Smutne wspomnienie

avatar użytkownika Robert Helski

Dwa fakty zadecydowały, iż pokonałem obrzydzenie przed sięganiem do dawnych dokumentów i konfrontowaniem ich z otaczającą rzeczywistością.

Pierwszy fakt, to wiadomość mailowa od pracownika IPN, z prośbą o uzupełnienie materiałów do notki biograficznej Stanisława Helskiego w  redagowanym po raz trzeci II-im tomie Historii Solidarności. Uzupełnienie dotyczyć miało szczegółów dat wyroków oraz nazw sądów, które wyrokowały w sprawie „ukamienowania”  generała Jaruzelskiego 11.10.1994 roku we Wrocławiu. Niedawno minęła kolejna rocznica.

 Zmarł także właśnie przyjaciel ojca, prof.Jerzy Przystawa, który odegrał niebagatelną rolę w tej sprawie. I to jest ten drugi fakt, który posadził mnie przed klawiaturę. Za  poręczeniem prof.Przystawy, Stanisława Helskiego zwolniono z aresztu śledczego i choć trafił prosto do szpitala psychiatrycznego, to winny jestem Panu Profesorowi wdzięczność, bo okazał się jednym z niewielu luminarzy polskiej nauki i członków elit intelektualnych, który pochylił się nad losem chłopa, i wygłosił także mowę pożegnalną nad urną Stanisława Helskiego, za którą nie zdążyłem mu podziękować.

Przebieg postępowania organów ścigania w świetle dokumentów jest bardzo ciekawy, a trudno przewidzieć, co w Encyklopedii Solidarności się ukarze. Więc pozwolę sobie przypomnieć parę drobiazgów.

Zamach miał miejsce 11.10.1994 roku w księgarni na placu Legionów we Wrocławiu. Poszkodowany wylądował w Szpitalu Wojskowym we Wrocławiu, zamachowiec zaś w areszcie śledczym. 12.10.1994 wydano dwa postanowienia.

Jedno – prokuratora, który przekazał zamachowca pod dozór policji w miejscu zamieszkania, ze względu na przyznanie się do winy złożenie przez niego wyjaśnień, oraz zeznań świadków potwierdzających przebieg wydarzeń.

Drugie – Sądu Rejonowego dla dz.Wrocław – Śródmieście, oddalające zażalenie na areszt i przywracające go. Brak w dokumentach owego zażalenia.

13.10.1994 prokurator wydał postanowienie o powołaniu dwóch biegłych lekarzy psychiatrów ze Szpitala Psychiatrycznego przy Rejonowym Areszcie Śledczym we Wrocławiu w celu stwierdzenia:

„1. czy podejrzany Stanisław Helski cierpi na chorobę psychiczną lub niedorozwój umysłowy?

2. czy podejrzany w chwili popełnienia zarzucanego mu czynu miał z powodu niedorozwoju umysłowego, choroby psychicznej lub innego zakłócenia czynności psychicznych zniesioną lub w znacznym stopniu ograniczoną zdolność  rozpoznania jego znaczenia i pokierowania swoim postępowaniem?

3. czy aktualny stan zdrowia psychicznego podejrzanego pozwala na jego uczestnictwo w prowadzonym przeciwko niemu postępowaniu karnym?

4. czy w przypadku stwierdzenia u podejrzanego choroby psychicznej lub niedorozwoju umysłowego jego pozostawanie na wolności groziłoby poważnym niebezpieczeństwem dla porządku prawnego?”

Uzasadnienie: „….Z uwagi na charakter i okoliczności popełnienia podmiotowego czynu , a także biorąc pod uwagę wyjaśnienia Stanisława Helskiego uznano, że wyłoniły się uzasadnione wątpliwości odnośnie stanu poczytalności podejrzanego w chwili czynu.”

19.10.1994 roku prokurator wydał postanowienie o zastosowaniu poręczenia osobistego Prof. Jerzego Przystawy, iż Stanisław Helski stawi się na każde wezwanie organów ścigania.

20.10.1994  prokurator wydał postanowienie o umieszczeniu Stanisława Helskiego w Szpitalu Psychiatrycznym  we Wrocławiu, w celu poddania go badaniu psychiatrycznemu łącznie z obserwacją. W uzasadnieniu podano”…W związku z uzasadnionymi wątpliwościami co do stanu poczytalności podejrzanego w chwili czynu, Stanisław Helski został poddany badaniom sądowo-psychiatrycznym. Biegli lekarzy psychiatrzy w swojej opinii zgodnie stwierdzili, że z uwagi na rodzaj i okoliczności zarzucanego podejrzanemu czynu, powinien on zostać poddany obserwacji sądowo-psychiatrycznej w warunkach szpitalnych.”

23.11.1994 pismo dziennikarzy programu „Sprawa dla reportera” do prokuratora z prośbą o zezwolenie na rozmowę z przebywającym w szpitalu psychiatrycznym Stanisławem Helskim. Rozmawiać mieli: Elżbieta Jaworowicz, Jacek Kurski, Michał Balcerzak.

23.11.1994 Odpowiedź prokuratora: „  Uprzejmie informuję, iż nie wyrażam zgody na przeprowadzenie rozmowy z podejrzanym Stanisławem Helskim, który jest aktualnie poddany obserwacji sądowo-psychiatrycznej. Wszelkie bowiem rozmowy przedstawicieli prasy, radia i telewizji z wymienionym podejrzanym, zakłóciłyby prawidłowy przebieg rozpoczętych badań, a tym samym prawidłowy tok śledztwa.”

24.11.1994 Pismo do Włodzimierz Cimoszewicza jako min.sprawiedliwości oraz Jacka Zochowskiego jako min.zdrowia i opieki społecznej od członków klubu „Tradycja i Przyszłość”. „ W połowie listopada pan Stanisław Helski z Kobylej Głowy został decyzją wrocławskiej prokuratury siła wtrącony do szpitala psychiatrycznego. Stanowczo protestujemy  przeciw użyciu psychiatrii  w Polsce do celów politycznych, do celów zastraszania społeczeństwa. ..” Lista 33 podpisów tych niewielu sprawiedliwych.

02.12.1994 postanowienie prokuratora o powołaniu kolejnego biegłego psychiatry. Tym razem ze szpitala przy areszcie śledczym.

02.12.1994 postanowienie prokuratora o uchyleniu postanowienia z 20.10.1994 o badaniach psychiatrycznych w szpitalu. Uzasadnienie:” …Stanisław Helski nie wyraził zgody na przeprowadzenie tychże badań, wobec czego biegli lekarze psychiatrzy stwierdzili, że wymieniony powinien zostać poddany obserwacji sądowo–psychiatrycznej w warunkach szpitalnych celem uzyskania stosownej opinii. … Jak wynika z informacji otrzymanej z zakładu leczniczego z dnia 24.11.1994 obserwacja podejrzanego została przerwana 23.11.1994 wobec jego destrukcyjnego nastawienia do procesu leczenia, a zwłaszcza niemożliwości (bez użycia przemocy) przeprowadzenia badań psychiatrycznych. Następnie Stanisław Helski poddał się badaniom psychologicznym, które przeprowadzone zostały przez biegłych z zakresu psychiatrii i psychologii ze szpitala Psychiatrycznego przy Areszcie Śledczym. Wobec powyższego postanowienie o przeprowadzeniu badania w/w w zakładzie leczniczym, stało się bezprzedmiotowe.”

Akt oskarżenia z 11.03.1995 roku. Co się stało, wiadomo. Ale stwierdzenia o „  znacznie ograniczonej zdolności pokierowania swoim postępowaniem” czy „głębokim zaburzeniu osobowości, prawdopodobnie pogłębionej przez rozwijający się zespół psychooragniczny w chwili popełnienia zarzucanego czynu” budzi śmiech u znających człowieka i samych psychiatrów i psychologów. Stan zdrowia podejrzanego zezwalał jednak na uczestnictwo w procesie no i nie stanowił on jednak zagrożenia dla panującego porządku prawnego.

Co potwierdził wyrok Sądu Rejonowego z 21.06 1995 roku. 2 lata więzienia w zawieszeniu na 3 lata, grzywna 200 zł oraz nawiązka na rzecz szpital im.Korczaka we Wrocławiu 200 zł., przepadek dowodów rzeczowych (kamienia i książki).

Przyglądając się otaczającej nas rzeczywistości trudno oprzeć się wrażeniu, że miał facet rację. Pomijając personalne powiązania z tą sprawą.

Trudniej jeszcze przedstawiają się sprawy w trakcie przeglądania księgi wpisów, telegramów i korespondencji ludzi do głodujących chłopów z kościoła św.Józefa w Świdnicy z roku 1981.

Co czują teraz Ci, co jeszcze żyją ,widząc Urbana w telewizji i czekając na wsparcie dzieci  myjących gary w Europie lub pracując za parobków na cudzych zagonach. Jakoś zniknęło ze środków masowego przekazu określenie, którym szeroko niegdyś ferowano. Miała się nam poprawić „jakość życia”, i to nie tylko ta, według suchych kryteriów danych statystycznych unii. Ale ta, na którą składa się bardzo wiele elementów życia człowieka i jego otoczenia, może nawet w wydaniu polskim i dla Polaków bardziej skomplikowana. Ale to odrębny temat.

Robert Helski

5 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Szanowny Panie Robercie

"Co czują teraz Ci, co jeszcze żyją ,widząc Urbana w telewizji i czekając na wsparcie dzieci myjących gary w Europie lub pracując za parobków na cudzych zagonach."

co czują, wiemy. Ważniejsze pytanie o czelność tych wszystkich, którzy niosą fałszywy sztandar Solidarności i robią na nim biznesy w Polsce i za granicą.

Wszystko fałszywe. Heńka Krzywonos za Annę Walentynowicz, a Żelichowski za Stanisława Helskiego.

Ale my jesteśmy prawdziwi i pamiętamy.
Stoimy na straży prawdy.
I mamy nadzieję, że stać będzie nasze dzieci na lepszy zryw, niż nasz.
Pocieszające, że dzisiejsza młodzież nie uznaje fałszywych autorytetów.

Znalazła sobie własny wzorzec - Zołnierzy Wyklętych.

To dobrze rokuje.

Pozdrawiam serdecznie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. Panie Robercie

przypomnę Panu , że Pana Ojciec jest Niepokonany , nikt Go nie pokonał w walce , ustąpił śmierci, ale pamięć o Nim trwać będzie, nie tylko wśród najbliższych.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Robert Helski

3. To nie my.

Dziękuję bardzo Pani.
Trudno jest powtarzać sobie, że to nie my, ale świat na około nas zwariował.
Robert Helski

Są rachunki krzywd, których żadna dłoń nie przekreśli

avatar użytkownika Maryla

4. Co czują teraz Ci, co jeszcze żyją

Emeryt Ryszard Łubiński ma siwe włosy i dużo czasu. Przez pół życia miał nudną robotę, a przez całe życie smykałkę do elektroniki. Przez tę elektronikę po średniej szkole i wojsku, za wczesnego Gierka, skierowali go do techniki operacyjnej MSW. Stamtąd do kadr, wreszcie do Departamentu VI. – Ochrona gospodarki rolnej i Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego – tłumaczy Łubiński. I już więcej nie musi tłumaczyć, bo wiadomo, jakie sprawy trafiały się Służbie Bezpieczeństwa na odcinku rolnym. Odchylenia od linii partii w marionetkowym ZSL? Bez żartów. Nuda. – Chociaż mieli trendy, no wiadomo. Niesocjalistyczne – mówi.

Na emeryturę odszedł w 1990 r. 20 lat później ustawa dezubekizacyjna zabrała mu dwie trzecie emerytury – tak samo jak prawie dwudziestu tysiącom byłych funkcjonariuszy SB. Nikt nie przewidział, że byli esbecy pójdą do sądu. I że to będzie jeden, warszawski sąd.

Z tej okazji sąd momentalnie się zakorkował. A spraw przybywa.

Renciści z WRON

Dezubekizacja, sztandarowy pomysł PiS, ogłoszony już w 2005 r. Potem podchwytuje go Platforma. W 2009 r. Sejm uchwala ustawę, która odbiera emerytury mundurowe "byłym funkcjonariuszom organów bezpieczeństwa państwa" (z wyjątkiem wojskowych służb specjalnych). Ustawa ścina też emerytury członkom Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON).

Od tej pory emerytury byłych esbeków są liczone według przelicznika 0,7 za każdy rok pracy. To mniej niż u zwykłych emerytów (ci mają przelicznik wyższy, bo 1,3). – Czyli traktują nas tak, jakbyśmy wcale nie pracowali. Jakbyśmy przez cały PRL byli bezrobotni – podsumowuje Ryszard Łubiński z VI Departamentu.

I wylicza: 18 tysięcy funkcjonariuszy służb PRL straciło średnio po 430 zł miesięcznie. Sprzątaczki, oficerowie, kierowcy, pracownicy kadr. Wszyscy, bez wyjątku.

– Znajomi, co w kadrach przerzucali papiery, teraz ledwo wiążą koniec z końcem. A ci z WRON, którzy wprowadzali stan wojenny, mają się świetnie – śmieje się Zdzisław Czarnecki, działacz Stowarzyszenia Emerytów i Rencistów Policyjnych, były milicjant (i policjant). – Jedni pochorowali się i zwiali na renty. Pozostali mieli 40-letni staż służby. Ustawa ich nie dotyczy.

Tylko od listopada 2009 r. do warszawskiego Sądu Okręgowego wpłynęło ponad 15 tys. pozwów byłych funkcjonariuszy służb PRL. Sąd się zakorkował. Do orzekania przerzucono sędziów z innych wydziałów. Wezwano posiłki z sądów rejonowych.

Środa, 28 listopada. Sala 132, XIII wydział ubezpieczeń społecznych. Jedyny, w którym rozpatruje się odwołania "zdezubekizowanych". Skarżą się byli pracownicy MSW z Radomia, Olsztyna, Szczecina, Poznania. Cała Polska.

Sąd za każdym razem musi orzec, czy ktoś był esbekiem, czy nie. Zagląda więc do ściągi z IPN o "organach bezpieczeństwa PRL". Sprzątaczka z budynku MSW na Rakowieckiej esbekiem nie jest. Wykładowca Wyższej Szkoły Oficerskiej w Legionowie im. Feliksa Dzierżyńskiego – też nie.

Z drzwi zwisa wstęga wokand – tylko dziś 33 rozprawy.

Wszystkie idą ekspresowo. Sędzia czyta półgłosem dokumenty z IPN o przebiegu służby: – Wywiadowca, technika operacyjna, od 1977 do 1985 roku biuro obserwacji dyplomatów.

Dziesięć minut, koniec. Dwie minuty później ogłoszenie wyroku, odwołanie oddalone. Esbek.

Inna sprawa, inny wyrok. Z sali wychodzi wysoki mężczyzna: – Wygrałem!

Kolejna sprawa. Sędzia czyta list kobiety, rocznik 1936. Jest za stara, żeby przyjechać do sądu. Skarży się, że po obcięciu ma 1600 złotych emerytury: "Byłam młodą dziewczyną, znalazłam pracę jako technik operacyjny-telegrafistka. Nikomu krzywdy nie wyrządziłam".

Skarga oddalona. Ci, którzy pracowali w podsłuchach, to esbecy.

Inna sprawa: starsza kobieta, zakład informatyki MSW. Tłumaczy: była jednym z pierwszych fachowców w tej branży, pisała programy. – Nie było etatów cywilnych – mówi lekko drżącym głosem. – Nie miałam nic wspólnego z pracą operacyjną.

– Z jakim stopniem pani odeszła? – pyta sąd.

– Majora.

Koniec rozprawy. Skomplikowane. Wyrok w grudniu.

http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/kraj/sb-wciaz-walczy,1,5321197,kiosk-wia...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

5. gniew i smutek..

Bohaterowie i prześladowcy

Anna Kołakowska
http://www.naszdziennik.pl/wp/17413,bohaterowie-i-przesladowcy.html

W latach 90. Andrzej Michałowski, zasłużony działacz „Solidarności”, zakładał monitoring w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. Gdy jadł obiad w policyjnej stołówce, podszedł do niego mężczyzna i zapytał, czy może się przysiąść. – Co pan tu robi, panie kapitanie Cierpisz? – zapytał Michałowski, rozpoznając w nieznajomym esbeka, który przesłuchiwał go w stanie wojennym i który prowadził wiele dochodzeń przeciwko działaczom opozycji. Niezmieszany esbek odparł, że przyszedł podstemplować swoją legitymację emerycką. Okazuje się, że pobiera emeryturę, mimo że jako współwłaściciel sklepów BOMI osiąga ogromne zyski.
W stanie wojennym podczas jednego z przesłuchań Andrzej Michałowski powiedział do Cierpisza: – My o was wszystko wiemy, mamy na was dokumenty, zrobiliśmy wam zdjęcia i założyliśmy wam kartoteki. Jak kiedyś będzie wolna Polska, to was rozliczymy.
A jak jest dzisiaj? Po ponad dwudziestu latach od upadku systemu komunistycznego przeciętna esbecka emerytura wynosi prawie 2,4 tys. złotych. Jest to świadczenie już zmniejszone, po wejściu w życie ustawy dezubekizacyjnej, średnio o… 430 złotych. Są i tacy jak płk Adam Pietruszka, odpowiedzialny za śmierć księdza Jerzego Popiełuszki, którego emerytura zmalała o 600 zł i dziś wynosi… 3,9 tys. złotych. Wszystko jednak może się jeszcze zmienić – niestety na korzyść byłych funkcjonariuszy, bo do sądu wpłynęło 25 tys. wniosków o podwyższenie zmniejszonych emerytur.
Czy mogliśmy przypuszczać, że byli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa uznani przez sąd za winnych znęcania się nad więźniami politycznymi będą występować o odszkodowania, i to nie z powodu tego, że pastwili się nad swoimi ofiarami, ale dlatego że popełnione przez nich czyny w świetle prawa już się przedawniły? Dziś niektórzy z nich żądają nawet 320 tys. zł odszkodowania.
Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że katowanie ludzi, upokarzanie, represjonowanie to nie jest praca i że za wykonywanie takiego „zajęcia” nie można płacić, a już w szczególności płacić extra – chyba że w państwie totalitarnym, np. z reżimem komunistycznym. Stary system w Polsce upadł, ale jego filary mają się bardzo dobrze – w przeciwieństwie do ludzi, którzy walczyli o niepodległy byt naszego państwa.

Siedem lat z życia

Andrzej Michałowski to człowiek, o którym można powiedzieć, że był podziemnym żołnierzem. Przez siedem lat na przemian ukrywał się albo siedział w więzieniu. 13 grudnia 1981 roku został członkiem komitetu strajkowego w Porcie Gdańskim. Po pacyfikacji strajkującej załogi portu 19 grudnia aktywnie działał w strukturach podziemnej „Solidarności”. Władze wystawiły za nim list gończy. 1 maja 1982 r. razem z Antonim Bogdanowiczem, Antonim Grabarczykiem i Janem Ronkiewiczem zorganizował kontrpochód. Ale złapać się wówczas nie dał. Co więcej, gdy 21 maja został aresztowany, ta sprawa nie wyszła na jaw.
Sąd Marynarki Wojennej w Gdyni skazał Andrzeja Michałowskiego na 5 lat więzienia i 4 lata pozbawienia praw obywatelskich. Wyrok odsiadywał w więzieniu w Potulicach, skąd po blisko półtora roku wyszedł na dwudniową przepustkę ze względu na stan zdrowia matki. Do więzienia już nie wrócił, bo zaczął się ponownie ukrywać, by kontynuować walkę. To jego nazwiskiem, obok Bogdana Borusewicza, były sygnowane wszystkie odezwy, apele, oświadczenia i dokumenty Regionalnego Komitetu Koordynacyjnego NSZZ „Solidarność”. Był twórcą i kierownikiem podziemnych drukarni na terenie Trójmiasta. Wszyscy pamiętamy pomalowaną na czerwono świnię biegającą po Długim Targu w Gdańsku z napisem „Głosuj na mnie” (17 czerwca 1984 r.), za którą ganiali milicjanci. Nie mogli jej złapać, bo czerwona farba była śliska i zwierzę – ku uciesze gapiów – ciągle wymykało się im z rąk. Tę pomysłową akcję zorganizował i przeprowadził Andrzej Michałowski.
30 września 1985 r. został ponownie aresztowany. Tym razem oskarżono go o działalność szpiegowską na rzecz USA (!). Znowu spędził w więzieniu ponad rok. Odmówił podpisu pod zobowiązaniem, że nie powróci do działalności antypaństwowej. Gdy w 1987 r. został zmuszony do emigracji i zamieszkał w Szwecji, wspierał z zagranicy walczących w Polsce kolegów, działając i będąc wiceprzewodniczącym Solidaritet Norge-Polen. W 1990 r. wrócił do kraju.

Dyscyplinarka za strajk

Michałowski przed stanem wojennym był zatrudniony jako oficer mechanik okrętowy na Wydziale Usług Żeglugowych Zarządu Portu Gdańsk. Podejmując się pracy w strukturach NSZZ „Solidarność” w 1980 r., zrezygnował z wysokich jak na ówczesne czasy zarobków oficera marynarki, ale jak mówi: – Byliśmy patriotami i inne sprawy się wtedy nie liczyły. Dla nas najważniejsze było to, że odbudowujemy Polskę.
Okres uwięzienia i walki w podziemiu to czas, kiedy nie mógł wypracować godnej emerytury, ale dla ZUS i władz III RP ani zdrowy rozsądek, ani obowiązki moralne wobec osób walczących o wolną i niepodległą Polskę nie mają żadnego znaczenia. Michałowski otrzymał świadczenie emerytalne w wysokości 1000 złotych (dziś, po waloryzacji, 1200). Gdy jeden z kombatantów zwrócił się do Bogdana Borusewicza, marszałka Sejmu, aby zajął się sprawą swojego najbliższego współpracownika, Borusewicz odparł: „Ty się o Andrzeja nie martw”. I tyle.
Jakby tego było mało, okazało się, że po zwolnieniu dyscyplinarnym z Portu Gdańskiego, wystawionym 13 grudnia 1981 r., dokumentacja zusowska Michałowskiego z zakładowego archiwum gdzieś przepadła, a zarobki marynarzy były uzależnione od bardzo wielu czynników i znacznie przewyższały pensję zasadniczą. Niestety, nawet gdyby udało się je odtworzyć, to w świetle prawa dziś nie ma to szczególnego znaczenia, bo wysokość emerytury jest ustalana w oparciu o zarobki z ostatnich 20 lat pracy. Jak sąd poinformował Andrzeja Michałowskiego, nie może już ubiegać się o ustalenie wysokości emerytury w oparciu o zarobki sprzed 1980 roku. Byli esbecy tych problemów nie mają.

Brakuje na leki

Bogusław Gołąb, członek Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność” w roku 1980 i 1981 oraz komitetu strajkowego w Stoczni Gdańskiej im. Lenina w grudniu 1981 r., został aresztowany podczas pacyfikacji zakładu przez oddziały ZOMO i internowany. Osadzono go w Zakładzie Karnym w Starogardzie Gdańskim, następnie w Ośrodku Odosobnienia w Iławie, a w czerwcu 1982 r. w Kwidzynie. Dziś otrzymuje emeryturę w wysokości 1200 złotych.
Jeszcze niedawno, zanim nabył prawa emerytalne, przebywał na rencie inwalidzkiej, która była mniejsza o połowę od emerytury. Rentę otrzymywał od 1987 r. ze względu na trwały uszczerbek na zdrowiu, będący wynikiem pobicia w obozie internowania w Iławie. Gdy po dwóch operacjach opuścił po ponad roku obóz dla internowanych, poruszał się o kulach. Pomimo to nie zaprzestał działalności na rzecz wolnej Polski.
Renta, którą otrzymał, wynosiła 470 zł, a w domu było troje małych dzieci – najmłodsza córka Marysia urodziła się, gdy był internowany. Jeden z pracowników ZUS powiedział mu wówczas, że takich jak on powinno się razem z rodziną wywieźć na Sybir.
Od władzy ludowej trudno było oczekiwać uczciwego i godnego traktowania więźnia politycznego. Niestety, jak się okazało, również władze III RP nie zamierzały zadbać we właściwy sposób o tych, którzy przyczynili się do jej powstania. Renta pana Bogusława co prawda ulegała waloryzacji, ale na jakikolwiek dodatek kombatancki czy zadośćuczynienie za represje, których skutkiem jest inwalidztwo, nie mógł liczyć. Dopiero w roku 2006, gdy nabył prawa do emerytury, sytuacja się trochę poprawiła, ale ZUS nie chciał uznać wysokości zarobków, które otrzymywał jako członek Zarządu NSZZ „Solidarność”.
Bogusław Gołąb oblicza, że gdyby nie stan wojenny i represje, dziś miałby emeryturę wyższą o ponad trzysta złotych. To i tak za mało na pokrycie kosztów leczenia i leków. Rocznie musi odbyć ponad 40 zabiegów rehabilitacyjnych, z czego część jest płatna, a jego emerytura wynosi niecałe 1200 złotych. Jeśli policzymy różnicę pomiędzy rentą a pensją, jaką mógłby otrzymywać, gdyby nie został internowany, pobity i okaleczony, to i tak będzie to mniejsza kwota niż ta, którą otrzymują nie tylko sprawcy stanu wojennego, jak Kiszczak i Jaruzelski, ale także przeciętni funkcjonariusze aparatu represji.
Bogusław Gołąb nie jest jakimś szczególnym przypadkiem. Bohaterowie wegetujący na minimalnych emeryturach to raczej norma będąca świadectwem kompromitacji wszystkich opcji sprawujących władzę w Polsce po 1989 roku. Politycy nie potrafili, a może nie chcieli otoczyć właściwą troską ofiar represji z okresu stanu wojennego i w godny sposób o nie zadbać.

Biznesmeni z przeszłością

Gdy przyszła wolna Polska, byli esbecy, szczególnie ci negatywnie zweryfikowani, pozakładali własne, dobrze prosperujące biznesy.
Wielu byłych gdańskich funkcjonariuszy SB zatrudniał Edwin Myszk, rzekomy opozycjonista (m.in. działacz Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża), a w rzeczywistości tajny współpracownik bezpieki i wyjątkowo niebezpieczny prowokator. W stanie wojennym razem z jednym z szefów gdańskiej mafii, nieżyjącym już dziś Nikodemem Skotarczakiem „Nikosiem”, zorganizował (udające podziemne) wydawnictwo, które po 1989 r. przekształciło się w cenione wydawnictwo Gryf. W wolnej Polsce był m.in. właścicielem wydawnictwa Phantom Press International, które wydało „Pamiętniki” Winstona Churchilla, i Tower Press sp. z o.o. – firmy działającej w branży reklamowej. III RP okazała się łaskawa dla jego biznesowych przedsięwzięć.
Inny gdański esbek, który był szczególnie aktywny w zwalczaniu Ruchu Młodej Polski, kpt. Antoni Domański z Gdańska jest właścicielem dwóch sklepów spożywczych. Byli esbecy opanowali w Trójmieście m.in. handel złomem, przynoszący ogromne zyski, oraz utylizację odpadów. Jak twierdzi wybitny znawca tego tematu dr hab. Sławomir Cenckiewicz, byli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa specjalizują się dziś także w pozyskiwaniu funduszy unijnych. Robią też mniejsze, ale równie dochodowe biznesy: kpt. Marek Konieczka, który podobnie jak Domański prowadził dochodzenia związane z działalnością podziemną trójmiejskiej młodzieży, jest od wielu lat właścicielem Agencji Nieruchomości Konieczka, która ma swoją siedzibę w Sopocie.
Nie brakuje ich także wśród samorządowców, czego przykładem jest starosta hajnowski Włodzimierz Pietroczuk, funkcjonariusz IV Departamentu MSW, zajmującego się inwigilacją księży i Kościoła. W jednej z audycji Programu 1 TVP powiedział, że nigdy nie ukrywał swojej przeszłości, a jego służba w organach bezpieczeństwa jest powszechnie znana. Skoro ludzie na niego głosują, to znaczy, że im ten fakt nie przeszkadza. No cóż – „czerwona Hajnówka”, ale dobra ustawa lustracyjna i dekomunizacyjna załatwiłaby sprawę preferencji czerwonego elektoratu.
Nie tylko funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa mogą dziś liczyć na awans społeczny i wiążące się z tym korzyści materialne. Naczelnik Aresztu Śledczego w Gdańsku Henryk Biegalski pełnił tę funkcję aż do 2006 r., mimo że był odpowiedzialny za brutalną pacyfikację więźniów politycznych w lipcu 1982 roku. Trzystu uzbrojonych w pałki i tarcze funkcjonariuszy ochrony z psami wyciągało więźniów z cel i biciem zmuszało do zjedzenia ohydnej zupy. Andrzej Michałowski tak wspomina tamtą pacyfikację: – Pobili wtedy bardzo mocno Antoniego Grabarczyka, a mnie przewrócili na ziemię, wykręcili ręce i wlali do gardła tę zupę, mówiąc: „Ten już jest załatwiony”.
Biegalski do dziś nie poniósł żadnych konsekwencji. Co więcej, jako emerytowany naczelnik (i niestety przez 23 dni za rządów PiS szef polskiego więziennictwa) pobiera emeryturę w wysokości ponad 9 tys. złotych. Na dodatek jest wykładowcą na jednej z gdańskich prywatnych uczelni („Ateneum” Szkoła Wyższa).

Bez świadczeń

Osoby represjonowane i poszkodowane przez aparat represji w stanie wojennym dziś nie mają żadnych praw kombatanckich, bo nie obejmuje ich ustawa o kombatantach i osobach represjonowanych.
Ci, którzy zostali pobici podczas ścieżek zdrowia w obozach internowania w Kwidzynie oraz Iławie, w Rejonowym Areszcie Śledczym w Gdańsku czy innych miejscach, a nawet podczas śledztwa, nie mogą jak inwalidzi wojenni czy osoby represjonowane dostać się do lekarza bez kolejki, nie mogą otrzymać bezpłatnych leków czy innych środków medycznych. Gdyby wskutek pobicia lekarz wystawił zwolnienie powyżej 7 dni, to owszem. Ale kto w stanie wojennym po skatowaniu przez ZOMO zgłaszał się do lekarza? Dokumentacja tego typu była też niszczona w więzieniach, czego najlepszym przykładem jest Areszt Śledczy w Gdańsku (dlatego śledztwo w sprawie Biegalskiego zostało umorzone). Zniszczonego w więzieniach i obozach internowania zdrowia nie mogą podratować w sanatoriach dla kombatantów, bo nie są uznawani za kombatantów.
– Najbardziej przykre jest to, że ludzie, którzy siedzieli w więzieniach, a dziś są posłami i stanowią w Polsce prawo, nie poczuwają się do tego, żeby przygotować projekt ustawy lub choćby włączyć nas do istniejącej już ustawy o kombatantach i niektórych osobach represjonowanych, która zapewniałaby represjonowanym w stanie wojennym właściwą opiekę lekarską, darmowe leki, sanatoria, ryczałt energetyczny, zwolnienie z opłat abonamentowych – mówi Bogusław Gołąb. Z 50 ośrodków internowania aż 37 to więzienia, gdzie działacze „Solidarności” byli przetrzymywani w oparciu o regulamin więzienny, a więc kierowani do karcerów, pozbawiani możliwości widzeń z rodziną.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl