W hipnozie iluzora

avatar użytkownika MagdaF.
QCHNIA POLITYCZNA

                                                                

 

                

 

„Mamy tutaj po prostu doskonale kontrolowany bałagan,

 stwarzający pozory zarówno porządku jak wolności”.

 

 

Mamy to szczęście, że obok Orwella czy Huxleya, istnieją także polscy wizjonerzy, którzy, w odróżnieniu od całej rzeszy politologów, socjologów i ekonomistów (z których „mądrzenia się” już trzecią dekadę nie wynika kompletnie nic), potrafili stworzyć własne wizje przyszłości, które po latach idealnie przylegają do współczesnych czasów. Myślę o twórczości Janusza Andrzeja Zajdla a konkretnie o powieści  Limes inferior (Dolna granica), z której - powyższy cytat.

Powieść, choć napisana ponad trzydzieści lat temu, nie zestarzała się nic; nawet dziś jest bardziej aktualna niż w końcu lat 70, a jej autor, prekursor nurtu fantastyki socjologicznej w Polsce  (także fizyk jądrowy oraz członek NSZZ Solidarność), zawarł w niej osobiste niepokoje, obserwacje i przemyślenia  codziennego dnia funkcjonowania narzuconego, „jedynie słusznego” systemu pod nadzorem „Wielkiego Brata”, czyli czasów PRL-u.    

           Dlaczego piszę o powieści z gatunku fantastyki, która jest tak bliska naszym współczesnym czasom? Bo, po pierwsze, jest to powieść polityczna, ubrana tylko w fantastyczny kamuflaż, a po drugie, nasze czasy, a więc tzw. III RP, są nie tylko odbiciem tamtej epoki,  ale i jej świadomą i zamierzoną kontynuacją.

Podobieństwa wypływają z jednakowo kłamliwego mitu założycielskiego: PRL przyniesiono nam w teczce (z napisem Chełm) z Moskwy, a III RP ugrali zbratani przy Okrągłym Stole „światli i umiarkowani” z Solidarności i PZPR, połączeni wspólnotą interesów politycznych i gospodarczych. Jej fundament zbudowano na idei ciągłości, a nie zerwania z PRL, o czym chociażby  świadczą dokumenty SB z tego okresu, pozwalające stwierdzić, że ów proces "transformacji ustrojowej" był wspomagany operacyjnie przez bezpiekę. Kolejne podobieństwo to określenie identycznego wroga: „genetycznych patriotów”,  „ksenofobicznych Polaków”  i „ katolickich fundamentalistów”, nazywanych przeciwnikami „postępu”. Tomasz Lis idzie nawet dalej, zamieszczając na okładce Newsweeka fotomontaż - A.Macierewicza w talibskim turbanie. Niby dobry dziennikarz, a nie wie, że obrazy islamu się nie przebacza i może mieć nieproszonych gości, którzy zrobią mu dżihad.

I wreszcie ostatnie podobieństwo. To niepokojąca i tragiczna rzeczywistość oparta na fałszu i absurdzie, a właściwie odwrócenie rzeczywistości i pojęć, które dotąd jednoznaczne, nabrały nowego, przeciwstawnego znaczenia. To również świadectwo kresu podstawowych wartości w świecie, którym rządzi kłamstwo i chaos, jak pisze Zajdel „kontrolowany bałagan”,  który stwarza pozory porządku i wolności. Jedynym więc sposobem opisu świata pozorów jest absurd, kreacja wykrzywionej, nieprawdziwej, wręcz kłamliwej rzeczywistości. W bałaganie też, kontrolowanym przez podsłuchy i donosy, łatwiej ukryć przekręty, „ustawki”  przy przetargach, zataić  „umowy menedżerskie” i ukryć siatkę kontaktów i powiązań.

Schyłkowa postać III RP, bo tak możemy śmiało określić ten etap naszej historii, biorąc pod uwagę nie tylko biografie jej „architektów”, ale głównie to, czego dokonali przez 23 lata,  w którym miejscu dzisiaj się znajdują, co głoszą i z kim trzymają, to nie tylko hybryda cywilizacji turańskiej i bizantyjskiej, ale celowe niszczenie państwowości polskiej, zagłada gospodarki, łamanie ducha narodu, przekreślenie tysiącletniej historii zachodniego państwa chrześcijańskiego. Wszczepienie obcej cywilizacji, sprzecznej z duchem społeczeństwa, której jej wyznawcy gotowi są bronić „siłami porządkowymi” na wezwanie Lecha Wałęsy, nazywając żądania wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej - rokoszem czy trwającym puczem.

Widać absurdy nie odeszły w niepamięć wraz z wyprowadzeniem sztandaru. Wraca nie tylko zamiar, mimo orzeczenia TK, utajnienia wszystkiego, ale i podział społeczeństwa na klasy społeczne, uprzywilejowanie partyjno-medialnej koalicji, ale nawet  mają znów pojawić się znane z czasów PRL komunikaty o stopniach zasilania i lawina wyłączeń, w ramach oszczędności, w energetyce.  Polska to dziś prawdziwy kraj absurdów społecznych, ekonomicznych i prawnych z  codziennie inną twarzą:  premiera, ministra Rostowskiego, Ewy Kopacz  czy Marka Rockiego. Funkcyjne dziennikarki krawężnikowe koczują przed sejmem czy URM, by tendencyjnym pytaniem ocieplić zszargany wizerunek Platformy, ale napotykają się głównie na „Sofię Lorę” peowskiej polityki lub na Pawła Olszewskiego, którego nijak ocieplić się nie da. Wieje nordyckim chłodem albo nawet i ZOMO.  Absurd goni absurd, kwit na węgiel z akcyzą i  „tanie państwo”, w którym przybywa urzędników, kwitną afery, nie tylko „kręciny” i zakochane posłanki  kręcą lody, fryzjerzy handlują meczami, CBA wkracza do skorumpowanego sądu. Młodzież ucieka za granicę, a dzieci z przedszkola. Tylko układ kolesiowsko-partyjny jeszcze trzyma się dobrze (choć tylko w ramach jednej „spółdzielni”), premier kłamie mimo niezbitych dowodów, ale jakby bardziej znerwicowany i drażliwy. Zaplątał się kompletnie, jak Rostowski w swoje sznurowadła. Właśnie GUS ogłosił dane o zadłużeniu sektora rządowego i samorządowego, które wynosi 56,3%. Zielona wyspa poszła na dno jak Titanic. Tylko Hołdys jeszcze gra. Bo fikcja może żyć jedynie w powieści.

Fikcyjny świat Zajdla – Argoland opiera się na podziale na siedem klas społecznych, oznaczonych cyframi od zera do sześciu, w zależności od wyników testów na inteligencję. Oczywiście, mając „dojścia”, można  zmanipulować wyniki, bo  wszystko i tak opiera się na opozycji „my” i „oni”. My jesteśmy większością sterowalną,  poddawaną konsekwentnej pracy ideologicznej przy pomocy nowomowy, która ma na celu stworzenie „nowej prawdy”, czyli umiejętnego podawania kłamstw. Tuskoland podzielił naród na klasy: rząd, podległe służby i wojsko, urzędnicy i media, kontra reszta społeczeństwa, a więc:  „pisuary” (jak mówi Monika Olejnik), „mohery”, kibole, pacjenci, emeryci, internauci, czyli, mówiąc krótko – pętaki, wataha i bydło. Kto podziela ten pogląd, może liczyć na dostanie się do grupy „nadzerowców”, nawet mimo oblanego testu na inteligencję. A wtedy wszelkie uznania, bonusy, nagrody i zaszczyty są na wyciągnięcie ręki. Także „Krzesło” dla premiera za "danie Polakom poczucia spokoju i bezpieczeństwa". Czy może być większy absurd, gdy  samoloty  rozbijają się o brzózkę albo lądują bez kół, ginie prezydent, prawie cały sztab generalny wojska, pociągi jadą wprost na siebie, leków nie dowieźli, wały przeciwpowodziowe dziurawe, drogi, jeśli nie na Euro, to „kiedyś i tak będą”, autostrady popękały, trawa na stadionach nie chce rosnąć (bo ktoś musi zarobić), minister gospodarki nie wierzy w państwowe emerytury, ale rozdaje nie swoją ziemię za 1 złotych, obniżka podatków okazała się podwyżką  i  będziemy pracować do 67 lat, bo Tusk  skłamał, że cała Europa  tak pracuje. Ale Europę – jeśli pracuje -  stać na podstawowe utrzymanie. Polaków – nie. 

Taką rzeczywistość  przewiduje Zajdel. Środkiem płatniczym są u niego punkty:  czerwony, żółty i zielony. Punkty czerwone dostaje każdy, niezależnie od kompetencji i pracy i można za nie kupić wyłącznie towary podrzędnej jakości. To nasze współczesne „umowy śmieciowe” czy minimalna emerytura. Punkty zielone przyznaje się w zależności od klasy społecznej (dzisiejsi biurokraci,  władza średniego i niższego szczebla),  a żółte, od rodzaju wykonywanej pracy i można za nie kupić towary luksusowe, najlepszej jakości. To rząd i spółki skarbu państwa, czyli tzw. „tłuste koty” (a także ich bliższe i dalsze rodziny), którym daleko do „subzerowców”, czyli gejzerów wiedzy, fachowości i intelektu.

Ale taka władza, jak jej wyborcy.  Przestraszeni, że żarty mogą się kiedyś skończyć  nie chcą zmian  w tej podróży donikąd, w ścianach swojego lub wynajętego mieszkania, na smyczach „Biedronkowych” „jadłociągów” i w hipnozie iluzorów. Ich nie wymieniam, bo nie oglądam i nie czytam.

 

Tekst opublikowany w nr.17/18 Warszawskiej Gazety

 

 

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz