W czułych objęciach knajactwa

avatar użytkownika Jan Kalemba

Z knajacką ferajną miałem okazję zetknąć się w dzieciństwie, które upłynęło mi na Muranowie. Po pracowitym znoju Niemców, posługujących się miotaczami ognia i trotylem, pozostało tylko morze gruzów na tym północnym skraju śródmieścia Warszawy. Pośrodku tej pustyni tkwiła wyniosła wieża neogotyckiego kościoła na Nowolipkach, w którym unicestwiający Warszawę bandyci urządzili sobie magazyn materiałów wybuchowych.

Po wojnie miasto budowano tam całkowicie od nowa, zaczynając w roku 1949 od ulicy Leszno. Dom, w którym mieszkanie zdobył mój ojciec, ambitna komuna doby stalinizmu zasiedliła blisko w połowie lumpenproletariatem. Towarzystwo owo przesiedlono tam ciupasem z Pragi, ze zrównanych spychaczami slumsów na przedmiejskiej Pelcowiźnie.

Nawyki wyniesione z chaotycznego skupiska mieszkalnych bud i gospodarczych komórek przesiedleńcy owi próbowali kontynuować w wielkomiejskim anturażu. Administracja szybko likwidowała klecone pod budynkiem komórki, w których usiłowano hodować kozy i inny inwentarz. Natomiast gołębnik na jednym z balkonów najwyższego piętra i klatki z królikami w piwnicy funkcjonowały jeszcze przez wiele lat...

W przeciwieństwie do przypadkowego zbioru pozostałych lokatorów – często pochodzących z różnych regionów Polski – przesiedleńcy ze slumsów Pelcowizny byli zwartą grupą znajomych, może nawet od pokoleń. Wielu z nich – jak to malowniczo ujął Jan Himilsbach – zdjęte ubranie odruchowo układało w kostkę z więziennego przyzwyczajenia. Prawo było dla nich tylko represją utrudniającą życie – dopustu tego trzeba było unikać jak ognia, a przede wszystkim – „Nie dać się złapać!”...

Określenie „ferajna” było dla nich znakiem niejako plemiennym. Bardzo wyraźnie oddzielali się od innych. W każdych warunkach i zawsze – bez względu na fakty – stawali po stronie „swoich”. A na „swojego” nigdy nie udało mi się awansować, choć był taki czas, że lgnąłem do tej zgranej paczki. Mogłem być co najwyżej tolerowanym autsajderem.

W systemie etycznym ferajny winnym utraty rzeczy był ten, kto nie umiał upilnować swojego. W związku z tym można sobie wziąć wszystko to, co nie jest wystarczająco pilnowane albo na trwałe przymocowane do podłoża lub ściany. Ktoś z ferajny, kto tym sposobem pozyskał jakąś rzecz – nie ukradł, tylko się „wystarał”. W tym gronie nie mówiło się bowiem kradzież, tylko „staranka”. 

We wszelkich sporach zwycięzcą zostawał nie celnie argumentujący lecz ten, który każdy argument umiał zgrabnie wyszydzić, nawet przy pomocy na poczekaniu wymyślonego kłamstwa. Właściwie wygrywał ten, kto zakrzyczał interlokutora, a gdy to nie wystarczało, pozostawały jeszcze pięści. Pamiętam, gdy ktoś spoza ferajny chciał podeprzeć się w takiej dyspucie autorytetem książki, to usłyszał – „Jesteś tak samo głupi jak ta twoja książka, a jak ci się nie podoba, to możesz dostać w ryj!”...

W tym miejscu można by napisać – wszelkie podobieństwo jest przypadkowe – ale niestety, podobieństwo nie jest przypadkowe. Polska znalazła się w czułych objęciach knajackiej sitwy, tak jak ta urocza aktoreczka Anna Mucha ucapiona onegdaj w ramiona pod Pałacem Namiestnikowskim przez „gita” o ksywce Niemiec. Powiedzieć trzeba dokładniej – naszą ojczyznę obejmuje wielu sitw wyznających wzmiankowany powyżej system etyczny.

Czyż nie pasowaliby do ferajny z Pelcowizny ci sponsorujący, nie bez wzajemności, różnych polityków biznesmeni, którzy „wystarają” sobie, a to dolomit spod autostrady, a to folię spomiędzy warstw innej autostrady, a to szmal z przemiany soli wypadowej w spożywczą, a to „parę groszy” z fałszowanego suszu jajecznego itd. itp. Pewno całkowicie z przypadku wielu tych zmyślnych przedsiębiorców powiązanych jest różnymi więzami z ludźmi PO. 

A ci żurnaliści mediów tzw. mainstreamowych to nie żulia zakrzykująca prawdę? A czyż nie są tym samym wszystkie „autorytety”, przytakujące gorliwie owym gwiazdom zakłamania? A ci komedianci trzymający się pańskiego stołu?...

Kiedyś komediantów dopuszczano do dworu dla rozrywki, ale – żeby nie wiem co taki sobą reprezentował – dla arystokracji miał status równy pajacowi fikającemu koziołki. Dopiero wtedy gdy „dwór” utworzyły osobniki o mentalności z podmiejskich slumsów, pajac pozyskał status autorytetu uniwersalnego. Zresztą to zaczęło się za komuny, wszak wtedy władzę miała „arystokracja” podobnej proweniencji...

Komuna nie była wszak aż tak głupia, aby z ferajny slumsów Pelcowizny formować kadrę kierowniczą budowy Muranowa. Tę kadrę utworzono z przedwojennych inżynierów i majstrów po kierownictwem przedwojennego architekta Bohdana Lacherta. No i Muranów stoi i nieźle się trzyma po upływie 60 lat...

Głosującemu na PO motłochowi nie przeszkadza to, że wszystko co nabywa się tu za publiczne pieniądze jest byle jakiej jakości i kosztuje znacznie więcej niż powinno. Przeciwnie, cwaniactwo owo znajduje u gawiedzi uznanie i nie bulwersuje jej idąca za tym demoralizacja administracji państwowej z organami ścigania włącznie. Jak to skonstatował Rafał Ziemkiewicz, gawiedź okaże oznaki niezadowolenia dopiero wtedy, gdy poczuje się wykiwana...

W tym wszystkim nic nie pomoże rozbicie Prawa i Sprawiedliwości i tworzenie konkurencyjnej wersji PiS-light. Przeciwnie, w wyborach do Sejmu przy przeliczaniu głosów na mandaty obowiązuje u nas metoda d’Hondta, która faworyzuje ugrupowania większe. Tym sposobem partia z 40% poparciem dostanie znacznie więcej miejsc poselskich od dwóch partii, które uzyskały po 20% głosów.

Panowie Kurski, Ziobro et consortes  gadając dyrdymały o „wzmocnieniu prawicy” poprzez stworzenie jej „drugiego płuca” albo są niespełna rozumu, albo nas za takich uważają!

9 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. @Jan Kalemba

te wszystkie redachtory tworzące narrację mają miejsce w piekle u boku Stalina zapewnione, ale mam nadzieję na jakąs sprawiedliwość ziemską..... Marzenia? Niektóre sie spełniają :)

Co do „drugiego płuca” - niech idą precz i przestaną mącić. Wybrali drogę "trzeciej nogi" jak Kluzik & Co, ich sprawa. Wczoraj w TVP Info był Cymański.... ulubieniec Lisa Tomasza... lider „drugiego płuca”... knajactwo i szkodnictwo dla prawicy.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Jan Kalemba

2. Pani Marylo

Ci od "drugiego płuca" to jednak prymitywne warcholstwo!

Pozdrowienia

Jan Kalemba
avatar użytkownika gość z drogi

3. Panie Janie,świetny tekst

serdeczne pozdrowienia :)

gość z drogi

avatar użytkownika Jan Kalemba

4. Szanowny Gościu

Cieszę się z tego, że moja praca komuś się spodobała.
Pozdrowienia

Jan Kalemba
avatar użytkownika gość z drogi

5. Panie Janie ,spodobała ?

Ona jest celna, jak strzał w dziesiątkę uderza w sedno sprawy
dziękuję za TEN Tekst
pozdr wieczorne :)

gość z drogi

avatar użytkownika Jan Kalemba

6. Szanowny Gościu

Cieszę się tym bardziej.

Pozdrowienia

Jan Kalemba
avatar użytkownika Tymczasowy

7. Sliczny tekst

Jednakowoz, z ta "staranka" i "wystaraniem sie" wolalbym zachowac ostroznosc. Przynajmniej z dwoch powodow.
Po pierwsze, moj starszy kolega, Krzyz Walecznych za Tobruk (dowodzil kompania ckm) oraz drugi, za cos jeszcze po prostu "wyzwalal" zgodnie z owczesnym zwyczajem. Na wlasne oczy widzialem u Pana Rudolfa na polce postument Beethovena, "wyzwolony" z gabinetu Mussoliniego. To juz w ramach 3 Kresowej. Dodam, ze Pan Rudolf byl kolezka Karola Wojtyly ze szkoly. On zbieral pieniadze jako szef samorzadu szkolnego, a Karol gral role w teatrzyku. Po latach, dokladniej co 5 lat, Papiez zapraszal kolego szkolnych wraz z onami do Castel Gandolfo na wakacje. Zapytalem Starszego Kolege, czy dalej mowil do Ojca Sw. per Karol. Odpowiedz brzmiala- NIE.
Po drugie, zaczalem sobie na starosc przypominac, jak to za mlodu wraz z kolezkami z podworka budynku 9 Maja 38 (taki palacyk, a przed wojna prywatny szpital) w Szczecinku chodzilo sie "na szaber". Towarzystwo bylo niezle. Jeden w drugiego. O sobie nie wspomne, bo to nizsza liga. Na ten przyklad, Harek czyli Hieronim Jakubowski, do dzis pracuje na uniwersytecie gdzies w Nowym Jorku i moze dostanie Nobla, bo zajmuje sie biochemia czy czyms takim.
No i my wieczorami chodzilismy sobie po takiej okolicznej sciezce i szabrowalismy merchewke, ogorki i groszek zielony. Wymylo sie marchewke czy ogorki w rowie, gdzie wczesniej lapalismy kijanki (to takie zaby) zjadlo sie witaminy itd.Kiedys wszedl do grupy jeden narwany i przy szbrze sliwek - moreli, zlamal z lapczywosci cala galaz, bo nie chcialo mu sie rwac. Wlasciciel przyszedl do rodzicow i wygarnal zgodnie z prawda: "Nie chodzi mi o morele, dlaczego cala galaz ulamamali".

avatar użytkownika UPARTY

8. całkowicie zgadzam się

z diagnozą struktury wewnętrznej salonu. Salon to związek , chciałoby się powiedzieć, para-gangów, bo już nie klik terytorialnych.
Natomiast zwracam uwagę na jedno- by Muranów mógł stać musiał być budowany przez ludzi z innego środowiska. To środowisko, z którego bierze się salon, nie jest w stanie niczego poza gołębnikiem sobie wybudować. I tak jest we wszystkich dziedzinach życia.
Usuwanie przez salon Pisaków ze wszystkich możliwych stanowisk spowodowało ,że żadne z nich nie jest zarządzane przez osobę mogącą "coś" zrobić. W rezultacie nic nie funkcjonuje w stopniu nie zagrażającym interesom salonu. Oni są o krok od przyznania się przed samymi sobą, że nie potrafią nic, że nie nadają się do samodzielnego życia! Im bliżej są pewności, że ta straszna prawda wyjdzie na jaw tym bardziej nas nienawidzą.
Oni byli przekonani, ze w końcu Kaczyński będzie zmuszony przez swój aparat do ubiegania się o władzę nawet za cenę uzyskania przyzwolenia salonu, że presja aparatu na stanowiska publiczne będzie tak duża, że nie będzie się mógł jej oprzeć, że będzie musiał jej ulec i dogadać się z salonem by ten trochę się posuną na swoich stołkach.
Stało się jednak inaczej i stąd coraz bardziej widoczne zwątpienie działaczy PO w sens dalszego jej funkcjonowania. Bo tak na prawdę oni sie zjednoczyli po to byśmy nie mogli ich pominąć, byśmy przyciśnięci niedostatkiem musieli zwrócić się do nich i zacząć negocjować ich przywileje. Z niektórych pewnie by ustąpili, byśmy mieli z czego wegetować ale mieli nadzieję, że w zamian potwierdzimy resztę ich rzekomych praw. Ten kontrakt społeczny zawierany byłby w trakcie "nieantagonistycznej kampanii wyborczej". Do tego jednak nigdy nie doszło. Zawsze pod koniec było jednak nawiązanie do naszych racji i nawet kosztem utraty części głosów. Tego nie przewidzieli i stąd ich frustracja.
Tak więc pod tym względem, ale tylko pod tym, wszystko idzie dobrze.

uparty

avatar użytkownika gość z drogi

9. "... i stąd ich frustracja"

A frustracja OGROMNA,Strach ,też...
i niech sie BOJĄ,taki im PISany los przez rzeczywistość,a nie przez reżyserowane POd ich dyktando
"tance na lodzie" lód też topnieje i kruszy się... :)
idzie Wiosna,a PÓZNIEJ
będzie Jesień,smutna jesień dla nich ,dla nas nie ,
nam zawsze było pod górkę,więc my damy rade,
une,nie
bez kawioru,bez szkła ,dymu drogich cygar i bez samolotów,nie wytrzymają....bez kredytów dawanych na piękne OCZY,też nie

gość z drogi