest społeczeństwem klasowym o niewielkiej ruchliwości społecznej, czyli małej szansie na zmianę statusu. Transformacja nie zmieniła tej sytuacji, przeciwnie – utrwaliła strukturę społeczną późnego PRL. Badania POLPAN wychwytują, że kto należał do nomenklatury PRL, miał relatywnie największą szansę zostać przedsiębiorcą lub menadżerem. Dawnym pracownikom umysłowym czyli inteligencji, przypadł w nowym podziale los menadżerów i ekspertów. Robotnicy zostali robotnikami lub bezrobotnymi. Po drodze wyparowało 5 milionów miejsc pracy (…). Średnie krajowe zarobki wynoszą dziś ok. 3,8 tys. zł brutto. Dla 60 proc. pracujących ta granica jest nieosiągalna. (…) Ogółem Polacy zgromadzili na depozytach bankowych ponad pół biliona złotych, a kolejne 100 mld zł w postaci jednostek funduszy inwestycyjnych. Analitycy banku BGŻ Optima oszacowali, że aż połowa wszystkich oszczędności i inwestycji należy do 6 proc. najbogatszych Polaków. W kolejnych sondażach od jednej trzeciej do nawet połowy ankietowanych deklaruje, że żadnych oszczędności nie ma”

(podkr. kazef)

avatar użytkownika Maryla

57. Eli Barbur: W Muzeum Historii Żydów Polskich roi się od „resorto

Eli Barbur: W Muzeum Historii Żydów Polskich roi się od „resortowych dzieci”

http://www.telawiwonline.com/?p=1470
TELAWIW OnLine: BTW „resortowych dzieci” – najciemniej pod latarnią:) – w Muzeum Historii Żydów Polskich roi się aż od postkomuszego staffu…Stąd właśnie nieprzerwane korowody z badziewnymi bezsensami, począwszy od gloryfikacji antyizraelskiego Marka Edelmana, kończąc na tępym sprzeciwie wobec nadania alei na tyłach MHŻP im. Stefy Wilczyńskiej. - See more at: http://www.telawiwonline.com/?p=1470#sthash.Fj6oPak5.dpuf

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika nadzieja13

58. "Znamienity darczyńca";)

02.07.2012
Kulczyk Holding Znamienitym Darczyńcą Muzeum Historii Żydów Polskich

20 milionów złotych przekazał dom inwestycyjny dr. Jana Kulczyka na pierwsze i zarazem jedyne na świecie muzeum w całości poświęcone historii polskich Żydów. Ta największa jednorazowa darowizna zostanie przeznaczona na budowę Wystawy: „1000 lat historii Żydów polskich” oraz docelowo na objęcie patronatu nad nowoczesnym audytorium muzeum.

Muzeum Historii Żydów Polskich jest pierwszą w Polsce publiczno-prywatną instytucją kultury, stworzoną wspólnie przez rząd, samorząd lokalny i organizację pozarządową. Donacja Kulczyk Holding w wysokości 20 mln złotych jest rekordowym wsparciem, jakie dotychczas zyskał projekt od indywidualnego darczyńcy.(...)

http://www.jewishmuseum.org.pl/pl/aktualnosci/2012/07/02/kulczyk-holding...

avatar użytkownika Unicorn

59. Dobrze, dobrze, szum się

Dobrze, dobrze, szum się zrobił, książka się sprzedaje. Czekamy na kolejne części :) Nie podoba się mediastom i pokrakom akcja "niech nas pokażą"? No to wracać na linię frontu ideolo i szczekać albo łasić się do rządu. Tylko do tego są zdolni - dziennikarze w swej masie to niestety kurwy. Dają się werbować praktycznie każdemu. Idę o zakład, że ci "młodzi, europejscy z czerwonymi tradycjami" są zarejestrowani na etatach jawnych, półjawnych i niejawnych we wszystkich możliwych służbach specjalnych w kraju ale...i pewnie działają na rzecz obcych mocodawców.

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika Maryla

60. SOLIDARNOŚĆ RESORCIAKÓW

Siostra red. Turskiego: w Wikipedii czytam o nim: "syn funkcjonariusza UB". To tak boli [LIST]

Prawdą jest, że nasz ojciec, Władysław Turski, był pracownikiem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego do maja 1950 roku. Był zatrudniony jako mechanik samochodowy w garażach tegoż Ministerstwa. W maju 1950 roku, w wieku 36 lat, nasz ojciec zginął w wypadku motocyklowym w Gdyni.

Mój brat Andrzej miał wówczas 7 lat, ja - 3 lata, a najstarsza siostra - 9 lat.

O tym już autorzy publikacji zapomnieli wspomnieć, wierząc zapewne, że ten funkcjonariusz - absolwent Szkoły Orląt w Dęblinie - z zaświatów kierował karierą swego "resortowego dziecka" od 1950 roku.

Po śmierci ojca nasza mama, wówczas niepracująca i wychowująca nas, została bez środków do życia. Podjęła więc pracę, stając się, jak to podaje Pani D. Kania, funkcjonariuszką UB. Pracowała jako urzędniczka w dziale administracyjnym i niewątpliwie posiadała ważną, tajną wiedzę - np. ile jest biurek, krzeseł, ołówków i długopisów. I to pewnie ta tajemna wiedza dała jej taką moc, że ona również mogła sterować karierą zawodową swojego "resortowego dziecka".

Mamę zwolniono, bo moja siostra nie wróciła z wycieczki

W 1967 roku Mama została dyscyplinarnie zwolniona z pracy, wyprowadzona przez uzbrojonego wartownika za bramę i zakończyła w ten sposób karierę funkcjonariuszki UB.

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,126764,15266796.html
****Już w kilkanaście minut po tym, jak opublikowaliśmy ten list, wpis w Wikipedii został zmieniony, dodano: "Władysław Turski był pracownikiem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego do maja 1950 roku. Był zatrudniony jako mechanik samochodowy w garażach tegoż Ministerstwa. W maju 1950 roku, w wieku 36 lat, zginął w wypadku motocyklowym w Gdyni.[12]"
---------------------------------------------------------------------------
http://niezalezna.pl/50589-andrzej-turski-jednak-resortowe-dziecko-publi...

