Wieści z Leminggradu (9)

avatar użytkownika Łukasz Kołak

Leminggrad przygotowuje się do kolejnego wiekopomnego wydarzenia, a mianowicie spisu powszechnego. Jak wiemy z historii, taki spis może wydać niezwykle ważne, z perspektywy ogólnoludzkiej, owoce. Wszak podczas jednego z takich spisów narodził się Zbawiciel. Można, zatem szydzić z tego totalitarnego czy też, jak kto woli socjalistycznego obyczaju, jakim jest okazjonalne skontrolowanie przez rządzących strzyżonego przez nich bydła, zwanego dla niepoznaki społeczeństwem, ale pamiętajmy, że było ono konieczne, aby Pismom i Prorokom stało się zadość. Nie utyskujmy, zatem tylko popatrzmy, czego nasz obecny spis może nas nauczyć, jakie korzyści możemy z niego wyciągnąć.

 

     I oto jeszcze rachmistrze nie wyszli w teren, jeszcze nie posypały się pytania, a już zaktywizowali się śląscy autonomiści, wywołując kolejny w Leminggradzie temat zastępczy, dzięki któremu media mają, o co wypytywać zastępy swoich dyżurnych ekspertów oraz przywalać znienawidzonemu Kaczorowi, który po raz kolejny podszedł do tematu zbyt poważnie i zamiast skwitować problem śmiechem, zadął w jerychońskie trąby.

     Tymczasem paradoksalnie śląscy autonomiści pokazują nam, miłośnikom odbudowy niepodległej i suwerennej Polski drogę działania. Skoro nasze państwo jest sowiecką atrapą, rządzoną przez marionetki, którymi sterują funkcjonariusze komunistycznych służb, zarządzani z Kremla, to najlepszym wyjściem z tej patowej sytuacji byłoby ogłoszenie przez wszystkich obywateli, tej państwowej protezy, autonomii. Czyż to nie genialne? Odgrodzić się od biurokracji, gąszczy sprzecznych przepisów, wyrwać swój los z rąk Gadalni RP, czyli tzw. sejmu i senatu, szeregu zbędnych instytucji itd., itp. Każdy, nie tylko Ślązak lub Kaszuba, mógłby wywiesić na drzwiach i bramach tabliczkę z napisem: „Mieszkanie – autonomia Jana Kowalskiego, wejście tylko za okazaniem zaproszenia/wizy/paszportu” itp. Dzięki temu powrócilibyśmy do jakże pięknej idei sarmackiej wyrażającej się w haśle: „Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”. Nareszcie zrealizowalibyśmy niespełniony sen o społeczeństwie obywatelskim, o którym tyle mówili i pisali tacy wybitni myśliciele jak Tadeusz Mazowiecki czy Bronisław Geremek.

     Nie wiem czy aktywiści Ruchu Autonomii Śląska kierują się w swej działalności  takimi przesłankami. Być może zdają sobie sprawę z rzeczywistej sytuacji naszego nieszczęśliwego kraju i chcą pod płaszczykiem autonomii oddać się w opiekę Niuni Europejskiej, a co za tym idzie „zakamuflowanej opcji niemieckiej” – wszak wiemy, kto tam gra pierwsze skrzypce. Uciekają, zatem przed kryzysem, ZUSem i pułkownikiem Putinem pod skrzydła Adolfiny… znaczy się pardon! – Angeli. Ale nie domyślają się bidoki (tak chyba będzie biedaki po Śląsku?), że ta cała Niunia to „zakamuflowana opcja” neosowiecka? „Wspólny Europejski Dom”, o którym marzył tow. Gorbaczow w 1990 r.? A może rzeczywiście myślą, że autonomia ich uratuje przed zawieruchą, jaka może mieć miejsce w obliczu kryzysu finansów publicznych?

     Nie chce mi się bowiem wierzyć, że cały ten Ruch stworzony jest tylko po to, żeby walić w znienawidzonego Kaczora jak w bęben. No cóż, jakie są ukryte motywy, możemy się tylko domyślać. Jarosław Kaczyński moim zdaniem, nie powinien boczyć się, tylko zaapelować do śląskich autonomistów, aby zamiast odcinać się od reszty kraju, wsparli nurt niepodległościowy w walce o odzyskanie suwerenności państwowej. I obiecać, że w Odrodzonej Rzeczpospolitej tak jak w Rzeczpospolitej Obojga Narodów (w okresie „Złotego Wieku”) nie zabraknie wolności dla mniejszości narodowych. A resztę skwitować śmiechem.

 

 

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz