6 XII - świętego Mikołaja biskupa

avatar użytkownika Freeman48

 

         Mikołaj, obywatel miasta Patery, był synem bogatych i świątobliwych rodziców. Ojciec jego nazywał się Epifanes, matka zaś Joanna. Zrodziwszy go w pierwszej wiośnie swej młodości, rodzice jego wiedli następnie życie wstrzemięźliwe, jakby nie w małżeńskim stanie. On zaś, gdy kąpano go w pierwszym dniu jego życia, stanął wyprostowany w wanience, a nadto we środy i w piątki raz tylko dziennie ssał pierś. Gdy podrósł, unikał swawoli swoich rówieśników, uczęszczając raczej gorliwie do kościołów, a tam, co tylko mógł zrozumieć z Pisma świętego, zachowywał starannie w pamięci.

          Po śmierci rodziców począł zastanawiać się, w jaki sposób użyć swoich wielkich bogactw nie dla sławy wśród ludzi, lecz dla chwały Bożej. Wtedy to pewien jego sąsiad, człowiek dość dobrego rodu, zmuszony był z biedy trzy swoje niezamężne córki wysłać na ulicę, aby w ten sposób móc żyć za cenę ich hańby. Gdy święty dowiedział się o tym, wzdrygnął się na myśl o takiej zbrodni i zawinąwszy w chustę bryłę złota, wrzucił ją w nocy potajemnie przez okno do jego domu i równie potajemnie odszedł. Rano zaś, człowiek ów wstając, znalazł bryłę złota i złożywszy Bogu dzięki wyprawił za nią wesele swej najstarszej córce. W niedługi czas później sługa Boży ponowił swój czyn. I znowu ów sąsiad znalazłszy złoto całym sercem chwalił Boga, ale na przyszłość postanowił czuwać, aby dowiedzieć się, kim jest ten, który przychodzi mu z pomocą w jego nędzy. Gdy więc w kilka dni później podwójna bryła złota wpadła do jego domu, zbudził się na dźwięk przez to wywołany i pobiegł za uciekającym Mikołajem ze słowami: „Zatrzymaj się i nie znikaj z mych oczu!” To mówiąc dogonił uciekającego, a poznawszy w nim Mikołaja, od razu rzucił się na ziemię i chciał całować jego nogi, ale on nie dopuścił do tego i zażądał odeń, aby za jego życia nie rozgłaszał, co między nimi zaszło.

          Później, gdy umarł biskup miasta Miry, zgromadzili się biskupi, aby wybrać nowego pasterza dla tamtejszego kościoła. Był zaś między nimi pewien biskup, cieszący się wielką powagą, tak, że od jego głosu zależał wybór innych. Otóż on polecił wszystkim pilnie się modlić i pościć, a tejże nocy usłyszał głos, mówiący mu, aby w czasie jutrzni czuwał u drzwi kościoła i pierwszego człowieka, który przyjdzie do kościoła, a który przy tym będzie się zwał Mikołaj, wyświęcił na biskupa. W czas jutrzni, jakby cudem przysłany przez Boga, przed innymi nadszedł Mikołaj, a biskup, chwytając go za rękę zapytał: „Jak ci na imię?”  On zaś, pełen gołębiej prostoty rzekł, pochylając głowę: „Mikołaj, sługa Waszej Świątobliwości”. Wówczas wprowadzili go do kościoła i choć bardzo się wzbraniał, posadzili go na stolicy biskupiej. On zaś, zostawszy biskupem, zachowywał dawną pokorę i powagę obyczjów, noce spędzał na modlitwie, umartwiał ciało postami, unikał zetknięcia z kobietami, z pokorą wszystkich do siebie dopuszczał, skutecznie przemawiał, gorliwie napominał, surowo karcił.

           Podobno także, jak powiada pewna kronika, Mikołaj brał udział w soborze nicejskim. Jednego dnia jacyś żeglarze znalazłszy się w niebezpieczeństwie tak modlili się ze łzami: „Mikołaju, sługo Boży, okaż nam, czy prawdą jest to, co słyszeliśmy o tobie.” Zaraz ukazał im się ktoś podobny do Mikołaja i rzekł: „Oto jestem, ponieważ wołaliście mnie”. I zaczął im pomagać przy żaglach, linach i innym sprzęcie żeglarskim a burza zaraz ucichła. Gdy zaś przybyli do jego kościoła, chociaż nigdy go przedtem nie widzieli, bez niczyjej wskazówki poznali go. Dziękowali tedy Bogu i jemu za ratunek, ale on powiedział im: „Nie moim zasługom ale łasce Bożej i waszej wierze przypiszcie swoje ocalenie”.

           Pewnego razu cały kraj św. Mikołaja nawiedził tak wielki głód, że wszystkim już brakowało żywności. Mąż Boży tedy usłyszawszy, że do portu przybyły statki naładowane pszenicą, udał się tam natychmiast i prosił żeglarzy, aby ratowali ludzi zagrożonych głodem, oddając im przynajmniej po trzy korce pszenicy z każdego okrętu. Lecz żeglarze powiedzieli: „Nie mamy odwagi uczynić tego, ojcze, ponieważ musimy oddać do spichlerzy cesarskich tyle zboża, ile odmierzono nam w Aleksandrii”. Na to święty: „Uczyńcie teraz to, o co was proszę, a ja wam obiecuję w imię Boże, że nie będziecie mieli żadnego uszczerbku w waszym zbożu, oddając je poborcy cesarskiemu.” Tak też uczynili, a gdy rzeczywiście oddali sługom cesarskim tę samą ilość zboża, jaką otrzymali w Aleksandrii, rozgłosili cud i wielce chwalili Boga w osobie Jego sługi. Owo zboże zaś mąż Boży rozdzielił wedle potrzeb każdego i to w tak cudowny sposób, że wystarczyło nie tylko na żywność w ciągu dwu lat, lecz ponadto jeszcze i na zasiewy. (--------)

            Skoro Bóg zapragnął powołać go do siebie, prosił św. Mikołaj Pana, aby przysłał poń swoich aniołów; a ujrzawszy nadchodzących pochylił głowę i odmówiwszy psalm „W Tobie, Boże, położyłem nadzieję” aż do słów „w ręce Twoje”, oddał duszę Bogu w roku 343, a śmierci jego towarzyszyła niebiańska muzyka. Pochowany został w marmurowym grobowcu; u głowy jego wytrysło źródło oliwy a u stóp źródło wody i do dziś z członków jego wydobywa się święty olej, który już wielu uzdrowił. Następcą jego został pewien zacny mąż, którego jednak wrogowie wygnali z jego stolicy. Otóż gdy go wypędzano, olej przestał płynąć, ale wytrysnął natychmiast, skoro powrócił do swej stolicy. W długi czas potem Turcy zburzyli miasto Mirę. Wówczas 47 rycerzy z Bari wyruszyło tam, otwarło grób św. Mikołaja, który wskazało im czterech zakonników, i kości jego, pływające w oleju, przeniosło ze sobą do Bari w roku Pańskim 1080.

 

(fragmenty legendy o św. Mikołaju ze „Złotej legendy” Jakuba de Voragine)

napisz pierwszy komentarz