Rząd Kościałkowskiego (1)

avatar użytkownika godziemba
W październiku 1935 roku premierem rządu II RP został niespodziewanie niespełna 43-letni polityk Marian Zyndram-Kościałkowski.
 
Po wyborach 1935 roku zgodnie z postanowieniami konstytucji kwietniowej premier Walery Sławek złożył na ręce prezydenta Mościckiego dymisję swoje gabinetu. Mościcki uznał, iż może w tej sytuacji przeforsować wejście do rządu swego bliskiego doradcy – Eugeniusza Kwiatkowskiego, którego obdarzał zaufaniem „podobnym do wiary kobiety zakochanej w jakimś mężczyźnie”. Początkowym zamiarem prezydenta było „wprowadzenie Kwiatkowskiego w możliwie nie rażący nikogo sposób, a więc przy minimum personalnych i przy zachowaniu pozorów, że kurs polityczny po śmierci Piłsudskiego żadnej zmianie nie uległ”. Zażądał od Sławka mianowania Kwiatkowskiego ministrem skarbu oraz „wicepremierem gospodarczym”, na co Sławek postawił, warunek, że „p. Kwiatkowski będzie albo ministrem skarbu, albo wicepremierem, a nie jednym i drugim jednocześnie”.
 
Na tym upadła sprawa premierostwa Sławka. Po odmowie objęcia stanowiska premiera przez Kazimierza Świtalskiego, Mościcki zdawał sobie sprawę, iż nie może liczyć na czołowych piłsudczyków.
 
W tej sytuacji zwrócił się więc do Kościałkowskiego, należącego do młodszego pokolenia legionistów, robiącego jednak w ostatnich latach dużą karierę. Kościałkowski urodził się w 1892 roku w rodzinie ziemiańskiej w majątku Pendel w ziemi kowieńskiej, był członkiem POW, a także żołnierzem I Brygady. W 1922 roku został wybrany posłem z listy PSL-Wyzwolenia. Po 1926 roku był współtwórcą i wiceprezesem BBWR. Piastował szereg stanowisk w administracji państwowej, m.in. był wojewodą białostockim, komisarycznym prezydentem Warszawy, ministrem spraw wewnętrznych (po śmierci płk Pierackiego). O tym, że przyjął on misję, łamiąc tym samym solidarność grupy, przesądziła „ogromna – zdaniem Janusza Jędrzejewicza – ambicja osobista, żądza władzy, chęć rozkazywania i prowodyrstwa”.
 
Mościcki zdecydował się na ten krok bez porozumienia z Generalnym Inspektorem Sił Zbrojnych Rydzem-Śmigłym, który proponował wcześniej prezydentowi kandydaturę płk. Adama Koca. Ponadto Rydz sugerował, iż nowym ministrem spraw zagranicznych winien zostać gen. Kazimierz Sosnkowski – współtwórca polsko-francuskiego sojuszu z 1921 roku, surowt krytyk polityki Becka. Mościcki uważał, iż „pułkownik Beck jest najlepszym Ministrem Spraw Zagranicznych, jakiego w ogóle znał i zna, a dla Polski zgoła jedynym” . Z tego też powodu, celem pozbycia się Sosnkowskiego z kraju, zaproponował mu objęcie stanowiska ambasadora RP w Paryżu. Generał uzależnił swoją zgodę, od wcześniejszej poprawy stosunków polsko-francuskich.
 
Sam Beck odmówił prośbie Kościałkowskiego pozostania na stanowisku szefa polskiej dyplomacji, obawiając się iż premier podzielał opinię gen. Sosnkowskiego o koniecznej zmianie polskiej polityki zagranicznej. Nie bez znaczenia było także niechętne premierowi stanowisko wielu „starych” piłsudczyków. „Na propozycję p. Kościałkowskiego – napisał w swych wspomnieniach – zatrzymania przeze mnie teki ministra spraw zagranicznych odpowiedziałem odmownie, motywując to tym, że stanowczej i odważnej linii w polityce zagranicznej nie da a la lonque (na długo) utrzymać, jeśli polityka wewnętrzna tak łatwo szuka rozwiązań oportunistycznych prowadzących do kompromisów i ustępstw”. Zaniepokojenia Becka budził także sposób, w jaki Mościcki konstruował skład gabinetu, a przede wszystkim powierzenie funkcji wicepremiera Eugeniuszowi Kwiatkowskiemu, zwolennikowi porozumienia z dawnymi partiami, przede wszystkim lewicowymi, czego konsekwencją – zdaniem Becka – mogła być „droga dla wpływów zewnętrznych”. Podczas kolejnej rozmowy, Mościcki otwarcie stwierdził, iż Beck swoją odmową uniemożliwia powołanie gabinetu. Ten jednak był zdania, iż „tworzenie jakby dwóch premierów z góry dezorganizuje rząd. Minister Kościałkowski znany jest z ulegania wpływom liberalizujących teoretyków i pewnych organizacji międzynarodowych”. W takiej sytuacji uważał, iż „odpowiedniejsza jest na ministra spraw zagranicznych kandydatura bardziej elastyczna, np. p. Zaleskiego, gdyż ja innej polityki niż dotąd prowadzić nie będę”.
 
 Ostatecznie po kolejnych apelach Mościckiego, Beck zgodził wejść do rządu Kościałkowskiego. „Gazeta Polska” dla podkreślenia tego doniosłości, przytoczyła korespondencje prasy angielskiej, w tym ”Times’a”, w których akcentowano stałość polskiej polityki zagranicznej. Z kolei socjalistyczny „Robotnik” zamieścił opinie prasy francuskiej, które wskazywały na brak entuzjazmu dla nowopowstałego rządu z uwagi na pozostanie w jego składzie znienawidzonego w Paryżu, ministra Becka.
 
Tekę ministra spraw wewnętrznych objął natomiast dotychczasowy marszałek Senatu, Władysław Raczkiewicz. Gen. Tadeusz Kasprzycki został ministrem spraw wojskowych, Czesław Michałowski – ministrem sprawiedliwości, Juliusz Poniatowski – ministrem rolnictwa i reform rolnych, Roman Górecki – ministrem przemysłu i handlu, Michał Butkiewicz – ministrem komunikacji, Władysław Jaszczołda – ministrem opieki społecznej, Emil Kaliński – ministrem poczt i telegrafów, a prof. Wojciech Świętosławski – ministrem wyznań religijnych i oświecenia publicznego.
 
Prasa angielska z uznaniem powitała powstanie nowego rządu, a „Daily Telegraph” Kościałkowskiego i Kwiatkowskiego, w przeciwieństwie do ministrów rządu Walerego Sławka, określił mianem „liberałów”. Z kolei agencja Havasa podkreśliła rolę Kwiatkowskiego, protegowanego prezydenta i jego następcy na stanowisku dyrektora fabryki azotów oraz gen. Góreckiego – nowego ministra przemysłu i handlu.
 
Wileński „Czas” z sympatią odniósł się do mianowania Kwiatkowskiego jednocześnie ministrem skarbu i wicepremierem. „Chodzi tu – jak podkreślała gazeta – o nadrzędność Kwiatkowskiego w stosunku do innych ministrów rządu dla zapewnienia niezbędnej koordynacji działań, których poprzednio brakowało”. „Czas” wyrażał przekonanie, iż Kwiatkowski będzie kierował się „zasadą solidarności interesów poszczególnych grup społecznych”. Równocześnie dziennik uznając za szkodliwe dalsze utrzymywania rozdziału między rządem a społeczeństwem, apelował o „otwarcie” w stosunku do tej części społeczeństwa, która „dotychczas była po tamtej stronie barykady”, a także do porozumienia ze „społeczeństwem o drugiej stronie Wisły”, co było aluzją do mniejszości narodowych.
 
W inauguracyjnym przemówieniu radiowym z dnia 15 października 1935 roku, wicepremier Kwiatkowski scharakteryzował armię, oświatę, moralny stan społeczeństwa, a także umiejętność prowadzenia polityki zagranicznej. Podkreślił, iż stosunek aparatu administracyjnego do obywatela, jak i sam aparat pozostawiają wiele do życzenia. Stwierdził, iż Polska na wielu polach działalności cofnęła się bardziej niż wiele innych krajów. Natomiast winę za pauperyzację wiele warstw społecznych obarczył dominującą dotychczas „defensywę gospodarczą”. Zadeklarował się jako zwolennik programu organicznego, celem którego było rozszerzenie konsumpcji szerokich mas, oraz równowaga budżetowa państwa.
 
Z kolei w trakcie posiedzenia Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, 16 października 1935 roku, wskazał na potrzebę odbudowy gospodarki, podniesienie cen artykułów rolnych, zwiększenia zdolności konsumpcyjnej wsi polskiej, zwłaszcza na wschód od Wisły.
 
W expose z 24 października 1935 roku premier Kościałkowski zaakcentował konieczność zbliżenia władzy ze społeczeństwem, także poprzez jednakowe taktowanie obywateli przez administrację. „Nieustannym moim wysiłkiem będzie – deklarował - budować stosunek zaufania i bliskości rządzonych do rządzących (...). Wszystko co temu stanie na przeszkodzie i wszystko to, co jako przeszkoda wypływać może z niewłaściwego stosunku administracji do ludności (...) będzie bezwzględnie tępione”.
 
Od samego początku gabinet Kościałkowskiego nie cieszył się popularnością wśród piłsudczykowskich elit. „Obóz, uważając dymisję Sławka za niesprawiedliwość, – stwierdzał H. Gruber – nie udzielił jego następcy, Kościałkowskiemu, poparcia, jakim darzył Sławka. Prezydent Mościcki, powołując Kościałkowskiego na premiera, miał nadzieję, że swym ustąpieniem Sławek załagodzi nierówności pomiędzy stronnictwami politycznymi i utworzy pomost między obozem Piłsudskiego, a opozycją. Sądził, że kompromisowe usposobienie Kościałkowskego uczyni go bardziej strawnym dla stronnictw opozycyjnych”. Ukłonem rządu wobec opozycji było uchwalenie w styczniu 1936 roku a ustawy amnestycyjnej, która jednak nie objęła „więźniów brzeskich” W rządzie dyskutowano również o konieczności likwidacji obozu w Berezie Kartuskiej (wszak Piłsudski zgodził się na tę „czerezwyczajkę” jedynie na rok), lecz ostatecznie gabinet nie podjął tej kwestii.
 
Prezydent Mościcki uczynił z Kwiatkowskiego swoistego superpremiera. Ten zaś wystąpił z nadmierną krytyką swoich poprzedników, choć sam przez wiele lat był członkiem gabinetów pomajowych. Ponadto program prac, który Kwiatkowski wniósł do Sejmu, był w sporej części przygotowany przez jego poprzedników.
 
W trakcie listopadowego tzw. „Zebrania Lokatorów” czyli spotkania b. premierów, Świtalski uświadomił Kościałkowskiego na czym polega jego właściwa rola w rządzie: „Prezydent nie Kwiatkowskiemu, co byłoby rzeczą logiczną, oddał premierostwo, ale z ubocznych względów zawahał się przed tym krokiem i dlatego szukał listka figowego w postaci jakiegoś człowieka, który by przykrywał Kwiatkowskiego, … de facto zaczynał Prezydent przesilenie od wyszukania ministra skarbu, a potem do tego ministra skarbu dopasował innych ministrów, nie wyłączając premiera. Ta koncepcja psuje rolę premiera w Polsce i jest wskutek tego złą”.
 
Wedle Grubera Kwiatkowski był to „człowiek nerwowy, ambitny, żarliwy dialektyk, z którym nie zawsze miało się pewność czy mówi szczerze; jako wychowanej szkoły jezuitów w Chyrowie nie zdołał zatrzeć otrzymanego od ojców treningu. Atakował, lecz nie doprowadzał do bitwy, wycofując się w porę jak harcownik. Wiedział kiedy trzeba śmiać się, a kiedy smucić i czynił to na zawołanie. W zgodzie z okolicznościami stosował słownik miodowy, bądź też umiał pchnąć cicho i celnie. Na ogół nie był lubiany, a Koc nienawidził go fanatycznie”.
 
Cdn.
 
 
 
 
 
 

4 komentarze

avatar użytkownika barbarawitkowska

1. Czy Mościcki

w ogóle coś sądził, czy zwyczajnie przewróciło mu się w głowie od niezasłużonych zaszczytów? I konstruował taki układ sił, żeby dalej grać pierwsze skrzypce?

avatar użytkownika godziemba

2. Barbarawitkowska

No cóz, Ignac po śmierci Marszałka, uwierzył, albo otoczenie mu to zasugerowało, iż jest w stanie zająć Jego miejsce.
Nie pierwszy to przypadek w historii i nie ostatni.
Wkrótce jednak pokazano mu gdzie jego miejsce - niestety Rydz także nie dorósł do funkcji przywódcy Polski.

Pozdrawiam

Godziemba
avatar użytkownika barbarawitkowska

3. Godziemba

pełna zgoda. Chciałoby się Sosnkowskiego.

avatar użytkownika godziemba

4. Barbarawitkowska

Ba. Średniaki nie lubią wybitnych jednostek.

Pozdrawiam

Godziemba