Gdy zapuka do mych drzwi…

avatar użytkownika jwp

Będę spokojny jak nigdy.

„…Tak w każdym miejscu i o każdej dobie,
Gdziem z tobą płakał, gdziem się z tobą bawił,
Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie,
Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił…”.

Adam Mickiewicz.

Jeszcze raz przerzucę karty mego życia. Z łezką w oku pochylę się nad sobą. Nad berbeciem z dołeczkami w policzkach i złotym loczkiem niesfornie opadającym na czoło. Młodzieńcem wpatrzonym w błękitną toń jej oczu. Ojcem z moją ufną rączką w jego dłoni. Poczytam historie zapisane na czole losem pobrużdżonym. Wróci do mnie ten czas, mój czas na Ziemi. Chwile zaklęte w kalejdoskopie zdarzeń. Pierwsze wakacje, które pamiętam. Zamki na piasku i skoki po falach. Ciepłe mazurskie noce i rurki z kremem na Krupówkach. Zdjęcie zapłakanego malca w objęciach „zakopiańskiego miśka”. Na grzyby z dziadkiem. Rower Żabka z kółeczkami z boku i duma, że na dwóch kółkach. Szaleństwa na trzepaku i gra w pikuty. Smak matczynej kanapki i złote warkocze.

Okrzyk radości po ważnej bramie dla mojej drużyny i skok do Nieba na huśtawce. Smak malinówek z grandy i zapach siana. Przysięga Zucha i Krzyż Harcerski. Chrzest na pierwszym obozie, ślub z piękną druhną. Spacer ukwieconą łąką i nieśmiały pocałunek. Nocne warty, wędrówki i zimowiska. Na moich oczach czas ubierał dziewczęcia w kobiety.

Książki, które przenosiły mnie we wszystkie zakątki świata. Klechdy domowe, „kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej” dzieciaków z Bullerbyn, Apanaczi, wiersze i strome schody dojrzałej literatury. Tysiące godzin w kinie. Od Godzilli do Amarcorda Felliniego. Magiczny świat Starego Kina. Prawdziwie Rodzinne Imieniny i Pikniki poza miastem. Warszawa Dziadka na korbę i Dziadek przed wiejskim domem. W dzień srogi dla urwisów, wieczorem przy naftowej lampie otoczony gromadką rozdziawionych gąb. Pierwsze bójki i przyjaźnie. Piszinger, lepszego nikt niż mama kolego nikt nie robił. Te wszystkie chwile zaklęte pod choinką, taką prawdziwą, jeszcze ze świeczkami, jabłuszkami w złotej folii i długaśnymi, twardymi cukierkami. Kolekcja historyjek z gum typu Donald i Landryny w słojach. Budyniowa Babka Mamy i smak obwarzanka na Krakowskim Rynku.

Wielki Świat, pełen nieodkrytych zakamarków. Składnica Harcerska, gdzie oprócz atrybutów Prawdziwego Harcerza można było nabyć modele Revella. Okupione przez mamę zarwanym nocami przy maszynie do szycia. Pierwszy papieros w bramie koło szkoły, u zaprzyjaźnionej babci. Dyskoteki w harcówce i szkolnej stołówce. Wagary spędzane w DKF-ach na porannych seansach i pierwsza „dorosła” herbata w kawiarni „U Zalipianek”. Trójki klasowe bezlitośnie śledzące uczniów „Po Godzinach”. Powiew Zachodu, Pepsi u Jawora i Hot Dogi w Okrąglaku na Plantach. Nie mające i tak szans z oranżadą w krachli otwieraną „karetem” dla wybranki serca.

Starszy brat, jego książki i płyty. Braterskie rady i spory. Bez niego byłbym uboższy. Jak i bez moich przewodników, rodziców i nauczycieli. Bez historii moje Rodziny, wpisanej w Polskę tak pięknie jak i Wasze. Banknoty odliczane przez ogrodnika stające się w moich rękach kluczem do dyskoteki i uzbroiły mnie w pierwsze prawdziwe jeansy - Rafle, lub Wranglery, nie pomnę. Boney M, stary dobry rock i pierwsza noc poza domem. Wycieczki maturalne, klasowe miłości i przyjaźnie, aż po grób. Te z podstawówki i z liceum.

Koncerty Pod Jaszczurami, wódka do rana Pod Żyrafą i „Jędrek” na scenie i przy stoliku. Ludzie Piękni i Podli. Tak samo ważni. Teatry i Karuzela na Bielanach. Zeszyty ze zdjęciami aktorek i wypieki na twarzy po „lekturze” Playboya przywiezionego przez rodziców kumpla co na „Palcówce” byli na Zachodzie. Jacek i Agatka, Ptyś i Balbina ( kawały o nich były świetne, ale nie komponują się ), Zwierzyniec z „onomatopeicznym” Michałem Sumińskim i niebieskim na twarzy, jak się później okazało, Psem Huckelberrym. Polskie seriale, Paragon Gola, Wakacje z Duchami, się oglądało i utożsamiało. A, że ładunek propagandy jak w Czterech Pancernych był, trudno, mnie, mam nadzieję nie przerobił do końca.

Ślinię palec by kartka po kartce wertować moją „Księgę Życia”. Kartki zlepione starym liściem z „Zielonej szkoły”, broszką z kawałeczka sosny z gór zrobioną dla Mamy. Wracam do początku i kartek pominiętych przypadkiem. Wraca pamięć, wspomnienia i Świat Zapomniany. Widzę twarze okraszone uśmiechem i te bólem dotknięte. Są ze mną znów moi bliscy, wszystkie miłości mego życia, przyjaciele i ludzie, którzy czasem tylko przemknęli prze moje życie. Zostawili jednak ślad nie do zatarcia, w sercu i w duszy.

Dzięki nim jestem sobą. Do końca nie wiem kim. Ile we mnie jest dobra, a ile zła. Ile człowieka, a ile z Demiurgów, które nie opuszczą mnie zapewne do końca moich dni. Wiem jedno, nie zamykam jeszcze tej księgi. Wiele zapisany kart nie odkryłem, tyleż samo pustych białych czeka.

Zatem będąc spokojnym jak nigdy i mówię Ci wróć później.

A teraz z innej beczki.

napisz pierwszy komentarz