Obróbka skrawaniem

avatar użytkownika jwp

…Każdy niech zamiata przed swymi drzwiami, a cała ulica będzie czysta… - Lew Tołstoj.

Nic nowego się nie dzieje, chciałoby się rzec. Gdyż żadnym novum nie jest metoda przykrywania i odwracania uwagi. Króluje ono niepodzielnie od wieków, jednak w Polsce w ostatnich latach sprawdza się jak nigdy. Wydawałoby się, że Naród tak doświadczony przez stulecia, również manipulacją i stanowieniem wrogów publicznych na zawołanie winien być zaszczepiony. Niestety w sytuacji, gdy grunt ucieka spod nóg władzy coraz częściej sięga po „Czarnego Luda”. Miast działać dla ogólnego dobra, próbować naprawić błędy poczynione, brną dalej w iście bolszewicką narrację. Byle tylko odroczyć wyrok, który już zapadł.

Metody coraz bardziej toporne, uwłaczające sztuce sterowania społeczeństwem zastąpiły wysublimowaną narrację. I co ciekawe przodują w nich uczone i mądre ponoć głowy w asyście żurnalistów z WSI-owej hodowli.

Komuś się chyba role pomyliły, mówiąc delikatnie. Okazuje się, że aktorzy, czy też sędziowie mają nas wychowywać i uczyć, choć wychodzi z tego raczej pouczanie. Jak to się mówiło – „…aktor jest od grania, a dupa jest od srania…”.

Widać ktoś się rolami zamienił.

Sądy, o ile mi wiadomo są od sądzenia, rozstrzygania o winie i karze. Są częścią łańcucha egzekucji prawa. Władza nie jest absolutna, a ją sprawuje z wyboru i w imieniu. Może mam błędne wyobrażenia ? Widać idee i podstawy cywilizacji, ma których my  budujemy, są zgoła odmienne od obecnie obowiązujących.

Świat stanął na głowie, wcześnie wykonując zabójcze fikołki. I trudno się dziwić, że obrzęk nie tylko mózgu postępuje, a społeczeństwo zachowuje się, jak delikwent po wylewie. Nie za bardzo może mówić własnym głosem i poruszać się składnie. Skazane raczej na „pielęgniarki” i chodzik zmontowany w Tule.

Rozmieniono na drobne wartości, ciężar rozpasanego świata spoczywa na grzbiecie pojedynczych Herkulesów. Nie ma komu orać, siać i zbierać, za to mamy codzienny serial dla gawiedzi, a na deser jego kulisy. Pracują produktywnie i twórczo nieliczni. Pozostali wyżerają z coraz bardziej ubogiego garnuszka smakowite kąski, przy okazji wylewając resztki strawy. Rzadkością są zakupione produkty nieskażone cechą podatku od głupoty. Gdy dokładnie sprawdzić, to okazuje się, że najczęściej nieświadomie łożymy na premie majstrów od obróbki. W każdym obszarze osadzonych.

Czekać tylko czasów, wcale nie przeszłych, gdy owi specjaliści od każdej dziedziny nie poprzestaną na ruganiu, a zabiorą się za naszą narodową kuchnię. Wszakże już warzą nam potrawki w treści i smaku azjatyckie, Nie bez szczypty, jak się jednak okazało „Zgniłego Zachodu”. To niewątpliwie znak czasu, że słowa propagandy sowieckiej zamieniły się w ciało, a raczej truchło chrześcijańskiej cywilizacji. Ani Lenin, ani Batiuszka nie spodziewali się zapewne, że po pozornej śmierci będą tak sprawnie sprawować rządy dusz.

Pozory dobrobytu podlane lewackim sosem już niedługo odbiją się społeczną czkawką. Ludzie bowiem nie znają miary w czerpaniu z wolności i gotowi są za cenę rozszerzenia ponad miarę własnej wpuścić do sypialni rozhulany margines. Zawsze inteligentnie i odpowiednio rozgrywany przez

Gdy bolszewicy forsują poza swoim terytorium zgniliznę moralną i dokładają się nie tylko finansowo do degeneracji wszelakich wartości i tradycji, to u siebie mocno trzymają za pysk. W pełnej współpracy z „Cerkwią”. W nieustającym marszu na Zachód. I co ciekawe, że pomimo sprzecznych pozornie interesów, zarówno czerwoni, jak i żółci doskonale poruszają się w znaczących obszarach. Jakimi niewątpliwie jest gospodarka, jak i polityka. Niewiele się bowiem zmieniło w ich mentalności, o ile cokolwiek. To tak jakby od górali wymagać sadzenia i pielęgnowania orchidei na skale.

Idąc do kasyna trzeba mieć świadomość zasad i tego, że prędzej, czy później cię ograją. Godząc się na obróbkę, coraz mniej delikatną. Przyzwalając na skrawanie, pozornie bezkrwawe, przywalamy na ścięcie stożka wzrostu kolejnych pokoleń. Skarleją, jak drzewka owocowe nastawione na ilość, a nie jakość. Dopóki nie oczyścimy z chwastów ziemi ojczystej, dopóty siać trudno. Nie kultywujemy, to jak nam tę Ziemię uprawiać.

Zadziwiającym jest, iż na własne życzenie oddajemy narzędzia przeciwnikom. Przybraliśmy sobie do głowy poprawność. I dajemy posłuch fałszywym podszeptom, jakoby nie przystoi walczyć z wrogiem jego metodami. Broniąc Dobra przed Złem mamy w nieskalanych szatach wojować. Zwyciężać bez ofiary i krwi. Naszej i wrażej.

Może nam już nie trzeba niczego wmawiać, gdy godzimy się na role przypisane przez współczesnych Demiurgów. O ile jeszcze bardziej sami żyją, niż w nas trwają odwiecznie.

Jak to mawiał Majster Borowiec -

...życie jest obróbką skrawaniem, jedziesz i wióry lecą...”.

Odpowiednio obrobiona „tuleja” staje się ostrzem machiny, większą część materiału poddanego obróbce, po wygładzeniu zbędnych i niebezpiecznych dla władzy „wyrostków” zamienia się w tuleje bezwolnie toczące się przez życie. Jak im obrabiarka zagra.

Bardzo chciałbym ujrzeć, jak poradzą sobie w zwykłym życiu odcięci od koryta. Tego najwyższego, jak i ci, którym się wydaje, że są do niego dopuszczeni. A tak po prostu żrą rzygowiny, które ulewają się z pyska przeżartym i nienasyconym świniom. Bowiem, kto nie zna umiaru, ni granicy, nie widzi już czysto, ten umrze w słodkiej nieświadomości. Żył i jadł z szamba, a jeszcze gościom zachwalał i częstował hojnie.

Wypada zatem pozamiatać własne obejście. Co nie znaczy, że mamy się godzić na odgórną deratyzację czynioną w tradycyjnej przestrzeni. Bo to nie nasze szczury i nie nasze GóW-no.

A teraz ze starej beczki.

Więc to nie tak jak było w książkach
więc to nie tak jak na polanie
kwiaty w zielonej porcelanie
we włosy wpięta dumnie wstążka

Jak ważka gdy nad oceanem
lat naszych młodych się uniosła
więc to nie tak jak było w książkach
więc to nie tak jak na polanie

Ten , kto wymyslił wiarę i dynamit
czy widzi czemu dziś służą ?
tem , który chmury rozwieszał nad nami
na jaka liczy dziś burzę

Ten , kto ucieka do najdalszej ciszy
by bicie serca usłyszeć
czy słyszy krzyku porzucone słowa
czy własny sen kołysze

Więc to nie tak jak było w książkach
więc to nie tak jak na polanie
kwiaty w zielonej porcelanie
we włosy wpięta dumnie wstążka

Jak ważka gdy nad oceanem
lat naszych młodych się uniosła
więc to nie tak jak było w książkach
więc to nie tak jak na polanie

Chodźmy tam, gdzie nas oczy poniosą
Chodźmy tam, gdzie niełatwy jest czas.
Czas zieleni, łez i rosy
Czas innego, nowego dnia.
Zabierz wszystkie własne myśli
Zabierz swego szczęscia łut.
Tam, gdzie wszystko jeszcze dla ciebie
Czekaj dnia, przyjdzie znów.

Chodźmy tam szukać swego dnia
Noc ucieka, światło woła nas
Chodźmy tam szukać swego dnia
Noc ucieka, światło woła nas
Chodźmy tam szukać swego dnia
Noc ucieka...

Zawierz tylko takim słowom,
Które niosą z sobą sen.
O nieznanym, szklanym domu
Gdzie nadejdzie dzień za dniem.
Siądziesz tam przy wspólnym stole
Znajdziesz w winie wiatru szum.
Tam gdzie wszystko jeszcze dla ciebie
Czekaj dnia, przyjdzie znów.

Chodźmy tam szukać swego dnia
Noc ucieka, światło woła nas
Chodźmy tam szukać swego dnia
Noc ucieka, światło woła nas

Nie na tym niebie, a i gwiazda nie ta,
Weszła mi w szkodę,poraziła oczy.
Wół stąpa ciężko,toczy się kareta.
Patrzeć, a droga w gęsty las się boczy.

W moim lesie,na moim południu,
Wrzosy chodzą po rudych pagórkach.
I już drzewa jesienią się trudnią
Wiatr się stroi w ich opadłe pióra.

U kapelusza posrebrzane dzwonki,
Aby okłamać skromność wesołością.
Jakby żałobę pisać krojem czcionki,
Co na wesele zwykła spraszać gości.

Hej, hej, hej, hej, hej, hej,
Hej, hej, hej, hej, hej, hej

Gdzie jest ten kamień, za który nie sięga,
Kolców i pokrzyw, rozległy widnokres?
Gdzie trochę ciepła, co u stóp przyklęka
I rękawice osuszy mi mokre.

W moim lesie wygasły już światła,
Noc już w coraz większym płaszczu chodzi.
Z boku kropli, ostatniej co spadła,
Zimy biała gwiazda się urodzi.

U kapelusza posrebrzane dzwonki,
Aby okłamać skromność wesołością.
Jakby żałobę pisać krojem czcionki,
Co na wesele przyszła spraszać gości.

Hej, hej, hej, hej, hej, hej,
Hej, hej, hej, hej, hej, hej

W moim lesie białe ognie płoną,
Rosną skrzydła śniegowej zawieji.
W moim lesie świt cały ze szronu,
W moim lesie jednak zima dmie.

napisz pierwszy komentarz