W dalszej części listu Cendrowicz... przyznaje jednak rację autorom książki, pisząc, że rodzice Andrzeja Turskiego pracowali w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. Dopowiada
tylko, że ojciec - mechanik w UB - zginął już w 1950 r. w wieku 36 lat,
a matka była jedynie urzędniczką w dziale administracyjnym, wyrzuconą w
1967 r. z pracy w bezpiece. I próbuje tłumaczyć: byliśmy zwykłą, przeciętną polską
rodziną. Wychowywaliśmy się tak samo jak nasi rówieśnicy, w naszym domu
nie panowała, jak to usiłuje się wmówić, "ubecka atmosfera" bez kolęd,
polskich tradycji. 




Aby więc rozwiać wszelkie wątpliwości, publikujemy dokument IPN, w którym jasno jest napisane, że "rodzice A. Turskiego pracowali w dawnym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego". O Andrzeju Turskim czytamy zaś, że jest "zarejestrowany w Biurze 'C' MSW w charakterze kontaktu operacyjnego". Dopisano także, że Turski "rozumie potrzebę istnienia SB, chętnie udziela interesujących nas informacji".




Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

61. Jakub Jałowiczor, fragm. recenzji z nr 1/2014 tyg. "Solidarność"

Kiedy kilka lat temu pisałem pracę magisterską, potrzebna mi była historia tygodnika „Polityka”. Miałem do wyboru dwie pozycje: „Politykę i jej czasy” Michała Radgowskiego, współtwórcy pisma i „Politykę i jej ludzi” Wiesława Władyki, wieloletniego redaktora tygodnika. Ich wersje nieco się różniły. Władyka (książkę wydano w 2007 r.) twierdził, że Stefana Żółkiewskiego, należącego wcześniej do PPR pierwszego naczelnego „Polityki” nikt w niej właściwie nie chciał. Radgowski (praca z 1980 r.) wspominał starego stalinowca z łezką w oku. Ale jedno było wspólne – pomijanie, w najlepszym razie wygładzanie za pomocą eufemizmów kłopotliwych kwestii, na czele z tą, że „Polityka” od początku była częścią władzy totalitarnego kraju. Ktoś powie, że to i tak wiadomo. Zgoda, ale co innego ogólnie wiedzieć, a co innego mieć w ręku dokumenty. I właśnie dlatego książka Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza jest fundamentalna dla zrozumienia sytuacji w polskich mediach. Nie tylko w „Polityce”.  
avatar użytkownika Maryla

62. Sąd blokuje "Resortowe

Sąd blokuje "Resortowe Dzieci". Kolejne wydania książki ukażą się ze zmienioną okładką, bez twarzy Jacka Żakowskiego

Dziennikarz chce też usunięcia ze sprzedaży nakładu książki z
okładką, na której jest jego wizerunek. Domaga się też od wydawcy 20
tys. zł jako zadośćuczynienia za doznaną krzywdę.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

63. Porażka Jacka Żakowskiego

Sąd Okręgowy stwierdził, że na dwanaście miesięcy uwzględnia żądanie zabezpieczenia powództwa przez Żakowskiego, aby nie rozpowszechniać książek z jego wizerunkiem na okładce. Jednocześnie sąd oddalił żądania, aby do każdego egzemplarza „Resortowych dzieci. Media” dołączyć oświadczenie wydawcy książki, że publikacja wizerunku może naruszać dobra osobiste Jacka Żakowskiego. Postanowienie sądu jest nieprawomocne.

- Jak wiemy, sąd nie podzielił zdania redaktora Żakowskiego, ponieważ zdecydowaną większość żądań oddalił. Nasuwa się pytanie, co w tej sprawie będzie się działo dalej. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest to w tej chwili najbardziej poczytna i poszukiwana publikacja. Myślę, że dobrze by było, gdyby każdy ją przeczytał i wyrobił sobie na temat tego problemu, który jest w książce opisany, i na temat tych osób własne zdanie – mówi nam poseł PiS Adam Kwiatkowski, przewodniczący Parlamentarnego Zespołu ds. Obrony Wolności Słowa.

- Sąd zakazał na rok publikacji książki „Resortowe dzieci. Media” z wizerunkiem Jacka Żakowskiego. Mimo wszystko jest to sukces Doroty Kani i pozostałych autorów, ponieważ sąd podzielił zdanie, że książka może być w przestrzeni publicznej dystrybuowana, bez jakiegokolwiek oświadczenia, które wymyślił sobie redaktor Żakowski – dodał Adam Kwiatkowski.

http://niezalezna.pl/50617-porazka-jacka-zakowskiego-sukces-autorow-reso...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

64. TP, właściciel ITI, rusza w obronie resorciaków

Resortowe dzieci" to młot na polskie czarownice XXI w. Znanych dziennikarzy liberalnych i lewicowych - uważa Marcin Zaremba z "Tygodnika Powszechnego". Porównuje wydawnictwo do sztandarowych pism publikowanych w 1968 roku.
Zaremba zestawia z "Resortowymi dziećmi" jako równoważny, kanoniczny tekst "demaskatorski" z 31 marca 1968 r. pt. "Bananowe jabłka" Aliny Reutt i Zdzisława Andruszkiewicza. - "Resortowe dzieci" świetnie się wpisują w ówczesną stylistykę. Podobieństwa do propagandy marcowej są uderzające - pisze.

Tygodnik zarzuca autorom "Resortowych dzieci", że ich najważniejszym źródłem wiedzy o świecie są dokumenty SB. Dodatkowo są one cytowane tak, by pasowały do tezy postawionej we wstępie.

Bestsellerowa książka "Resortowe dzieci. Media" tylko w pewnym stopniu zajmuje się ich genealogią - stwierdza w swoim komentarzu ks. Adam Boniecki. - W znacznej mierze jest wyciągiem z lustracyjnych dokumentów Służby Bezpieczeństwa. Wskazywanie powiązań rodzinnych, z uwzględnieniem nawet dość odległych w czasie protoplastów lub nawet nie krewnych (np. teściowe), ma być według autorów kluczem do zrozumienia naszych współczesnych polskich mediów - czytamy.

Według Bonieckiego, w książce jest ekstrakt tego, co w postaci bardziej rozrzedzonej występuje dziś w myśleniu wielu u nas ludzi. Jest więc żal, że przemiany w Polsce dokonały się bez mściwego niszczenia pokonanych przeciwników. Żal, że zamiast ich wytępić, zniszczyć, dopuszczono ich do udziału w życiu społeczeństwa, że zgodzono się na kompromisy, które oni - co było do przewidzenia - wykorzystali na swoją korzyść, bo niby na czyją mieli wykorzystać?

O capo di tutti capi całego układu, Adamie Michniku, dowiadujemy się półprawd. Kim byli jego rodzice, gdzie mieszkał, że założył koncern medialny. Ale już nie tego , że Władysław Gomułka publicznie wymienił go jako wroga Polski Ludowej - pisze Zaremba.
(...)
http://wiadomosci.dziennik.pl/media/artykuly/448207,tygodnik-powszechny-...
"Resortowe dzieci" to produkt dziennikarzy sfrustrowanych, którzy nie wzięli udziału w podziale medialnego tortu na początku lat 90., nienagradzanych, z trzeciego szeregu. "Gorszych dzieci", którym kariery zablokowali rzekomo ci z komunistycznego chowu" - pisze w "Tygodniku Powszechnym" dr Marcin Zaremba, historyk z UW. Naukowiec zarzuca autorom książki nierzetelność i tworzenie atmosfery przypominającej antysemicką nagonkę z 1968 r.
W najnowszym "Tygodniku Powszechnym" dr Marcin Zaremba, historyk z UW, pisze o "Resortowych Dzieciach" Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza. "Książka już zajęła pierwsze miejsce na liście bestsellerów Empiku i dam sobie rękę uciąć, że utrzyma się na niej przez długie miesiące, jak każda publikacja o spiskach, celebrytach i sensacjach. Zamiast 'Kodu Leonarda da Vinci' mamy 'Kod Michnika' " - wskazuje naukowiec.

Współczesny "Młot na czarownice"?

Zaremba zauważa, że sami autorzy książki nazywają ją współczesnym "młotem na czarownice", który "objawia światu istnienie spisku na Czerskiej, gdzie mieści się siedziba Gazety Wyborczej". Historyk wskazuje, że "Resortowe Dzieci" powstały na bazie dokumentów SB. "Z raportów i doniesień tajnych współpracowników wyłuskano tendencyjnie jedne opinie, inne pomijając" - pisze. I punktuje wpadki i przekłamania autorów dotyczące polskich dziennikarzy.(..)
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103088,15278799,Historyk___Resortowe_dzieci_...

komentarz pod tekstem

dwakurduple




Tu nie chodzi o żadne "resortowe dzieci", bo
kierując się tym kluczem - tak można nazwać i autorkę Kanię i wielu jej
kolegów. - Zatem, nie o pochodzenie tu chodzi.

Podział jest bardzo wyraźny - to jest atak prawicy na dziennikarzy o lewicowych poglądach.

Tak samo zarzucano Owsiakowi, że się zdeklarował politycznie po lewej
stronie. - A przecież on od zawsze miał lewicowe poglądy ,czego nigdy
nie ukrywał - cóż to więc za zarzut ??? - Chodzi tylko o to , żeby
podgrzać atmosferę niechęci do niego.

Dlatego ta książka jest dalszym ciągiem nagonki na lewicę szeroko rozumianą.

Prawica w Polsce jest mocno związana z klerem i przezeń sterowana. - A
kler wie, że prędzej czy później przegra z lewicowymi ideami, bo to one
są siłą napędową rozwoju i postępu cywilizacyjnego. - Prawica zaś jest
zachowawcza i wiecznie trzęsie tyłkiem przed nowym,boi się stracić
władzę nad baranami.

Szczując ludzi na lewicę kler stara się odwrócić uwagę od swoich
przestępstw i poprzez opluwanie tych, którzy je wyciągają na światło
dzienne opóźnić swój upadek - Bo on jest nieunikniony !

Prawica ciągle stara się wyrobić w społeczeństwie przekonanie, że nazwać kogoś lewicowcem to piętno !

W tej sytuacji pragnę wyznać, że mam lewicowe poglądy i jestem z tego dumna.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

65. kolejny resorciak sie tłumaczy

Ataki na autorów książki „Resortowe dzieci. Media” cały czas się
nasilają. Teraz głos w sprawie publikacji zabrał Jerzy Baczyński,
redaktor naczelny „Polityki” i oświadczył, że przekroczone zostały
„kolejne granice łajdactwa”. Taka reakcja raczej dla nikogo nie może być
zaskoczeniem - według dokumentów znajdujących się w archiwach IPN,
Baczyński został zarejestrowany przez służby specjalne PRL jako kontakt
operacyjny o pseudonimie „Bogusław”.




- Ta lustracyjna fala jest jeszcze gorsza, jeszcze mniej przyzwoita
od poprzedniej, bo zakłada jakąś genetycznie dziedziczoną zdradę,
istnienie całych rodzinnych klanów, środowisk, grup, które przez dekady
knuły, jak zaszkodzić Polsce
– napisał na łamach „Polityki” redaktor naczelny pisma.



Jerzy Baczyński wyjaśnia, że postanowił zareagować na publikację „Resortowych dzieci” i odpowiedzieć autorom książki, ponieważ jego zdaniem przekroczone zostały „kolejne granice łajdactwa”.

 

- Tu nikt nie ma prawa do obrony, do prywatności, do ochrony czci,
nawet spokoju swoich zmarłych. To swoista zapowiedź tego, co z jeszcze
większą siłą może uderzyć, gdyby PiS miało powrócić do władzy (....)
Cóż, uchwalona przez polskie państwo ustawa o IPN daje osobom podającym
się za dziennikarzy prawo wglądu we wszystkie akta dowolnie wybranych
osób i robienia z nich dowolnego użytku. A że inni dziennikarze, poza
grupką "niepokornych", z tego nie korzystają, to ich sprawa
– napisał Baczyński.



Co wywołało tak ostrą reakcję naczelnego tygodnika „Polityka”? Poniżej publikujemy dotyczące jego osoby fragmenty książki „Resortowe Dzieci. Media”:



Ze znajdujących się w Instytucie Pamięci Narodowej dokumentów wynika, że
Jerzy Baczyński – wieloletni redaktor naczelny „Polityki” – 31
lipca 1981 roku, przed wyjazdem na stypendium do Francji, został
zarejestrowany przez służby specjalne PRL jako kontakt operacyjny
o pseudonimie „Bogusław”.




Po wprowadzeniu stanu wojennego, Baczyński przebywał we Francji jako
stypendysta Journalistes en Europe i Fondation de France. Zwolniono go
wtedy z pracy. Działał w paryskim komitecie koordynacyjnym
„Solidarności”.



Po powrocie do kraju w 1983 roku wkrótce został dziennikarzem „Polityki”,
początkowo jako redaktor działu publicystyki gospodarczej. W 1990 roku
objął stanowisko zastępcy redaktora naczelnego i wiceprezesa
wydawnictwa. Cztery lata później został redaktorem naczelnym i  prezesem
Spółdzielni Pracy „Polityka”.



Podczas spotkania z  funkcjonariuszem wywiadu PRL Jerzy Baczyński
podpisał oświadczenie, w  którym podano hasło kontaktowe, i przyjął
pseudonim „Bogusław”. Baczyńskiego pozyskał inspektor T.
Szopski z Wydziału VIII, który zajmował się rozpracowywaniem organizacji
finansowych i gospodarczych. Wskazuje to, na jaki rodzaj usług od
„Bogusława” liczył wywiad.

Baczyński po powrocie do Polski odbył kilka spotkań z funkcjonariuszami SB. W raportach
SB można zapoznać się ze szczegółami na temat zmiany nazwiska Jerzego
Baczyńskiego (wcześniej nazywał się Sroka), jego życia osobistego
i romansów.
W aktach służb specjalnych PRL znajdują się m.in.
własnoręcznie napisane i podpisane przez Jerzego Baczyńskiego dokumenty,
a jednym z najważniej-szych jest oświadczenie dotyczące zachowania
w tajemnicy faktu, że w „Życiu Warszawy” pracuje funkcjonariusz służb
specjalnych PRL:



Oświadczam, iż zostałem poinformowany i zdaję sobie sprawę z tego,
że fakt zatrudnienia znanego mi oficera wywiadu PRL w red. «Życia
Warszawy» stanowi tajemnicę państwową specjalnego znaczenia. Dlatego ten
fakt zamierzam zachować w tajemnicy. W przypadku ujawnienia przeze mnie
posiadanej informacji – dotyczącej osoby oficera wywiadu PRL – zdaję
sobie sprawę, iż będę pociągnięty do odpowiedzialności, zgodnie
z obowiązującym w Polsce prawem.

Jerzy Baczyński





http://niezalezna.pl/50665-histeria-naczelnego-polityki-boguslawowi-nie-...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

66. Bronisław Wildstein

W "Tygodniku Powszechnym" wyczytałem, że "Resortowe dzieci" można porównać do propagandy Marca 1968 r. Można?

To świadczy jedynie o głupocie piszącego tamten tekst. To odwracanie
sensu rzeczy. Bo ta publikacja nie miała być atakiem na ludzi za ich
pochodzenie. Powtarzam jeszcze raz: miała pokazywać elementarną jakość
socjologiczną. Rodowód elit jest strasznie ważny. Bardzo interesująco
jest prześledzić, jak one wyglądają, jak są spluralizowane. Jeżeli mamy
jednorodne elity w III RP, które wyrastają bezpośrednio z PRL-u, to
możemy powiedzieć, że w jakimś sensie dziedziczymy PRL. Chociażby w
wymiarze prawnym. Mam na myśli korporacje prawnicze, których rodowód
przekłada się na ich stosunek do PRL-u i jego zbrodni. To element układu
oligarchicznego wyrastającego z czasów komuny. Ale ludzie nie ponoszą
winy za swoich rodziców! To oczywiste i nigdzie w tej książce nic
takiego nie ma...(..)

Pan mówi, że elity się reprodukują. Pan też należy do elity.

Jakiej? (śmiech)



Nie należy Pan do elity prawicy?

Nie.



Dlaczego?

Dlatego że prawica nie stanowi elity w tym kraju. Tu istnieje jedna
elita lewicowo-liberalna. To dominująca siła. Ja należę do ludzi, którzy
próbują budować alternatywę dla tego układu. Innymi słowy, należę do
kontrelity. Jeśli ktoś chce mnie nazwać elitą kontestatorów status quo
III RP, to nie będę protestował. Ale my jesteśmy kontestatorzy! Proszę
porównać środki naszej telewizji i TVN-u, porównać możliwości po tej i
po tamtej stronie. To pokaże rzeczywistość, prawda? To tak jakby mówić,
że byłem elitą w opozycji, w PRL--u. Chociaż może i byłem, bo przed
Solidarnością było nas niewielu...



Załóżmy, że sytuacja się zmienia, Telewizja Republika ma takie środki jak TVN.

Nie zakładajmy. To się po prostu zmieni. Telewizja Republika będzie miała takie środki, bo sobie je z pewnością wywalczy.

http://www.polskatimes.pl/artykul/3299592,bronislaw-wildstein-resortowe-dzieci-maja-rozne-braki-wielu-ludzi-nie-powinno-tam-byc,4,id,t,sa.html
  

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

67. jakby to miało cos wspólnego z tym, co robią po 1989 r.

NZS broni Marcina Mellera i Tomasza Wróblewskiego opisanych w "Resortowych Dzieciach"

"Chcemy wyrazić dezaprobatę wobec zarzutów
sformułowanych (w książce "Resortowe Dzieci" - red.) w kierunku
zasłużonych działaczy Niezależnego Zrzeszenia Studentów: Marcina Mellera
i Tomasza Wróblewskiego" - pisze w oświadczeniu zarząd Niezależnego
Zrzeszenia. "Ich działalność w latach 80. i ogromna odwaga w walce z
komunistycznym systemem pomogły spełnić marzenie o wolnej i
demokratycznej Polsce" - dodaje zarząd.

