Zbankrutujemy Mongolię, czyli zrobieni w wielbłąda.

avatar użytkownika Ewaryst Fedorowicz

 

Kiedy przeczytałem na oficjalnym portalu Warszawy, że
 
„Urząd m.st. Warszawy gościł delegację Parlamentu i Rządu Mongolii.
Mongolscy urzędnicy uczestniczyli w spotkaniu, w trakcie którego przedstawiciele ratusza zaprezentowali dobre praktyki w zakresie zarządzania finansami Miasta, wiedziałem, że mam okazję do napisania najśmieszniejszego, ze wszystkich dotychczasowych wpisów na blogu.
 
Bo proszę sobie wyobrazić, iż Bogu ducha winnych Mongołów zapoznano „ze sposobem przygotowywania Wieloletniej Prognozy Finansowej w samorządach, konstrukcją budżetu, działaniami związanymi z poborem podatków i opłat oraz pozyskaniem niezbędnych środków na zadania inwestycyjne.”
 
Rzecz w tym, że eksperci z Portalu Samorządowego ostrzegają, że polskie duże miasta robią, co mogą, żeby nie przekroczyć 60-procentowego (zakazanego ustawą – przypis mój)  progu zadłużenia.
Zakładają spółki, które biorą na siebie zobowiązania samorządów, dzięki czemu, miasta swój faktyczny dług  ukrywają w spółkach.
 
Sześćdziesięcioprocentowa bariera pękłaby też w Warszawie. W stolicy 28 spółek, których miasto jest jedynym właścicielem, ma dziś 1,1 mld długów. To około  jednej piątej tego, co jest winne wierzycielom samo miasto.
 
Używając skrótu myślowego, Warszawa jest bankrutem, choć cieszącym się wyjątkowo dobrym samopoczuciem.
 
Czy można wysnuć z tej całej historii jakiś optymistyczny wniosek?
 
Ależ oczywiście! I to nawet dwa:
 
1. Mongołowie, zamiast do Warszawy, mogliby trafić do słynącego z gospodarności Poznania, który to Poznań zadłużony jest (oficjalnie) na 56% swoich dochodów , ale w miejskich spółkach ukrył – uwaga więcej, niż drugie tyle!, czyli jest bankrutem i obawiam się, że nie w sensie kolokwialnym.
 
Jeśli ktoś nie wierzy - służę cytatem:
 
„W Poznaniu pożyczki spółek komunalnych już w ub.r. były większe niż magistratu. O ile stolica wielkopolski była winna około 780 mln zł, to dwadzieścia spółek, w których ma udziały, już 939 mln zł.”
 
2. Pewnie Państwo nie wiecie, ale w 2008 roku w Mongolii żyło w sumie 43,3 mln sztuk tzw. kopytnych: koni, wielbłądów, krów, owiec i kóz, wobec tylko 2,7 miliona mieszkańców tego kraju.
 
Jest zatem realna szansa, że próbujący wprowadzić w Mongolii warszawskie dobre praktyki w zakresie zarządzania finansami zostaną wyniesieni na (przysłowiowych) kopach.
 

napisz pierwszy komentarz