Prof. Swagrzyk, IPN: "Odnajdujemy szczątki ludzi, po których miał zostać zatarty wszelki ślad. To taki warszawski Katyń."

avatar użytkownika Andy-aandy

Na powązkowskiej Łączce wiele osób odczuwa to właśnie w ten sposób. To taki warszawski Katyń. Myślę, że jest tu dużo podobieństw. Przede wszystkim metoda uśmiercania. Sowieccy byli instruktorzy, sowieckie były metody.

 

 

Prof. Krzysztof Swagrzyk, IPN: "Odnajdujemy szczątki ludzi, po których miał zostać zatarty wszelki ślad. To taki warszawski Katyń." 

To był warszawski Katyń

Na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie, gdzie grzebano ofiary komunistycznych zbrodni z lat 1945-1956, trwają prace ekshumacyjne na terenie kwatery "Ł". Prowadzi je dr hab. Krzysztof Szwagrzyk z wrocławskiego oddziału IPN wraz z grupą naukowców: archeologów, antropologów, medyków sądowych, genetyków oraz historyków.

Stefczyk.info; wPolityce.pl: Jaką nową wiedzę przynoszą wyniki ekshumacji przeprowadzanej na warszawskich Powązkach?


prof. Krzysztof Szwagrzyk, IPN: Dowiadujemy się bardzo wielu rzeczy. Przede wszystkim wiemy na pewno, gdzie w Warszawie chowano tych, którzy zostali skazani na zapomnienie. Tych straconych i zamordowanych, po których potem przez kilkadziesiąt lat zacierano ślady. To  miejsce udało się odnaleźć. Dowiadujemy się o liczbie ofiar. Ona nie jest jeszcze pełna. Ale już teraz jest porażająca. Mamy szczątki 50 ludzi, z których ogromna większość została uśmiercona strzałem w tył głowy. Dowiadujemy się także tego w jaki sposób grzebano tych ludzi. W ogromnej większości byli oni pozbawieni trumien i wrzucano ich do dołów - po kilku  - metodą katyńską, do jednej jamy grobowej.  Do jednego wrzucono nawet 8 -miu.

Tak na prawdę dopiero po zakończeniu prac i po zakończeniu badań  DNA będziemy mogli powiedzieć ilu ludzi, ilu naszych bohaterów narodowych, ludzi których mogił poszukujemy, uczestników walki zbrojnej, naszego podziemia antykomunistycznego,  udało się odnaleźć. Ale tu nie chodzi tylko o to, żeby dowiedzieć się czegoś nowego. Tu chodzi o to, by odnaleźć ludzi, po których miał zostać zatarty ślad.

Jak duże są szanse na odnalezienie szczątków poszukiwanych od lat bohaterów - generała Fieldorfa "Nila", rotmistrza Pileckiego, majora Szendzielarza "Łupaszki"? Czy jakiekolwiek znaleziska potwierdzają przypuszczenia, że oni zostali tu właśnie pogrzebani?

Zostali pogrzebani z pewnością na tym polu. Dzisiaj jeszcze nie możemy potwierdzić, że już udało nam się odnaleźć ich zwłoki. Każdy kolejny dzień przybliża nas jednak do tego ostatecznego celu: by można było konkretne osoby nazwać z imienia i nazwiska. Na razie jednak, do momentu kiedy gdy nie będziemy pewni na sto procent, że mamy do czynienia z człowiekiem, którego poszukujemy, że poznajemy  jego nazwisko w wyniku badań DNA, do tego czasu nie będziemy przekazywać publicznie żadnych podejrzeń, ani szczątkowych informacji. To zbyt poważna sprawa, by mówić o naszych roboczych ustaleniach, choć oczywiście rozmawiamy o tym w wewnętrznym gronie specjalistów pracujących na Powązkach i typujemy pewne osoby. 

Gdy uzyskamy pewność, co do którejkolwiek z ofiar - natychmiast powiadomimy opinię publiczną , bo mamy świadomość, że społeczeństwo jest zainteresowane wynikami naszych badań i chciałoby je poznać jak najszybciej. Ale  tu nie można iść na skróty.

Jak długo mogą potrwać prace na Powązkach?

Pierwszy etap naszych działań kończymy za dwa tygodnie, czyli 25 sierpnia. Ale już dziś wiemy, że jeszcze jesienią będzie podjęty drugi etap. Już wiemy, że w tym drugim etapie musimy rozebrać niektóre alejki cmentarne, zedrzeć chodniki, bo pod spodem znajdują się więźniowie. Wiemy, że czaszki niektórych ludzi znajdują się na linii alejek, czy chodników, a ich szczątki wchodzą dalej i znajdują się głębiej,  pod miejscami, po których co dzień chodzą ludzie.  Dopiero po tym drugim etapie  będziemy mogli powiedzieć, że z całego pola więziennego wydobyliśmy wszystkie szczątki , które tam się znajdują i podać wyniki ich identyfikacji.

Mówi pan, że większość ofiar, których ciała odnajdujecie, zginęła od strzału w tył głowy. Nasuwa się skojarzenie z Katyniem...

Zdecydowanie tak. Wiele osób, które widzą z czym do czynienia mamy na powązkowskiej Łączce odczuwa to właśnie w ten sposób. To taki warszawski Katyń.  Myślę, że jest tu dużo podobieństw. Przede wszystkim metoda uśmiercania. Sowieccy byli instruktorzy, sowieckie były metody. Stosowano je w Warszawie ale i winnych miastach w okresie stalinizmu. A potem, podobnie jak w Katyniu, zacierano jakiekolwiek ślady po tym miejscu. I podobnie jak w Katyniu - to się nie udało. Na szczęście dla nas wszystkich.

not.ansa

Za: stefczyk.info


 

Zobacz także:

 

napisz pierwszy komentarz