"Książka "Resortowe dzieci" ukazuje ona
biografie osób ze świata mediów III Rzeczpospolitej, stawiając przy tym
tezę, że ich kariera nie byłaby możliwa bez rodzinnych koneksji i
powiązań z aparatem władzy Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Nie chcemy
podejmować polemiki ze wszystkimi tezami zawartymi w powyższej książce, a
jedynie wyrazić dezaprobatę wobec zarzutów sformułowanych w kierunku
zasłużonych działaczy Niezależnego Zrzeszenia Studentów: Marcina Mellera
i Tomasza Wróblewskiego" - pisze w oświadczeniu Zarząd Krajowy NZS.

W dalszej części oświadczenia czytamy, że "umieszczanie ich nazwisk w kontekście "resortowych dzieci" jest niedopuszczalną formą prezentyzmu historycznego.
Bez względu na to, kim byli krewni obu naszych alumnów, ich działalność
w latach 80. i ogromna odwaga w walce z komunistycznym systemem pomogły
spełnić marzenie o wolnej i demokratycznej Polsce". "Uważamy, że
zarówno Marcin Meller i Tomasz Wróblewski swoją aktywnością studencką udowodnili, że nie zasługują na miano "resortowych dzieci" - podsumowują przedstawiciele związku.
NZS założyli w 1980 roku opozycyjni studenci. Wśród współzałożycieli
byli m.in. Jacek Czaputowicz, Maciej Kuroń czy Piotr Bikont. Organizacja
została zdelegalizowana po wprowadzeniu stanu wojennego i ponownie
zalegalizowana w 1989 roku. Z jej szeregów wywodzi się liczna grupa
polityków: Paweł Piskorski, Grzegorz Schetyna, Przemysław Gosiewski,
Mariusz Kamiński czy Adam Bielan.
-------------------------------------------------
Sprytnie nie podają nazwisk tego Zarządu. A jest taki, na stronie nie ma publikacji

Oświadczenie NZS

Fot. Nzs.org.pl






Zarząd Krajowy 2013/2014

Image Dagmara Koguc - Przewodnicząca

mail:
dagmara.koguc@nzs.org.pl

tel.: +48 509 413 482

Studentka drugiego roku studiów
magisterskich SGH na kierunku metody ilościowe w ekonomii i systemy
informacyjne. W NZSie działa od początku studiów i dzielnie wędruje po
wszystkich szczeblach „kariery" przewidzianych dla członków NZS – od
świeżaka przez koordynatora Wampiriady, wiceprzewodniczącą i
przewodniczącą Zarządu Organizacji Uczelnianej NZS SGH do
przewodniczącej Zarządu Krajowego. Prywatnie uwielbia czytać dobre
książki, w szczególności fantastykę... i grać w gry ;)


Image Tomasz Gontarz - Sekretarz Generalny

mail:
tomasz.gontarz@nzs.org.pl
t
el.: +48 507 298 367

Lublinianin.
Słoik. Absolwent prawa oraz student historii na Uniwersytecie
Warszawskim. Z NZS związany niemal od początku swoich studiów.
Spontaniczna decyzja wstąpienia do NZS przerodziła się w największą
przygodę w życiu. Uwielbia poznawać nowych ludzi i razem z nimi robić
coś kreatywnego i ciekawego. Miłośnik dobrej whisky i Jacka Dukaja.


Image Kinga Wysocka - Wiceprzewodnicząca ds. finansów

mail:
kinga.wysocka@nzs.org.pl
tel.: +48 725 849 823

Studentka
Technologii Żywności i Żywienia Człowieka na Uniwersytecie
Przyrodniczym w Poznaniu. Z NZS związana od początku studiów. Po roku
działalności trafiła do Zarządu NZS UP. Przez dwie kadencje pełniła
funkcję Skarbnika. W maju 2012 powierzono jej funkcję Przewodniczącej
NZS UP. Uwielbia górskie wycieczki i gotowanie.
 


Image Magdalena Sewerynik - Wiceprzewodnicząca ds. partnerów

mail:
magdalena.sewerynik@nzs.org.pl
tel.: +48 503 017 064

Studentka
drugiego roku studiów magisterskich SGH na kierunku Metody Ilościowe i
Systemy Informacyjne oraz UW na kierunku Zarządzanie. Z NZSem związana
już od pierwszego roku studiów. W wolnych chwilach lubi odkrywać ciekawe
zakątki Warszawy oraz jeździć na rolkach i snowboardzie.
 


ImageAgnieszka Wójcik - Wiceprzewodnicząca ds. projektów

mail:
agnieszka.wojcik@nzs.org.pl
tel.: +48 501 685 124

Studentka
Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, studia licencjackie ukończyła na
kierunku Finanse i Rachunkowość, studia magisterskie kontynuuje na
kierunku Zarządzanie. W NZS-ie od początku związana z OKFS-em. Uwielbia
wyprawy w góry, muzykę Tori Amos, dobre książki i długie wieczory z
przyjaciółmi.


Image Dominik Stępień - Wiceprzewodniczący ds. PR

mail: 
dominik.stepien@nzs.org.pl
tel.: +48 509 898 201

Student
II roku magisterki na kierunku Międzynarodowe Stosunki Gospodarcze oraz
absolwent licencjata z filologii angielskiej. Z NZSem na Uniwersytecie w
Białymstoku związany od roku 2008, czyli od początku swojej studenckiej
kariery. Prywatnie muzyczny zapaleniec, marzący o własnej agencji
muzyczno-marketingowo-eventowej, w której mógłby bardziej od środka
poznać muzyczne środowisko. Wieczory spędza ze znajomymi, w dobrym
pubie, przy dobrej muzyce oraz oczywiście dobrym, zimnym piwku.

 
http://www.nzs.org.pl/index.php/wladze/zarzad-krajowy.html


Sławomir Cenckiewicz komentuje, że fałszywi obrońcy
moralności oburzeni „Resortowymi dziećmi” udają, że nie wiedzą, iż
książka jest tylko dalece spóźnioną reakcją na dominację funkcjonariuszy
informacji w mediach III RP. Spóźnioną i bardzo odległą od metod, które
ci funkcjonariusze w przeszłości stosowali. I przypomina historię
swojego „resortowego dziadka”. Ujawniona przeze mnie w 2005 r. (na
łamach tygodnika „Wprost”) garść podstawowych informacji o nieznanym mi
osobiście dziadku Mieczysławie Cenckiewiczu – funkcjonariuszu Urzędu
Bezpieczeństwa – dała asumpt do ataków na mnie. Najpierw piętnowano mnie
jako współczesnego Pawlika Morozowa, który w Związku Sowieckim stał się
wzorem do naśladowania po tym, jak zadenuncjował własnego ojca jako
kułaka – pisze Cenckiewicz i dodaje, że w kolejnych latach historia
dziadka była przypominana po każdej jego niewygodnej publikacji.

http://dorzeczy.pl/nr-414-zamieszanie-i-awantura-o-resortowe-dzieci/

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

68. Medialne gwiazdy

Medialne gwiazdy grzmią
http://dorzeczy.pl/medialne-gwiazdy-grzmi/
Dawno żadna książka nie wywołała tyle zamieszania co „Resortowe dzieci”. Niezależnie od jej zalet oraz wad okazało się, że ludzie chcą wiedzieć, kim są ci, którzy pouczają ich w telewizji, radiu i prasie – pisze Piotr Gursztyn w najnowszym wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Takiej reklamy można tylko pozazdrościć. Awantura wokół książki napisanej przez Dorotę Kanię, Macieja Marosza i Jerzego Targalskiego sprawiła, że pierwotny nakład – 10 tys. egzemplarzy – rozszedł się na pniu. Wydawnictwo zleca kolejne dodruki, bo tytuł zajmuje pierwsze miejsce na liście księgarskich bestsellerów. Wiadomo, że liczba sprzedanych egzemplarzy przekroczyła 100 tys., co jak na Polskę jest wynikiem nadzwyczajnym. Książka, mimo że wyszła zaledwie miesiąc temu, ma nawet poświęcone jej hasło w Wikipedii.

Sukcesu nie da się wyjaśnić tylko tym, że jej bohaterami są ludzie tacy jak Tomasz Lis, Monika Olejnik, Janina Paradowska czy Jacek Żakowski, którzy od 20 lat ex cathedra pouczają Polaków, co jest słuszne, a co nie. Sprzedażowy sukces książkowy wynikł ze skandalu wywołanego nie przez autorów i wydawnictwo, ale przez bohaterów książki urażonych zawartymi w niej ocenami.

Wszystkie zarzuty wobec książki, wątpliwości co do doboru bohaterów, metodologii, są ignorowane przez czytelników wykupujących kolejne egzemplarze. Wygląda na to, że ludzie wolą mieć książkę o gwiazdach mediów z felerami, niż nie mieć żadnej. (…)

Książka ugodziła boleśnie. Zgodnie z typowym dla siebie sposobem ekspresji zareagował Tomasz Lis. Mówił o zaczepiających go „żulach z prawicowego lumpeksu”. „To się w pale nie mieści!” – pokrzykiwał w radiowej audycji. Dzięki książce Lis miał przynajmniej o czym pisać wstępniaki do „Newsweeka” i komentarze na swoim portalu. Twierdził, że polskim eksportowym hitem powinna być „skondensowana nienawiść”. Pisał o prawicowych menelach i internetowym szajsie. Przekręcał nazwisko Doroty Kani na „red. Kanialia”. Grzmiał przy tej okazji na pojawiające się w Internecie informacje na jego temat, które nie mają żadnego związku z książką. Pojawił się bowiem wpis – być może parodia lub wytwór internetowego hejtera – o rodzinie komunisty Lisienki, byłego czerwonoarmisty, który po 1945 r. osiedlił się w Polsce. Owa postać miała spolszczyć nazwisko na „Lis” i tym samym stać się protoplastą Lisów z Zielonej Góry. Sam zainteresowany przekonywał, że nie ma nic wspólnego z żadnymi Lisienkami. „Za Lisienków będę wytaczał procesy. Trudno, nie mam na to ochoty, ale nie mam wyjścia” – zapowiedział. (…)

Cały artykuł w NR 4/052 20–26 STYCZNIA 2014 tygodnika Do Rzeczy

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

69. Tajemnicza śmierć, o której szef MSW mówił: „To nie wypadek”

Tajemnicza śmierć, o której szef MSW mówił: „To nie wypadek”. I jak Tomasz Sekielski zrezygnował z nakręcenia reportażu w obliczu faktów [wideo]
http://niezlomni.com/?p=8187

Tomasz Sekielski (na pierwszym planie)

Tomasz Sekielski (na pierwszym planie)

[...] tefauenowska szkoła „dziennikarstwa” zapełniła polską
rzeczywistość kreaturami, które dla kariery sprzedadzą własnego ojca i
matkę, to ja wyraźnie się od tego odcinam – ja jestem dziennikarzem i
nie zamierzam wstydzić się swojej profesji.

„Stajnia Waltera” zaczęła jednak prątkować, infekować inne
media. Oto niedawno w telewizji publicznej zalągł się Tomasz Sekielski
(jeśli nie najznaczniejszy, to na pewno najobszerniejszy wyrób TVN) ,
zalągł się tam i nawet udaje dziennikarza.
A jak udaje, posłuchajcie:

Przyszło mu raz do głowy, aby zrobić materiał na temat
tajemniczej śmierci szefa i założyciela Ośrodka Studiów Wschodnich –
Marka Karpa. Wysłał nawet terminującą u niego (takie nadejszły czasy)
młodą dziennikarkę do przyjaciół Karpa. Nagrała kilka obszernych
wywiadów i miała skontaktować się z najbliższymi współpracownikami pana
Marka – Markiem Cichockim i Bartłomiejem Sienkiewiczem, byłym i obecnym
ministrem spraw wewnętrznych. Obaj kiedyś przysięgli, ze sprawę śmierci
swojego dawnego pryncypała wyjaśnią do spodu. Przyrzekli i… skrewili.

Nie w tym jednak rzecz. Firma Sekielskiego (dojąca
TVP bez litości) wynajęła krakowska kawiarnię „Jama Michalika” i
przeprowadziła tam kilkugodzinny wywiad z jednym z przyjaciół Karpa.
Młoda terminatorka wystarała się nawet o wywiad z byłym ministrem spraw
wewnętrznych Krzysztofem Kozłowskim. Kozłowski, ciężko już w tym czasie
chory, udzielił ostatniego chyba wywiadu w swoim życiu. W czasie rozmowy
z młodą dziennikarką stwierdził:

-
Śmierć Marka Karpa nie była wypadkiem! – uwaga takie słowa padły z ust
nieskorego przecież do ulegania teoriom spiskowym i znanego przeciwnika
lustracji Krzysztofa Kozłowskiego.

Młoda dziennikarka przywiozła swój materiał do
szefa – Tomasza Skielskiego – i… okazało się, że nie ma tematu.
Sekielski nagle utracił zainteresowanie okolicznościami śmierci byłego
szefa OSW.

Oficjalnie stwierdził ponoć, że nic nowego w tej sprawie się nie dowiedział.
Czyli ewentualne zmuszenie do spowiedzi Sienkiewicza i Cichockiego nie
jest żadnym tematem, a Krzysztof Kozłowski niedwuznacznie sugerujący
drugie dno samochodowego wypadku pana Karpa, to właściwie nudy na pudy.
Tak panie Sekielski?

Marek Karp

Marek Karp

Czy też może ktoś zagroził ekscelencji „Panu Dziennikarzowi
Sekielskiemu”, że lekko przykręci śrubkę w niewymownej, jak będzie
władał roztrzęsione rączki w nie swoje sprawy?

Tak to
praktyka rodem z telewizji matki została, przez pana Sekielskiego,
przeniesiona do telewizji publicznej. O ile jednak TVN jest telewizją
prywatną (otoczenia Jerzego Urbana) i pretensje można mieć jedynie o
źródła kapitału i podszywanie się tej stacji pod dziennikarstwo, to już w
przypadku TVP sprawa staje się poważniejsza. Tu żaden nieudany prezes
Braun nie jest właścicielem (obecnie co najwyżej okupantem), to dobro
wspólne.

Wszyscy więc – drodzy czytelnicy – możecie zapytać Tomasza
Sekielskiego dlaczego – jak oparzony – wyjął swe dłonie ze sprawy
niewyjaśnionej śmierci Marka Karpa.

Witold Gadowski na portalu Stefczyk.info

Dowiedz się więcej o tajemniczych okolicznościach śmierci Marka Karpa:

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

70. Rolicki broni „Resortowych dzieci”

(..)
Znamienne, że mimo ostrzeżeń wytoczono im jak dotąd zaledwie jedną sprawę sądową. Tak więc z zapowiadanej dużej chmury szykuje się mały deszcz.(..)

RODZINNE ZAPLECZE

W tej sytuacji chyba warto spojrzeć na całą sprawę z dystansu. Jeśli sie spojrzy z szerszej perspektywy, widać, że przy okazji tego dziełka trójki wyżej wymienionych autorów w gruncie rzeczy nie zostało naruszone istotne tabu. Bo tabu nie sposób ustanowić na podstawie chyba wyświechtanego już stwierdzenia, że dzieci nie odpowiadają za winy, a nawet zbrodnie rodziców. Na dowód przypomnę, że naczytaliśmy się wielu książek traktujących o rodzinach zbrodniarzy nazistowskich, a także Stalina i jego popleczników. Ten dział piśmiennictwa, można powiedzieć dokumentalnego, nie wzbudza oporów, jedynie zaciekawienie, mimo że dzieci, jak to dzieci, nie wybierały sobie tatusiów i gdy się pojawiały na świecie, ojcowie ich już byli w pełni ukształtowanymi osobami. Skoro więc opinia publiczna, i to międzynarodowa, uznała, że można tak pisać o wielkich zbrodniarzach, to tym bardziej jest to chyba dozwolone, gdy próbuje się, sięgając do dokumentów, opisać ich zaledwie poślednich pomocników. Z tym że spór, jaki się u nas zarysował, w gruncie rzeczy dotyczy problemu szerszego, bo roli rodziny jako zaplecza pokoleń wstępujących w dorosłe życie. I to zaplecza, dodajmy, na dobre i na złe.

Przy okazji powiem, że zapominamy, iż karanie ludzi za tak zwane niewłaściwe pochodzenie wcale nie było XX-wiecznym, a więc komunistycznym bądź faszystowskim wynalazkiem. Listy proskrypcyjne jako częsty w sumie element walki politycznej – a zamieszczano na nich notabli rzymskich wraz z rodzinami jeszcze przed Chrystusem – były pierwowzorem dla wielu późniejszych powtórek z historii. Można wręcz powiedzieć, że właściwie każda władza przychodząca w rezultacie przewrotu czy rewolucji zwykle po nie z chęcią sięgała. A co powiedzieć o tak niegdyś częstych walkach rodowych stanowiących formę zemsty za niewłaściwe rodzinnie pochodzenie, z wendetą na czele? Przypomnijmy, że mordowanych dzieci nikt przy takich okazjach nie pyta o grzechy ich ojców. Są po prostu mordowane, aby w przyszłości z chęci zemsty nie próbowały wyrżnąć dzisiejszych zwycięzców. Nawet w Polsce, uważanej za kraj z raczej spokojną pod tym względem historią, mieliśmy straszliwą wojnę Grzymalitów z Nałęczami.(..)

http://www.wprost.pl/ar/435030/Rolicki-broni-Resortowych-dzieci/

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

71. resortowy celebryta obywatel w koloratce

Ksiądz Sowa o posłance Pawłowicz: Jej język nie przystoi kobiecie

Ksiądz
Kazimierz Sowa uważa, że telewizje nie powinny pokazywać posłanki
Pawłowicz przed 23. Ostro krytykuje też księdza Dariusza Oko i posłów
prawicy, walczących z "ateizacją".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

72. towarzysz X Sowa zrobi najlepiej ,jak zamilnie

bo Kapłanowi w koloratce...nie przystoi takie PARCIE NA SZKŁO

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

73. Zamach na słownik Bogdan

Zamach na słownik

Bogdan Gancarz

Sąd może zakazać dystrybucji pomnikowego wydawnictwa naukowego.

Miałem szczęście, kupując na początku lutego najnowszy, 201. zeszyt Polskiego Słownika Biograficznego. Wkrótce może to być przez dłuższy czas niemożliwe. Okazało się bowiem niedawno, że Sąd Okręgowy w Krakowie wydał 7 lutego postanowienie o tzw. zabezpieczeniu z tytułu roszczeń o ochronę dóbr osobistych. Jeżeli znany reżyser Piotr Szulkin wystąpi do sądu z formalnym powództwem wobec wydawcy PSB, ów zeszyt słownika zostanie objęty zakazem rozpowszechniania co najmniej przez rok.

Poszło zaś o biogram prof. Pawła Szulkina (1912-1987), fizyka, ojca reżysera. Napisał go ceniony historyk dr hab. Stanisław Tadeusz Sroka, zastępca redaktora naczelnego PSB. Piotr Szulkin zgłosił do wstępnej wersji biogramu szereg zastrzeżeń, z których niektóre zostały uwzględnione. Nie usatysfakcjonowało to jednak reżysera, który nie był zadowolony ze wzmianki o tym, że jego ojciec urodził się „w rodzinie żydowskiej”. Postanowił zatem dobijać się swego na drodze sądowej.

Słownik , którego redakcją kieruje obecnie prof. Andrzej Romanowski, jest od 1935 r. redagowany w Krakowie. Na jego łamach ukazało się już kilkadziesiąt tysięcy biogramów osób, ważnych dla historii Polski. Wszystkie były przygotowywane z największą starannością naukową. Zdarzało się, że jakieś szczegóły danego biogramu komuś nie dogadzały. Jeśli chodziło o władze komunistyczne, to interweniowała cenzura. Rodziny osób opisanych w słowniku musiały się jednak godzić z podawaniem w biogramach faktów, które czasem wolałyby ukryć. Nie przychodziło im jednak do głowy ciągać szacowne wydawnictwo naukowe po sądach.

http://krakow.gosc.pl/doc/1913409.Zamach-na-slownik

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

74. Druga część - „Resortowe dzieci. Służby” - ukaże się

Jedna z prywatnych rozgłośni radiowych została założona z inspiracji agentów komunistycznych służb specjalnych, a czołowe role w stacji pełnili ludzie pozyskani przez funkcjonariuszy. To jedna w wielu nieznanych powszechnie informacji, jakie znajdą się w kolejnej książce z serii „Resortowe dzieci”. Druga jej część - „Resortowe dzieci. Służby” - ukaże się już w listopadzie.

- To książka o wpływie komunistycznych służb specjalnych na ludzi i instytucje III RP – mówi nam współautor publikacji dr Jerzy Targalski. - Opisani będą funkcjonariusze służb specjalnych PRL oraz osoby pozyskane przez nich jako tajni współpracownicy, którzy figurują w archiwach służb specjalnych PRL – dodaje.

Książka „Resortowe dzieci. Służby” ukaże się nakładem wydawnictwa Fronda. Podobnie - jak w przypadku pierwszej części - autorami są dziennikarze Dorota Kania i Maciej Marosz z „Gazety Polskiej Codziennie” oraz publicysta „Gazety Polskiej” dr Jerzy Targalski.

Seweryn Blumsztajn z ''Gazety Wyborczej'' w audycji ''Goście Daniela Passenta''

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

75. Do Pani Maryli

Szanowna Pani Marylo,

Wczoraj w TVP -Info / red Piotr Kraśko/ u pan Wojciech Cejrowski powiedział, że
Jaruzelskiemu należy się kula w łeb albo bilet w jedna stronę do Moskwy.

Moim zdaniem wszystkich współpracowników Moskwy powinno odesłać się z biletem w jedną stronę na Sybir

więcej:
http://www.tvp.info/15198127/cejrowski-o-conchicie-wurst-takie-rzeczy-po...

Dziadek Piotra, Wincenty Krasko będąc sekretarzem KW PZPR w Poznaniu tłumił Powstanie Poznański Czerwiec 56. Ojciec Tadeusz, był dyplomata w czasach PRL

UKłony moje najnizsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

76. W najnowszym numerze również




W najnowszym numerze również dodatek „Resortowe dzieci” – gratis 64 strony najciekawszych fragmentów książki, która wstrząsnęła III RP. A także komentarze publicystów na temat bestsellera dziesięciolecia.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

77. Po prawie roku Czuchnowski się obudził. Dziennikarz "Wyborczej"

Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej” zdecydował się pozwać autorów książki „Resortowe dzieci. Media”. Choć początkowo zapowiadał, że nie zamierza kierować sprawy na drogę sądową, ostatecznie jednak zmienił zdanie.

Dziennikarz „Wyborczej” domaga się od autorów książki „publicznych przeprosin, wycofania fragmentu na swój temat, nawiązki na cel charytatywny, a także odszkodowania za straty wizerunkowe.”

- Pozywam do sądu autorów książki „Resortowe dzieci”. Za sugestie, że moi rodzice byli działaczami PZPR lub funkcjonariuszami SB. W tej plugawej książce znalazłem się tylko dlatego, że chciano mnie tam za wszelką cenę umieścić – tłumaczy Czuchnowski.

Wojciech Czuchnowski przyznaje, że choć początkowo nie chciał kierować sprawy do sądu, z czasem zmienił zdanie:

- Zdanie zmieniłem i postanowiłem zareagować, gdy w tygodniku "W sieci" (nr 32/2014), jako dodatek specjalny ukazały się „najlepsze fragmenty” książki, łącznie z rozdziałem na mój temat. Tym samym autorzy i wydawca uznali, że zakwalifikowanie mnie jako „dziecka aparatczyków”, „ustawionego w życiu dzięki koneksjom” rodziców jest słuszne, ma podstawy w rzeczywistości i stanowi o wartości książki – tłumaczy dziennikarz „Gazety Wyborczej”.

http://niezalezna.pl/58576-po-prawie-roku-czuchnowski-sie-obudzil-dzienn...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl