Moonwalker 2
Wiele rzeczy dotyczących maskirowki na Siewiernym udało się nam już dowiedzieć, część jednak wciąż pozostaje owiana mgłą tajemnicy. Na przykład to, 1) ile (jak dużo) materiału zarejestrował SW i w jakim przedziale czasu (ew. jakich przedziałach czasowych), 2) jak do tego doszło, że go zwolniono (czy i jeśli tak, to kto interweniował w jego sprawie) oraz, 3) co się stało z taśmą z nagraniami z 7 kwietnia 2010. Każda z tych spraw jest niezwykle ważna z wielu względów i do każdej się teraz odniosę, sprowokowany komentarzami Bogdana Czajkowskiego (http://freeyourmind.salon24.pl/287367,skrzydlata-orka#comment_4116407).
Kwestia pierwsza wyłania się w trakcie oglądania zarówno materiałów hotelowo-mgielnych, jak i księżycowych. Z tego, co zaobserwowałem z sejmowej relacji, SW ma swój sitcom „Mgła 0” w paru fragmentach (a nie w jednym pliku wideo), co już jest dość zaskakujące, skoro, jak twierdził, kamera rejestrowała bez przerwy przez „dwie godziny” (jeśli nie więcej, bo tu relacje SW są nieprecyzyjne). Poza tym na niektórych fragmentach wprowadzone są przez SW parametry czasowe (http://www.youtube.com/watch?v=ctNcvVAqLUk&feature=related 1h47'17'' materiału), a na niektórych nie (1h45'54'') (w momencie 1h47'13'' widać, jak SW przeszukuje jeden z folderów i są różne pliki wideo).
Sprawa tych parametrów, jak już kiedyś pisałem, wcale nie jest bagatelna, gdyż to „zegar kamery” SW stanowił dla „komisji Millera” swoisty „układ współrzędnych czasowych” dla zdarzeń z 10 Kwietnia. Sam SW takie wykorzystanie tego „zegara” potraktował z wyrozumiałością, tzn. podparł się autorytetem tejże „komisji”, która uznała, że „czas zegara” jest „bliski rzeczywistemu”. Diabli natomiast wiedzą, w jaki sposób ta „komisja”, nie mając żadnego, podkreślam, żadnego odniesienia do realnego czasu wydarzeń z Siewiernego, mogła oszacować to, że akurat „zegar SW” dostarcza wiarygodnych współrzędnych, podejrzewam jednak, że w „komisji” pracują tacy eksperci od „czasu absolutnego”, że jeszcze nie raz nas czymś pozytywnie zaskoczą. No bo przecież te parametry czasowe SW wprowadził ex post swojego nagrania, prawda?
Ta pierwsza kwestia pojawia się także w kontekście księżycowej wędrówki naszego moonwalkera, która udokumentowana jest w dwóch fragmentach: do (trzymając się sejmowej terminologii SW) „symbolicznego strzału drzewa” oraz po tym „symbolicznym strzale”. Montażysta zapewnia nas, że nie było tu żadnego długiego odstępu czasowego i zaklina się, że gdyby cokolwiek chciał montować, to „każdy jeden” mógłby mu powiedzieć, że materiał jest zmontowany i w ten sposób SW nie byłby wiarygodny.
Problem jednak w tym, że materiał rzeczywiście jest zmontowany. Przerwa w pracy kamery powoduje wszak, że materiał kręcony ostatnio traktowany jest jako plik A, zaś materiał kręcony później (bez względu na długość przedziału czasu), jako plik B i to w gestii operatora jest potem sklejenie tych dwóch fragmentów wideo w jeden film. Oczywiście, autor może coś skleić, może też nie kleić – na tym polega „wszechmoc” montażysty. Coś może być przed, coś po, coś pomiędzy jakimiś ujęciami. Każdy, kto miał do czynienia z układaniem filmowych sekwencji, wie dokładnie, o co mi chodzi – i wie też, że przy dzisiejszej komputerowej technologii, możliwości manipulacji materiałem filmowym są niemal nieograniczone. Poza tym (prezentowany nam jako oryginalny) księżycowy materiał SW nie ma, jak doskonale wiemy, JEDNEJ JEDYNEJ WERSJI, lecz przynajmniej kilka (nawet pod względem dźwiękowym – vide hasło „ja p... to nasz” (http://www.youtube.com/watch?v=YQUCTbg8rio&feature=related tu ta wersja niepełna, jeśli chodzi o migawki z zatrzymaniem SW, ale za to z hasłem ca. 2'24'')).
I teraz uwaga. Na dobrą sprawę materiał ten (ten oryginalny, sygnowany przez samego autora – wielkimi czerwonymi literami przeciągniętymi przez wszystkie kadry; już bardziej zrypać dokumentalnego materiału się nie dało, swoją drogą) poznaliśmy „w pewnej całości” dopiero w chwili jego zrzucenia przez SW przed jego słynnymi sejmowymi kazaniami! Wcześniej przecież znaliśmy fragmentaryczne tylko materiały – wycięte albo z TVP (http://www.youtube.com/watch?v=YQUCTbg8rio&feature=related) (http://www.youtube.com/watch?v=yifz6Se52kE), albo z ruskiej telewizji (http://www.youtube.com/watch?v=-kzDds7q3Xk), ale, podkreślmy, niedostępne w „oryginale” właśnie w całości (czyli z „symbolicznym strzałem drzewa”, z zatrzymaniem przez czekistów itd.). Nie mamy więc żadnej gwarancji, że prezentowany materiał nie został (czy to przez Rusków, czy to przez polskich fachowców od „dekonstrukcji” (niekoniecznie wojskowych, choć oni pewnie też czuwają nad mediami od czasu zamachu z 10 Kwietnia) zwyczajnie przykrojony w jakimś studiu czy wozie transmisyjnym z pewnych (jeszcze innych niż te, które znamy) ujęć czy kadrów.
Nie widać np. momentu dobiegania do pobojowiska przez SW (a przecież na filmie pojawiają się sceny, gdy montażysta pokazuje swoją rękę z częścią wraku i przedzieranie się wokół błotnistego terenu). Czyżby włączył on kamerę dopiero, gdy stanął przed kawałkiem usterzenia i w okolicach czarnej skrzynki, „która w rzeczywistości jest pomarańczowa”, jak nas parokrotnie zapewniał moonwalker? Przecież nikt go nie goni ani nie śledzi (od tej strony, od której SW spaceruje), nikogo w okolicy nie ma (przynajmniej nie słychać) – trzyma więc sobie kamerę pod pazuchą i dopiero po rekonesansie zony ją włącza? Przecież powinno być odwrotnie – wiedząc o grożącym niebezpieczeństwie („rosyjskie lotnisko wojskowe” - o czym też przypomina w sejmie wiele razy) powinien od razu „penetrować teren” obiektywem i zza drzew zbierać obraz tego, co się stało. Przygotował sobie drogę ewakuacji, zabezpieczył się, co do zapasowych kaset, wziął wygodne buty itd. i nie wie na dobrą sprawę, ile czasu ma w zanadrzu, zwłaszcza że, co najdziwniejsze: nie wziął dokumentów (na ruskim wojskowym terenie, gdzie psami ostrymi mogą poszczuć, bez dokumentów?, no ale mniejsza z tym na razie).
Ja na jego miejscu, to już od ul. Kutuzowa miałbym włączoną kamerę i pełznąłbym (od czasu do czasu czając się) między krzokami, by jak najwięcej uchwycić szczegółów katastrofy „małego wojskowego samolotu”, wiedząc, że w każdej chwili może być konieczność przerwania zapisu. Taką strategię podpowiadałaby wiedza nie tylko o ruskich „służbach”, lecz o tym, że skoro doszło do katastrofy, to teren może być bardzo niebezpieczny z powodu potencjalnego zagrożenia eksplozją paliwa, nagłym pożarem, runięciem jakiegoś złamanego konaru itd. Weźmy pod uwagę jeszcze to, że SW musi widzieć zrazu, że żadnych mundurowych na miejscu nie ma, a w oddali jedynie majaczy się jeden stary wóz strażacki i paru smętnych ludzi z wężami, więc tym łatwiej byłoby mu zacząć podczas podchodzenia filmowanie.
Tymczasem nasz bohater, jeśli wierzyć tym zdjęciom, które zrzucił na youtube (a zwłaszcza ich chronologii – już pisałem, że ten sam materiał jest wyemitowany (12.28 rus. czasu) w ruskiej telewizji od innej sekwencji kadrów, a w polskiej (10.27 pol. czasu) od innej), zaczyna kręcić dopiero stanąwszy przed usterzeniem (http://www.youtube.com/watch?v=iQ_5PrVDl9g). Pojawia się zatem pierwsze poważne pytanie: dlaczego materiału z Siewiernego jest tak mało? I drugie, nie mniej poważne: czy po drodze na pobojowisko SW nie widział jeszcze czegoś ważnego, interesującego, zaskakującego? Przecież od ul. Kutuzowa to jest całkiem sporo obszaru do przejścia. Nic tam nie było? Nie leżały żadne lotnicze szczątki? Szczątki te pojawiły się dopiero w tamtej błotnistej zonie? A co z drzewami, które ciął spadający samolot? Co z tym, co było „niszczone, tratowane”? Nie warto było tych wszystkich rzeczy sfilmować, zaczynając materiał? Zwłaszcza że w sejmie powie np. o „strefie zero”, że gdyby to widział, to by to nagrał (2h07') – a więc, że chciał zarejestrować jak najwięcej?
Na razie na te pytania odpowiedzi nie znamy – być może pojawią się one, gdy SW znowu zaszczyci zespół Macierewicza swoją obecnością i będzie równie wylewny, jak za pierwszym razem. Ta wizyta jest niezbędna, by uzyskać wiedzę o innej zagadkowej sprawie – jak to się stało, iż moonwalker SW schwytany przez Obcych został w ogóle po tym spektakularnym zatrzymaniu wypuszczony (http://freeyourmind.salon24.pl/283610,dark-side-of-the-moon)? Pomijam w tym momencie późniejszą przydatność SW jako koronnego świadka dla ruskiej narracji powypadkowej (http://freeyourmind.salon24.pl/284554,historia-lunochoda). Podczas tego drugiego przesłuchania należałoby poprosić świadka, by przegrał materiały z 10 Kwietnia, które zarejestrował i wyemitował je w chronologicznej kolejności (od pierwszych mgielnych kadrów po ostatnie na Księżycu) – w całości.
Nasz moonwalker opowiada bowiem tak: „Sam fakt, że wziąłem i aparat fot. z dużym zoomem i kamerę, która też ma spory zoom i co najmniej dwie kasety, była chęć dokumentowania tego, ale niestety, to, nie ma co się wdawać w dłuższą dyskusję, z Rosjanami nie ma dyskusji. Oni mówią „nie lzja” i to jest koniec rozmowy. Tym bardziej, że no owszem, na przykład z jakimś tam, powiedzmy sobie, podrzędnym czy z jakimś strażakiem (…) ale z oficerem FSB czy innej federalnej służby, którzy są nastawieni na jedno: zlikwidować zagrożenie czy zlikwidować przeszkodę – z nimi po prostu, mówiąc krótko, nie ma żadnej dyskusji” (nawiązując do pytań posłanki Zuby dot. tego, że to co najważniejsze nie zostało udokumentowane, ca. 2h02' materiału na youtube (http://www.youtube.com/watch?v=ctNcvVAqLUk&feature=related)).
I dalej to, co wydaje się najciekawsze: „To, że ja nie zostałem pobity, to, że nie trafiłem do jakiegoś więzienia czy jakiegoś aresztu... Nie wiem, czy to jest zrządzenie losu czy może akurat im się spodobałem, czy może byli na tyle uprzejmi (?? - przyp. F.Y.M.), czy może telefon tej znajomej, która wysłała mi sms-a i zadzwoniła do firmy, że jestem aresztowany ? Może to dzięki niej jestem teraz tutaj i nie siedzę gdzieś tam w jakimś łagrze czy jakimś rosyjskim więzieniu. Mówiąc, upraszczając całą sprawę (…) z Rosjanami nie ma dyskusji, a tym bardziej ze służbami...”
W wywiadzie dla „Rz” powie zaś 13 kwietnia tak: „(Dowiedziałem się o tragedii – przyp. F.Y.M.) Gdy już nieco opadły emocje i siedziałem w jednym z rosyjskich samochodów. Wtedy dostałem esemesa z Polski. Pomyślałem: rany boskie!”
(http://www.youtube.com/watch?v=yifz6Se52kE&feature=related 6'50'')
Oczywiście, mimo że ta tajemnicza (kobieca) postać kilkakrotnie przewija się w opowieści SW, nie wiemy dotąd, jak się nazywa. Nie wiemy więc, która z telewizyjnych koleżanek i o której dokładnie godzinie SW wysłała tego arcyważnego sms-a ani tym bardziej, czy (i o której godz.) „zadzwoniła do firmy” ws. aresztowania moonwalkera i w ten sposób zainterweniowała (a potem firma z kolei zainterweniowała u Rusków – ciekawe do kogo dzwoniąc – do ambasady, skoro z Ruskami był dzielny G. Cyganowski, który kazał moonwalkera zatrzymać i zniszczyć mu sprzęt?).
Skąd zresztą ta koleżanka by wiedziała, że SW został aresztowany? Chyba nie zdążył jej wysłać sms-a w momencie wpakowania do czekistowskiego „gazika” (ba, gdzie ten gazik stał, skoro na filmie go nie widać – za górami, za lasami?)? Później zaś SW był pilnowany i miał, jak opowiadał w sejmie, zakaz kontaktowania się z mediami, czy więc pozwolono mu nagle zawiadomić TVP o zatrzymaniu? Jeśliby więc nie zawiadomił, to przecież nikt by o jego aresztowaniu nie wiedział (i nawet nikt by SW nie szukał, nawet gdyby zniknął na 24h, skoro już wiedziano o tragedii i cały kraj był w szoku). No chyba, że napisał o tym aresztowaniu w odpowiedzi na sms-a koleżanki, ale przecież niedługo po nim miał zaprezentować „pustą taśmę” pułkownikowi FSB i zostać odwieziony do hotelu ze względu na zabłocone spodnie.
SW przypomina, że dziennikarzy z dachów okolicznych niskich budynków „ściągano prawie że pałkami” (ca. 2h05')) i dodaje „Ja się cieszę, że tych pał nie dostałem. Cieszę się, że jestem cały i zdrowy. Dlatego wie pani, pewnie, że jest taka chęć dokumentalisty, każdego normalnego reportera czy kogoś, nawet zwykłego człowieka. Ale po prostu, krótko mówiąc, nie ma z Rosjanami dyskusji w takiej sytuacji.” Tym bardziej więc zaskakuje spolegliwość, z jaką SW został na lotnisku potraktowany.
Tu wokoło mundurowi pałami niemalże rozganiają dziennikarzy, przewracają ich, szarpią, a akurat jednemu SW żadna krzywda się nie dzieje, mimo że jako jedyny przespacerował bez niczyjej bumagi i bez osobistych dokumentów całą zakazaną, pilnie strzeżoną, ruską zonę z kamerą w ręku. Być może gdyby jako zwykły gap zapodział się, wpadł do zony i się poszwendał po niej po głupiemu, jak pijak nocą po poligonie, to taki wariant scenariusza nieziemskich przygód moonwalkera byłby nawet do przyjęcia. No ale facet przecież ma wideo-dokument w ręku i to dokument bezlitośnie obnażający ruską maskirowkę. I FSB nie bierze go na przesłuchanie, by spytać: czemu nie ma paszportu, dla kogo pracuje, kto go przysłał, kto go poinformował o zdarzeniu, co i kogo widział po drodze itd.?
Jak wiemy na początku swych zeznań w sejmie SW wyraża przypuszczenie, że ruskie służby ukradły mu ten filmowy materiał i dlatego wideo z lądowania pierwszego Polaka na Księżycu trafiło do ruskiej telewizji. No ale przecież Ruscy mogli ten materiał wykorzystać jako uwiarygodniający katastrofę tupolewa z delegacją prezydencką tylko pod warunkiem, że sam SW taki nada temu materiałowi wideo i swojemu doświadczeniu na pobojowisku charakter. W jaki sposób? W taki, że po pierwsze w żadnym z wywiadów (mimo że ta konkluzja nasuwa się sama przez się) nigdy nie powie, że to, co widział, to NIE była katastrofa tupolewa. Nie powie, że to, co jest na Siewiernym, wygląda niezwykle podejrzanie. Nie powie, że na Siewiernym 10 Kwietnia po prostu w makabryczny sposób zainscenizowano katastrofę. Po drugie zaś, w swych późniejszych relacjach SW potraktuje swój film z Księżyca jako dokument „technicznej części” powypadkowej zony, w której to części „zrozumiałe jest”, że „nie ma” ciał, bagaży, foteli itd. (2h00'). W ten sposób jego opowieści, nieskładne i pełne zdumiewających wprost (jak na skalę tragedii) elementów nabiorą innego kształtu, będą po prostu relacjami zestresowanego niesamowitym zdarzeniem dokumentalisty.
SW mówi, że internauci nazwali „sowiecką nagonką” (ca. 2h06'34'') moment jego zatrzymania na pobojowisku, ale ja z tym określeniem spotkałem się dopiero w sejmowych opowieściach samego moonwalkera (E. Kruk zadając swoje pytanie montażyście dot. tego, czy stwierdza on, iż wizualizacje wędrówki SW odtwarzają jego trasę po Siewiernym - z tego, co się domyślam, odnosi się do dość powszechnie znanego, materiału opartego na migawkach SW (http://www.youtube.com/watch?v=yifz6Se52kE&feature=related), ale w nim dalibóg żadnej wzmianki o „sowieckiej nagonce” nie ma, o której wspomina SW). Chyba że jest w Sieci jeszcze jakaś inna rekonstrukcja odwołująca się do księżycowej wędrówki naszego montażysty.
Skoro jednak nawiązaliśmy do tego materiału, to przypomnę, że SW stojąc pod bramą (kiedy ten materiał był kręcony?) mówi (3'42''): „No bo wiem z Info, że niby to prezydencki samolot, ale chyba raczej nie było tam siedemdziesięciu czy iluś osób...” Czy to jest potwierdzenie sms-a z Polski od kogoś z redakcji TVP Info, czy też SW zamienił w międzyczasie z kimś parę słów, czy raczej SW odnosi się po prostu do telewizyjnej relacji TVP Info, którą mógł zobaczyć np. w wozie transmisyjnym po wyjściu z hotelu (i „doprowadzeniu się do porządku”)? Ale mówi on jeszcze jedną intrygującą rzecz: „Zobaczyłem, że jakaś blokada, to wiesz, biegiem przez to, a tu się nie da przejść, bo tu jest błoto, mokradła... Jakby nie to, że się..., że wpadłem w błoto, to bym im uciekł i z drugiej strony zrobił zdjęcia. (…) Może po prostu nie zdążyłem jeszcze tam dojść” (gdzie były ciała i rzeczy ofiar – przyp. F.Y.M.). W podobnym tonie są inne jego relacje, które podlegają korekcie ex post.
O blokadzie, a nawet okrążeniu, mówi SW podczas sejmowych zeznań, odtwarzając swoje przygotowania do wyprawy na Księżyc: „Zanim się ubrałem, bo byłem w stroju takim dość niekompletnym (przy otwartym oknie w chłodny, mglisty poranek? - przyp. F.Y.M.), ale pamiętam, że działałem tak w pewnym sensie tak metodycznie. Kaseta jest? Druga jest? Zapasowy akumulator jest? Aparat jest? Akumulatory są. W drogę. Akurat założyłem półbuty, bo było najwygodniej. No i biegiem. No i człowiek pobiegł tam z ciekawości... No... najpierw idę, później biegnę, bo nie wiem... To jednak jest rosyjskie lotnisko – a jak mi coś się stanie? No, dlatego właśnie wziąłem tą kasetę i z tą... dlatego też i chciałem iść tą drogą, powiedzmy, leśną, że jest ewentualnie gdzie uciekać. Ale nie wpadłem na pomysł, że będą akurat... mnie otoczą ze wszystkich stron”. Pytanie: kiedy i gdzie ta blokada czy to „otoczenie” naszego montażysty było, bo zdaje się, że został capnięty przez jednego lub dwóch gostków, gdy zaczął się zbliżać do strefy Koli.
We wspomnianym już wywiadzie dla „Rz” (http://www.youtube.com/watch?v=yifz6Se52kE&feature=related 6'40'') dodaje a propos zatrzymania: „W międzyczasie widziałem, że przez las od strony lotniska przybiegło kilku naszych dyplomatów w garniturach”. To poniekąd kłóci się z tym, co zeznawał M. Wierzchowski, twierdzący, że był przed SW i przed strażą pożarną na pobojowisku (http://freeyourmind.salon24.pl/286238,w-ruskiej-zonie#comment_4096782) (http://freeyourmind.salon24.pl/286238,w-ruskiej-zonie#comment_4096900), ale też z tym faktem, o którym poinformował ze szczegółami opinię publiczną SW podczas zeznań sejmowych, tzn. z aktywnością polskiego dyplomaty wydającego dyspozycje czekistom (ws. zatrzymania montażysty i zniszczenia jego materiałów) i będącego w swoistym orszaku powitalnym czekającym na SW.
I kwestia ostatnia z zaznaczonych na wstępie mojego posta - 7 kwietnia. Dziennikarze, których przywoływałem za pierwszą „smoleńską” „Misją specjalną” (http://freeyourmind.salon24.pl/286565,lotnisko-2), nie mieli pojęcia, że w pobliżu hotelu jest TO lotnisko. Zakładając, że faktycznie czekiści dopilnowali, by lądowanie Tuska i Putina odbyło się tak dyskretnie, by jacyś niepowołani przedstawiciele mediów nie mieli wstępu na Siewiernyj, tylko czekali cierpliwie w Lasku Katyńskim na warszawsko-moskiewskie pojednanie, to skąd w takim razie SW wiedział, że to TO lotnisko? A o tym, że wiedział, świadczy fakt, że moonwalker osobiście, choć wyłącznie dla swych prywatnych potrzeb, gdyż materiału nie przekazał telewizji, rejestrował ze swego hotelowego okna „lądowania premierów”, tak jak „dwa dni później”, lądowania niewidzialnego iła-76 („przecież tu jest podejście” 1h32') i „skrzydlatą orkę”. Jak sam twierdzi, nikt mu 10 Kwietnia nie mówił ani nikt SW nie zawiadomił w jakiś inny sposób – mailowo czy telefonicznie (1h38'), z którego kierunku ma być lądowanie „prezydenckiego tupolewa”. No ale jak było z 7 kwietnia? Też nikt nie mówił ani nie zawiadomił?
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz