POEZJA SMOLEŃSKA

avatar użytkownika kazef

 

 

 

 

Do Jarosława Kaczyńskiego

 

Jarosław Marek Rymkiewicz

 

Ojczyzna jest w potrzebie – to znaczy: łajdacy

Znów wzięli się do swojej odwiecznej tu pracy

Polska – mówią – i owszem to nawet rzecz miła

Ale wprzód niech przeprosi tych których skrzywdziła

Polska – mówią – wspaniale lecz trzeba po trochu

Ją ucywilizować – niech klęczy na grochu

Niech zmądrzeje niech zmieni swoje obyczaje

Bo z tymi moherami to się żyć nie daje

I znowu są dwie Polski – są jej dwa oblicza

Jakub Jasiński wstaje z książki Mickiewicza

Polska go nie pytała czy ma chęć umierać

A on wiedział – że tego nie wolno wybierać

Dwie Polski – ta o której wiedzieli prorocy

I ta którą w objęcia bierze car północy

Dwie Polski – jedna chce się podobać na świecie

I ta druga – ta którą wiozą na lawecie

Ta w naszą krew jak w sztandar królewski ubrana

Naszych najświętszych przodków tajemnicza rana

Powiedzą że to patos – tu trzeba patosu

Ja tu mówię o sprawie odwiecznego losu

Co zrobicie? – pytają nas teraz przodkowie

I nikt na to pytanie za nas nie odpowie

To co nas podzieliło – to się już nie sklei

Nie można oddać Polski w ręce jej złodziei

Którzy chcą ją nam ukraść i odsprzedać światu

Jarosławie! Pan jeszcze coś jest winien Bratu!

Dokąd idziecie? Z Polską co się będzie działo?

O to nas teraz pyta to spalone ciało

I jest tak że Pan musi coś zrobić w tej sprawie

Niech się Pan trzyma – Drogi Panie Jarosławie

Milanówek, 19 kwietnia 2010 r.

 

NA ŚMIERĆ PREZYDENTA KACZYŃSKIEGO

Marcin Wolski

 

Mediom

 

Prawdę mając na ustach, a kłamstwo w kieszeni,

będąc zgodni ze stadem, z rozumem w konflikcie,

dzisiaj lekko pobledli i trochę stropieni,

jeśli chcecie coś zrobić, to przynajmniej milczcie!

 

Nie potrzeba łez waszych, komplementów spóźnionych

Waszej czerni, powagi, szkoda słów, nie ma co,

dzisiaj chcemy zapomnieć wszystkie wasze androny

wasze żarty i kpiny, wylewane przez szkło.

 

Bo pamięta poeta, zapamięta też naród

wasze jady sączone, bez ustanku dzien w dzień.

Bez szacunku dla funkcji, dla symbolu, sztandaru...

Karlejecie pętaki, rośnie zaś Jego cień!

 

Od Okęcia przez centrum, tętnicami Warszawy.

Alejami, Miodową i Krakowskim Przedmieściem

jedzie kondukt żałobny, taki skromny choć krwawy.

A kraj czuje - prezydent znowu jest w swoim mieście

 

Jego wielkość doceni lud w mądrości zbiorowej.

Nie potrzeba milczenia mącić fałszu mdłą nutą

Na kolana łajdaki, sypać popiół na głowę

Dziś możecie Go uczcić tylko wstydu minutą!

 

Marcin Wolski

11 kwietnia 2010 r.

 

 

Wojciech Wencel

In hora mortis

Jeszcze Polska nie zginęła póki my giniemy
póki nasi starsi bracia wędrują do ziemi

 

tam tajemne biją źródła tryskają strumienie
tam śmierć pada na kolana przed wiecznym istnieniem

 

tam zabici w ciemnym lesie modlą się za nami
tam powstańcy do Śródziemia idą kanałami

 

ścieżka wiedzie przez grób Pański – nie ma innej drogi
trzeba się owinąć w całun biały i czerwony

 

gdy przestaną nas hartować strzałem w potylicę
samoloty będą spadać za lub przed lotniskiem

 

mroźny wiatr ze wschodnich kresów wciąż nam wieje w plecy
gnie się trzcina nadłamana tli się płomyk świecy

 

a im bardziej bezsensowny twój zgon się wydaje
tym gorętsze składaj dzięki że jesteś Polakiem

 

naród tylko ten zwycięża razem ze swym Bogiem
który pocałunkiem śmierci ma znaczoną głowę

 

10 kwietnia 2010

 

 

Pani Cogito

Wojciech Wencel, 4 sierpnia 2010

Pamięci Anny Walentynowicz,

poległej 10 kwietnia 2010 w Smoleńsku

i pochowanej na gdańskim cmentarzu

przy ulicy Srebrniki


Pociemniało twoje miasto o północy
od nabrzeży po łagodne zbocza moren
w betonowych blokowiskach się położył
ulepiony z małych ludzi wielki golem

dawno ucichł wspólnotowy śpiew pod bramą
raz na zawsze skonfiskował czas ulotki
do galerii – tych handlowych – tłumy walą
ruski czołg jak stał tak stoi obok stoczni

może wcale cię nie było na tym świecie
może jesteś wymyślona przez Herberta
byłaś wierna zaręczona z ciemnym kresem
nie umiałaś po salonach się wałęsać

teraz śpisz ale pilnują cię Judasze
co w tej ziemi zakopali wór srebrników
na monecie księżycowej pełnym blaskiem
świeci twój ateński profil: sprawiedliwość

 

———-

Szymon Babuchowski

Tren smoleński

 

jest przejście w tamtym lesie – uchylone okno
przez które wyfruwali z piwnicy na światło
jakby ostry świst kuli zmieniał ich w aniołów
jakby im rosły skrzydła od jednego strzału

 

w prześwicie widać łąkę i czerwone maki
Polskę o której śnili której ani oko
ani ucho nie pozna – tylko ziarnko wiary
wrzucone tu przez okno kiedyś wyda owoc

 

w to przejście wpadli teraz jak żywe pochodnie
i płoną razem z nimi na wspólnym pogrzebie
jest przeciąg w tamtym lesie – wywiewa przez okno
samolot nawleczony na ucho igielne

11-13 kwietnia 2010

 ----------------------------------------------------------------------------------

 

Roman Misiewicz /dobre-nowiny.pl

 

 tym ze Smoleńska

 którzy odeszli

 na drugi krąg

 

Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień. Wywodzi
             Z nieżywej ziemi łodygi bzu, miesza
             Pamięć i pożądanie, podnieca
             Gnuśne korzenie sypiąc ciepły deszcz.

             Eliot Thomas Stearns - Jałowa ziemia. Grzebanie umarłych

 

katyń II

                                                         Janowi Pospieszalskiemu

                                    litery wykute z kamienia
                                    wygładzone
                                    miękką powieką deszczu
                                    piją wodę                                  

                                    od ust
                                    odrywa się ostatni strzęp powietrza

                                    krzyk

                                    i cisza
                                    dalekie strzały
                                    dochodzące
                                    jak spod tafli jeziora
                                    obce słowa
                                    unoszące się wolno
                                    w gęstniejącym powietrzu

                                    przed nimi wysoka ściana deszczu
                                    ściana płaczu
                                   
                                    kiedy dosięgną ich pojedyncze krople
                                    usłyszą jak ze zgrzytem otwiera się
                                    stalowy tunel  

                                    oko ucieka w głąb
                                    czaszki
                                    w poszukiwaniu światła

                                    gałęzie falujące pod wodą
                                    falujące lasy

                                    czy jest gdzieś taka
                                    szczelina którą można wyjść
                                    na ścieżki porażone korzeniem sosny
                                    pnie chropawe
                                    nietknięte pazurem

                                    coś czai się jak salamandra
                                    krzyczącymi plamami na darni
                                    tylko echo odpowiada
                                    na pytania
                                   
                                    oni nie są już
                                    z tego czasu

                                    nad nimi biała ważka
                                    rozwiera gilotynę skrzydeł

                                    litery zamieniają się w piasek
                                    łkają w klepsydrach

                                    z pnia brzozy
                                    ze zwęglonej kości
                                    wyłania się powoli
                                    niezmącony
                                    sens


Matka Boska Smoleńska

                      gdzie jest ta Matka która tuli
                      głowę otwartą  kroplą stali
                      woskową bryłę zgasłej świecy
                      z krwawym otworem w potylicy

                      Matka Boska Smoleńska
                      z polichromu i drewna
                      linorytniczej kreski
                      z trumiennej głuchej deski  

                      gdzie ta śmiertelnie naga głowa
                      którą w swych wąskich dłoniach skrywa
                      jak świt gromnicy brzask dla pogan
                      Matka o wpółprzymkniętych oczach
 
                      Matka Boska Smoleńska
                      z polichromu i drewna
                      linorytniczej kreski
                      z trumiennej głuchej deski   

                      gdzie światło pod tym krwawym kloszem
                      i czemu budzić ma nadzieję
                      otwór na palec jej serdeczny
                      w tej nagiej głowie pełnej śmierci
 
                      07.12.2010

 

Modlitwa za Nich

 Leszek Długosz

 

Boże daj siłę pozwól wierzyć

Że ćwierć sekundy, i mniej jeszcze

- Wcześniej choć i najmniejsze mgnienie

Zdążył tam Anioł miłosierny

Twój posłaniec

Osłonił Ich swym skrzydłem, wyrwał

Uniósł i przygarnął

- Zanim runęli

 

Bo nie umiera tu na Ziemi

Duch sprawiedliwy, Wola prawa

Miłość czysta

 

Dla takiej wiary daj moc Panie

Że tam upadła w lesie katyńskim

Materia roztrzaskana tylko

A byli wzięci

Do Arki Twego Miłosierdzia

- Są ocaleni

 

Istoto licha

Lepianko człowiecza marna … wierzysz tak ?

- Wierzę Panie

 

Kraków, 12 kwietnia 2010

 -----------------------------------------------------------------------------

Ogarniam myślą Ich...

Leszek Długosz

 

Ogarniam Ich ostatnie chwile

- Od dalszej chwili myśl moja się odbija

 
Pojmany , w loch ciśnięty

- W oczach  oprawcy  może ile ?...

          Powietrze szarpać ręką ?

          W nieczułą ciemność krzyknąć  imię ?

 
Ogarniam myślą  Ich

Ogarniam myślą tamte Ich ostatnie chwile…

 

Ponad gniew, strach , wzgardę i bezradność

- Co może niemy bunt ?

Na końcu  zawsze  jednak woła Miłość

 
- Najdroższa,  Synku, Mamo

- Boże…

Strzał… Ciemność

Myśl moja się odbija

- Od tamtej chwili,  tam w Katyniu

 
  Pomyśleć…

 Oprawcy mówili językiem bratnim

 - W mowie Tołstoja i Puszkina

 -----------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Odpowiedź

 

KRZYSZTOF KOEHLER

Buty, czerwone sznurowadła,
Rozczłapane adidasy z Carrefoura,
krok po kroku, tureckie dżinsy, pod pachą
zrolowane koce (bo koczowali w kolejce
w nocy) i reklamówki, spocone ciała,
a i mężczyzna z dzieckiem na ręku,
O kulach, jak starał się przyklęknąć,
a i sędziwy starzec, AK-owiec?
Widziałeś?
Widziałeś naród?
Widziałem, jak wznosi flagi
W łopocie na Rynku w Krakowie,
Jak intonuje pieśń, aż szyby drżą,
Jak szuka miejsca, by w przykucu
Najświętszy Sakrament, gdzieś
Na drugim końcu placu, we wnętrzu,
Wznoszony rękami kardynała,
Adorować.
Widziałem, widziałem, widziałem.
Zapalali znicze i całe wiązanki
Kwiatów podawali sobie z rąk do
Rąk, jak w amoku,
Ruchliwi, z miejsca w miejsce,
Z oka kamery podniebnej,
Jak mrówki jakieś ze wzrokiem
Utkwionym w ziemi.
Nie patrz w ziemię, w niebo podnieś
głowę!
Nie patrz w ziemię?
Jakże nie patrzyć
W ziemię, skoro ja z ziemi jestem?
Z tych wypoconych koców,
Tym utytłany staniem, okopcony
Knotkiem wątłym świecy,
Skoro rozpycham się w tłumie,
Mało widzę, bo wciąż zasłania,
Przeszkadza, na palce się wspinam,
Ale i telebimu nawet nie zobaczę.
Ani głów, ani ramion, ni pleców,
Oddycham, śpiewam, płaczę.
W niebo mam patrzyć?
I co zobaczę?
Owszem, w oknie głowę:
szklą się błyski w złoconej
oprawie: relacjonowanie
Zbiorowych uniesień i rachunek
Narodowego sumienia: to jest
Rachuba zranień i krzywd, estetyczny
Bezład i żałosny patos,
Zbiór wynaturzeń.
„Obudził się demon,
Zmartwychwstał trup,
Obudził się demon,
Zmartwychwstał trup
I truje, zatruwa, kazi,
Sączy, bredzi
Nacjonalnym slangiem lud.
Tfu!”
Niebo, a na nim białe chmury
i niewidzialna
Łapa pyłu, która tuli nas, przyciska,
Zamyka, zostawia na placu.
Samych.
Więc lepiej w ekran komputera, setki
razy
Ten sam film i wycie syreny
I strzały w mglistym lesie, aż po
Doczepione do nich rozwiązania,
Rozstrzygnięcia, domniemania,
„Nie rozumiesz czy nie chcesz,
Boisz się, zrozumieć?”
My, Panie, niepokorne Twoje dzieci
w tłumie.
Niewidzące, widziane
Przyciągane,
Stracone, odzyskane
Zbrukane, oczyszczane
Spalone, zmiażdżone,
Rozwalone, rozproszone
W pył, proch, w parę,
W chrzęst.
Plutony egzekucyjne
Kompanie honorowe
I salwy armatnie,
I przeraźliwy krzyk.
I mamrotanie przez
łzy: O nie zapomnij
O mnie; nie zapomnij
O mnie; nie zapomnij
O mnie, pamiętaj o mnie,
Za nami się módl.
Jakże ja mam zapomnieć o tobie,
Jeśli zapomnę o was, czy zapomnę,
Nie zapomnę, jakże zapomnieć,
Pamiętam widzę słyszę jestem.
W samym sercu jestem.
Zamieszkałem już.
I nie otworzy się grób
Bo i nie zamknął się grób.
Otwarto najcięższe z wrót
Jesteśmy w Polsce już.
W Polsce jesteśmy znów.

10-22 kwietnia 2010

pierwodruk:
"Rzeczpospolita" ("Plus Minus") 30 kwietnia - 3 maja 2010

 

 -----------------------------------------------------------------------------------------------------------

K. Karasek ELEGIA KATYŃSKA

Krzysztof Karasek

ELEGIA KATYŃSKA (przypis do Nicości)

 

Oderwany od rzeczy i przyzwyczajeń dotknij obrazów,
słońce gra na sypkich cieniach
rytmikę lat, poślizg nadaje słowom
szaleńczo i delikatnie. Tańczą gesty
w garderobach lat, wiatr włóczy się
niczym myśliwski pies, węszy za ciszą.
Lecz on już wszedł do wewnątrz
czerwono - granatowej, białej
jak noc planety.

Daleko nawet sufity zawisły we mnie,
Zbyt wysoko, aby dotknąć powały nieba,
Nigdy zresztą nikt nie wyciągnie ręki.
Ale to niedopatrzenie archanioła
Ciąży mojej mowie. Chciałem więcej tlenu,
Umiejąc oddychać tylko jednym płucem
do pięciu sekund..

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Tysiące drzew bez hałasu w ilości śpią,
a ja znajduję listy tych, którzy bawili się w podchody,
poszukaj trzech krasnali, zrób siedem przysiadów.
Robię przysiady i szukam skrzatów, myśląc,
że obudzę przez przypadek
choć jedno lunatyczne drzewo.
Kiedy umiera w domu człowiek, można poczuć,
że jest tam ktoś jeszcze. Stoi obcy
na balkonie i patrzy w dal
albo chodzi po pokoju, ogląda obrazy.
Widzi,
jak płótna wypadają za swoich ram.

I tam jest jeszcze statek, płonący żaglowiec,
zawieszony nad dachem jak przepiękny dzień,
w pustce burzy. Przed błyśnięciem pioruna. W pożarowych
łunach, migających na wieczornym niebie.
W oczach saren, kiedy płoszą się.
----------------------------------------------------
Im dalej na wschód,
tym głośniej wyją bezbrzaski
tym głębiej toną słońca gipsu
na dnie kwietniowych rowów.
Tym ciszej, tym wolniej
warczą zakola krwi.
Odeszły z stąd sarny. Odleciały ptaki.
Wyplute ryby gniły od środka,
co tłukło się w zaroślach, umilkło.
Tutejsze kruche sny czarno-białe
żebrzą o miskę pamięci.
-----------------------------------------------------------------
Odkąd odeszły sarny, jest zimniej,
papierośnica chlebem powszednim,
suchy bochen głodu.
Jeszcze tylko przez chwilę
krążą okręgi słoneczne,
miedziane dzioby ciepłych świtów
rozgrzanych żagwiami pożogi.
Na krańcu świata
przesiąkły stropy.
Wyciskasz w ścieżkach
ślady gońców. Co pewien czas
niespieszny, realny strach
odsłania obrazy. Widziałem
ciało upadające, głęboko odciśnięte
w twardej skale ziemi.
--------------------------------------------------------------------
Kreślić krzywe
na płucach siatki Mercatola,
mając w rękach
atlas topografii.
Jutro, o tej porze,
jest gdzie indziej.
Przykułem się do obłoku,
z granitu też można wykuć milczenie.
Podłoga pomiędzy ścianami
przebiega z kąta w kąt.
Pozornym światłem zapisane
kombinacje dwudziestu czterech liter.
Dalej, ku rozstajom,
z krzyżem lub bogami!
-----------------------------------------------------------------------------
Będziemy podsłuchiwać drzewa.
Szeleszcząc niczym jedwabnik
na liściu morwy,
delikatnie i konsekwentnie
odkrywam w sobie siebie.
Śledzę, jak moja nieskończoność
zmierza do jedności
---------------------------------------------------

W Lesie Teutoburskim
tysiące wrzaskliwych ptaków
zaświadczają o naszej śmierci.
A jednak, wieczorem,
wyraźniej słychać milczenie
skowronka.
------------------------------------------------------------------------
Rzeka zawracała i pęczniała w biegu, piękna jak zamarznięte światło,
a nieruchome ciało snu wypełniało się przejrzystym spojrzeniem.
A moje ciało jest krwią słoneczną, co zamieszkuje wyklęte parowy,
jak dyskretny i naiwny posłaniec.
Każda ucieczka jest tylko powrotem
zdeptanych śladów cudzych,
wdeptaniem w ziemię pamiątek po sobie,
by w końcu hodowana z rosą ślina zdrewniała pod językiem.
I będzie można słyszeć, jak obija się ciało o ciało
po opustoszałych wyschłych szczelinach,
karmiąc sobą jedynie echo.
-------------------------------------------------
Dół głęboki jak pokój bez klamek,
gdyby się zorientować, o co chodzi
można by uciec w niebo albo chociaż
w splątane korzenie, które przebiją już wkrótce
ażury żeber i czaszki. Zakwitniesz na wiosnę
jak wszystko, co nie trwałe i wieczne,
pociąg, który cię tu przywiózł,
jest łodzią wśród trwa. Z pięściami pod głową
i oczami zwróconymi do gwiazd
weź mnie na spacer,
choć na smycz;
przykryj kołdrą ziemi.

Nigdy nie byłeś dobry w umieraniu,
bo donikąd wciąż za daleko.
--------------------------------------------------

Nigdy nie widzieliśmy wyraźniej
linii horyzontu ani nie czuliśmy tak mocno
smaku klucza w ustach,
odpowiedzialność przydarza się nie tylko nad brzegiem morza.
W powietrzu ślady dzwonów, wzdłuż których przechodzą
ciągi przedstawień: kościół, koszary, cmentarz,
hydrant na placu wyznacza widnokrąg znaków,
wokaliza kresowych miasteczek zamienia je w ciszę.
W miejscu, gdzie ustępuje woda,
ptaki zmieniają kierunek.
Odpowiedzialność spoczywa w dotyku aniołów,
kiedy zstępują ku rozsypanym kościom ulicy,
ślady zostają na niebie w postaci porozwieszanej bielizny obłoków.

I w nas, rozpoznających zmiany powidoków.
------------------------------------------
Chwytam palcami widnokrąg, pociągam jak strunę
lecz ani drgną powieka, woda, powietrze,
już wiem, to tylko kreska podkreślająca niebo
jakiego nie mam, gdzie mieszkam.

 

Łatwo przesuwać dłonią, sztukować linię życia,
zbyt szybkie pociągnięcie o klif nadgarstka ociera się o morze
pełne wapiennych małżowin, budzi wszystkich skomlenie psa.
Dookoła papierowe twarze, jak szkice,
zastanawiasz się, co ziemia urodzi w tym roku?
Gorycz piołuny odstraszyła pszczoły,
rzeka podmywa koryto, uprowadza brzeg wraz z pomostem,
najważniejsze to spojrzeć z góry we własne okna.
-------------------------------------------------
Żagiel twarzy wydłuża biel.
Przez usta przepływają rzeki.
Widzi spod ziemi wierzchnią stronę nieba,
próbuje nadać ciągłość i kształt.
Rozpięty pyłek na wietrze
rozpisany do rozmiarów wiersza.
Rozpoznaje drzewo, kamień i psa,
na polu kwiat i kłosy traw,
piasek sypki na dnie rzeki,
migającą między palcami rybę
(porwie ostatnie pytanie).
--------------------------------------------------
Po co pamiętać jak płomień zapala się w twojej głowie?
Kiedy rano otwieram oczy,
widzę dwie czarne plamy drzew zakorzenionych w niebie,
gawrony miarowo krążą wokół starych gniazd.
Kiedy mówię: już kwiecień, a ja martwy, ja ocalały,
ciągle nie mogę uwierzyć. Jak przetrwałem?
I jeśli nie umiem inaczej, niech będzie i tak.
Niech ten sen przedłuży i w trzeciej osobie
rozejdzie się w nas prostolinijnym krwotokiem,
sztywna przysięga, co nie wie, czy jest jeszcze cicha,
czy już może martwa.
----------------------------------------------
Wiem, można pojąć cię inaczej,
zgodzić dotyk z ręką jak podróż i odpowiedź
albo uśmierzyć oddech, przyjmując, że ciało jest tylko ciałem.
Bo czymże innym jest ciało, jeśli nie chybioną przestrzenią.
A ten sen niech lepiej już z nas wyjdzie,
niech przecieknie wstydliwym niepohamowanie, cicho,
jak zaginiony żeglarz
albo roślina, z przedrostkiem wzrostu pozamykanym w inspektach.
Wychodzę przed dom, wzdycham zapach mokrego śniegu.
Niemożliwe, żeby tak szybko minęło życie.

 

 

 

 

 

Smoleńskie pole

LESZEK ELEKTOROWICZ

szczątki ciał w błocie
ludzkie szczątki tam leżą
czyje są - nie dociec
zostawili je, gorsi od zwierząt.
Gdyby to pole przemówić umiało -
lecz słowo płatkiem ciała się stało

te strzępki nieme
swym widokiem krzyczą
ich dusze nad ziemią
żegnane żałobną goryczą
ach, żeby przemówiły
poprzez mgłę wskazały
miejsca knowań zawiłe
wiarołomne zamiary
i w końcu - postać
z której oderwanym
i nie pogrzebanym
dano im tu zostać.

Cień Krzyża odległy
dobre dusze go strzegły
w ojczystej przestrzeni
Zdany na wygnanie
czy w smoleńskiej ziemi
z ciał martwych wstanie?

pierwodruk: "Arcana" 2010 nr 6

 

 -----------------------

 

 

Lotnisko

MIROSŁAW WOŹNIAK

To jest rosyjska ziemia, to nasze lotnisko,
wasz samolot niech raczej nie podchodzi blisko,
nikt tu was nie zapraszał, nikt na was nie czeka,
białopolak niech Smoleńsk omija z daleka.
Tak trudno wam zrozumieć rzeczy dla nas proste?
Znów będą cichły ptaki tuż za progiem wiosny
i pójdzie w świat przestroga od słowiańskich braci:
chcieliście do Katynia? No to macie Katyń.

 

pierwodruk wiersza: "Arcana" 2010 nr 4

-------------------------

 

 

 

wiersze Romana Misiewicza ze strony: dobre-nowiny.pl

wiersz Krzysztofa Karaska ze strony: http://wkazimierzudolnym.pl/k-karasek-elegia-katynska.html

wiersz "Ogarniam myślą Ich..." Leszka Długosza ze strony: www.leszekdlugosz.pl/

Pozostałe wiersze, jak i wiele innych, znaleźć można na prowadzonej przez Wojciecha Wencla stronie: http://wierszeosmolensku.blogspot.com

 

 

Etykietowanie:

7 komentarzy

avatar użytkownika kazef

1. Poezja w cieniu Smoleńska

Poezja w cieniu Smoleńska

Prof. Maciej Urbanowski krytyk literacki Uniwersytet Jagielloński

--------------------------------------------------------------------------------


Poezja polska wiernie towarzyszyła Narodowi, szczególnie wtedy, gdy ważyły się jego losy, gdy przeżywaliśmy chwile dramatyczne, decydujące o naszym istnieniu. Bardziej nam towarzyszyła nawet w chwilach smutku niż radości, gdy ponosiliśmy klęski, a nie zwycięstwa. Nasza poezja bywała wtedy Tyrteuszem zagrzewającym do walki i oporu, ale i Antygoną składającą hołd poległym, troszczącą się o godne ich upamiętnienie w narodowej pamięci. Jednak i w chwilach rozpaczy pocieszała żywych, budziła ich nadzieję, uświadamiała sens wspólnie doświadczanego losu oraz ponoszonych dla Narodu ofiar.

O tej cesze, a nawet powinności naszej poezji trochę zapomnieliśmy w III RP. My, czytelnicy, ale chyba też sami poeci. Bo miał nastąpić koniec historii i w nowym, wspaniałym świecie ponowoczesności i wspólnej Europy pisarzom pozostawało zająć się prywatnymi obowiązkami, pisać zabawne wiersze o wierszach, o papierosach, gnijących wisienkach, wódce, w sumie... o niczym. Nazwano to nawet ładnie i trafnie - banalizmem.

Polska Antygona

 10 kwietnia 2010 roku dramat smoleński zburzył ten idylliczny nastrój. Był wstrząsem dla Polaków. Musiał być też wstrząsem dla polskich poetów. Ich reakcja na to, co wydarzyło się tamtego dnia w Smoleńsku, była czymś naturalnym w świetle naszej tradycji literackiej, ale też zaskakującym w kontekście tego, co dominowało w literaturze III RP. Nasza poezja, chciałoby się powiedzieć: na szczęście, towarzyszyła tym wydarzeniom. Była ich świadkiem, komentatoremi uczestnikiem. Była znów niczym Antygona grzebiąca swoich umarłych, ale też pomagała nam przezwyciężyć rozpacz, ból i zrozumieć tajemnicę tego, co stało się 10 kwietnia.

Wiersze pojawiły się niemal natychmiast - drukowały je gazety, ogłaszano je w internecie, potem umieszczano w tomikach. Niektóre od razu zyskały rozgłos, największy chyba wiersz "Do Jarosława Kaczyńskiego" Jarosława Marka Rymkiewicza. Jednak często cytowano też odę "Na śmierć Prezydenta Kaczyńskiego" Marcina Wolskiego, "Tren" Szymona Babuchowskiego czy "In hora mortis" Wojciecha Wencla. Ten ostatni liryk wszedł potem do bardzo popularnego, świetnego tomu "De profundis", wyróżnionego też Nagrodą im. Józefa Mackiewicza. Książka Wencla w całości zresztą powstała pod wrażeniem dramatu smoleńskiego. Podobnie jak zbiór Romana Misiewicza "dobre-nowiny.pl", który jednak nie miał takiego szczęścia jak Wencel - odrzucony przez ponad 20 wydawców, został ostatecznie opublikowany w Kanadzie. A przecież to książka znakomita i wstrząsająca - jako zapis katastrofy, świadectwo bólu i lęku, gest sprzeciwu, a wreszcie jako precyzyjny poetycki zapis budowany ze strzępów, odłamków każących myśleć o strzępach, odłamkach ciał i rzeczy, które zobaczyliśmy po 10 kwietnia...

Do tej listy utworów znanych i głośnych dodać można wiele innych, równie ciekawych: Leszka Długosza, Krzysztofa Koehlera, Kazimierza Nowosielskiego czy Przemysława Dakowicza. Jak też wynika z umieszczanych pod tymi i innymi utworami sygnatur, wiele z nich powstało już 10 kwietnia, inne w czasie kolejnych dni narodowej żałoby, a potem jeszcze pod wpływem szoku, jakim było usunięcie krzyża z Krakowskiego Przedmieścia.

Trauma pokoleń
 
Trudno dzisiaj oczywiście policzyć, jak wiele wierszy powstało w cieniu Smoleńska, jak wielu poetów poświęciło temu dramatowi swoją uwagę. Na pewno jest tych utworów wiele, a będzie jeszcze więcej, bo pojawią się w wydawanych w najbliższych latach książkach poetyckich. Nie wszystkie zapewne mają podobną wartość, ale wszystkie na pewno są ważnym dokumentem dziejowego przełomu. Sporo wśród nich wierszy udanych, czasem znakomitych, i już dzisiaj można by ułożyć z nich obszerną antologię poezji smoleńskiej.

Co ciekawe - znalazłyby się w niej wiersze poetów wielu pokoleń. Pokolenie wojenne reprezentowałby Leszek Elektorowicz, rówieśnik Herberta; rocznik 30. XX wieku Jacek Trznadel i Rymkiewicz, autorów Nowej Fali Aleksander Rybczyński i Krzysztof Karasek. Najwięcej byłoby tu jednak poetów urodzonych w latach 60. i 70. Tych pierwszych reprezentowaliby na przykład Koehler i Misiewicz, drugich Wencel, Babuchowski czy Dakowicz. Być może jest tak, że te dwa pokolenia najmocniej doświadczyły smoleńskiej traumy.

Co łączy wszystkie te wiersze? Oczywiście tonacja żałobna, elegijna, która jednak czasem też łączy się z sarkazmem, gniewem i szyderstwem. Elegijność pojawia się tam, gdzie mowa o poległych, sarkazm i gniew wtedy, gdy wspomina się tych, którzy atakowali śp. prezydenta i nie potrafili, a raczej nie chcieli, go zrozumieć. Lech Kaczyński jest oczywiście najczęstszym bohaterem wierszy smoleńskich, ale znajdziemy wśród nich utwory poświęcone innym ofiarom, na przykład piękny hołd Annie Walentynowicz złożyli Wencel ("Pani Cogito") oraz Mirosław Woźniak ("Anna Solidarność"), a Krzysztof Karasek napisał wzruszający "Szkic elegii na śmierć Stanisławowi Mikke".

 Widać też, iż próbując odtworzyć, a zarazem uwiecznić to, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku, nasi poeci wracają do pewnych kluczowych elementów dramatu, a ich uwagę przykuwają zwłaszcza motywy mgły, błota, krwi czy guzików, które urastają do rangi symboli cierpienia i samotności ginących, kruchości naszego ciała, ale też zagadkowego charakteru samego wydarzenia i otaczającego go od początku kłamstwa. "Szukam linków do prawdy" - wyzna Misiewicz, Elektorowicz nazwie "smoleńskie pole" "miejscem knowań zawiłych". O "wiedzy podziemnej" ofiar znających "twarz strasznego mordercy" napisze Jacek Trznadel w "Stratosferycznych", nazywając zabitych "spalonymi śmiertelną bronią", strąconymi Ikarami. Metafora Ikarów wraca w kilku innych wierszach smoleńskich, do antyku nawiązuje też Karasek, pisząc o prezydenckim samolocie, iż "krążył jak cierpienie nad grobem Leonidasów".

Katyń 2010
 
Najczęściej jednak przywoływana w tych wierszach jest zbrodnia katyńska, a wraz z nią inne miejsca związane z polskimi ofiarami polityki sowieckiej i/lub rosyjskiej. Sam tytuł wiersza Marty Bertowskiej "Katyń 2010", metafora "czarna skrzynka czarna łubianka" z wiersza Tadeusza Zachary "10 kwietnia", motyw "nieludzkiej ziemi" z "Golgoty" Wolskiego, rym "Las katyński/Lech Kaczyński" z "Katynia" Marka Czuku czy wizyjne "Carskie wrota" Wencla są charakterystycznymi przykładami intuicji, iż Smoleńsk jest kontynuacją pewnego historycznego i politycznego ciągu wydarzeń sięgających nawet końca XVIII wieku, a na pewno wpisujących się w dzieje sowieckiego totalizmu.

Z paralelą Smoleńsk - Katyń wiążą się próby już nie tyle rekonstrukcji, ile interpretacji dramatu smoleńskiego, odnalezienia ich duchowego sensu. Stąd też pojawia się tutaj dawno niesłyszana w naszej poezji problematyka historyczna i historiozoficzna, słychać tu też pogłosy mesjanizmu usiłującego zrozumieć tragedię 10 kwietnia w kontekście religijnym. W wierszu "Prezydent Lech Kaczyński wkracza do nieba" Rybczyńskiego ofiary Smoleńska witane są przez oddziały powstańców, podchorążych Wysockiego, a na koniec przez samego Chrystusa. Smoleńsk wzbudził też inne skojarzenia historyczne. Marcin Wolski napisał na przykład gorzki pastisz liryku Juliana Tuwima "Na śmierć prezydenta", który powstał pod wpływem wstrząsu, jakim dla Skamandryty było zabójstwo Gabriela Narutowicza. Przywołując wiersz Tuwima, Wolski aktualizuje go i zestawia obie zbrodnie, potępia też jej duchowych sprawców, i to paradoksalnie, bo przecież "łajdacy" niszczący Lecha Kaczyńskiego, jak wiemy, czują się dzisiaj spadkobiercami Narutowicza. Rymkiewicz wraca jeszcze dalej, bo do Jakuba Jasińskiego i Adama Mickiewicza, aktualizując metaforę dwu Polsk, z których jedna "chce się podobać na świecie", drugą "wiozą na lawecie", a potem dodając, że: "To, co nas podzieliło - to się już nie sklei".

Opozycja "my - oni´´ często zresztą wraca w wierszach smoleńskich. Ale też pogrzeb Lecha Kaczyńskiego staje się okazją nie tylko do manifestacji żalu za prezydentem i jego współpracownikami, ale także gestem solidarności ze wspólnotą narodową. Tak jest chociażby w niezwykłej "Odpowiedzi" Koehlera, afirmującej polskość taką, jaka zjawiła się, by oddać hołd prezydentowi, w całej swojej przyziemności, cielesności, polskość paloną, miażdżoną, zabijaną, czasem brzydką, a przecież wspaniałą i nieśmiertelną. "Pamiętam widzę słyszę jestem" - deklaruje Koehler w jednym z najpiękniejszych wierszy smoleńskich. Roman Misiewicz opublikował jakiś czas temu niezwykły tekst, w którym dramatycznie wyznawał, iż po Smoleńsku liryczne opisywanie świata straciło dla niego sens. Jednak jego tom, podobnie jak wiele spośród omawianych tu wierszy, dowodzi, że poezja zrodzona w cieniu Smoleńska jest nie tylko możliwa, ale także potrzebna. Jest ważna: jako gest świadectwa, pamięci i sprzeciwu. Warto też mieć nadzieję, że wartości i tematy, jakie wniosła ona ostatnio do polskiej poezji, takie jak powaga, patos, patriotyzm, historiozoficzność, pozostaną w niej na dłużej.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120414&typ=my&id=my19.txt

avatar użytkownika Henryk Krzyżanowski

2. Przerobiony na song

Mój "Prezydent Idzie na Wawel" (napisany w spontanicznym proteście przeciw wypowiedzi Wajdy odmawiającej Lechowi Kaczyńskiemu pochówku na Wawelu) został prawie natychmiast przerobiony na song przez Bohdana Błażewicza. Tutaj jest: http://www.youtube.com/watch?v=XcQOGHu8XIE

avatar użytkownika kazef

3. Henryk Krzyżanowski: "Prezydent Idzie na Wawel"

Dźwięczy requiem pod dzwonu kloszem,
Salonowcy - skończcie tę wrzawę.
O czas smutnej zadumy proszę,
gdy Prezydent idzie na Wawel.

Kogo wiedzie w żałobnej gali?
Jakieś cienie, mundury krwawe,
ci w Katyniu z dołów powstali,
z Prezydentem idą na Wawel.

Idą wolno, lecz równym krokiem,
bo im marsza rozbrzmiewa grave.
Niezbadanym Boga wyrokiem
z Prezydentem ciągną na Wawel.

Gdy próg przejdą królewskich pokoi,
krótki apel – czas z misji zdać sprawę,
potem spać – pierwsza noc już wśród swoich
z Prezydentem, co wwiódł ich na Wawel.

Ciiiiiicho! śpią …Ale może obudzi
ich los w nas to, co czyste i prawe?
Niech pojedna – i partie i ludzi,
dzień, gdy oni dotarli na Wawel.

http://blogmedia24.pl/node/27761

avatar użytkownika Maryla

4. RODOWÓD Lech Makowiecki,

RODOWÓD

Lech Makowiecki, pieśniarz poeta

Mieszko I przed Bogiem
Ugiął swe kolana,
I tym ocalił Słowian
Przed hordą Germanów...

Król Jagiełło przed bitwą
Trzy msze kazał sprawić...
Pod Grunwaldem zwyciężył.
Pan mu błogosławił...

Wódz Jan III Sobieski
Świątynie fundował,
Zesłał mu Bóg Victorię;
Tym świat uratował...

Papież Jan Paweł II
Wstawił się za Polską...
Pokonał armię wielką,
Chociaż nie miał wojska...

Tak to już jest w Historii,
Że zawsze nas zbawia
Mąż pobożny i prawy,
Który Pana sławi...

Tylko on porwie rzesze
Rycerzy, żołnierzy,
Ludzie z gminu i szlachty,
Co w Opatrzność wierzą...

Nieraz już tak bywało;
Z Bogiem na sztandarach
Parły Orlęta Lwowskie,
Legionowa wiara,

Bohaterowie września,
Warszawscy harcerze,
Chłopcy z Monte Cassino,
Wyklęci Żołnierze...

Buntownicy z Poznania,
Z radomskiej ulicy,
Robotnicy stoczniowi,
I z "Wujka" górnicy...

Modlili się żarliwie,
Przed Trójcą klękali,
Złemu nie ustąpili,
Trwogi nie zaznali...

Ci herosi na zawsze
Będą w nas... I z nami...
Wiecie, co ich łączyło?
Byli... MOHERAMI...

PS Dzisiaj, gdy z bohaterów
Celebryci szydzą
Nie wstydźmy się "moherów"...
Niech się "hieny" wstydzą!

Bo gdy nastanie znowu
Czas ognia i burzy,
Wiem, kto do końca wytrwa,
A kto podle stchórzy...

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=dd&dat=20120417&id=main

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

5. Anno Domini 2020

10 Kwietnia

Modlitwa za Nich

Boże daj siłę, pozwól wierzyć
Że ćwierć sekundy, i mniej jeszcze
Wcześniej choć i najmniejsze mgnienie
Zdążył tam Anioł miłosierny
Twój posłaniec
Osłonił Ich swym skrzydłem, wyrwał
Uniósł i przygarnął
Zanim runęli
Bo nie umiera tu na Ziemi
Duch sprawiedliwy, Wola prawa
Miłość czysta
Dla takiej wiary daj moc Panie
Że tam upadła w lesie katyńskim
Materia roztrzaskana tylko
A byli wzięci
Do Arki Twego Miłosierdzia
- Są ocaleni
Istoto licha
Lepianko człowiecza marna ...wierzysz tak?
- Wierzę Panie

kwiecień 2010

pierwodruk: leszekdlugosz.pl
Autor: Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango o 18:56
Wyślij pocztą e-mail
Wrzuć na bloga
Udostępnij w usłudze Twitter
Udostępnij w usłudze Facebook
Udostępnij w serwisie Pinterest
wtorek, 16 listopada 2010
WOJCIECH BANACH
(ur. 1953) - poeta. Wydał książki poetyckie: "Chwilowy obraz świata", "Pole rażenia

http://wierszeosmolensku.blogspot.com/
pamiętamy o WAS

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

6. epitafium dla patriotów

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

7. 10 lat minęło

niczym
mgnienie oka
wieczne odpoczywanie racz IM dać Panie
drogi
Prezydencie
Najjasniejszej Rzeczpospolitej Polski
oręduj za nami tam wysoko ,w Niebie
nigdy WAS nie zapomnimy
kiedyś na PIS org tyle pięknych polskich rozmów się działo,a dzisiaj ,dzisiaj
serdeczne modlitwy składamy za WAS

"Drogi Panie Prezydencie,Przyjacielu,..."

gość z drogi