URZ i Rzepa - dwa światy? Na przykładzie debaty o suwerenności

avatar użytkownika chinaski
Dzisiejszy numer URZ jest wart zakupu nie tylko z uwagi na wartość intelektualną poszczególnych tekstów - przede wszystkim  świetnego wywiadu braci Karnowskich z prof. Andrzejem Nowakiem czy jednego z lepszych w ostatnim czasie felietonów W. Łysiaka; on obrazuje - co zasmucające - wreszcie klarownie pogłębiającą się wyrwę ideologiczną pomiędzy zespołami "odnowionej" "Rzepy" i nowego tygodnika. Natychmiast nasuwa się pytanie, czy jest ona prostym skutkiem natłoku "pragmatyzmu" ujawnionego u niektórych publicystów dziennika Wróblewskiego, spotęgowanego wynikiem ostatniej elekcji parlamentarnej i oczekiwaniami nowego pracodawcy, czy może jednak głębokimi zmianami w świadomości Panów Talagi, Szułdrzyńskiego, Magierowskiego...? 


Chodzi wszak o sprawę ważką, elementarną - przyszłość Polski, jej suwerenność i pozycję międzynarodową. Temat ten był oczywiście obecny w dyskusjach politycznych/publicystycznych od dawna. Salon spłycał je do "oczywistego" wyboru na zasadzie "albo, albo" - albo rozmawiamy o sytuacji Rzeczypospolitej językiem strachu i resentymentów, dopatrując się ciągłych zagrożeń, kierując się zasadą ograniczonego zaufania i nieustępliwością w obronie interesów narodu, co w podtekście oznacza "konflikt", "wojnę" (ulubieniec części załogi "Rzepy" <tej bardziej "światłej"> nazywał to narracją XIX-wieczną), albo wybieramy postawę tzw. realistyczną - tzn. traktujemy ideał pełnej integracji europejskiej jako absolutne dla nas dobro, remedium na tłamszące Polskę problemy, zwłaszcza zbliżającą się falę kryzysu. Miałem nadzieję, że większa grupa niezależnych od władzy dziennikarzy/polityków zdoła oderwać się od tego niedorzecznego, prostackiego schematu.

Skandaliczne wystąpienie ministra spraw Radosława Sikorskiego w Berlinie wymagało natychmiastowej reakcji. Reakcji poważnej opozycji i poważnych mediów. PIS niestety, po raz kolejny zawiódł. Wszakże jasnym było od początku, iż pośpieszne nazywanie wystąpienia Sikorskiego "akcesją do IV Rzeszy" - oczekiwaną krytykę sprowadzi do absurdu, da alibi dla kolejnej, kompromitacji nieudacznika-bufona kierującego - na nieszczęście nas wszystkich - polską dyplomacją. Ostra, acz bardziej wyważona krytyka polityków "Polski Solidarnej" nie mogła - rzecz jasna - zdobyć takiego rozgłosu, na jaki mogła liczyć formacja kierowana przez J. Kaczyńskiego. Kolejna zaprzepaszczona szansa. O kolejną za dużo. Obawiam się, że lider PIS zbyt pochopnie daje współpracownikom wykorzystywać fakt swych prywatnych zadr, obiekcji wobec niektórych polityków partii rządzącej. Taki Błaszczak, czy Brudziński, chcąc zwrócić uwagę szefa, walą w RadSika i jemu podobnych czym popadnie, rozmywając przy okazji nieopatrznie - ku uciesze salonu - powagę sytuacji...

Bardziej jednak zasmuciły mnie analizy poświęcone enuncjacjom Sikorskiego autorstwa publicystów "Rzepy". Nie wiem np. dlaczego Pan A. Talaga - jak rozumiem już stały felietonista "odzyskanego" dziennika Presspubliki, w zasadzie godzi się z postawionymi przez szefa MON propozycjami nie tylko dla Europy, ale także, a może przede wszystkim, dla Polski. Po twitterowych wpisach M. Szułdrzyńskiego można wnioskować, że i on był raczej zadowolony z wystąpienia przedstawiciela rządu - w każdym razie dużo bardziej wzburzyły go głosy ostrej krytyki nieodpowiedzialnych poczynań Sikorskiego dobiegające z Warszawy. Znamienny ten przechył, wszak wg zapowiedzi Hajdarowicza, "Rzepa" miała pogłębić swój konserwatywno-liberalny profil. Trudno uznać, iż wzmożona integracja państw uczestniczących w UE pod batutą kanclerz Niemiec, zmierzająca do realizacji koncepcji "Stanów Zjednoczonych Europy", jest postulatem iście konserwatywnym i liberalnym (sic!). Pytam więc, dlaczego?

Głosy wspomnianych dziennikarzy "Rzepy", oddelegowanych na miejsce zbyt "opornych" Semki, Zaremby, RAZ-a, korespondują z zatykającymi dech w piersiach wyznaniami polityków SLD. Byłem wzroszony słuchając w czwartkowy bodaj poranek, w "Sygnałach Dnia" PR 1, jak stary komuch Leszek Miler wygłosił fascynujący miniwykład nt. "nowoczesnego patriotyzmu". Mówiąć w skrócie, kwintesencją umiłowania ojczyzny jest dziś wg. eksKC-yka  oddanie jej suwerenności mądrzejszym od nas, bogatszym - biurokratom z Brukseli, a tak na prawdę znajomym Millera z Berlina. Ten, kto nie godzi się z taką koniecznością dziejową nie jest patriotą. Kalka z Michnika. Teorię tą rozwinął nasz "kolega" - bloger M. Siwiec. Dziś w tej samej audycji stwierdził np. , że przecież cała polityka zagraniczna polega de facto na powolnym zrzekaniu się suwerenności. Wszak zawarcie jakiejkolwiek umowy międzynarodowej wywołuje taki skutek. Dlaczego ten nieuchronny, korzystny wszakrze efekt, nie przyspieszyć? To, że w taki idiotyczny sposób rozumują przefarbnowani komuniści i dzieci bolszewickich sługusów, że wielbią internacjonalizm, sławią idee swoich mistrzów, akurat zupełnie mnie nie dziwi. Dlaczego zaś idą tej politycznej żulii w sukurs osoby z porządnymi życiorysami, trwającymi dziś u boku Tuska i - co gorsza - konserwatywni podobno publicyści "mojego" do niedawna dziennika?  Mogę ów zjawisko wytłumaczyć tylko w jeden, niebywale smutny sposób.

 
 

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz