PiS SA - AKCJE W GÓRĘ!!!

avatar użytkownika szczurbiurowy

 

 

 

Ma rację Seawolf, pisząc u siebie, że to chyba PiS rządzi, skoro i media i politycy nie zajmują się niczym innym jak tylko analizą zdarzeń w PiS. Zupełnie jak u ostatniego Niewolnika!

Zwolennicy PiS z niepokojem patrzą na wypowiedzi Ziobry, wrogowie się cieszą, że znienawidzone pisiory rzucają się sobie do gardła, jedni wieszczą “początek końca” inni sie pocieszają, że żaden rozłam nie grozi, bo “partia jest jednością”. Jednym słowem zwykła medialno-internetowa sieczka, która skutecznie odciąga uwagę od spraw istotnych, takich jak np.kryzys finansów publicznych i zbliżający się atak na złotówkę, o czym pisał wczoraj bardzo interesująco Tomasz Urbaś na swoim blogu.

PiS, jaki by nie był, podlega tym samym regułom zarządzania, które obowiązują w całym realnym świecie, wszędzie tam, gdzie człowiek coś organizuje, zmienia rzeczywistosć i działa w grupie. Tak jak przedsiębiorstwo, firma. I proponuję z tego punktu widzenia spojrzeć na to co się w tej chwili dzieje, a nie (jedni) histeryzować (bo PiS się rozpada), albo (drudzy) zacierać ręce (bo PiS się rozpada).

To co jest tak analizowane i daje asumpt do biadań albo radosnego rechotu to dwa wywiady, które udzielił Mister ZetZet, a jeszcze wcześniej tegoż wypowiedzi podczas debaty na urodzinach S24.

Propozycje Ziobry zawarte w obu publikacjach, są bardzo umiarkowane jeśli chodzi o krytykę przywództwa PiS, ale za to kategoryczne jeśli chodzi o demokrację wewnętrzną i sposób wyłaniania liderów lokalnych. Ziobro, mówiąc to, daje świadectwo, że odrobił lekcję powyborczą, czyli zdał sobie sprawę, z dramatycznej jakości lokalnych terenowych struktur swojej partii i tego, że tak jak wszędzie w Polsce, także w PiS obecne jest zjawisko wycinania jednostek mogących być zagrożeniem dla lokalnego lidera.

Jak już pisałem w swoim tekście “Steve Jobs a sprawa polska” w mojej opinii to, co jest zasadniczą przeszkodą mentalną, nie pozwalającą Polakom rozwinąć skrzydeł jest bezustanna konkurencja miernot i agresywnych ciemniaków o stanowiska i władzę (nie tylko polityczną, ale i w firmach) wypychająca ludzi utalentowanych i światłych na obrzeża tej wirówki, ponieważ albo mają za mało “siły przebicia” (cokolwiek miałoby to oznaczać), albo też - system awansu społecznego i gospodarczego ukształtował się w ten sposób, że jednostki wybitne wycinane są przez zagrożonych ich istnieniem dotychczasowych szefów.
Polska dzisiejsza jest jak niewydolna korporacja, mająca niesprawny mechanizm zarządzania, niesprawny poprzez blokowanie awansu ludzi zdolnych z umiejętnościami zarządczymi, wizją rozwoju, wreszcie - zwyczajnie lepszymi od tych, którzy obecnie są na stanowiskach przywódczych. Ten efekt negatywnego doboru polega na tym, że ciemniak mający władzę nie dopuści do awansu kogoś lepszego od siebie, bo ten ktoś może być odbierany jako zagrożenie dla dotychczasowego kacyka, chociażby nawet i nie było takich intencji. Kacyk - miernota zawsze będzie odczuwał zagrożenie, jeżeli w polu widzenia zobaczy kogoś lepszego od siebie. I to niekoniecznie lepszego w kacykowaniu, ale wystarczy, żeby to były po prostu lepsze umiejętności, zdolności.

Nie mówię, że tak właśnie jest szczególnie w PiS. Wydaje mi się, że jest to ogólnonarodowa przypadłość, wynikająca ze schedy pozaborowej i wzmocniona przez komunę, a w warunkach Czeciej ErPe mająca wybitne warunki do rozwoju. Ponieważ w PiS są tacy sami Polacy jak wszędzie, to i tam ta choroba jest, może nawet w mniejszym stopniu niż gdzie indziej, no bo i PiS nie ma konfitur do rozdania. Ale jednak - jeśli myśli się o zdobyciu władzy i przeprowadzeniu rewolucyjnego, w gruncie rzeczy, programu zmiany społecznej i gospodarczej w kraju oplecionym pajęczyną kompradorskiego kapitalizmu, to ludzie mający to przeprowadzić muszą być odpowiedni, a i partia mająca taki zamiar musi być odpowiednich rozmiarów. Musi być, jak pisze  Coryllus u siebie, odpowiednio wydolną organizacją sieciową, a tego obecnie brak PiSowi, nie ze względu na osobowość prezesa - bo na tym stanowisku jest niezbędna wybitna osobowość, ale ze względu na ilość członków i jakość tej partii w najniższych ogniwach, tam, gdzie zwykli obywatele mogą zobaczyć kim jest i czym jest ta partia. I dla równowagi - druga strona sporu politycznego prezentuje się jeszcze gorzej, ale ponieważ nie mam, jakby to powiedzieć, zbytniego szacunku do tej akurat partii, to nie będę się nią zajmował.

Pytanie, które musi się pojawić w kontekście wywiadów udzielonych przez Ziobrę obu pismom, to pytanie o rozłam. Czy Ziobro jest rozłamowcem, który chce obalić prezesa, albo założyć konkurencyjną partię?

Nawet, jeśli jest (a tego nie wiemy) to z punktu widzenia standardów demokratycznych byłby to proces naturalny i nie należy mu się dziwić. Rzeczywiście - 6 razy pod rząd przegrane wybory, to jakby w biznesie 6 lat pod rząd zakończenie roku obrachunkowego ze stratą. Rada nadzorcza i akcjonariusze firmy z takimi wynikami mieliby prawo się niepokoić. Albo, używając jeszcze innego porównania - szósty rok z rzędu utrata części rynku.

Jeśli już jesteśmy przy tych analogiach biznesowych, idąc dalej tym tropem, to analizując tę utratę klienteli, to schodzenie z rynku, trzeba poddać analizie kwestię dystrybucji. Produkcja jest. Oferta jest. Produkt jest znany, aczkolwiek promowany z dużymi kłopotami, a konkurencja używa rozmaitych sztuczek, żeby zniechęcić do niego. Jednakże głównym kłopotem, słabością jest dystrybucja. Nie ma handlowców, a ci którzy są popełniają kardynalne błędy. Ci handlowcy zamiast sprzedawać - zniechęcają do zakupu.

I nie chodzi mi o tych głównych managerów sprzedaży, widocznych w telewizorni czy prasie, z którymi przeprowadzane są wywiady i których nazwiska są znane wszystkim. Chodzi o tych ludzi, których zadaniem jest uprawianie “sprzedaży bezpośredniej”, bycia w bezpośrednim kontakcie z “klientem”.  Otóż, dalej idąc analogią biznesową, jeżeli firma ma dział sprzedaży, w którym są sami “top-managerowie”, ale bez “sales force”, czyli zwykłych handlowców, to jeśli ta firma miałaby nawet i najlepszy produkt, to poniesie klęskę. Nie da się sprzedawać bez handlowców, jeśli ma się do czynienia z produktem, którego cykl sprzedaży wynosi 4 lata, istnieje silne przeciwdziałanie konkurencji, dostęp do mediów utrudniony, a znajomość marki obciążona silnie konotacją negatywną.

Kto ma być tym handlowcem?

I tu dochodzimy do kwestii podstawowej, o której zresztą Ziobro wspomina w swoim wywiadzie w ND. Po Smoleńsku, jak pamiętamy, podczas zbierania podpisów pod kandydaturą Kaczyńskiego ujawnił się wielki potencjał - o ile sobie przypominam, długo przed terminem obywatele wspierający PiS zebrali wystarczającą ilość podpisów, w sumie było ich dużo więcej niż potrzeba, a w porównaniu z PO było to miażdżące. Ten potencjał, energia ludzi wspierających PiS nie przełożyła się na wynik wyborów, ani ówczesnych, ani ostatnich. A teraz czytamy w wywiadzie z Ziobrą, że ludzie którzy wtedy złożyli akces do PiS nie są do tej partii przyjęci, bo ich zgłoszenia są do tej pory “rozpatrywane”.

To jest właśnie jądro problemu. Jeśli firma pod marką PiS ma zwiększyć udziały w rynku nie może odrzucać tych, którzy są naturalną klientelą, a równocześnie - klientami - rzecznikami, czyli tymi którzy już spróbowali produktu i namawiają innych, żeby też go kupili.  A na to wychodzi, że odrzucono tę wielką mobilizację posmoleńską, bo ci nowi ludzie okazali się zagrożeniem dla lokalnych działaczy, chcących utrzymać swoją pozycję. Jeśli firma ma zwiększyć udział w rynku (a ma tego rynku jak wiemy 30 procent - to i tak dużo), to musi zaktywizować lojalnych klientów, tych których zna z imienia i nazwiska, dotrzeć do nich i zmotywować do działania, do zachęcenia znajomych do zakupu produktu. To jest jedyna strategia w warunkach słabego dostępu do mediów.

O niczym innym w tej chwili nie słychać w mediach jak o PiS. Główni konkurenci w ogóle znikli z pola widzenia. Paradoksalnie - wcale nie jest to takie złe. Gorzej by było, gdyby na temat PiS zapadło grobowe milczenie. Jeśli jednak mówią i piszą o tej firmie, nawet w konotacji negatywnej, to oznacza, że przez konkurentów jest ona odbierana jako zagrożenie. I w ten sposób właśnie widzę akcję Ziobry - nie wiem, czy robiona w porozumieniu z Kaczyńskim czy samodzielnie, lecz mającą wszelkie cechy działania, które  na gruncie biznesu można spotkać w sytuacjach kryzysowych, gdy akcjonariusze niepokoją się wynikami firmy - np. komunikat zarządu dotyczący jakiegoś nowego produktu, zapowiedź zmian organizacyjnych, nowej akcji promocyjnej lub też zatrudnienia jakiegoś nowego wybitnego specjalisty - coś, co spowoduje przypływ optymizmu u inwestorów, tak, aby “akcje poszły w górę”. Jest to działanie PROAKTYWNE, jedyne jakie daje szanse na odwrócenie niekorzystnego trendu.

Postawa proaktywna, czyli kształtowanie rzeczywistości, a nie czekanie na to, aż rzeczywistość będzie na nas oddziaływała, to klucz do jakiegokolwiek sukcesu. Obszernie pisze o tym Stephen Covey w swoich publikacjach (nawiasem mówiąc mam wrażenie, ze ZZ coś z tego przeczytał). I to, co teraz się dzieje w mediach jest reakcją na aktywne działanie PiS. Czyli konkurenci firmy znaleźli się w defensywie, wykazują postawę reaktywną. PiS ustami ZZ pokazuje rynkowi propozycję zmiany wewnętrznej, zmiany sposobu komunikowania się z rynkiem, a konkurenci reagują na to usilną akcją propagandową, co tak naprawdę jest wbrew ich interesom. Byłoby lepiej dla nich gdyby milczeli.

Tak więc, bez względu na to, czy akcja ZZ jest robiona w porozumieniu z Kaczyńskim, czy nie, i tak jest korzystna dla PiS, bo słychać w mediach o tej partii. 

Do wyborów trzy lata. Do rozpoczęcia kampanii wyborczej - dwa. To jest akurat dobry okres na restrukturyzację, analizę aktywów, uruchomienie nowych zasobów, zbudowanie nowej strategii maretingowej, szczególnie nowej strategii komunikacji z rynkiem, znalezienie nowych sales managerów regionalnych, uruchomienie programu lojalnościowego i “produkt placement”, i intensywnej sprzedaży tak, aby zwiększyć udziały w rynku w ciągu trzech lat.

To wymaga oczywiście ciężkiej pracy. Tę pracę dokonają ludzie “na dole”, ci którzy włączyli się w kampanię wyborczą, byli mężami zaufania itd. Aktywizacja tych zasobów warunkuje jakikolwiek sukces. A z drugiej strony - przy opracowywaniu strategii liczenie na wybuch rewolucji w Polsce, “nowy Budapeszt” byłoby skrajną nieodpowiedzialnością i budowaniem na mrzonkach. W Polsce nie wybuchnie już żadna rewolucja, ani w typie Powstania Warszawskiego, ani w typie Solidarności. Populacja mieszkająca nad Wisłą ceni sobie to co ma “tu i teraz” i boi się zmian. Te 10 % narodu politycznego zawarte w populacji to zbyt mało, aby dać impuls do gwałtownych przemian typu węgierskiego, jak chcieliby co bardziej radykalni blogerzy i działacze. Dlaczego tak jest pisałem, w notce “Dlaczego PiS przegrał wybory ?” jakiś czas temu. Powodem jest nieprzepracowana trauma II wojny światowej i komunizmu, czego skutkiem jest stale obecny, wysoki poziom lęku, co z kolei powoduje niechęć do zmian.

Bez względu na to jak skończy się sprawa, którą żyją teraz media, “rozłam w PiS” czy co to jest, Zbigniew Ziobro wykazuje się postawą proaktywną. A to oznacza, że kształtuje rzeczywistość i konkurenci muszą na to reagować, są reaktywni. 
 

Jeśliby PiS był firmą notowaną na giełdzie, to rynek odpowiedziałby wzrostem cen akcji. 

 

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz