Grill i uciechy a republika

avatar użytkownika Jan Kalemba

W starożytnym Rzymie wiedziano o tym, że aby nie mieć kłopotów z plebsem, trzeba mu dać „chleba i igrzysk”. Tam, w mieście na siedmiu wzgórzach było to ważne szczególnie, bo nie wolno było doń wprowadzać legionów, a kilka manipułów pretorian wystarczało jako gwardia cezara, ale było to stanowczo za mała na bunt kilkusettysięcznej gawiedzi.

Bunty rzymskiego plebsu były zjawiskiem niezmiernie rzadkim, a na ogół wybuchały z powodu głodu. Rządzący pilnie baczyli przeto, aby chleba nie zabrakło nikomu. Rozdawano mąkę lub pieniądze – np. za Oktawiana Augusta stałą zapomogę w wysokości 75 denarów otrzymywało ok. 200 tys. ludu Wiecznego Miasta.

Wtedy nie było piłki nożnej i Internetu, więc plebsowi Rzymu dostarczano uciech poprzez igrzyska, które władcy organizowali w Cirkus Maksimus z 250 tys. miejsc na widowni oraz w Amphitheatrum Flavium, które mieściło 70 tys. widzów*. Ten drugi obiekt, nazywany dziś Koloseum, przetrwał w postaci malowniczych ruin i możemy obecnie podziwiać 80 ponumerowanych wejść tak urządzonych, że cała widownia opróżniała się w ciągu 6 minut...

Igrzyska musiały być krwawe, bo gawiedzi nie zadowoli się byle czym. Nawet niewinne wyścigi kwadryg obfitowały w wypadki, w wyniku których podziwiano otwarte złamania z wyłażącymi na wierzch kośćmi koni i ludzi. W cyrkach urządzano też „polowania” na dzikie zwierzęta np. lwy lub nosorożce, a „myśliwi” dysponowali wtedy tylko taką bronią jak widły, oszczepy i topory. Na arenach w tzw. międzyczasie wykonywano okrutne wyroki śmierci. Walki gladiatorów były chyba rozrywką dla widzów bardziej wyrobionych estetycznie.

Na tym tle toczyła się polityka, która plebsowi była właściwie obojętna. Parę razy obalano republikę, ustanawiano dyktatury, aż ustrój państwa ustabilizował się jako cesarstwo. Pozory republiki pozostały w postaci instytucji takich jak Senat i urzędów np. konsulów. Póki gawiedź miała chleb i igrzyska, nic nikogo nie obchodziło – nawet to, że cezar Kaligula mianował konsulem swojego konia...

Usłyszę zaraz, że my jesteśmy inni. Ale czy na pewno? 2000 lat, które nas dzieli od tamtych czasów to ok. 70 pokoleń. A co to jest dla ewolucji? Od tamtych ludzi różni nas właściwie tylko kulturowo-obyczajowa skorupka, która może się rozprysnąć pod lada jakim wstrząsem historii...

Wychodzi na to, że obrało z rozumu dzisiejszych oligarchów, trzęsących globalnymi korporacjami. Poprzez postanowienia traktatu ACTA usiłują odebrać gawiedzi uciechę, do której już się przyzwyczaiła i uznała, że jej przysługuje „jak psu micha”. Ale jak powiada Ferdek Kiepski – „Pałka się przegła” – na ulice miast ruszyła w podskokach młodzież, aby bronić wolności dostępu do uciech w Internecie.

Optymiści doszukują się w tym „wolnościowym” ruchu zalążka jakiejś politycznej inicjatywy, walki o wolność myśli i wypowiedzi. Przykro mi ja tego nie widzę, słyszałem natomiast spontanicznie skandowane hasło – „Precz z polityką!”...

A czy republikę można jeszcze uratować? Nie umiem odpowiedzieć na takie pytanie. Jestem jednak przekonany o tym, że tak określany system polityczny nie powinien być uzależniony od głosów tak łatwo manipulowanej gawiedzi. Prawo głosu – jak uważam – powinni mieć tylko ludzie z cenzusem. No, a ustalenie tego, jaki to ma być cenzusu, jest problemem podstawowym...  

--------------------------------
* – stadion tzw. narodowy w Warszawie – już kilka razy otwierany i wciąż zamknięty – ma 58 tys. miejsc na widowni

napisz pierwszy komentarz