Upadek mitów - "skuteczność Tuska"

avatar użytkownika elig

  Żyjemy obecnie w chwili, gdy upadają różne mity. Rafał Ziemkiewicz opublikował w weekendowej "Rzeczpospolitej" artykuł "Europejski Bóg zawiódł. Co teraz?" /TUTAJ/. Stwierdził w nim, że:

  ”Teraz Polska znajduje się na progu wielkiej zmiany nie dlatego, że skompromitowali się miejscowi namiestnicy Białego Człowieka, ale dlatego, że jednocześnie tracimy zaufanie do niego samego. Europejski Bóg [t.j. Unia Europejska] zawiódł. Nie umie sobie poradzić z własnym kryzysem. Grzęźnie w eurobełkocie, młócąc bez pokrycia frazesami: „kryzysy nas wzmacniają", „receptą jest pogłębienie integracji", „więcej Europy".

  Ciekawą polemikę z Ziemkiewiczem napisał Marek Mojsiewicz w notce "Ziemkiewicz. Europejski Bóg zawiódł' /TUTAJ/.

  Jednak mit "wspaniałej Unii Europejskiej" nie jest jedynym, który rozpada się na naszych oczach. Niezamierzonym efektem piątkowego "expose" premiera jest upadek mitu "skutecznego Tuska". Jeszcze 5 września Aleksander Kwaśniewski mówił w wywiadzie dla RFM24.pl /TUTAJ/, że:

  "Natomiast gorzej, że nie ma alternatywy, że jesteśmy w sytuacji, w której nie widać niczego, co mogłoby być równie skuteczne, jak Tusk.".

  "Drugie expose" premiera pokazało jednak , iz nie ma on właściwie żadnej wizji Polski. Przedstawił tylko kilka zdecydowanie nierealnych pomysłów gospodarczych. Wystąpienie to skrytykowali dosłownie wszyscy dziennikarze prawicowi i centrowi. Tego należało oczekiwać. Ciekawe jest jednak to, iż do chóru krytyków dołączyli także publicyści lewicowi, a nawet skrajnie lewicowi, tacy jak Robert Walenciak z "Przeglądu". Dzisiaj /15.10/ w portalu Interia.pl opublikował on felieton "Już Tuska się nie boją" /TUTAJ/. Pisze:

  "O tym, że Donald Tusk chce dość rozpaczliwie kupić czas, mogliśmy się przekonać, otwierając sobotnie gazety. Dziennikarze nie zostawili na jego propozycjach suchej nitki. Przede wszystkim wykazując, że nie wiadomo, skąd weźmie na swój koncert życzeń pieniądze. Nie wiadomo zresztą jakie, bo premier żonglował liczbami i datami, więc gdy jedni mówili, że obiecywał wykopać spod ziemi 90 miliardów złotych, to drudzy wymieniali sumę 300 miliardów... Jest to różnica... Nie ma więc sensu przywiązywać się do obietnic premiera, bo to Niderlandy, koncept, żeby ludzi zagadywać, ciekawsze jest coś innego. Bo oto premier, który był jednym z założycieli Kongresu Liberalno-Demokratycznego i zawsze udowadniał, że najbliżej mu do rozwiązań liberalnych, nagle zaczął machać socjalistycznym sztandarem. (...)

  Czy to przyniesie Tuskowi sukces? Taki zwrot? Nie sądzę. Bo lewicowców to nie przekona, a liberałów zgorszy. Oprócz tego, co premier mówił, istotne jest też to, czego nie powiedział. Otóż dokładnie ominął problemy służby zdrowia, szpitali, które odsyłają od drzwi chore dzieci. Czyżby uznał to za sprawę nieistotną? Nie zająknął się też nic na temat Amber-państwa, afer, które nadkruszyły zaufanie do jego ekipy.".

  Walenciak kończy swój tekst następująco:

  "Oczywiście, Tuskowi do miana trupa-nieboszczyka daleko, te wiadomości o jego śmierci jeszcze nie raz okażą się przedwczesne. Ale winda idzie w dół. Już więc ruszył wyścig chętnych do wykrojenia co lepszych kawałków z jego królestwa. Już Tuska się nie boją. I to jest jedna z ważniejszych konstatacji po piątkowej bijatyce.".

  Każdy musi przyznać, że jest to nieskończenie odległe od pokrzykiwań w stylu "Tusku musisz!", które dotąd można było słyszeć ze strony lewicy. Premier pokazał wprawdzie, że jest jeszcze w stanie zapanować nad Sejmem, ale już nie nad mediami i nie nad społeczeństwem. Czar przestaje stopniowo działać.

napisz pierwszy komentarz