70 lat temu hitlerowcy rozpoczęli akcję "Werwolf" (Wilkołak) ostatni etap wysiedleń polskiej ludności na Zamojszczyźnie

avatar użytkownika Maryla

Akcja "Werwolf" była praktyczną realizacją nazistowskiego planu Generalplan Ost, zakładającego zdobycie „przestrzeni życiowej” dla Niemców. Jej celem było całkowite wysiedlenie ludności polskiej z terenu Zamojszczyzny i zasiedlenie go Niemcami. Akcja była trzecią z kolei próbą niemieckiej kolonizacji tych terenów dokonaną w czasie okupacji. Zasiedlane przez Niemców wioski miały być dodatkowo otaczane pasem miejscowości zamieszkiwanych przez Ukraińców (akcja Ukraineraktion) i volksdeutschów. Miały one stanowić strefę ochronną, odgradzając „rasę panów” od ewentualnych ataków polskich partyzantów. Docelowo Niemcy zamierzali wysiedlić ok. 30 000 osób w czasie zakrojonych na szeroką skalę działań przeciwpartyzanckich i pacyfikacji.

 

Zgodnie z tą polityką Niemcy praktycznie od początku okupacji w Polsce wprawili w ruch machinę deportacyjną. Polaków wysiedlano z Wielkopolski (przemianowanej na Kraj Warty), a także z Pomorza. W ich miejsce ściągano Niemców ze Wschodu. Polaków wypychano z kolei do Generalnego Gubernatorstwa, by w ten sposób nieodwracalnie zniemczać tereny uznane za "rdzennie germańskie".

Towarzyszyły temu "akcje specjalne" przeciw polskim elitom i inteligencji – wszak Polacy mieli być sprowadzeni do poziomu niewolniczej siły roboczej. Polskich Żydów zamknięto za murami gett.

 

Furman miał codziennie wozić trupy z obozu w Zamościu na cmentarz. Każdego dnia pośród zwłok było 30 ciał dzieci – czasem mniej, czasem więcej. Grzebano je bez trumien.

Dzieci Zamojszczyzny, fot. PAP/ CAF

 

Rozkazem Himmlera powiat Zamość został "pierwszym terenem osiedleńczym Generalnej Guberni". Tutejsze żyzne ziemie i rozliczne gospodarstwa po zwycięskiej wojnie miały się stać własnością zasłużonych działaczy SS i NSDAP.

Już jesienią 1941 r. Niemcy przeprowadzili "próbę generalną", wypędzając z kilku wsi pod Zamościem ponad 2 tys. chłopów. Na ich miejsce planowano osiedlić Niemców z Besarabii. Dla miejscowej ludności najgorsze miało jednak dopiero nadejść.

Poczynając od nocy z 27 na 28 listopada 1942 r., na kolejne wioski pod Zamościem spadały te same ciosy. Ludzi nocą albo nad ranem wyrywało ze snu walenie w drzwi. Wieś była już wtedy otoczona przez niemieckie oddziały. Folksdojcz na usługach oficera dowodzącego akcją chodził od drzwi do drzwi i informował mieszkańców, że mają 5-15 minut na spakowanie. Można było zabrać 10-20 kg bagażu.

Całe rodziny wypędzano na śnieg i zbierano na placu. Na miejscu rozstrzeliwano tych, którzy próbowali uciekać albo odmawiali opuszczenia domostwa. Ładowano ludzi na ciężarówki albo furmanki i wywożono. Gdzie – tego nie wiedzieli.

Wiadomości o dzieciach z Zamojszczyzny przewożonych w pozbawionych ogrzewania, zaplombowanych towarowych wagonach, krążyły po kraju od początku stycznia 1943 roku. Pisał o tym w alarmujący sposób także konspiracyjny "Biuletyn Informacyjny", główne pismo Państwa Podziemnego.

Dramat dzieci Zamojszczyzny zaczął się już w listopadzie 1942 roku, kiedy podczas akcji przesiedleńczej Niemcy zatrzymali ok. 33 tys. dzieci w wieku do 14 lat. Większość z nich umieszczono potem w obozie w Zamościu, gdzie wiele z nich zmarło w wyniku wycieńczenia, wychłodzenia; niektóre zostały zamordowane przez esesmanów.

Dzieci, które przeżyły, przechodziły przez specjalne komisje selekcyjne kierujące je do zniemczenia, do obozów koncentracyjnych lub do pracy przymusowej w Niemczech. Ich gehenna zaczynała się już podczas transportu.

Na miejscu zjawiali się ściągnięci zawczasu osadnicy – nie tylko Niemcy, ale i Ukraińcy. Zamysł polegał bowiem na tym, by osady zasiedlane przez Niemców były otaczane ukraińskimi "kordonami", tak aby polska partyzantka nie miała ułatwionego zadania. Pierwsza znacząca fala wysiedleń trwała do marca. Wygnano ok. 50 tys. ludzi.

Akcja osłabła, kiedy opór stawiły oddziały polskiego podziemia, głównie Batalionów Chłopskich. Ale z końcem czerwca 1943 r. Niemcy uderzyli po raz kolejny. Akcja "Werwolf" miała być zarówno ciosem w partyzantkę, jak i ostatnim etapem wysiedleń. Tym razem Niemcy  nie tylko wypędzali mieszkańców, ale też brutalnie pacyfikowali wioski, a mężczyzn – podejrzanych o udział w partyzantce – brutalnie przesłuchiwali i mordowali, m.in. w Rotundzie Zamojskiej.

Pomnik Dzieci Zamojszczyzny stoi przy ulicy Akademickiej, naprzeciwko Akademii, na terenie dawnego ogródka gimnazjalnego. W tym miejscu, w okresie okupacji, Niemcy rozstrzelali około 2 tys. osób. Pomnik powstał w 1962 roku.

 


Większość ludzi wysiedlanych na Zamojszczyźnie trafiała zrazu do trzech obozów przejściowych. Tu o ich losie miała decydować selekcja. Hitlerowcy przydzielali więźniów do jednej z kilku kategorii według "wartości rasowej". Całe rodziny musiały pokazywać się lekarzom. "Rozbieraliśmy się do pasa i pojedynczo podchodziliśmy do nich. Kładliśmy ręce na stolik, a wtedy patrzyli nam w oczy, za uszy i na ręce" – mówi jedna z relacji.

Polacy o rzekomo nordyckich cechach rasowych (np. potomkowie Niemców) mieli być zabrani do Łodzi w celu ustalenia, czy można ich "regermanizować". Druga grupa to dorośli (w wieku 15-59 lat), którzy mieli być użyci jako niewolnicza siła robocza. Trzecią grupę stanowili "nieprzydatni" – mieli być wysłani do obozów koncentracyjnych.

Świat płakał! - Wojenne losy Dzieci Zamojszczyzny

Dzieci Zamojszczyzny - ofiary obozów, ofiary wojny, ofiary faszyzmu - "ocaleli prowadzeni na rzeź". Na barkach dźwigają brzemię straszliwych wojennych doświadczeń. Czują jeszcze gorzki smak niemieckiego wiktu, a przed oczyma mają koszmarne obrazy wspomnień pacyfikacji wsi Zamojszczyzny w latach II wojny światowej.

"Chociaż serca mamy młode, to historię dobrze znamy.
Losy Dzieci Zamojszczyny w swej pamięci zachowamy"


- to słowa refrenu Hymnu szkolnego Gimnazjum im. Dzieci Zamojszczyzny w Bodaczowie. Na Zamojszczyźnie znajduje się sześć szkół, którym nadano imię Dzieci Zamojszczyzny. Takie imię przybrała także Komenda Hufca w Zamościu. Uczniowie szkół i zamojscy harcerze z pietyzmem zachowują pamięć o Dzieciach Zamojszczyzny, o wielkim dramacie ludzkim, który trudno ubrać w słowa. W naszej historii miały miejsce wydarzenia, które wywołują drżenia najtwardszych nawet serc.

Tuz po agresji Niemiec na Związek Radziecki przybył do Generalnej Guberni Heinrich Himmler. Zwiedził Lublin i Zamość, po czym zlecił utworzenie wokół Zamościa "niemieckiego okręgu osiedleńczego". Nowi osadnicy mieli rekrutować się przede wszystkim spośród członków SS i ich rodzin. Generalny plan hitlerowców przewidywał zniemczenie wielkich obszarów Europy Wschodniej. Realizacja tego planu zakładała likwidacje narodu polskiego.

Na tereny eksperymentalne, na których postanowiono przeprowadzić pierwsze próby zniemczenia wyznaczono cztery powiaty: zamojski, biłgorajski, tomaszowski i hrubieszowski.

Mieszkańców wsi przewożono do obozów przejściowych, gdzie dokonywano selekcji rasowej, oddzielano żony od mężów, dzieci od matek. Świat płakał. Nieprzytomne od łez matczyne i ojcowskie oczy patrzyły, jak bezbronne, przerażone, pobite i zmarznięte dzieci umieszczano w koszmarnych barakach. Z odmrożonymi rękami i nogami, głodne i brudne maleństwa umierały setkami. Setki, tysiące dziecinnych serc pękło w trakcie morderczej wywózki w wagonach bydlęcych. Tysiące ocząt zamiast radości zobaczyło śmierć!

Wiadomość o tragedii Dzieci Zamojszczyzny docierała do społeczeństwa, które reagowało spontanicznie: należy ratować dzieci. Część dzieci udało się uratować, dla tysięcy z nich nie było już żadnego ratunku.

Na terenie Zamojszczyzny troskę o zagrożony los rodzin, a szczególnie dzieci w czasie okupacji, czynem wyrazili Róża Zamoyska - którą wysiedleńcy nazwali "Aniołem Dobroci", ordynat Jan Zamoyski oraz Wanda Cebrykow.

Uratowane dzieci, dziś już osoby w starszym wieku postanowiły opowiedzieć swoją historię, chociaż każde wspomnienie tamtych lat powoduje drżenie serca i łzy. Relacje dwudziestu sześciu osób zebrała i zredagowała w publikacji "Wojenne losy Dzieci Zamojszczyzny" Julia Rodzik. Wydawnictwo zadedykowano: Dzieciom Zamojszczyzny, które przedwcześnie odeszły do wieczności w niemieckich obozach: na Majdanku, w Zamościu i w tak zwanych "transportach śmierci"...

Autentyczne wspomnienia Dzieci Zamojszczyzny zbierałam przez lata by ocalić je od zapomnienia. Chciałam by nie zapomniano o bolesnych przeżyciach, które towarzyszą nam przez lata - mówi Julia Rodzik. Zebraliśmy te świadectwa dzięki pomocy i życzliwości Współautorów naszej publikacji z myślą o współczesnym młodym pokoleniu.

W słowie do Czytelnika Julia Rodzik pisze - Bolesnym doświadczeniom dziecięcych lat - mnie i innym - zawsze towarzyszyła żywa wiara, dając nadzieje na przetrwanie. Bardzo często Opatrzność Boża stawiała na trudnej drodze naszego życia dobrych i szlachetnych ludzi, którzy bezinteresownie okazywali nam skuteczną pomoc i serce. W geście wdzięczności chylę przed nimi głowę. Zapraszam do przeczytania tych świadectw, pisanych trwałą pamięcią i sercem.

Świadectwa Dzieci Zamojszczyzny poprzedza wiersz Marii Gmyz, która jest także autorką okładki wydawnictwa.

"Gdy mnie resztkami łez żegnałaś Mamo
Nie umiałem Ci jeszcze powiedzieć słowa "Kocham"
Nie potrafiłem zapytać dlaczego
I z jakiego powodu stale było zimno
Dlaczego choć truchlało zbolałe małe serce
Siłą wyrwano z twoich rąk mą nadzieję..."


Następnie na kartach książki znajdzie Czytelnik relacje, które czyta się z bólem serca. Obrazy przywołane przez Dzieci Zamojszczyzny stają jak żywe, trudno przestać o nich myśleć, bo mówią o strachu przed śmiercią "ubraną w niemiecki mundur". "Panowie świata" mieli niejednokrotnie swoje małe dzieci, ale to nie przeszkadzało im w mordowaniu najmłodszego pokolenia Polaków na Zamojszczyźnie. Gdy po latach Stanisław Arasymowicz skierował pytanie do matki "Czy tak było naprawdę? - ona przez łzy wyrzekła: "Tak, Stasiu, to były straszne dni". Z tymi straconym dzieciństwem Dzieci Zamojszczyny musiały się pogodzić. Czy może być jakieś zadośćuczynienie? Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Trudno wytłumaczyć to co się stało w cywilizowanej Europie. Na szczęście polska ziemia niepokorna upomniała się o swoje, na szczęście Niemcom nie powiodła się masowa eksterminacja ludności polskiej. W pamięci ludzi zacierają się daty, nazwiska i twarze oraz wydarzenia strasznych okupacyjnych lat. Powinna jednak przetrwać w naszych sercach pamięć o tych, którzy odeszli męczeńską śmiercią. Każde kolejne pokolenie powinno pamiętać tą najtragiczniejszą kartę z naszych dziejów, by już nigdy nie powtórzył się koszmar wojny i tragedia dzieci. By już nigdy nikt nie załomotał do drzwi kolbą karabinu. By nikt nigdy nikomu nie odebrał beztroskiego dzieciństwa.

Tym wydawnictwem Dzieci Zamojszczyzny dziękują także wszystkim tym, którym zawdzięczają swoje życie, tym, którzy zdali egzamin ze swojego człowieczeństwa.

 

autor / źródło: Teresa Madej
dodano: 2007-11-24
 
 
 

http://sdzzb11.republika.pl/

Po raz 41. Ogólnopolska Pielgrzymka Kombatantów zgromadziła pod jasnogórskim Szczytem nieliczną już grupę starszych wiekiem mężczyzn i kobiet, wśród uczestników była   nasza grupa.

Wywiad z Krystyną Zygmunt
Ja się urodziłam w Majdanku, w obozie. Przez trzy miesiące chowano mnie pod pryczą, bo inaczej by spalili. Po trzech miesiącach wywieźli nas do Niemiec, i w Niemczech byłam dwa lata, później powrót do Polski mówi Krystyna
Zygmunt, Stowarzyszenie Dzieci Zamojszczyzny Ziemi Biłgorajskiej Dzisiaj pamiętamy zawsze o tych walczących, o tych, którzy polegli, żeby za jednych podziękować, a za drugich się pomodlić.
W uroczystej Mszy św. pod jasnogórskim Szczytem uczestniczyli kombatanci wraz z rodzinami oraz młodzieżą szkolną, a także uczestnicy 30. Pielgrzymki Harcerzy Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej. Eucharystii przewodniczył ks. kmdr Janusz Bąk, delegat biskupa polowego ds. duszpasterstwa kombatantów. Pielgrzymów powitał o. Mieczysław
Polak, podprzeor Jasnej Góry.
W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny Królowej Korony Polskiej, kładę swe ręce na Krzyż, znak męki i zbawienia, przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, stać nieugięcie na straży jej honoru i wyzwolenie jej z niewoli, walczyć ze wszystkich sił, aż do ofiary mojego życia. Składając taką przysięgę żołnierze Armii Krajowej i mając święte hasło na sztandarach Bóg, Honor, Ojczyzna wierzyli, że ich sprawa zwycięży powiedział podczas homilii
ks. kmdr Janusz Bąk - Żołnierze Armii Krajowej, byliście siłą zbrojną Polskiego Państwa Podziemnego. We wrześniu 1939 roku tworząc pierwsze struktury późniejszej armii, to wówczas podjęliście walkę z dwoma okupantami pragnąc, aby ta Polska, która miała być wymazana z mapy świata i Europy, była rzeczywistością realną żyjącą. Błogosławieni, którzy podczas gromu nie utracili równowagi ducha. Przemierzyli najwstydliwsze z ludzkich dróg - wojnę i powycinali łzami ścieżki swego życia.
Na zakończenie słowa podziękowania wypowiedział Juliusz
Domagalski, prezes Okręgu Częstochowskiego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Ks. kmdr Janusz Bąk przekazał zapewnienia o pamięci modlitewnej za kombatantów w imieniu biskupa polowego Wojska Polskiego Józefa Guzdka. Pielgrzymkę oprawiła swoją grą Jasnogórska Orkiestra Dęta pod dyr. Marka Piątka.

Pielgrzymka odbyla się w dniach 8 do 9 września.

W pierwszym dniu odwiedziliśmy sanktuarium w Świętej Annie i Gidlach.

W drugim dniu o godz. 11;00 pod szczytem odprawiona został msza święta.

W pielgrzymce uczestniczyło 44 członków Stowarzyszenia.

Jasna Góra 2012
Foto

 

Foto

OPŁATEK 2012 R.

 W dniu 11 stycznia w Domu Pomocy dla Kombatantów w Biłgoraju, przy ul. Komorowskiego odbyło się SPOTKANIE OPŁATKOWE.

O godz. 9:00 w kaplicy Domu Kombatanta została odprawiona msza święta. Modlono się za zmarłych członków Dzieci Zamojszczyzny Ziemi Biłgorajskiej. Zmarli w roku ubiegłym zostali wymienieni z nazwiska i imienia oraz o Błogosławieństwo Boże na Nowy rozpoczęty Rok.

Msze świętą odprawił ksiądz dr Andrzej Niedużok Dyrektor Liceum Katolickiego w Biłgoraju.

W uroczystościach wzięło udział 52 członków oraz pensjonariusze Domu Pomocy Społecznej dla Kombatantów.

Władze samorządowe reprezentowane były przez Starostę Biłgorajskiego - Pana Mariana Tokarskiego oraz Burmistrza Miasta Biłgoraj Pana Janusza Rosłana.  W spotkaniu uczestniczyła Dyrektor Domu Pomocy Społecznej dla Kombatantów Pani Maria Piętak.

Po mszy świętej w kaplicy nastąpiło połamanie się opłatkiem.


OPŁATEK 2012 R.
Foto

 

 

http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/wilkolak-ktory-porywal-dzieci,1,5553196,kiosk-wiadomosc.html

 http://sdzzb11.republika.pl/page205452173150389aa2a2dc9.html

 

 

Etykietowanie:

15 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. 10. Whsp_Dzieci Zamojszczyzny

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

2. "Chociaż serca mamy młode, to historię dobrze znamy. Losy Dzieci

"Chociaż serca mamy młode, to historię dobrze znamy.
Losy Dzieci Zamojszczyny w swej pamięci zachowamy"
serdeczna modlitwa za nich Wszystkich...i wieczna Pamięć

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

3. Co ze zgermanizowanymi

Co ze zgermanizowanymi dziećmi? Być może dumni z tego, że ich
rodzice nie byli nazistami, bo tak ukazał to film, siedziały przed
telewizorami nie mając świadomości, że płynie w nich krew polska,
czeska, rumuńska czy jakaś inna.

W 2005 roku IPN umorzył śledztwo w sprawie zniemczania polskich
dzieci, bo nie udało się ustalić sprawców. Przecież dwu- czy
czterolatek, który nie pamiętał swojego nazwiska tym bardziej nie
zapamiętał nazwiska pielęgniarki zmieniającej mu tożsamość.
Pokrzywdzonych są teoretycznie setki tysięcy, a w sumie… zaledwie
garstka. Przed laty istniało Towarzystwo Dzieci Polskich
Zgermanizowanych. W 2005 roku liczyło 62 członków. Tylu z nich żyło i
wiedziało, że urodzili się, jako Polacy. Ilu nigdy się tego nie
dowiedziało?

na zdjęciu ceremonia „chrztu” dziecka adoptowanego przez niemiecką rodzinę z ośrodka Lebensborn

Przygotowywałam w swoim czasie kilka materiałów dla telewizji o
wspomnieniach dzieci z czasów wojny.  Publikowała je Fundacja „Moje
wojenne dzieciństwo”. W drugim tomie znalazły się wspomnienia pani Anny
Kociuby. Noszą tytuł „Element rasowo wartościowy”. Pozwolę sobie
zacytować drobny fragment, bo kiedy przed laty to czytałam, ta historia
zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Anna Kociuba została odebrana
rodzicom, gdy miała sześć lat, bo pomyślnie przeszła testy rasowe, na
które zabierano polskie dzieci w wieku 0-6 lat. Wywieziono ją do Kalisza
do jednego z wielu ośrodków Lebensborn. Była to instytucja działająca w
strukturach SS, której zadaniem było stworzenie odpowiednich warunków
do „odnowienia krwi niemieckiej” i „hodowli nordyckiej rasy nadludzi”
poprzez odpowiednią selekcję kobiet i mężczyzn przeznaczonych do
rozmnażania w ramach demograficzno-politycznych założeń nazistowskiej
polityki rasowej. Ośrodki wybierały też dzieci, ich zdaniem rasowo
odpowiednie, spośród dzieci podbitych narodów. Te dzieci poddawano
germanizacji. Jednym z takich dzieci była Anna Kociuba. Mama zaszyła jej
w płaszczyku kartkę z danymi osobowymi i przykazał nigdy nie rozstawać
się z tym płaszczem.

„W Kaliszu byłam kilka miesięcy, nie pamiętam, czy już wtedy
nauczyłam się języka niemieckiego, ale myślę, że jeszcze umiałam po
polsku i pamiętam, jak się nazywam, choć nazwisko też mi odebrano i
nazywałam się odtąd Anna Zachertm
– Napisała Anna Kociuba w swoich wspomnieniach opublikowanych w 1999 roku. –
Tak więc straciłam swoją tożsamość po raz pierwszy. Potem odesłano mnie
do obozu w Oberweis koło Salzburga na terenie Austrii. Było jeszcze
gorzej, większa dyscyplina, obowiązywał wyłącznie język niemiecki,
panował głód i często stosowano kary cielesne za każde drobne
„wykroczenie”. Do samotności i głodu byłam przyzwyczajona, ale strasznie
bałam się zamknięcia w piwnicy (lęk przed ciemnością pozostał do dziś) i
kar cielesnych, to znaczy bicia, a zwłaszcza tak upokarzającego bicia
po twarzy. Czas jednak płynął i w końcu roku 1944 zaczęto dzieci
„rozdawać” tym Austriakom, którzy byli chętni do adoptowania polskiego
dziecka.
(...)

http://piekarska.blog.pl/?p=3664

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

4. Polskie ofiary austriackich

Polskie ofiary austriackich domów dziecka

Wśród dziesiątek tysięcy dzieci bitych i gwałconych przez wychowawców
w austriackich domach dziecka byli też Polacy. To dzieci robotników
przymusowych i więźniów obozów koncentracyjnych, którzy po wojnie nie
wrócili do kraju.

Ich rodziców Niemcy
w latach 40. przywieźli do Austrii w bydlęcych wagonach i traktowali
jak niewolników. Po wojnie dla austriackich urzędników nadal byli ludźmi
drugiej kategorii. Odbierano im dzieci,
bo uważano, że - tak jak samotne matki - nie nadawali się na
pełnowartościowych rodziców. W ten sposób ich dzieci stawały się
ofiarami wojny.

Taki los spotkał Stefanię Żupańską,
którą do sierocińca dla niemowląt w Wels pod Linzem przywieziono 15 maja
1947 r. Miała wówczas osiem miesięcy. Trzy lata później ten sam los
spotkał Irmę Łukażewską. Bliźniaków Karla i Franza Mikszowskich do
sierocińca zabrano 23 czerwca 1951 r., gdy mieli 10 dni.

(..)

W skali całej Austrii polskich dzieci mogło być kilkaset. - W Austrii
osiedliły się tysiące Polaków, którzy nie wrócili po wojnie do ojczyzny.
W tej sprawie trzeba przeprowadzić badania - mówi o dzieciach z Wels i
Wegscheid prof. Bogusław Dybaś, historyk, szef stacji naukowej Polskiej
Akademii Nauk w Wiedniu.

O Polaków pytałem władze landu Górna Austria,
w którym znajdowały się obydwa sierocińce. - Do tej pory nie zgłosił
się do nas żaden - mówi Harald Scheiblhofer, rzecznik wicepremiera landu
Josefa Ackerla.

Gdyby zgłosili się do władz landu,
mogliby dostać co najmniej kilka tysięcy euro odszkodowania, tak jak 2,5
tys. austriackich ofiar sierocińców.

Polakami w sierocińcach nikt się też jeszcze w Austrii nie zajmował.

- My zajmiemy się tą sprawą - obiecuje jednak Romuald Szoka, zastępca ambasadora RP w Wiedniu.

Pomoc deklaruje również polskie MSZ.



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

5. 70 lat temu Niemcy


70 lat temu Niemcy spacyfikowali Michniów. Zamordowano 204 osoby [ZDJĘCIA]

204 osoby zabite, w tym 53 kobiety i 48 dzieci - to cena, którą
mieszkańcy Michniowa w Górach Świętokrzyskich zapłacili za pomoc
partyzantom. 12 i 13 lipca mija 70 lat od pacyfikacji wsi przez
niemieckie oddziały policyjne.

Nad ranem 12 lipca 1943 roku
Niemcy otoczyli wieś kordonem. "Wszystkich, których mieli na liście
wpędzono do czterech stodół, które później podpalono.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

6. Jugendamt, niemiecki urząd

Jugendamt, niemiecki urząd ds. młodzieży oddał 2,5-miesięczne niemowlę rodzicom. Stało się to zanim sąd rodzinny wydał wyrok w tej sprawie. - Ostatecznie po miesiącu ciężkiej batalii odnieśliśmy sukces. Rodzina znów jest razem - poinformował media Wojciech Pomorski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech.
Pani Daniela i pan Leszek - para z Ustronia wyjechała do Niemiec w poszukiwaniu lepszego życia. Po kilku latach pracy w Wielkiej Brytanii postanowili znaleźć pracę w Berlinie. Szczęśliwie oboje ją dostali. Jeden z przedsiębiorców zatrudnił parę w swojej firmie. Panią Danielę na stanowisku telefonistki, zaś jej partner pracował jako kierowca.

Niestety, nieuczciwy pracodawca zalegał z wypłatami za kilka miesięcy, wreszcie wyrzucił ich z mieszkania. Na zasiłek też nie mogli liczyć. W kwietniu pani Daniela urodziła synka - Wiktora. Po miesiącu spędzonym w domu samotnej matki z dzieckiem, rodzina trafiła na bruk. Ponieważ pan Leszek nie mógł znaleźć nowej pracy, w czerwcu zamierzali opuścić Niemcy i wrócić do rodzinnego kraju. Nie zdążyli zrealizować planu - ostatniego maja Jugendamt w asyście policji odebrał parze synka.
Pogrążony w rozpaczy ojciec Wiktora postanowił zwrócić się o pomoc do Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech. Dzięki ludziom dobrej woli rodzina w czasie walki o dziecko miała co jeść i gdzie spać. Jugendamt zażądał od rodziców chłopczyka okazania twardych dowodów, że po powrocie do rodzinnego kraju stworzą dziecku właściwe do życia warunki. Udało się. Babcia pani Danieli obiecała im pomoc - przygarnie ich pod swój dach.

Dawid i Daniel chcą wrócić do domu

To nie jedyna walka, jaką polscy rodzice toczą o swoje dzieci z niemieckim urzędem. Jugendamt domaga się wydania niemieckiej rodzinie zastępczej dwojga dzieci z Bytomia - Dawida i Daniela. Sprawą zajmuje się bytomski sąd.

Chłopców nie chcą oddać polscy rodzice, którzy podczas pobytu w Niemczech zostali pozbawieni praw rodzicielskich, ale mimo to zabrali dzieci z tamtejszego domu dziecka i wrócili do kraju.

To precedensowa sprawa - po raz pierwszy Jugendamt stara się w polskim sądzie o wydanie polskich dzieci.

Państwo G. z Bytomia w 2007 r. wyjechali do Niemiec, by – jak dziś tłumaczą – poprawić byt sobie i dzieciom. W 2011 r. tamtejszy sąd odebrał rodzicom władzę nad dziećmi, argumentując to złą sytuacją rodzinną. Dziś chłopcy mają 3 i 5 lat. Po wyroku dzieci trafiły do niemieckiego domu dziecka. Rodzice nie mogąc wytrzymać rozłąki, w lipcu 2011 r. podczas kolejnego spotkania zabrali dzieci z ośrodka, po czym wrócili do Polski.

Jugendamt przysłał do Polski wniosek, w którym domaga się wydania dzieci. W Niemczech czeka już na nich rodzina zastępcza. Strona niemiecka powołuje się na przepisy konwencji haskiej w sprawie uprowadzenia dzieci.

Dawid i Daniel ostatnio znów trafili do ośrodka wychowawczego, tym razem na Śląsku. Państwo G. mogą widzieć dzieci podczas widzeń. Rodzice liczą, że sąd nie zgodzi się na wydanie ich dzieci.

http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/slask/decyzja-jugendamtu-25-miesiec...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

7. fragment raportu

fragment raportu wywiadowczego:

Berlin 10. kwietnia 1942 r.
Meldunek o zdarzeniach w ZSRS nr 191
Einsatzgrupe „C” Kijów

"(...) Według meldunków strony ukraińskiej Polacy wszędzie czynią próby spoufalania
się deklarując, że Niemcy są wrogami zarówno Polaków jak i Ukraińców.
Dlatego obie narodowości muszą się trzymać razem."

(za: glaukopis)
SZPAK8013.07 16:13

Pamięciobójstwo wołyńskie

Janusz Wojciechowski
http://www.naszdziennik.pl/wp/47807,pamieciobojstwo-wolynskie.html

Opisów zbrodni wołyńskich normalny człowiek nie jest w stanie spokojnie czytać ani słuchać. To wszystko jest zbyt straszne, a zarazem zbyt współczesne, zbyt świeże. Gdybym się urodził 15 lat wcześniej i 300 kilometrów dalej na wschód, też bym może jako dziecko umierał nadziany na tych sztachetach. Gdy czytam te opisy, widzę moich rodziców, moje siostry, brata, widzę moją rodzinę, moje dzieci… Nie… to jest zbyt potworne, żeby znieść samą myśl o tym, co tam się działo.

Straszny był Katyń i tysiące miejsc katyniopodobnych, gdzie i mój dziadek zginął, straszne były sowieckie wywózki, deportacje na Sybir, których i moja matka doznała, ale szczęśliwi, którzy jedynie Sybiru doświadczyli, uchodząc spod siekier i pił. Tam, na Wołyniu, ludzie się modlili, żeby od kuli, a nie od piły zginąć.

70 lat temu oprawcy z UPA zaczęli to bodaj najokrutniejsze w dziejach świata zabijanie. Zabijali tak strasznie, żeby nie tylko martwi milczeli, ale i żywi nie byli w stanie o tym opowiedzieć. Kto przeżył, schowany gdzieś w końskim gnoju albo w zbożu, kogo siekierą nie dobili albo widłami nie zadźgali, kto widział porąbane ciała, rozprute brzuchy, wydłubane oczy swoich rodziców, sióstr czy braci – ten, żeby do reszty nie oszaleć, musiał wyprzeć, usunąć gdzieś w cień te straszne obrazy ze swojej żywej pamięci. To było zbyt straszne, żeby opowiadać, zbyt straszne, żeby zachować zwyczajne ludzkie pamiętanie…

Można było nakręcić filmy o mordowanych pocztowcach gdańskich i o Westerplatte. Można było opisać w książkach i na filmach pokazać rozstrzeliwania w Wawrze czy w Palmirach, można było ukazać hekatombę Powstania Warszawskiego. Można było przedstawić straszną egzekucję rotmistrza Pileckiego. Sięgając wstecz – można było znieść filmowe sceny zarzynania Nowowiejskiego i wbijanie na pal Azji Tuhajbejowicza. Ale nie da się w pełni opowiedzieć ani pokazać tego, co się działo na Wołyniu i Podolu. Nie da się pokazać nabijania dzieci na sztachety, przecinania ludzi piłą, odrąbywania rąk i nóg, miażdżenia ludzi w trybach kieratów, rozpruwania brzuchów ciężarnych kobiet. Nie da się, bo tego obrazu żaden widz, żaden normalny człowiek nie wytrzyma.

Oprawcy z UPA dobrze wiedzieli, jaki realizowali plan. Zabijali tak, by nie tylko zabić, ale i przerazić okrucieństwem. Zabijali tak, by wraz z ludźmi zabić też ipamięć o tym strasznym zabijaniu. W dużej części to im się udało. Jeszcze żyją świadkowie tamtych krwawych dni, a połowa Polaków nie wie dziś, co to były zbrodnie wołyńskie, kto kogo tam zabijał i dlaczego. Połowa Polaków nie wie, o Ukraińcach nie wspominam…

Zbrodnie UPA, a w tle najniewinniejsi z niewinnych – Niemcy. W lipcu 1943 roku Wołyń, Podole i cała Ukraina były pod niemiecką okupacją i kontrolą. Niemieccy agresorzy najpierw, wespół z Rosjanami, rozbili i zniszczyli państwo polskie, które gwarantowało pokój i bezpieczeństwo wszystkim swoim obywatelom i narodom, a potem zainspirowali tę rzeź, której życzliwie się przyglądali. Polacy i tak byli przewidziani do zabicia, a piły i siekiery to była oszczędność amunicji…

Nad ukraińskimi zbrodniami na Wołyniu i Podolu nie było sądu ani trybunału. Był trybunał nad Niemcami w Norymberdze, był sąd w Rwandzie, w byłej Jugosławii, były różne sądy i trybunały – a ta zagłada ponad 3 tysięcy wsi, ta straszna, niedająca się opowiedzieć rzeź ponad 120 tysięcy Polaków nie została nawet symbolicznie osądzona.

I nawet nie zażądaliśmy tego sądu, ciągnąc do Unii Ukrainę. Chorwaci musieli się rozliczyć, wydać generała Gotovinę, Serbowie, choć daleka jeszcze droga, musieli wydać Mladicia i Milošewicia – a na Ukrainie Banderze i Szuchewyczowi stawia się pomniki. Co tam na Ukrainie, skoro w Polsce na liście przebojów bryluje grupa, nazwana według mediów od imienia jednego z najkrwawszych oprawców UPA.

Kiedyś prawda o Wołyniu nie odpowiadała komunistom, potem znów nie pasowała do koncepcji europeizacji Ukrainy. Dziś Sejm Rzeczypospolitej spiera się, czy to było ludobójstwo.

Nie tylko ludobójstwo, ale pamięciobójstwo przede wszystkim. Zabijanie ludzi wraz z pamięcią o tym zabijaniu.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

9. Piekło polskich

Piekło polskich dzieci

GN 39/2013 | 2013-09-26 00:15



Wciąż mało osób – nawet w samej Łodzi – wie, że na terenie
tamtejszego getta był jedyny w Polsce niemiecki obóz karny dla polskich
dzieci.

Piekło  polskich dzieci
 


reprodukcje ze strony centrumdialogu.com


Komendant obozu Sturmbannfuehrer SS Karl Ehrlich dokonuje przeglądu więźniów

Polenjugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt. Według
niemieckiego oficjalnego nazewnictwa, był to wychowawczy obóz dla
młodych Polaków, kryminalistów lub dzieci pozbawionych opieki.
W zarządzeniu Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy hitlerowcy tłumaczą,
że miał charakter prewencyjny. Według zapowiedzi hitlerowców, trafiały
tam dzieci, które „albo są elementem niebezpiecznym dla niemieckich
dzieci, albo dalej mogłyby popełniać jakieś kryminalne czyny”.
Pochodziły z terenów włączonych do Rzeszy oraz z Generalnego
Gubernatorstwa. W praktyce był to dziecięcy obóz koncentracyjny.
Hitlerowcy chcieli, aby był wzorcowy. Mali więźniowie mieli numery.
Drelichy zamiast ubrań. Ciężko pracowali. Byli karani biciem
i głodzeniem. Znana jest historia Urszuli Kaczmarek – dziewczynki, która
nie przeżyła bestialskiego pobicia i karceru. Nie trafiali tam jedynie
młodociani kryminaliści i dzieci bez opieki, ale również ci, którzy byli
podejrzewani o członkostwo w Szarych Szeregach. Dzieci nie mogły
rozmawiać po polsku, a wszelkie obwieszczenia publikowane były w języku
niemieckim.

Więcej w wydaniu papierowym lub e-wydaniu.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

10. „Trzeci Front” w reż. Hanny Etemadi

Premiera filmu o dzieciach Zamojszczyzny

Trzeci Front” w reż. Hanny Etemadi to dokument
o wysiedleniach i eksterminacji mieszkańców Zamojszczyzny. Jego premiera
już 4 czerwca, o godz. 20:45 w TVP Historia.

Miał tylko 5 lat, kiedy z ciepłego rodzinnego domu w Skierbieszowie
trafił do baraku, w którym nie było nawet pryczy do spania. W nocy
listopadowy chłód był nie do zniesienia. Jego przekleństwem były jasne
jak pszenica włosy. Ciężarnej matce udało się przebłagać polskiego
lekarza, który kwalifikował dzieci o aryjskich cechach do deportacji
do Niemiec, by pozwolił mu z nią zostać w obozie przejściowym. Doktor
uległ, może dlatego, że kobieta była w ciąży. Jego ojciec i bracia
zostali wywiezieni do Auschwitz. – Nie było kiedy płakać - wspomina
Julian Grudzień. 

Julian Grudzień był jednym z ponad 100 tys.
mieszkańców Zamojszczyzny objętych w latach 1941-1943 działaniami
realizowanego przez Heinricha Himmlera Generalnego Planu Wschodniego.
Polegał on na tworzeniu dla Niemców „przestrzeni życiowej” na wschodzie.
Zakładał wysiedlenia i eksterminację mieszkańców terenów Zamojszczyzny.
Dzieci o cechach aryjskich miały być zgermanizowane w niemieckich
rodzinach. Z ponad 30 tys. małych mieszkańców Zamojszczyzny kilkanaście
tysięcy przesiedlono w głąb Rzeszy. Po wojnie wróciło z nich do Polski
zaledwie 800. Zamojszczyzna była jednym z pierwszych niemieckich terenów
osiedleńczych w Generalnym Gubernatorstwie i jednym z pierwszych
objętych masowymi wysiedleniami. Akcja wysiedleńcza rozpoczęła się
w nocy z 27 na 28 listopada 1942 r. w Skierbieszowie, z którego pochodzi
Julian Grudzień i w okolicznych wsiach.

Hanna Etemadi wysłuchała
wspomnień nie tylko Juliana Grudnia, lecz także innych ocalałych Dzieci
Zamojszczyzny, które straciły rodziny podczas wysiedleń. Z ich
opowieści oraz zachowanych archiwalnych dokumentów wyłania się
przerażający obraz „trzeciego frontu”. W przeciwieństwie do bitewnych
pól i partyzanckich potyczek nie było na nim żołnierzy, tylko rodziny
i dzieci – bezbronni. W filmie Hanny Etemadi precyzyjnie odtworzono
kolejne etapy akcji wysiedlenia Polaków z Zamojszczyzny, powstania obozu
przejściowego w Zamościu, deportacje do Auschwitz i innych obozów
koncentracyjnych. Historia Generalplan Ost opowiedziana została przez
ofiary, ludzi mających imiona, których chciano ich pozbawić. Ich
wspomnienia skonfrontowane zostały z dokumentami stworzonymi przez
oprawców. Każda pozycja z rejestrów transportów to bydlęce wagony,
chłód, strach, cierpienie. To twarze ludzi, którzy zginęli i wspomnienia
tych, którym udało się przeżyć. Historia „Trzeciego Frontu”, o której
pamięć przywraca film Hanny Etemadi. 

„Trzeci Front” - reż. Hanna Etemadi, premiera 4 czerwca, godz. 20:45 w TVP Historia. 

źródło: Centrum Informacji TVP
foto: Wiki (Jedno z dzieci Zamojszczyzny Czesława Kwoka. W Auschwitz otrzymała nr 26947. Została zabita zastrzykiem fenolu 12 marca 1943)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

11. Dziecięce piekło. "Więziono



Dziecięce piekło. "Więziono tam nawet maluchy dwuletnie, najstarsze dzieci miały po 16 lat"

"Dzisiejsza polityka historyczna Niemiec zasadza się na podobnej, kłamliwej zasadzie."

75 lat
temu, 11 grudnia 1942 r., w Łodzi zaczął działać obóz koncentracyjny
dla polskich dzieci. Ten stworzony przez Niemców lager nosił nazwę
„obozu prewencyjnego dla młodych Polaków”
. Warto jednak podawać tę nazwę po niemiecku: „Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt”, aby jeszcze dobitniej podkreślić, kto stał za stworzeniem tego miejsca kaźni i morderczej pracy dla dzieci polskich.

Teren wytyczono na obszarze łódzkiego getta i funkcjonował on do samego końca niemieckiej okupacji, czyli do 19 stycznia 1945 r.
Więziono tam nawet maluchy dwuletnie, najstarsze dzieci miały
po 16 lat. Nie da się bez emocji opisać tego, co przechodziły – bicie,
praca ponad siły, także w najgorszych warunkach pogodowych, apele,
kary, śmierć.

Himmler uzasadniał stworzenie tego piekła biedą,
„zaniedbaniem młodzieży polskiej” (!), „nieprawdopodobnie prymitywnym
standardem życia Polaków” oraz tym, że „dzieci polskie, wałęsające się
bez jakiegokolwiek nadzoru i zajęcia, handlują, żebrzą, kradną, stając
się źródłem moralnego zagrożenia dla młodzieży niemieckiej”. Powoływanie się na „moralne zagrożenie” ze strony ofiar to szczyt zbrodniczego sposobu myślenia Niemców.

Dzisiejsza
polityka historyczna Niemiec zasadza się na podobnej, kłamliwej
zasadzie – nie tylko ucieczki od odpowiedzialności, lecz w dodatku
obarczenia współwiną swoje ofiary za okropieństwa II wojny światowej.

Szkalowanie Polaków to sięganie do metod Himmlera. Przypomnijmy zatem
Niemcom choćby jednego ich więźnia, jedno „zagrożenie moralne dla
niemieckiej młodzieży”. Było to trzyletnie dziecko zabrane z sierocińca
w Katowicach i przyjęte do obozu. Uzasadnienie przyjęcia brzmiało: „Jest
kaleką. Trudne do wychowania, trzęsie głową, moczy łóżko,
ma skłonności do kradzieży”.

CZYTAJ: Polaku - pamiętaj! 11 grudnia – 74. rocznica otwarcia niemieckiego obozu dla polskich dzieci „na Przemysłowej” w Łodzi

autor:

Tomasz Łysiak

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

12. Biłgoraj: Wystawa „Res non

Biłgoraj: Wystawa „Res non humana – rzecz nieludzka. Okupacja niemiecka Zamojszczyzny 1939-1944”

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

13. Lublin: otwarto wystawę o

Lublin: otwarto wystawę o wysiedleniach na Zamojszczyźnie

Relacje mieszkańców wysiedlonych ze swoich domów w czasie
okupacji niemieckiej, a także ich fotografie i zdjęcia pamiątek po nich,
znalazły się na wystawie „Wysiedleńcy z Zamojszczyzny w obozie na
Majdanku”, otwartej w sobotę w Muzeum na Majdanku w Lublinie.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

14. Uratowane Dzieci

Uratowane Dzieci Zamojszczyzny

Wyrwane z rodzin dzieci po latach rozłąki nie poznawały rodziców

zdjecie
Czesława Kwoka, wysiedlona z Zamojszczyzny. Została
zamordowana w Auschwitz zastrzykiem fenolu 12 marca 1943 roku



Niemieckie zbrodnie na polskich dzieciach,
los 6 „transportów śmierci” z najmłodszymi ofiarami pacyfikacji
Zamojszczyzny i heroiczna postawa polskiej społeczności ratującej
wyrwane z rodzin maleństwa – to temat otwartej



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

15. Mija 78 lat od wysiedleń na

Mija 78 lat od wysiedleń na Zamojszczyźnie. Niemcy zamordowali na tym terenie co piątego Polaka

W nocy z 27 na 28 listopada 1942 roku rozpoczęła się akcja
wysiedleńcza i pacyfikacyjna na Zamojszczyźnie. Została przeprowadzona w
ramach Generalnego Planu Wschodniego. Od tamtych wydarzeń mija 78 lat.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl