Józef Mackiewicz o katokomunizmie

avatar użytkownika Andy-aandy
 
W latach 60. i 70. było w Europie sporo katolickich księży, którzy zachłysnęli się ideami komunistycznymi i znaleźli się pod wpływem czerwonej gwiazdy, ale pozostawali nieświadomi zła, jakie niósł komunizm, w tym jego sowiecka wersja.


 

 

 Mackiewicz o katokomunizmie

 

Na wakacyjną lekturę wyszperałem w Papieskim Instytucie Studiów Kościelnych w Rzymie książkę Józefa Mackiewicza „Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy” (Londyn 1975). Zmarły w 1985 roku autor, brat Stanisława Cata-Mackiewicza, mówił o sobie, że z zawodu jest pisarzem, a z narodowości – antykomunistą. Ten jego radykalny antykomunizm sprawił, że został skazany na przemilczenie nie tylko w czasach PRL-u, ale także po roku 1989, choć wielu uważa go za jednego z najwybitniejszych pisarzy polskich XX wieku. Warto przypomnieć, że to właśnie Józef Mackiewicz jest autorem zdania: „Jedynie prawda jest ciekawa”.

Podaje wiele faktów, które potwierdzają tezę, że w latach 60.i 70. było w Europie sporo katolickich księży, którzy zachłysnęli się ideami komunistycznymi i znaleźli się rzeczywiście pod wpływem „czerwonej gwiazdy” albo pozostawali zadziwiająco nieświadomi zła, jakie niósł komunizm, w tym jego sowiecka wersja. Tego rodzaju duchowni wymierają i jest ich coraz mniej, ale ich działalność wywołała we wspólnocie Kościoła wiele zamieszania, czego skutków doświadczamy również dziś, nie wyłączając Polski. 

Mackiewicz wspomina m.in. jak to twórca Włoskiej Partii Komunistycznej, Palmiro Togliatti, wrócił w 1944 roku – po 18 latach przebywania w Moskwie – do Włoch. W tym okresie katolicy i komuniści znajdowali wspólny język w budowaniu frontu antyfaszystowskiego. „Togliatti przywiózł ze sobą z Moskwy instrukcję, aby – jak stwierdza Mackiewicz – wykorzystując te nastroje, dążyć do uzyskania możliwych wpływów w Watykanie, celem ideologicznego rozbudowania założeń 'postępowego katolicyzmu' w imię wspólnego hasła: «nie dopuścić do odrodzenia faszyzmu»”. Ukuty w Moskwie sposób działania zakładał, że w zależności od sytuacji walczy się z Kościołem wprost, nie stroniąc od fizycznej eksterminacji, albo próbuje się rozmiękczać katolicyzm od środka, dzieląc go umiejętnie na „wsteczny” i „postępowy”. W powojennej historii Polski mamy mnóstwo przykładów na zilustrowanie obydwu metod. Oczywiście, druga metoda jest bardziej „subtelna”, ale też niekiedy bardziej skuteczna, tyle że wymaga zastępu naiwniaków, czyli owych „katolików postępowych”, gotowych zawsze przyklasnąć klasie przodującej i jej wielkim ideom. 

Pożytecznych – dla komunistów – naiwniaków – niestety nie brakowało. Organizowano różne „msze”, których częścią było potępianie historycznej roli Kościoła oraz pomstowanie na bogatych kapitalistów. Podczas jednej z takich imprez we Florencji pewien komunizujący duchowny stwierdził: „Jesteśmy Kościołem biednych i prześladowanych. Ale dumni jesteśmy, że nie mamy nic wspólnego z prałatami, którzy siedzą w swoich bazylikach i korzystają z centralnego ogrzewania”. W latach 90. osobiście spotkałem osobliwy egzemplarz tego rodzaju księży. Był to proboszcz w jednej z podrzymskich parafii, zresztą straszliwie zaniedbanej, który wszędzie widoczne dziadostwo usprawiedliwiał solidarnością z ubogimi, a poza tym chełpił się, że nosi przy sobie Manifest Komunistyczny. 

W Ravennie działał ks. Ulisse Frascali, który pracował jako szofer autobusu, odnowę wszystkiego widział w zastosowaniu metod marksistowskich, a ponadto negował sens tradycyjnej rodziny jako wynalazku burżuazyjnego. Przepowiadał ponadto zniszczenie widzialnej struktury Kościoła jako dziejową konieczność, gdyż dopiero wtedy „nie będzie hierarchii, Watykanu, ale będzie za to chrześcijańska ludzkość”. Mam wrażenie, że w Polsce niektórzy „postępowi” dziennikarze i politycy głoszą podobne idee. Warto sięgnąć po Józefa Mackiewicza, aby zobaczyć, że ta zaraza dokucza Kościołowi od dawna. 

o. Dariusz Kowalczyk SJ
Autor jest wykładowcą teologii na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie
dkowalczyk(at)jezuici.pl

Idziemy nr 34 (363), 19 sierpnia 2012 r.


 

List Jacka Marii Bocheńskiego, O. P., do J. M. z 17 lipca 1975, opublikowany w: Józef Mackiewicz, W cieniu krzyża. Kabel opatrzności, Kontra, Londyn 1986 

17 07 75

Wielce Szanowny Panie,

Przed paru dniami otrzymałem i już niemal w całości przeczytałem Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy. Spieszę podziękować za pamięć, dedykację, i gratulować. Być może zainteresują Pana moje pierwsze wrażenia z lektury, pozwalam sobie więc je krótko zreferować.

Otóż, aby zacząć od negatywnych, wydaje mi się, że ocena osobowości i postawy Pawła VI jest błędna. Jakakolwiek by była jego polityka kościelna, myślę, że niepodobna podejrzewać go o sympatie dla ,,postępowców”, w sensie tendencji do zeświecczenia Kościoła. Przeciwnie: mamy bardzo niewielu czołowych duchownych, którzy równie jasno i stanowczo jak on przeciwstawiają się tym tendencjom. Jeślibym miał jaki zarzut pod adresem jego postawy sformułować, powiedziałbym, że jest ona przesadnie nadprzyrodzona, za mało polityczna, za bardzo ufna w mocdobroci itd. Nawiasem mówiąc, znam go osobiście i moja analiza jego charakteru byłaby bardzo różna od sugerowanej w Pańskiej książce.

Z tymi i paroma drobniejszymi zastrzeżeniami uważam opracowanie i wydanie tej książki za ważne i pomyślne wydarzenie. Jest Pan jednym z niewielu, nawet wśród Polaków, którzy nie poddają się „sprzysiężeniu milczenia” w tych sprawach. Co więcej, zabiera Pan głos w dziedzinie szczególnie zaniedbanej i trudnej, a mianowicie kościelnej. Rzecz Pańska oparta jest na wielkiej, na ogół solidnej dokumentacji - jest oczywiście wynikiem długiej pracy badawczej i zawiera masę nieraz trudno dostępnych informacji. Książka jest doskonale napisana. Daje, w bardzo przyjemnej formie, jedyną znaną mi panoramę zjawisk w tej dziedzinie.

Przypisuję jej dwojakie znaczenie. Najpierw i przede wszystkim ta książka jest jednym z bardzo rzadkich dobrze sformułowanych protestów przeciw zdradzie systematycznie popełnianej przez naszych własnych ludzi w wolnym świecie - zdradzie na nieszczęśliwych braciach. Każdy kto czuje się solidarny z prześladowanymi, a w szczególności każdy Polak powinien być Panu za to wdzięczny. Następnie książka posiada, moim zdaniem. znaczną wartość informacyjno-dokumentalną. Może pomóc jednym w otwarciu oczu na rzeczywistość - innym posłuży jako znakomity „podręcznik” do dyskusji. Chciałbym Panu także całkiem osobiście za to podziękować.

Jak Pan więc widzi, moje gratulacje nie są zdawkowe. Chodzi, jestem przekonany, o bardzo ważną publikację - czego dowodem jest, że pozwoliłem sobie powyżej napisać do niej krótki komentarz prywatny, czego prawie nigdy nie czynię.

Łączę wyrazy wysokiego szacunku

J. M. Bocheński, O. P.
Fribourg


 

napisz pierwszy komentarz